Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*ratujemy się*

Hejka❤️ Bardzo się cieszę, że mogę zamieścić nowy rozdział. Może się okazać dla Was nieco szokujący 😝( sama po części to przeżyłam, pisząc go xD)Mam nadzieję, że mimo to spodoba się ;).
Podziękowania dla kochanej bety cheery_love za spr rozdziału ☺️.
Proszę Was bardzo mocno o komentarze i gwiazdki ❤️
//Pp

Rose

Wąż wyszedł odszukać innego, a ja siedzę w gronie swoich. Dziewczyny rozmawiają o problemach codzienności, a ja nie odnajduję w nich sensu. Moje życie stało się zbyt absurdalne nawet jak na moją wyobraźnię. Co mogą więc wiedzieć one? Ywette dotyka mojego ramienia i ciągnie mnie za rękę. Część dziewczyn posyła nam złośliwe spojrzenia, ale wiem, że znają każdy szczegół mojego związku z Malfoyem. I prawdopodobnie wiedzą znacznie więcej niż ja, o tym, co dzieje się między Dyer a Zabinim. Korytarze oświetlone są bladym złotem promieni słońca. Jego blask wpada przez witraże i tworzy prześliczną mozaikę na marmurowej posadzce.

Wychodzimy na błonia i siadamy na schodach. Są wilgotne, więc obciągam bluzę. Powietrze jest przesycone zapachem porannego deszczu, ale niebo powoli się rozpogadza. Wspomnienie mojej pierwszej prawdziwej rozmowy z Amosem osiada w moich płucach jak pył i nie pozwala mi oddychać. Nie wiem, czemu o nim myślę, ale czuję, jak moje ciało obejmuje znajomy niepokój.

(Witaj, Rosie, tęskniłaś?)

Ywette opiera głowę na moim ramieniu i patrzy się na słońce, które prześwieca przez chmury. Zdają się rozrywać pod wpływem ciepła gorącej gwiazdy jak wata szarpana przez małe dziecko. Jest bardziej uspokajająco niż ponuro. Jasno niż ciemno. Ale ciepło tego kwietniowego przedpołudnia kradnie nasze powietrze, naszą przestrzeń, nasze myśli.

Rozumiem, czemu mnie tu zaciągnęła, gdy dostrzegam szereg ubranych w zieleń zawodnikowi niosących najnowocześniejsze miotły. Ale nie on, nie Rocco Zabini, którego matka przegrała majątek, a ojciec nigdy nie pozwalał synom trwonić pieniędzy. Ważniejsze było utrzymanie posiadłości; dziedzictwa arystokratycznego rodu. Spytałam kiedyś Malfoya, czemu zawsze wydają mi się tacy normalni i beztroscy. Scorpius powiedział mi po zastanowieniu, że nie mają tyle, co reszta Ślizgonów, ale nauczyli się to doceniać. Śmiał się, że nie wydaję mu się, by Rocco dbał o niuanse i status majątkowy. I tak czerpie z życia pełnymi garściami. Prosty chłopak o nietypowym spojrzeniu na życie.

(Może byłoby mi łatwiej, gdybym była podobna?)

Zaskoczenie przesuwa palcami po moich plecach, gdy dostrzegam czarnoskórego chłopaka idącego w naszą stronę, ale nie prostuje się. Jestem ciekawa, jak się zachowa. Nie denerwuję się; jestem w jednym z tych momentów, w których jest tylko tu i teraz. Moja skóra na słońcu, lekki wiatr w moich włosach i ta dwójka. Upodabniam się do Malfoya.

(Czy pary tak mają, czy właściciele i ich psy? Znów ta niepewność i niepokój.)

Mija nas z uśmiechem tak, jakby nas nie zauważył, a kiedy na twarzy Ywette pojawia się urażony grymas, schyla się, obejmuje jej szyje i całuje w kącik ust. Siada między nami, a ja unoszę brwi.

- Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. - spoglądam na nich z udawanym wyrzutem.

Czuję, jak miód rozlewa się po moim sercu. Jeśli bym im czegoś zazdrościła, to prostoty ich uczucia.

Gorzki smak wkrada się do smakowego raju.

Zdobywam się na śmiech tak blady, jak wytrwale słońce.

- Ach, tak? A co jest na rzeczy? - Zabini składa usta w coś, co przypomina dziubek.

Wygląda, jakby nie mógł domyślić się, co insynuuję.

Kręcę głową.

- Może ty mi powiesz. -odpowiadam, patrząc się w jego ciemne oczy.

Spogląda na dziewczynę, na której ramionach kładzie swoje ramię,

- Nic nie mówiłaś?

Wzrusza ramionami i mam wrażenie, że próbuje się schować w swojej przydużej bluzie.

Chwyta jego rękę.

- Nie wiedziałam, jak mogę to nazwać.

Rocco spogląda na mnie.

- Merlinie, Weasley, ty też tak miałaś ze Scorpiusem? To normalne i nie powinienem się martwić?

Uśmiecham się, wciąż przyglądając się Dyer, która gdzieś odleciała myślami.

- Pomnóż to sobie razy dwa.

- Nie rozumiem. - mówi z rosnącą intonacją, co sprawia, że znów się uśmiecham.

Chwytam jego ramię i odszyfrowuję własne słowa. Wyciągam z siebie wyznanie jak kotwicę. Odpływam od znajomych brzegów.

- Oboje nie wiedzieliśmy.

Obrusza się, robiąc zabawną imię,

- Przecież od razu widać, że to mój słodki skarb. - całuje w głowę moją przyjaciółkę, a potem wysuwa się dołem z jego ramion tak, że siedzi na niższym stopniu schodów. Pokazuje mu długi język.

Zauważam, że jest przekuty i powstrzymuję pisk. Posyłam jej spojrzenie pełne niedowierzania, a ona zasłania się w dziecięcym odruchu.

Rocco przybiera wszechwiedzący uśmiech. Wdycha ciężkie powietrze tak, że widzę, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.

- Padam z nóg. Widzimy się później?

Ywette kiwa mu na pożegnanie. Kiedy odchodzi na parę kroków, chwytam ją w swoje ramiona. Szepcze do ucha Ywette tym głosem pełnym młodzieńczej ekscytacji.

- Ktoś tu ma sekreciki.

- Powiedziała, co wiedziała. - mamrocze przy mojej twarzy, a ja ściskam ją jeszcze mocniej.

- Znów pokażesz język? Kiedy zrobiłaś tego kolczyka?

- Po sylwestrze. No wiesz, ja w przeciwieństwie do ciebie nie miałam zaproszenia specjalnego od Scorpiusa Malfoya.

Prycham, by zamaskować swoje słodko-gorzkie uczucia.

- Myślisz, że to była sama przyjemność? No wiesz, upojna noc, teksty ze starych filmów i rozmowy z podtekstami?

Nagle robi się poważna. Zawsze za bardzo dba o to, jak się czuję. Jest dla mnie bardziej siostrą niż czymkolwiek innym. Dziś to rozumiem.

Poprawia moje włosy, tak by był równy przedziałek.

- Myślę, że po części tak było. Merlinie, Rose. Wiem, że się dobrze bawiłaś, pomijając...

- 50 twarzy cynizmu Albusa Pottera?

- Coś w tym stylu.

Zastanawiam się nad tym, co mi wyznała. Próbuję ulokować w wyobraźni czas, w którym dokonała tego szaleństwa, jakbym stawiała ludzika na mapie.

- Czy to znaczy, kochanie, że spędziłaś z nim noc?! - mówię zbyt głośno.

Chcę zasłonić mi usta, ale udaję mi się złapać jej rękę. Kąciki jej ust unoszą się do góry.

- Poszliśmy na miasto.

- I mówisz mi to po... 3 miesiącach?

- Rosie... to była głupia... byliśmy strasznie spici i zachowywaliśmy się jak dzieci na pierwszej wycieczce.

- Miło słyszeć, Ywette. A zresztą jak mogłam myśleć, że przegapiłabyś taką okazję. Nigdy nie pozwalasz, by cię coś ominęło.

- Dokładnie! Właśnie nic nie rozumiem. Jesteś w ogóle moją przyjaciółką? - milczy przez chwilę - Nie chciał mi na to pozwolić.

- Serio?!

- Uhm.

- No nie dziwię się, że mu się nie udało.

Kiedy zastanawia, się co powiedzieć chwytam ją w ramiona tak, że staje. Kręcę się razem z nią w kółko.

- Rosie, co to znaczy?

Ściskam tę dziewczynę tak, jak robiłam to, jak miałam dwanaście lat i miłość wydawała mi się tylko obrazkiem z bajki.

- To znaczy, że obie jesteśmy tymi dobrymi dziewczynami, które zadają się ze złymi chłopcami.

Śmieje się.

- Co ty gadasz! Sądzisz, że jesteśmy od nich lepsze?

Wybucham niekontrolowanym śmiechem i zataczam się na nią, jakbym była pijana.

- Właśnie to jest cały paradoks! Wszyscy tak myślą.

Nasze nogi się plączą i lądujemy na betonie, siedzimy i śmiejemy się w swoich objęciach.

Chowam głowę w jej bluzie i wdycham jej cytrusowy zapach.

Zapominam o wszystkich swoich problemach.

Przez chwilę wydaję mi się, że mam wszystko, co potrzeba.

Albus

Amos Hadijew jest odwrócony do mnie profilem. Blask słońca oświetla jedną stronę jego twarzy, druga znajduje się w cieniu. Iglaste drzewa śpiewają nad nami pieśni nie do powtórzenia.

|Wszystkie języki świata na nic|

Dostrzegam, że jest znacznie wyższy ode mnie, ale nie włada swoim ciałem w sposób, w jaki robi to Scorpius. Jest wydłużony i zwężony jak model z ekskluzywnej sesji zdjęciowej. Jego cień jest bardziej rozległy. Odwracam od niego wzrok i kładę się na ziemi. Spoglądam na pyłki latające w powietrzu; przypominają mi zdmuchnięte dmuchawce.

|Czy ktoś pomyślał życzenie? Chciałbym mieć swoją szansę.|

Zamykam oczy i wsłuchuję się we wszystkie stworzenia, które chcą do mnie przemówić.

- Czemu tu jesteśmy, Albusie?

Rozwieram ramiona i wyciągam się na słońcu.

- Jak myślisz, gdzie indziej moglibyśmy czekać na to, co się wydarzy?

Czuję, że wzrusza ramionami; to byłoby bardzo w jego stylu.

- No nie wiem. Moglibyśmy skorzystać z dobytku cywilizacji, dopóki nie przemienimy się w bestie.

Podrywam się gwałtownie i widzę obawę w jego jasnych oczach.

| Słodkie. |

Nic nie rozumiem.

Chwytam jego ramię niemal tak szczupłe, jak moje, ale w niczym do mojego niepodobne.

Jestem, kim jestem, bo nie jem, nie śpię i myślę, jak ocalić Scorpiusa. Amos zawsze był żylasty.

- Nienawidzę tej waszej cywilizacji.

Kręci głową jak szczeniak.

- Co się z tobą dzieje?

Chwytam go za szczękę, ale on się ode mnie odchyla.

- Myślisz, że mnie znałeś? Tak, jakby ktokolwiek spróbował mnie poznać.

- Nie dajesz się poznać, Albusie... Ostatnio nieustannie mnie atakujesz, a teraz jesteśmy tu.

Szukam jakiejś iskry w jego oczach, ale nie znajduję nic. Jasne, że kocha ten ich świat. Technologia, sztuka i magiczne formułki. Wszystko to, co uwielbiam.

- To nieważne. Od dziś nie będę już częścią tego świata. Nie naprawdę.

Marszczy brwi.

- Dlaczego mi to mówisz, Albusie?

Okręcam jego głowę i nachylam się do jego ucha.

- Bo widzisz, potrzebuję twojej pomocy.

- Dlaczego miałbym... - jego głos drży.

|Punkt dla mnie, Amosie|

- Musisz zabrać jedną wilę do Hogwartu. Razem z jej dzieckiem.

- Nic nie rozumiem.

- Ja tego nie zrobię, Amosie. Muszę nas wykupić.

- Co przez to rozumiesz?

Obnażam zęby.

- Muszę wykonać zadanie za nas oboje, bo ty tego nie zrobisz.

Popycha mnie i wstaje.

- Czyli zachowasz się dokładnie tak, jak on ci powie?

Śmieję się, ale nie jestem wesoły. Jest w tym coś, czego nie pragnąłbym usłyszeć w swoim głosie. Desperacja.

- Zrobię to. Nie pozwolę mu dorwać Scorpiusa. - wydaję z siebie tylko te żałosne dźwięki.

Hadijew rozgląda się na obie strony, jakby ktoś nas podsłuchiwał. Pociera kark. Może wygląda dobrze na tle zieleni i dzikiego lasu, ale tu nie przynależy. Nie. Nawet nosząc to samo brzemię, każdy jego gest go zdradza.

- Co, jeśli on tylko mówi, że ich oszczędzi? Co, jeśli i tak ich przemieni? A my mu to tylko ułatwimy...

Zrywam się płynnym ruchem i staję krok przed nim.

Może mi czytać z ust. Może zrobić tysiące rzeczy i nic mnie to nie obchodzi.

- Nie mam wyboru. Nie wiem, jak działa ten układ. Nie mam pojęcia czy da się go złamać. Złączył naszą krew... Będzie wiedział, jeśli kogoś zabiję, to na pewno.

- Powinniśmy wreszcie komuś powiedzieć, Albusie.

- Nikt nam nie uwierzy. A Lans natychmiast się o tym dowie. - zniżam głos do szeptu - Potrafi czytać nam w myślach, zapomniałeś?

Chwytam go za koszulę i przyciągam do siebie. Nasze ciała się stykają. Mój oddech jest na jego twarzy. Moje dłonie są chłodne; zdaję mi się, że może wyczuć to przez cienki materiał.

- Możemy go unikać... Szkoda, że nam tak zależy. Gdybyśmy ich stracili... moglibyśmy mieć siebie.

Nie dowierza. Sam sobie nie dowierzam. Dawno straciłem kontrolę nad tym, co robię.

- Jesteś chory, wiesz?

Kręcę głową i uśmiecham się.

- To tylko wasza ocena. Mówiłem ci, niedługo przestanie to mieć znaczenie.

- Daj sobie pomoc... - biedny Amos, wciąż myśli, że może mnie zmienić. Wszyscy tak sądzą.

Przyglądam mu się. Daję mu szansę zajrzeć do moich oczu. Ciekawe, jakie kłamstwa tam odnajdzie? Może nie jestem w stanie ukryć emocji? Może się przeceniam?

- Matthias. Jesteś znowu z nim?

Zwleka. Kolejne sekundy odchodzą w zapomnienie.

- Ciężko powiedzieć.

Czytam z jego brązowo-zielonych oczu. Z oczu węża.

- Wciąż nie powiedział nic swoim rodzicom?

Spuszcza wzrok. Chwytam jego podbródek. Jest delikatny w moich rękach.

- Czemu sobie to robimy?

- Myślałem, że mnie nie znosisz.

- Uważam, że jesteś naiwny. - spuszczam głowę - Ale to znacznie lepiej niż być kimś takim jak ja.

Schyla głowę i po chwili to on odnajduje ręką mój podbródek. Niemal odtrącam go, ale zatrzymuję dłoń na jego. Prawdopodobnie mam dość tej samotności. Nie potrafię się do tego przyznać.

|Może on mnie rozumie. Kto, jeśli nie on? Scorpius?|

Nachylam się do jego ust. Dziwię się, gdy jego roztrzęsione ręce spoczywają na mojej szyi.

Wzdrygam się, a on się śmieje.

- Boisz się, Potter?

Rozchylam usta ze zdziwienia. Czuję, jak jego język wsuwa się do mojej buzi.

Przyciągam go mocniej, ale to on jest ode mnie wyższy. Pcha mnie pod drzewo. Mam wrażenie, że słyszę w swoim umyśle, jak echo śmiech wili:

Pozwolę ci, być z kim chcesz, Albusie, nic mnie to nie obchodzi.

Zrywam z niego płaszcz, a on przysuwa się do mnie w ochronie przed zimnem. Kładzie ręce na mojej twarzy. Jest głodny tego uczucia, którego mi brakuje. Wyczuwam jego strach pod opuszkami palców. Kłębek żalu i niepokoju.

- Powiedz, że nie odejdziesz... - szepcze przy moim uchu.

- Możesz iść ze mną. Teraz jesteś wilkołakiem, a nie zwykłym chłopcem.

Chwyta moją wargę w zęby.

- Nigdy nie byłem zwykłym chłopcem.

Zdejmuje moją kurtkę.

- Nie zrobimy tego tu? - pyta bardziej niż mówi.

- Jak chcesz.

Rozpina moje guziki. Dyszy.

I drży, drży, drży.

- To dziecko. Ono... - wszystkie fałszywe dźwięki.

- Jest moje.

Marszczy brwi; najbardziej charakterystyczny gest dla tego chłopaka. Miedzy jego brwiami tworzy się podłużna zmarszczka.

- Myślałem, że...

- I nie myliłeś się. Chodź.

Zabieram nasze kurtki i ciągnę go za rękę. Czuję, że Amos już tego żałuje, ale nie może się powstrzymać.

Odnajduję znajomą opuszczoną grotę. Zdaję mi się, że Hagrid kiedyś w niej kogoś ukrywał. Olbrzyma, którego imienia nie pamiętam. Rosie, by wiedziała.

Kładę go na twardej podłodze, ale podkładam pod jego głowę nasze kurtki.

- Nie znoszę cię, Potter. - nie wierzę w jego słowa, bo sam nie potrafi.

Zatrzymuję się na guzikach jego koszuli. Moja już jest rozpięta.

- Zanim to zrobię... Kochasz Notta, prawda? - nienawidzę tych słów.

- A ty? Kochasz Malfoya?

Kiwam głową. Do cholery z tym wszystkim.

- Ale to niemożliwe. Za to Matt woli chłopców.

- Nie będę go dłużej przekonywał, żeby powiedział rodzicom.

Przecieram twarz i nie wierzę, że mówię to w takim momencie.

- Skoro cała szkoła już wie, nie wydaje ci się, że w końcu dowiedzą się też jego rodzice?

- Na tym polega problem. Oni wiedzą. Udają, że problem nie istnieje. Matka powiedziała ojcu, a Matthias wszystkiemu zaprzeczył, gdy ojciec zapytał. Wszystko zaczęło się pomiędzy nami psuć. Wciąż się kłócimy. Ostatnio kazał mi nie wracać do siebie. Nie chce niczego na stałe, a ja jestem tylko kolejnym, który ogranicza jego wolność. Tak mi powiedział. Zabrał mnie do siebie na święta i myślę, że tylko dlatego, by zapełnić pustkę. Zdaję mu się, że całe życie jeszcze przed nim, że kiedyś może zdobędzie się na te kroki. Myślę, że teraz chciał spełnić swoje skrywane marzenie, a ono nie okazało się dokładnie tym, czego się spodziewał. Ma mnóstwo innych, może one okażą się bardziej satysfakcjonujące.

- Nie chcesz tego naprawić.

Kręci głowa.

- Nie sądzę, bym mógł. Nie będę go błagał o jego miłość. Czemu chcesz, bym tak wszystko naprawiał w swoim życiu? Ty nie masz zamiaru nic zmienić w swoim. Poza tym zdawało mi się, że miałeś kiedyś dobre kontakty z Nottem? Chyba też nie zamierzasz nic z tym zrobić.

- Ta, mam to gdzieś... ale twoi rodzice... wiedzą?

Uśmiecha się gorzko.

- Ciężko nie zauważyć, ale nigdy tego nie popierali. Jest tak, jakbym nie należał do ich rodziny. Ale zawsze czułem się tam jak obcy.

Czuję, jak z moich ust wyrywa się wycie, a moje ciało wygina się w łuk.

Amos spogląda mi w oczy. Jesteśmy wilkołakami. Czy Scorpius i Matthias mogą zrozumieć, jak to jest? Czy mogą żyć z ludźmi takimi jak my? Bez odrazy i dystansu?

Chwyta moje ramię.

- Czuję, że się zbliża.

Kładę się na ziemi.

- Musisz mnie teraz posłuchać. Wybrałem...

Obraca głowę w moją stronę.

|Ładny chłopiec, szkoda go na takie wiadomości|

- Wybrałem Carrow. Myślałem, że może drugą osobą powinien być... Zabini. Może przynajmniej nie zepsułbym ich związku.

Unosi brew, ale ku mojemu zdziwieniu kiwa głową.

Sięga po moją dłoń. Partnerzy w zbrodni. Amos chce ratować kogoś, kogo nie da się uratować. Nie Islę, nie Kiana. Mnie.

- Wiesz, jaka jest prawdziwa historia? - nie odpowiadam - Nott nie przyznałby się do mnie przed szkołą, gdyby nie spił się ze mną na imprezie. A potem już nie mógł się z tego wycofać, bo nikt i tak mu nie wierzył, że lubi dziewczyny. Więc było mu to na rękę. Zawsze wiedziałem, że...

- Że cię nie kocha?

Całuje mnie krótko.

- Nie naprawdę. Byłem dla niego jak kolejne dzieło sztuki. Myślałem, że miłość do piękna nas łączy. Nie wpadłem na to, że mogę mu się znudzić - przełyka ślinę, tak że jego krtań się porusza - W zasadzie co za różnica. Ty też przecież nic do mnie nie czujesz.

- Nam może się udać?

- Nie, jeśli nie zostaniesz w Hogwarcie.

Patrzę się na niego tak poważnie, jak dawno nie patrzyłem na nikogo.

- Amosie, myślę, że mnie wywalą.

- Uważasz, że wszystko powiedzą? Carrow i Zabini?

- To nie ma prawa się udać.

- Więc nie róbmy tego. Nie róbmy.

Przyciąga mnie do pocałunku. Jego ciało jest między moimi nogami, kładę się na nim. Mój członek robi się twardy, gdy przyciąga moje nogi i przesuwa dłońmi po moim ciele.

Czuję, że moje ciało pragnie przemienić się w wilczę. Powoli jak niebo robi się czarne jak nasz żal.

- Zaatakujemy Lansa. Potrzebujemy pomocy.

- Nie mogę w tym uczestniczyć. Musimy przestać o tym rozmawiać. Jestem z nim złączony i nie mam pojęcia jak bardzo.

Przejeżdża rękoma po moich plecach i zatrzymuje je na szyi. Nie przeszkadza mu to, że mam na niego ochotę. Nie pragnie uciec. Ale też nie wykona kolejnego kroku. Nie teraz, nie dziś.

|Być może nigdy|

Lgnę do niego po ostatnią chwilę desperackiej bliskości. Zanim odejdzie, zanim zrobi, czego ja nie mogę.

-Dam sobie radę.

Rose

Ywette zmierza do biblioteki, by przejrzeć kilka prastarych ksiąg, a ja poszukuję Scorpiusa. Obawiam się, że jego rozmowa z Yaxleyem poszła w złym kierunku. W jaki inny sposób mogła przebiec? Idę zbyt szybko, by ktoś mógł uznać mnie za znudzoną uczennicę. Niepokój bawi się ze mną w berka. Jestem zmęczona tą gonitwą, ale wolę przesuwać się do przodu. Mam nadzieję, że nie biegam w kółko. To wszystko musi mieć sens.

(Prawda? Musi.)

Mijam jakiegoś wysokiego ucznia. Kiedy czuję mocny uścisk na ramieniu, moje serce przyspiesza. Sięgam lewą ręką po różdżkę i odwracam się w stronę nieznajomego.

Moje serce spowalnia jak przy powolnej balladzie. Nie mam się czego bać.

(Czyżby?)

Czekam, aż zacznie; nie wiem, czy powinnam się go spytać o Malfoya.

- Rose, wybacz. Widziałaś swojego kuzyna?

Puszcza moją rękę, a ja wzruszam ramionami.

- Nie mam pojęcia, gdzie się podziewa. W zasadzie szukałam...

- Malfoya, wiem. Skarbie, pomyśl. Jaki dzień dzisiaj mamy?

Mrużę oczy. Nie podobają mi się te zagadki.

- Nie mam pojęcia.

Jest poirytowany; mówi mi to każda zmarszczka na jego twarzy.

- Strzelaj.

- Twoje urodziny? - szczerzę zęby.

Wzdycha.

- Czy wyglądam na szczęśliwego?

Kręcę głową; wciąż nie mogę zebrać myśli. Ta pogoda w połączeniu ze zmęczeniem kradnie wszystkie zbierane przeze mnie siły. Nie mam już żadnych oszczędności.

- Jest pełnia. Sprawdziłem to dokładnie.

- Albus. - szepczę.

Aidan kręci głową: wróżba klęski. Przecież musi znać już wszystkie odpowiedzi: jest realistą. Czy może się mylić?

- Nie tylko, Rose.

Jego głosy tylko podpalają śmieciowisko moich obaw. Żarzy się teraz pod sam nieboskłon, a dym ma toksyczny zapach. Wiedziałam, że to musi ustąpić. To, co zaszło między Scorpiusem i Alem tylko uśpiło moją czujność.

Aidan przeciąga palcem po moim policzku. Posyłam mu nierozumiejące spojrzenie.

- Rzęsa - nie wiem, czy mu wierzę - Musisz na siebie uważać, Lans ma cię na oku. Może mogłabyś... mogłabyś to popołudnie spędzić ze mną.

- Scorpius...

- Był u mnie. Ostrzegłem go, żeby uważał na Mastersona. Ale dopiero teraz wiem, jak bardzo miałem rację. Jeśli uważasz, że Malfoy musi być w to zamieszany... Proszę bardzo.

Unoszę brew.

- Co zrobimy, jeśli zaatakują?

- Musimy zebrać jak najwięcej sojuszników.

Słyszę kroki na posadzce za sobą, dopiero gdy ktoś jest niemal przy nas.

Kładzie rękę na moim ramieniu. Aidan robi krok naprzód i zamarza. Nawet on jest zdziwiony.

- Amos? - pyta głosem, jakim nigdy nie chciał wypowiedzieć jego imienia. Nie wtedy, kiedy mu dokuczał.

- Powiem to tylko raz. Potrzebujemy waszej pomocy, by pokrzyżować plany Lansa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro