Coming soon
Łapajcie fragmencik rozdziału, który ostrzegam, że będzie emocjonalnym roller-costerem. Przygotowujcie się, a kiedy nadjedzie, pamiętajcie by zapiąć pasy ☺️!
//pp
-Zawsze wydawało mi się, że jestem widziana przez pryzmat osiągnieć mojego ojca, a szczególnie matki. To oni są gwiazdami, a ja pozostaje w cieniu.
Przykrywa moje blade ręcę i liczy każdy pieg całuje każdy pieg.
-Nazwałbym to inaczej, Rusałko. Mówiłaś, że masz problem z udźwignięcie stresu, który nałożyli na twoje ramiona. Zawsze byłaś widoczna, zawsze na celowniku. Idealna córka perfekcyjnej Hermiony Granger.
Chcę zabrać ręce, bo jego szczere słowa to dobrze naostrzone noże, a on wie zbyt dobrze jak ich używać. Scorpius zaciska palce na moich, a jego dłonie sa chłodne jak moje, a jego serce jest tak samo złote.
-Odwzorowywałaś ich blask, starając sie im dorównać. Byłaś planetą-satelitą.
Znaczy moją szyję przeciągłym, brudnym pocałunkiem, a moje ciało przechodzą dreszcze.
(Czy tego pragnę?)
-Kidy tak mówisz, nie wiem, czy rozumiem, kim jestes.
-Rosie, chcę byś wiedziała, czego pragniesz i korzystała z tego, co masz. Wyczerpała możliwości do dna. Jakby były kolejką drinków przy barze. Okazja za okazją.
(Podbródek.)
-Nazwij to, czego chcesz. Szczerze. Wiem, że wciąż grasz.
(Czy ty nie masz żadnej roli? Odsłaniasz wszystkie karty? Czemu rękaw twojej koszuli jest długi? O nic nie pytam, nie słyszysz?)
Kącik ust.
(Merlinie)
-Mam do ciebie prośbę, którą mam nadzieje że zapamiętasz. Bo..
(Szybki oddech.Przyspieszone tętno. Scorpius Malfoy się denerwuje)
-Widziałaś te wszystkie gwiazdy na sklepieniu Wielkiej Sali? Świecą własnym światłem, a nie światłem odbitym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro