Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 - "Oczy"

Miłej lektury! ❤❤

Naciągnęłam na siebie luźną bluzkę Gavina, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jutro rano musieliśmy oddawać domek, a tymczasem panował tu niemały chaos. Na łóżku tym bardziej, kiedy wzięłoby się na uwagę, co robiliśmy przed godziną.

Uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do posłania. Poprawiłam prześcieradło, a potem ułożyłam na nim cztery poduszki i kołdrę. Po chwili związałam włosy w niechlujnego koka i przeszłam na taras, gdzie zastałam Gavina leżącego na siatce zawieszonej nad wodą. Zbliżyłam się, klęknęłam za nim, pochyliłam się i dałam całusa w czoło.

Spojrzał na mnie i odłożył telefon na klatce piersiowej. Szeroko się uśmiechnął, po czym pociągnął mnie, żebym zajęła miejsce obok niego. Już kilkanaście sekund później wtulałam się w jego lewy bok, a on delikatnie jeździł palcami po moich plecach. Razem oglądaliśmy zachód słońca.

— Chciałabym, żebyśmy mogli żyć w takim spokoju jak teraz. — Odezwałam się, a przy tym uniosłam wzrok na chłopaka.

Złożył całusa na moim czole.

— Jeszcze niejednokrotnie będziemy mieli na to szansę, ale faktycznie. Tutaj prawie w ogóle nie musieliśmy się niczym przejmować. Można powiedzieć, że zrobiliśmy się nawet nieco zbyt leniwi, ale to zapewne zauważymy dopiero w domu. — Dodał, a swoimi ostatnimi słowami mnie nieco rozśmieszył.

— Można powiedzieć, że przez ostatni miesiąc żyliśmy w raju. — Zaśmiał się.

— Możemy tu jeszcze kiedyś przyjechać. — Wtuliłam się w jego pierś.

Jakiś czas spędziliśmy po prostu leżąc w swoich ramionach i rozmawiając ma najróżniejsze tematy. Niejednokrotnie się z czegoś śmialiśmy. W końcu stwierdziliśmy, że nie chce nam się przechodzić do łóżka i się przebierać w piżamy, dlatego przenieśliśmy poduszki i pościel, żeby pójść spać na siatce. Przez całą noc byliśmy kołysani do snu przez dźwięki fal i wiatru.

Nim się spostrzegliśmy, byliśmy zmuszeni do wstania i zaczęcia pakowania swoich rzeczy. Większość czasu oczywiście ze sobą przegadaliśmy, żartowaliśmy, droczyliśmy się ze sobą, aż w pewnym momencie zadzwonił telefon Gavina. To już kolejny raz – sama już nie wiedziałam który z rzędu – kiedy odchodzi, żeby odebrać. Jak mniemam, dzwonił jego ojciec. Dzwonił codziennie. Czasem kilkukrotnie w ciągu dnia.

Nie chciałam go podsłuchiwać, bo to raczej prywatna rozmowa, ale intuicja mi podpowiadała, że mogło to być coś związane z moją osobą.

Nim się zorientowałam, stałam już pod ścianą, o którą się opierałam.

— Ona chce nas sprowokować. Wie, że się nie poddamy, dopóki jej nie schwytamy, dlatego gra nam na nosie. Nie wiemy, co może mieć w głowie, poza chęcią zemsty na Belli. Nie wiem, może jest jakimś cholernym geniuszem i myśli do przodu... — Złapał się za głowę. — Tato, Bella znała ją może najlepiej, ale nie będę jej robił odnośnie Rochelle przesłuchania. Nie chcę jej martwić i denerwować, że tej cholery nie możemy nigdzie znaleźć, a każda informacja o możliwym zobaczeniu jej, kończy się znalezieniem pustego mieszkania, gdzie na ścianie jest napisane krwią imię Belli i do tego jakieś zapytanie na kartce. — Usiadł przy blacie kuchennym i przeczesał swoje włosy.

Szerzej uchyliłam powieki, kiedy dowiedziałam się czegoś takiego. Coś się działo, a ja kompletnie nie zostałam wtajemniczona w tę sprawę w najmniejszym procencie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gavin coś przede mną ukrywał i prawdopodobnie nie on jedyny. Jego ojciec, moi rodzice, kilka wiedźm, Ryan i Bryce, możliwe nawet, że Gray i Gwen mogli wiedzieć więcej niż ja, ale nadal nie miałam stuprocentowej pewności co do tego. Nie udało mi się zebrać zbyt wiele informacji. Ojciec Gavina zazwyczaj miał wyczucie, żeby dzwonić do niego akurat, jak znajdowałam się w łazience bądź spałam – ewentualnie, kiedy się opalałam. Z ich rozmów usłyszałam maksymalnie cztery i to jedynie tyle, ile mówił Gavin.

Najpierw ranni ludzie, potem ponownie jakaś kradzież, kilkudniowy i do tego dość dziwny brak prądu, a teraz się dowiadywałam o moim imieniu zapisywanym krwią na ścianie – możliwe że nawet kilkukrotnie.

Sama używałam posoki do zaklęć, ale zwykle było to tylko kilka kropel. O innym jej zastosowaniu wiedziałam z kilku ksiąg magicznych. Szczególnie niektóre wiedźmy upodobały sobie sposób przeklinania za pomocą pisania imion kobiet, które chciały przekląć.

Gdy dowiedziałam się o czymś takim, początkowo myślałam, że nigdy nie widziałam żadnych skutków takiego uroku, jednak wtedy do głowy wróciło mi do głowy wspomnienie jednej kobiety, którą leczyła mama. Obraz jej wyglądu – z samego przebłysku pamięci – niemal od razu spowodował u mnie odruch wymiotny. Można powiedzieć, że wiedźma niemal gniła, a z jej ust ciekła czarna, mazista substancja, która gromadziła się w jej ciele właśnie przez zaklęcie. Leżały tylko w łóżkach i się z nich nie podnosiły.

Kończąc ich leczenie, wyrzucały z siebie cały czarny płyn, który objętościowo może zajmował około trzylitrową miskę jak nie większą.

Po ich chowańcach również dało się zauważyć klątwę. Ciężko chorowały, nie chciały jeść, pić, wymiotowały krwią. Dosłownie umierały, a wraz z nimi ich właścicielki.

— Tato, muszę kończyć. Na ten czas, który mamy tu jest dziewiąta. O piętnastej mamy samolot. Musimy skończyć się pakować i oddać domek. Dam ci znać, jak wylądujemy. — Po swoich słowach się rozłączył. — Gavin, co ty wyprawiasz? — Zapytał samego siebie, przecierając przy tym twarz dłońmi, po czym wstał z krzesła i ruszył w kierunku pokoju.

Szybko wróciłam do układania ubrań w walizkach, gdzie – dla niepoznaki – udawałam, że próbuję rozwiązać supeł przy kostiumie kąpielowym. Chłopak od razu stanął obok mnie, by wrócić do chowania swoich rzeczy bez żadnego słowa. Kątem oka dostrzegłam, że miał zaciśniętą szczękę i lekko zmarszczone brwi.

Powinnam zapytać? Prawdopodobnie o niczym by mi nie powiedział, a już szczególnie, gdybym spytała o jakiekolwiek detale. A przynajmniej tak mi się wydawało.

— Coś się stało? — Zwróciłam jego uwagę, a przy tym położyłam swoją dłoń na jego przedramieniu.

Starałam się przy tym nie zabrzmieć na zaniepokojoną, co mi średnio wychodziło.

— Co? — Spojrzał na mnie skołowany.

Musiałam go pewnie wybić z zamyślenia.

— Nie, nic się nie stało. Tata zadeklarował, że po powrocie będzie miał dla mnie nieco pracy. Może nie „nieco", a dość dużo, przez co mogę nie mieć zbyt wiele czasu dla ciebie i może mnie nie być za często w domu. — Spojrzał mi w oczy tak, jakby próbował mnie przekonać do takiej wersji.

— A co to za praca? — Spiął się lekko. — Coś z byciem łowcą? — Odłożyłam swoje rzeczy do walizki.

— Tak. Ja...Jakaś dzika magiczna zwierzyna terroryzuje mniejsze miasto przy Bostonie. — Zająknął się. — Nikt nie wie, co to takiego... — Przełknął ślinę i zacisnął dłonie na materiale koszulki, przez co zobaczyłam jego napięte ścięgna.

— Jasne... — Odpowiedziałam krótko i wróciłam do pakowania się.

Jego zachowanie wydało mi się podejrzane. Nigdy, nawet chyba, gdy się poznaliśmy, nie był tak spięty jak teraz. Nie wiedziałam, czy powinnam zapytać. Ten pomysł nie wydawał mi się zbyt dobry, dlatego odwróciłam wzrok i wróciłam do pakowania. Między nami nastąpiła cisza, której żadne z nas nie chciało chyba przerywać. Niezręcznie się przez to czułam. Przy nim jeszcze nigdy coś takiego się nie działo.

Serce boleśnie uderzało w moje żebra. Miałam wrażenie, jakbym się dusiła i wiedziałam czego to była kwestia – magiczna przysięga małżeńska. Gavin również musiał to odczuć, czego dowodziło jego położenie dłoni na sercu. Spojrzał na mnie zaniepokojony, po czym odłożył co miał w ręce i przytulił mnie z całej siły, chowając przy tym swoją twarz w moich włosach. Musiał się domyślić, że czymś się martwiłam.

— Co jest? — Zapytał, odsuwając się, na co pokręciłam głową.

— Nie, nic... — Pokręciłam głową.

— Przecież widzę. — Poprawił mi włosy i odwrócił, żebym stanęła do niego przodem.

W czasie tego miętosiłam w dłoniach materiał bluzki.

— Bella, o co chodzi? — Objął moją twarz i zmusił, żebym na niego spojrzała.

Możliwe, że coś przede mną ukrywałeś? Nie mogłam mu przecież czegoś takiego powiedzieć, bo prawdopodobnie skończyłoby się to kłótnią i wyszedłby fakt, że podsłuchiwałam jego prywatne rozmowy. Wzięłam głębszy wdech, wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Wzdrygnął się, jednak ostatecznie sam mnie do siebie przycisnął i zaczął głaskać moje włosy.

— Masz uważać, gdy będziesz polować na tamtą istotę... — Postanowiłam wejść w to jego prawdopodobne kłamstwo.

Ponownie się spiął.

— Jasne... — Odpowiedział cicho lekko zachrypniętym głosem. — Bella, w sumie to ciekawi mnie jedna rzecz. Co teraz będzie z twoją pracą? — Odsunęłam się i spojrzałam na niego zaskoczona.

— Jak to? — Spytałam nie rozumiejąc.

— No wiesz, nie musisz teraz pracować. — Zauważył, czym jeszcze bardziej mnie zaskoczył.

— Ale...

—Do niczego cię nie zmuszam. — Uniósł ręce w geście poddania. — Jeśli chcesz, to możesz, ale nie musisz...

— Dlaczego? — Dopytałam, na co westchnął i się uśmiechnął, wracając przy tym do układania rzeczy w walizce.

— Nie chciałbym, żebyś się przemęczała. Praca na nocną zmianę jest chyba najbardziej przemęczającą, bo jednak cały zegar fizjologiczny się przestawia. — Uśmiechnęłam się lekko i również stanęłam przodem do swoich rzeczy.

— Mogłabym pogadać z Jurgenem, czy zmieniłby mi typ umowy na półetatu albo na zlecenie. Może byś się mniej martwił. — Spojrzałam na niego kątem oka, dzięki czemu zauważyłam, że lekko się uśmiechnął.

Około czternastej znaleźliśmy się na lotnisku. Czekało nas kolejne dziewiętnaście godzin podróży, o ile w Turcji nie zastałoby nas kolejne opóźnienie. Niewiele czasu po odprawie zaczęto wpuszczać na pokład. Może jakieś pół godziny później rozpoczęło się startowanie, podczas którego – jak ostatnim razem – złapałam Gavina za rękę. Większość czasu ponownie oglądałam z chłopakiem seriale i filmy. W ciągu całego lotu udało nam się obejrzeć dwa całe sezony i kolejne dziewięć odcinków „Lucyfera". Może i wciągnęła mnie fabuła, ale jednak nadal miałam z tyłu głowy sytuację z rana, kiedy usłyszałam rozmowę Gavina i jego ojca.

Coś przede mną ukrywali i nie raczyli mi tego powiedzieć, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo jednak to mogła być tylko jakaś sprawa stowarzyszenia.

Po wylądowaniu w Bostonie, dowiedzieliśmy się, że było po drugiej w nocy. Jakieś czterdzieści minut później znaleźliśmy się w domu, przez którego próg Gavin przeniósł mnie na rękach przez próg, na co głośno pisnęłam zaskoczona. Odstawił mnie w salonie, gdzie od razu się rozejrzałam. Stęskniłam się za tym widokiem przytulnie urządzonego domu. Chłopak wrócił się po walizki, które od razu zaniósł piętro wyżej.

Podeszłam do drzwi, aby je zamknąć na klucz. Zatrzymałam się jednak na moment, kiedy poczułam się obserwowana. Wyjrzałam na zewnątrz, aby bardziej się rozejrzeć, jednak zatrzymały mnie dłonie Gavina. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on przeleciał wzrokiem po terenie.

— Coś się stało? — Zapytał w końcu.

Powinnam to przed nim ukrywać? Nie, lepiej nie. To może mieć jakiś związek z Rochelle, a przez to musiałam się dzielić takimi informacjami.

— Miałam wrażenie, jakby coś mnie obserwowało. — Wyznałam, a on wprowadził mnie z powrotem do środka i zamknął drzwi.

— Może to po prostu zmęczenie. Jesteśmy po długiej podróży. — Kinęłam głową.

Objął mnie ramieniem i gasił po kolei wszystkie światła, kiedy szliśmy w kierunku schodów. Powoli weszłam do sypialni, gdzie od razu usiadłam na łóżku, na które upadłam. Gavin się zaśmiał widząc mnie, jak przewróciłam się na brzuch i zaczęłam gładzić pościel.

— Żadna siła mnie stąd nie ruszy... — Zaśmiał się, po czym wszedł do garderoby.

Po chwili znalazł się w łazience, a ja za nim spojrzałam. Zmarszczyłam lekko brwi. Normalnie Gavin położyłby się obok mnie i pewnie obudzilibyśmy się rano. Uniosłam się na łokcie, by następnie wstać i podejść do drzwi toalety. Usłyszałam lecącą wodę, dlatego domyśliłam się, że pewnie brał prysznic po długim i dość wyczerpującym locie. Opuściłam nieco wzrok, żeby w kolejnej sekundzie skierować się samej do garderoby, gdzie w części Gavina dostrzegłam dwa pistolety leżące na jednej z półek. Miał je trzymać tylko w gabinecie...

Stałam tak przez moment, przyglądając im się uważnie. Nie znałam się na roni, dlatego nie miałam pojęcia jaki to typ, model czy coś takiego. W całości były srebrne, jednak na rączce widziałam białą lamówkę, jakby zrobioną z jakiegoś innego materiału. Na niej znajdował się jeszcze jakiś grawer – identyczny jak tatuaż Gavina.

Przełknęłam ślinę, a w tym samym momencie doszedł mnie głos mówiący:

— Wszystko dobrze? — Spytał chłopak, stojący w wejściu do pomieszczenia.

Wskazałam dłonią na pistolety.

— Miałeś je trzymać w... — Przerwałam, kiedy je wziął.

— Wiem, ale teraz, kiedy wiemy o Rochelle, chyba jednak lepiej, żebyśmy mieli broń blisko. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Poza tym obiecałem, że tym razem to ja ciebie ochronię, nie ty mnie. — Wytłumaczył, a przy tym oparł się o moje czoło moim.

Czułam przez to, jak woda z jego włosów spływała mi po skórze.

— Ga... — Ponownie mi przerwał.

— Boję się. — Szerzej otworzyłam oczy na jego wyznanie. — Boję się, że mogłoby ci się coś stać podczas mojej nieobecności. Za dwa miesiące jest Halloween, a wtedy istoty nadnaturalne stają się silniejsze. W tym Rochelle, której tym razem ty nie będziesz w stanie powstrzymać. Wiem, że planuje ona zemstę na kimś innym, a to zniszczy naszą dwójkę, ale za każdym razem, jak tylko się budzę i ciebie nie ma obok, ogarnia mnie panika, że jednak zmieniła zdanie i już zaczęła działać. Ona ma w głowie jakieś gniazdo szerszeni, nie wiemy co planuje dokładnie, a przez to jesteśmy praktycznie bezradni. — Pogłaskał mnie po policzku.

— Damy sobie ze wszystkim radę. Nie musisz się martwić. Ja się nigdzie nie wybieram. — Położyłam dłoń na jego i zdjęłam ze swojej twarzy. — Może nie mam już mocy, ale nie jestem bezbronna. Umiem się bronić. — Uśmiechnęłam się, a on kiwnął głową.

Po swoich słowach złapałam za luźną koszulkę, której używałam jako koszuli nocnej – była trzy rozmiary większa, przez co sięgała mi do połowy uda. Kilka chwil później znalazłam się w łazience. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic połączony z wanną. Moje włosy niemal od razu stały się mokre, jednak ja kompletnie nic nie robiłam. Po prostu stałam i pozwalałam substancji spływać po moim ciele.

Z tyłu głowy cały czas miałam słowa Gavina sprzed kilku minut.

~Boję się~

Rozumiałam go. Sama czułam strach związany z sytuacją Rochelle. Nie wiedzieliśmy co dokładnie planowała. Zdawaliśmy sobie sprawę, że chodziło jej o moją i Gavina spuściznę, jednak nikt nie umiał przewidzieć jej pierwotnego celu.

Opuściłam głowę.

Co ja wyprawiałam? Musieliśmy być gotowi na wszystko, a ja wątpiłam w prawdomówność Gavina i reszty członków mojej rodziny.

Złapałam się za głowę i tym samym zdjęłam nadmiar wody z moich włosów. Po kilku minutach wyszłam spod prysznica, zawinęłam się w ręcznik i stanęłam przed zaparowanym lustrem.Gwałtownie się odwróciłam, kiedy starłam parę i w odbiciu dostrzegłam stojącą przy drzwiach Rochelle. Nie spotkałam się jednak z jej osobą osobiście. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc. To było niepokojące. Coraz bardziej ogarniała mnie jakaś paranoja.

Wzięłam głęboki wdech, oparłam się o umywalkę i zamknęłam oczy.

Mocno się zmieniłam w ostatnim okresie. Nie miałam mocy, straciłam swoje wyostrzone zmysły, nie jestem w stanie funkcjonować jak kiedyś. Stałam się normalna, a czas uciekał mi między palcami niczym ziarna piachu złapanego w dłoń. Powoli miałam przez to wrażenie, że zaczynałam żyć w pośpiechu. Uciekałam przed sprawami ważniejszymi, którymi powinnam się zająć w pierwszej kolejności.

Tym samym martwiłam Gavina, rodziców, w ogóle wszystkich, bo z nikim nie dzieliłam się rzeczami mającymi miejsce w mojej głowie. A co się tam działo? Jednym słowem – chaos. Nie radziłam sobie z tymi sprawami. Obwiniałam siebie, że nie byłam wystarczająco silna, aby zabić Rochelle i prawdopodobnie nadal nie miałam tyle wigoru, aby coś takiego uczynić.

Gdy jeszcze miałam naście lat, nie dawało się ugasić moj4ego zapału do wszystkiego, a tymczasem obecnie najchętniej schowałabym się i odeszła w cień. Nie miałam mocy, można by mnie uznać za praktycznie bezużyteczną, bo w chwilowym okresie, co najwyżej mogłam się modlić, aby nikomu nie stała się jakaś krzywda.

Zacisnęłam z całej siły oczy, a także dłonie na porcelanie. Niemal czułam odchodzącą z moich palców krew od siły nacisku.

Byłam beznadziejna, bezużyteczna, w ogóle teraz niepotrzebna. Bo w końcu do czego? Nic nie mogłam zrobić. Nie miałam jak się bronić, pomimo słów pewności, które wypowiedziałam do Gavina. Gdyby Rochelle chciała, to prawdopodobnie zabiłaby mnie w dniu ślubu, ale znałam ją wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że do większości rzeczy podchodziła tak, żeby się pobawić. W tym przypadku kompletnie nie widziałam różnicy. Wiedziała, że pojawiając się na ceremonii i praktycznie grożąc mi i Gavinowi, rozpęta wojnę z wiedźmami i łowcami.

Wzdrygnęłam się nagle, kiedy tylko poczułam czyjąś dłoń na prawym ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam do tej osoby, dzięki czemu ujrzałam Gavina, który przyglądał mi się nie dowierzając. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc, a on objął moją twarz. Przyglądał mi się uważnie jakby widział mnie pierwszy raz na oczy.

— Ga... — Przerwał mi.

— Twoje oczy na moment zabłysły... — Powiedział nagle, na co szeroko uchyliłam powieki. 

Wiem, w tamtym tygodniu nie było. Dlatego chciałam wrzucić dzisiaj dwa, ale się nie wyrobiłam.
Mam rozpisany na kartkach, ale nadal tylko w połowie.
Gdyby udało mi się go dzisiaj skończyć, dostaniecie go przed północą, ewentualnie jutro w południe.
Za brak rozdziału bardzo przepraszam 🙏🙏

Wracając.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Do następnego!
(Może dzisiaj, może jutro. No i oczywiście w przyszły poniedziałek!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro