ghost
To funkcjonowało jako "osobna historia", ale robię porządki i stwierdziłam, że jednak shot wyląduje z innymi shotami.
Chris
W chwili, gdy na moją cienką, za cienką na tę porę roku kurtkę, spadły pierwsze krople deszczu, uzmysłowiłem sobie, że jestem idiotą. Wyraźnie zbierało się na deszcz, a nawet śnieg, a ja wyszedłem z domu w kurteczce, w której latem kiedyś hasałem po Oslo. Jednak to wszystko było niczym na wariackich papierach, to była dla mnie nowość. Odkąd wróciłem do Oslo, nie wychylałem nosa, poza próg mojego domostwa. Siedziałem albo w swoim starym pokoju, albo leżałem rozwalony na kanapie w salonie. Rodzice na wszystko przymykali oczy, co było żałośnie śmieszne, bo przecież nie byłem już małym dzieckiem. Byłem dorosłym facetem, który miał własne mieszkanie. To właśnie w nim powinienem przesiadywać, jednak koszmary, które mnie nawiedzały, były męczące. Dlatego wylądowałem u rodziców, gdzie mama z troską kilkukrotnie przychodziła do mnie w nocy, by sprawdzić, czy jestem cały. Ojciec nic nie mówił, przez co nie wiedziałem, czy mną gardzi, czy mi współczuje, a może, chociaż to akurat niemożliwe, jest ze mnie dumny. Wyszedłem z domu, bo przytłoczył mnie program, który obejrzałem. Nie sądziłem, że to możliwe, ale oglądając głupi dokument o wojnie, bezsensownej wojnie, wszystko do mnie wróciło. Dlatego narzuciłem na siebie pierwszą rzecz, którą miałem pod ręką i po prostu wyszedłem. Deszcz stawał się mocniejszy, przez co czułem, że już jestem mokry, a nienawidziłem tego uczucia. Miałem z nimi tak cholernie złe wspomnienia, że przyspieszyłem kroku, chociaż strasznie mnie to bolało. Moim oczom ukazał się neonowy szyld, jakiegoś klubu, którego nazwa nic mi nie mówiła. Nie chciałem jednak moknąć, dlatego zszedłem po pięciu kamiennych schodkach, do lokalu, który znajdował się w piwnicy. Muzyka była głośna, jednak grupa rozwrzeszczanych dziewczyn potrafiła ją zagłuszyć. Pokiwałem głową, bo chciałem posiedzieć w spokoju, napić się czegoś i po prostu pomyśleć, a trafiłem najgorzej, jak mogłem. Doszedłem do baru, gdzie barman wyglądał na szalenie znudzonego. Gdy mnie zobaczył, od razu się wyprostował, jakby bał się, że zjadę go za brak kompetencji. Usiadłem z trudem na stołku, a mężczyzna uważnie mi się przyglądał. Chwilę później sięgnął do kwadratową szklaneczkę i nalał do niej śmieszną ilość whisky. Podał mi trunek, a ja doceniłem jego starania, bo właśnie tego było mi potrzeba. Upiłem łyk i przypomniałem sobie te wszystkie razy, przyjemne ciepło rozpływało się po moim ciele.
- Zawsze tu tak głośno? - Zapytałem, widząc, że mężczyzna krzywi się na dźwięk piszczących dziewczyn.
- Tylko wtedy, kiedy są wieczory panieńskie – przewrócił oczyma. - Nie sądziłem, że kobiety potrafią robić takie bydło, są gorsze od facetów na kawalerskich – pokręcił głową, a ja się zaśmiałem.
Nigdy nie byłem na wieczorze kawalerskim, co brzmi jak jakiś żart. Okręciłem się na krześle i zauważyłem, że grupka, ewidentnie już podpitych dziewczyn, każda z małym welonie na głowie, tańczy jakiś dziwny taniec. Westchnąłem ciężko, po nie potrafiłem się wyłączyć. Może więcej whisky pomoże? Kto wie.
- Barman! - Usłyszałem głos, który na pewno już kiedyś słyszałem. - Jeszcze raz to samo! - Kątem oka spojrzałem na dziewczynę, która mocno trzymała się blatu. Przeniosłem wzrok na jej twarz i w chwili, gdy to zrobiłem, poczułem się tak, jakbym dostał w twarz. Ona też się we mnie wpatrywała, jednak wyraz jej twarzy z pewnością był inny niż mój. Uśmiechnęła się. Musiała być porządnie pijana, bo w innych okolicznościach, na pewno nie cieszyłaby się na mój widok. - Chris? - Zapytała, śmiesznie mrużąc oczy. Kompletnie się nie zmieniła. Jedynie jej włosy są dłuższe, a ciało z tego, co zdążyłem zauważyć, było jeszcze bardziej kobiece.
- We własnej osobie – rzuciłem niby to śmieszne, ale jednak gorzko. Spojrzałem na nią, a ona tylko kręciła głową.
- Świetnie wyglądasz – rzuciła, po czym bez żadnego uprzedzenia, przyciągnęła mnie do siebie. Zaciągnąłem się jej zapachem, który o dziwo nie przypominał tego, który zapamiętałem. Położyłem ręce na tyle jej pleców, a ona cicho westchnęła. - Tęskniłam za tobą – powiedziała cicho, ale na tyle głośno, by właśnie eksplodował mi mózg. Odsunęła się ode mnie, jakby uzmysłowiła sobie, co właśnie powiedziała. Dopiero wtedy zarejestrowałem, że ma na sobie ten śmieszny welonik na głowie.
- Wychodzisz za mąż? - Zaśmiałem się, po czym upiłem łyk swojego trunku. Nie odpowiadała, co mnie zaskoczyło. - Eva? - Zamrugałem, a ona tylko pokręciła głową. - To twój wieczór panieński? - Ponownie zapytałem, ale w chwili, gdy to zrobiłem, barman przyniósł tacę wypełnioną po brzegi jakimiś kolorowymi drinkami. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę, po czym wróciła do swoich przyjaciółek, zostawiając mnie porządnie wkurwionego.
Ze złością chwyciłem szklankę i ją opróżniłem. Podsunąłem ją barmanowi, który spojrzał na mnie ze współczuciem. Przeniosłem wzrok na koleżanki Evy, ale nigdzie nie potrafiłem jej zlokalizować. Każda z nich miała pieprzony diadem i ten cholerny welon, co nie ułatwiało mi zadania. Dlaczego w ogóle mnie to interesuje? Przecież nie widzieliśmy się dobrych kilka lat. Ona żyła swoim życiem, a ja swoim. Ze zlepek rozmów, które kiedyś usłyszałem, wiedziałem, że po wszystkim zeszła się z tym swoim byłym. Że stwierdziła, że ta cała przerwa, wypełniona przypadkowymi facetami, była jej potrzebna, by mogła zrozumieć, że to ten, który najbardziej ją ograniczał, był jej jedynym. Parsknąłem pod nosem, bo nigdy nie powiedziałbym, że Eva jest tak głupia. Tak naiwna, a co najgorsze tak złośliwa. Chociaż dostałem, co chciałem i nie powinno mnie to dziwić. Wszyscy mówili, że właśnie tak zakończy się nasza znajomość, więc dlaczego wciąż mnie to boli?
Nieporadnie na barowej ladzie układałem rządek szklanek. Wszystkie zostały wyzerowane przeze mnie, ale akurat tutaj nie ma się czym szczycić. Chciałem wrócić już do domu, ale chociaż krew wypełniona alkoholem jak szalona pędziła w moich żyłach, wiedziałem, że po pierwsze, nie jestem w stanie tam wrócić, a po drugie, tutaj była Eva. Której wzrok kilkukrotnie skrzyżował się z moim i za każdym razem, czułem się tak jak kiedyś. Parcie na mój pęcherz było tak irytujące, że wypuszczając z ust za długo trzymane powietrze, zeskoczyłem ze stołka, co było najgłupszym pomysłem, na jaki mogłem wpaść, nawet po pijaku. Moją nogę przeszył taki ból, że musiałem zacisnąć pięści i zęby, by nie zacząć krzyczeć. Przygryzłem wargę, przez co w ustach rozlał się nieprzyjemny, metaliczny posmak. Utykając, skierowałem się do łazienki, która okupowana była przez kilku pijanych chłopaczków. Wszedłem do kabiny, gdzie powoli rozpiąłem rozporek. Jeszcze kilka lat temu, bez żadnych ceregieli sikałbym do pisuaru, podkręcając jakiś wewnętrzny ekshibicjonizmu, który zawsze się gdzieś we mnie plątał. Ale teraz? Opuściłem spodnie, starając się nie patrzyć na blizny, które zdobiły moją prawą stronę. Oparłem się o ścianę, starając odgonić od siebie te wszystkie wspomnienia, jednak nie potrafiłem. Ciągle w uszach obijają mi się słowa, że powinienem być wdzięczny, że w ogóle przeżyłem. Ale pytaniem jest, czy ja w ogóle żyję? Gdy skończyłem sikać, nieporadnie zapiąłem spodnie i wyszedłem z kabiny. Ku mojemu zdziwieniu Eva stała oparta o umywalkę. Spojrzałem na nią, a ona tylko westchnęła.
- Gdzie byłeś? - Zapytała, a ja zgłupiałem.
- W łazience – wskazałem na kabinę, a ona tylko pokręciła głową.
- Przez te wszystkie lata Chris – moje imię zabrzmiało jak jakaś obelga, co strasznie mi się nie spodobało.
- Różnie – wzruszyłem ramionami, czując, że wypity alkohol w końcu zaczyna działać.
- I nie widziałeś powodu, dla którego nie wiem – wzruszyła ramionami – powinieneś mi o tym wszystkim powiedzieć? - Spojrzała na mnie z bólem. - Wyjechałeś bez słowa, bez cholernego pożegnania Chris! - Krzyknęła, a ja poczułem się tak, jakby w tym wszystkim chodziło o coś więcej. Jej głos się załamał, a po policzkach spłynęły łzy.
- Przecież znalazłaś pocieszenie, nie? - Zadrwiłem, na co ona załkała jeszcze głośniej.
- Nienawidzę cię, wiesz? - Spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zaczerwienionymi i wilgotnymi od łez oczyma. - Nienawidzę Chris – wyszeptała, po czym kompletnie zaprzeczając własnym słowom, przytuliła się do mnie. Jej ciało pasowało do mojego tak, jak to było kiedyś. Przejechałem rękoma po jej plecach, a ona zadrżała pod moim dotykiem. Podniosła delikatnie głowę i spojrzała w moje oczy. W jej widziałem strach, ból, stratę i pewnego rodzaju ulgę. Zamrugałem, kiedy na swoich ustach poczułem jej pełne i miękkie wargi. Na początku pocałunek był niewinny. Jednak z każdą chwilą, Eva mocniej na mnie napierała, a ja nie protestowałem. Chociaż mieliśmy skomplikowaną historię, nigdy nie uprawialiśmy seksu w klubie. Nie potrafiłbym potraktować jej jak pierwszej lepszej dziewczyny i teraz też tak było.
- Eva – wyszeptałem, a ona jakby wiedząc, o czym myślę, przerwała pocałunek.
- Jedźmy do mnie – uśmiechnęła się, po czym chwyciła moją rękę.
Na zewnątrz padało jak nigdy. Woda dosłownie wlewała się do lokalu, ale nam to nie przeszkadzało. Staliśmy na środku chodnika, całując się tak, jakby jutra miało nie być. Przerwało nam natarczywe trąbienie taksówkarza. Mężczyzna najwyraźniej nie miał duszy romantyka, bo narzekał pod nosem, że najpierw musiał na nas czekać, a teraz zamoczymy mu siedzenia. Kompletnie mnie to nie interesowało, bo jedyną rzeczą, która teraz miała znaczenie, było to, że Eva położyła głowę na mojej klatce piersiowej i złączyła nasze ręce w uścisku. Po zapłaceniu wygramoliliśmy się z taksówki i stanęliśmy przed domem, który kiedyś traktowałem jak swój własny. Eva siłowała się z drzwiami, a ja, by dodatkowo ją podrażnić, całowałem ją po szyi. Gdy uporała się z drzwiami, wpadliśmy do jej domu, ściągając z siebie przemoczone ubrania. Kompletnie ignorowałem to, że boli mnie noga, bo pocałunki dziewczyny były lekarstwem na całe zło. Znaleźliśmy się w jej pokoju, który trochę się zmienił, ale wciąż, nawet z zamkniętymi oczyma mógłbym powiedzieć, że to właśnie jest pokój Evy. Popchnęła mnie na łóżko, po czym siadając na moich udach, zaczęła całować każdy centymetr mojego ciała. Czułem, jak delikatnie przejeżdża rękoma po moich bliznach i tylko się skrzywiłem.
- Jesteś taki przystojny – wyszeptała, jakby chciała mi pokazać, że moje oszpecone ciało wciąż jest dla niej piękne.
Normalnie zacząłbym się spierać, ale nie z Evą. Przyciągnąłem ją do pocałunku i po chwili, pragnąłem więcej. Pragnąłem Evy w całej okazałości. Dziewczyna ponownie jakby czytała mi w myślach, sięgnęła do szafki, z której wyciągnęła mieniące się, kwadratowe opakowanie, które rozerwała zębami. Bez żadnego zażenowania założyła na mnie zabezpieczenie, po czym oddała mi całą kontrolę. Powoli, boleśnie powoli w nią wszedłem, ale nie dlatego, że nie byliśmy na to gotowi. Nie, chciałem robić to tak, jak należy, bym mógł to wspominać, kiedy Evy zabraknie. Nasze ruchy były powolne, przez co kompletnie się zgraliśmy. Urwane jęki wyrywały się z jej ust, gdy palcami jeździła po moich plecach. Czułem w tym tęsknotę, wymieszaną z pożądaniem, złością i całą masą innych uczuć. Byliśmy w tym razem, co sprawiało, że chciało mi się płakać. Gdy nasze ciała osiągnęły wymarzoną euforię, położyłem się obok niej, próbując złapać oddech. Dziewczyna przysunęła się do mnie, po czym delikatnie oparła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Przez chwilę milczeliśmy, co było strasznie intymne. Eva zaczęła jeździć palcami po moim ciele, a ja cicho chichotałem.
- Kocham cię Chris – usłyszałem i poczułem, że nagle wszystko nabiera sensu. Kolorów, że w końcu jestem szczęśliwy. Spełniony.
- Ja też cię kocham Eva – wyszeptałem, po czym pocałowałem ją w czoło.
Czułem, że właśnie to było to, czego potrzebowałem.
Eva
Obudził mnie nieprzyjemny kac, który z wielką satysfakcją karał mnie za wszystko, co wczoraj zrobiłam. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, starając się nie obudzić chłopaka, który leżał obok mnie. Uśmiechnęłam się do siebie, chociaż powinnam być wściekła. Powoli przewróciłam się na drugi bok, by popatrzeć na śpiącego Chrisa, ale miejsce obok mnie było puste. Zmarszczyłam nos, bo nie słyszałam, by chłopak wychodził. Usiadłam na łóżku i dotarło do mnie, że na podłodze nie ma naszych ubrań, które powinny tam być. Dotknęłam włosów, na których wciąż był ten głupkowaty welon. Spojrzałam na swoje ciało, które ubrane było w niebieską sukienkę, którą wczoraj zakładałam. Zmarszczyłam nos, bo nie potrafiłam określić, co właściwie się tutaj dzieje. Niepewnie wstałam i usłyszałam, że ktoś kręci się po kuchni. Dotarło do mnie, że to Chris i z uśmiechem na twarzy skierowałam się do pomieszczenia. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach owsianki, na co się zaśmiałam, bo pewnie to było jedyną rzeczą, którą Chris potrafił przyrządzić. Weszłam do pomieszczenia i ku własnemu zdziwieniu zastałam tam Noorę, a nie Chrisa.
- Noora? - Mój głos brzmiał jakby był z zaświatów.
- Już wstałaś – uśmiechnęła się smutno, a do mnie dotarło, że nie powinno jej tu być.
- Dzisiaj bierzesz ślub – krzyknęłam, przez co jeszcze mocniej rozbolała mnie głowa.
- Biorę – zaśmiała się – ale dopiero o trzynastej, a teraz mamy siódmą – westchnęła.
Zachowywała się dziwnie, co sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Odnosiłam wrażenie, że przyszła tutaj i zastała Chrisa, co skończyło się tym, że chłopak najzwyczajniej w świecie sobie poszedł.
- Gdzie on jest? - Usłyszałam swój głos.
- Kto? - Blondynka zmarszczyła czoło.
- Chris – powiedziałam cicho, jakbym się tego wstydziła, chociaż to wcale nie byłą prawdą.
Dziewczyna gwałtownie nabrała powietrza, przez co zmarszczyłam nos.
- Noora? - Podeszłam do niej. - Gdzie jest Chris?
Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam odczuwać jakąś dziwną panikę.
- Eva – westchnęła, a ja poczułam niepokój.
- Co?
- Chris nie żyje – powiedziała, patrząc na mnie z troską. - Przecież wiesz – dodała ciszej. - Zginął podczas akcji w Afganistanie.
- Ale – zaczęłam, ale nie potrafiłam sklecić zdania. Jak to nie żyje, skoro wczoraj go widziałam? Jak to nie żyje, skoro kilka godzin temu uprawialiśmy cholerny seks w moim pokoju.
- Wczoraj się upiłaś – zaczęła. - Bardzo – słabo się uśmiechnęła. - W klubie był chłopak podobny do niego i – na chwilę przerwała – zaczęłaś krzyczeć na niego. Że się nie pożegnał, że dlaczego nie powiedział, że wraca – zamknęła oczy. - Coś w ciebie wstąpiło – westchnęła. - Razem z Saną przywiozłyśmy cię do domu.
- Przecież tu był – powiedziałam cicho, czując się jak wariatka. Bo przecież był.
- Zawsze z tobą będzie Eva – powiedziała, po czym mnie do siebie przyciągnęła. - Chris wiedział, że go kochasz.
I wtedy do mnie dotarło. Powiedziałam mu, że go kocham. Powiedziałam mu coś, czego się bałam, a wczoraj to zrobiłam. A on odpowiedział mi tym samym. Ale dlaczego to było tak realne? Dlaczego wciąż czułam się tak, jakby był obok?
- Nie powiedziałam mu tego – załkałam, a dziewczyna mnie pogładziła po włosach. - A on się nie pożegnał – pokręciłam głową.
- Nie powiedziałaś, ale on to wiedział Eva – uśmiechnęła się słabo. - Nie pożegnaliście się, bo nikt nie wie, co zgotuje nam los. Pożegnania zawsze są smutne i dołujące, a Chris nigdy taki nie był. Więc na pewno by chciał, byś pamiętała tylko dobre rzeczy. Te wszystkie momenty, w których się śmialiście i po prostu kochaliście. A przecież mieliście ich mnóstwo – uśmiechnęła się do mnie.
- Kochaliśmy się – dodałam, czując, jak ponownie pęka mi serce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro