Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Mleko, gitara i inne Cortyguardy

Brązwooki mężczyzna sunął właśnie po lodzie. Nie zwracał na nic uwagi, słuchawki w uszach doskonale zagłuszały wszystkie dźwięki dochodzące z korytarza Ice Castle. Jeździł tak bez większego celu, tak po prostu. By pomyśleć, poukładać sobie rzeczy w głowie. Chciałby by ta cała sytuacja była zwykłym snem, który niedługo się skończy, a on obudzi się w swoim łóżku w Yu-topii. Jednak nie był to senny koszmar, a rzeczywistość, co dobijało go jeszcze bardziej. Mimo, że nogi strasznie go bolały od mocno zawiązanych sznurowadeł u łyżew, mimo, że ręcę miał zimne jakby właśnie wrócił z Syberii na którą pojechał w hawajskiej koszuli z krótkim rękawem. Nie chciał wracać, do tego wszystkiego. Był słaby, za słaby na to by walczyć. Zawiódł wszystkich, a przede wszystkim samego siebie. Był tak blisko swych marzeń, a zmarnował tę okazję prze..

-Yuri! Zaraz muszę zamknąć, naprawdę. Wróć już do domu.

Głos Yuuko jakimś cudem dotarł do uszy bruneta. Zatrzymał się na środku taflii i spojrzał na nią nieobecnym, ale smutnym wzrokiem. Zaczął kierować się do bandy, a z jego każdym następnym ruchem, serce Japonki krajajo się coraz bardziej. Nie umiała patrzeć na swojego przyjaciela, w takim stanie. Załamanego, wyniszczonego przez świat. Zdecydowanie nie zasługiwał na to, w końcu był najmilszym człowiekiem jakiego znała. Odziedziczył usposobienie do ludzi po swojej matce, która zawsze była chętna do pomocy.

-Daj mi, dziesięć minut.

Powiedział wyjątkowo chłodnym jak na niego tonem, na co ta jedynie pokiwała słabo głową i odeszła wzdłuż holu.

Nie minęła nawet godzina, a Katsuki już był w Yu-topii. Ze spuszczoną głową wszedł do salonu gdzie nie zwrócił uwagi na trójkę gapiów i jednego psa. Najzwyczajniej w świecie poszedł do kuchni, wyjął mleko z lodówki i nalał go sobie do kubka po czym przyłożył naczynie do ust i zaczął pić. Niestety chciał to zrobić tak szybko, że strużka białej cieczy spłynęła po jego brodzie, więc szybko starł ją rękawem koszulki. Całej tej sytuacji przypatrywał się zachwycony Rosjanin.

Bożyszcz wielu kobiet na całym świecie, jak i pewnie nie jednego mężczyzny. Kiedy tylko zobaczył cieknące mleko na brodzie Japończyka jego myśli zeszły na bardzo niewłaściwy tor. Jeszcze jakieś pięć minut wcześniej rozmawiał z Hiroko i Mari na temat tego nieśmiałego chłopaka, który w ogóle na takiego nie wyglądał.

Czarne włosy zaczesane do tyłu, jednak znalazło się kilka niesfornie opadających kosmyków. Okulary nie znajdowały się o dziwo na nosie, a były dziarsko przewieszone na kołnierzu koszulki która opinała jego klatkę piersiową. W ogóle nie wyglądał na kogoś kto miał być strasznie nieśmiały i nie pewny siebie. Wyglądał raczej na mężczyznę konkretnego, wiedzącego czego chce w danym momencie, mężczyznę na którego leciała pewnie większość kobiet w Hasetsu, co szczególnie go dobijało. Do tego to mleko, dodające swoistej pikanterii do myśli Rosjanina na tyle, że był wstanie wyobrazić sobie młodego Katsukiego w czarnych slipach.

"Jeżeli on jest tak seksowny nawet przy piciu zwykłego mleka, to jeżeli zgodzi się bym go trenował, najprawdopodobniej zejdę na palpitację serca. Jakim cudem nie widziałem go na żadnej okładce Vogue, albo innego czasopisma?"

Jednak Victor nie przyjechał do Hasetsu po to by tylko podziwiać niesamowitą urodę Yuriego, a po to by go trenować, więc wypadałoby zrobić jakiś krok w tym kierunku.

-Witaj, Yuri.

Odezwał się w końcu Victor, tym samym przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę. Japończyk spojrzał niepewnie w stronę z której dobiegał ów głos i o mało co nie udusił się przełykanym w tamtym momencie mlekiem.

Sam Victor Nikiforov, ten sam którego podziwiał od tak dawna, ten sam którego starał się dogonić jednak bez większych efektów. Ubrany w zwykłą zieloną yukatę, której jedna część mimowolnie osunęła się z jego lewego ramienia ukazując tym samym zgrabny obojczyk. Yuri zbladł, a jego twarz wyrażała przerażenie.

-Wybacz mi Victor, ja tak naprawdę nie chciałem by to nagranie trafiło do internetu! To wina córek mojej przyjaciółki, nagrały mnie i wrzucily do sieci! Przepraszam tak bardzo!

-Ale za co ty mnie w tej chwili przepraszasz? Nic się nie stało, a wręcz przeciwnie. Cieszę się, że to skończyło się, tak jak się skończyło. Nie przyjechałem tutaj by rzucić na ciebie jakąś klątwę, czy coś w tym rodzaju. Postanowiłem, że chcę zostać twoim trenerem Yuri!

Ostatnie zdanie wypowiedział z niezwykłą radością w głosie, a Yuri mimo to pobladł jeszcze bardziej. Nie tak to sobie wyobrażał, chciał w końcu skończyć karierę. Nie widział większego sensu ciągnięcia tego dalej, skoro i tak nie byłby w stanie dotrzeć ponownie na poziom finałów Grand Prix. Z resztą nie miał nawet trenera, w końcu Celestino zajął się trenowaniem o trzy lata młodszego Pchitita, czego oczywiście nie miał mu za złe. W końcu musiał z czegoś żyć, a sytuacja Japończyka stała pod dużym znakiem zapytania.

-M..moim trenerem?

-Tak.

Odpowiedział tak samo entuzjastycznie Rosjanin. Jednak Katsuki jedynie pokręcił głową z niedowierzeniem i po prostu wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę swojego pokoju. Zdezorientowany Victor przez chwilę stał w bezruchu by po chwili spojrzeć na dwójkę kobiet dalej siedzących przy stole.

-Czy powiedziałem coś nie tak?

-Wydaje mi się, że nie. To tylko wina usposobienia mojego brata. Tak jak już mówiłam chciał zakończyć karierę, a ty cóż. Ciupkę spierdoliłeś mu plany.

Odpowiedziała Mari, zaś Hiroko pokręciła głową z dezaprobatą i wstała ze swojego miejsca. Doskonale znała swojego syna i wiedziała, że kiedy jest sfrustrowany robi dwie rzeczy. Idzie jeździć na lodowisku, lub tworzy.

-Vicchan, watashitoisshoni nanika o mi ni kite kudasai. Watashi wa anata ga sore o suki ni naru to omoimasu.

-Co mówi?

-Mama mówi, że masz z nią pójść to ci coś pokaże. Pójdę z wami żeby tłumaczyć w razie czego.

Odpowiedziała Mari, a Victor w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową w stronę starszej Katsuki. Po niedługiej wędrówce znaleźli się przed drewnianymi drzwiami znajdującymi się na końcu korytarza.

-Guess there's something about it
That I can't explain
We could see other people
But it's never the same
You could be in Toronto
And I could be in L.A
And we could wait too long
But it's never too late

Dźwięki gitary, jak i piękny głos dochodził zza drzwi. Victor spojrzał na uśmiechającą się szeroko Hiroko (nie czuję gdy rymuję), oraz Mari której usta wykrzywiały się w lekkim uśmiechu.

-And if twenty years went by without you
I'd know our feelings wouldn't change
We've got that different kind of love
That's stronger than the both of us
No matter what
We've got that different kind of love
We've got that
We don't have to talk
To know this love will never stop
No matter what
We've got that different kind of love

Kolejna zwrotka piosenki rozbrzamiała za drzwiami pokoju, a uśmiech zszedł z twarzy młodszej Katsuki.

-Mā, anata wa osoraku nani mo motte imasen.

Powiedziała po japońsku, za co dostała kuksańca w bok od swojej rodzicielki.

-Anata wa kono jōkyō ni tsuite jōdan o iubekide wa arimasen.

Odpowiedziała Hiroko, a Victor nadal nie rozumiał nic, a nic z toczącej się rozmowy, dlatego też postanowił bardziej uważnie przysłuchiwać się słowom piosenki, która była w języku angielskim, więc mógł z łatwością mógł zrozumieć jej tekst.

-But the more that I kiss you
The less it makes sense

Zdążył usłyszeć tylko końcówkę drugiej zwrotki piosenki. Nie mógł uwierzyć w to jak bardzo zaskakujący jest Yuri. Już wtedy, na bankiecie w Soczi wywołał u niego dziwne uczucia. Był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Muzyka nagle ucichła, a ponownie zdezorientowany Victor spojrzał na Mari.

-Chyba już mu lepiej. Jednak porozmawiaj z nim dopiero jutro. Niech ochłonie.

Odpowiedziała i odeszła. Hiroko uśmiechnęła się miło do mężczyzny i poszła w ślady córki. Szarowłosy został sam, wraz z najmłodszą latoroślą rodziny Katsukich będącą tuż za drzwiami. Yuri był według niego bardzo intrygujący, niesamowity. Z jego usposobienia, każdego ruchu jaki wykonywał wydobywała się niezwykła aura, która całkowicie zawładnęła umysłem Nikiforova. A przecież nie rozmawiał z nim jeszcze dłużej niż trzy minuty. No dobra, jie dłużej niż trzy minuty, ale na trzeźwo.

Victor zgodnie z poleceniem Mari z głośnym westchnięciem udał się do swojego pokoju, gdzie czekał na niego Makkachin. Uśmiechnął się na ten widok, on jedyny zawsze przyjmował go z otwartymi ramionami (a może raczej łapami?), nawet po najgorszym występie. Po prostu bezinteresownie kochał swojego roztrzepanego i odrobinę osamotnionego pańcia.

Yuri zaś, siedział na swoim lekko skrzypiącym łóżku, przygnębiony z ogromem myśli. Cała ta sytuacja była według niego jedną wielką pomyłką, wpadką, wtopą. Jak zwał, tak zwał. Było po prostu beznadziejnie.

W końcu nigdy w życiu nie pomyślałby, że ktoś taki jak Victor Nikiforov, ktoś kogo podziwiał od początków jego kariery, aż do dnia dzisiejszego, będzie chciał zostać jego trenerem. Właśnie jego.

Wyjątkowo nieśmiałego i nie pewnego Japończyka z dużym dystansem i uprzedzeniem do jakichkolwiek zmian w życiu. Japończyka, który chciał się zwyczajnie poddać i dać za wygraną, bo już sam nie wiedział o co miał walczyć. I dla kogo, w końcu już nie miał komu udowadniać swojej siły.

Zmartwiony Yuri wiedział, że w takiej sytuacji może zrobić tylko jedną dobrą rzecz. Wstał więc z materaca i podszedł do biurka na którym znajdował się jego laptop. Uruchomił go i już po chwili dzwonił do jedynej, niezawodnej kobiety, która wiedziała chyba wszystko o życiu Katsukiego, a kiedy ten kierował się do niej po radę, patrzyła na sprawę również, a raczej głównie z jego perspektywy.

-Yuri? Cześć, coś się stało? Dawno się nie odzywałeś.

-Tak, witaj Sophie. Wybacz, że się nie odzywałem, tak wyszło. Mógłbym cię prosić o radę? Naprawdę nie mam pojęcia co robić.

-Nic nowego, panie przepraszam-najlepiej-zamknę-się-w-piwnicy.

-Weź, wce nie jest ze mną tak źle.

-Jest. Od tego pamiętnego wieczoru, zmiękłeś Yuri.

-Ehh, za dużo gadasz. Możemy przejść do rzeczy? Bo sprawa jest dosyć, dziwna.

-No dobra, skoro stawiasz mnie w takiej sytuacji to gadaj, jak na spowiedzi.

Powiedziała noszlancko. Sophie Cortyguard, bo tak nazywała się ów kobieta była nie wysoką blondynką o zielonych oczach. Ta dwójka poznała się totalnie przypadkiem, i to takim wyjętym rodem z jakiejś komedii romantycznej, lecącej wieczorami na jakimś Japońskim TVNe.

Katsuki siedział sobie spokojnie w jakiejś knajpce, oczekując na swojego przyjaciela Pchitita, który jak napisał miał się pojawić szybciej, niż Nikiforov na pierwszym miejscu w tabeli Grand Prix. Popijał swoją kawę wymieniając spokojnie wiadomości ze swoją przyjaciółką, ale to akurat nie było aż tak ważne. W końcu z nią widział się dosłownie codziennie.

Ostatnimi czasy Yuri stał się swego rodzaju celebrytą w Detroit. Nie tylko był obiecującym łyżwiarzem figurowym, jak i świetnym muzykiem.

Młoda blondynka niczym burza wparowała do kawiarni wpadając przy tym na jakąś kobietę, która nie oszczędziła sobie jakiegoś nie miłego komentarza. Japończyk jedynie kątem oka przyglądał się zaistniałej sytuacji. W pewnym momencie jednak ów blondynka zaczęła iść w jego kierunku, by już po chwili dosiąść się do jego stolika. Łyżwiarz spojrzał na nią lekko zdziwiony, a ta jedynie posłała mu miły uśmiech.

-Ty chyba jesteś Yuri, prawda? Pchitit pewnie zapomnial ci o mnie wspomnieć, temu to tylko chomiki w głowie. Nazywam się Sophie Cortyguar i mam stworzyć dla ciebie muzykę do programu dowolnego na tegoroczny sezon.

Brązowooki spojrzał na nią jakby podejrzliwie, ale stwierdził, że po co miałaby kłamać. Westchnął więc i upił kolejny łyk kawy.

-No dobrze. Nazywam się Katsuki Yuri, tak dla formalności. Pchitit powinien pojawić się za chwilę.

Dosyć na poważnie rozpoczeli rozmowę, jednak po niedługim czasie atmosfera się rozluźniła. Oboje pozwalali sobie na różnego rodzaju żarty i tym podobne, a jak się później okazało oboje mieli dryg do muzyki co utkało nić porozumienia. I tak właśnie zaczęła się tak nieco dziwna znajomość.

======================================

No i jest, druga część tego dziwnego tworu. W każdym bądź razie mam nadzieję, że się podoba bo mimo wszystko jakiś czas przy tym spędzam, a w roku szkolnym nie jest to łatwe. Ale co ja wam będę o tym gadać.
Rozdział bodajrze jakieś 1800 słów na oko, więc nie ma tragedii, a i trochę akcji jest. Liczę na jakieś opinie i tym podobne, a teraz już się żegnam, miłego weekendu kochani!

~_zapomnij_o_mnie_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro