1. Jak najlepsze pierwsze wrażenie
- Aria?
Wysoki wąsacz w średnim wieku uśmiechał się do mnie nieśmiało. Miał ciemną karnację i miłe zmarszczki tuż przy ustach i wokół intensywnie orzechowych oczu, co oznaczało że na pewno dużo się w życiu śmiał. To był dobry znak i najlepszy możliwy objaw starzenia się. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę.
- Pan Montgomery?- spytałam dla pewności, chociaż mężczyzna przede mną był zdecydowanie tą samą osobą, której zdjęcia widniało na mojej umowie z programem Au Pair.
Skinął głową potwierdzając i wyciągnął do mnie dłoń, którą szybko uścisnęłam. Miał silny i pewny uścisk. Następnie schowałam dłonie za siebie i wyprostowałam się, starając się zapanować nad szybkim biciem mojego serca. Stresowałam się. Chciałam wypaść jak najlepiej przed rodziną, która mnie gościła, a poza tym dobrze wiedziałam jak ważne jest pierwsze wrażenie.
- Miło mi cię poznać, moja droga.- jego południowy akcent był tak mocny, że ledwo go zrozumiałam.- Bardzo cię proszę, mów mi Dan.
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się szeroko, kiwając głową na potwierdzenie.
- Jak tam twój lot? Mam nadzieję, że minął w miarę szybko?- mężczyzna zapytał, po czym odchylił rękaw idealnie skrojonej marynarki, żeby sprawdzić godzinę na swoim srebrnym zegarku.
- Tak, upłynął całkiem szybko. I bez większych komplikacji.- odpowiedziałam, chociaż nie do końca tak było.
Całe dziewięć godzin w przestworzach siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się spotkania z rodziną z którą miałam spędzić następne trzy miesiące. Nie mogłam zmrużyć oka nawet na chwilkę, mimo że wiedziałam, że powinnam. Różnica czasowa w mojej rodzinnej Anglii i Ameryce była całkiem duża i czułam, że powinnam przygotować swój organizm na nadchodzący jet lag, jednak podekscytowanie moją przeprowadzką było tak duże, że nie potrafiłabym zdrzemnąć się nawet na moment.
Teraz jednak nie czułam żadnego zmęczenia, a adrenalina przejęła kontrolę nad moją potrzebą snu, mimo że w Londynie był już środek nocy.
- Cieszę się. Mateo czeka na nas w samochodzie, chodźmy. Bardzo chce cię już poznać.- Dan uśmiechnął się lekko, po czym wskazał na parking za oszkloną ścianą lotniska.
W umowie, którą podpisałam, wyczytałam, że moim obowiązkiem będzie zajmowanie się dwójką dzieci Dan'a- dziesięcioletnim Mateo i czternastoletnią Millie. Dziewczynka musiała nie przyjechać na lotnisko. Byłam ciekawa z jakiego powodu.
Mężczyzna bez pytania przejął ode mnie moją dużą walizkę i podręczną torbę, którą zarzucił sobie bez problemu na ramię, tak jakby wcale nie ważyła kilkunastu dobrych kilo. Następnie wskazał dłonią drogę, a ja ruszyłam za nim, próbując dorównać mu tempa. Przedzieraliśmy się przez tłumy ludzi na wielkiej hali przylotów, a we mnie narastała coraz większa ekscytacja.
- Mateo nie mógł się doczekać, aż przyjedziesz.- Dan spojrzał na mnie przez ramię, wciąż taranując dla mnie drogę i unikając zderzenia z innymi ludźmi na lotnisku.- Jest trochę nieśmiały, więc nie przejmuj się, jeśli zbyt wiele nie będzie mówił na początku. Potrzebuje chwili, żeby się otworzyć przed kimś nowym, ale wierz mi, jest bardzo podekscytowany z powodu twojego przyjazdu.
Skinęłam głową, uśmiechając się lekko. Ja również czułam narastające podekscytowanie., chociaż równocześnie coś ściskało mi się w żołądku ze stresu. Mój przyjazd do Stanów był zdecydowanie bardzo impulsywny i chyba wciąż jeszcze do końca nie przetrawiłam tej decyzji. Dan wydawał się być bardzo gościnny i miałam ogromną nadzieję, że jego dzieci będą dla mnie równie uprzejme. To przecież nimi miałam zajmować się całe wakacje. Zależało mi, aby przyjęły mnie jak najlepiej.
Wyszliśmy na dwór, gdzie otoczyło mnie ciepłe, wilgotne powietrze. Na parkingu panował duży hałas, taksówki trąbiły na nieuważnych przechodniów, ludzie rzucali się sobie w objęcia, a inni biegli jak na stracenie w stronę hali odlotów, cali w rumieńcach, targając za sobą ogromne bagaże.
Dan podszedł szybkim krokiem do dużego, czarnego jeepa i otworzył bagażnik, po czym jednym sprawnym ruchem wrzucił tam moją walizkę i torbę. Następnie skierował się do przodu i otworzył dla mnie drzwi od strony pasażera. Prawdziwy dżentelmen, pomyślałam sobie i wskoczyłam na czarny, skórzany fotel. Gdy mężczyzna zamknął za mną drzwi, do moich nozdrzy od razu dobiegł zapach absolutnej czystości. Rozejrzałam się szybko wokół siebie. W środku było tak sterylnie czysto, że przez chwilę zastanowiłam się czy ten samochód właśnie nie wyjechał z salonu.
- Dzień dobry, proszę pani.- usłyszałam słaby głosik dochodzący z tyłu samochodu, więc przekręciłam głowę w bok i spojrzałam za siebie.
Moim oczom ukazał się mały, uroczy chłopiec, siedzący po turecku w czarnym foteliku samochodowym.
Miał jasne, proste włosy, które wpadały mu do pięknych brązowych oczu. Zdecydowanie odziedziczył kolor tęczówek po swoim tacie. Jego blada cera i chudziutkie ciałko sprawiały, że wydawał się bardzo kruchy. Siedział w foteliku dla dzieci a na kolankach leżały mu trzy dziwaczne kostki rubika, każda o zupełnie innym, trójwymiarowym kształcie. Wyglądał bardzo dziecinnie i jedynie jego przenikliwy wzrok przecinający mnie na wskroś pozwalał mi przypuszczać, że kryje się w nim dojrzały, młody człowiek.
- Jesteś Mateo, prawda?- wyciągnęłam do niego rękę, a chłopczyk dotknął jej delikatnie, jak gdyby bał się mnie uścisnąć.
Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, co przyjął dobrze, wysyłając mi nieśmiały uśmieszek i czerwieniąc się lekko na policzkach. Pokiwał kilkakrotnie główką dla potwierdzenia, a w tym czasie Dan usadowił się na miejscu kierowcy i zapinając błyskawicznie pas ruszył porywczo do przodu.
- Niezwykle miło mi cię poznać. Ja nazywam się Aria. Ile masz lat?- zadałam kolejne pytanie.
Chłopczyk podniósł dwie chude rączki i otworzył dłonie ukazując przede mną rząd dziesięciu palców. Pokiwałam głową.
- Całkiem dużo.- uznałam i uśmiechając się dalej chwyciłam się mocniej poręczy przy moim fotelu, bo Dan wpadł gwałtownie w zakręt. Na chłopcu nie zrobiło to jednak większego wrażenia i wciąż wpatrywał się we mnie z tym samym wyrazem twarzy, który zdradzał zaintrygowanie pomieszane ze wstydem.
-Potrafisz ułożyć kostkę?- Mateo wydukał w końcu niemrawo, a ja spojrzałam na układanki logiczne na jego nogach, po czym cmoknęłam i wzruszyłam ramionami.
- Niestety nie. Ale mam przeczucie, że ty umiesz i to całkiem nieźle.- zaśmiałam się, puszczając mu oczko.
Chłopczyk pokiwał główką entuzjastycznie, ale nic nie odpowiedział. Podniósł jedną z dziwacznych, nieforemnych kostek i w kilkanaście sekund złożył ją do perfekcyjnego ustawienia, po czym spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Rzuciłam mu spojrzenie pełne uznania, na co on parsknął lekko śmiechem i machnął rączką, jak gdyby było to zupełnie prymitywne zadanie, a następnie zajął się już innymi kostkami.
- Tak jak mówiłem..- Dan zwrócił się do mnie ściszonym głosem, który jednak nie był potrzebny- jego syn wydawał się być zupełnie pochłonięty swoimi układankami i nie zwracał uwagi ani na nas, ani na cały świat wokół niego.
Odwróciłam się więc do przodu i spojrzałam na kierowcę.
- Jest nieśmiały. Ale jestem pewien, że niedługo się otworzy. Daj mu tylko trochę czasu.
- Wydaje się być bardzo fajnym chłopcem. Myślę, że na spokojnie sobie poradzimy.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco, czując gdzieś w środku, że rzeczywiście tak będzie.
Przejeżdżaliśmy właśnie przez usługowe centrum miasta. Zza okien zaczęły ukazywać się wysokie, szklane wieżowce wspinające się do nieba. Dookoła rozsiane były sklepy, restauracje i śliczne, kolorowe kawiarnie. Na ulicach było mnóstwo ludzi w każdym wieku. Wydawało się, że to tutaj jest serce życia społecznego tego miasta. Po chwili wjechaliśmy już na obwodnice i zaczęliśmy oddalać się od centrum. Dan przyspieszył. Jechał najszybciej na drodze i wyprzedzał praktycznie każdy samochód jaki mijaliśmy.
- Z Mateo nie będziesz miała problemu.- mężczyzna zwrócił się do mnie ponownie, drapiąc się przy tym po krótkiej brodzie i na chwile puszczając zupełnie kierownicę, co sprawiło, że serce zaczęło mi bić troszeczkę szybciej.- Jest spokojny. Czasem jedynie fiksuje się na punkcie jakiegoś tematu. Aktualnie interesuje się biologią i wszystkim co się porusza, więc od razu ostrzegam, że może zadawać specyficzne pytania. Oprócz tego, zazwyczaj Mateo jest w swoim świecie.- Dan spojrzał w lusterko wsteczne i uśmiechnął się, widząc w nim synka całkowicie pochłoniętego układankami logicznymi.- Ale moje drugie dziecko.. Millie.. No cóż, o niej niestety nie mogę powiedzieć tego samego.
Spojrzałam na niego pytająco, po czym złapałam się za krawędź siedzenia, bo Dan przejechał właśnie na żółtym świetle.
- Jest nastolatką, prawda?- spytałam.
- Tak. I niestety ostatnio ma gorszy okres..- mężczyzna odchrząknął.- Mam nadzieję, że nie będzie sprawiać ci wielu kłopotów, ale wolę cię ostrzec już teraz, że zrobiła się ostatnio bardzo opryskliwa. Często woli przebywać sama. Nie ma najlepszego nastawienia. Właściwie do nikogo i do niczego.
Pokiwałam głową w zrozumieniu. Skoro Millie miała czternaście lat to zapewne było to spowodowane dorastaniem. Dobrze wiedziałam co to znaczy przechodzić przez bunt nastoletni. Sama go przecież niedawno przeżywałam.
- Jeśli będzie ci z nią zbyt ciężko lub za bardzo będzie dawać ci się we znaki, zawsze możesz ze mną porozmawiać. Muszę ci przyznać, że pierwszy raz zatrudniam kogoś z Au Pair. Chciałbym przede wszystkim, żebyś czuła się u nas jak najbardziej komfortowo i żeby te doświadczenie były dla ciebie miłe. I mam nadzieję, że Millie tego nie zniszczy.- mężczyzna zaśmiał się pod koniec, ale w jego śmiechu można było wyczuć przebijające się nerwowe nuty.
To nie zwiastowało niczego dobrego, ale starałam się zachować pozytywne nastawienie.
- To dla mnie również pierwszy raz.- przyznałam, odgarniając kosmyk włosów, który właśnie wpadł mi do oka i na chwilę się zamyślając.
- Co właściwie skłoniło cię do wyjazdu?- Dan spytał po chwili, a ja przełknęłam głośno ślinę, czerwieniąc się automatycznie i dziękując w duchu, że mężczyzna patrzy akurat na jezdnie i tego nie widzi.
Nie mogłam powiedzieć mu przecież prawdy.
- Chciałam wyjechać przed studiami i troszkę zarobić, a dodatkowo nigdy nie byłam w Ameryce.- przyznałam po chwili namysłu.- Reklama Au Pair wyskoczyła mi gdzieś w internecie, a ja od razu zrozumiałam, że jest to idealna praca na wakacje. A co skłoniło pana? To znaczy.. A ciebie?- poprawiłam się szybko, chcąc zmienić temat moich motywacji do wyjazdu.
- Jak pewnie już wiesz mam swoją kancelarię prawną.- kiwnęłam głową na potwierdzenie.
Rzeczywiście, ta informacja również pojawiła się w naszej umowie. Pozwoliłam sobie nawet wygooglować kancelarię Dana, dzięki czemu wiedziałam również, że jest on bardzo szanowanym i rozpoznawalnym prawnikiem w okolicy.
- Ostatnimi czasy mam więcej na głowie.- mężczyzna ciągnął dalej.- Trochę nie radzę sobie sam z dziećmi, a mój najstarszy syn przeprowadził się właśnie do centrum miasta na okres studiów. Potrzebowałem więc pomocy..
Wypowiedź mojego kierowcy przerwał dzwonek telefonu. Numer wyświetlił się na małym ekranie przed nami, a Dan widząc go cmoknął z niezadowolenia.
- Przepraszam cię najmocniej, ale muszę odebrać.- powiedział, a ja pokiwałam w zrozumieniu. Mężczyzna odebrał, po czym zatopił się w rozmowę z klientem ze swojej kancelarii.
Nic nie rozumiałam z tego prawniczego bełkotu, więc wyjrzałam w międzyczasie przez okno i podziwiałam po prostu widoki.
Skręcaliśmy właśnie w małą uliczkę, a przed nami zaczęły pojawiać się różnej wielkości domy. Zaskoczyło mnie to, jak bardzo różniły się między sobą nie tylko stylem i wykończeniem, ale również rozmiarami. Niektóre z nich były małe, parterowe i bardzo skromne, należące raczej do ludzi z klasy średniej lub niższej. Inne, stojące tuż obok były ogromne i nowoczesne, otoczone pięknymi, idealne skoszonymi ogrodami i zadbanym ogródkiem. Mieszanka styli i architektury wręcz biła po oczach, ale mimo to wszystko to jakoś ze sobą współgrało, a okolica wydawała się być bardzo przyjemna.
Po kilku minutach samochód wreszcie zatrzymał się, a Dan wjechał na posesję dwupiętrowego ceglanego domu, parkując samochód tuż przy wyjeździe na uliczkę. Zafascynowana patrzyłam na wielki budynek przed nami i nie mogłam wyjść z podziwu. Dom, w którym właśnie miałam zamieszkać zdecydowanie należał do tych bardziej ekskluzywnych na tym osiedlu.
Wygramoliłam się z samochodu i spojrzałam jeszcze raz uważnie na wielką budowlę przede mną. Dom był po prostu przepiękny.
Zbudowany z ciemno-pomarańczowej cegły i z licznymi, wysokimi oknami w białych oprawach, przypominał mi połączenie dworku na wsi z nowoczesnym designem. Dom był bardzo symetryczny, a na samym środku znajdowały się dwuskrzydłowe białe drzwi, które z obydwu stron okalały strzeliste filary w tym samym kolorze. Wokół budynku ustanowione w rządku latarnie idealnie oświetlały strukturę domu, nadając mu przy tym dostojności. W samym środku domu jednak prawie wszystkie okna były ciemne. Jedno światło świeciło się jedynie w pokoju na pierwszym piętrze.
Dan wyjął moją walizkę i nawet nie chciał słuchać o tym, żebym mu pomogła. Chciałam przejąć od niego przynajmniej torbę, ale w międzyczasie podbiegł do mnie Mateo i pociągnął mnie lekko za rękaw w stronę domu, nic przy tym nie mówiąc. Weszliśmy razem do środka.
Znaleźliśmy się w przestronnym holu z którego można było wejść po schodach na górę albo wejść od razu do przestronnego salonu, co uczyniliśmy.
Pierwszym co zarejestrowałam było to, że było tu bardzo dużo wolnej przestrzeni. Kilka foteli, kanapa i ogromny, drewniany regał z książkami wypełniały prawie całkowicie pomieszczenie. To, co od razu mnie zaskoczyło, to fakt że nie zlokalizowałam tutaj telewizora. Zamiast tego, jego klasyczne miejsce naprzeciw kanapy zajęło piękne wnękowe okno z widokiem na idealnie zadbany ogród. Tuż obok okna zdążyłam zauważyć wejście do minimalistycznej białej kuchni, ale nie miałam zbyt wiele czasu na kontemplowanie jej wystroju, gdyż Dan przywołał mnie do siebie z holu.
Wyszłam z salonu i podeszłam do mężczyzny, który stał właśnie przy wejściu na pierwsze piętro.
- Millie!- Dan złapał się za drewnianą barierkę przy schodach, prowadzącą do góry i krzyknął doniośle.
Gdy po kilku sekundach nie dostał żadnej odpowiedzi, mężczyzna cmoknął niezadowolony, po czym podrapał się po delikatnym zaroście i spojrzał na mnie przepraszająco, wyrzucając ręce do góry.
- Czasem muszę się powtórzyć..- powiedział obronnie i uśmiechnął się delikatnie, ale po jego oczach widziałam, że robi się zniecierpliwiony.
- Millie!! Proszę, zejdź tutaj! Teraz!
Jak na zawołanie, coś skrzypnęło na piętrze. Dźwięk przypominał mi otwieranie drewnianych drzwi.
- Teraz nie mogę!- usłyszeliśmy z góry niski głos dziewczęcy, który nawet z tak dalekiej odległości wydawał się być nasycony wielkim zirytowaniem.
Zaczęłam czuć obawę, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Możesz! Zejdź! Natychmiast! To zajmie tylko chwilę.- Dan nie dawał za wygraną, ale uśmiech zszedł już z jego twarzy, na której aktualnie pojawiło się zniecierpliwienie.
Wpatrywał się w schody i wyczekiwał. Już myślałam, że nie doczeka się żadnej odpowiedzi, kiedy nagle dziewczyna znowu dała o sobie znać.
- Jezu..- dało się słyszeć z góry całkiem głośne westchnięcie, po czym nagle, na samym szczycie schodów pojawiła się mała, czarna postać.
Millie zeszła szybko kilka schodków w dół, po czym zatrzymała się gdzieś w połowie, nie racząc nas nawet słowami powitania.
Była ubrana w króciutką, fioletową spódniczkę w czarną kratę, w którą wsadziła białą, oversizową koszulę. Miała na sobie długie podkolanówki i krawat w kolorze spódniczki, co całkiem ładnie się ze sobą komponowało. Nie mogłam zbyt dużo kontemplować nad jej urodą, ponieważ prawie cała jej twarz była zasłonięta przez czarne jak smoła, okalające z każdej strony, kręcone włosy. Spod gęstej grzywki wyłaniało się jedynie jedno oko, tak mocno podkreślone czarnym eyelinerem, że na samą myśl o wykonaniu tego makijażu, zaszczypała mnie powieka.
- Mam czternaście lat. Tłumaczyłam ci już, że nie potrzebuję żadnej niańki. Zwłaszcza takiej, która jest prawie w moim wieku. Przecież to chore!- dziewczyna wybuchła, po czym zlustrowała mnie szybkim, zdegustowanym spojrzeniem, wywracając przy tym oczami, a ja poczułam, jakby wbiła mi małą igiełkę w klatkę piersiową.
Zaczerwieniłam się na twarzy, oblał mnie nagle gorący pot. Uciekłam od niej wzrokiem i nie wiedziałam czy powinnam coś powiedzieć, czy powinnam się przywitać, czy może powinnam po prostu się ulotnić.
Byłam jedynie pewna jednej przykrej rzeczy- nie byłam tutaj do końca mile widziana. Na pewno nie przez wszystkich.
- Millie.. Proszę cię, uspokój się i przynajmniej postaraj się być milsza.- Dan skarcił córkę i potarł swoje skronie, cmokając z niezadowolenia.
Następnie wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie pokrzepiająco. Położył na chwilę dłoń na moim ramieniu, a drugą wskazał moją postać, odwracając się z powrotem do Millie.
- To Aria.- powiedział, przybierając ponownie uśmiech, który nieco już zbladł. Ja również spróbowałam nieznacznie się uśmiechnąć.- Nie będzie twoją niańką, jak to pięknie ubrałaś w słowa, a jedynie zaopiekuję się przede wszystkim Mateo pod moją nieobecność. Jak wiesz, potrzebuję ostatnio pomocy, mam bardzo dużo na głowie. Mam nadzieję, że nie będziesz mi dokładać kolejnych zmartwień i problemów?
Dziewczynka zostawiła go bez odpowiedzi i nie poruszyła się nawet o milimetr, wciąż na nas nie patrząc, więc Dan kontynuował:
- Poznałem już Arię i sądzę, że jest bardzo fajną i miłą dziewczyną. Myślę, że jeśli postarasz się być trochę bardziej otwarta, to znajdziecie wspólny język i się polubicie.. Tylko musisz wykazać choć odrobinę chęci.
Millie prychnęła trochę zbyt głośno, żeby uznać to za naturalny odruch, po czym założyła bojowo ręce na klatce piersiowej.
Pomyślałam, że to dobry moment na włączenie się w tą dyskusję.
- Jeśli będziesz miała ochotę możemy coś razem porobić, żeby się zapoznać. Pójść razem do kina czy obejrzeć coś w domu.- powiedziałam, siląc się na uśmiech.- Oczywiście do niczego nie zmuszam, ale myślę, że pewnie mamy ze sobą wiele wspólnego.
Dziewczynka skrzywiła się ostentacyjnie, mrużąc oczy i wpatrując się we mnie jak w kompletną idiotkę. Odchrząknęłam, bo w gardle zaczęła robić mi się mała gula ze stresu.
- Może chciałabyś dzisiaj coś pooglądać...- zaczęłam ponownie, ale nie dane było mi skończyć.
- Po prostu daj mi spokój.- dziewczynka przerwała mi w pół zdania, a ja walczyłam z tym, żeby nie otworzyć szeroko ust w szoku.
Zalałam się rumieńcem, poczułam jak wypieki zajmują mi całą twarz.
- Millie!- Dan podniósł głos, ale dziewczynka odwróciła się na pięcie i szybko przeskoczyła kilka schodków w górę, po czym skręciła w lewo na korytarzu.
Usłyszeliśmy jedynie trzask mocno zamykanych drzwi, a następnie odgłosy dziwnej, popowej muzyki.
- Cholera. Czułem, że nie przyjmie tego pozytywnie, ale tego się nie spodziewałem. Przepraszam cię, Aria. To nie twoja wina. Ona ma taki okres. Jest taka dla każdego.- Dan zwrócił się w moją stronę, wykrzywiając się w grymasie niezadowolenia i rezygnacji.
Być może miał rację. Ale ja w środku już zaczęłam odczuwać nieprzyjemne emocje związane z odrzuceniem.
- Proszę.. Proszę, nie przejmuj się. Na pewno jakoś sobie poradzimy.- wydukałam.- Millie chyba potrzebuje czasu.
- Tak.. Też mi się tak wydaje. Ja.. To znaczy, mam nadzieję, że niedługo jej przejdzie, a to wszystko jest spowodowane jedynie jej buntowniczym wiekiem. Może nie wygląda to obiecująco ale myślę, że możesz do niej dotrzeć.- mężczyzna wpatrywał się we mnie wyczekująco, jak gdyby potrzebował potwierdzenia.
- Też na to liczę.- powiedziałam w końcu, a Dan uśmiechnął się delikatnie w wyrazie ulgi.
Przełknęłam gulę w gardle i zagryzłam policzek od wewnętrznej strony, również siląc się na uśmiech. Gdzieś głęboko w klatce piersiowej poczułam ucisk. Ta relacja zapowiadała się wyboiście. I nie miałam pewności, czy byłam na to gotowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro