Rozdział 29 - "Rochelle i Bella"
Wiem, wiem...
Dawno nie było rozdziału, ale luty = Sesja na studiach, także coś czuję, że do ich skończenia co ten miesiąc zagości w kalendarzu, tak będę nieco do dupy z pisaniem...
Dzisiejszy rozdział, co prawda chciałam go wstawić wczoraj, jednak się nie wyrobiłam z dokończeniem go, temu go wstawiam o 02:37 w nocy!
Wiem, pogrzało mnie...W każdym razie, przy tym miałam dość sporo zabawy, bo jednak stworzenie własnego szyfru...
Albo nie, nie spojleruje
Dowiecie się, co się dzieje, gdy będziecie czytać!
Miłej lektury!
Mruknęłam pod nosem, gdy chłopak zostawił całusa na mojej prawej łopatce. Odsunął włosy z mojego karku. Jego usta wylądowały na mojej szyi, potem kolejno na moim uchu, którego płatek delikatnie przygryzł. Skuliłam się, a on cicho zaśmiał na moją reakcję. Już w kolejnej chwili poczułam jego palce na moich plecach. Zaczął je lekko drapać.
Wzięłam głębszy wdech. Powoli odwróciłam się w jego kierunku, wtulając się przy tym w zgięcie jego szyi. Bardziej mnie przykrył pościelą i dał całusa w lewą skroń.
— Jest ósma trzydzieści. — Oznajmił, jednak w odpowiedzi jedynie mruknęłam coś pod nosem. — Wstajemy? — Spytał.
Pokręciłam głową i ponownie wydałam z siebie dźwięk.
— Dostałem wiadomość od taty. Nie powiedział, o której, ale daje znać, że dzisiaj też wpadną. — Dodał, jednak dalej nie uchyliłam powiek. — Bella, budzimy się. — Pogłaskał mnie po policzku.
— Jest za wcześnie... — Wyszeptałam, na co się zaśmiał.
Już w ciągu kilku kolejnych sekund chłopak mnie przewrócił na plecy, na co pisnęłam zaskoczona. Uwiesił się nade mną. Uchyliłam powieki, kiedy chłopak nachylił się w moim kierunku i ucałował mój lewy obojczyk. Mruknęłam cicho pod nosem, przy tym z powrotem zamykając oczy. Ręka Gavina powoli przesunęła się po mojej lewej nodze, potem kolejno po brzuchu, aż na ramię. Przy tym powoli zjeżdżał ustami coraz niżej. Wzdrygnęłam się lekko, a on uniósł się na rękach, by spojrzeć mi w oczy.
— Nie dasz mi odpocząć, prawda? — Spytałam zaspana, na co się zaśmiał i pokręcił głową, po czym wszedł pod pościel. — Jesteś niemożliwy! — Krzyknęłam, jednocześnie się śmiejąc, kiedy odsłonił mój brzuch pod pościelą.
Zaczęłam wierzgać nogami, jednak uspokoiłam się, gdy rozłożył je i znalazł się między nimi. Głośniej westchnęłam, a przy tym delikatnie uniosłam się ponad materac. Zagryzłam dolną wargę, czego już naprawdę dawno nie robiłam, bo wyszło mi to z nawyku, a przy tym starałam się naprawdę uważać, by nie jęknąć zbyt głośno. Wiedziałam, jak to się skończy i, jak się rozpocznie ten poranek.
Zaśmiałam się, kiedy się odsunął, by ucałować moje wagki, jednak w tym samym momencie przewróciłam go na plecy. Docisnęłam swoje usta do jego, a przy tym poczułam, jak chwycił za moje biodra. Uśmiechnęłam się, by w kolejnej chwili pociągnąć za jego kark i zmusić do tego, by usiadł. Niemal od razu wplątał swoje palce w moje włosy. Uśmiechnęła się, kiedy przesunęłam dłonią po jego policzku i karku, by przeczesać jego złote kosmyki.
Z powrotem mnie przewrócił, unieruchomił mi ramiona nad głową, przez co się zaśmiałam. Jak raczej łatwo się domyślić, kochaliśmy się od rana. Miałam przez to wrażenie, jakby wszystko wróciło do czasu, gdy zaczynaliśmy nasz związek.
Weszłam do łazienki. Przetarłam swój kark, a przy tym poczułam, jak dłonie Gavina przesunęły się po mojej talii, by ucałować moje odkryte ramię. Uśmiechnął się do mnie w odbiciu lustra, na co mu odpowiedziałam tym samym. Bardziej mnie objął, a ja podniosłam prawą dłoń i przeczesałam delikatnie jego włosy.
— Tęskniłam za tym wszystkim. — Wyznałam, na co lekko posmutniał.
— Już nigdy więcej nie pozwolę, żebyś poczuła się samotna, obiecuję. — Powiedział, łapiąc za moją rękę, by ucałować jej wierzch.
Jakieś pół godziny później, gdy już wzięłam prysznic, by zmyć z siebie wszystko i jeszcze bardziej się rozbudzić, z wilgotnymi włosami związanymi w warkocza zeszłam piętro niżej. Zbiegając po schodach, zarzucałam na swoje plecy jeden z szerszych kardiganów na guziki. Poza tym miałam na sobie czarne, rozciągliwe jeansy z wysokim stanem i biały, luźny sweter z obszernym golfem, który wpuściłam w spodnie. Na stopach ponownie miałam swoje ciepłe kapcie, a do tego puchate skarpetki, bo dzisiaj wyjątkowo wydawało mi się, że w domu było dużo chłodniej niż zazwyczaj. Zapięłam porządnie narzutkę i podeszłam do części kuchennej, żeby wstawić wodę na kawę. Wyjęłam dwa kubki, jednak zatrzymałam się, gdy miałam wrażenie, jakby minimalne włoski znajdujące się na moim karku stanęły dęba.
Odwróciłam się gwałtownie, jednak nie zobaczyłam nikogo. Jedynie na blacie dostrzegłam skrawek papieru, na którym dostrzegłam krótką wiadomość, mówiącą: „Tik Tak. Tik Tak". Wzięłam ją do ręki, by przyjrzeć się charakterowi pisma, które nie należało ani do mnie, ani do Gavina, na co lekko zmarszczyłam brwi. Usłyszałam kliknięcie czajnika, do którego się zwróciłam.
— Co jest? — Dopytał Gavin, wychodząc zza zakrętu, jednak ja jedynie zmiażdżyłam kartkę w dłoni i się do niego odwróciłam z uśmiechem.
— Chcesz kawę? — Spytałam, jednak on się momentalnie zaciął i zaczął uważnie przyglądać mojej twarzy.
Przełknęłam delikatnie ślinę, by uciec wzrokiem od jego wwiercających się we mnie tęczówek. Nie umiałam zbyt długo wytrzymać pod naciskiem wzroku Gavina, a on doskonale o tym wiedział. Dodatkowo doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, kiedy to ja próbowałam coś ukryć. Tym bardziej teraz, kiedy wróciło jego stare zachowanie, kiedy to dostrzegał wszystko. Zdradzała mu to moje mimika, ruchy, delikatne zniekształcenia w głosie, gdy coś mówiłam. Był Łowcą, u diabła, więc mógł mnie rozszyfrować z łatwością. Teraz, po tych wszystkich miesiącach kłamstw zwłaszcza, bo zaczął dopatrywać się wszystkiego.
— Co zgniotłaś w dłoni? — Zapytał z wyraźnie wyczuwalnym przekonaniem, na co zgniotłam delikatnie wargi. — Bella, co się dzieje? — Założył ręce na piersi, a ja spojrzałam na swoją prawą dłoń i wyciągnęłam ją w jego kierunku.
Podszedł bliżej, a ja podałam mu zgniecioną karteczkę i opuściłam wzrok, bojąc się, jak może zareagować, że tym razem to ja próbowałam coś ukryć. Odwinął ją i spojrzał na zawartość.
— Co to ma być? — Odezwał się szeptem, jednak pytanie skierował bardziej do siebie, aniżeli do mnie.
— Leżało na blacie. Nie wiem skąd się wzięło, bo jak przechodziłam obok, żeby wyjąć kubki, to tego nie było, a jak się odwróciłam z powrotem, to na nim leżała. — Powiedziałam, a on schował ten liścik do kieszeni.
Zmarszczyłam lekko brwi na jego ruch.
— Nie podoba mi się ta „tajemnicza wiadomość od wielbiciela", dlatego pokażemy to reszcie, jak już stwierdzą, że się pojawią. — Oparł się o blat lewą ręką.
— Nie mówili, o której mamy się ich spodziewać, więc równie dobrze mogą znowu wpaść pod wieczór. — Zauważyłam, odwracając się do dwóch naczyń.
— Słuszna uwaga. — Dodał. — A tak swoją drogą, to odpowiadając na pytanie, to tak. Poproszę kawę, skoro robisz. — Odbił się od blatu, by w kolejnej chwili podejść do lodówki, skąd wyjął mleko.
Zrobiłam dwie, po czym obie zalałam białym płynem i posłodziłam. Złapałam za swój czerwony kubek, by w kolejnej chwili podejść do kanapy. Przechodząc obok Gavina robiącego sobie i mnie śniadanie, upiłam nieco napoju. Odłożyłam szklankę na szafce, złapałam za jedną poduszkę, znajdującą się na narożniku i rzuciłam ją na podłogę. Usiadłam na niej i włączyłam swojego laptopa, którego stałym miejscem stał się stolik na kawę. Przetarłam swoje lewe ramię, a chłopak położył na jednym z blatów talerz z kanapkami, a także swój kubek z letnim napojem.
— Sprawdziłbyś termostat? — Poprosiłam go, nim usiadł na podłodze obok mnie.
Złapałam za jedną z kanapek.
— Jasne. — Odpowiedział, po czym podszedł do drzwi do piwnicy łączonej z garażem. — Dziwne, jest ustawione dziesięć stopni, choć na noc ustawiałem na trzydzieści osiem. — Coś wcisnął na panelu. — Za moment powinno się zrobić cieplej. — Powiedział, po czym do mnie podszedł i położył na ziemi drugą poduszkę.
— Gdzie jest Lapis? — Spytałam z pełnymi ustami, włączając przy tym plik w Wordzie, gdzie miałam rozszyfrowaną wersję pięciu już dzienników, które dała mi mama.
Długo zajmowało ich rozłożenie na części pierwsze, ale to, co udawało mi się w nich znaleźć, było tego warte. W tym momencie zobaczyłam husky, który zbiegał ze schodów. Gavin musiał zostawić otwarte drzwi do naszego pokoju. Podbiegła najpierw do mnie i weszła na moje nogi, żeby się przywitać.
— Trochę ją wytresowałaś. — Stwierdził, także zajadając się śniadaniem, kiedy przeszła na jego kolana, a on podrapał ją po główce. — Co to? — Kiwnął głową na dokument, kiedy to ja akurat wzięłam swój kubek, żeby się napić.
— Część dzienników od mojej matki, które do tej pory udało mi się rozszyfrować. — Złapałam za jeden z zeszytów, które leżały za monitorem.
— Myślałem, że masz je tylko do przejrzenia. — Powiedział, przez co wypuściłam nieco powietrza w napływie śmiechu z samej siebie.
— Bo miałam, ale coś mi w nich nie pasowało, więc stwierdziłam, że poświęcę im nieco więcej czasu, niż początkowo zakładałam. Tak jakoś doszło do tego, że wszystkie ułożyłam najpierw chronologicznie, a potem zaczęłam je rozkładać na części pierwsze, szukając przy tym informacji, których nie rozumiałam z pomocą książek, które Gray wykradał mamie, bo nie chciałam jej na razie mówić, że coś mogłam znaleźć w tych dziennikach... — Zacięłam się. — Zrobiłabym tylko wszystkim złudną nadzieję, że może uda mi się odzyskać magię...
— Po powrocie z naszego miesiąca miodowego mówiłaś w taki sposób o magii, jakbyś pogodziła się z tym, że możesz jej już nie odzyskać. Wiedziałem, że nie mówiłaś do końca prawdy, ale się nie odzywałem. Tęsknisz za używaniem magii i szukasz w tych dziennikach czegokolwiek, co mogłoby ci pomóc, prawda? — Dopytał, zginając lewą nogę i wygodniej się usadawiając.
— Nie pogodziłam się. — Przyznałam. — Nie umiałabym. — Spojrzałam na niego. — Nie potrafię tego zrobić, wiedząc, że jeśli to zrobię, to już nigdy jej nie zobaczę...
Widząc moje lekko załzawione już oczy, domyślił się, że chodziło o Enigmę. Ponownie się poprawił, a przy tym objął mnie ramieniem, aby podnieść mnie nieco na duchu. Oparłam głowę o jego ramię i podwinęłam nogi, lekko pociągając nosem.
— Znajdziesz sposób na odzyskanie mocy. Jestem tego pewien. — Powiedział, a ja oplątałam się rękami i zagryzłam wargi.
Podniosłam na niego wzrok.
— Z obumarłym Źródłem Mocy Magicznej będzie to dość trudne. — Zauważyłam, na wziął głębszy wdech, odłożył kubek i zamknął laptopa.
— Znając ciebie, to znajdziesz przynajmniej dwa sposoby do końca roku. — Rzucił z wyraźnym przekonaniem, czym sprawił, że się zaśmiałam.
— Aż miło się na was patrzy. — Usłyszeliśmy za sobą, dlatego oboje zerknęliśmy w tamtym kierunku.
Zobaczyliśmy moją matkę, a za nią całą resztę. Co dziwne, znajdowała się tu także Nina. Opierała się o oparcie kanapy i przyglądała naszej dwójce. Gavin na mnie spojrzał, a ja na niego. Czas najwyższy, by wszyscy poznali Rochelle taką, jaką ja ją znałam jeszcze zanim stało się to, co ostatecznie skazało nas na jej zemstę. Wzięłam głębszy wdech, odwróciłam wzrok od rodziców.
— Wciąż się gniewasz? — Dopytała moja rodzicielka.
— Gavin, możesz powiedzieć mojej mamie i wszystkim, którzy chyba o tym zapomnieli, że mam pamięć fotograficzną i co się raz stanie, już nigdy z mojej głowy nie wyjdzie? — Poprosiłam chłopaka siedzącego obok mnie, a on odwrócił się do wszystkich, którzy tylko westchnęli na moje słowa.
— Wydaje mi się, że nie muszę tego powtarzać... — Powiedział, dopijając swoją kawę z kubka, po czym zdjął ze swoich nóg Lapis i położył ją na moich kolanach.
Sam z siebie postanowił wszystko posprzątać, a mnie z obu stron obeszli rodzice i wszyscy pozostali, którzy znaleźli się w naszym domu poprzez portale mojej matki. Nie byłam jakoś bardzo chętna, żeby na nich patrzeć. Co najwyżej tolerowałam towarzystwo Graya, Gwen, Harry'ego, Valentiny i jej braci, Jimmiego, no i Gavina. Założyłam ręce na klatce piersiowej, by złapać przy tym głębszy wdech. W pomieszczeniu nastąpiła nieprzyjemna cisza, niemal niezręczna. W czasie, kiedy ja głaskałam Lapis, wszyscy mi się uważnie przyglądali. Nikt nie wiedział, co powinien powiedzieć, dlatego mój mąż postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
— Okej. — Zwrócił na siebie uwagę wszystkich. — Bella, opowiedz nam wszystko o Rochelle...
— Żeby poznać Rochelle, musielibyście ją poznać od momentu, w którym ja ją poznałam, czyli musiałabym się cofnąć do momentu, jak zaczęłam chodzić do szkoły publicznej w Bostonie, gdzie ją poznałam...
— Gdzie obie ją poznałyśmy, Bella. — Wtrąciła się Nina, która zajęła miejsce obok Jimmiego.
— Tak. — Odpowiedziałam niemrawo, kiedy do głowy wróciło mi jej jedno pytanie, zaraz przed faktem, gdy ujawniła się jako Wdowa.
— Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? —
Gavin lekko zmarszczył brwi, kiedy zauważył, że nagle posmutniałam. Domyślił się prawdopodobnie dlaczego się to stało. Rochelle uważałam za siostrę z innej matki, za najbliższą mi osobę, która wiedziała o mnie więcej, niż ktokolwiek się o mnie jeszcze kiedyś dowie. Co najwyżej właśnie Gavin, ale to w przeciągu kilku kolejnych lat. Rozumiała mnie pod względem osamotnienia, kiedy to nie miałam w mieście nikogo, tak samo jak ona, która „przyjechała na wymianę uczniowską". Domyślałam się, że nie powiedziała mi całej prawdy, jednak nie naciskałam, by o wszystkim mi się wygadała. Nie była mną, która potrzebowała całej jednej zarwanej nocki, by się jej wypłakać w rękaw, gdy jej mówiłam, że nie miałam wtedy rodziny i nie wiedziałam dlaczego. Dokładniejszego powodu dowiedziała się później, gdy poznałyśmy chłopaków.
Wzięłam głębszy wdech, podniosłam wzrok na mojego męża i przełknęłam ślinę.
— Nie wiesz, jak zacząć? — Spytała Nina, na co przytaknęłam lekko głową.
— Bardziej od czego dokładnie. — Usłyszałam po swojej prawej, jak moja matka mruknęła w zastanowieniu.
— Isabelle, jakim sposobem ty w ogóle trafiłaś do szkoły? — Spytała mama, a większość osób w pomieszczeniu spojrzała na mnie zaciekawiona.
Opuściłam wzrok na swoje dłonie. Zastanawiając się nad tym, jak rozpocząć, zaczęłam palcem wskazującym prawej dłoni, drapać skórkę przy kciuku.
— Po wydarzeniach z Magicznego Salem, został zamknięty do niego portal. Nie było możliwości, aby dostać się do środka ponownie. Widziałam jego zamknięcie. Po nim zajęła się mną Evanora i jej mąż...
Mama i tata widocznie nie spodziewali się takiej odpowiedzi.
— Zajmowali się mną przez rok. Mieszkałam z nimi niedaleko Seattle, ale potem Evanora i pan Mountgomery postanowili się przenieść do północnego świata magii w Kanadzie. Po tym wszystkim wolałam unikać wszelakich wymiarów magicznych, więc powiedziałam wtedy, że nie chcę tam się przenosić. Evanora wtedy oddała mnie pod opiekę swojej znajomej mieszkającej w East Boston. Przez kolejne pół roku siedziałam praktycznie w pokoju, bo nie wiadomo było co w ogóle można ze mną zrobić, ale jakoś ta kobieta się do mnie przywiązała i stwierdziła, że się mną zajmie porządnie...
Nina nagle posmutniała, co dostrzegło kilka osób.
— Powinniśmy jej chyba podziękować, że się tobą zajęła przez te wszystkie...
Przerwałam tacie.
— Wątpię, że będziecie mieli szansę, bo nie żyje od sześciu lat. — Powiedziałam, czym zaskoczyłam wszystkich.
— Co się stało? — Dopytał Bryce.
— Ameryka i napad z bronią w banku, gdy chciała wpłacić pieniądze, się stał. Szczegółów nie znam. — Podparłam prawe ramię na kolanie i dalej skubałam swojego palca. — Wiem tylko tyle, że nie była jedyną ofiarą i zginęło wtedy kilkanaście osób. Jak zginęła, miałam siedemnaście lat. Nina wzięła mnie do siebie na te pół roku, póki nie skończyłam osiemnastki i nie mogłam zamieszkać sama.— Wzruszyłam ramionami.
— Ile miałaś lat, gdy poznałaś Rochelle? — Odezwała się nagle Valentina.
— Zaczynał się pierwszy semestr drugiej klasy w szkole średniej. Jeszcze nie skończyłam piętnastki, jak ją poznałam. Była pierwszą osobą, która się do mnie odezwała...
Opowiadając im o tamtych czasach, omijając chwilowo informacje o „Widmie", nie zaszczycałam nikogo swoim spojrzeniem. Nie umiałam na nich wszystkich spojrzeć, kiedy dowiadywali się o Rochelle rzeczy, których raczej nikt się nie spodziewał. Co lubiła robić w wolnych chwilach, co jadała, gdzie, jaką kawę pijała, czego nienawidziła, czego się bała, co ją uszczęśliwiało. Dosłownie wszystko mogłam o niej powiedzieć.
Nim się obejrzałam, na zegarze znajdującym się w rogu ekranu mojego laptopa wybiła godzina trzynasta. Przełknęłam ślinę, zamknęłam urządzenie, po czym wstałam, dalej opowiadając o wszystkim. Podeszłam do kuchni, a każdy podążył za mną wzrokiem.
— Kompletnie nic nie wskazywało na to, że mogłaby być Wdową? — Przerwał mi ojciec Gavina.
Zaśmiałam się lekko.
— A w życiu. Do stycznia tego roku nie wiedziałam, że ona w ogóle jest wiedźmą. — Złapałam za nóż i kilkukrotnie zakręciłam nim w dłoni. — No co? — Spytałam, kiedy lekko się przerazili.
— Isabelle, odłóż nóż. — Poprosiła mama, a ja spojrzałam na ostre narzędzie i odłożyłam je na blat.
— Wiedźmy raczej z natury nie są zbyt ufne. To, co się stało w Magicznym Salem tylko to bardziej przypieczętowało. Wszystkie wiedźmy zaczęły ufać tylko wiedźmom i zniknęły w pozostałych dwóch portalach do światów magicznych. — Dodałam, a oni wszyscy spojrzeli na siebie.
— Czyli żadne jej jakieś zachowanie nie wskazywało na to, że mogłaby być istotą magiczną? — Dopytała mama.
— Zdefiniuj „dziwne zachowanie" dla ciebie, bo tak się składa, że Rochelle od zawsze była dziwnym okazem. Nie bez powodu ją nazywałam „Pajacem". — Rzuciłam, by w kolejnej chwili zacząć coś przygotowywać na obiad, bo jednak zbliżała się godzina, gdzie ja i Gavin bylibyśmy już głodni.
Patrząc na małe śniadanie, tym bardziej w każdym momencie mogło nam zacząć burczeć w brzuchach.
— Zachowanie bardziej nietypowe, niż powinno być w jej wykonaniu. — Powiedziała, kiedy to zaczęłam coś kroić, nawet nie patrząc na to, co robię.
Usłyszałam, że kilka osób przełknęło ślinę na to, co ja właściwie wyprawiałam.
— Największe i bardziej nietypowe odchyły miała w przed i po świętach, kiedy, jak to ona twierdziła, że wyjeżdża do rodziny na świętowanie, choć, jak się potem dowiedziałam, to własną matkę zabiła, zanim ona odebrała jej moce, nabawiła się limitu magii, a co do jej ojca, to pojęcia nie mam. Sama wiesz, że dzieci Wdów wychowują się raczej po okiem samej matki, bo ojców się pozbywają albo oni sami zauważają, co się dzieje i uciekają od szalonych wariatek. — Zauważyłam, na co przytaknęła.
— Nie rozumiem. — Stwierdziła Gwen, przez co się lekko uśmiechnęła.
Gray chyba chciał jej to jakoś wytłumaczyć, ale widocznie nie wiedział, jak odpowiednio dobrać słowa, dlatego też kontynuowałam:
— Dzieci Wdów nie rodzą się z miłości. Rodzą je po to, żeby po zakończeniu ich magicznego szklenia odebrać im całą ich Moc, jaką zgromadziły przez wszystkie lata swojego życia. W większości ten trening kończy się w osiemnaste urodziny, kiedy wiedźma przywołuje swojego chowańca. — W czasie tego zaczęłam przygotowywać różne składniki na obiad. — Tym dzieciom nie jest nawet to pisane, bo ich matki brutalnie wyrywają magię z ich ciał. Robiąc to w taki sposób, dosłownie pastwiąc się nad nimi, zabijają je, a to wszystko dlatego, bo chcą być najsilniejsze. Chciwość do powsiadania większej ilości mocy popycha je do takiej decyzji. Jako że w większości magię posiadają kobiety, to gdy jakiejś urodzi się syn, zostawia go w lesie na całą noc, żeby dziecko padło samo. Potem znajduje sobie kolejnego, za przeproszeniem, idiotę, którego uwodzi za pomocą zaklęcia miłosnego i wiadomo. — Spojrzałam na nich, jednak oni patrzyli na siebie. Westchnęłam załamana i odrzekłam: — „Zapylanie kwiatków" i tak dalej.
Kiwnęli głowami, a Gavin przyglądał mi się z lekkim podziwem, że tyle wiedziałam o Wdowach i ich zwyczajach.
— Zazwyczaj robią to kilkukrotnie, w sensie wychowują sobie tak jakby „chodzące Źródła Mocy Magicznej", nad którym całe ich życie się pastwią i nie dają nawet możliwości na jeden spokojny dzień dzieciństwa. Te dzieci nie wiedzą czym jest normalne życie, bo znają tylko trening, trening i... Sam trening tak naprawdę. Nie mają żadnych taryf ulgowych. Ich matek nie interesują ich uczucia, to, że mogą być głodne, zmęczone czy rzeczy tego typu. Nie. One mają to dosłownie gdzieś...
— Skąd ty tyle o tym wszystkim wiesz? — Przerwała mi mama, a ja na nią spojrzałam.
Przyglądała mi się, a przy tym widziałam to, pod jak wielkim wrażeniem była. Raczej się nie spodziewała, że mogę tyle powiedzieć o tej drugiej, gorszej i bardziej mrocznej stronie wiedźm. Wzięłam głębszy wdech, zmniejszyłam temperaturę grzania na płycie indukcyjnej, po czym oparłam się o blat za sobą, zagryzając lekko wargę. Pokręciłam lekko głową. Nie wiedziałam, jak o tym powiedzieć, bo jednak wątpiłam, że mogłaby wpaść na tak szalony pomysł... Z jednej strony zbierałam informacje, gdy jeszcze zajmowałam miejsce „Widma", a z drugiej na ten temat prowadziłam swoje wszelakie badania, dopóki ich nie spaliłam...
— Wiedźmy, od dnia zakończenia magicznego szkolenia, prowadzą na jakiś temat badania. — Usiadłam na blacie. Kątem oka dostrzegłam, że mama się lekko przeraziła. — Ja swoje prowadziłam odnośnie charakterystyki i funkcjonowania Wdów...
— CO?! — Podniosła się na proste nogi.
Wszyscy w pomieszczeniu szerzej uchylili powieki na taką informację.
— Isabelle, wiesz jakie to było lekkomyślne? — Spytała nieco przerażona.
— Tak, to był szalony pomysł, ale z drugiej strony patrząc, to całkiem niezły. Łatwiej było mi odróżnić zwykłą wiedźmę od tej zdeprawowanej, ale...
— Ale? — Dopytała już spokojniej.
Utkwiłam swój wzrok w jedynym punkcie, a z moich ust zszedł ten błąkający się, delikatny uśmiech. Usłyszałam, jak Gavin cicho wyszeptał moje imię zaniepokojony.
Podciągnęłam swoją prawą nogę i chwyciłam ją za kostkę.
— Ale nie zauważałam, że te badania mnie wyniszczały. Chcąc, nie chcąc, przy tych badaniach niejednokrotnie musiałam obserwować jakąś Wdowę, co łatwe nie było. Wyćwiczyły sobie wyczuwanie drugiego człowieka przez wibracje w grawitacji...
— Kto tu jest?! — Wrzasnęła kobieta z kapturem na głowie. — Wiem, że tu jesteś! Wyczuwam!
W tym samym momencie na nią naskoczyłam, przez co na jej szyi powstała szrama po ataku z pomocą żywiołu powietrza. Niemal od razu z rany prysnęła duża ilość krwi. Kobieta upadła, a ja stanęłam na nią i przyglądałam się temu, jak konała, patrząc mi prosto w oczy...
— Bella? — Zwrócił moją uwagę Gavin, który aż podszedł bliżej, gdy dosłownie się zacięłam.
— W porządku. Przypomniałam sobie coś... — Powiedziałam, na co kiwnął głową zaniepokojony.
— Na czym...
— Wibracje w grawitacji. — Odpowiedział szybko Gavin, a przy tym stanął obok w razie potrzeby.
Prawdopodobnie, gdybym znowu się zacięła.
— Jasne... — Wyszeptałam, a on założył ręce na piersi.
— Isabelle, pamiętasz wszystkie swoje notatki z tych badań? — Dopytała mama, na co ja ponownie zaczęłam się bawić skórką przy swoim kciuku.
— Prowadziłam je przez cztery lata...
— Chwila, „prowadziłaś"? — Dopytał Bryce.
— To, że miałam nagiętą psychikę, każdy wie.
Dostrzegła, że mama chyba się domyśliła, co miałam na myśli.
— Isabelle, chyba nie...
— „Spaliłaś własnych badań"? — Dokończyłam za nią, a wszyscy szerzej uchylili powieki. — Tak, dokładnie to z nimi zrobiłam, bo nie wytrzymałam przy nich. To co wyczyniały Wdowy, bardziej wyniszczało mi psychikę, niż robiłam to sobie ja sama przez ostatnie lata. W czasie tych badań miałam na tyle wyniszczoną psychikę, że można powiedzieć, że wpadłam trochę w taką manię, byleby znaleźć tylko jak najwięcej informacji o tych kobietach. Musiałam się ogarnąć, a wiedziałam, że jeśli dalej bym szukała tych wiadomości, to by mi się nie udało. Podpaliłam wszystkie swoje notatki z badań, żeby odciąć się od tej sfery swojego życia. Rochelle widziała, że tak jakby sama siebie niszczyłam, ale nic nie mówiła...
— Dlaczego? — Zapytał tym razem Gray. — Widziała, że coś się dzieje, wtedy jeszcze zachowywała się w miarę poczytalnie, więc czemu nic nie mówiła?
Przyglądał mi się z poważnym wyrazem twarzy.
— Miałam wtedy zły nawyk mówienia wszystkim, że „dam radę sama". Kilka osób w tym pomieszczeniu to potwierdzi, bo tak naprawdę skończyłam tak mówić, gdy planowaliśmy wyciągnięcie was z więzienia. Pewnie dlatego...
Ryan, Bryce, Gavin, Harry i Jimmie przytaknęli dla potwierdzenia.
Z powrotem wróciłam do opowiadana o Rochelle. Przy tym czasami wyciągałam z pamięci nieco o moich badaniach i porównywałam do nich jej zachowania. Czasami nie wierzyłam, że wcześniej nie dostrzegałam tych zbieżności. Gdybym nie zamykała oczu na taką możliwość, bardziej wyostrzała zmysły przy niej bądź szukała podobieństw, może dużo wcześniej udałoby mi się ją odkryć, jednak z drugiej strony ona też należała do grupy, dzięki której...
Zerknęłam na rodziców, Graya i Gavina. Rozmawiali o tym, czego się ode mnie dowiedzieli o Rochelle.
W jakimś stopniu byłam wdzięczna Rochelle. Popchnęła mnie nieco w związek z Gavinem, pomogła czasem podczas szukania rodziców. Teraz to ta stricte zła, ale kiedyś tak się nie zachowywała. Mogłam się jej wyżalić na wszelakie tematy, ona mi pomagała. Wygłupiałyśmy się, śmiałyśmy i w ogóle, ale w końcu nasze drogi się rozeszły, a to głównie ze względu na moje i jej pochodzenie.
Teraz, gdy o tym myślałam, był to jedyny powód. Różnice. W poglądach, w charakterze wychowania i nie tylko. Chciała się zemścić, bo jak sama stwierdziła, zniszczyłam ją. Nie chłopacy, nie Łowcy, w jakimś stopniu może jej rodzina, ale ostatecznie za to wszystko, co nas teraz spotykało, byłam odpowiedzialna ja sama, kiedy to nie dałam rady zabić jej tamtego dnia.
Kątem oka dostrzegłam, jak Gavin mi się przyglądał. Zauważył, że byłam znacznie bardziej zamyślona, aniżeli moment wcześniej. Nic jednak nie powiedział. Może wolał porozmawiać o tym później. Bardziej na osobności. Po jakimś czasie, jako że chciałam się skupić na dalszym szukaniu informacji w dziennikach, „wyrzuciłam" wszystkich do gabinetu mojego męża. Gavin miał rację, że w końcu uda mi się może coś znaleźć. W sumie to już miałam kilka pomysłów, jednak wiedziałam, że praktycznie były one nie do zrealizowania. Tym bardziej, kiedy do głowy wracała mi wizja stworzenia nowego Źródła Mocy...
To nawet nie wchodziło w grę, bo nie istniała opcja na stworzenie nowego. Źródło powstawało tylko jedno dla wiedźmy. Każda miała uniwersalne, niepowtarzalne.
Potrząsnęłam lekko głową. Musiałam odrzucić ten pomysł, bo jednak nie miałam opcji, by coś takiego mogło się stać. Potrzebowałam skupić się na czymś innym. Przerzuciłam kartkę, dzięki czemu natrafiłam na jakieś wzorki, których kompletnie nie rozumiałam. Zmarszczyłam brwi, wygodniej się usadawiając, by dokładniej się temu wszystkiemu przyjrzeć.
Cała kartka została pokreślona jakby na kartkę w kratkę. W pojedynczych zostały pozapisywane jakieś dziwnie wyglądające znaki, wzorki lub cokolwiek, czym to było. Obracałam zeszytem w każdą stronę, nie wiedząc, jak w ogóle na to patrzeć. W pewnej chwili mnie olśniło. To był szyfr używany przez Wdowy, by żadna inna wiedźma czy istota nadnaturalna go nie zrozumiała. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, bo mama mówiła, że to notatki po jej przyjaciółce, ale nic nie mówiła, co miała wspólnego z Wdowami...
Szyfru używały, gdy się ze sobą porozumiewały. Był to jedynie zapis graficzny każdej z liter. Do tworzenia słów łączyły się one ze sobą. Nie miałam żadnego pojęcia, co powinnam zrobić. Pamiętałam kilka liter, które udało mi się rozszyfrować, ale nie wszystkie. Z tego co pamiętałam, to ten zapis czytało się, idąc przy tym od dołu. Wiedziałam jedno...
Żeby jakkolwiek móc to rozszyfrować, potrzebowałam, po pierwsze, kartki i długopisu, a po drugie, przypomnieć sobie, jak wyglądały poszczególne litery. Zaznaczyłam sobie stronę wkładając między nie drugi zeszyt. Wstałam z podłogi, ruszyłam do gabinetu Gavina, gdzie zapukałam do drzwi, żeby nie przeszkadzać nagłym wtargnięciem, podczas omawiania jakiegoś planu, w który potem chłopak miał mnie wprowadzić. Szybko zgarnęłam kilka kartek z ryzy papieru do drukarki, po czym wróciłam do salonu, gdzie z mojej torebki wyjęłam długopis.
Zajęłam miejsce przy stoliku, próbując sobie przypomnieć wszystkie znaki graficzne tego szyfru, przez co zostałam niemal zmuszona do tego, żeby wrócić pamięcią do niezbyt miłej sfery mojego życia. Zamknęłam oczy, żeby łatwiej to zobrazować, a przy tym pokręciłam kilka razy długopisem między palcami, by następnie zacząć kreślić coś na papierze. Gdy miałam już wszystkie znaki, ponownie złapałam za dziennik. Przerysowałam z dużą precyzją pierwszy znak, znajdujący się na samym dole, po czym zaczęłam go rozkładać na części pierwsze.
Po może dwóch godzinach miałam pierwsze zdanie, bo jednak rozszyfrowywanie tego, gdy kilku liter mi brakowało, a do tego niektóre wyglądały identycznie – „S" i „B" – nie należało do najprostszych.
— „Wiedźma jest wiedźmą, gdy posiada fatum i obrońcę." — Przeczytałam pod nosem, unosząc wzrok na notatnik.
„Fatum", coś co każda wiedźma miała od dnia urodzenia. „Obrońca" mógł oznaczać chowańca, jednak nie byłam co do tego pewna. Zagryzłam dolną wargę, kiedy Zaczęłam spisywać kolejne znaki. Nie wiedziałam, co może kryć się pod kolejnymi zapisami graficznymi, dlatego powoli je tłumaczyłam przez większość dnia, aż nie zauważyłam nawet momentu, w którym zaczęły mi się zamykać powieki. Przed zaśnięciem uratowało mnie włączenie sobie muzyki na słuchawkach, jednak i to nie poskutkowało na długo, bo w końcu, dosłownie, padłam na blat i moje rozpiski.
Gavin
Około dwudziestej pierwszej wyszedłem z gabinetu w towarzystwie wszystkich. Nadal rozmawialiśmy o najświeższych planach, w których zamierzaliśmy pojeździć po mieście, bo może Bella jeszcze by sobie coś ważnego przypomniała, o czym dzisiaj nie wspomniała. Wyszliśmy zza rogu, a ja od razu chciałem zwrócić się do mojej żony.
— Be... — Zaciąłem się, widząc, że leżała na blacie za słuchawkami na uszach.
Uśmiechnąłem się lekko, jednak nie ja jedyny. Jej rodzice także. Gray również. Uparta jak osioł. Dalej rozszyfrowywała te notatniki, czego dowodził jej włączony laptop, którego ekran musiał się wygasić. Na podłodze znajdowało się kilka porozrzucanych kartek, na których zasnęła Lapis.
— Powiem jej o tych planach rano. Teraz to trzeba ją zanieść do łóżka, bo jej kręgosłup nie wytrzyma od takiej pozycji. — Zauważyłam, po czym do niej podszedłem.
Kucnąłem przy niej, po czym, jak najdelikatniej umiałem i by jej nie obudzić, zdjąłem jej z uszu słuchawki z głośno lecącą muzyką. Zatrzymałem się na moment, słysząc tekst piosenki:
~I love you
I have loved you all along
And I miss you
Been far away for far too long
I keep dreaming you'll be with me and you'll never go
Stop breathing if
I don't see you anymore ~
Pokręciłem lekko głową, a za sobą usłyszałem, jak Harry się lekko zaśmiał.
— Serio? Nawet muzyka, której słucha musi mi wypominać, że ostatni miesiąc całkiem zjebałem? — Wyszeptałem sam do siebie.
— Nie tylko ty, Gavin. — Odezwała się pani Minerva.
— Wszyscy przegięliśmy. — Dodał tata. — Nie jesteś w tym sam.
Przytaknąłem, po czym odłożyłem słuchawki, zawieszając je na ekranie laptopa. Po chwili bardziej zbliżyłem się do Belli, by następnie wziąć ją na ręce.
— Zaniosę ją do łóżka. Za moment wrócę. — Wyszeptałem, a oni mnie przepuścili, żebym mógł wejść z dziewczyną na piętro.
Pchnąłem uchylone przez cały dzień drzwi do naszej sypialni, po czym wszedłem do środka, gdzie w kolejnej chwili posadziłem dziewczynę na jej stronie posłania. Powoli położyłem jej głowę na poduszce, a ona cicho mruknęła pod nosem, na co ponownie się uśmiechnęłam. Zdjąłem z jej stóp ciepłe buty i się wyprostowałem. Przebieranie jej moment może mi zająć, więc najpierw postanowiłem pożegnać wszystkich na dzisiaj.
Ruszyłem z powrotem piętro niżej, gdzie zamierzałem posprzątać, jednak zobaczyłem, że ktoś to chyba zrobił za mnie, bo na podłodze nie walały się już żadne papiery, a Lapis do mnie podeszła, otarła się o nogę, po czym ruszyła sama z siebie na górę. Spojrzałem na matkę mojej żony, jak przyglądała się uważnie czemuś w dzienniku i przerzucała wzrok na kartkę.
— Co to jest? — Spytałem, kiedy podszedłem bliżej i zobaczyłem jakieś podejrzane znaki.
Kobieta pokręciła głową.
— Nie mam zielonego pojęcia, ale Bella chyba ma, bo próbowała to rozszyfrować. A przynajmniej to wnioskuję, widząc te zapisane w całości jakimiś znakami kartki. — Powiedziała, próbując chyba coś wskórać z zapisków Belli, jednak po chwili się poddała i opuściła kartki.
— Bella ma mega ładny charakter pisma. — Rzuciła nagle Gwen, jednak jakoś niespecjalnie się na tym skupiliśmy.
Bardziej zaciekawiła nas kartka, którą jako kolejną podniosła pani Minerva.
— „Wiedźma jest wiedźmą, gdy posiada fatum i obrońcę. Demon jest zły, Anioł dobry..." — Przeczytała na głos, jednak pod koniec zmarszczyła brwi. — Jutro trzeba zapytać Belli, o co z tym wszystkim chodzi, bo ja kompletnie nic nie rozumiem.
(Takie zobrazowanie, jak wygląda ten cały szyfr. Odpowiadając: tak, stworzyłam go sama)
Przytaknąłem. Po kilku sekundach pani Minerva otworzyła kilka portali, przez które wszyscy przeszli. Zostałem sam, z nadal lecącą muzyką ze słuchawek, dlatego podszedłem do laptopa, zabrałem słuchawki i zamknąłem urządzenie, dzięki czemu nastąpiła cisza. Odetchnąłem, a przy tym spojrzałem na notatki Belli. Nie wiedziałem, co to mogło oznaczać, jednak miałem nadzieję, że mi wszystko rano wytłumaczy. Tak samo, jak ja muszę ją wprowadzić w cały plan.
Wziąłem do ręki kartkę z napisanym zdaniem i kilkoma znakami pod nimi, czytając całe zdania pod nosem. W pewnym momencie wyciągnąłem z tego zdania kilka słów, które dla mnie w jakimś stopniu były kluczowe.
— „Wiedźma"... „Fatum"... „Obrońca"... „Demon" i „Anioł"... — Zmarszczyłem brwi.
Miałem dziwne wrażenie, jakby Belli udało się coś odkryć, jednak nie miałem chwilowo jak się dowiedzieć, co ona myślała o tym wszystkim. Podkreśliłem te słowa, po czym napisałem nieco niżej: „Związek?". Sam w sumie nie wiedziałem, co próbowałem odkryć, ale postanowiłem nieco pomóc Belli w rozszyfrowywaniu tego wszystkiego, co znalazło się w dzienniku.
Tak, cóż...
Tworzenie szyfru jest bardzo ciekawym zajęciem, ale potem pozostaje kwestia tego, że jakoś muszę go opisać...
Hehe, mam nadzieję, że mi wyszło, dajcie znać.
A teraz...
No więc tak...
Dawno tego nie pisałam, dlatego...
*strzela palcami*
Dajcie znać, jak wam się podobał rozdział i do następnego!
A tu macie ode mnie jeszcze piosenkę, przy której pisałam sam koniec(Tak, z niej jest fragment):
https://youtu.be/PHUL9w5-EVM
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro