Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24 - "Urodziny i nieproszony gość"

Ta...

W końcu skończyłam ten...
NAJDŁUŻSZY W HISTORII TEJ HISTORII
Rozdział XD
On ma ponad 10k
Pobiłam swój dotychczasowy rekord, także przyszły tydzień biorę urlopXD
Pod rozdziałem dodatkowa niespodzianka w postaci nowych kart postaci, a także zmieniona karta postaci z Bellą, bo... A zresztą, dowiecie się z rozdziału...
Miłej lektury!



Gdy się obudziłam, Gavina nie było w łóżku. Podniosłam się powoli i rozejrzałam po pomieszczeniu. Jego część łóżka wyglądała na poprawioną, więc pewnie musiał już wstać. Ostatnimi czasy Gavin zaczął się zachowywać jeszcze dziwniej. Dużo więcej rzeczy ukrywał, niejednokrotnie wyjeżdżał na weekend, a tym samym jego obietnice, że będzie ze mną spędzał więcej czasu poszły w zapomnienie. Gdy go nie widywałam w domu, odwiedzał mnie Harry i jego dziewczyna, która stała się moją partnerką do rozmów i zakupów - zaprzyjaźniłyśmy się pomimo tylko dwu tygodniowej znajomości. Miałyśmy ze sobą dużo wspólnego i przez to się do siebie zbliżyłyśmy, ale jednak nie tego najbardziej oczekiwałam.

Jutro miałam urodziny, ale Gavin chyba o tym całkowicie zapomniał, czego dowodził jego pracoholizm w ciągu kilku ostatnich dni. Mało co dawał mi swojej uwagi, a przez to miałam wrażenie, jakbyśmy się od siebie odsuwali. Położyłam dłoń na mojej klatce piersiowej w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce. Nieco mnie bolało. To kwestia naszej przysięgi małżeńskiej ze świata magii. Gavin też powinien był to czuć.

Wstałam z posłania, które od razu poprawiłam, po czym szybko się przebrałam w rurki, koszulkę za krótki rękaw i luźny sweter, który podciągnęłam do łokci. Włosy związałam w niechlujnego koka. Nie miałam ochoty się dzisiaj z nimi użerać, dlatego w głównej mierze to robiłam. Westchnęłam, po czym wciągnęłam na stopy swoje ciepłe buty po domu - coś w stylu kozaczków UGG. Zeszłam piętro niżej, po drodze wkładając dłonie do kieszeni.

- Dzień dobry. - Usłyszałam, dlatego podniosłam wzrok.

Zobaczyłam Gavina, który właśnie wstawał z krzesła przy wyspie kuchennej. Podszedł do mnie, by w kolejnej chwili dać mi całusa w usta na powitanie. Przyglądałam mu się zaskoczona, czym sprawiłam, że nieco się zaśmiał.

- Przepraszam, że ostatnio nie miałem dla ciebie czasu, ale chciałem tak to wszystko ustawić, żeby mieć dzień wolny przed i w twoje urodziny. - Zaskoczył mnie swoimi słowami.

Zdawałam sobie sprawę, czemu tak dużo pracował, ale ostatecznie zajmował się tym z mojego powodu. Chciał spędzić ze mną czas w moje urodziny. Podeszłam do niego bliżej i się przytuliłam do jego klatki piersiowej. Objął mnie, a przy tym pogłaskał po głowie.

- Zrobiłem śniadanie, jesteś głodna? - Podniosłam na niego wzrok. - Chodź. - Podprowadził mnie do wyspy kuchennej, po czym zaczął nakładać na talerz śniadanie w postaci jajecznicy.

- Co to się stało, że zrobiłeś śniadanie? - Spytałam, kiedy podał mi sztućce.

- Jutro masz urodziny, a ty się zawsze wszystkim zajmujesz, więc pomyślałem, że cię z tego wszystkiego odciążę dzisiaj i jutro. Skoro i tak nie chciałaś, żebym ci cokolwiek kupował, to przynajmniej mogę zrobić tyle. - Powiedział, a przez jego słowa zrobiło mi się ciepło na sercu. - Okej, powiedz, co dzisiaj jest do zrobienia. - Usiadł obok mnie i oparł się na lewym łokciu.

- Szczerze? - Pokiwał głową. - Prawie nic. Jest tylko pranie do zrobienia i obiad. Wyrobiłam się z większością wczoraj, bo nie chciałam dnia przed urodzinami i w ten dzień spędzać na sprzątaniu całego domu. A, jeszcze chyba podłoga będzie do umycia. - Powiedziałam, patrząc na drewnianą powierzchnię.

- Okej, to nie jest dużo. - Stwierdził. - A może chcesz, żebym coś dla ciebie zrobił? - Zaproponował.

- Podrzucisz mnie do miasta? - Spytałam, czym go zaskoczyłam.

- Zakupy? Mogę zro...

- Nie, nie. - Przerwałam mu. - Robiłam zakupy dwa dni temu, jak wracałam z zajęć na prawo jazdy. Umówiłam się do fryzjera, bo moja grzywka zaczyna mi wchodzić do oczu, jak jest na prosto. I muszę podciąć końcówki, bo są już nieco zniszczone. - Wytłumaczyłam, a on się uśmiechnął i założył mi pojedynczy loczek za ucho.

- Zawiozę cię i kupię ci prezent na jutro. - Już miałam mu coś powiedzieć, ale nie dał mi, ponieważ położył mi palec wskazujący na ustach. - I nie kłóć się ze mną. Co będzie ze mnie za mąż, jeśli nie kupię własnej żonie prezentu na urodziny? - Parsknęłam śmiechem.

Z dwóch powodów. Jego słów teraz i kłamstw, którymi mnie karmił już od prawie trzech miesięcy. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu pokiwałam głową i wróciłam do jedzenia. Chłopak w tym czasie zabrał się za sprzątanie bałaganu, który powstał po jego gotowaniu. Wszystko powoli zmył, tak samo, jak mój talerz, gdy już skończyłam jeść. Po tym wstałam od blatu i pobiegłam na piętro, żeby zabrać swój telefon, którego wcześniej nie wzięłam. Wróciłam na dół, gdzie chwilowo nie zastałam Gavina, ale słyszałam, jak rozmawiał z kimś w gabinecie. Zagryzłam lekko dolną wargę, by w kolejnej chwili podejść do powłoki. Mówił dość głośno, ale nie chciałam się spóźnić do fryzjera, dlatego włączyłam na telefonie dyktafon i zostawiłam urządzenie na schodach niedaleko drzwi.

Przeszłam przez salon, aby wejść do przedsionku i zdjąć moje ciepłe buty po domu. Wciągnęłam swoje kozaki pod kolana, które nadal były dobre i wytrzymały od zeszłego roku. W momencie, kiedy zarzucałam na plecy swój płaszcz, z gabinetu wyszedł Gavin.

- Coś się stało? - Spytałam, wchodząc do salonu.

- Nic takiego. - Odpowiedział, odwracając wzrok, a przy tym zauważył mój telefon, który leżał na schodach.

Przełknęłam ślinę, gdy wziął go do ręki.

- Przykleję ci ten telefon do tyłka, jak go będziesz tak zostawiać w randomowych miejscach. - Powiedział, po czym do mnie podszedł i mi podał.

- Mój telefon. - Zauważyłam, zabierając moją komórkę.

- Jak go zgubisz to będzie problem, więc noś go naprawdę przy sobie. - Poprosił, na co pokiwałam głową. - Ubiorę się i jedziemy. - powiedział, po czym mnie minął i wszedł do przedsionku.

Odetchnęłam z ulgą, gdy nieco się oddalił, dlatego, nadal nieco na niego spoglądając, wyłączyłam dyktafon. Przesłucham to, gdy będę wracała do domu. Dam Gavinowi kod do paczki, którą miałam do odebrania. Postanowiłam kupić sobie laptopa, aby w łatwiejszy sposób notować informacje, jakie znalazłam w dziennikach mamy. W ten sposób przynajmniej nic nie zgubię.

Wyszliśmy z mieszkania, którego zamki zakręcił Gavin. Już po chwili oboje znaleźliśmy się w samochodzie, gdzie podałam chłopakowi adres, pod którym znajdował się salon.

- Gavin, mam do ciebie prośbę. - Zwróciłam jego uwagę, gdy wyjechaliśmy ze ścieżki prowadzącej do naszego domu. - Mam paczkę do odebrania. Mógłbyś...

- Odbierzemy, jak będziemy...

- Nie będę ci kazała na mnie czekać. Stwierdziłeś, że chcesz się dzisiaj wszystkim zająć za mnie, więc możesz wrócić do domu i się ze wszystkim wyrobić, żebyśmy wieczorem mieli wolne. Moglibyśmy zrobić sobie wieczorek filmowy. - Powiedziałam, na co pokiwał głową. - Nic mi się nie stanie, jak wrócę taksówką. - Zauważyłam, szukając kodu na pocztę.

- No dobra. - Odpowiedział. - Ale masz dać znać, gdy będziesz wychodziła z salonu. - Dał mi ultimatum.

- Masz to jak w banku. - Oparłam się łokciem o miejsce przy szybie.

Przez większość czasu rozmawiałam z chłopakiem o jutrze. Proponował, żeby urządzić małe przyjęcie dla najbliższych osób. Nie lubiłam świętować swoich urodzin. W tym roku tym bardziej, bo nie było tu jednej osoby, która przez ostatnie lata cały czas towarzyszyła mi w tym dniu - brakowało Enigmy. Z drugiej strony miałam przy sobie Gavina, jego ojca, chłopaków, Gwen, rodziców i Graya, nawet Uorę - którzy nie obchodzili ich ze mną od wielu lat.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze spędzę z nimi ten dzień. Myślałam, że zostałam tego pozbawiona około dziewięć lat temu, a tymczasem ponownie się przy mnie znaleźli.

Z mojego chwilowego zamyślenia wybił mnie fakt, że samochód się zatrzymał. Dałam chłopakowi całusa w policzek, jednak on miał nieco inny plan. Złapał za mój kark i przyciągnął do swoich ust. Cicho jęknęłam, kiedy jego język wkradł się do mojej buzi. Po chwili oparł się czołem o moje. Miałam przy tym lekko przyśpieszony oddech. Przyglądałam się uważnie błękitnym tęczówkom Gavina, który się szeroko uśmiechał, a przy tym zakręcił sobie pojedynczy loczek wychodzący z mojej fryzury na swoim jednym palcu.

- Mam nadzieję, że poznam później własną żonę. - Rzucił luźno, po czym ponownie ucałował moje wargi i odblokował drzwi, żebym mogła wysiąść.

- Wysłałam ci kod do poczty. - Pokiwał głową.

Po chwili wysiadłam z pojazdu, a chłopak wrzucił kierunkowskaz, żeby wyjechać z parkingu na wstecznym. Pomachałam mu jeszcze, po czym weszłam do salonu i zgłosiłam się przy ladzie, że wczoraj się umawiałam. Nim kobieta za blatem zdążyła zajrzeć w kalendarz, doszedł mnie znajomy głos:

- Bella?

Odwróciłam się w kierunku tej osoby, dzięki czemu zobaczyłam naprawdę wysoką dziewczynę o porcelanowej skórze, z czarnymi, długimi do pasa włosami i brązowymi oczami. Uśmiechnęła się szeroko i poprawiła swój roboczy fartuch.

- Nina? - Odezwałam się zaskoczona.

- Zajmę się nią. - Powiedziała do dziewczyny za ladą, która pokiwała głową. - Zapraszam na mój fotel. - Wskazała na niego, a już w kolejnej chwili szłam za nią.

Usiadłam na czarnym skórzanym fotelu, na którym rozpuściłam włosy. Dziewczyna za to zabrała się za przygotowania wszystkiego.

- Od dawna cię nie widziałam. Tym bardziej bez soczewek, droga pani wiedźmo. - Wyszeptała mi przy uchu.

- Nie jestem już wiedźmą, droga pani wampirzyco. - Odpowiedziałam równie cicho, czym ją mocno zaskoczyłam.

Z Niną znałam się od czasów szkolnych. Była trzecią dziewczyną w naszej trzyosobowej grupce, która powstała po moim dojściu do klasy - ja, Rochelle i Nina. Początkowo kompletnie się nie znałyśmy, na korytarzach się unikałyśmy jak ognia, ale to głównie kwestia faktu, że pochodziłyśmy z różnych gatunków. Zagadałyśmy do siebie pewnego wieczora, kiedy nakryłam ją, jak zabijała gryzonie w sali biologicznej, gdy musiałam zostać za karę . Uspokajałam ją, że nikt się nie dowie o jej tajemnicy, a żeby w to bardziej uwierzyła, sama się przed nią ujawniłam. Wiedziałam, że to nie zbyt mądre posunięcie, ale jakoś musiałam ją do siebie przekonać.

Od tamtego momentu się mnie trzymała, ja jej przedstawiłam Rochelle. Miałyśmy nawet plany, aby zamieszkać razem we trójkę, ale nie wypaliło. Nina się wyprowadziła poza miasto w ostatni semestr przed zakończeniem czwartej klasy.

- Co tam u Rochelle? - Spytała, lekko się krzywiąc.

Średnio się z nią dogadywała, a przez to rozpoczynały się między nimi wieczne kłótnie, które musiałam zatrzymywać, zanim by się zabiły nawzajem.

- Rozdzieliłyśmy się. - Powiedziałam krótko, czym ją wyraźnie zaskoczyłam. - Długa historia. Głównie przez to straciłam moce, bo okazało się, że Rochelle to też wiedźma...

- Czekaj momencik... Ona też? - Spytała, rozczesując jednocześnie moje włosy.

- W skrócie. Gonił mnie morderca, Rochelle okazała się wiedźmą, weszłam w związek romantyczny z łowcą, za którego wyszłam za mąż trzy miesiące temu... Nie pytaj, to jeszcze dłuższa historia... - Pokazałam jej dłoń, aby nie pytała, gdy uchyliła usta. - Wracając. Dowiedziałam się, że moi rodzice przeżyli atak na Magiczne Salem, wyciągnęłam ich z więzienia łowców znajdującego się niedaleko normalnego Salem. W dniu tamtej akcji dowiedziałam się, kim tak naprawdę była Rochelle. Była Wdową i to jej matka jest odpowiedzialna za atak łowców z tamtego dnia. Nie umiałam w to uwierzyć, walczyłam z nią i straciłam moc, kiedy chciałam ją zniszczyć ilością swojej energii. Potem się okazało, że jednak żyje i chce mi zatruć życie. - Wytłumaczyłam pokrótce, a ona pod sam koniec się zaśmiała.

- Okej, miałaś ciekawsze przygody, niż ja przez ostatnie kilka lat. Mnie co najwyżej rzuciło dwóch facetów, bo załączyły mi się wampirze żądze i uciekali, jakby ich stado wilków goniło. - Powiedziała nieco ciszej.

- Serce ci nie wyrosło? - Zaśmiałam się.

- Pierwsze randki. Raczej się w nich nie zakochałam, żeby mi miało serce wyrosnąć. Nadal się normalnie starzeję. Tak szybko się nie zakochuję. - Powiedziała, łapiąc końcówki moich włosów. - Nie wiem, kto ci podcinał końcówki, ale są tak krzywe jakby to ktoś obcinał wisząc głową w dół. - Stwierdziła, na co się cicho zaśmiałam.

- Sama je obcinałam. - Odwróciła wzrok. - Nie mam ręki do tego typu rzeczy, ale jak prostowałam włosy, to nie było tego aż tak widać albo ja mam jakąś krzywą percepcję. Gavin nic nie mówił, chłopaki też nie, a mieszkałam z nimi przez dobre cztery miechy. Chyba że włosy mi się pokruszyły, bo się nieco zniszczyły. Ostatnio średnio o nie dbałam, bo jednak jak się mieszka we dwójkę w dość sporawym domu jednorodzinnym, to są inne rzeczy, niż martwienie się tym. - Zauważyłam, a Nina się zaśmiała.

- Okej, naprawdę się sporo u ciebie wydarzyło. Zdecydowanie muszę cię jakoś wyciągnąć na kawę i pogadać. A, i muszę cię poznać z moją współlokatorką. Polubisz ją, ma podobny charakter do naszego. Jest dwa lata młodsza, ale jest spoko. - Dodała.

- Będziesz mi musiała dać swój numer, bo jednak wątpię, że nadal masz ten sam. Odezwałabyś się wtedy. - Zaśmiała się.

- Dobra, pytanie, co byś chciała? - Przeczesała moje włosy palcami. - Klasycznie na ciebie, czyli nuda i prostota, czytaj twoja słynna grzywka na prawą stronę i włosy nieco za ramiona czy może coś nowego, bo mam pomysł, ale musiałabyś się zgodzić na keratynowe prostowanie. Po znajomości dostaniesz ode mnie zniżkę. - Uśmiechnęła się szeroko.

- Coś nowego, mówisz? - Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

Cały czas widziałam starą siebie, która żyła przeszłością. Praktycznie w ogóle nie zmieniałam nic w swoim wyglądzie - tylko podcinałam włosy. Moje oczy i tak już się nie wyróżniały na tle całości. Teraz barwiły się już prawie na zwykłą, głęboką zieleń, gdzieniegdzie dało się zauważyć te jaskrawo żółte przebłyski, ale trzeba było się już mocniej przyjrzeć.

Od kiedy ostatnim razem się zaświeciły, pojawiła się u mnie znikoma nadzieja, że odzyskam moce, ale nic z tego. Nie ważne, jak bardzo mama starała się coś odkryć, przeszukiwała księgi swoje, Evanory, Pani North, kilkunastu znanych przez siebie wiedźm z Rady, nawet próbowała otworzyć ponownie portal do Magicznego Salem, aby przeszukać bibliotekę w mieście, niczego nie znalazła odnośnie tych odchyłów, gdy momentalnie wraca mi moja moc.

- Może iść w to nowe? - Widocznie ją zaskoczyłam swoją odpowiedzią. - Nie jestem już wiedźmą...

Poczułam lekkie ukłucie w sercu, gdy powiedziałam to na głos. Miałam przez to krótkie wrażenie, jakby coś próbowało się wyrwać z mojego ciała, ale jednocześnie wiedziałam, że to nie było możliwe.

- Straciłam moce, Enigmę, jakąś część siebie, od kiedy moje emocje są jak u zwykłego człowieka. Mam męża i tak dalej... - Zauważyłam, szepcząc sobie pod nosem, co Nina oczywiście słyszała. - Chyba pora na kolejną zmianę... - Powiedziałam, a przy tym zauważyłam, że smutno się do mnie uśmiechnęła.

- Mąż...

- Gavin. - Rzuciłam.

- A więc, Gavin cię nie pozna. - Zaśmiała się. - Chodź, najpierw je umyjemy.

Wstałam z fotela, po czym podeszłam do stanowiska, przy którym stanęła Nina.

- A u ciebie, Nina? Poza tamtą dwójką facetów, coś się stało? - Zaśmiała się, mocząc moje włosy.

- Tak szczerze powiedziawszy, to chyba nic ciekawego. Wyprowadziłam się, podróżowałam to tu, to tam, spotkałam tamtą dwójkę, skończyłam kilkanaście kursów fryzjerskich i wróciłam na „stare śmieci". Widzisz? Nic ciekawego. - Skróciła, wzruszając przy tym ramionami. - Właśnie, z tego, co pamiętam, to ty jutro masz urodziny.

- No mam. - Potwierdziłam.

- Wątpię, że jutro byś miała czas, aby się spotkać. - Stwierdziła, wmasowując szampon w moje włosy.

- Gavin chce mi urządzić przyjęcie urodzinowe, sprosić najbliższą rodzinę, przyjaciół. Pewnie w którymś momencie będzie chciał się mnie pozbyć z domu, żeby zrobić mi nie wiadomo jaką niespodziankę, choć doskonale wie, jak bardzo ich nienawidzę. - Wyżaliłam się, gdy zaczęła spłukiwać wszystko z moich włosów, by następnie nałożyć odżywkę, ponownie zmyć substancję i osuszyć w końcu moje włosy.

- Powiem ci tylko tyle. Masz kochanego męża. - Rzuciła, na co ponownie pokiwałam głową.

- Tak... - Uśmiechnęłam się, kiedy wróciły mi wszystkie wspomnienia, jak przebiegał nasz związek. - Jest najlepszy...

Posmutniałam nagle, gdy przypomniało mi się, że zostałam całkowicie wykluczona ze sprawy, która mnie dotyczyła i że wszystko było przede mną zatajane. Westchnęłam lekko, kiedy ponownie znalazłam się na fotelu.

- Co jest? - Spytała zmartwiona moją naglą zmianą humoru.

Przy tym ponownie rozczesywała moje włosy, by w kolejnej chwili złapać za nożyczki i mały grzebień. Pokręciłam delikatnie głową, a ona kucnęła, żeby przyciąć moje włosy z tyłu do równej długości.

- Chodzi o sprawę z Rochelle. Niby mnie dotyczy, a przez fakt, że straciłam moce, zostałam całkowicie odsunięta od tej sprawy i jestem karmiona kłamstwami na każdym kroku. Jesteś chyba jedyną osobą, której mogłabym się z tego wygadać, bo nawet Gavin, a nawet mój młodszy brat mnie okłamuje. Kompletnie nic nie wiem, co się dzieje. Jedyne co wiem, to tyle, ile uda mi się podsłuchać pod drzwiami, gdy Gavin rozmawia przez telefon. - Wyznałam, kiedy stanęła nieco przede mną, żeby nieco włosów zaczesać do przodu i stworzyć mi nową grzywkę.

- To okropne. To cię przecież dotyczy, i to właśnie ty powinnaś być w to najbardziej wtajemniczona. Co oni w ogóle mają w głowach, że całkiem cię od tego odsunęli? W głównej mierze to są twoje porachunki z tamtą suką, co sobie nigdy miejsca nie umiała znaleźć i czepiała się mnie o wszystko. - Przymknęłam oczy, kiedy przycinała mi stronki z przodu. - Nie rozumiem, jak ty możesz w ogóle być taka spokojna. Ja bym już wybuchnęła pięć razy, a kolejne pięć bym płakała, bo bym nie mogła opanować emocji. Przecież to jest masakryczna sytuacja. - Zauważyła, a ja spuściłam wzrok.

- Wiem, ale nie mogę im wyskoczyć z oskarżeniami, bo ponownie zaczną kłamać, że coś mi się ubzdurało. Mogę tylko czekać na odpowiednią chwilę, żeby im to wszystko wygarnąć tak, żeby nie mieli żadnego argumentu, którym spalili by moją mowę. - Odwróciła nieco moją głowę w lewą stronę.

- Masz masakryczną sytuację. - Dodała, a przy tym wzięła suszarkę.

- Ta...

Gavin

Wszedłem do domu, gdzie spotkał mnie widok wszystkich. Zamrugałem kilkukrotnie, nie wiedząc, jak powinienem zareagować. Dzisiaj miałem spędzić czas z Bellą, bo jednak jutro jej urodziny, a nie chciałbym, żeby ponownie myślała, że mam ją gdzieś, jak przez ostatni czas. Przełknąłem ślinę.

- Co wy tu robicie? - Spytałem, zostawiając paczkę Belli przy szafce, po czym zacząłem zdejmować kurtkę.

- Znaleźliśmy Rochelle... - Powiedział prosto z mostu tata, na którego niemal natychmiast spojrzałem z szeroko uchylonymi powiekami.

- Co? - Dopytałem, nie dowierzając.

- Wysłałem kilkoro naszych. Minerva dodała nam wsparcia, wysyłając kilka wiedźm, aby lepiej bronić naszych. Możliwe, że jesteśmy coraz bliżej, aby ją zatrzymać i się jej pozbyć, dlatego pomyśleliśmy, że powinniśmy wprowadzić Bellę we wszystko. Najwyższa pora, aby się o wszystkim dowiedziała. - Wytłumaczył, na co uchyliłem lekko wargi.

- Belli nie ma w domu. Zawiozłem ją do fryzjera, nie wiem, o której wróci. - Wzruszyłem delikatnie ramionami, a przy tym sięgnąłem do paczki, którą postanowiłem zanieść jej na górę, aby nie plątała się pod nogami. - A ja mam kilka rzeczy do zrobienia...

Wszyscy ruszyli za mną wzrokiem, gdy przeszedłem korytarzem, aby wbiec po schodach na piętro. Oni poszli za mną, a przy tym wkroczyli do sypialni, gdzie wpierw poprawiłem łóżko.

- Kilka rzeczy do zrobienia? - Dopytał Harry.

- Bella ma jutro urodziny, a nie będę jej kazał zajmować się całym domem samej, bo się zarobi. Dzisiaj i jutro zajmuję się wszystkim za nią. - Wszedłem do garderoby, gdzie pozbierałem kilka porozrzucanych części garderoby, które zabrałem do łazienki.

- Czyli to znaczy, że gotowaniem też? - Spytał Bryce, który próbował się nie roześmiać.

Musiała go bawić sytuacja, że widział mnie jako „dwudniową gospodynię domową". Naprawdę musiałem się powstrzymywać, aby do niego nie podejść i nie trzasnąć mu przez łeb.

- Nie przypominaj mi nawet. Jak niczego nie spalę w kuchni, to to będzie cud. - Powiedziałem, ustawiając odpowiedni program na pralce.

- Może ci pomóc, Gavin? - Zapytała matka Belli, jednak pokręciłem głową, lekko się przy tym śmiejąc.

- Nie trzeba. Od dwudziestego roku życia sam się zajmowałem większością obowiązków domowych samemu, bo się wyprowadziłem od taty, więc raczej wielkim wyzwaniem to wszystko nie będzie. - Włożyłem ręce do kieszeni, a przy tym wyszedłem z pomieszczenia. - A co do powiedzenia o wszystkim Belli. Zróbmy to dopiero jutro, żeby nie psuć jej humoru zaraz przed urodzinami.

- Dobry plan. Jutro kończy dwadzieścia trzy lata, więc może oszczędźmy jej denerwowania się przed pierwszym takim dniem po prawie dziesięcioletniej nieobecności w jej życiu. - Zauważył Pan Matthew.

- Pomińmy fakt, że ją jest naprawdę trudno zdenerwować. - Dorzucił Bryce, którego Ryan pchnął w ramię. - No co, taka prawda. Od kiedy ją poznałem ani razu nie widziałem jej wkurzonej... Poza epizodami podczas jej okresu, ale tego nie zaliczam, bo wtedy to ją wszystko wkurwiało...

Zaśmiałem się, po czym ruszyłem piętro niżej, pisząc przy tym wiadomość do Belli na co by miała ochotę, jeśli chodziło o obiad, bo kompletnie nic mi nie przychodziło do głowy. Szybko dostałem wiadomość w postaci dwóch słów:

Zaskocz mnie"

Uśmiechnąłem się półgębkiem, kiedy wysłała mi zdjęcie z salonu. Była na nim ona, a przy tym miała rozwiane przez suszarkę włosy. Wygasiłem ekran, by po chwili podejść do kuchni, gdzie oparłem się o blat i złapałem za głowę, zastanawiając się, co mógłbym przygotować dla Belli, aby w ogóle ją to zaskoczyło.

- Nadmierne zastanowienie równa się bodajże temu, że nie masz bladego pojęcia co ugotować dla Belli, prawda? - Spytała Pani Minerva.

- Napisałem do niej, co by chciała, ale napisała mi tylko, żebym ją zaskoczył, co jest oczywiście w jej przypadku praktycznie niemożliwe, bo takie prawdziwe zaskoczenie u niej widziałem tylko raz, gdy się jej oświadczyłem. - Rozśmieszyłem wszystkich swoimi słowami.

W tym także rodzeństwo Valentiny. W tym momencie do głowy wróciła mi pogawędka z Bellą rano, a tym samym przypomniałem sobie o tym, że do umycia była jeszcze podłoga.

- Jeszcze zanim gotowanie, to podłoga do umycia. - Ruszyłem do łazienki na korytarzu, zaraz naprzeciwko mojego gabinetu.

- Mam chyba pomysł, co mógłbyś zrobić dla Belli. - Zatrzymałem się i spojrzałem na matkę mojej żony. - Oczywiście musiałabym ci pomóc. Jej ulubione jedzenie z czasów, kiedy była mała i mieszkaliśmy jeszcze w Magicznym Salem. - Założyła ręce na piersi.

- Jasne, ale momencik. - Pokiwała głową.

Ja w tym czasie wszedłem do pomieszczenia, gdzie szybko znalazłem mopa.

- Robiąc to wszystko masz nadzieję, że się na ciebie nie zdenerwuje, gdy o wszystkim się dowie? - Odwróciłem się, dzięki czemu zobaczyłem Harrego.

Opierał się o futrynę, a przy tym miał założone ręce na piersi. Patrzył na mnie nieco srogim wzrokiem, przez co przeszedł mnie nieco dreszcz.

- Znasz ją najlepiej, powinieneś wiedzieć, że to cię nie usprawiedliwi po trzech miesiącach kłamstw. - Opuścił głowę. - Naprawdę miałem nadzieję, że wtedy jej to powiedziałeś. Że wolisz przed nią nie mieć żadnych tajemnic, ale chyba się pomyliłem. - Po swoim krótkim wywodzie wyszedł z pomieszczenia, a ja opuściłem wzrok.

Miał rację. Powinienem był powiedzieć o wszystkim Belli. W końcu to moja żona, przysięgałem jej uczciwość małżeńską, a te kilka miesięcy temu sam mówiłem, że w naszej grupie nie powinny znajdować się tajemnice.

- Zjebałem na całej linii... - Wymruczałem cicho, po czym wziąłem się za sprzątanie.

Isabelle

- Każesz mu się głowić, co zrobić ci na obiad? - Dopytała, prostując już któryś raz z rzędu moje włosy.

- Niech mnie zaskoczy. - Rzuciłam luźno, a przy tym podrapałam się pod prawym okiem.

- Bella, nie żeby coś, ale ciebie się nie da zaskoczyć. - Zauważyła, a przy tym ponownie przeczesała moje czarne stronki.

- Właśnie dlatego mu to napisałam. Musi się postarać. - Powiedziałam, a ona się lekko uśmiechnęła.

- Co próbujesz tym ugrać? - Wzdrygnęłam się lekko, kiedy o to zapytała. - Bella, no dalej. Znam cię nie od dzisiaj. Widzę, że masz jakiś plan. Nie przeszłabyś obok tego wszystkiego tak obojętnie. - Uśmiechnęła się, lekko ukazując swój prawy kieł.

- Kły ci widać. - Zwróciłam jej uwagę, a ona od razu się ogarnęła i rozejrzała dookoła, czy aby przypadkiem nikt jej nie widział. - Można powiedzieć, że chciałabym coś osiągnąć, ale z drugiej strony, kompletnie nie wiem w sumie co. Nie poczuje mojej frustracji, jaką czułam przez ostatnie trzy miesiące, gdy karmili mnie ciągłymi kłamstwami, nie będzie wiedział, co czuję przez cały czas, gdy tylko widzę, że znowu jest coś przede mną ukrywane. Ani on, ani nikt tego nie zrozumie... - Położyła mi dłoń na ramieniu, aby dodać mi otuchy.

- Wszystko się ułoży, Bella. Jestem tego pewna, bo z tego co mi opowiedziałaś o Gavinie, to jest on naprawdę porządnym facetem. Po prostu się martwi. Nie chcę go bronić, bo jednak nie znam go osobiście i wiem tyle, ile mi powiedziałaś, ale w jakimś małym stopniu go rozumiem. Też bym nie chciała, aby osobie, którą kocham groziło niebezpieczeństwo i robiłabym wszystko, aby tylko ją obronić. - Kiwnęłam głową na jej słowa. - Ale z drugiej strony domyślam się, że takie tajemnice są mocno bolesne, a już tym bardziej, kiedy osobę, która wszystko przed nami ukrywa, kochamy. - Stanęła nieco bardziej przede mną, gdzie złapała moją świeżo obciętą grzywkę, która nie była już na bok, a całkowicie prosto opadała na moje czoło, brwi oraz delikatnie zakrywała moją górną powiekę. - Okej... - Złapała za lakier, a ja odruchowo zamknęłam oczy.

Delikatnie, i to naprawdę delikatnie, spryskała nim moje włosy, by w kolejnej chwili zdjąć ze mnie pelerynę fryzjerską. Poprawiła mi po raz ostatni te stronki, rozdzielając je na trzy części. Dwie przełożyła na przód, a ja w końcu mogłam ich dotknąć i poczuć, jakie są miłe w dotyku.

- Po takiej ilości prostowania, jaką ci dzisiaj zaserwowałam, będziesz musiała je naprawdę mocno odżywić, żeby się nie puszyły i tak dalej. Polecę ci coś, czego ja używam, od kiedy też sobie wyprostowałam włosy w ten sam sposób co ty. - Powiedziała, na co pokiwałam głową i uśmiechnęłam się półgębkiem.

- No tak, przecież miałaś falowane włosy. Wyleciało mi to z głowy, co się raczej mi nie zdarza. - Założyłam ręce na klatce piersiowej.

- Dobra, muszę ci dać ode mnie zniżkę, nazwę dobrej odżywki, mój nowy numer telefonu i musimy się któregoś dnia umówić. - Wyliczyła na palcach, kiedy podeszłyśmy do lady.

Wzięła do ręki swój telefon, na którym dostrzegłam, że włączyła kalkulator. Nigdy nie była orłem jeśli chodziło o liczenie, ale inne rzeczy wychodziły jej świetnie.

- Dobra, ze zniżką ode mnie będzie sześćdziesiąt dolarów. - Podała cenę, a ja wyjęłam z torebki swoją kartę kredytową.

Przyłożyłam przedmiot do czytnika, wpisałam kod, a ona podsunęła mi kartkę, gdzie zapisała mi nazwę odżywki do włosów, a nieco niżej swój numer telefonu.

- Fajnie było cię spotkać po tych wszystkich latach, Bella. Trochę się za tym wszystkim stęskniłam. - Oparła się o blat.

- Jutro niby Gavin mi wyprawia to przyjęcie niespodziankę, dlatego jako moja przyjaciółka cię zapraszam. - Uśmiechnęłam się szeroko, na co mi odpowiedziała tym samym.

Podała mi kartkę, żebym napisała jej adres. Od razu to zrobiłam.

- Jak jedzie się od miasta, to jest skręt po prawej w leśną dróżkę. Obok jest przystanek autobusowy. - Pokiwała głową i schowała skrawek papieru do swojej tylnej kieszeni.

- W takim razie do zobaczenia jutro. I tak mam wolne, więc nie ma żadnego problemu, żebym przyszła. Tylko jeszcze dasz mi znać o której. - Potwierdziłam przytaknięciem.

- To, na razie. - Powiedziałam, łapiąc za klamkę od drzwi wyjścia.

Pomachała mi, nim wyszłam na zewnątrz. Powoli ruszyłam w stronę postoju najbliższego postoju taksówek.

Kompletnie nie spodziewałam się, że zobaczę Ninę. Jeszcze tym bardziej po tych wszystkich latach, gdy nie miałam z nią jakiegokolwiek kontaktu i możliwości widzenia, bo jakby całkowicie zniknęła z powierzchni ziemi. Nawet magią nie mogłam jej namierzyć, choć niejednokrotnie próbowałam. W sumie logicznym wytłumaczeniem na to zjawisko był fakt, że legowisko wszystkich wampirów - a przynajmniej większości, ponieważ identycznie jak wiedźmy, posiadały kilka swoich gniazd - zostało objęte obroną, aby nie dało się go znaleźć. Znajdowało się w Waszyngtonie, ale nikt nie znał jego dokładnego położenia.

Westchnęłam lekko, a przy tym wyjęłam telefon i napisałam do Gavina - tak jak obiecałam - że już wyszłam oraz, że szłam już na postój taksówek. Szybko dostałam od niego odpowiedź zwrotną, mówiącą, że on katuje się przy kuchence, próbując coś dla mnie stworzyć na obiad.

Niemal od razu do głowy wróciły mi słowa Niny, które mówiły, że rozumiała nieco Gavina. Nie umiałam się teraz postawić na jego miejscu. Nie wiedziałam nawet, co nim kierowało, bo jednak myślenie o tym, że uważał mnie za przysłowiowe „piąte koło" nie musiało koniecznie zajmować miejsca prawdy, ale patrząc na to z innej strony, nic innego nie przychodziło mi na myśl. W jakimś stopniu możliwym byłoby, że również bym w podobny sposób postąpiła, ale w końcu nastałaby chwila, kiedy wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokojnie spać po nocach.

Nienawidziłam kłamstwa, bo wiedziałam, że prawda nigdy nikogo nie zgubi, a także, że z nią budował się poziom zaufania. Dotychczas ufałam Gavinowi niezmiernie - powiedziałabym kiedyś, że nawet dałabym sobie magię odebrać - jednak powoli narastały we mnie wątpliwości, czy aby wszystko, co mi kiedykolwiek chłopak mówił, należało do tej części prawdziwej.

Umiałam wyczuć u niego, kiedy kłamał, ale nie ze wszystkim mogłam być stuprocentowo pewna.

Wypuściłam z płuc nadmiar powietrza.

O czym ja myślę, do cholery? Przecież, gdyby Gavin mnie wciąż okłamywał, okazałyby się nieprawdą jego uczucia do mnie. Znałam go wystarczająco dobrze i bym to wyczuła, a on jednak uparcie dążył do naszego związku oraz bronił go w momencie, gdy dowiedział się o mnie prawdy, a ja chciałam zniknąć z ich życia na dobre.

Zatrzymałam się w momencie, gdy znalazłam się na postoju dla taksówek. W tym samym momencie także po moim policzek spłynęła pojedyncza kropla wody, którą od razy starłam. Podniosłam wzrok na niebo, jednak pomimo zachmurzenia, nie zapowiadało się, aby miało padać, a przynajmniej w powietrzu nie dało się tego wyczuć. To mogło oznaczać tylko jedno, dlatego też wyjęłam z kieszeni telefon, w którego ekranie się przejrzałam. W moich oczach zebrało się kilka łez, które bardzo uparcie chciały polecieć, jednak im nie pozwalałam.

Wzięłam kilka głębokich oddechów, oblizałam usta i przymknęłam na ledwie moment powieki. Szybko doszłam do siebie. Jednak udawanie, że wszystko w porządku mam opanowane do perfekcji i nie miałam co do tego wątpliwości. Równie szybko, co wcześniejsze łzy, na mojej twarzy pojawił się mój delikatny uśmiech, którym motałam wszystkich, a także ledwo co przymrużone oczy, mające świadczyć o spokoju mojego ducha.

W ukrywaniu wszelkich zmartwień nie miałam sobie równych. Dziesięć lat praktyki zrobiło swoje, więc nikt nie umiał mnie rozszyfrować.

W tym momencie na parking zajechała taksówka. Przełknęłam lekko ślinę, kiedy wysiadł z niej mężczyzna, na którego wcześniejsze miejsce wsiadłam. Szybko podałam swój adres, a przy tm wyjęłam swoje słuchawki, aby w końcu przesłuchać wcześniejszą rozmowę Gavina.

Oczywiście w tle panowały niemałe szumy, bo jednak przechadzałam się po pomieszczeniu. Między innymi chodziło o jakąś nic nieznaczącą dla mnie sprawę stowarzyszenia. Po tym, gdy doszłam do momentu, jak Gavin się śmieje, że przyczepi mi telefon do tyłka, zakończyłam słuchanie i włączyłam sobie jakąś swoją smętną piosenkę, których miałam trzy pełne playlisty na komórce. Oparłam się głową o szybę i przyglądałam się ludziom kroczącym po chodnikach.

Już sama nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony to wszystko, wiedza, że Gavin i wszyscy mnie okłamywali, mnie przytłaczała, z drugiej pewnie sama bym coś takiego robiła, ale z trzeciej wolałabym wszystko wiedzieć, nie musieć się niczego domyślać i podsłuchiwać pod ścianą jak sześcioletnie dziecko, chcące wiedzieć, co dostanie od Mikołaja na święta. Oni pewnie też chcieliby zostać we wszystko wprowadzonymi, aby nie musieć się niczym bardziej, niż to potrzebne martwić i gotować w sobie wszystko, aż do momentu wybuchu.

Wzięłam głębszy wdech, a przy tym uniosłam wzrok na niebo.

Przydałby mi się ktoś, kto zawsze wiedział więcej ode mnie. Przydałaby mi się teraz Enigma. Ona wiedziałaby, co powinnam począć w takiej sytuacji, a nawet sama by mi pomogła rozwiązać ten chory węzeł gordyjski, którego końca nie widać. Była moim drugim mózgiem i najlepszym podpowiadaczem pomysłów, kiedy nie umiałam kompletnie nic wymyślić. Sama szybciej by doszła do jakiegoś wniosku, niż nawet ja bym zaczęła się nad tym zastanawiać.

Założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na piersi, wsłuchując się w słowa piosenki Nickelback'a.

Przymknęłam powieki na dosłownie moment, w którym przeminęło około pięć piosenek tego zespołu. Gdy ponownie je uchyliłam, samochód podjechał pod mój dom, dlatego wyjęłam kartę, którą przyłożyłam do czytnika. Pożegnałam się, wychodząc z pojazdu, po czym powolnym krokiem ruszyłam do domu, jednak zatrzymałam się jeszcze na moment, kiedy poczułam, jakby ktoś za mną stał. Odwróciłam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. Zaczęłam się rozglądać dookoła, ale ostatecznie delikatnie potrząsnęłam głową i podeszłam do schodów. Wspięłam się po ośmiu stopniach do domu, by w kolejnej chwili otworzyć drzwi za pomocą klucza, bo przynajmniej przypuszczałam, że zamki zostały pozakręcane przez Gavina.

Już miałam się odezwać, że wróciłam, kiedy przerwał mi to śmiech w pomieszczeniu obok. Szerzej uchyliłam powieki, nie wiedząc co przez moment myśleć, jednak uspokoiłam się, gdy usłyszałam Graya.

- Nie mam bladego pojęcia, co lubi Bella. Jak byliśmy młodsi, to uwielbiała czytać stare książki mamy. - Powiedział, czym sprawił, że Gavin się lekko zaśmiał.

- Bella lubi stare rockowe zespoły. - Rzucił, na co się lekko zaśmiałam i wyjęłam słuchawki z uszu, aby wszystko lepiej słyszeć.

- Musimy coś dla niej na jutro zaplanować. - Odezwała się mama.

- Myślałem, żeby zrobić jej małe przyjęcie urodzinowe w otoczeniu najbliższych. Wątpię, że przez ostatnie kilka lat jakkolwiek je świętowała, więc raczej by się ucieszyła, że w końcu może je spędzić z rodziną. - Zaproponował mój mąż, a ja w tm momencie zdjęłam swoją kurtkę, po czym jak najciszej otworzyłam szafę, aby schować do środka wierzchnie ubranie.

- Może poprawimy jej nieco humor, bo ostatnio miała dość słaby. - Zauważył Gray.

- Co masz na myśli? - Dopytał Gavin.

- Nie zauważyłeś, że cały czas chodziła przybita? Miała zły humor, cały czas była zamyślona, małomówna. Praktycznie nie poznawałem swojej siostry. - Wytłumaczył, a ja przy tym zdejmowałam buty i wciągnęłam na stopy te po domu.

- Nie zwróciłem na to uwagi. - Odezwał się z wyraźnym smutkiem.

Postanowiłam to już przerwać, aby jeszcze bardziej nie doprowadzać go do załamania, że kompletnie niczego nie zauważył.

- Jestem! - Zakomunikowałam, a w pomieszczeniu nastała natychmiastowa cisza.

- Poznam własną żonę? - Wychylił się nieco chłopak, a ja wyszłam z przedsionku.

- Jeśli nie, to Nina się spisała i mówiła prawdę, że nikt mnie nie pozna. - Zażartowałam, a przy tym zauważyłam, że wszyscy zaniemówili. - Czyli wyglądam, jak inny człowiek. A przynajmniej tyle wnioskuję po waszych minach. - Założyłam ręce z tyłu.

Podeszłam do Gavina.

- Odebrałeś? - Pokiwał głową.

Dałam mu całusa w policzek, po czym prawie biegiem ruszyłam piętro wyżej, aby w wejść do pomieszczenia. Od razu zobaczyłam pudełko leżące na łóżku, do którego podeszłam i otworzyłam. Ukazał mi się srebrny laptop.

- Nie spodziewałem się, że wrócisz aż w tak zmienionej wersji. - Powiedział Gavin, dlatego zwróciłam na niego wzrok.

Uśmiechnęłam się lekko, a przy tym opuściłam nieco wzrok.

- Potrzebowałam zmiany. - Wytłumaczyłam krótko, a on do mnie podszedł i objął w talii.

- Pasuje ci. - Poprawił mi nieco moją nową, prostą grzywkę, by w kolejnej chwili złożyć na moim czole całusa. - Po co kupowałaś laptopa? - Spytał nagle, a ja spojrzałam na urządzenie, które trzymałam w dłoniach.

- W końcu chyba pora, żebym wzięła się za dzienniki mamy, a w laptopie to będzie łatwiej uporządkować, niż na wolnych kartkach. - Wytłumaczyłam, a on pochylił się w moim kierunku, by w kolejnej sekundzie złożyć na moich ustach pojedynczego całusa.

***

Przeciągnęłam się nie wyspana. Do dobrej pierwszej w nocy próbowałam rozszyfrowywać notatki w dziennikach, których nijak nie rozumiałam. Spałam na brzuchu. Dziwiłam się, że było mi wygodnie w ten sposób. Uniosłam się na łokciach, przetarłam twarz i poprawiłam swoją grzywkę, która w chwili obecnej odstawała w kilku kierunkach. Ziewnęłam, potarłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu, a w tym samym momencie do pokoju wszedł Gavin.

- Cholera, a miałem nadzieję, że zrobię ci niespodziankę. - Powiedział, gdy wszedł do środka z dużym bukietem kwiatów.

Podszedł do mnie, a ja się poprawiłam, aby usiąść poprawnie. Uśmiechnęłam się, a on pochylił w moim kierunku, by kolejno dać mi całusa w usta. Wręczył mi kwiaty, na których widok pocałowałam go po raz drugi.

- Dzisiaj bardziej się postarałem ze śniadaniem, niż wczoraj. - Powiedział, na co się delikatnie zaśmiałam. - Wiem, że nie przepadasz za słodkimi rzeczami na śniadania, ale na urodziny chciałem ci dosłodzić, dwudziestotrzylatko. - Uśmiechnął się nieco złośliwie, a ja zakryłam twarz bukietem.

- Nie przypominaj mi nawet, ile lat kończę. - Zaśmiał się, słysząc brzmienie mojego załamanego głosu.

- Bella, po dwudziestce życie się nie kończy. Ja za dziesięć dni kończę dwadzieścia siedem, więc mi tu nie marudź. - Spojrzałam na niego zza jednego liścia.

- Staruch. - Uśmiechnęłam się triumfalnie, a on szeroko uchylił powieki na to, co wyszło z moich ust.

Oblizał powierzchnię zębów, czego dowodził ruch pod jego wargą, po czym wziął kwiaty, odłożył je na szafkę obok i spojrzał na mnie z nieco wrednym uśmieszkiem oraz delikatnie przymrużonymi oczami. Odwróciłam wzrok, szukając drogi ucieczki. Szybko się odkryłam, po czym na czworaka próbowałam się przeczołgać po łóżku, jednak chłopak złapał mnie za nogi.

- NIE! - Krzyknęłam ze śmiechem, gdy mnie pociągnął, a już w kolejnej chwili sam wszedł na posłanie. - Proszę, Gavin! Nie! - Błagałam o litość, kiedy jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę i zaczęły łaskotać moją praktycznie całą skórę.

- „Staruch", tak? Przypominam ci, że wyszłaś za tego „starucha". - Pocałował mnie w szyję, gdzie także miałam łaskotki.

Próbowałam się wyrwać, jednak kompletnie nie miałam jak. Nie działało na niego bicie po ramionach, miałam za mało siły, aby go od siebie odepchnąć, wierzganie nogami też nie pomagało. Znalazł się między moimi nogami, a przy tym unieruchomił mi ręce po bokach głowy, którą cały czas przechylałam w prawą stronę, kiedy to łaskotał mnie pocałunkami na szyi i przy uchu. W czasie tych całych igraszek, śmiałam się na całe gardło. Wydawało mi się przez to, jakby wszystkie kłamstwa, ostatnie trzy miesiące i sprawa z Rochelle były najzwyklejszą iluzją. Jakbyśmy wrócili do normalnej kolei rzeczy, w której mogliśmy się cieszyć po prostu swoją obecnością, a nie załamywać się nad sprawą, nad którą kompletnie nie panowaliśmy.

- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, co sprawi, że rozpoczniesz kolejną wojnę, czy wystawiasz białą flagę? - Spytał, uwieszając się nade mną.

Głęboko oddychałam, a przy tym spojrzałam na chłopaka, który szeroko się uśmiechał, a ja nie wiedziałam z jakiego powodu.

- Co? - Dopytałam, kiedy tak bardzo się we mnie wpatrywał.

- Już dawno nie widziałem, żebyś się tak szeroko uśmiechała. - Wyjaśnił i ponownie mnie pocałował. - To co, druga runda czy biała flaga? - Jego uśmiech z powrotem zmienił się w tę złośliwą wersję.

- Biała flaga... - Uśmiechnęłam się, kuląc się przy tym delikatnie. - Jeśli chcesz widzieć częściej mój uśmiech, to spędzaj ze mną więcej czasu. Proste. - Wzruszyłam ramionami, kiedy się ze mnie podniósł.

Nic nie powiedział, a tylko założył mi włosy za uszy i dał całusa w czoło, które odkrył spod włosów.

- Pójdę nałożyć śniadanie. - Całkiem zmienił temat, po czym ruszył do drzwi, biorąc kwiaty z szafki. - Wstawię je do wody...

Kiwnęłam tylko głową, po czym ponownie padłam na posłanie i spojrzałam na sufit. Znowu był taki jak kiedyś, zanim Rochelle się ujawniła na weselu i wszystko się pogmatwało. Widziałam w jego oczach, że wrócił tam jego błysk. Ta mała iskierka, która sprawiała, że był Gavinem, którego najmocniej w świecie kochałam. Położyłam sobie dłoń na sercu. Biło równie szybko, co w momencie naszego pierwszego spotkania, kiedy poczułam do niego zauroczenie.

Doskonale pamiętałam tamten moment. Tak samo nasz pocałunek na jego urodzinach, a potem każdą kolejną sytuację, przez którą tylko mocniej się w nim zakochiwałam. Miałam w pamięci wszystko, co doprowadziło w końcu do chwili, w której stanęliśmy przed ołtarzem. Po tamtym dniu coraz bardziej nasz związek się niszczył, a ja nijak nie mogłam temu zaradzić.

Przewróciłam się na prawy bok.

Gdybym powiedziała, że zdawałam sobie sprawę o każdym kłamstwie, którym mnie karmili, to prawdopodobnie tylko bym przyniosła po pierwsze kłótnię, a po drugie moi bliscy unikaliby mnie jak ognia i uważali, co przy mnie mówią. Nie chciałam tego. Najgorsze, co mogliby zrobić - co nie znaczyło, że niemówienie prawdy i wciskanie mi kitu w żywe oczy było dobre - to pozostawienie mnie całkowicie samej. Mój strach przed łowcami znikną w momencie, kiedy Enigma przemówiła mi do rozsądku, Gavin powiedział mi, co do mnie czuł, a potem po sprawie z jego ojcem. Pająki mnie dalej przerażały, ale ponad nie urosło coś, o czym nigdy nie myślałam, że stanie się moją największą fobią - samotność.

Nie zdawałam sobie sprawy, że coś takiego kłębiło się we mnie od dłuższego czasu, a za tym szło, iż to właśnie to zapoczątkowało moje stany depresyjne jeszcze rok temu, gdy prawie rozwaliłam pół miasta. Cudem wtedy Enigma mnie zatrzymała, ale ani ona, ani ja nie wiedziałyśmy, że to tylko czekało, aż pojawi się odpowiednia pora, żeby wybuchnąć w całości. Gdybym nie odnalazła rodziców, nie poznała Gavina i się w nim nie zakochała, to penie skończyłabym ze sobą jeszcze w tamte święta.

Uniosłam się, pokręciłam głową.

Znowu moje przemyślenia doprowadzają mnie do tych najgorszych spraw, o których wolałabym naprawdę nie główkować. Podniosłam się, podeszłam do garderoby, skąd wzięłam białą, luźną koszulę na guziki, szeroki sweter bezrękawnik i skórzane spodnie oraz bieliznę, po czym ruszyłam do łazienki, gdzie w lustrze kompletnie się nie poznałam, gdy zobaczyłam swoje odbicie. Zapomniałam, że wczoraj odwiedziłam salon fryzjerski.

Po wzięciu szybkiego prysznica, załatwienia wszystkich spraw fizjologicznych i podstawowych rzeczy z higieny jamy ustnej, ubraniu się oraz uczesaniu, mogłam w końcu ruszyć piętro niżej, gdzie spotkał mnie widok Gavina kładącego kubek przy talerzu ze śniadaniem. Uśmiechnęłam się szerzej na jego widok, a przy tym założyłam ręce za plecami.

- Codziennie mogłabym mieć takie widoki. - Rzuciłam luźno, a on na mnie spojrzał.

- Ale mam piękną żonę. - Parsknął śmiechem. - Choć nadal nie umiem się przyzwyczaić do nowej fryzury. - Przyznał, a ja na jego słowa się zaśmiałam.

- Mówiłeś, że chcesz mi urządzić przyjęcie urodzinowe, nie? - Kiwnął głową, odsuwając siedzisko od blatu, żebym mogła usiąść.

- Tak, ale bez twojej pomocy to zrobię. Od szóstej rano na nogach jestem i zdążyłem obdzwonić praktycznie wszystkich, kupić ci prezent i tak dalej. Nie powiem ci, kto dokładnie przejdzie nam przez próg, ale spokojna głowa. Wszystkim się zająłem. Ty po śniadaniu masz zakaz wychodzenia z pokoju, bo będę wszystko przygotowywać. - Zaśmiałam się.

- Nie zadzwoniłeś do jednej osoby, ale to głównie przez fakt, że nie wpisałam jej nowego numeru do telefonu. - Uśmiechnęłam się szeroko, a on na mnie spojrzał uważnie, kiedy to dosunął mi krzesło do wyspy kuchennej, gdy już usiadłam.

- Do kogo? - Spytał, zajmując miejsce obok mnie.

- Do Niny. Mojej drugiej najlepszej przyjaciółki z czasów szkolnych, którą spotkałam wczoraj, bo jak się okazało, jest fryzjerką w salonie, gdzie robiłam włosy. Przeprowadziła się w połowie ostatniej klasy high school i słuch po niej zaginął, bo urwał nam się kontakt, choć dogadywałam się z nią dużo lepiej, niż z Rochelle. - Zmarszczył brwi, kiedy o niej wspomniałam. - Byłyśmy wtedy grupką najlepszych przyjaciółek, choć tamte dwie się ze sobą wiecznie kłóciły, a ja robiłam za głos rozsądku, który je wiecznie uspokajał. - Oparł się łokciem o blat i słuchał mnie wyraźnie zainteresowany.

Raczej nie wspominałam czasów, gdy chodziłam jeszcze do szkoły. Nie znał mnie z tamtego okresu i w sumie, to chyba dobrze, bo nie wiedziałam, czy czułby do mnie to samo, jeśli dowiedziałby się o wszystkim.

- Rzadko mówisz o tym okresie. - Zauważył.

- Nie lubię go sobie przypominać. Miałam wtedy kilka przykrych sytuacji, o których naprawdę wolałabym nie pamiętać. Nawet tamta cholera o nich nie wiedziała, ale Nina już tak. Bardziej się z nią dogadywałam, bo wiedziała co czuję, ukrywając przed całym środowiskiem, kim jestem. - Zmarszczył brwi.

- Co masz na myśli? - Uśmiechnęłam się lekko.

- Nina też jest istotą nadnaturalną, ale inną niż wszyscy, z którymi utrzymujemy kontakt jak Valentina, Leon, Ramon, mama czy Gray. Jest... - Zacięłam się, widząc jego lekkie przerażenie na twarzy. - Inna i niegroźna. Spokojnie.

- Chcesz powiedzieć, że jest...

- Wampirem. - Szeroko uchylił powieki.

- Nie miałem jeszcze do czynienia z wampirem, a z wampirzycą tym bardziej. One są podobno bardziej niebezpieczne od mężczyzn z tego gatunku. - Oparł się na przedramionach.

- Bardziej żarłoczne, jeśli chodzi o krew, ale spokojna głowa. Można powiedzieć, że Nina jest jakby... „wegetarianką". Nie żywiła, i coś czuję, że nadal nie żywi się ludzką krwią. Już za czasów szkolnych wolała substytut opracowany w jej gnieździe, niż ludzką krwią. Raz widziałam, jak się powstrzymywała. Specjalnie się wtedy zraniła, żeby na kogoś nie skoczyć. Czasami miewała odchyły, ale to nie z żądzy krwi, tylko dlatego, bo miała chcicę i w tym jednym były identyczne z tamtą cholerą... - Na moje ostatnie słowa się zaśmiał, ale zakrył usta, aby przypadkiem niczego nie opluć.

- Okej, ale muszę ostrzec resztę, że w domu będzie wampir. - Kiwnęłam głową, przystając na jego warunek.

Po chwili oboje zaczęliśmy jeść gofry, a ja w międzyczasie podpytałam, o której mogę zejść na dół i jaką godzinę podać Ninie, aby mogła przyjść. Powiedział, że mam zakaz schodzenia na parter do osiemnastej, a goście zaczną się schodzić za dwadzieścia szósta. Po posiłki chcąc nie chcąc zostałam zmuszona, żeby iść do naszego pokoju, gdzie miałam spędzić najbliższe kilka godzin. Oczywiście znalazłam sobie zajęcie w postaci szukania informacji w notatnikach i zapisywania ich na laptopie, ale nim to, to napisałam do swojej przyjaciółki. Od razu niemal dostałam od niej odpowiedź, że może się momencik spóźnić, na co ja jej odpisałam, że nic się nie stanie.

W czasie mojego poszukiwania informacji, natrafiłam na coś, czego kompletnie nie rozumiałam - na szyfr. Próbowałam go jakkolwiek ogarnąć, ale skupiłam się na nim do takiego stopnia, że nie zauważyłam, jak się ściemniło i do pokoju wszedł Gavin.

- Mówiłem ci już, że mógłbym patrzeć na ciebie godzinami, gdy jesteś skupiona? - Odezwał się, dlatego spojrzałam na niego zaskoczona. - Marszczysz wtedy w uroczy sposób brwi i robisz przez to jeszcze bardziej uroczą minę. - Zaśmiał się, a ja rzuciłam w niego jednym swoim butem, którego udało mu się złapać. - Chodź. - Podszedł do mnie i klęknął na prawe kolano.

- Już wszystko gotowe? Szybko poszło. - Uśmiechnął się szeroko.

- Bella, jest za pięć. - Powiadomił mnie, dlatego spojrzałam na godzinę. - Widać, że się zamyśliłaś i mocno skupiałaś na tym, co robiłaś. - Poprawił mi włosy za uszy, po czym założył mi buta na nogę.

Już w ciągu kilku kolejnych sekund pomógł mi wstać z łóżka, by następnie zakryć mi oczy i powoli prowadzić mnie do zejścia. Złapałam za jego dłonie, kiedy poczułam pierwszy spadek. Zaśmiał się, na co ja uderzyłam go delikatnie z łokcia w brzuch.

- Gotowa? - Zapytał mnie na ucho.

- Przedłużasz nieuniknione. - Zauważyłam.

Odsłonił mi oczy, a w kolejnej chwili usłyszałam głośne: „Niespodzianka!". Mrugnęłam kilkukrotnie, bo jakby kompletnie nie zrobiło to na mnie wrażenia, ale w sumie byłam do tego przyzwyczajona. Nikt nie wiedział co powinien o tym oczywiście myśleć, a raczej osoby, które widywałam praktycznie codziennie nie umiały zareagować. Jurgen i reszta na siebie spojrzeli, a przy tym zaśmiali głośno, by w kolejnej chwili podejść do mnie i życzyć mi „Wszystkiego najlepszego". Ledwie kilka sekund później reszta też to samo zrobiła.

Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam swoich przyjaciół z pracy, w której ostatnio byłam z pół roku temu. Wyściskałam chyba każdego z nich z całej siły. Nie mogłam być w tym momencie szczęśliwsza, jednak na dosłownie kilka chwili odciągnęło mnie od tego dzwonienie do drzwi. Wyszłam z jadalni, gdzie zasiedliśmy wszyscy, podeszłam do drzwi. Odkręciłam zamki, uchyliłam powłokę, a dzięki temu zobaczyłam swoją przyjaciółkę, na której widok się szeroko uśmiechnęłam.

- Sto lat. - Powiedziała, unosząc swoje kąciki ust.

Wpuściłam ją do środka. Zdjęła buty, kurtkę, po czym razem weszłyśmy do salonu, gdzie kilka osób wyjrzało z pomieszczenia - w tym między innymi Jurgen i reszta, Gavin, moja rodzina oraz cała reszta. Chłopacy szerzej uchylili powieki, widząc, że nie sięgam jej nawet do podbródka - byłam jej do ramienia.

- To jest...

- Nina? - Odezwała się zaskoczona Nikki, a wszyscy na nią spojrzeli.

- Czekaj, wy się znacie? - Spojrzałam na dziewczynę obok.

- Mieszkamy razem. - Wytłumaczyła Nina, na co przytaknęłam.

- Okej, wracając. To jest Nina, moja najlepsza przyjaciółka jeszcze z czasów szkolnych. - Wytłumaczyłam pokrótce.

- Myślałem, że przyjaźniłaś się z... - Skrzywił się Jimmie, który wyraźnie przyglądał się dziewczynie.

- Tamtą chodzącą cholerą, którą od dnia poznania miałam ochotę zadźgać w nocy kilkunastoma sztyletami, kilkukrotnie postrzelić w łeb i nie tylko, ukrócić ją o głowę, podpalić żywcem? - Rzuciła dziewczyna, na którą wszyscy spojrzeli zaskoczeni. - Ta, byłyśmy z tamtą mendą taką „trójką muszkieterów", ale ja się z tamtą wiecznie kłóciłam, a Bella nas wiecznie uspokajała i dawała opierdol. Potem się przeprowadziłam i straciłyśmy kontakt, ale, że tak to ujmę, wróciłam na „stare śmieci". - Wytłumaczyła.

- Okej, już ją lubię, pomimo faktu, że... - Oberwał łokciem w brzuch od Ryana.

- Za dużo gadasz. - Rzucił krótko do swojego brata, który kulił się nieco z bólu.

- Nie żeby coś, chłopaki, ale w tym domu wszyscy wiedzą o świecie istot nadnaturalnych. - Spojrzeli na mnie zaskoczeni, a następnie na moich współpracowników, którzy się szeroko do nich uśmiechali rozbawieni.

- Okej, czyli nie muszę ukrywać czym jestem? - Spytała szeptem Nina, a ja spojrzałam na Nikki.

- Wiem o tym nie od dzisiaj, pani wampir. Zauważyłam, że praktycznie nic nie jadasz, a jak już coś tkniesz, to to jest zawsze w formie picia. I tak się dziwię, że mnie jeszcze nie zjadłaś. - Zaśmiała się, zakładając ręce na piersi.

- Nie żywię się ludzką krwią. - Rzuciła, czym zaskoczyła praktycznie większość osób w pomieszczeniu, którzy wierzyli w stereotypy, iż wampiry pożywiały się tylko substancją płynącą w żyłach. - Długo by tłumaczyć. Można powiedzieć, że jestem czymś w rodzaju „wegetarianki". - Założyła ręce na piersi.

Już w kolejnej chwili rozmawialiśmy na luzie. Nikomu nie przeszkadzało, że Nina była wampirzycą. Mało tego, zauważyłam, że złapała całkiem niezły kontakt z Jimmie'm, który widocznie interesował się jej rasą.

Cieszyłam się, że widziałam wszystkich razem. Czułam, że to uczucie samotności, która ostatnio mi doskwierała się nieco zmniejszyła. Nie sądziłam, że tylko tyle do tego wystarczyło. Przebywanie w towarzystwie najbliższych, którzy znajdowali sobie zajęcie w postaci rozmów na najróżniejsze tematy.

Uśmiechnęłam się szerzej, a przy tym stanęłam przy blacie i po prostu im się przyglądałam, kiedy sami wykrzywiali usta w szerokie łuki. Przy tym stanął obok mnie Gavin, który również na wszystkich spojrzał.

- Brakowało mi momentów, kiedy mogliśmy spędzić moment w spokoju, nie martwiąc się niczym, co ktoś dla nas gotował. - Wyznałam, czym go zaskoczyłam, jednak ostatecznie objął mnie, a ja podniosłam na niego wzrok.

Dał mi całusa w skroń. W ciągu kilku sekund zerknął na moją matkę, która się uśmiechnęła na nasz widok, a przy tym zauważyłam, że delikatnie zaszkliły jej się oczy. Zmarszczyłam delikatnie brwi, nie rozumiejąc o co chodziło, dlatego zwróciłam wzrok na mojego męża, który się do mnie pochylił, aby wyszeptać na ucho:

- Pokażę ci coś.

Po swoich słowach pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego gabinetu, gdzie jednak nie weszliśmy. Stanęliśmy przy nim, a Gavin złapał za klamkę, jednak nie uchylał powłoki, na co uniosłam lewą brew.

- Co jest? - Spytałam, a za sobą usłyszałam, jak chyba wszyscy się zebrali na korytarzu.

- Ostatnio rzadko bywałem w domu i naprawdę za to przepraszam, ale ilość pracy w październiku jest praktycznie zatrważająca. Każdy łowca ci to powie. Wiem, jak bardzo nienawidzisz samotności, dlatego pomyślałem, że skoro mnie częściej ostatnio nie ma, niż jestem, przyda ci się towarzystwo, a jemu rodzina. - Uchylił powłokę, zza której wybiegł szczeniak husky, który przewrócił się na podłogę.

Przyglądałam się przez moment tej czarno-białej kulce, która już w kolejnej chwili spojrzała na mnie swoimi dwukolorowymi oczami - lewe zielone, prawe niebieskie. Kucnęłam, a piesek do mnie podreptał, by mnie obwąchać. Czułam na sobie uważny wzrok wszystkich, kiedy podniosłam zwierze pod łapkami i mu się przyjrzałam.

- Gavin... - Zaczęłam. - Spadasz na drugie miejsce w skali, jak bardzo cię kocham. - Przytuliłam zwierze.

- Co proszę?! - Wszyscy się roześmiali na jego reakcję. - Okej, mogłem jednak coś innego wymyślić. Zapomniałem, jak ona bardzo uwielbia zwierzęta. - Złapał się za głowę.

- Stary, nie żeby coś, ale o przezywaniu pytona „Kingusiem" się chyba nie da zapomnieć. - Zwrócił mu uwagę Bryce.

Jego brat parsknął pod nosem.

- Pierwsza sympatia przed Gavinem. - Rzucił pod nosem Ryan.

- Zamknij się. - Powiedział w jego kierunku, a ja podniosłam się na proste nogi, trzymając przy tym psiaka na rękach.

Chłopak się uśmiechnął, kiedy zobaczył na mojej twarzy szeroki łuk. Wróciliśmy do salonu, gdzie odłożyłam szczeniaczka na podłogę. Od razu zaczął biegać po mieszkaniu, szukając najróżniejszych zakamarków i rozglądając się po całości. Patrzyłam na niego, jak pędził po całości, czasami komuś wlatywał pod nogi, jednak najbardziej zainteresował się Gwen i Grayem, którzy przy nim kucnęli, by się z nim nieco pobawić.

- Jak go nazwiesz? - Zapytał chłopak, kiedy przytulił mnie od tyłu.

- To jest samiec czy samica? - Dopytałam.

- Samica. - Odpowiedział krótko, a ja spojrzałam na psa, który zaczął biegać za dłonią Gwen.

Nie dawał się oszukiwać, kiedy chciała zmienić rękę, na co lekko się wzdrygnęłam w napływie śmiechu.

- Lapis. - Powiedziałam po chwili, a chłopak spojrzał na mnie nie rozumiejąc. - Będzie się wabiła Lapis. - Posmutniałam lekko, kiedy do głowy wróciło mi jedno wspomnienie.

- Będziesz się nazywać Enigma! -

A po nim kolejne, ale gorsze.

~ Ja zawsze będę przy tobie, Bella. Nie zapominaj o tym, że jestem częścią ciebie. Nawet jeżeli nie ma mnie obok, to jestem przy tobie i zawsze będę. Do samego końca. ~

Opuściłam nieco wzrok, a Gavin się odsunął, nie wiedząc, o co chodzi, jednak szybko zrozumiał, że przypomniałam sobie pierwsze i ostatnie chwile Enigmy. Zagryzłam dolną wargę, ale szybko się ogarnęłam, nim się rozpłakałam na ten drugi przebłysk pamięci.

- Jest okej. - Powiedziałam szybko, zanim zapytał, czy wszystko w porządku.

Przytaknął głową, a już w kolejnej chwili położył dłoń na moich plecach, by następnie poprowadzić mnie do jadalni. Przy tym wymienił spojrzenie z moją matką, czego oczywiście nie zrozumiałam. Kazał mi usiąść przy jednym z końców stołu w jadalni.

- Co się...? - Nie zdążyłam zapytać, bo już w kolejnej chwili usłyszałam, jak moja matka śpiewa piosenkę urodzinową, do której większość osób się dołączyła.

Niemal od razu poczułam, jak drga mi dolna warga, kiedy zobaczyłam, że wychodzi zza rogu z tortem urodzinowym. Po mojej twarzy niemal od razu spłynęły pierwsze łzy, bo zapomniałam, jakie to uczucie spędzać swoje święto z rodziną i najbliższymi osobami w życiu. Gavin od razu sięgnął po jedną chusteczkę, którą mi podał, abym wytarła ten „wodospad" z oczu. Pogłaskał mnie po ramieniu.

Mimo wszystko, to właśnie dzisiaj mija dziesiąta rocznica końca Magicznego Salem. Dziesięć lat przeminęło, od kiedy zostałam rozdzielona z rodzicami, a po takim okresie w końcu znowu z nimi spędzam ten dzień, ale nie tylko oni mi towarzyszyli. Był tu Gavin, jego ojciec, chłopacy, Gwen, moi najbliżsi przyjaciele i najlepsza pod słońcem przyjaciółka, o której myślałam kiedyś, że ją również straciłam. Nie sądziłam, że grono najważniejszych mi osób się aż tak powiększy, a już tym bardziej, że stanie się aż tak zróżnicowane - wampirzyca, wilkołaki, wiedźmy, łowcy. Wszyscy się tu zebrali, bo chcieli spędzić ten dzień razem ze mną, a tymczasem co ja robiłam?

- Płakać we własne urodziny, no bez żartów. - Zakryłam sobie twarz materiałem chusteczki.

Większość osób w pomieszczeniu się zaśmiała. Rozumiałam to, bo jednak odezwałam się takim tonem głosu, który dotychczas słyszała tylko jedna osoba, którą nie był Gavin, a Nina, gdy jeszcze te kilka lat temu opowiedziałam jej o swoim przypadku. Lepiej dotrzymywała tajemnic, niż Rochelle, której z jednaj strony tu brakowało, bo jednak spędziłam z nią wiele cudownych chwil, a z drugiej strony najbardziej na świecie nie chciałam jej już nigdy więcej widzieć po sytuacji, w której mnie zdradziła.

Mama położyła dłoń na moim lewym ramieniu.

- Pierwszy raz od dziesięciu lat jesteśmy w ten dzień z tobą. - Zauważyła mama, na którą spojrzałam z byka.

- Nie pocieszasz mnie. - Zaśmiała się zażenowana moimi słowami i odwróciła wzrok.

- Bella. - Odezwał się tata, a ja niosłam na niego wzrok.

Przeniosłam go na świeczki w cieście, którymi były dwie cyferki. Wiedziałam, czego ode mnie oczekiwali. Wzięłam głębszy wdech i nieco bardziej się wyprostowałam..

- Pomyśl życzenie! - Odezwali się jednocześnie Ryan, Bryce i Gwen.

Życzenie? I tak prawdopodobnie się ne spełni, ale co mi z drugiej strony szkodziło? Spojrzałam na Gavina, który nieco zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodziło. Przełknęłam ślinę. Czego chciałam? Przestać być okłamywaną przez najbliższe osoby, aby zostać wprowadzoną w to wszystko, a także, żeby to wszystko się skończyło i żeby w końcu znaleźli Rochelle, bo im dłużej pozostawała na wolności, tym bardziej zagrażała nie tyle mnie i Gavinowi, ale także innym ludziom.

Już w kolejnej chwili zdmuchnęłam płomień, a przy tym pokręciłam głową, kiedy większość osób zaczęło na to bić brawo. Zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka stojącego obok. Pochylił się i dał mi całusa w czubek głowy.

- I tak oto jesteś starsza o rok. - Dogryzł mi po raz kolejny.

- Mówiłam ci, żebyś mi o tym nie przypominał. - Odezwałam się błagalnie, spuszczając przy tym załamana głowę.

Ponownie wszystkich rozśmieszyłam, a mama pstryknęła palcami, dlatego też na nią spojrzałam. Trzymała w dłoniach coś sporych rozmiarów. Było owinięte w papier ozdobny. Zamrugałam kilkukrotnie, nie wiedząc czym był owy przedmiot, dlatego podniosłam swoje tęczówki na swoją rodzicielkę.

Podejrzewałam, że to prezent od niej i taty, bo jednak Gray wczoraj pytał o to, co lubiłam.Nie chciałam nic innego, poza tym, co już miałam. Wystarczyło mi poczucie, że nie spędzałam tego dnia samotnie. Że miałam kogoś obok siebie i nie pozwalał mi w nijaki sposób rozpaczać nad swoim losem, który mnie spotkał. Nie musiało być idealnie, nie potrzebowałam tego. Po prostu chciałam ponownie wiedzieć, że już nigdy nie zaznam bólu, jaki mi towarzyszył przez ostatnie lata.

Dała mi prezent, na co cicho podziękowałam.

- Możesz od razu otworzyć. - Uśmiechnęła się podejrzanie, spoglądając na tatę, który cicho się śmiał pod nosem.

- Przerażasz mnie, jak się w ten sposób uśmiechasz. - Rzuciłam, a przy tym złapałam za wstążkę, którą od razu poluzowałam.

Już po kilku chwilach ukazał mi się ozdobny zeszyt z wycięciem na samym środku, gdzie zostało wyszyte moje imię. Mama oparła się o zgięcie krzesła, kiedy przejechałam dłonią po bokach, gdzie znajdowała się ozdobna koronka.

- Co to jest? - Spytałam, wyciągając przedmiot w całości poza opakowanie.

- Album. Robiony od kiedy się urodziłaś, ale w pewnym momencie przerwany, bo nie miałam już twoich zdjęć. - Kiwnęłam głową.

Uchyliłam okładkę, jednak tak szybko, jak to zrobiłam, tak prędko z powrotem go zamknęłam i zacisnęłam wargi.

- Te zdjęcia nie powinny ujrzeć światła dziennego... - Skomentowałam, na co ponownie każdy wybuchnął śmiechem, a już tym bardziej Gavin stojący obok.

Wystarczyło mi zobaczenie pierwszego zdjęcia, które przedstawiało mnie w kołysce, jak chciałam ugryźć własną stopę. Naprawdę wolałam tego nie widzieć.

- Gray, ty się nie śmiej, bo dostaniesz identyczny album, jak skończysz osiemnastkę. - Zwróciła mu uwagę, przez co pobladł.

Gwen na niego zerknęła.

- Gray jako niemowlak? Chcę to zobaczyć. - Rzuciła ze śmiechem. - Chwila, kiedy ty w ogóle masz urodziny? - Spytała, uśmiechając się półgębkiem.

Odwrócił wzrok, lekko się przy tym rumieniąc.

- Czternastego lutego... - Odpowiedział speszony.

- Czekaj, w Walentynki?! - Zaśmiała się lekko.

- Odczep się... - Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem, a ja wpadłam na pewien, można powiedzieć, że nawet złośliwy, pomysł.

- Gwen. - Zwróciłam jej uwagę. - Masz już wytłumaczenie, czemu Gray jest taki kochany. - Jeszcze bardziej się zawstydził.

- Bella! - Zaśmiałam się na jego jojczenie, a przy tym uśmiechnęłam szeroko.

- Dobra, tej małej pokraki nie ma prawa nikt ujrzeć. - Wstałam z krzesła, by w kolejnej chwili iść odnieść album w takie miejsce, gdzie tylko ja będę wiedziała, że tam leży.

Już gdy wracałam, słyszałam, że wszyscy się z czegoś śmiali. Nie chcąc chwilowo zwracać na siebie zbytniej uwagi, po prostu stanęłam przy kanapie, gdzie oparłam się o jej zgięcie. Westchnęłam cicho, a przy mnie znalazła się nagle Nina.

- Jak zawsze straszysz. - Zauważyłam, czym ją delikatnie rozbawiłam.

- Fajną masz rodzinkę. - Przyznała. - Ale czuć w powietrzu, że coś ukrywają. Czuję tę napiętą atmosferę. - Stanęła obok mnie, a ja przy tym założyłam ręce na piersi.

- Wiem, ale naprawdę nie chcę się tym dzisiaj martwić. Pomyślę o tym jutro. - Spojrzałam w jej brązowe oczy.

- Jasne. O, hej. - Podbiegła do niej Lapis, którą od razu wzięła na ręce. - Przestań. - Zaśmiała się, gdy polizała jej policzek.

- Chyba cię lubi. Jimmie chyba też. - Odwróciła wzrok, z lekkim śmiechem.

- Nienawidzę cię. - Rzuciła z żartem, ale nim się zaśmiałam, poczułam, jak po kręgosłupie przeszedł mi dreszcz.

Przy tym zauważyłam, jak Nina gwałtownie odwróciła głowę w kierunku korytarza. Za nią zrobili to samo Valentina i jej bracia, a po nich mama i Gray.

- Urodziny i mnie nie zaprosiłaś? Było mi smutno z powodu braku zaproszenia na ślub, ale teraz to jestem zrozpaczona. - Odezwała się dziewczyna, która stała przy ścianie, zaraz, jak wchodziło się do korytarza.

- Rochelle... - Odezwałam się cicho, a ona na mnie spojrzała i uśmiechnęła się wrednie.

Czułam, że miękną mi kolana, ale bardziej niż to, przeraził mnie widok szkarłatu na jej skórze. Czy to... krew?


Mówiłam, że rozdział ma ponad 10k?


A, no i macie karty i, jak mówiłam, mowy wygląd Belli.
(Jakby jestem okropnym sklerotykiem, so nie pamiętałam, czy jedną postać dawałam, także macie ją jeszcze raz, a jeśli jej nie było, to macie ją po raz pierwszyXD)




W każdym razie, mam nadzieję, że się podobał! Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro