Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45 - Przeszłość

Gavin

Szliśmy za postaciami. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zyskam okazję, by zobaczyć Bellę jako nastolatkę. Domyślałam się, że jej życie w tym okresie nie należało do szczególnie kolorowych. Nie pamiętała, co czyniła jako „Widmo", ale i tak odcisnęła sobie piętno. Dowodziło tego jej wycofane zachowanie na samym początku, gdy tylko wszystkiemu się dokładnie przyglądała i śledziła wzrokiem każdy ruch.

Może kupimy jakieś ciastka? — Odezwała się Samantha.

Nie mam ochoty... — Nastolatka odrzuciła propozycję.

— Dziwnie się patrzy na tak smętną wersję Belli... — Stwierdziła Val.

Większość osób w grupie przytaknęła, zgadzając się z jej słowami. Cóż, nikt poza Niną i Evanorą nie znał jej od tej strony. Wiedźma zajmowała się nią przez jakiś czas, a wampirzyca przyjaźniła od czasów szkoły.

— Była taka do ostatniej klasy liceum. — Wyznała Nina. — Później przez pół roku stała się w ogóle inną osobą, ale... Samantha zginęła. To ją ponownie złamało. Przez ten incydent skończyła z czymś, w czym była serio dobra, a to tylko i wyłącznie przez to, że odkryła ten talent przez Sam. Zniszczyła wszystko, co jej w ogóle o niej przypominało... Zresztą i tak pewnie zobaczymy to wspomnienie. Nie ma co o tym mówić...

— Mówisz, jakbyś tam była. — Zauważył Jimmy.

— Bo byłam. Siedziałyśmy razem w mieszkaniu, Rochelle „nie miała czasu", a chciałyśmy zrobić sobie nasze comiesięczne nocowanie. — Uśmiechnęła się pod nosem. — Głupia tradycja nastolatek, która miała swój koniec w ciągu niecałych trzech minut... Byłam z Bellą, kiedy do drzwi zapukała policja, żeby poinformować o całym incydencie. W ciągu całej znajomości jej takiej nie widziałam. Dosłownie, jakby coś w niej umarło w ciągu kilkunastu sekund... Nigdy tego nie zapomnę... Tak samo tego krzyku...

— Krzyku? — Dopytałem.

— I tak go pewnie usłyszycie...

Zerknęliśmy na siebie zaniepokojeni, gdy dziewczyna momentalnie opuściła wzrok. Bella krzyczała, gdy dawała upust emocjom. Tak samo było wtedy, gdy w urodziny pomyślała o Enigmie i własne uczucia ją przytłoczyły.

Podniosłem spojrzenie. Samantha podeszła do bankomatu. Bella pozostała kawałek od niej, stojąc z opuszczoną głową. Patrzyła na własne buty, a już w kolejnej sekundzie kopnęła kamyk. Wiedziałem, że była wycofana, ale nie sądziłem, że kiedyś dochodziło to aż do takiego poziomu.

Zmarszczyłem brwi, zauważywszy, jak lekko się wzdrygnęła. Był to ledwie zauważalny ruch, ale przez to, że każdy na nią spoglądał z zaciekawieniem, dostrzegli go wszyscy w grupie. Nie rozumiałem, co miało miejsce. Bellę minęła tylko jakaś kobieta. W tym momencie mnie oświeciło. Bella potrafiła rozpoznawać aurę Wdów.

Postać odeszła od niej kilka kroków, a dziewczyna gwałtownie odwróciła głowę. Wzdrygnąłem się, gdy po plecach przeszedł mi dreszcz. Nie byłem jedyny. Bella nadal miała spuszczoną głowę. Spomiędzy zakręconych pasm jej włosów dało się zauważyć szeroko otwarte, mieniące się oczy i twarz całkowicie pozbawioną emocji. Można by to nawet przypisać do zwierzęcia polującego na ofiarę.

Obraz wokół zaczął się zniekształcać, a przez to w ciągu kilku sekund znaleźliśmy się w zacienionym pomieszczeniu. Moment nam zajęło, zanim przyzwyczailiśmy się do ciemności. Dzięki temu mogłem stwierdzić, że staliśmy w jakiejś sypialni. Miejsce znalazło tu łóżko, biurko, półka na książki, etażerka, szafa i dwie pary drzwi – jedna prowadząca zapewne do łazienki. Za oknami dało się dostrzec, że słońce już zaszło.

Wiesz, że nie zaatakuję Wdowy. — Doszło zza drzwi.

To dzięki temu zauważyliśmy siedzącą pod powłoką Bellę. Opierała się o nią plecami. Żółtozielone oczy mieniły się w mroku ze wzmożoną mocą. Każdy na ten widok przełknął ślinę.

To byłoby samobójstwo, a zauważ, że przekazałaś mi Bellę pod opiekę. Nie rzucę się na całą grupę, chyba zwariowałaś, Evanora. — Dobiegło ponownie zza drzwi. — Pamiętam, kim jestem, ale to nie znaczy, że mam tak po prostu się rzucić na kilka lub kilkanaście Wdów. Zginęłabym, wiesz, że one nas z łatwością wyczuwają.

Zauważyłem, jak Bella przesunęła wzrokiem w bok. To w tej chwili dostrzegłem Enigmę, która siedziała obok dziewczyny pod postacią fretki. Bella zmarszczyła brwi, czym od razu mnie naprowadziła, że rozmawiały ze sobą za pomocą myśli.

— Istnieje jakiś sposób, żebyśmy słyszeli, o czym ona dyskutuje z Enigmą? — Spytałem, zwracając tym uwagę wszystkich.

Pani Minerva uniosła lewą dłoń. Pstryknęła palcami.

~ To zły pomysł, Bella... ~ Usłyszeliśmy od razu. ~ Dotychczas walczyłaś z jedną, maksymalnie dwoma. Tutaj będzie cała grupa.

~ Słyszałaś, co powiedziała Sam. Ona ich nie zaatakuje. Zanim zbiorą grupę wiedź, minie przynajmniej kilka dni. W tym czasie Wdowy zdążą się już przenieść. ~ Zaczęła się podnosić.

Zerknęła jeszcze na Enigmę.

~ Nie mam wyboru...

Podeszła do szafy. Jak najciszej uchyliła drzwi, by wyjąć stamtąd zbyt dużą bluzę, wyglądającą niemal jak na dorosłego mężczyznę. Zapięła ją niemal pod szyję. Kolejno usiadła na łóżku i sięgnęła po buty.

~ Ale to niebezpieczne, Bella! ~ Zaoponowała Enigma, gdy dziewczyna już wiązała sznurowadła przy jednej nodze.

Wzięła głębszy wdech, spoglądając na fretkę.

~Zostawienie ich samych sobie jest niebezpieczniejsze...

Każdy uchylił szerzej oczy, widząc czystą powagę na twarzy Belli, choć po bliższym przyjrzeniu, dostrzegłem jeden szczegół. Marszczyła brwi. Nie chciała tego robić, ale wiedziała, że jeżeli ona nie spróbuje, stanie się coś gorszego. Wdowy były nieprzewidywalne. Wiadomo, że wtedy nikt nie pragnął stanąć naprzeciw takiej wiedźmy lub nie znalazłaby się inna, która...

W tym momencie mnie olśniło.

Nikt inny nie był w stanie stanąć przeciw Wdowom. Pani Minerva została schwytana, tak samo wiele innych potężnych wiedźm. Po ataku na Magiczne Salem każda obawiała się zrobić chociażby jeden krok, nie odwracając się za siebie, a Bella miała tego wszystkiego świadomość. Walczyła z przeszłością.

Kątem oka zauważyłem, jak Bella się podniosła. Każdy jej się przyjrzał, gdy łapała swoje gęste włosy w kitkę. Z lekkim problemem je związała w niskiego kucyka, a kolejno zakryła głowę głębokim kapturem. Już w następnej sekundzie stanęła przed szafą, której drzwi zamknęła. Na nich usytuowano lustro.

Przełknęłam ślinę, widząc dwa jasne punkty na zacienionej twarzy. Słyszałem, jak wzięła głębszy wdech, a jej magia rozeszła się po pomieszczeniu. Widziałem, jak delikatnie poruszała palcami, pozwalając falującej energii oplatać się wokół nich niczym nici. Białe światło wspinało się po rękawach. Usłyszałem, jak kilka osób z grupy się zachwycało tym widokiem.

Otwórz się przejście... — Zaczęła.

Kilka osób wstrzymało oddech, domyślając się, czego za moment staniemy się świadkami. Zobaczymy Bellę jako „Widmo".

Stwórz mi wyjście... — Mówiła dalej.

Tafla lustra powoli się rozświetlała z każdym jej słowem. Zaklęcie się rozchodziło, zastępując powierzchnię lustra światłem. Wokół powstała jasna łuna. Z portalu dało się poczuć delikatny powiew wiatru i... I magii. Bella zrobiła krok w jego kierunku, jednak nie zobaczyliśmy, jak ostatecznie przekroczyła próg. Obraz ponownie się rozmazał.

Tym razem stanęliśmy na polanie. Nie czekaliśmy długo, aż coś się zaczęło dziać. W ciągu kilku sekund ukazała nam się Bella robiąca gwiazdę na jednej ręce, unikając tym samym zaklęcia. Gdy mogła stanąć prosto, wykonała kolejny manewr. Kilka salt w tył, które zwieńczyła flipem w prawą stronę. Ledwo stanęła, by następnie ruszyć w stronę atakującej jej Wdowy.

Szerzej uchyliłem powieki – nie byłem jedyny – kiedy to kobieta z bliskiej odległości próbowała zaatakować Bellę. Ta jednak się nie dała. Korzystając ze swojej obecnej prędkości, padła na kolana, sunąc po trawie. Szybko się przekręciła, by podciąć Wdowie nogi. Niemal z piruetem się uniosła i stanęła na prostych nogach.

Wdowa nie była w stanie wystarczająco szybko zareagować. W ciągu kilku sekund Bella chwyciła za kaptur, zrywając go z głowy kobiety. Po tym złapała ją za włosy, aby odkryć szyję wiedźmy i przyłożyć do niej paznokcie prawej ręki. Zauważyłem, że miała je mocno poobgryzane. Czarny lakier połowicznie zeskrobany. Skórki poszarpane, gdzieniegdzie widoczne świeże ranki i już starsze strupy. Jej dłonie kompletnie nie przypominały tych obecnie. Teraz nie posiadała na nich żadnego rodzaju najmniejszych skaleczeń, paznokcie zawsze wychodziły minimalnie za opuszek, mocniej eksponując długą płytkę.

Spojrzałem nieco wyżej. Dostrzegłem niemal martwy wzrok, który przeraził nie tylko nas, ale i samą Wdowę. Sekundy mijały, a wokół ręki Belli ponownie zalśniła magia – pojawiło się kilka iskier. Mrugnąłem, a Wdowa upadła na ziemię, wijąc się w agonii. Chciała się ratować, jednak Bella jej na to nie pozwoliła.

Usłyszałem, jak ktoś przełknął ślinę.

— Ona tu była młodsza od nas. —Odezwała się chwiejnie Gwen.

Bała się tej wersji Belli. Mimo wszystko znała ją jako tę miłą i opiekuńczą, która zawsze robiła jej i Grayowi gorącą czekoladę – w lato lemoniadę. Poniekąd patrzyła na nią jak na kochaną starszą siostrę. Cóż, nie winiłem jej. Nikt, poza Niną, nie znał mojej żony w tym okresie. Nie wiedzieliśmy, co napotkamy.

Jaką twarz Belli przyjdzie nam jeszcze poznać? Zerknąłem kątem oka na wampirzycę. Stała z opuszczonym wzrokiem. Nie chciała na to patrzeć. W jakimś stopniu przypominała sobie przez to tamte czasy. Nawet gdybyśmy zapytali, co się działo w jej głowie, wątpiłem, że by się przed nami otworzyła tak, jak przy Belli.

Czułem, że w jakimś stopniu miała najgorzej. Bella to jej przyjaciółka, a ona ponownie musiała przypominać sobie ten obraz, o którym myślała, że zniknął dawno temu. Współczułem jej równie mocno, co pani Minervie, panu Matthew i Grayowi. Byli rodziną, a teraz patrzyli, jak żyła Bella w czasie ich nieobecności. To, że zabijała Wdowy, musiało w nich uderzyć ze zdwojoną siłą, biorąc pod uwagę, że dosłownie kilka lat wcześniej, przypominając sobie czasy, gdy mieszkali razem, znali ją od całkiem innej strony. Z tego, co pamiętałem, Bella i jej rodzice kiedyś wspominali, że uważali ją za wulkan energii i bez przerwy psociła. Wątpiłem, że spodziewali się u niej w późniejszych latach „psocenia" w bardziej brutalny sposób.

W tym momencie Bella się pochyliła nad konającą kobietą. Wyciągnęła nad nią prawą dłoń. Natychmiast otoczyła ją zielona Energia. Wdowa kaszlnęła, a my z łatwością się domyśliliśmy, że dziewczyna zatamowała krwawienie.

Każdy na tę informację szerzej uchylił powieki. Tego, że Bella wpierw ją śmiertelnie zrani, a potem zatrzyma krwotok, nie spodziewał się nikt. Nawet Nina uniosła brwi. Samemu myślałem, że zostaniemy już przerzuceni do kolejnego wspomnienia, jednak zdawało mi się, że podświadomość Belli chciała, abyśmy stąd wyciągnęli jeszcze jakąś informację.

Gdzie jest portal do „Abyss"? — Odezwała się Bella.

Wszyscy zmarszczyli brwi, słysząc nieznaną wcześniej nazwę. Kobieta się zaśmiała.

Myślisz, że ci zdradzę, gdzie jest dom wszystkich Wdów? — Wychrypiała. — Wiedźmy Światłe coraz bardziej przechodzą same siebie. Lepiej mnie od razu zabij. Niczego ci nie...

Wrzasnęła nagle. To przez Bellę, która wbiła lewą dłoń prosto w jej pierś. Zauważyłem, że z pięciu ran, które stworzyła, zaczęła sączyć się krew.

Powiesz po dobroci albo pożegnasz się z zakorzenionym w tobie Źródłem.

Każda z obecnych tu wiedźm przełknęła ślinę. Nie były jednak jedyne. Praktycznie wszyscy to zrobili, słysząc gorycz i znudzenie w głosie Belli.

— Wybieraj... — Rozkazała. — Daję ci trzy sekundy na podjęcie decyzji. Po tym czasie wyrwę Źródło i poszukam innej Wdowy. — Przechyliła głowę. — Może będzie chętniejsza, gdy zagrożę jej tym samym.

Jej beznamiętny ton sprawił, że po plecach przeszedł mi dreszcz.

Nie odważysz się... — Rzuciła kobieta. — Światłe nie mordują!

Jeden...

Znam waszą kulturę! Zabijanie jest przestępstwem! Zostanie ci odebrana Moc!

Dwa...

Ponownie poczułem dreszcz. Oczy każdego pokazywały w tej chwili jedno. Przerażenie. Z tego, o czym mówiła Bella i Evanora, dało się wywnioskować, że „Widmo" nie posiadało skrupułów przy mordowaniu Wdów. Wiedziałem o tym, a jednak.. Nie potrafiła do mnie dojść informacja, że to Bella.

Moja Bella.

Dziewczyna, którą nieco ponad rok temu poznałem na Alei Wolności. W której zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Którą kochałem ponad życie. Przed oczami zobaczyłem Bellę, ale ze swoim uśmiechem właśnie z tamtego dnia. Nie wierzyłem, że to była ta sama... Ta miła, opiekuńcza, skromna i uwielbiana przez wszystkich dziewczyna. Że potrafiła ona doprowadzić kogoś do czegoś takiego, jak uczucie strachu.

Po co ci to wiedzieć?! I tak się tam nie dostaniesz! Może tam wejść tylko ktoś z mrokiem w sercu!

Pani Minerva, Roberta i Evanora szerzej uchyliły powieki.

Trzy...

TEKSAS! CANYON LAKE! — Wykrzyczała nagle, ale Bella, chcąc ukrócić jej żywota, się zacięła. — Ostatnia wysepka przy spływie rzeki Guadalupe... Woda dookoła niej... Ona jest portalem, ale bez mroku w sercu i odpowiedniego zaklęcia nie dostaniesz się do Abyss...

Zaklęcia?

— Zaklęcia klucza...

— Ich jest dziesiątki... Jakie to zaklęcie?

— „Kluczu, otwórz mi drzwi, niechaj znikną udręki dni. Każdy, kto zaklęcia to zna, przyzwolenie mi swoje da, bowiem wracam do domu, a portal nie otwiera się byle komu"... — Wzięła głębszy wdech. — Powiedziałam ci wszystko! Teraz, zgodnie z tym, co mówiłaś, powinnaś mnie wypuścić!

Nie mówiłam nic o wypuszczaniu. — Zauważyła, bardziej wbijając dłoń w pierś kobiety.

Bella się zbliżyła do kobiety, która zakrztusiła się własną śliną.

Wszystko mi wyśpiewałaś, więc naprawdę bardzo, ale to bardzo, mi przykro... — Przerwała.

Kobieta wrzasnęła na całe gardło. W ciągu kilku sekund Bella coś wyrwała z jej ciała. Widziałem niezbyt dobrze, bo większą część zakrywała jej dłoń, ale przypominało to coś na wzór kulki obrośniętej kolcami i czymś odchodzącym, wyglądającym jak korzenie.

Bella okręciła głowę i przyjrzała się rzeczy.

Istnieje ryzyko, że zakomunikujesz o mojej wiedzy odnoście „Abyss" swoim, a na to pozwolić nie mogę... — Dokończyła, przyglądając się kuli z każdej strony.

Delikatnie się mienił niczym kryształ, jednak nie miałem szansy, by bardziej się przyjrzeć. W ciągu kilku sekund rozpadł się w pył. Identycznie stało się z ciałem Wdowy. Zostały po niej tylko ubrania.

Obraz się zniekształcił. Kolejne wspomnienia przemijały. Widzieliśmy różne sytuacje. Bellę walczącą, w szkole, w „Abyss", gdy poznawała kulturę Wdów. Zaznajamialiśmy się z każdą jej twarzą. Tą złowrogą, znudzoną, zmęczoną... czy męczoną koszmarami. Dowiadywaliśmy się, że bycie „Widmem" wcale nie niosło za sobą spokoju. Słyszeliśmy jej rozmowę z Enigmą, gdy myślała o samobójstwie, bo miała już wszystkiego dość. Jej psychika dosłownie trzymała się na cienkich włoskach, a mimo to dalej w to wszystko brnęła. Nie poddawała się, bo pani Minerva też by się nie poddała. Robiła to, bo miała zająć miejsce matki, choć wiedziała, że nie poparłaby tak radykalnych środków. Niemniej, wyniszczała tym samą siebie...

Ponownie znaleźliśmy się w domu Samanthy, jednak tym razem staliśmy w holu. Zauważyłem, jak Bella akurat schodziła po schodach. Będąc na ostatnim stopniu, złapała za poręcz i okręciła o sto osiemdziesiąt stopni, by skręcić w korytarz. Zatrzymała się przy drzwiach na jego końcu.

Wyglądała tu nieco inaczej. Była nico wyższa. Włosy sięgały jej za tyłek, a ich górna część została spięta klamrą w kucyka. Z tego, co widziałem, miała na sobie czarne obcisłe spodnie z dziurami na kolanach i naprawdę luźną, możliwe, że męską, koszulkę z jakimś nadrukiem. Na prawym zauważyłem jeszcze skórzaną bransoletkę.

Usłyszałem, jak wzięła głębszy wdech ze zdenerwowania. Coś musiało się stać, ale co takiego? Poprzedzający urywek pokazał, jak ścigała się z Niną po lasach i dawała radę ją przegonić, choć wampirzyca pomagała sobie zdolnościami własnej rasy. Jakaś sytuacja musiała mieć miejsce między tym a poprzednim wspomnieniem.

Do moich uszu dobiegł dźwięk stukania. Skupiłem się na Belli. Pukała do drzwi. Dosłownie widziałem, jak nie posiadała tej pewności, czy w ogóle powinna wchodzić do pomieszczenia. Powoli uchyliła powłokę. Już miała się odezwać, kiedy to nagle się pochyliła. W drzwi uderzyła mała puszka czerwonej farby, która spłynęła po drewnie. Metal spowodował huk.

Sam, możemy na spokojnie...

Pisnęła, kiedy po lewej uderzyło kolejne opakowanie – tym razem z niebieską substancją.

Powiedziałam, że nie chcę cię teraz widzieć i rozmawiać! Jestem na ciebie zła! — Ponownie czymś rzuciła.

Tym jednak razem Bella uniosła rękę, zatrzymując puszkę z żółtą farbą w powietrzu. W ciągu kilku sekund przedmiot upadł na ziemię, rozlewając całą zawartość na podłodze.

Daj mi to wytłumaczyć...

Co chcesz tłumaczyć? — Przeszła obok niej.

Miała związane włosy, a z upięcia wystawał koniec pędzla. Miała na sobie ubrudzone farbą ciuchy – ogrodniczki i jakąś koszulkę.

Że ukrywałaś przede mną fakt, że jesteś „Widmem"? Że narażałaś się na niebezpieczeństwo? Bella... — Stanęła, przetarła twarz, po czym się do niej odwróciła. — Masz szesnaście lat, do cholery! Nie muszę ci chyba przypominać, ale jesteś pod moją opieką. Jeżeli coś by ci się stało, Evanora by mnie ukatrupiła. Evanora znała twoją matkę! Nie muszę ci chyba przypominać, kim była i kim ty jesteś!

Bella się wzdrygnęła. Samantha momentalnie zamarła, prawdopodobnie uświadamiając sobie, co takiego powiedziała. Wzięła głębszy wdech, wyprostowała się, a twarz się rozluźniła.

Przepraszam, Bella, nie powinnam w to wszystko wciągać twojej mamy.

Dziewczyna tylko przytaknęła.

Nic się nie stało... — Wzięła głębszy wdech. — Nie zostałam „Widmem", bo tego chciałam...

Każdy aż się wyprostował.

Więc czemu? — Spytała Sam.

Bella założyła ręce na piersi.

W dniu, gdy portal do Magicznego Salem został zamknięty, wyczułam przy nim dziwną energię...

Czekaj... — Samantha uniosła dłoń, zatrzymując wypowiedź Belli. — Czy ty chcesz powiedzieć, że tamtego wieczora...

Wyczułam energię Wdowy? — Bella oblizała wargę i opuściła ręce. — Tak. Walczę z Wdowami jako „Widmo", bo chcę się dowiedzieć, gdzie znajdę zarazę, przez którą wszystko straciłam.

Przełknąłem ślinę, poczuwszy mocniejsze uderzenie w piersi. Jej wzrok wyrażał determinację. Widziałem niemal tlący się w nich płomień. Bella wiedziała, co chciała zrobić. Wtedy pragnęła zemsty.

Nie poznawałem jej. Wyglądała jak Bella, brzmiała jak ona, mimika była jej, ale... Nie dowierzałem, że to ona. Prawda, w jakimś stopniu przypominała mi ona siebie z czasu, gdy planowaliśmy odbicie jej rodziców. Była w stu procentach poważna. Zawziętość się z niej wylewała, czego też dowodził jej wzrok. Brwi miała nisko spuszczone. Stała prosto, zaciskając dłonie w pięści. Przy tym patrzyła kobiecie prosto w tęczówki.

— Czy ktoś poza mną ma déjà vu? — Zaśmiał się Bryce.

— Nie tylko. — Odpowiedział mu Harry.

Ryan i Jimmie jedynie przytaknęli.

— Co macie na myśli? — Dopytała Val.

— Ma identyczny wyraz twarzy, jak w dniu, gdy ruszyliśmy do Salem. — Wytłumaczyłem, czym sprawiłem, że wzrok każdego skupił się chwilowo na mnie. — Zachowuje się podobnie, jak przed utratą magii.

Uśmiechnąłem się lekko, przypomniawszy sobie wszystkie momenty, gdy Bella stawała się wielce poważna i zachowywała się, jakby miała więcej lat na karku, niż w rzeczywistości.

Obraz ponownie się rozmył, tym razem ukazując nam walkę. Bella wyraźnie była zmęczona, czego dowodził jej ciężki oddech. Miała dość, jednak w najbliższym czasie się nie zapowiadało, aby miała ona możliwość na złapanie powietrza. Odbijała ataki serwowane przez Wdowę, aż w pewnym momencie się zachwiała. Nic nie mogła zrobić, kiedy to kolejne zaklęcie powaliło ją na plecy. Każdy, widząc bieg wydarzeń, się przeraził. Kobieta się zaśmiała, gdy Bella próbowała się dźwignąć na równe nogi, z czym miała już problem.

No proszę, proszę... — Zaszydziła. — Miniaturowa wersja Minervy Lockwood?

Dziewczyna czym prędzej poprawiła kaptur. Była zdenerwowana. Widziałem jej zmarszczone brwi i zaciśnięte pięści. Każde jej wspomnienie związane z jakąś bitwą było podobne, jednak czułem w kościach, że to może okazać się inne. Miałem wrażenie, iż to, czego obawiała się wcześniej Bella, właśnie odgrywało się przed nami.

Znasz kobietę odpowiedzialną za wpuszczenie Łowców do Magicznego Salem... — Oskarżyła kobietę. — Gadaj, kim ona jest?

Naprawdę sądzisz, że wydam jedną z naszych? — Zakpiła. — Twoje niedoczekanie. Wyglądasz, jak Minerva Lockwood, walczysz podobnie do niej, ale nawet nie dorastasz jej do pięt, biorąc pod uwagę, w jaki sposób starasz się znaleźć jedną z nas.

Zauważyłem, jak Bella uchyliła szerzej powieki.

A może się mylę? — Odezwała się prześmiewczo. — Stanęłaby do walki z Wdową? A może podkuliłaby ogon i starała się podejść do tego dyplomatycznie?

Podjęłaby taką decyzję, którą uznałaby za najlepszą w danej sytuacji... — Wyszeptała Bella.

Podejrzewam, że wybrałaby drugą opcję. — Zadrwiła kobieta.

Bella zacisnęła pięści. W ciągu kilku sekund zauważyłem, jak spomiędzy jej palców spłynęła krew. Każdy to dostrzegł. Kątem oka widziałem, jak szerzej uchylili powieki.

Nie...

— Kobieta uznawana za najpotężniejszą wiedźmę Światłą, a jednak mało kto widział, by używała dużo magii. — Zaśmiała się.

Była silna...

— Może była tak żałosna, że nie chciała się ośmieszać?

— Nie prawda...

— Może to i lepiej, że zginęła...

— Zamknij się...

— Przynajmniej nie przynosi wstydu innym wiedźmom.

— Zamknij się!

Kobieta na moment zamilkła, jednak już po chwili wpadła w głośny rechot. Reakcja Belli ją śmieszyła. Zapewne uważała ją za coś żałosnego.

Zmarszczyłem brwi zdenerwowany.

Widziałem wiele twarzy Belli. Tę ze szczerym uśmiechem, rozpaczającą po utracie bliskich, zawstydzoną, wściekłą, poważną, tę nastawioną na chęć pomocy słabszym. Nigdy, żadna z nich, nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała tej, którą utrzymywała po wysłuchania słów tej Wdowy.

Prawda boli? — Odezwała się ponownie kobieta. — Cóż, przykro mi, że ci to wszystko uświadomiłam, ale to prawda. Spójrz. Żyła ponad pięćset lat, a nie nauczyła się, że słowa nie zatrzymają wszystkiego.

Ruszyła w stronę Belli, zakładając ręce za plecami. Tu była młoda, mogła nie rozumieć intencji tej Wdowy, ale każdy z nas je pojął od razu. Grała jej nie tyle na emocjach, a na samej psychice, a to się mogło źle skończyć. Bella miała ją mocno nagiętą, o czym ta wiedźma nie zdawała sobie sprawy...

Jesteś inna... — Stanęła niedaleko dziewczyny. — Masz w sobie mrok, a jednak używasz Światłej magii...

— Kazałam ci się zamknąć! — Ruszyła na nią.

Swoim gwałtownym ruchem zaskoczyła Wdowę. Bella zaczęła zamachiwać się ramionami, rzucając w kobietę jasnymi sierpami, które w ciągu chwili zaczęły zmieniać barwę. Najpierw były jasnoniebieskie, jednak naleciałości czerwieni wpierw zmieniły ją w delikatnie fioletową, aż w końcu stały się szkarłatne. Wdowa szerzej uchyliła powieki, uświadomiwszy sobie, że nie miała możliwości, by uniknąć ataku. Czar w nią uderzył... A przy tym praktycznie rozciął na pół.

Bella stanęła jak wryta. Nie ruszyła się nawet na centymetr. Spoglądała na swoje dłonie, a w oczach dostrzegłem czyste przerażenie. Bała się tego, co się właśnie wydarzyło. Z kącików oczu popłynęły łzy, a konająca wiedźma ponownie wydała z siebie głośny rechot. Bella uniosła na nią wzrok.

Niesłychane... — Wydusiła ledwo. — Kto by pomyślał...

Ponownie parsknęła, by zacząć się bezczelnie śmiać. Przerwał jej to jednak kaszel. Na jej twarzy wylądowało kilka kropel krwi.

Co masz na...

— Kto by pomyślał, że spuścizna Minervy Lockwood ma zadatki na Wdowę... — Spojrzała na nią z czystą kpiną w oczach.

Po raz kolejny zarechotała, widząc jeszcze większe przerażenie wstępujące na twarz Belli. Dziewczyna zaczęła kręcić głową. Przy tym widzieliśmy, jak cofnęła się dwa kroki, jednak w końcu się odwróciła i czym prędzej ruszyła biegiem w stronę zalesienia.

— Nie dowierzała... — Odezwała się pani Minerva. — Nie chciała w to wierzyć. Dlatego uciekła...

~Bella~

Spojrzeliśmy przed siebie. Krajobraz się zmienił. Staliśmy po środku zalesienia. Bella podtrzymywała się o drzewo, głęboko oddychając. Prawą dłonią zaciskała materiał bluzy na piersi.

— Nie wyglądała za dobrze. — Zauważył Harry.

Wiedziałem, że nic nie mogłem zrobić, a jednak wewnętrznie czułem, jak próbowałem się do niej wyrwać. Nasza relacja wróciła do normy, byłem przy niej niemal cały czas. Teraz, gdy wyszła ze szpitala, zwłaszcza zamierzałem nie odstępować jej na krok.

Bella się wzdrygnęła. Przełknęła ślinę, ale stało się to samo. W końcu nie wytrzymała i wyrzuciła z siebie żółtą maź. Zauważyłem, jak kilka osób odwróciło wzrok. Bella powtórzyła czynność. Kilkukrotnie.

— Wymiotowała żółcią... — Odezwała się pani Minerva, zakrywając przy tym usta.

Obraz zaczął się zamazywać. Widzieliśmy, że Enigma zbliżyła się do dziewczyny.

~Bella... Wszystko dobrze?~

Nie martw się, Enigma...

Brzmiała, jakbyśmy znaleźli się pod wodą.

Nic mi nie jest... — Bella się lekko do niej uśmiechnęła. — Dam sobie radę...

Uchyliłem szerzej powieki, zauważając jeden szczegół. Zmarszczone brwi. Znowu bagatelizowała problem. Długo pozostawała sama, a to doprowadzało do skutków, jakie zauważałem po dziś dzień. Bella ukrywała wiele rzeczy za uśmiechem, a tego nikt nie potrafił z niej wyplenić.

Ponownie znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Zza zasłoniętych zasłon dało się zobaczyć próbujące się dostać do pokoju promienie słońca. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, dlaczego w pomieszczeniu panował mrok. Odwróciłem się w stronę drzwi. Uchyliły się, wpuszczając nieco światła. Przez próg przeszła Samantha.

Bella, jest piętnasta. — Podeszła do okna, złapała za zasłonę. — Wpuść tu trochę światła i powietrza. Tu się żyć nie da...

Zacięła się. My podobnie, bo zobaczyliśmy Bellę, która zwijała się z bólu na podłodze. Jej koszulka była praktycznie przemoczona od potu, skóra się błyszczała. Trzymała dłoń w miejscu serca, może minimalnie niżej. Głośno i szybko oddychała.

Samantha natychmiast się przy niej znalazła, odwróciła do siebie, po czym zaczęła szybko mówić zaklęcie, trzymając dłoń nad dziewczyną.

Wspomnienie zaczęło znikać. Tym razem ukazała nam się Samantha stojąca przy sztaludze. Co rusz pociągała węglem po płótnie, jednak kompletnie nie potrafiłem stwierdzić, co takiego tworzyła.

Co tworzysz?

Wszyscy spojrzeliśmy w lewo. Bella stała przy drzwiach, opierając się o framugę. Wyglądała lepiej, niż na poprzednim urywku. Włosy trzymał niechlujny kucyk. Na sobie miała gładkie i rozciągliwe spodnie oraz koszulkę na długi rękaw sięgającą niemal do połowy uda. Materiał na rękach był tak długi, że praktycznie zakrywał jej palce a cała bluzka wisiała na dziewczynie.

Próbuję czegoś nowego. — Sam się do niej odwróciła. — Chcesz spróbować?

Udało jej się ją zaskoczyć, czego świadczył delikatny, ledwo widoczny ruch brwi.

C-co? — Odwróciła wzrok. — A-ale ja nigdy nie...

Wszystkiego trzeba w życiu spróbować. — Przerwała jej, rozkładając drugą sztalugę. — No chodź. Zajmiesz myśli czymś innym.

Bella się odwróciła, prawdopodobnie chcąc uciec, ale ostatecznie weszła niepewnie do pracowni. Samantha postawiła krzesło przed sprzętem. Obok ustawiła stolik wypełniony ołówkami, a na podpórkę nałożyła duży blok.

Nastolatka zajęła miejsce na siedzisku, sięgnęła do przyborów, ale zacięła się, nie mając prawdopodobnie pojęcia, jaką miękkość grafitu wybrać. W ciągu kilku sekund Samantha wręczyła jej węgiel, którym sama malowała. Bella zerknęła na kartkę. Sam w tym czasie wróciła do swojej pracy.

Od czego ja mam w ogóle zacząć? — Spytała Bella, czym rozśmieszyła kobietę.

Wiesz, zwykle zaczyna się od pociągnięcia pierwszej linii.

Bella opuściła ręce między nogi, odchyliła głowę i warknęła niezadowolona.

Bella. — Odwróciła się do niej. — Nie dam ci instrukcji, co narysować. Nie na tym to polega. Malarz używa własnej wyobraźni lub odtwarza to, co widzi. Twoja decyzja, co namalujesz. Jedyne, co ci mogę powiedzieć, to to, że to nie magia. Tu nie masz żadnych zasad. Robisz, co ci się żywnie podoba i zamykasz się we własnym świecie, próbując go odwzorować.

Złapała za pilota leżącego na biurku obok niej i włączyła wieżę. Od razu zaczęła z niej lecieć muzyka z mocniejszym brzmieniem i wyraźnie starszych. Uśmiechnąłem się, domyślając się, przez kogo Bella miała słabość do ostrzejszych gatunków i zespołów z dawniejszych lat. Samantha wróciła do szkicowania. Bella siedziała przez moment, przyglądając się kobiecie, aż w końcu sama uniosła dłoń.

W życiu bym nie pomyślał, że będzie mi dane zobaczyć Bellę, która cokolwiek rysowała. Nie wiedziałem czemu, ale kompletnie mi to do niej nie pasowało. Jak się jednak okazało, nie powinienem oceniać książki po okładce, a już tym bardziej, gdy spod ręki Belli wyszedł portret Samanthy jeden do jeden. Kobieta, widząc malunek, momentalnie zaniemówiła. Zwłaszcza, gdy zobaczyła, kogo obraz przedstawiał.

Powiedziałaś, że malarz wżywa własnej wyobraźni lub odwzorowuje, co widzi. — Zauważyła dziewczyna. — Nie miałam pomysłu, a widziałam ciebie, więc... — Oblizała wargi. — Nie wydaje mi się, żeby odstawał od rzeczywistości.

Sam zamrugała kilkakrotnie.

„Nie wydaje"... Bella...

Nastolatka na nią zerknęła. Kobieta akurat pokręciła głową, nie dowierzając w słowa Belli.

Rysowałaś pierwszy raz w życiu... — Zauważyła, po czym wskazała na rysunek. — A to jest portret jeden do jeden... — Uśmiechnęła się, łapiąc głębszy wdech. — Masz talent, Bella.

Odwróciłem się do wszystkich, jednak każdy patrzył na Bellę z szokiem, że była tak utalentowana. Patrzyli wszyscy, poza Niną. Ona stała z opuszczonym wzrokirm.

— O co chodzi, Nina? — Spytałem, a większość się do niej zwróciła.

Pokręciła głową.

— Nic... — Powiedziała. — Po prostu wiem, co za moment możemy zobaczyć...

— Co takiego? — Dopytała pani Minerva.

— Będę strzelać, ale...Pewnie pierwsze będzie to, jak Bella wyczyściła sobie pamięć ze wszystkiego, co było związane z „Widmem", a później dzień śmierci Samanthy...

Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

Odwróciliśmy się, dzięki czemu zobaczyliśmy, że znaleźliśmy się nad wodą. Słońce zachodziło, a Bella, Nina i Samantha stały przy ognisku. Moja ukochana trzymała w dłoniach gruby plik papieru i uważnie mu się przyglądała.

Bella, te badania pomogłyby wiedźmom z Wdowami. — Zauważyła Samantha. — Nie musisz tego...

Muszę... — Przerwała jej. — Tak długo, jak te badania istnieją, tak długo „Widmo" będzie żyć. Prawda, że by pomogły, ale... Świadomość, że ich nie zniszczyłam, przy okazji przypominałaby mi, jakich czynów się niejednokrotnie dopuszczałam. Mam już dość tych ciągłych wyrzutów sumienia, że mogłam to wszystko zrobić inaczej...

Zauważyłem, jak przełknęła ślinę, po czym wyciągnęła dłonie nad palenisko i wypuściła kilkaset w całości zapisanych stron prosto w płomienie. Papier od razu zaczął czernieć, by w kilka sekund zamienić się w popiół. Bella sięgnęła do swoich włosów. Poluzowała nieco niską kitkę. Drugą dłoń ułożyła od spodu. Od razu obeszła ją biała energia. Ledwo sekundę później przeciągnęła gwałtownie ręką po strąkach, które teraz sięgały ramion. Długie pukle trzymane w lewej dłonie wrzuciła w płomienie.

Enigma, wiesz, co robić. — Zerknęła na chowańca, który wylądował na jej ramieniu.

~Jesteś pewna, Bella?~

Tak.

Nagle zostaliśmy oślepieni, by ponownie znaleźć się w pracowni. Grała tu głośna rockowa muzyka. Taka, jakiej często słuchała Bella. Odwróciłem się, słysząc szczęk metalu. Bella otwierała puszkę białej farby. Kolejno dolała do niej nieco czerwonej i ciemnoniebieskiej.

Dokładnie się jej przyjrzałem, widząc kompletnie odmienny wygląd niż wcześniej. Połowa jej włosów schodziła się do koka na tyle głowy, w który zostały wepchnięte dwa pędzle na krzyż. Na sobie miała białą koszulkę w granatowe paski i decydowanie za duże, zgniłozielone ogrodniczki, zawieszone tylko na jednej szelce. Nogawki miała podciągnięte prawie do kolan. Stopy posiadała gołe i, tak jak większość odkrytej skóry i nieco ubrania, pobrudzone farbą.

Podniosła się, targając z trudem duży baniak – teraz – fioletowej substancji. Nie wiedziałem, co zamierzała, ale w ciągu kilku sekund rzuciła przedmiotem w ogromne płótno. Biały materiał w jakimś stopniu się zabarwił. Uderzenie sprawiło, że płachta zaczęła lecieć na podłogę, jednak Bella ją podtrzymała, nie przejmując się kompletnie, że zostanie ubrudzona. Farba spłynęła jej po dłoniach, wylądowała na włosach, ubraniach i podłodze wyłożonej w całości gazetami. Poprawiła swoje miejsce pracy, po czym zebrała substancję rozlaną po panelach w koszyczek z dłoni. Ponownie chlusnęła płynem na płótno i rzucała nim w ten sposób w losowych miejscach na obrazie, tworząc kleksy.

To jedno wspomnienie się co rusz zmieniało. Widzieliśmy, jak Bella tworzyła wielki obraz. Raz robiła coś bardziej precyzyjnego, później mazała dużym pędzlem gdzie popadnie, a jeszcze kiedy indziej malowała w ogóle dłońmi. Nikt nic nie mówił. Bella była utalentowana, temu nie można zaprzeczyć, ale wcześniej to nigdy nie wyszło. Cisza okazała się jak najbardziej adekwatna. Zwłaszcza w momencie, gdy obraz ukazał nam się przed oczami w pełnej krasie.

Malunek był podzielony na dwie strony, a rozdzielała je postać usytuowana na samym środku. Została w całości rozmazana, a jedyny szczegół ukazano na wysokości głowy – odznaczały się dwa koła, a może raczej tęczówki. Jaskrawe, żółtozielone tęczówki. Po lewej widniały dachy budynków z lotu ptaka. Po prawej jakaś katedra, bardziej w oddali coś, co przypominało latającą wyspę ze wzniesionym budynkiem. Wszystko domykały kruki wylatujące zza postaci.

— Te budynki są w Bostonie... — Odezwał się tata.

— A to po prawej to Salem... — Powiedziała Evanora.

— Magiczne Salem. — Poprawiła Roberta.

— Gdy skończyła ten obraz... — Zaczęła Nina, dlatego każdy się do niej zwrócił. — Mówiła, że miał przedstawiać jej życie. Że ukrywała bycie wiedźmą za maską zwykłego człowieka. Była rozdarta na dwa światy... A tym obrazem chciała to pokazać. Malowała go cztery miesiące... I nie pokazywała rezultatów, dopóki nie skończyła.

— Ona... — Zaczął Gray.

— Kiedyś mogła malować cały czas. Uciekała w ten sposób od problemów i bóli przeszłości. Do tej pory ma swój notatnik. — Uśmiechnęła się lekko. — Dostała go od Samanthy. Co ją widziałam, zawsze coś w nim szkicowała, najczęściej ludzi... Ale... Samantha zginęła...

Kiwnęła głową za nas. Zobaczyliśmy policję stojącą w progu i Bellę trzymającą drzwi. Nie słyszeliśmy dokładnie, co mówił mężczyzna. Dało się zrozumieć jedynie słowa: „Przykro mi...", „Moje kondolencje...", „Wszyscy zginęli". Cały szok, jakiego doznała, skumulował się do takiej wielkości, że Bella nic nie rozumiała. Umysł wypierał tę informację.

Bella zamknęła drzwi. Bez słowa do młodej Niny stojącej obok, ruszyła do pracowni. Stanęła prawie na środku. Zacisnęła dłonie w pięści, oddech przyspieszył. Z twarzy opadły łzy.

Bella? — Odezwała się Nina ze wspomnienia.

Stała w progu. Doskonale dało się u niej dosłyszeć zaniepokojenie. Była zmartwiona. Bała się, co mogło się dziać w umyśle Belli. Ta dwójka wiedziała o sobie wszystko, więc Nina musiała poznać skutki, jakie poniosła Bella, gdy Łowcy najechali jej na Magiczne Salem. Zdawała sobie sprawę, dlaczego Bella znajdowała się pod opieka Sam...

W tym momencie coś do mnie doszło. Bella uważała Samanthę za członka rodziny. Kobieta zastąpiła jej matkę, ojca, brata, stała się jej przyjaciółką i starszą siostrą. Ponownie straciła wszystko, na czym jej zależało najbardziej w świecie, jednak tym razem ugodziło to ją dwa razy bardziej. Dlatego na samym początku, gdy rozwijała się nasza relacja, Bella była tak wycofana. Bała się przywiązać, bo nie chciała znowu cierpieć...

W tej chwili usłyszałem nieco piskliwy dźwięk. Bella się nieco zgięła, oddychała tak szybko, że brzmiała jak jakaś zabawka. Po jej ciele wspinały się wyładowania elektryczne. Szły od ziemi, a skupiały się na ramionach i dłoniach. Włosy unosiły się jakby ruszone wiatrem. W ciągu kilku sekund oddechy ustały.

Miałem niemal wrażenie, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Pod Bella ugięły się kolana, pięści się poluzowały, wypuszczając odnogi błyskawic, a z jej gardła wydobył się głośny krzyk, zakończony chrypą. Brzmiała, jakby obdzierano ją ze skóry. Pioruny sprawiły, że wszystko w pomieszczeniu stanęło w płomieniach w ciągu sekundy. Ziemia się nieco zatrzęsła. Zza pomieszczenia dało się usłyszeć głośny wiatr, ulewę i grzmoty. Poza domem rozgrywał się istny armagedon.

Kątem oka zauważyłem, jak pani Minerva zakryła usta i odwróciła się do męża. Niemal każdy uciekł wzrokiem, gdy nadeszła druga fala krzyku i strzelały kolejne błyskawice. Bellę uciszyła młoda Nina. Praktycznie do niej doskoczyła i przytuliła ją do swojej piersi, mało myśląc o ładunkach elektrycznych, które obeszły także ją, niszcząc nieco ubranie i zostawiając kilka małych ran.

Obraz się rozmazał. Znaleźliśmy się w całkowicie białej powierzchni. Zerknęliśmy po sobie. Wiele wyciągnęliśmy o walkach z Wdowami, ale poznaliśmy także te miłe i przykre wspomnienia, o których Bella nigdy nie mówiła. Każdy przez to miał dość nietęgą minę. Nie spodziewaliśmy się, że Bellę mogło spotkać coś takiego w zaledwie trzy lata nastoletniego życia, które było cierpieniem w najczystszej postaci.

— Zobaczyłam to na własne oczy... — Zaczęła Val. — A nie chcę w to wszystko ani trochę wierzyć...

— Nie tylko ty, Valentino... — Odezwała się Evanora.

— Nikt nie potrafi... — Zauważyłem.

—Najgorsze w tym wszystkim jest to... — Zaczął tata. — Że po niej kompletnie nic nie widać.

Zerknąłem na niego zaskoczony. Wyraźnie się zmartwił, choć wcześniej był na nią zdenerwowany. Czyżby bańka „własnych racji" w końcu pękła?

— Gavin słusznie zauważył, że Bella o niczym nie mówi, gdy coś ją gryzie... — Kontynuował, zerkając na wszystkich. — To nie jest dla niej zdrowe.

— Ale co możemy zrobić? — Dopytał Leon.

— Bella tylko czasami zachowuje się tak, jak widzieliśmy we wspomnieniach. — Zauważył Ryan. — Na kilku sytuacjach to wyłapałem. Wtedy, gdy usunęła z pamięci „Widmo", zachowywała się kompletnie jak inna osoba. Była wyluzowana, ale wszystko poszło w pizdu. Gdy ją poznaliśmy, wydawała mi się w cholerę poważna i mocno wycofana. Później jej to zaczęło schodzić, gdy...

Zerknął na mnie. Od razu zrozumiałem.

— Gdy się zeszliśmy...

Ryan przytaknął.

— Gavin, pamiętasz wasze pierwsze spotkanie? — Spytała Gwen.

Parsknąłem lekko, czym zwróciłem uwagę wszystkich. Widocznie nie rozumieli, co w tym takiego zabawnego. Cóż, nic. Śmiałem się z faktu, że ktoś mógł pomyśleć, że zapomniałem o czymś, co zmieniło nie tyle mój światopogląd, ale całe życie.

— Gwen, odpowiedz mi na pytanie. — Włożyłem ręce do kieszeni. — Jak mógłbym zapomnieć dzień, w którym poznałem miłość mojego życia?

Każdy uniósł nieco brwi, słysząc czystą szczerość. Na ten temat nigdy bym nie skłamał. Nie wiedziałem, co by się musiało stać, żebym to zrobił. Kochałem, kocham i będę kochał Bellę przez resztę życia, i choćby nie wiadomo co, nigdy nie zamierzałem przestać. Nawet po śmierci.

— Jaka ona wtedy była? — Dopytał Ramon.

Opuściłem wzrok.

— Dość wycofana... — Przyznałem. — Pomimo kontuzji, dość szybko chciała uciekać, ale... Zatrzymałem ją.

— Możemy to zobaczyć. — Wtrąciła pani Minerva.

Pstryknęła palcami, a spomiędzy naszej grupki wybiegła Bella w swoim stroku do biegania. Każdy uważnie jej się przyglądał, jak bardzo zamyślona była. Uśmiechnąłem się, widząc ją ponownie w odsłonie sprzed roku. Zmieniła się. Nie dość, że jej włosy sporo urosły, to jej grzywka nie znajdowała się na boku, a zakrywała całe czoło. Do tego jej rutyna obumarła, jeszcze zanim zaszła w ciążę, przed ślubem, a nawet zanim wyciągnęliśmy jej rodziców z więzienia. Od tamtego momentu nie pamiętałem, kiedy była pobiegać. Cóż, obecnie uniemożliwiał jej to stan, ale zapewne chodziło jej to po głowie niejednokrotnie. W ten sposób się wyładowywała. Pozbywała się nieprzyjemnych sytuacji z głowy.

Bella się zatrzymała, oparła o kolana, głęboko oddychając. Uniosła wzrok, rozejrzała się dookoła, widocznie się starając, aby nie zwracać na siebie uwagi. Po chwili się wyprostowała, łapiąc wdech. Pobieranie powietrza wyraźnie sprawiało jej problem, który bagatelizowała. Wtedy nikt o niej nie wiedział, nie pokazywała, że coś się działo. Gdybym jej nie znał, może bym się na to nabrał, ale widziałem te ledwie zauważalne detale.

Ruszyła dalej. Była zamyślona, a przez to nie dostrzegła małego psa wybiegającego jej pod nogi. Została praktycznie zmuszona, by go przeskoczyć. Każdy zauważył, jak przy lądowaniu skrzywiła jej się kostka. Już miała upaść, kiedy to została złapana. Uniosłem lekko kąciki ust, widząc zaskoczenie na twarzy Belli. Wtedy udało mi się to zrobić pierwszy raz. Sprawiłem, że czegoś się nie spodziewała.

Poczułem, jak zostałem pchnięty w ramię. To Harry, któremu chyba nie wspomniałem, jak poznałem Bellę.

W tym momencie dziewczyna podniosła wzrok, a obraz mnie samego się przed nami wyostrzył. Każdy zobaczył, jak patrzyliśmy sobie w oczy. Nie wiedziałem, jak w przypadku Belli, ale ja na sto procent zauroczyłem się nią w tamtym momencie. Do tej pory pamiętałem, jak przyspieszyło mi serce, gdy uniosła swoje – wtedy zielone – tęczówki. Wiedziałem, że spotkałem dziewczynę, na której punkcie zwariowałem z miłości.

Jesteś cała?

Ponownie zerknąłem na wspomnienie. Bella przytaknęła, a ja pomogłem jej równo stanąć. Od razu zauważyłem, że się wtedy skrzywiła z bólu. Zrozumiałem też, że musiała albo skręcić, albo zwichnąć kostkę. Chciałem jej pomóc, ale mnie nie znała. Do tego miała wtedy tendencję do bagatelizowania ran, które uważała za nic istotnego.

Bella właśnie miała odchodzić, ale złapałem ją za nadgarstek. Nieco wtedy spanikowałem. Nie znałem jej imienia, a nie chciałem wyjść na nachalnego chłopaka. Wydała się dość niepewna i podejrzliwa, dlatego przedstawiłem się jako pierwszy, chcąc przełamać lody. Bałem się, że ucieknie, zwłaszcza, że już zrobiła kilka kroków, powoli się wycofując. Już miałem się poddać, gdy podała swoje imię.

Miło było ponownie ujrzeć ten jej delikatny i nieśmiały uśmiech, przy którym mi pomachała. Patrzyłem, jak się oddalała, a wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Odwróciła się do mnie. Mimowolnie się uśmiechnąłem, mając nadzieję, że mnie zapamięta. Później już wróciłem do chłopaków, nie mając żadnego pojęcia, że Bella przyglądała mi się jeszcze z odległości.

Opuściła wzrok, a na twarzy wyrósł delikatny rumieniec. W ciągu kilku sekund dostrzegliśmy na jej ustach wykwitający szeroki uśmiech, bez ani krzty nieprawdy. Ten był szczery.

— Po spotkaniu Gavina... — Zaczęła Val.

— Bella od tego dnia zaczęła się zmieniać... — Zauważył Harry. — Zmieniła się, bo poznała Gavina...

Uniosłem lekko kąciki ust.

— Chyba widzieliśmy już wszystko. — Stwierdziłem, na co większość przytaknęła.

Pani Minerva pstryknęła palcami. Ledwo mrugnąłem, a ponownie staliśmy w salonie. Rozejrzeliśmy się po sobie. W ciągu kilku sekund usłyszałem mruknięcie Belli. Powoli uchyliła powieki. Ostrożnie się uniosła, trzymając za głowę.

— Może cię nieco boleć głowa. — Pani Minerva położyła jej dłoń na ramieniu.

Bella jedynie przytaknęła. Zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak. Bella zachowywała się zdecydowanie zbyt spokojnie, jak na fakt, że przed momentem dosłownie wyszliśmy jej z głowy. O nic nie pytała, nijak nie reagowała. Zupełnie jakby chwilowo wystąpiła całkowita apatia.

Podszedłem do niej, gdy dostrzegłem, że nie tylko ja zauważyłem jej zachowanie. Kucnąłem przy niej, pogłaskałem po plecach.

— Wszystko dobrze, Bella? — Spytałem zaniepokojony.

Zauważyłem, jak przełknęła ślinę.

— Nic mi nie jest...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro