Rozdział 31 - "Widmo"
I kolejny rozdział!
Dzisiaj jest ciekawie, także miłej lektury!
Mama kazała mi się położyć. Tym razem wszyscy się zbliżyli, bo chcieli sami zobaczyć, jak Moc mamy dostaje się do mojego ciała, by je przeskanować. Tym razem użyła nieco innego sposobu, niż poprzednim razem. Zaklęcie działało niczym duży skaner. Gdy łuna światła przechodząca po moim ciele zniknęła, mama zmarszczyła brwi. Usiadła na stoliku od kawy, a duchowa wersja Enigmy musiała uciekać, by nie zostać zgniecioną. Wskoczyła na kanapę, najeżyła grzbiet i wyglądała tak, jakby chciała wydać z siebie jakiś dźwięk, jednak nie słyszałam nic.
Mama założyła palec wskazujący w zastanowieniu, a przy tym skrzyżowała ręce na piersi. Przełknęłam ślinę, widząc, jak zamknęła oczy i oparła palec wskazujący o swoje czoło. Po kilku sekundach warknęła.
— Nie mam bladego pojęcia, co się stało, że twoje oczy znowu mają taki kolor, jak kiedyś. Twoje źródło energii nadal jest obumarłe, co wyklucza całkowicie możliwość, że coś się z nim stało, gdy wypędzałyśmy z ciebie to cholerne Voodoo. — Złapała się za głowę.
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę, jak ona coś przeklina, ale stało się. Uniosłam się do siadu, a przy tym poczułam, jak ktoś położył na moim ramieniu dłoń. Zobaczyłam Gavina, który lekko się do mnie uśmiechał.
Po chwili, po kilku dniach, w końcu ruszyłam sama do łazienki, nie musząc prosić Gavina o to, żeby mnie nosił. Wszyscy uznali, że powinnam się nieco ogarnąć po tych katuszach, jakie przeszłam, więc zmusili mnie do tego, żebym poszła się na szybko umyć i przebrać. Przez całą drogę towarzyszyła mi duchowa wersja Enigmy, której kompletnie nie słyszałam, co było dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Wcześniej ją słyszałam bez żadnego problemu, a teraz nie mogłam.
Wzięłam głębszy wdech, łapiąc w garderobie za pierwsze lepsze ubrania. Trafiło na najzwyklejsze jeansowe spodnie w białym odcieniu, szarą bluzkę z golfem, długimi rękawami i otworami znajdującymi się na ramionach, a także mój szeroki sweter zapinany na guziki. Weszłam do łazienki, zamknęłam ją na zamek, żeby mi się tu nikt nie wpakował, po czym podeszłam wpierw do wanny, do której puściłam wody. Stanęłam przy szafce, by kolejno zacząć się rozbierać.
Po kilku chwilach, gdy już związałam swoje włosy w wysokiego, niechlujnego koka, z którego wystawało kilka krótszych pasm, weszłam do wody.. Spojrzałam pod ścianę, gdzie usadowił się duszek. Uważnie mi się przyglądał, a ja nie byłam mu dłużna i także mierzyłam go wzrokiem.
— Ty tu naprawdę jesteś czy mam jakieś chore przywidzenie? — Zapytałam szeptem, a ona przebiegła po ściance wanny, by podejść do zaparowanej szyby.
Zaczęła po niej jeździć noskiem i coś pisać.
Nie słyszysz mnie?
— Właśnie o to chodzi, że cię tylko widzę, ale nie słyszę. Jakim sposobem ja cię w ogóle widzę? Myślałam, że nie uda mi się ciebie znowu zobaczyć, dopóki nie uda mi się odzyskać mocy. — Odpowiedziałam szybko i równie cicho, co wcześniej.
Nie wiem jak to działa
Próbuję ci coś powiedziećAle mnie nie słyszyszBez sensu
— Znowu gadasz o sałacie? — Uśmiechnęłam się i oparłam na swoich rękach.
Umiem myśleć o czymś innym
Ale zjadłabym sałatyTak dawno jej nie jadłam
Usiadła na tylnych łapkach z opuszczoną główką. Lekko się zaśmiałam.
— Gdy uda mi się ciebie przywrócić do normalnej formy, kupię ci trzy główki albo w ogóle pięć. — Spojrzała na mnie jak na swoją ofiarę, po czym, jak kiedyś, zaczęła się kręcić w kółko ze szczęścia.
W moich oczach pojawiły się łzy, kiedy okazało się, że ona naprawdę tutaj była. To nie przywidzenie. Widziałam ją po tak długim czasie, ale nadal pozostawało pytanie. Jakim sposobem ona się tutaj znalazła, skoro nie posiadam mocy? Prawdopodobnie niemożność jej usłyszenia właśnie zależało od tego. Miałam w ciele za mało Energii magicznej zewsząd bym mogła ją normalnie rozumieć, a za tym szła świadomość, że gdy ponownie ujdzie z mojego ciała, Enigma zniknie.
Jak na zawołanie, moja mała przyjaciółka na mnie spojrzała zaniepokojona. Podeszła bliżej, trąciła moją rękę główką i ponownie podeszła do zaparowanej szyby.
Nie wiem ile czasu minie aż znowu zniknę
Ale wiedz że jestem tu z tobą przez cały czasWidziałam jak cierpiałaśA ja nic nie mogłam zrobićUgryzłabym Gavina za to wszystkoWiem że jeszcze sporo czasu minieAle wiem jednoZnajdziesz sposób jak mnie znowu ożywićUdało ci się to jako trzynastolatkaDasz radę i teraz
Uśmiechnęłam się, kiedy mi to napisała.
— Kocham cię, Enigma, i naprawdę za tobą tęskniłam... — Powiedziałam, a ona zamknęła oczka i ruszyła główką, co znaczyło, że chciała zapiszczeć, ale i tak jej nie słyszałam.
Po jakimś czasie zbiegłam po schodach. Duchowa forma Enigmy cały ten czas siedziała mi na ramieniu i rozglądała się dookoła. Była ciekawa.
Poczułam na sobie wzrok Gavina, kiedy weszłam do salonu. Po jakimś czasie zbiegłam po schodach. Duchowa forma Enigmy przez cały ten czas siedziała mi na ramieniu i rozglądała się dookoła. Była ciekawa.
Przyglądałam się jej kątem oka. Przy tym poczułam, że ktoś mi się przygląda. Uniosłam wzrok, dzięki czemu zobaczyłam Gavina. Patrzył na mnie z szerszym niż wcześniej uśmiechem. Podeszłam do niego. Zauważyłam, jak moja mała przyjaciółka zjeżyła futerko. Widocznie była zła na chłopaka, ale nie winiłam jej. Sama wciąż odczuwałam gniew, gdy tylko przypomniałam sobie ostatni miesiąc.
— Od razu lepiej wyglądasz. — Powiedział chłopak, gdy się do niego przytuliłam.
— Czuć też się lepiej czuję. — Dodałam, kiedy dał mi całusa w czoło.
— Przypominamy wam, że nie jesteście sami w pomieszczeniu. — Odchrząknął Bryce.
Oboje się zaśmialiśmy, gdy tylko to powiedział. Rodzice przyjrzeli się mi się z ulgą, jednak nie oni jedyni. Czułam na sobie uważny wzrok wszystkich w mieszkaniu. Wiedziałam dlaczego. Mimo wszystko moje oczy wróciły do normalności, ale nadal ciekawiło mnie, czemu to się wydarzyło. Zastanawiał mnie fakt, dlaczego widziałam teraz Enigmę. Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale zdawałam sobie sprawę, że musiałam ją poznać.
— Dobrze, zebraliśmy się dużo wcześniej, niż zakładałam, ale, jak już pewnie Minerva wspomniała wszystkim, znam chyba sposób, jak moglibyśmy się ostatecznie pozbyć Rochelle. — Przerwała chwilę ciszy Evanora.
Razem z Gavinem podeszliśmy nieco bliżej, bo chłopak wyraźnie był zaciekawiony i zdeterminowany.
— Co to za sposób? Czegoś musimy poszukać jak mniemam. — Odezwała się mama.
— Nie „czegoś", tylko „kogoś". — Poprawiła ją, a ja, nie wiedziałam czemu, poczułam dziwne uczucie w klatce piersiowej.
Jakby niepokój związany z tym, co miała zamiar powiedzieć kobieta. Przełknęłam ślinę zaniepokojona tym dziwnym przeczuciem, jednak starałam się to jak najbardziej zignorować.
— Kogo? Kolejna osoba musiałaby się zagłębić w tę sprawę? — Dopytał nieufnie tata.
— Wiem, to nieco szalone, a już tym bardziej, kiedy weźmie się na uwagę, że nie ma o tej osobie informacji od ponad sześciu lat. Nikt nie wie, gdzie można by jej szukać, więc to będzie jeszcze większe wyzwanie, niż z szukaniem samej Rochelle. — Założyła ręce po bokach. — Słuch o tej kobiecie zniknął te sześć lat temu, więc jej pseudonim nabiera już dosłownego znaczenia...
— Eee, jeśli można przerwać... — Wtrąciła się Valentina. — O kim mowa? Kompletnie nie rozumiem, o kogo miałoby chodzić.
— Nie tylko ty, Val. — Odezwał się Ramon.
Kilka osób w pomieszczeniu się jeszcze zgodziło, a w mojej piersi nasiliło się to uczucie niepokoju.
— Mowa o „Widmie". — Odpowiedziała poważnie Evanora.
Lekko, niemal niezauważalnie, się wzdrygnęłam i złapałam głębszy wdech. Zerknęłam kątem oka na Enigmę, która, siedząc na zgięciu kanapy, przyglądała się mojej osobie zaniepokojona. W końcu to dzięki niej, w ciągu kilku ostatnich lat, tego wszystkiego nie pamiętałam. Mogłam żyć w miarę normalnie, bez ciągłych myśli o tym, żadnych wyrzutów sumienia, że zabijałam Wdowy i, póki ich ciała nie zniknęły, sprawdzałam, co w ich organizmach się różniło. Dlaczego ich magia tak bardzo się różniła od tej jasnej...
— O kim? — Dopytała mama.
Założyłam ręce na piersi, ugryzłam od wnętrza swój lewy policzek. Czyli to dlatego się denerwowałam. Stresowałam się tym, że coś wyjdzie na jaw, a tym samym mogłabym coś ważnego dla mnie stracić.
— No tak, siedząc w więzieniu raczej nie słyszeliście o tej kobiecie. — Poprawiła swoje brązowe włosy. — Wszędzie, w każdym istniejącym po dziś dzień wymiarze magicznym, słyszano o tej kobiecie. Jest drugą, po tobie i Belli, najbardziej znaną wiedźmą. Przez to, że nikt jej nigdy nie widział, nadano jej przydomek. „Widmo". Nikt jej nigdy nie zobaczył, by stała zaraz przed nim, nikt nie słyszał, jak brzmiał jej głos, nie wiadomo, z którego wymiaru pochodziła. Dosłownie zero informacji. „Kobieta zagadka", jeśli mogę tak to ująć. Wiadomo tylko, że była, i raczej nadal jest, niesamowicie potężną wiedźmą. — Założyła ręce na piersi. — Krótko rzecz ujmując, kim ona jest, można powiedzieć, że to wiedźma polująca na wiedźmy.
Wszyscy w pomieszczeniu szeroko uchylili powieki.
— I my mamy ją znaleźć, znając przy okazji ryzyko, że może nas przy okazji usmażyć? — Rzuciła ironicznie mama.
— Ona poluje na Wdowy, Minerva. — Dodała jej przyjaciółka, a ja musiałam zmusić się do tego, by nie zacząć się trząść. — Każda Wdowa, z którą miała do czynienia, była martwa i dosłownie wypruta z wnętrzności. Nie wiem, przez co „Widmo" musiała przejść, aby stać się tak brutalną i bezlitosną osobą, ale z jej pomocą... Może coś byśmy zdziałali w sprawie Rochelle. Gdy zamieszkałam z Henrym w wymiarze w Kanadzie, raz mnie poproszono o towarzyszenie w akcji po jednym z „ataków" „Widma". Tego widoku nie wymarzę z pamięci do końca życia. To nie wyglądało na pole walki. „Widmo" jakby bawiło się z tymi kobietami w chowanego czy...
— Czekaj moment. — Uniosła dłoń mama, tym samym zatrzymując wywód Evanory. — „Kobietami"? Ile ich, w takim razie, tam było?
Zawahała się.
— Tuzin... — Odpowiedziała krótko.
Zauważyłam, że na twarzy mamy znajdował się jednocześnie podziw i przerażenie. To drugie nieco mnie zabolało, nie powiem, że nie, ale z drugiej strony to rozumiałam. Sama bym się bała, gdyby ktoś mi to wszystko powiedział, a ja nie znałabym tej osoby „osobiście". Mimo wszystko, „Widmo" to ja. Wiedziałam, że to, co niegdyś wyczyniałam, nie należało do czynów godnych pochwały.
Od kiedy wspomnienia z tamtego okresu nie są już zablokowane, przebłyski z jednej nocy co rusz powracały mi przed oczy. To była moja pierwsza akcja jako „Widmo", a czegoś takiego się raczej nie zapomina. Z pamięci nie wymaże się tego obrazu ściekającej po twarzy i palcach, jeszcze ciepłej, krwi...
— Co takie nic mi może zrobić? — Zakpiła, kiedy upadłam na mokrą ziemię.
Moje ubrania niemal natychmiast obeszła warstwa błota. Spojrzałam na kobietę spod kaptura czarnej bluzy. Górowała nade mną wzrostem, ale się nie dziwiłam. Jak na piętnastolatkę, byłam naprawdę niskiego wzrostu.
— Już narobiłaś w gacie? Nie spotkałaś się jeszcze z prawdziwą Wdową, co? Zdradzę ci coś. Na twoim miejscu bym uciekała. — W jej dłoni pojawiła się czerwona łuna magii.
Musiałam coś zrobić, ale nie wiedziałam co. Dałam radę zrobić jedynie unik. Szybko się uniosłam, łapiąc przy tym w dłonie nieco bardziej zbitej ziemi. Rzuciłam nią w kobietę. Dostała w twarz. Wrzasnęła, gdy błoto dostało się do jej oczu.
Wycofałam się bardziej w cień i ukryłam za jednym z drzew.
Moje początki jako „Widmo" były trudne. Nie wiedziałam wtedy za bardzo, co powinnam w sumie robić. Cały czas wyczyniałam uniki, żeby nie zostać niczym zraniona. Potem zaczęłam więcej ćwiczyć, by zwiększyć sobie gibkość...
Wzięłam głębszy wdech, kiedy kobieta krzyczała, że mam przestać się ukrywać. Przełknęłam ślinę. Miałam kilka minimalnych atutów – deszcz jako naturalne wygłuszenie, nie widziała, gdzie się ukryłam, a do tego ciemnych ubrań nie dostrzegała w cieniu drzew.
Odchyliłam głowę, uniosłam wzrok. Starałam się uspokoić, co po kilku sekundach się udało. Opanowałam się.
Zrobiłam tak, jak uczono mnie w Magicznym Salem.
„Uspokój się na tyle, by dostrzec płynącą przez świat Energię. Wtedy odnajdź odpowiednią do zakończenia twojego chwilowego problemu drogę"
Zamrugałam nieco szybciej, dzięki czemu zauważyłam poruszające się dookoła mnie pasma Energii. W jakimś stopni wchłaniała się ona w moją klatkę piersiową. W moje Źródło Mocy Magicznej.
~Bella, mam wkroczyć?~ Spytała niepewnie Enigma.
~Nie, dam sobie radę.~ Zatrzymałam ją.
~Na pewno?~ Dopytała zaniepokojona.
~Tak, zostać na miejscu...~ Odpowiedziałam w myślach.
W tej samej chwili poczułam przy dłoniach lekkie mrowienie. Zerknęłam na nie, zamarłam. Przy nich dostrzegłam iskrzące się na niebiesko błyskawice. Szeroko uchyliłam powieki na ten widok, bo , jak się właśnie okazało, moim Żywiołem Przewodnim był piorun. Drugi w skali najbardziej niebezpiecznych elementów, którymi posługiwały się wiedźmy, bo na podium znajdował się ogień – najrzadziej występujący.
Wzięłam głębszy wdech.
Wyłączyłam się z toczącej się w salonie rozmowy. Pochłonęło mnie wspomnienie tamtego wieczora. W tej chwili nie potrafiłam się skupić na niczym innym. „Widmo" to wielka tajemnica. MOJA tajemnica, z której udało mi się wyjść za sprawą Niny i pani Samanthy – kobiety, która się mną opiekowała – gdy przez przypadek mnie nakryły, jak wkradałam się do mieszkania.
Wiedziałam, co musiałam zrobić. Jeśli nie wykorzystam elementu zaskoczenia, zostanę stracona.
Rodzice nie byliby zadowolenie z tego, co zamierzałam. Potępiali by to, ale z drugiej strony nie miałam teraz wyboru. Albo ona, albo ja. Musiałam tylko dokładnie obmyślić plan działania. Wyjrzałam minimalnie, dzięki czemu zobaczyłam, że wciąż wycierała swoje oczy z błota, więc to moja szansa.
Przełknęłam ślinę, zerknęłam na swoją dłoń otoczoną iskrami, po czym wstrzymałam oddech. Gdy tylko kobieta się wyprostowała, ruszyłam. Odkryła swoją szyję. W momencie uderzenia pioruna, dostrzegła mnie, jak wyłaniałam się z cienia, jednak dla niej było już za późno. Znajdowałam się zbyt blisko.
Miałam wrażenie, jakby wszystko zwolniło. Każdy mój ruch dział się w spowolnieniu. Kobieta także poruszała się dużo wolniej. Jej szerzej rozchylające się powieki. Moje stabilne nastąpienie na ziemię. Zamach. Strach w jej oczach. Paznokcie rozrywające jej gardło z pomocą magii. Krew bryzgająca z gardła Wdowy w każdym kierunku. Jej upadek i wicie się w agonii.
Chciała się uleczyć, lecz nastąpiłam jej na dłonie. Patrzyłam na nią spod kaptura, jak próbowała krzyczeć, jednak jedynie się krztusiła własną życiodajną substancją.
Uniosłam ręce, a w nie uderzyło kilka błyskawic. Szybko, niemal gwałtownie, się pochyliłam, przyłożyłam dłonie do jej piersi, gdy kręciła głową, błagając o jakąkolwiek litość. Nagle poraziła ją błyskawica. Ponownie starała się krzyczeć, wrzeszczeć po pomoc na całe gardło, ale szkarłat wylewający się z jej rany, zalewał jej tchawicę. Udało jej się jedynie wypluć nieco krwi na moją osobę, przez co znajdowała się ona teraz na mojej twarzy.
W ciągu kilku sekund przestała się ruszać. Wić w każdym kierunku, próbując się uwolnić. Gdy to się stało, powoli się uniosłam, spojrzałam na swoje dłonie, a przez to nagle oprzytomniałam. Moja lewa dłoń w całości barwiła się szkarłatem, który spływał po jasnej skórze i smukłych palcach. Na prawej znajdowało się zaledwie kilka plam po jej ostatnim ruchach.
Przełknęłam ślinę. Bałam się. Nie sądziłam, że mogłam zrobić kiedykolwiek coś takiego. Że umiałam skrzywdzić drugą osobę w taki sposób. Naprawdę coś takiego zrobiłam...
Zabiłam ją.
Zamrugałam kilkukrotnie, gdy Gavin pomachał mi dłonią przed oczami. Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Zamyśliłam się... — Powiedziałam, nim zdążył o cokolwiek zapytać.
— U ciebie ostatnio w sumie norma. — Wtrącił Gray. — Brakuje ci dać tylko długopisu albo ołówka i twojego ukochanego notatnika, który zamykasz za każdym razem, jak ktoś chce zobaczyć, co w nim bazgrzesz...
— Goń się... —Rzuciłam w jego kierunku.
Roześmiał się cicho.
— Skoro się zamyśliłaś, raczej nie słyszałaś mojego pytania, dlatego zadam je ponownie. — Uśmiechnęła się Evanora, zakładając ręce na piersi. — Ataki często miały miejsce w Bostonie lub w okolicach. Słyszałaś coś więcej odnośnie „Widma"? Jakieś plotki? — Dopytała, a wzrok wszystkich padł na mnie.
Rozejrzałam się po wszystkich. Uważnie mi się przyglądali.
— Eee, nie za bardzo. Wiem tylko tyle, że nikt nie wyszedł ze spotkania z nią żywy i że zawsze znikała w cieniu. — Powiedziałam ogólnikowo.
— Czyli to, co już powiedziałam. — Zauważyła.
Lekko wzruszyłam ramionami.
— „Nikt nie wyszedł ze spotkania z nią żywy", ale jakimś sposobem tu jestem. — Odezwał się nagle ojciec Gavina.
— Co? — Spytał mój mąż, tym samym przerywając zaistniałą nagle ciszę.
— Raz spotkałem to całe „Widmo". — Rzucił krótko. — Byłeś wtedy na trzecim roku studiów, Gavin. Dostaliśmy zawiadomienie o silnej, nawet potężnej wiedźmie w lasach na granicy miasta. Ruszyłem tam ze wszystkimi, których udało się zebrać, na miejscu podzieliliśmy się na kilka grup po trzy osoby i zaczęliśmy przeczesywać teren. Moja grupa natrafiła na tę wiedźmę, która, dosłownie, urządzała rzeź drugiej wiedźmie. — Poprawił się i oparł o swoje kolana.
— Możesz się nazwać „Pierwszą osobą, która przeżyła spotkanie z Widmem". — Powiedziała pani North.
— Co się wtedy stało? — Dopytał Gavin.
— Jeśli mam być szery, to nie do końca wiem. Najpierw była jedna wiedźma, chyba Wdowa, coś krzyczała. Potem znikąd pojawiła się druga i zaatakowała Wdowę. Ledwo mrugnąłem, a wszystko dookoła zalała krew tej Wdowy. Pokonanie jej zajęło jej może maksymalnie cztery ataki. Nie wiem, ile ataków wykonała, ale pod sam koniec wiem, że wyrwała jej coś z piersi. Wdowa od razu padła na ziemię martwa. Gdy ona się temu czemuś przyglądała, jeden z naszych nastąpił na gałąź. Zauważyła nas, ale nie zaatakowała. Uciekła...
— „Widmo", jedna z potężniejszych wiedźm, która rzucała się na każdą Wdowę napotkaną na drodze, uciekło? Tak po prostu? — Nie dowierzała pani North.
— Może nie uciekła ze strachu przed Łowcami. — Wtrąciła mama. — Skoro nikt nie wiedział, jak wyglądała, to może to był powód jej ucieczki. Nikt jej nigdy nie widział, więc może chciała, by tak pozostało. Chroniła swoją tożsamość. — Założyła palec wskazujący na brodę. Myślała. — Royce...
— O co chodzi? — Dopytał.
— Odwróciła się do was, więc jeśli wspomnienie jest wystarczająco przejrzyste, można by się jej przyjrzeć. Wiedzielibyśmy, jak wyglądała, a potem z pomocą magii by nieco ją...
— Minerva, do rzeczy. — Westchnęła załamana Evanora.
— Jasne. — Zagryzła swoje wargi. — Mam na myśli, że możemy wejść do umysłu Royce'a i uważnie się przyjrzeć „Widmu" ze wspomnienia. — Wyjaśniła mama, patrząc na ojca Gavina.
Przez moment milczał. Prawdopodobnie się zastanawiał nad słowami mamy. Wzięłam głębszy wdech, gdy zerknął z powrotem na kobietę. Przełknęłam ślinę lekko przerażona.
— Skoro jest szansa, że to pomoże, to zgoda. — Powiedział nagle.
Niemal poczułam, jak ugięły mi się nogi. Każdy w tym pomieszczeniu był osobą, która bardzo zwracała uwagę na najmniejszy istniejący szczegół. Gavin zwłaszcza.
Nieprzyjemny dreszcz cały czas przebiegał po moim kręgosłupie. Bałam się, co może się stać, gdy wszystko wyjdzie na wierzch. Cała prawda, co wyprawiałam w młodości. Nie chciałam, by ktokolwiek z osób tu zgromadzonych o tym wszystkim wiedział. Miałam nadzieję, że uda mi się to przetrzymać w tajemnicy jak najdłużej, ale chyba nie. Przyszła pora, aby zostać znienawidzoną we własnej rodzinie i wśród przyjaciół, czego byłam pewna, że się spełni. Wystarczy jedynie, że zobaczą mnie w tamtym okresie, gdy nie miałam żadnej litości dla Wdów.
— Do umysłu wejdą ci wszyscy w tym... — Zacięła się nagle. — Isabelle, coś się stało? Jesteś strasznie blada. — Zwróciła uwagę mama.
Wzrok wszystkich zaciął się na mojej osobie. Faktycznie przez te myśli, nie, przez całą tę sytuację czułam, że odeszły mi z twarzy kolory. Miałam wrażenie, że stałam się blada jak ściana.
— Nie dziw się, Minerva. Każdy w tym pomieszczeniu nieco pobladł na twarzy. Do tego Isabelle chwilowo ma osłabiony organizm przez sytuację z wcześniej. Sama zauważyłaś, że zanim wszystko się unormuje, minie przynajmniej dzień. — Zauważyła pani North.
— Mamo, może lepiej, żeby Bella sobie odpuściła wchodzenie do czyjejś głowy. — Rzucił nagle Gray.
— Zgadzam się z młodym. — Klepnął go w ramię Harry. — Lepiej chyba, żeby nie ryzykowała...
Większość osób w pomieszczeniu przytaknęło głosami. W ciągu kilku sekund wszyscy się przybliżyli do kobiety.
— Wszyscy musicie mnie dotknąć. Wtedy będę nas mogła przenieść do umysłu Royce'a. — Każdy położył dłoń na jej ramieniu.
Cicho wyszeptała pod nosem właściwe zaklęcie. W ciągu kilku kolejnych sekund wszyscy w pomieszczeniu, poza mną, zamknęli oczy. Moje serce niemal boleśnie obijało się o żebra. Czułam przy tym, jak znak znajdujący się na nim zaczął mnie parzyć. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, jakby szukając jakiegoś rozwiązania.
Nie wiedziałam, co robić, dlatego, najzwyczajniej w świecie, ruszyłam szybkim krokiem przez korytarz i wyszłam na zewnątrz. Kompletnie nie zwracałam uwagi na fakt, że na dworze była temperatura minusowa.
Gavin
Rozejrzałam się dookoła, kiedy to nagle znaleźliśmy się w lesie. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie, po czym jak najszybciej zwróciliśmy wzrok na kobietę, która krzyczała coś na całe gardło:
— PRZESTAŃ SIĘ, DO CHOLERY, CHOWAĆ, TY PIERDOLONE WIDMO! POKAŻ, JAKA TO JESTEŚ SILNA, TY SUKO Z PIEKŁA RODEM! — Wywrzeszczała na całe gardło.
— To chyba to wspomnienie... — Rzuciła ciszej matka Belli.
Wszyscy przyznali jej rację.
Rozejrzałem się, dzięki czemu dostrzegłem swojego ojca w towarzystwie dwóch mężczyzn, których kompletnie nie kojarzyłem. Może należeli do stowarzyszenia, ale do grupy, której raczej nie widywałem. Podeszliśmy bliżej, po czym zwróciliśmy wzrok w tym samym kierunku, gdzie znajdowała się wiedźma.
Nagle rozszedł się głośny huk błyskawicy, który nieco rozjaśnił zalesiony teren. Wszyscy przełknęliśmy ślinę, gdy do naszych uszu doszła melodyjka jakiejś kołysanki czy innej spokojnej piosenki. Ktoś ją nucił, co dosłownie sprawiało, że czułem się jak w jakimś horrorze.
— Dobra, to jest coraz bardziej creepy... — Odezwał się Bryce.
Wszyscy przyznali mu rację.
W tym momencie zobaczyłem błysk, jakby od błyskawicy, który uderzyła we Wdowę. To nie piorun. U stóp kobiety znajdowała się jakaś postać z kapturem na głowie. W jednej sekundzie na gardle kobiety pojawiła się szrama, z której prysnęło mnóstwo krwi.
Wszyscy przełknęli ślinę, gdy tylko to zobaczyliśmy. Nikt, zwłaszcza ja, się nie spodziewaliśmy, że coś takiego będzie miało miejsce. Kobieta złapała się za szyję, ale druga ponownie się zamachnęła. Jej dłonie iskrzyły się od kolejnych błyskawic. Następnym szybkim ruchem spowodowała, że z ciała Wdowy wydobyła się duża ilość krwi. Odkryła się, dzięki czemu, zdecydowanie niższa, kobieta mogła wykonać ostateczny ruch.
Ledwo mrugnąłem, a prawa ręka „Widma" przeszła na wylot ciała Wdowy...
Zauważyłem kątem oka, jak Gwen przytuliła się ze strachu do Graya i zakryła oczy. Valentina także skryła się w ramionach Harry'ego.
„Widmo" w tym momencie, gwałtownym ruchem, wyrwało swoją rękę, a zła wiedźma padła na ziemię. Nie ruszała się, więc wniosek nasunął się sam. Nie żyła...
Obok siebie usłyszałem mruknięcie w zastanowieniu.
— Ona jest za niska jak na dorosłą wiedźmę. — Zaczęła Roberta. — Kobiety naszego pokroju posiadają idealne proporcje ciała i wyglądu. Zawsze są dość wysokie. Minimalny wzrost u wiedźm to metr sześćdziesiąt osiem, maksymalny metr osiemdziesiąt trzy, więc ona musiałaby być w cholernie młodym wieku, żeby jeszcze nie mieć przynajmniej tego metra sześćdziesiąt...
— Ma wzrost, maksymalnie, dwunastolatki. U wiedźm nie występują odchyły hormonalne, aby zatrzymać wzrost. Ale też dwunastolatka nie dopuściłaby się takich brutalnych czynów... — Zauważyła Evanora.
— Teoretycznie może być starsza. — Wtrąciła nagle pani Minerva. Wszyscy na nią spojrzeli. — Po prostu zaczęła później dojrzewać...
W tym momencie usłyszałam pękającą gałąź. Zerknąłem na „Widmo", które nagle się odwróciło. Zamarłem nagle.
Nie mogłem się ruszyć, gdy ujrzałem dwie żółtozielone, mieniące się magią, oczy. Nie byłem jedyny, który przyglądał się temu, nie dowierzając, że tak znajome tęczówki ukażą nam się we wspomnieniu taty.
— To jest... — Zaciąłem się.
— Bella? — Dokończył z zapytaniem Gray.
Wypuściła coś z ręki, cofnęła się o krok, po czym nagle – ledwo zdążyłem mrugnąć – odwróciła się i, bez żadnej gestykulacji, otworzyła portal.
Wziąłem głębszy wdech, kiedy to z powrotem znaleźliśmy się w salonie mojego i Belli domu. Każdy z nas gwałtownie odwrócił się w kierunku dziewczyny, która wcześniej stała za kanapą. Teraz jednak jej tam ie było. Rozejrzałem się wokoło, próbując ją gdzieś dostrzec, ale nie znajdowała się w żadnym miejscu w pomieszczeniu.
— Gdzie ona... — Zacięła się Roberta, gdy każdego przeszedł dreszcz zimna po plecach.
Powoli podszedłem do korytarza, w którego głąb spojrzałem. Zobaczyłem dziewczynę, jak spoglądała na las i zaśnieżony ogród. Nie miała na sobie żadnej cieplejszej kurtki na minusową temperaturę. Tylko swój nieco za duży sweter. Kilka pasm z jej wysoko upiętych włosów poruszało się delikatnie na wietrze.
Przełknąłem ślinę, ruszyłem w jej kierunku, a za mną wszyscy inni.
Czułem ten szybszy puls. Przyśpieszający oddech. Nie chciałem w to wszystko uwierzyć. W to, że Bella to „Widmo", że zabijała, że potrafiła być tak brutalna, kiedy teraz należała do najbardziej delikatnych osób, która bez powodu nie zrobiłaby krzywdy nikomu.
Wyszliśmy na zewnątrz. Niemal od razu uderzył w nas lodowaty powiew.
— Be...
— Już wiecie, prawda? — Przerwała mi.
Miałem wrażenie, jakby jej głos nagle stał się nieco oschły. Nie poznałem go. Nigdy tak ona nie brzmiała. Jak nie ona, jak ktoś całkiem inny. Pozbawiony emocji, niczym kompletnie inna osoba.
— Bella, odwróć się do nas i powiedz, że to, co widzieliśmy, nie miało nigdy miejsca. Że nie jesteś tym...
Przerwała swojemu bratu.
— „Potworem"? „Morderczynią"? „Wiedźmą polującą na wiedźmy"? „Rzeźnikiem z Bostonu"? „Kostuchą"? „Żniwiarzem" czy po prostu „Widmem", które ma jeszcze kolejne dwadzieścia przydomków, bo ktoś ie mógł się zdecydować? — Wymieniła, nawet na nas nie patrząc. — Chciałabym, Gray, ale nie mogę...
Powoli się do nas odwróciła. Uniosła głowę i zerknęła na nas z widocznymi łzami w kącikach oczu.
— Jestem „Widmem"...
Uhuhuhu
To się porobiło
Już wszyscy znają jej największy sekret
Jak myślicie, jak zareagują na jakieś wyjaśnienia?
I oczywiście, czy w ogóle dadzą jej dojść do słowa.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro