Rozdział 39 - "Telefon"
Miłej lektury!
Gavin
Wszedłem do mieszkania koło godziny dziewiętnastej. Światło nadal było zapalone, ale na parterze nigdzie nie zastałem Belli. Widziałem coś w piekarniku, czemu zostało koło piętnastu minut do końca pieczenia. Rzuciłem klucze na szafkę rozebrałem się z wierzchnich ubrań. Nim włożyłem kurtkę do szafy, przeszukałem kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Wyjąłem z niej coś jeszcze, czemu się przyjrzałem.
— Złe samopoczucie jej kompletnie nie przechodzi? — Dopytała pani Minerva, gdy do mnie zadzwoniła.
Tata musiał ją poinformować, że coś mu wspominałem, że Bella jest chora. Pokręciłem głową, choć tego nie widziała.
— Każe mi się nie martwić, ale jak mam niby to zrobić? Cały czas źle się czuje, a nie chce nic z tym zrobić. Twierdzi, że jej samo przejdzie, ale coś mi się to nie widzi. — Powiedziałem.
— Poczekaj momencik. — Poprosiła, a ja w pewnym momencie poczułem, jakby coś pojawiło się w mojej kieszeni. — Przerzuciłam ci coś do kieszeni.
Pogrzebałem w niej, by kolejno zobaczyć, co to takiego. Zobaczyłem flakonik z jakimiś ziołami.
— Co to jest?
— Mieszanka ziół. Można powiedzieć, że wynajdują problemy w organizmie. Jeśli naprawdę z Bellą się coś dzieje, po prostu zaśnie. Nic więcej się nie stanie. Obudzi się kolejnego dnia, a my będziemy mieli dowód na to, że to coś poważniejszego, aniżeli tylko złe samopoczucie. — Wytłumaczyła.
— Dobrze, ale co ja mam z tym zrobić? — Dopytałem dla pewności.
— Cóż, najlepiej, gdyby wypiła z nich herbatę, ale raczej się zapyta, co to takiego, gdybyś jej to podał. Posyp tym jej jedzenie, jak nie będzie patrzeć. Pomyśli, że to pewnie jakaś bazylia albo oregano.
— Jasne...
Westchnąłem niepewnie, kiedy wróciło do mnie to wspomnienie. Nie byłem pewien, czy powinienem to robić. Nie chciałem, żeby zadziałało. Bałem się, że coś naprawdę poważnego działo się z Bellą.
Z drugiej jednak strony zdawałem sobie sprawę z tego, że musiałem się upewnić. Spojrzałem na salon i nasłuchiwałem, czy nie nadchodziła. Cisza...
— Bella?! — Zawołałem.
Isabelle
Objęłam się ramionami i podkuliłam nogi. Swoim ruchem naruszyłam powierzchnię wody, w której siedziałam. W przypadku drugiego testu ciążowego wyszedł ten sam, identyczny wynik. Pokazywał mi, że byłam w ciąży. Zaczesałam włosy do tyłu, a przy tym poczułam spływające po mojej twarzy łzy, które mieszały się z przezroczystą substancją w wannie. Przełknęłam ślinę, przetarłam twarz i złapałam się za kark.
Schrzaniłam na całej linii. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Jak powiedzieć o tym wszystkim. Co w ogóle mówić.
— Bella?! — Usłyszałam Gavina, na co szeroko uchyliłam powieki przerażona.
Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, co robić. Czułam swój przyśpieszający oddech, który zrobił się jeszcze szybszy, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk pukania do drzwi, a w kolejnej chwili przekręcanie klamki. Oparłam się o brzeg wanny, kiedy to drzwi się uchyliły.
W tym momencie sobie uświadomiłam, że na zlewie leżały oba testy ciążowe. Bicie mojego serca niemal ustało. Gavin do mnie podszedł, klęknął przy wannie i pogłaskał moje mokre włosy. Zerknęłam na niego, delikatnie się uśmiechając. Zakręcił jedno pasmo włosów na swoim palcu wskazującym.
— Miałeś wrócić pół godziny temu. — Zauważyłam, przypominając sobie naszą wcześniejszą rozmowę przez telefon.
— Były korki.
Przytaknęłam ze zrozumieniem, po czym oparłam się przedramionami o brzegi wanny. Przesunął palcami po mojej skórze, by połaskotać mnie po ramieniu.
— Musisz mi to zrekompensować. — Starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
— Mam nałożyć jedzenie? Włączyć jakiś film, żebyśmy miło spędzili wieczór? A może wejść do wanny i cię porządniej umyć?
Zaśmiałam się, a on pocałował mnie w czubek nosa.
— Mogą być dwie pierwsze opcje. Woda już się zrobiła chłodna, więc i tak za moment miałam wychodzić. — Rzuciłam, a on przytaknął.
Cmoknął moje usta raz, potem drugi i trzeci, na co się roześmiałam. Po tym ostatnim wstał i ruszył do drzwi, za którymi zniknął, a ja odetchnęłam z ulgą i jednocześnie z wielkim strachem. Po chwili wyszłam z wody, złapałam za ręcznik, w który się owinęłam, po czym wypuściłam płyn z wanny. Przełknęłam ślinę, podeszłam do umywalki. Chciałam schować tymczasowo testy gdzieś, gdzie Gavin ich raczej nie znajdzie, jednak nagle nie było ich na umywalce, gdzie je zostawiłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dzięki czemu dostrzegłam je w mojej kosmetyczce.
Pamiętałam, że zostawiałam je w rogu zlewu, więc skąd się wzięły tutaj? Zapięłam torebkę, odłożyłam ją na miejsce w szafce za lustrem, po czym je zamknęłam. Podniosłam wzrok na swoje odbicie, jednak nagle za mną ujrzałam kobietę o rudych włosach. Przerażona odwróciłam się za siebie, jednak nikogo poza mną nie było w pomieszczeniu. Rozejrzałam się wokoło z dość szybkim oddechem, a gdy stwierdziłam, że to zapewne przywidzenie, zwróciłam się do odbicia. To w tej chwili szerzej uchyliłam powieki.
W tafli dostrzegłam nie siebie. Nie czarne włosy, lekko falowane i z prostą grzywką, a rude, niczym płomienne, kręcone. Do tego moja twarz nie wyglądała jak moja.
Okrągła buzia, prosty nos, nieco większy od mojego, wyraźnie zadarty na końcówce. Średniej wielkości oczy, żółtozielone. Cienkie brwi. Duże usta o wyraźnym kształcie. Nie odznaczające się kości policzkowe, włosy opadające na ramiona.
Uniosłam prawą dłoń, by przetrzeć swoje powieki palcem wskazującym i kciukiem, a gdy ponownie na siebie spojrzałam, dostrzegłam normalną siebie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, co się właśnie stało. Pokręciłam głową, by w kolejnej chwili złapać za swoją bieliznę. Na siebie założyłam białą koszulkę Gavina, moje luźne spodnie od piżamy, moje ulubione kapcie i bluzę na zamek. Włosy jedynie wytarłam, żeby wyschły same. Odetchnęłam lekko i ruszyłam piętro niżej, gdzie zobaczyłam Gavina, który akurat szukał czegoś na laptopie podłączonym do telewizora.
Po chwili spojrzał na mnie i się uśmiechnął, kiedy do niego podeszłam, żeby zająć miejsce obok.
— Mam trzy propozycje. — Powiedział, na co się zaśmiałam i złapałam za talerz z jedną porcją jedzenia.
Jedną z nich był „Avatar", którego ostatecznie wybraliśmy do obejrzenia. Pierwszy raz oglądałam ten film, ale mocno mnie zainteresował. Po może pół godzinie seansu zaczęły mi się przymykać oczy. Nie wiedziałam czemu, ale powieki samoistnie chciały się zamknąć i musiałam na siłę je trzymać. Fakt, że wtulałam się w klatkę piersiową Gavina mi nie pomagał. Był ciepły, a to mnie tylko bardziej usypiało. Ziewnęłam, a w kolejnej chwili moje oczy się w końcu zamknęły.
Obudziłam się w łóżku. W pokoju znajdował się bałagan, nie dało się włączyć żadnej lampy, choć próbowałam, gdy się uniosłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na ziemi walały się ubrania, niektóre z nich całkowicie zniszczone, niemal w strzępach – głównie te należące do Gavina, czego świadczyła jego skórzana kurtka.
Podniosłam się z łóżka, podeszłam do niej i podniosłam z podłogi. Przesunęłam po niej dłonią i pogłaskałam kciukiem po materiale. Spojrzałam na lustro, po którym ciągnęło się pęknięcie – dało się zauważyć, że coś uderzyło w jego środek. Ponownie rozejrzałam się po pokoju. Ze ścian odchodziła farba, widziałam kilka pęknięć, a posłanie nagle wyglądało tak, jakby nikt w nim przed momentem nie spał. Do tego w całości pokrywała je gruba warstwa kurzu.
— Co się dzieje?
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk z piętra niżej. Usłyszałam Gavina, wołającego moje imię. Wzięłam jego kurtkę i powoli ruszyłam do drzwi, które trzymały się tylko na jednym zawiasie. Do tego wyglądały, jakby stały w płomieniach. Pchnęłam je delikatnie, by ułatwić sobie wyjście ze sypialni, a one zaczęły szurać po drewnianej podłodze. Cały korytarz wyglądał identycznie pokój.
Wszędzie śmieci, ubrania walające się po kątach i napraw gruba warstwa kurzu. Szyby w oknach popękane, w rogach ścian pajęczyny, ponownie odchodząca farba i popękane tynki. Podeszłam do schodów, przy których dostrzegłam oderwaną futrynę. Przełknąwszy wpierw ślinę, powoli po nich zeszłam. Na stopniach znajdowały się kawałki szkła z popękanych ramek na zdjęcia. Wszystkie fotografie zostały zwęglone.
Ponownie usłyszałam głos Gavina.
— Gavin?! — Zawołałam go, jednak mi nie odpowiedział.
Stanęłam w wejściu do salonu, gdzie niemal natychmiast dostrzegłam postać siedzącą na kanapie. Ponownie wygląd całego pomieszczenia się powielał. Było identycznie jak piętro wyżej. Odwróciłam się, dzięki czemu zauważyłam dosłownie wyważone drzwi do gabinetu mojego męża. Leżały złamane wpół pod ścianą. To w tym momencie na podłodze dostrzegłam kilka plam z krwi.
Spojrzałam na postać, zmrużyłam delikatnie oczy, dzięki czemu dostrzegłam kręcone, czarne włosy. Siedziała przodem, podkulała nogi i patrzyła na ekran telewizora, gdzie leciało nagranie z mojego i Gavina wesela. Akurat miałam rzucić bukietem, który złapała Gwen. Z nią dało się zauważyć zaczerwieniającego się Graya i jej załamanych braci.
— Obiecał, że wróci...
Ponownie zerknęłam na postać na kanapie.
— Obiecał... — Wyszeptała, a przy tym z jej twarzy opadła łza.
Za nią kolejne kilka.
— Dlaczego nie dotrzymałeś słowa? Dlaczego, Gavin?
Szeroko uchyliłam powieki, gdy kobieta uniosła głowę, a ja zobaczyłam samą siebie, tylko że minimalnie starszą. Moje oczy się mieniły od mocy, a ich wyrazistość podbijały ciekące z nich łzy. Wyglądałam na może trzydziestkę, możliwe że mniej. Przełknęła ślinę, kiedy oparła się głową o zgięcie kanapy.
— Dlaczego ty? Dlaczego wszyscy? — Jeszcze więcej kropli spłynęło po jej twarzy.
— Ale... Jak to? — Próbowałam się cofnąć, jednak na coś wpadłam.
Gdy się odwróciłam, zobaczyłam ponownie siebie. Przycisnęła mnie do ściany.
— Co się...
— ONI WSZYSCY NIE ŻYJĄ!
Gwałtownie się podniosłam na łóżku. Głęboko i szybko oddychałam. Nie umiałam się uspokoić. Podwinęłam nogi, zaczesałam swoje włosy do tyłu, a w tym samym momencie na moim ramieniu znalazła się ciepła dłoń Gavina. Z moich oczu popłynęły łzy, a on od razu mnie przytulił. Nie pytał o nic. Domyślił się, że znowu, jak w ostatnim czasie każdej nocy, miałam zły sen, przez który później miałam problem z ponownym zaśnięciem.
Drapał mnie po plecach, kiedy wypłakiwałam się w jego gołą pierś. Tym razem ten sen był inny. Bardziej realistyczny, widziałam każdy szczegół. Miałam wrażenie, że tym razem nie został on stworzony jako imaginacja mojego umysłu, a jakby miał on coś konkretnie oznaczać. Zupełnie tak jak niegdyś z wizjami.
Uchyliłam powieki, zerknęłam na Gavina, a on dał mi całusa w czoło i pogłaskał po głowie. Złapałam głębszy wdech, starając się uspokoić.
Musiał istnieć jakiś sens, a ja potrzebowałam jedynie go znaleźć.
***
— Ta, no to zima się chyba skończyła. — Zaśmiała się Nina, kiedy miała wysiadać z miejsca pasażera w moim samochodzie.
Jeździłyśmy po różnych obiektach, szukając jednego odpowiedniego, gdzie mogłabym spokojnie trenować pozostałych do walki z Rochelle. Między innymi były to jakieś hangary na obrzeżach miasta, gdzie raczej nikt nie zwracałby uwagi na to, co się dzieje.
— Chyba tak. — Skomentowałam, przyglądając się kroplom deszczu na szybie.
— Uważaj na drodze. Teraz może być jeszcze bardziej ślisko, niż wcześniej. — Poprosiła, na co przytaknęłam.
Przysunęła się, uściskała mnie, po czym wysiadła z samochodu. Pomachałam jej na pożegnanie, gdy zamknęła drzwi, po czym opuściłam dłoń z pomalowanymi przez Gwen paznokciami na kierownicę – ostatnio jej się nudziło i dałam jej zrobić sobie paznokcie. Przy lewej w większości były czarne, jednak serdeczny pozostał biały. Do tego na kciuku znajdował a się jedna z kwart księżyca z dorysowaną w środku gwiazdką, na której środku dokleiła pojedynczy koralik. Druga ręka wyglądała identycznie, jednak w odwrotnych kolorach. Zmieniłam się w jej modelkę, bo za każdym razem, jak się pojawia ona i Gray, to pozwalam jej się pobawić. Ostatnimi czasy, od kiedy są razem, praktycznie nie odstępują się na krok.
Po chwili ruszyłam spod mieszkania Niny i Nikki.
Nie obwiniałam tej dwójki, bo to raczej norma. Gdy ja i Gavin się zeszliśmy, też spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Dosłownie papużki nierozłączki.
Nadal nikomu nie powiedziałam o ciąży, ale w ostatnim czasie nieco się uspokoiły te wszelakie objawy, jakie miałam. Co prawda, nadal ranki spędzałam z głową w ubikacji, zwracając swoją kolację z poprzedniego wieczora i miałam te moje dziwne zachcianki, ale wszystko inne nieco opadło. Martwiło mnie jedynie to, że miałam ciągłe złe przeczucie. Że cały czas ktoś mnie obserwował i tylko szykował się do tego, by coś w końcu zrobić. Wiedziałam, kto to był.
Rochelle...
Tamta wrona, którą widziałam dwa tygodnie temu, gdy zrobiłam test ciążowy. Miałam wrażenie, jakbym widziała ją kilkukrotnie tamtego dnia. Śledziła mnie. Każdy mój najmniejszy krok, by w końcu wyjść z ciała biednego zwierzęcia, które zapewne tym samym zabiła.
— Wiem, że się na mnie patrzysz, Enigma... — Spojrzałam na nią, gdy zatrzymałam się na światłach.
Siedziała na desce rozdzielczej i wygrzewała się na wentylacji przy przedniej szybie. Leżała brzuszkiem na wywiewie, ale nadal się na mnie patrzyła.
— Co ja mam niby zrobić? Nie mogę im po prostu wyskoczyć z informacją, że jestem w ciąży i zostało nam mniej niż dziewięć miesięcy na pokonanie Rochelle. Przecież by mnie znienawidzili, jakbym im coś takiego powiedziała, a Gavin? Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby się o tym dowiedział. — Ponownie ruszyłam.
— Może spróbuj mu dać jakieś wyraźne znaki? — Zaproponowała, na co pokręciłam głową.
Od kiedy się dowiedziałam o ciąży, ponownie mogłam z nią rozmawiać. Słyszałam ją tylko ja, tak samo z widzeniem. Co prawda, kilka razy mnie ktoś na tym nakrył, jak „gadałam sama ze sobą" lub „głośno myślałam", ale co innego mogłam wtedy na szybko wymyślić? Coś się działo, a ja nie miałam żadnego pojęcia, co dokładnie. Widziałam Enigmę, słyszałam jej głos, ale nadal nie mogłam używać mocy ani nic takiego.
W mojej głowie już nawet powstał pomysł, że to może być przez fakt, że w moim brzuchu rosło magiczne dziecko.
— Niby jakie? Mam zacząć jeść przy nim ogórki z czekoladą? — Zażartowałam, zmieniając przy tym pas.
— Wiesz, zawsze coś! Możesz też zjeść kanapkę z sałatą, przykrytą czerwoną sałatą i sałatą pekińską... — Uniosła pyszczek rozmarzona, a ja a nią spojrzałam z wyraźnie załamanym wyrazem twarzy.
— Umiesz ty myśleć o czymś innym, aniżeli sałata i jej rodzaje? — Dopytałam, po czym skręciłam w jedną z ulic, by po chwili wyjechać na główną drogę i ruszyć do domu.
— Och, przepraszam, że ostatnie dziewięć miesięcy spędziłam na głodówce, gdzie ty nie widziałaś, jak domagałam się jedzenia. Nie tknęłam ani jednego liścia sałaty! — Wyjęczała, zakrywając swoje oczka łapkami. — Ja chcę sałaty!
Westchnęłam załamana, kiedy przewróciła się na grzbiet i zaczęła fajtać łapkami. Cicho się zaśmiałam z jej jojczenia, a przy tym w jakimś sensie poczułam ulgę. Nie rozmawiałam z nią tyle czasu, że już zapomniałam, jak to jest czuć aż taki spokój. Gdy miałam komu powiedzieć o tym wszystkim, co mnie trapiło, a nie mogłam nawet pisnąć słówkiem. Okłamać jej nie mogłam, bo siedziała mi w głowie, ale w jakimś sensie przez to wydawało się to łatwiejsze. Rozumiała mnie bez słów.
Jechałam w ten sposób przez kolejne dwadzieścia minut, aż znalazłam się za centrum. Myślałam o wszystkim, ale szczególnie o jednym. O tym, jak powinnam powiedzieć Gavinowi o ciąży. Nie miałam żadnego pomysłu. Kiedy, przy jakiej okazji, wziąć to na spokojnie czy wyskoczyć znienacka, mając nadzieję, że nie zareaguje na to jakoś źle.
Zerknęłam w prawe lusterko, dzięki czemu dostrzegłam, jakby coś mi tam mignęło. Przypominało to białe długie włosy. Z powrotem tam zerknęłam. Za szybą niczego nie widziałam, jednak miałam przeczucie, że to jedynie iluzja. Że ona tak naprawdę się gdzieś niedaleko mnie znajdowała.
Potrząsnęłam głową. Nie. Nie pokazywała się przez ostatnie miesiące. Nie wychylała się, więc dlaczego...
Przerwałam tę myśl. Śledziła mnie, więc tak jakby się ukazywała, ale nikt o tym nie wiedział. Przyglądała nam się z ukrycia, a my żyliśmy sobie z przekonaniem, że gdzieś się ukryła.
W mojej głowie ponownie rozbrzmiały jej słowa:
Trochę czasu minie, zanim się znowu spotkamy, bo obiekt, na którym zamierzam dokonać zemsty, musi się najpierw pojawić na tym świecie. Zemszczę się na tobie w taki sposób, że nie pozbierasz się ani fizycznie, ani psychicznie.
Zemsta...
Fizyczna i psychiczna...
To już niemal podchodziło pod skrajność, jakby się z czymś spieszyła. To już zauważyłam ostatnimi czasy. Wyraźnie brakowało jej czasu, więc mnie popędzała z zajściem w ciążę. Trochę tak, jakby kończył jej się...
W tym momencie mnie olśniło.
Kończył jej się czas. Powoli umierała od ilości mocy, jaką ode mnie przejęła tamtego dnia.
Wróciłam wzrokiem na ulicę, jednak w tym samym momencie szerzej uchyliłam powieki. Prosto w lewą stronę mojego samochodu uderzyło auto, nad którym kierowca stracił panowanie. To wszystko działo się zbyt szybko. Uderzenie w bok, szkło z przedniej i bocznej szyby, które poleciało prosto na mnie, nagły ból w lewej nodze, mój krzyk, kiedy moja głowa zderzyła się kierownicą. Niemal czułam deszcz, który moczył powoli deskę rozdzielczą, moje włosy, dłoń, którą wystawiłam przez dziurę w na przednią szybę.
Dźwięczało mi w uszach, powieki się przymykały, kiedy to Enigma próbowała jakoś się ze mną skomunikować, ale nie dawałam żadnego znaku. Czułam tylko ból. W lewej nodze. Boku. Na głowie. Wszędzie. Uniosłam delikatnie wzrok, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Kilka samochodów się zatrzymało, aby zapewne jakoś pomóc, jednak bardziej skupiłam się na postaci, która szła teraz obrzeżami ulicy.
Nim zamknęłam oczy, dostrzegłam jedynie delikatnie rozwiewające się, białe kosmyki włosów i kota o jasnym futrze, który spacerował przy jej prawej nodze.
Gavin
— Wtedy zasnęła, ale chyba musi jej już przechodzić, skoro zostały już jedynie mdłości. Może samo jej przeszło. — Wzruszył ramionami Bryce.
— Miała te objawy przez prawie trzy tygodnie. Wątpię, że tak po prostu by ustąpiły, skoro przez tyle czasu się z nimi męczyła. — Zauważyłem, zakładając ręce na karku.
W tym czasie matka Belli przeglądała jakąś swoją starą księgę z metodami leczenia.
— Może użyć pijawek? — Założyła ręce na piersi.
— Minerva, to nie Średniowiecze. — Zwrócił jej uwagę pan Matthew.
— Mieszanka tamtych ziół jakoś zadziałała, a też ją stworzono jeszcze w czasach średniowiecza... — Zmarszczyła brwi.
— Nic nie poradzimy na to, że coś się z nią dzieje. Poza tym, jeśli mielibyśmy się czymś martwić, to wydaje mi się, że by przyszła, Gavin. — Wtrącił się Harry.
— Nie znasz jej tak długo jak ja, Harry. Bella jest skryta w cholerę, nie lubi nikogo martwić i woli się uporać ze wszystkim sama. Jak raz przygotowywała zaklęcie namierzające, jeszcze zanim udało nam się uwolnić panią Minervę, pana Matthew i Graya z więzienia łowców, to musiałem ją wybłagać, żeby dała sobie pomóc, bo nie była we wszystkim sama. — Przeczesałem swoje włosy, po czym spojrzałem na zegar stojący na jednej z półek. — Spóźnia się...
— Po pierwsze, jest dorosła, a po drugie, spotkała się z Niną, więc pewnie się zagadały. Zauważ, że tej dwójce nigdy się tematy nie kończą, gdy ze sobą rozmawiają. — Rzuciła Val.
— Wiem, ale mówiła, że wróci przed trzecią. Jest dwadzieścia po...
— Gavin, pada deszcz, a ona nie do końca pewnie się jeszcze czuje za kierownicą. Pewnie jedzie powoli, a do tego są godziny szczytu. Wszyscy wychodzą z pracy, są korki, niedługo wróci. Nie martw się. — Odezwał się tata, na co jedynie przytaknąłem.
Rozmyślaliśmy, co mogło dziać się z Bellą jeszcze przez jakiś czas. Nikt nie rzucał tym jednym konkretnym, z którym miałem lekkie obawy od kilku dni. Co jeżeli to była ciąża? To się zaczęło jakoś nieco ponad dwa tygodnie po tym, gdy powiedziała mi, że o wszystkim wiedziała. Wcześniej tak nie miała albo to ja tego po prostu nie zauważyłem, bo za bardzo chciałem ją chronić. Zaślepiało mnie to.
Po jakimś czasie ponownie zerknąłem na godzinę, dzięki czemu zobaczyłem, że minęła siedemnasta.
— Gavin? — Zwrócił moją uwagę tata, na którego spojrzałem.
Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu to dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni, a na ekranie zobaczyłem jakiś nieznany mi numer. Zmarszczyłem brwi.
— Odbierz. — Powiedział, rezygnując chyba z wcześniejszej wypowiedzi.
Przytaknąłem i odszedłem do korytarza, by na spokojnie odebrać. Włożyłem lewą rękę do kieszeni, przesunąłem palcem prawej dłoni po ekranie, po czym przyłożyłem urządzenie do ucha.
— Słucham? — Odezwałem się jako pierwszy.
— Dzień dobry, z tej strony Boston Medical Center...
Niemal od razu poczułem, jak moje serce zaczyna szybciej bić. Oddech przyśpieszył, kiedy kobieta po drugiej stronie wypowiedziała imię Belli. Dosłownie miałem wrażenie, że świat dookoła się zatrzymał, kiedy powiedziała, że Bella miała wypadek. Że leżała na oddziale nieprzytomna. W ciągi kilku sekund przez moje ciało przeszło wrażenie, jakby grunt osunął mi się pod stopami. Że zawalił się cały mój świat. Nie zwracałem uwagi na nic. Na żadne więcej słowa, jakie wypowiadała kobieta. Na to, że mój telefon uderzył z hukiem o podłogę, a mój oddech niemal ugrzązł w gardle.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!Dajcie znać koniecznie i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro