Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 - "Strach cz. I"

(Rozdział nie sprawdzony, mogą występować błędy)

Przepraszam za opóźnienie.
Miłego czytania.

Czuję się tak, jakbym leżała na jakiejś terapii. Mama po moich słowach kazała mi się położyć na kanapie. Ona sama za to zaczęła przygotowywać nie wiem sama co. Miesza jakieś zioła, których ja akurat nie kojarzę i robi z nich jakąś maź, która z niewiadomych przyczyn jest biała, a nie zielona, tak jak wszystkie składniki. Z tego co mówiła moja rodzicielka, to mają one za zadanie, aby przyciągać energię w jedno miejsce i kondensować je w nim. Cicho odetchnęłam, kiedy to stanął nade mną Gavin.

— Jesteś pewna? — Oparł się o zgięcie kanapy, a ja kiwnęłam głową.

— Nic mi nie będzie. — Uśmiechnęłam się do niego. — Chyba. — Odwróciłam wzrok, kiedy zrobił wielkie oczy.

— Chyba? — Moja mama się zaśmiała.

— To nie jest nic niebezpiecznego. Nie masz się co martwić, Gavin. — Uspokoiła go kobieta, a on kiwnął głową.

Podeszła do mnie, a przy tym kucnęła i podała mi substancję, którą stworzyła. Spojrzała na nią z obrzydzeniem, po czym podniosłam wzrok na moją rodzicielkę.

— Nie mów, że muszę wypić te ziółka. — Zaśmiała się i pokręciła głową.

— Odsuń się, Gavin. — Kiwnął głową, a ja odebrałam naczynie.

W tym momencie mama wyciągnęła nade mnie prawą dłoń, na co przełknęłam ślinę. Widziałam to, jak się do mnie uśmiechnęła, ale mimo wszystko nie byłam przekonana co do swojej decyzji o tym, aby dać na sobie używać magii, kiedy obok mnie nie ma Enigmy. Zawsze mogła mnie obronić, gdyby coś mi mogło zagrażać. Ona broniła mnie, ja ją. Byłyśmy dla siebie najważniejsze, a nasza więź była niesamowicie silna, ale nie dawało się tego raczej zobaczyć, kiedy rozmawiała wraz ze mną, gdy pozostali byli w pobliżu. Tamta strona się pokazywała tylko wtedy, kiedy byłyśmy same. Za nic w świecie nie chciałyśmy, aby cokolwiek nas kiedykolwiek rozdzieliło, jednak teraz jej tu nie ma, a jest to w głównej mierze skutek mojej decyzji, której żałuję jak cholera. Gdyby tu była, nie zadręczałabym się tak tym wszystkim, co się dzieje dookoła mnie. Nie musiałabym radzić sobie ze wszystkimi wewnętrznymi bólami i demonami, które mnie prześladują. Wiem, że mam Gavina i wszystkich, ale oni nie zrozumieją każdego jednego problemu. Odetchnęłam cicho, a przy tym czułam to, jak mama przekazała nieco swojej energii do mojego ciała, która w kolejnej chwili zaczęła przepływać po całym moim organizmie.

— Wiem, że się stresujesz, ale nie masz czego. — Starała się mnie uspokoić, kiedy to przesuwała dłonią nad moją osobą.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale to dziwne uczucie. Mam wrażenie, jakbym pod skórą miała jakieś robaczki. — Lekko się zaśmiała na moje słowa, a przy tym momentalnie na mnie spojrzała.

W tym momencie zrobiła taką minę, jakby coś ją zaskoczyło, na co zamrugałam kilkukrotnie. Gray i tata też to musieli zauważyć, bo uważniej się przyjrzeli mamie. Słyszałam to, jak Gavin z chłopakami o czymś szepczą między sobą, jednak kompletnie się na tym nie skupiłam. Bardziej zaniepokoiło mnie to, że moja rodzicielka kucnęła i zatrzymała dłoń nad miejscem, gdzie znajdowało się wcześniej źródło mojej magii. Zmarszczyłam brwi kompletnie nie rozumiejąc tego, o co u diabła chodzi.

— Mamo? — Zwróciłam jej uwagę, na co wzięła głębszy wdech i pokręciła głową.

— Źródło energii — Zabrała rękę i na mnie spojrzała. — zwiędło. Całkowicie. — Powiedziała smutno, a ja się podniosłam do siadu i odłożyłam kubeczek z ziołami, które miały wzmocnić naprowadzanie. — Przykro mi, Isabelle. — Położyła mi dłoń na kolanie, starając się mi dodać otuchy, ale ja tylko kiwnęłam głową.

Czułam to, jak w pokoju zrobiła się nieco cięższa atmosfera, która powstała głównie przez to, że nikt nie wiedział co mógłby mi teraz powiedzieć. Wzięłam głębszy wdech, który niemal natychmiastowo wypuściłam.

— W porządku, mamo. I tak nie robiłam sobie nadziei z tym, że jeszcze spotkam Enigmę. — Wyraźnie ją zaskoczyłam, ale nie tylko ją, bo wszystkich w pomieszczeniu. — Zniknęła na dobre... — Opuściłam wzrok na swoje dłonie, a szczególnie na palec wskazujący, którego paznokciem zaczęłam skrobać skórkę przy kciuku.

***

Minęło kilka dni, od kiedy dowiedziałam się tego, że źródło mojej magii zwiędło, jednak cechy magicznej istoty nie zniknęły. Moi rodzice szukają o tym jakichś informacji w dziennikach, które prowadziła kobieta o takich samych oczach niczym moje. Chciała bowiem przekazać wszystko to, co sama widziała, jednak zdawała sobie sprawę, że zapisując w księdze, jej mądrości znikną, dlatego prowadziła osobne dzienniki. Śmiem wątpić, że cokolwiek o tym znajdą. Raczej tamta wiedźma nie przeżyła czegoś takiego, jak ja. W tym momencie usłyszałam huk, dlatego spojrzałam w tamtym kierunku. Zobaczyłam tam Bryce'a, który wyprowadzał walizkę ze swojego pokoju, ale musiał tam chyba zrobić taki bałagan, że nie dało się stopy położyć, skoro się o coś potknął i wylądował plackiem na podłodze.

— Wszystko — Przerwał mi.

— Nawet tego nie komentuj, Bella. — Wskazał na mnie palcem wskazującym, na co udałam, że zamykam usta na zamek i wróciłam do przygotowywania dla niego oraz Ryana jedzenia na drogę.

Ich rodzice do nich zadzwonili jakiś dzień temu. Niby to jakaś bardzo ważna sprawa, dlatego oboje stwierdzili, że lepiej jej nie załatwiać przez telefon, tylko jechać na miejsce, czyli dość daleko, bo aż do sąsiedniego stanu. Rhode Island, a konkretniej do Fall River. Trochę im zajmie tam droga, tym bardziej, że jadą samochodem, ponieważ żaden samolot nie leciał w tamtym kierunku w ciągu najbliższych trzech dni.

— Bryce, zamieniasz się w wycieraczkę?! — Zapytał lekko zdenerwowany Gavin, który będąc zapatrzonym w ekran laptopa nie zauważył tego, że jego przyjaciel leży na podłodze.

— Bardzo zabawne! Czy ja mam na plecach wielki napis „Welcome"?! — Szybko wstał, chcąc tym samym dać w kość mojemu narzeczonemu, jednak on mu się szybko wywinął i do mnie podszedł.

— Lubię go wkurzać, jak ma presję czasu narzuconą przez Ryana. — Wyszeptał mi do ucha, na co się zaśmiałam, kiedy to zalewałam termos z kawą.

— Słyszałem! — Zwrócił się do naszej dwójki, jednak w tym samym momencie został złapany za kołnierzyk przez swojego starszego brata.

— Jak już jesteś spakowany, to zanieś walizkę do auta. — Podał mu kluczyki do swojego samochodu, a on kiwnął głową.

Starszy ruszył w naszym kierunku, a ja włożyłam ostatnią rzecz do torby, którą podałam chłopakowi. Widocznie go zaskoczyłam, kiedy dałam mu torbę wypełnioną prowiantem, ale ostatecznie się uśmiechnął.

— Dzięki, Bella. — Odpowiedziałam mu uśmiechem.

— Zawsze do usług. — Zasalutowałam niczym żołnierz, na co się cicho zaśmiał.

Po chwili się oparłam o blat, zaraz obok Gavina, który z uwagą coś przeglądał. Spojrzałam co to takiego, dzięki czemu zobaczyłam na ekranie przeskanowane strony jakiegoś rękopisu.

— Co to? — Zapytałam, opierając się przy tym o przedramiona i kładąc mu głowę na ramieniu.

Widziałam to, że się uśmiechnął, kiedy tylko to zrobiłam.

— Rękopis kroniki łowców. Twoja matka powiedziała, że tamta wiedźma zginęła z rąk stowarzyszenia, więc może uda mi się coś znaleźć w tych zapiskach. — Kiwnęłam głową, a przy tym zaczęłam równo z nim przeglądać skany.

Nie trwało to jednak jakoś dużo czasu, ponieważ w połowie kartki bracia poinformowali nas, że już jadą. Moi rodzice i brat życzyli im bezpiecznej podróży, jednak wraz z Gavinem ruszyłam z nimi pod samochód, aby się z nimi pożegnać na czas nieokreślony. Mimo wszystko nie wiemy na jak długo wyjeżdżają, bo nie mają zielonego pojęcia co to za problem.

— Uważajcie na drodze. — Przybił z oby dwójką męską piątkę, a ja obojga uściskałam.

— Jedźcie ostrożnie i nie szalejcie. — Zaśmiali się, kiedy to ich puściłam.

— Znasz nas — Przerwałam młodszemu.

— Właśnie znam, dlatego to mówię. — Ponownie się roześmiali, a przy tym pokręcili głowami.

Ryan ruszył na miejsce kierowcy, a Bryce otworzył drzwi od pasażera. Nim wsiedli do auta, pomachali nam, by po chili odjechać. Pomachaliśmy im jeszcze, po czym wróciliśmy do budynku, obejmując się wzajemnie. Odetchnęłam nieco głośniej, kiedy to znaleźliśmy się w windzie, czym zwróciłam uwagę Gavina.

— O co chodzi? — Zmartwił się, jednak ja po kręciłam tylko głową.

— Trochę cicho będzie bez tej dwójki. Bez rodziców też, skoro jutro jedziemy sprawdzić tamto mieszkanie, które im ostatnio znalazłam. Jeszcze pytanie, czy im się spodoba. Jak dla mnie jest ok, ale oni przez większość życia mieszkali na odludziu, gdzie każdy inny człowiek znajdował się dobre czterdzieści minut piechotą. Do tego jeszcze Gray ma niby iść do szkoły w Bostonie, ale nie ma żadnych papier — W tym momencie zatrzymał moje nakręcanie się w gadulstwie pocałunkiem, do którego się pochylił.

— Rozumiem, że to przez okres się tak nakręcają, ale nie ma się co przejmować. Twoja matka pstryknięcie palcami i Gray będzie miał całą dokumentację. Mieszkanie jest świetne, bo mi je pokazywałaś. Za przeproszeniem dość rustykalny styl, ale skoro oboje są do takiego przyzwyczajeni, to się im spodoba. — W tym momencie złapał za swój telefon, który zaczął dzwonić w połowie ostatniego zdania. — Wszystko będzie dobrze, Bella. — Mówiąc to założył mi włosy za ucho, a przy tym przeciągnął zieloną słuchawkę, aby odebrać. — O co chodzi, tato? — Zapytał, kiedy przyłożył urządzenie do ucha. — Nie, nigdzie się dzisiaj nie wybieram. Jestem w mieszkaniu. Coś się... — Zaciął się. — Atak na siedzibę w mieście obok? — Spojrzałam na niego zaniepokojona. — Ryan i Bryce pojechali do rodziców, więc będę sam. — Mruknął pod nosem jakąś odpowiedź. — Dobra, to czekam. — Po swoich słowach się rozłączył, a następnie spojrzał na mnie.

— Co się dzieje? — Zapytałam zmartwiona, a w tym samym momencie oboje wyszliśmy z windy.

— W sąsiednim mieście był atak na siedzibę łowców. Nie wiadomo kto to był, ale poziom mocy jaki wykryli może wnioskować tylko na wiedźmę. Cholera wie czy to Wdowa. — Otworzył przede mną drzwi.

— A ty musisz się tym zająć? — Zadałam kolejne pytanie, zdejmując przy tym buty.

— Nadal jestem łowcom i przysięgałem, że będę chronić słabszych. Jeżeli to Wdowa, to chyba powinienem się tym zająć. — Weszliśmy do salonu, gdzie moi rodzice i Gray zwrócili uwagę na naszą – powoli dość burzliwą – rozmowę. — Nie będę tam sam, więc nie ma się chyba czym martwić. — Zauważył, a ja założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Gavin, widziałeś moją walkę z Rochelle, wiesz do czego jest zdolna Wdowa. Jeśli to taka wiedźma, to — Przerwał mi.

— Nie poradzę sobie? — Zapytał ironicznie, a przy tym pokręcił głową.

W tym momencie poczułam, jak serce w mojej klatce uderzyło z całej siły. Minęłam Gavina, po czym ruszyłam do pokoju. Chyba zrozumiał mój przekaz, bo chciał mnie zatrzymać, wołając za mną, ale ja go zignorowałam i trzasnęłam drzwiami do pokoju. Przeczesałam palcami swoje włosy, po czym założyłam na głowę kaptur, by w kolejnej sekundzie położyć się na łóżku. Zakryłam się kocem, który leżał w nogach posłania, po czym zwinęłam się w kulkę, pociągając przy tym nosem.

Spojrzałam na swój palec, na którym znajdował się pierścionek, a w tym samym momencie poczułam to, jak z moich oczu wypływa kilka łez, które zostały wchłonięte przez poduszkę, na którą opadły.

Gavin

Opuściłem wzrok, kiedy to zrozumiałem, że niepotrzebnie użyłem aż tak ironicznego tonu. Już chciałem iść do Belli, aby ją przeprosić, kiedy to do moich uszu dobiegła rozmowa jej rodziców.

— Zaczyna się. — Powiedziała jej matka, a ja na nią spojrzałem.

— Ile czasu minie, aż to się unormuje? — Pokręciła głową na pytanie męża.

— Nie wiem. — Odpowiedziała dodatkowo, a ja zmarszczyłem brwi.

— O czym państwo mówią? — Zwróciłem ich uwagę, a oni na mnie spojrzeli.

— Przez utratę mocy, u Belli zaczynają się pojawiać dużo mocniejsze, ludzkie zachowania. — Opuściłem wzrok, kiedy to ostatnim razem coś o tym wspomniała. — Prawdopodobnie to przez to zaczęła się wasza — W zdanie wszedł jej Gray.

— Ona się po prostu o ciebie boi. — Wszyscy na niego spojrzeliśmy zaskoczeni.

— Gray? — Zwrócił mu uwagę Matthew, jednak najmłodszy nadal wbijał swój wzrok w ścianę.

— Boi się, że coś ci się może stać. Podczas ostatniej walki z Wdową wiele oddała, aby ochronić nas wszystkich, a teraz, jeżeli byłbyś w niebezpieczeństwie, to ona nie jest nawet w stanie kiwnąć małym palcem. — Po swoich słowach zacisnął powieki i pokręcił lekko głową, jakby starając się ogarnąć to, co się przed momentem stało.

Mrugnął kilkukrotnie, a przy tym podniósł wzrok na swoich rodziców i chowańca, który siedział na stoliku.

— No co? — Zapytał nie rozumiejąc tego, czemu się tak mu przyglądają.

— Gray, wszystko dobrze? — Zadała pytanie jego matka, a przy tym sięgnęła do jego czoła, aby sprawdzić, czy nie ma przypadkiem gorączki. — Jesteś rozpalony. Idź się położyć. — Wyraźnie go zaskoczyła.

— Ale — Chciał to jakoś zakwestionować, jednak jego ojciec się wtrącił.

— Wystarczy na ciebie spojrzeć, żeby zobaczyć, jak bardzo przemęczona jesteś. Idź trochę odpocząć. Cały czas nam pomagałeś. — Chłopak kiwnął głową, po czym ruszył się położyć.

Ja za to poszedłem do pokoju, gdzie cicho uchyliłem drzwi. Zobaczyłem to, jak Bella leży na łóżku, a do tego w całości była zakryta kocem. Zawinęła się dodatkowo w kulkę. Słyszałem to, jak miała urywany oddech, przez co dosłownie zabolało mnie serce. Zamknąłem za sobą drzwi, by w kolejnej chwili do niej podejść i usiąść obok niej. Delikatnie położyłem dłoń na jej ramieniu, a przy tym lekko je pogłaskałem. Próbowała się odsunąć, jednak przytuliłem ją.

— Przepraszam, Bella. Nie powinienem był tego powiedzieć. Nie chciałem. — Powiedziałem, a ona na mnie spojrzała, odwracając się przy tym do mnie.

— Głupek... — Przezwała mnie, po czym pociągnęła nosem.

Pochyliłem się w jej kierunku, jednak zatrzymała mnie, kiedy to chciałem dać jej całusa.

— Nadal się gniewam. — Kiwnąłem głową, by następnie wstać, podejść od drugiej strony i położyć się obok niej, by ją przytulić. — Ja się tylko o ciebie martwię. Też przepraszam, że zaczęłam tę kłótnię, ale teraz, kiedy nie mam mocy, nie będę w stanie się do czegokolwiek przydać. — Pogłaskałem ją po włosach.

— Będzie ok. Wrócę cały i zdrowy. — Pocałowałem ją w czubek głowy, a ona się we mnie wtuliła z całej siły i zamknęła oczy. — Myślałem, że boisz się tylko pająków. — Pokręciła głową.

— Na samym początku tak było. Potem zaczęłam się bać łowców, ale ostatecznie to się już w miarę zmniejszyło. Teraz najbardziej boję się tego, że coś ci się może stać. — Podniosła na mnie wzrok, dlatego lekko ją pociągnąłem, aby usiadła na mnie okrakiem.

Podniosłem się do siadu, a przy tym złapałem za jej lewą dłoń, którą przyłożył emocji do swojej klatki piersiowej w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc mojego przekazu, na co się uśmiechnąłem.

— Bella. — Podniosła wzrok na moje oczy. — Obiecuję, że wrócę. Nie pozbędziesz się mnie w żaden sposób, bo takowy nie istnieję. — Lekko uniosła kąciki ust, po czym objęła mój kark i się we mnie wtuliła.

Odsunąwszy jej włosy, złożyłem na jej szyi całusa, na co się delikatnie wzdrygnęła, jednak ostatecznie jeszcze bardziej mnie przydusiła swoim uściskiem. Obiecałem jej to, więc teraz choćby nie wiem co muszę wrócić. Z tej chwili czułość wybił nas dźwięk dzwonka do drzwi, dlatego oboje się od siebie odsunęliśmy.

Powoli wstaliśmy, by w kolejnej chwili ruszyć do drzwi. Z salonu wychylili się rodzice mojej narzeczonej, do których ta podeszła, a ja znalazłem się przy drzwiach. Otworzyłem zamki, dzięki czemu parę sekund później uchyliłem powłokę, a moim oczom ukazała się osoba, której nie spodziewałem się, iż to ona będzie mi towarzyszyć w sprawdzaniu problemu.

— Tata? — Uśmiechnął się, a przy tym miał założone ręce na klatce piersiowej.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!
(Wtorek(mam nadzieję, że wtorek))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro