the night before drag
Od zarania dziejów istnieje miejsce, które może kiedyś widziałeś w snach albo na ekranie telewizora. Znajduje się tam brama do miasteczka Halloween — krainy, gdzie każdej jesieni trwa nieustanny wyścig, by nadchodzący 31 października był bardziej przerażający niż poprzedni. W tej krainie mieszkał król — władca, którego widok sam w sobie budził grozę. Nie musiał się starać; jego obecność wywoływała strach, płacz, krzyki i omdlenia. Każdego roku otrzymywał gratulacje za swoją pracę, choć sam czuł coraz większą pustkę w swoich kościach. To nie miało sensu; każde Halloween było takie samo. Pragnąc odmiany, udał się więc na samotną wędrówkę do mrocznego lasu.
Szedł cały dzień, aż dotarł do miejsca, gdzie napotkał drzwi — różne, zdobione różnorodnymi symbolami. Jedne przedstawiały choinkę, ale jego uwagę przyciągnęły inne, ozdobione kolorową flagą. Powoli wyciągnął kościstą dłoń w ich stronę. Zawiasy skrzypnęły, a zza pęknięciach w kościach wypełzały robaki, tak samo pod spodni wypadły szczury, uciekając w popłochu przed jaskrawymi barwami, które wlały się w mrok lasu.
Wirując w wirze tęczowych kolorów, król unosił się przez dłuższą chwilę, aż wylądował na spadochronie wypełnionym śmiechem bawiących się dzieci. Zjechał na środek spadochronu, przez dziurę spadając na soczystą, zieloną trawę, rozejrzał się, oszołomiony. Wokół niego biegały dzieci podczas gdy kolorowy spadochron upadał i podnosił się.
- Nie może Pan tutaj siedzieć, szybko musi Pan wybiec! - krzyknęło ku niego jedno dziecko. Choć nie rozumiał zbyt wiele, posłuchał się młodego głosu i wybiegł spod spadochronu.
Nagle przed nim rozciągała się kraina niepodobna do tej, którą znał. Nad nim lśniło niebo bez cienia mroku, a wszędzie roiło się od roześmianych ludzi i kolorowych flag. Kobiety i mężczyźni tańczyli na scenach, a tłum śpiewał radośnie.
Spośród wszystkich zgromadzonych, jego uwagę przyciągnęły bestie — choć nie przypominały one tych znanych mu z Miasteczka Halloween. Były barwne, uśmiechnięte, przyjazne. Zaintrygowany podszedł bliżej, podziwiając ich żywe kolory, gdy nagle odezwał się głos obok niego.
– Koleś, świetny kostium! Uwielbiam detale. Sam go zrobiłeś? A co z tymi kośćmi? – spytała jedna z bestii, wskazując na jego garnitur.
Król spojrzał na swoje ubranie i odpowiedział z lekkim zmieszaniem.
– Garnitur? Moja przyjaciółka mi go uszyła. A kości… nie robiłem ich.
– Rozumiem, no i tak czy inaczej, wygląda kapitalnie!
Król nie zwrócił już na nich uwagi. Jego wzrok przyciągnęła kobieta na scenie. Tańczyła w szaleńczym spektaklu, który przyprawiał go o nieznane dotąd uczucie. Patrząc na nią, poczuł coś nowego, coś, co wypełniało pustkę w jego kościach. Spojrzał na swoje dłonie i zauważył, że z pęknięć między kośćmi zaczęły wyrastać drobne, zielone łodygi.
Tak, to właśnie było rozwiązanie. To uczucie wypełniało go, odbudowując to, co kiedyś uważał za niemożliwe do naprawienia. Wkońcu znalazł coś co było wstanie wypełnić jego puste kości.
Król szybko wrócił do Miasteczka Halloween, niosąc torby pełne kolorowych skarbów. Zwołał mieszkańców, pełen zapału, by opowiedzieć im o kolorach, jakich nigdy nie widzieli, o muzyce, która zachęcała ludzi do tańca, o świecie całkowicie innym niż ich własny. Gdy jednak spojrzał w ich pełne sceptycyzmu twarze, nie odważył się wyznać swojego prawdziwego zamiaru – że chce zostać drag queen. Wiedział, że nie zrozumieliby pustki w jego kościach, którą przynosiła mu monotonne coroczne straszenie. Postanowił więc powiedzieć o swoim planie tylko jednej osobie – przyjaciółce, której ufał najbardziej. Potrzebował jej pomocy; sam nie potrafił uszyć kostiumu.
- Popatrz! - Pokazał jej rysunek sukienki, którą sobie wymarzył – kolorową, puchatą, pełną życia. - Dasz radę to dla mnie uszyć? - zapytał.
- Tak, ale… - Zatrzymała się, widząc determinację w jego oczach. Nigdy wcześniej nie widziała go tak zaangażowanego. - Nie jestem pewna, czy znajdziemy takie kolory.
- Pomyślałem o tym! - Uśmiechnął się, wyciągając z torby spadochron. - Dlatego pożyczyłem kilka.
Przyjęła spadochron, powoli kiwając głową. - Myślę… że to może się nadać, - odpowiedziała, choć nie mogła pozbyć się wątpliwości co do jego pomysłu.
Wkrótce po miasteczku zaczęły krążyć szepty. Wszyscy martwili się o swojego króla, który zamknął się w wieży. Nie mieli pojęcia, co tam robił, ale ćwiczył. Ćwiczył makijaż, ćwiczył taniec, nawet ćwiczył ruszanie ustami do piosenek, które usłyszał. Przygotowywał się na występ inny niż wszystkie.
Pewnego ponurego dnia przyjaciółka zapukała do jego drzwi, trzymając w rękach torbę z gotową sukienką. Zanim jednak mu ją podała, zawahała się.
- Nie sądzę… żeby to było właściwe. Jesteś królem Halloween; to nie jest dla ciebie.
W odpowiedzi uśmiechnął się łagodnie, odbierając torbę z sukienką, i powiedział: "O to chodzi w drag – nie muszę być sobą, mam być królową.”
W końcu nadszedł wieczór, na który król czekał. Całe miasteczko zebrało się na placu, niepewne, co ich czeka. Kurtyna rozsunęła się powoli, a król wkroczył na scenę w pełnym blasku – ubrany w swoją kolorową sukienkę, z perfekcyjnym makijażem i wyrazem pewności siebie, jakiego nigdy wcześniej nie widziano.
Na początku zapadła cisza. Mieszkańcy patrzyli z mieszanką zdumienia i niepewności, ale król nie pozwolił, by ich reakcje go zatrzymały. Rozpoczął występ, tańcząc, śpiewając i pokazując się w zupełnie nowym świetle. Jego ruchy były pełne radości i energii, której tak bardzo brakowało w jego codziennym życiu.
W miarę jak show trwał, na twarzach mieszkańców pojawiał się uśmiech. Z czasem dołączyli do zabawy – zaczęli klaskać, niektórzy nawet tańczyli i śpiewali. Wreszcie zrozumieli, że ich król nie utracił siebie; wręcz przeciwnie, odnalazł część siebie, której nigdy nie miał odwagi pokazać. Był królem Halloween, ale równierz drag królową.
Gdy występ dobiegł końca, miasteczko wybuchło owacjami. Król, choć zmęczony występem, czuł jak w kościach rozkwitają kwiaty. Wkońcu pustka się całkowicie wypełniła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro