Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

love story


- Księżniczko? - Wielki pokój, po brzegi wypełniony staroświeckimi meblami i ogromnym łóżkiem z baldachimem zaczyna pachnieć jaśminem. Nie znoszę tego zapachu, ale moja pokojówka od lat używa tych samych perfum. Teraz przynajmniej nie kręci mnie już w nosie, jak to kiedyś bywało.

- Tak? - Odwracam się niepewnie, co powoduje, że jeden z wałków na mojej głowie spada na ziemię.

- Przyszła kuzynka księżniczki – uśmiecha się słabo, a ja wypuszczam za długo przetrzymywane powietrze.

- Niech wejdzie – rzucam, siadając na łóżku, gładząc swoją lawendową sukienkę, ze strasznie niewygodnym gorsetem.

Chwilę później do pokoju wchodzi średniego wzrostu, szczupła blondynka, która szczerze się do mnie uśmiecha.

- Pięknie wyglądasz! - Krzyczy z podekscytowaniem, a ja mocniej zaciskam dłonie na jedwabnej pościeli.

- Nie sądzę – przecząco kiwam głową, czując, jak łzy atakują moje oczy. Nie chciałam płakać. Nie chciałam, by ktokolwiek widział, że płaczę.

- Mówię poważnie – spojrzała na mnie z karcącym wzrokiem – wstań! Chcę zobaczyć, jak wygląda twoja suknia – uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko przewróciłam oczyma.

- Widziałaś ją na wieszaku, wisiała w mojej garderobie kilka miesięcy. To stara suknia mojej matki – westchnęłam. - Brała w niej ślub z moim ojcem – dodałam, niechętnie wstając.

Czułam się dziwnie. Byłam przepełniona smutkiem, którego nie potrafiłam nawet ubrać w słowa. Dzisiaj powinien być najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Biorę ślub. Marzenie każdej dziewczynki, ale nie moje. O ile kiedyś chciałam zakochać się, wziąć ślub i spędzić resztę życia, z osobą, która jest dla mnie wszystkim, tak teraz najchętniej rzuciłabym się z okna.

- Czemu się nie cieszysz? - Spojrzała na mnie z troską. - Pewnie się denerwujesz, ale ze mnie głuptas – śmieje się, a ja czuję, że jeszcze chwila i się uduszę. Nie wiem, czy to wina gorsetu, czy tego, że najprawdopodobniej mam atak paniki, o którym kiedyś opowiadała moja guwernantka.

- A z czego mam się cieszysz? - Rzuciłam z rozdrażnieniem. Sięgnęłam do swoich włosów, z których zaczęłam ściągać wałki.

- Bierzesz ślub! - Zaświergotała. - Z księciem! - Chwyciła się za serce, a ja zaśmiałam się nieszczerze.

- Możesz zająć moje miejsce – dodałam pod nosem, ale dziewczyna najwyraźniej tego nie słyszała. Założyła sobie na głowę mój welon i zaczęła kręcić się na różowym dywanie.

- Jesteś taką szczęściarą Eva! - Krzyknęła, podchodząc do lustra, gdzie usiadła na miękkim fotelu. Oparła łokcie na mojej toaletce i westchnęła. - Jonas jest prawdziwym księciem – westchnęła. - Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę.

Każde jej słowo sprawiało, że mocniej zaciskałam ręce na swojej starej i śmierdzącej sukni, w której czułam się jak największa ofiara na świecie. Nie chciałam księcia. Nie chciałam Jonasa. Moje serce już jest zajęte i takie pozostanie, czy to się komuś podoba, czy nie. Spojrzałam na swoją kuzynkę, która poprawiała swoje włosy i kolejny raz ciężko westchnęłam.

- Powinnaś się pośpieszyć, ceremonia jest za pół godziny – odwróciła się i pokręciła głową. - Loki ci nie wyszyły – w jej głosie pojawiła się panika. - Co my z tym zrobimy Eva! - Krzyknęła. - Zaraz zawołam twoją pokojówkę, może ona coś z tym zrobi – rzuciła, po czym wybiegła z mojego pokoju, jakby się paliło.

Podeszłam do okna, gdzie na placu roiło się od pojazdów gości. Zamknęłam oczy, bo nie mogłam nic zrobić. Usłyszałam słabe pukanie i niechętnie zaprosiłam gościa do pokoju.

- Nie rób tego – usłyszałam głos, który sprawiał, że czułam przyjemne ciepło.

- Co? - Zapytałam, chociaż dobrze usłyszałam, co do mnie powiedział.

- Nie wychodź za niego Eva – rzucił – znaczy księżniczko – rozejrzał się po pokoju, na co się zaśmiałam.

- Jestem sama – westchnęłam, podchodząc do chłopaka. Położyłam drżącą dłoń na jego delikatny, lekko zaróżowiony policzek i pogładziłam go. Chłopak delikatnie przechylił głowę, kładąc ją na mojej ręce.

- Nie rób tego, proszę – dodał cicho, ale na tyle głośno, bym dobrze go usłyszała.

- Muszę – wyszeptałam, przybliżając się do niego. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi, zaciągając się jego zapachem.

- Ucieknij ze mną – powiedział głosem, którego nigdy u niego nie słyszałam.

- Co? - Odsunęłam się od niego, bo nie potrafiłam zrozumieć tego, co właśnie do mnie powiedział.

- Ucieknij ze mną – teraz to on pogładził mój policzek. - W pałacu jest pełno tuneli, tajemniczych korytarzy – zaśmiał się. - Tylko ty i ja Eva – spojrzał w moje oczy, a ja poczułam dziwny przypływ adrenaliny.

- Mówisz poważnie? - Zapytałam, chwytając go za ręce. - Moglibyśmy?

Wiedziałam, że to szaleństwo, ale co jeśli to była jedyna możliwość? Jeśli wezmę ślub, będę skazana na przyszłość u boku Jonasa, którego nie kocham. Jeśli ucieknę, wyrzekną się mnie rodzice, ale będę przy chłopaku, którego kocham. Czułam podekscytowanie i panikę jednocześnie.

- Chris – westchnęłam, kręcąc głową. - A co jeśli nas złapią?

- Nie złapią, zaufaj mi – rzucił, po czym szybko mnie pocałował. - Ściągnij tę sukienkę i ubierz coś wygodniejszego, o ile w ogóle coś takiego posiadasz – zaśmiał się. - Ale szybko, bo nie mamy czasu.

Pokiwałam głową i zaczęłam ściągać z siebie pancerz, jakim była obrzydliwa suknia ślubna. Rzuciłam ją na łóżko, po czym podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej spodnie, w których zazwyczaj jeździłam konno. Narzuciłam na siebie sweter i spojrzałam na chłopaka, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem.

- Chodź – wyciągnął do mnie rękę, którą ochoczo chwyciłam. Puścił do mnie oko, po czym pociągnął mnie w stronę drzwi. Wyszliśmy na korytarz, gdzie biegiem skierowaliśmy się w stronę schodów dla służby. Modliłam się, by nikt nas nie zauważył i chyba po raz pierwszy wszechświat mnie posłuchał. Znaleźliśmy się piwnicy, po której Chris z zadziwiającą zręcznością się przemieszczał. - Tutaj – delikatnie pociągnął mnie w kierunku ciemnego tunelu. Szliśmy w ciszy, która sprawiała, że chciałam zacząć krzyczeć. Bo co jeśli się nie uda? - Jesteśmy – usłyszałam, po czym chłopak popchnął wielkie drzwi, a moim oczom ukazał się las.

- Gdzie my jesteśmy? - Rozejrzałam się, ale nie widziałam nic, oprócz drzew.

- W lesie – zaśmiał się. - Te tunele są cholernie rozbudowane, nie wiem, po co twojej rodzinie takie korytarze, są dosłownie wszędzie – pokiwał głową.

- Skąd o nich wiedziałeś? - Spojrzałam na niego.

- Ogrodnik o tym kiedyś wspominał – wzruszył ramionami. - A, że nie mogłem pozwolić, byś wyszła za tego księciunia to musiałem trochę zagłębić się w tym temacie i się udało – zaśmiał się, po czym mnie pocałował. - Udało się Eva – puścił do mnie oko, a ja mocniej chwyciłam jego ramiona.

- Co teraz będzie? - Zapytałam, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

- Zrobisz to, co miałaś zrobić – rzucił tajemniczo.

- Co? - Pokręciłam głową.

- Weźmiesz ślub – uśmiechnął się – ale ze mną – dodał, a ja wiedziałam, że to jest coś, co zrobię z największą przyjemnością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro