Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

woman


Kiedyś lubiłem spędzać czas w tym gronie. Siadałem obok swojego najlepszego przyjaciela i przyglądałem się uważnie, jak nasze dziewczyny żywo o czymś dyskutują. Moja wypowiadała każde słowo starannie, niemal z czcią, a ona nie przejmowała się tym, że jedzenie wypada jej z ust. Przyglądałem się, jak wpatrywała się w mojego przyjaciela. Z miłością. Z uczuciem. Z pożądaniem, które zaciskało moje gardło. Na początku była tylko przyjaciółką mojej dziewczyny. Potem stała się dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela. A na końcu stała się miłością mojego życia. Niespełnioną miłością. Moim najgorszym koszmarem. Kiedyś byliśmy czwórką dobrych przyjaciół, paczką, której każdy chciał być częścią, a teraz? Jesteśmy trójką osób, tkwiącą w toksycznej relacji. Ona wie, jak jest. Powiedziałem jej, gdy tylko zorientowałem się, że to właśnie ona jest tą jedyną. Potem powiedziałem swojej byłej już dziewczynie. Oczywiście nie to, że kocham jej przyjaciółkę. Tylko to, że nie czuję tego, co kiedyś. Że jest przyjaciółką, tylko przyjaciółką, a nie kochanką i ukochaną. Przyjęła to z godnością. Przed wyjściem z mojego mieszkania pociągnęła usta swoją ulubioną szminką i roztrzepała włosy. Wyszła wyprostowana, z beznamiętnym wyrazem twarzy. Kobieta z klasą, niegdyś moja. Dzisiaj? Nie mam pojęcia czyja.

Wpatruję się w nią i pragnę jej dotknąć. Przejechać palcem po policzku, a potem po jej pełnych wargach. Posmakować ich, przygryźć dolną wargę i ssać ją jak najsmaczniejszy przysmak na świecie. Potem swoimi dużymi dłońmi zjechałbym na obojczyki, by wylądować na piersiach. Schowałbym je w swoich dłoniach, a gdy bylibyśmy sami, zająłbym się nimi ustami. Zjeżdżałbym niżej, zahaczając o wyrzeźbiony brzuch, kończąc na jej kobiecości. Jej poświęciłbym najwięcej uwagi, by wydobyć z niej ten seksowny jęk i szept, którym powtarzałbym moje imię. Na końcu przejechałbym rękoma po jej nogach, a gdy doszedłbym do pięt, pocałunkami jechałbym w górę. Robiłbym to codziennie, do samej śmierci.

Ale nie będzie mi to dane. Widzę, jak wpatruje się w mojego przyjaciela i jak pod stołem, bezwstydnie wpycha mu stopę w nogawkę. Jak rzuca mi zalotne spojrzenia, myśląc, że tego nie widzę.

On nie wie. Gdyby wiedział, pewnie by mnie zabił. Albo bardziej prawdopodobne jest to, że zakończyłby naszą wieloletnią przyjaźń. Przez nią. Straciłbym nie tylko przyjaciela, ale i również ją. Nie widziałbym jej pięknych i bystrych oczów i nigdy nie miałbym już możliwości powąchać jej włosów. Mój przyjaciel wstaje i pewnym krokiem kieruje się do łazienki. Widzę, jak ze sobą walczy. Chce pójść za nim i poddać się pożądaniu, które wręcz od nich bije. Ja również odprowadzam go wzrokiem, jednak pragnę, by nie wracał. Spoglądam na nią, a ona udaje, że tego nie widzi.

- Przestań to robić – mówi, a ja słyszę, jak moje serce gwałtownie bije.

- Co? - Próbuję zgrywać niewiniątko.

- Już ty dobrze wiesz co – uważnie spogląda w moje oczy. - Kocham go – mówi, a ja wiem, że to prawda.

- Przecież nic nie robię – rzucam, chociaż wiem, że to kłamstwo.

- Czyli już ci przeszło, tak? - Podnosi do góry brew, a ja mam ochotę się na nią rzucić. Chwycić jej nadgarstki i unieść je wysoko nad jej głowę. Całować jej usta, a później szyję. - Przestań się tak na mnie patrzeć – skarciła mnie.

- Po to mam oczy – uśmiecham się złośliwie. - One pobudzają moją wyobraźnię – dodaję.

- Nie chcę tego słuchać – kręci głową, co chwilę zerkając w kierunku toalety, jakby wyczekiwała na powrót jej chłopaka.

- Wiesz, że to powinienem być ja? - Pytam, czując przyjemną adrenalinę. - To ja powinienem bezwstydnie rozbierać się wzrokiem – dodaję odrobinę ciszej. - To ja powinienem cię dotykać – przechylam głowę. - To ja powinienem z tobą być.

- I tak bezwstydnie rozbierasz mnie wzrokiem – mówi, nawet na mnie nie patrząc. - Przy swoim najlepszym przyjacielu – dodaje ze złością. - Nie będę tego tolerowała, wiesz? Jeżeli będziesz robił takie bezczelne zagrywki, to o wszystkim mu powiem William – kręci głową. - To od samego początku był on i ty dobrze o tym wiesz. Jesteś świetnym przyjacielem, ale tylko przyjacielem i to nigdy się nie zmieni. Więc przestań na mnie naciskać.

- Też kiedyś myślałem, że Noora jest tą jedyną – uważnie na nią patrzę.

- Ja nie myślę William, ja to wiem.

- Wiesz, co? - Słyszę głos swojego przyjaciela i nieznacznie się krzywię.

- Że jesteś najlepszym facetem pod słońcem – rzuca do niego, a ja wiem, że robi to złośliwie. Sęk w tym, że ona faktycznie tak uważa. W innych okolicznościach cieszyłbym się szczęściem swojego przyjaciela. A teraz? Chociaż kocham go jak brata, to nienawidzę go jak wroga. Bo ma coś, czego ja nigdy nie zdobędę. I chociaż bardzo bym chciał, to nigdy się z tym nie pogodzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro