love story
- Księżniczko? - Wielki pokój, po brzegi wypełniony staroświeckimi meblami i ogromnym łóżkiem z baldachimem zaczyna pachnieć jaśminem. Nie znoszę tego zapachu, ale moja pokojówka od lat używa tych samych perfum. Teraz przynajmniej nie kręci mnie już w nosie, jak to kiedyś bywało.
- Tak? - Odwracam się niepewnie, co powoduje, że jeden z wałków na mojej głowie spada na ziemię.
- Przyszła kuzynka księżniczki – uśmiecha się słabo, a ja wypuszczam za długo przetrzymywane powietrze.
- Niech wejdzie – rzucam, siadając na łóżku, gładząc swoją lawendową sukienkę, ze strasznie niewygodnym gorsetem.
Chwilę później do pokoju wchodzi średniego wzrostu, szczupła blondynka, która szczerze się do mnie uśmiecha.
- Pięknie wyglądasz! - Krzyczy z podekscytowaniem, a ja mocniej zaciskam dłonie na jedwabnej pościeli.
- Nie sądzę – przecząco kiwam głową, czując, jak łzy atakują moje oczy. Nie chciałam płakać. Nie chciałam, by ktokolwiek widział, że płaczę.
- Mówię poważnie – spojrzała na mnie z karcącym wzrokiem – wstań! Chcę zobaczyć, jak wygląda twoja suknia – uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko przewróciłam oczyma.
- Widziałaś ją na wieszaku, wisiała w mojej garderobie kilka miesięcy. To stara suknia mojej matki – westchnęłam. - Brała w niej ślub z moim ojcem – dodałam, niechętnie wstając.
Czułam się dziwnie. Byłam przepełniona smutkiem, którego nie potrafiłam nawet ubrać w słowa. Dzisiaj powinien być najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Biorę ślub. Marzenie każdej dziewczynki, ale nie moje. O ile kiedyś chciałam zakochać się, wziąć ślub i spędzić resztę życia, z osobą, która jest dla mnie wszystkim, tak teraz najchętniej rzuciłabym się z okna.
- Czemu się nie cieszysz? - Spojrzała na mnie z troską. - Pewnie się denerwujesz, ale ze mnie głuptas – śmieje się, a ja czuję, że jeszcze chwila i się uduszę. Nie wiem, czy to wina gorsetu, czy tego, że najprawdopodobniej mam atak paniki, o którym kiedyś opowiadała moja guwernantka.
- A z czego mam się cieszysz? - Rzuciłam z rozdrażnieniem. Sięgnęłam do swoich włosów, z których zaczęłam ściągać wałki.
- Bierzesz ślub! - Zaświergotała. - Z księciem! - Chwyciła się za serce, a ja zaśmiałam się nieszczerze.
- Możesz zająć moje miejsce – dodałam pod nosem, ale dziewczyna najwyraźniej tego nie słyszała. Założyła sobie na głowę mój welon i zaczęła kręcić się na różowym dywanie.
- Jesteś taką szczęściarą Eva! - Krzyknęła, podchodząc do lustra, gdzie usiadła na miękkim fotelu. Oparła łokcie na mojej toaletce i westchnęła. - Jonas jest prawdziwym księciem – westchnęła. - Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę.
Każde jej słowo sprawiało, że mocniej zaciskałam ręce na swojej starej i śmierdzącej sukni, w której czułam się jak największa ofiara na świecie. Nie chciałam księcia. Nie chciałam Jonasa. Moje serce już jest zajęte i takie pozostanie, czy to się komuś podoba, czy nie. Spojrzałam na swoją kuzynkę, która poprawiała swoje włosy i kolejny raz ciężko westchnęłam.
- Powinnaś się pośpieszyć, ceremonia jest za pół godziny – odwróciła się i pokręciła głową. - Loki ci nie wyszyły – w jej głosie pojawiła się panika. - Co my z tym zrobimy Eva! - Krzyknęła. - Zaraz zawołam twoją pokojówkę, może ona coś z tym zrobi – rzuciła, po czym wybiegła z mojego pokoju, jakby się paliło.
Podeszłam do okna, gdzie na placu roiło się od pojazdów gości. Zamknęłam oczy, bo nie mogłam nic zrobić. Usłyszałam słabe pukanie i niechętnie zaprosiłam gościa do pokoju.
- Nie rób tego – usłyszałam głos, który sprawiał, że czułam przyjemne ciepło.
- Co? - Zapytałam, chociaż dobrze usłyszałam, co do mnie powiedział.
- Nie wychodź za niego Eva – rzucił – znaczy księżniczko – rozejrzał się po pokoju, na co się zaśmiałam.
- Jestem sama – westchnęłam, podchodząc do chłopaka. Położyłam drżącą dłoń na jego delikatny, lekko zaróżowiony policzek i pogładziłam go. Chłopak delikatnie przechylił głowę, kładąc ją na mojej ręce.
- Nie rób tego, proszę – dodał cicho, ale na tyle głośno, bym dobrze go usłyszała.
- Muszę – wyszeptałam, przybliżając się do niego. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi, zaciągając się jego zapachem.
- Ucieknij ze mną – powiedział głosem, którego nigdy u niego nie słyszałam.
- Co? - Odsunęłam się od niego, bo nie potrafiłam zrozumieć tego, co właśnie do mnie powiedział.
- Ucieknij ze mną – teraz to on pogładził mój policzek. - W pałacu jest pełno tuneli, tajemniczych korytarzy – zaśmiał się. - Tylko ty i ja Eva – spojrzał w moje oczy, a ja poczułam dziwny przypływ adrenaliny.
- Mówisz poważnie? - Zapytałam, chwytając go za ręce. - Moglibyśmy?
Wiedziałam, że to szaleństwo, ale co jeśli to była jedyna możliwość? Jeśli wezmę ślub, będę skazana na przyszłość u boku Jonasa, którego nie kocham. Jeśli ucieknę, wyrzekną się mnie rodzice, ale będę przy chłopaku, którego kocham. Czułam podekscytowanie i panikę jednocześnie.
- Chris – westchnęłam, kręcąc głową. - A co jeśli nas złapią?
- Nie złapią, zaufaj mi – rzucił, po czym szybko mnie pocałował. - Ściągnij tę sukienkę i ubierz coś wygodniejszego, o ile w ogóle coś takiego posiadasz – zaśmiał się. - Ale szybko, bo nie mamy czasu.
Pokiwałam głową i zaczęłam ściągać z siebie pancerz, jakim była obrzydliwa suknia ślubna. Rzuciłam ją na łóżko, po czym podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej spodnie, w których zazwyczaj jeździłam konno. Narzuciłam na siebie sweter i spojrzałam na chłopaka, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
- Chodź – wyciągnął do mnie rękę, którą ochoczo chwyciłam. Puścił do mnie oko, po czym pociągnął mnie w stronę drzwi. Wyszliśmy na korytarz, gdzie biegiem skierowaliśmy się w stronę schodów dla służby. Modliłam się, by nikt nas nie zauważył i chyba po raz pierwszy wszechświat mnie posłuchał. Znaleźliśmy się piwnicy, po której Chris z zadziwiającą zręcznością się przemieszczał. - Tutaj – delikatnie pociągnął mnie w kierunku ciemnego tunelu. Szliśmy w ciszy, która sprawiała, że chciałam zacząć krzyczeć. Bo co jeśli się nie uda? - Jesteśmy – usłyszałam, po czym chłopak popchnął wielkie drzwi, a moim oczom ukazał się las.
- Gdzie my jesteśmy? - Rozejrzałam się, ale nie widziałam nic, oprócz drzew.
- W lesie – zaśmiał się. - Te tunele są cholernie rozbudowane, nie wiem, po co twojej rodzinie takie korytarze, są dosłownie wszędzie – pokiwał głową.
- Skąd o nich wiedziałeś? - Spojrzałam na niego.
- Ogrodnik o tym kiedyś wspominał – wzruszył ramionami. - A, że nie mogłem pozwolić, byś wyszła za tego księciunia to musiałem trochę zagłębić się w tym temacie i się udało – zaśmiał się, po czym mnie pocałował. - Udało się Eva – puścił do mnie oko, a ja mocniej chwyciłam jego ramiona.
- Co teraz będzie? - Zapytałam, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
- Zrobisz to, co miałaś zrobić – rzucił tajemniczo.
- Co? - Pokręciłam głową.
- Weźmiesz ślub – uśmiechnął się – ale ze mną – dodał, a ja wiedziałam, że to jest coś, co zrobię z największą przyjemnością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro