Rozdział 1 - "Rozmowa cz. I"
Już jest!
Przepraszam za opóźnienie, ale miałam od rana urwanie głowy.
W każdym razie miłego czytania! ❤
Gavin
Wyszedłem z pokoju, kiedy to nie zastałem w nim Belli. Wczoraj się obudziła po tygodniowej śpiączce, więc nie powinna się jeszcze przemęczać. Napisałem do niej SMS-a, ale i tak sprawdzę jeszcze w innych częściach mieszkania, bo równie dobrze mogła pójść po prostu do łazienki. Sprawdziłem pomieszczenie, jednak było puste, dlatego ruszyłem do salonu, gdzie zastałem tylko Bryce'a i Ryana.
— Widzieliście może Bellę? — Pokręcili głowami przecząco, a ja tylko oparłem się o blat.
— Co jest? — Zapytali jednocześnie, dlatego podniosłem na nich wzrok, który moment wcześniej opuściłem na wzorek marmuru.
— Wczoraj się obudziła, więc nie powinna się jeszcze przemęczać. — Wytłumaczyłem, a Bryce podał swojemu bratu kubek z kawą.
— Przeżywasz. — Powiedział brunet, na którego słowa otworzyłem szerzej oczy. — Martwisz się o nią, jakbyś był jej ojcem. — Zażartował, czym mnie nieco zdziwiło, bo ostatnio rzadko mu się to zdarzało.
— Kto jest czyim ojcem? — Zapytał Gray, który nagle znalazł się obok i mnie nieco wystraszył.
— Mógłbyś mnie nie straszyć? Strasznie cicho chodzisz. — Zauważyłem, na co się lekko zaśmiał.
— Ty byś na zawał zszedł, jakbyś zobaczył mnie i Bellę, jak byliśmy mali. — Powiedział, uśmiechając się przy tym, po czym oparł się o blat, na którym znalazł się biały, prążkowany kot. — Cześć, Uora. — Pogłaskał chowańca po głowie, a on ziewnął.
— Gdzie tamten wulkan energii, którego zwą Isabelle Miranda Lockwood? — Zapytała, a ja nieco szerzej otworzyłem oczy.
Czyli to tak brzmi jej pełne imię. Nigdy nie chciała mi zdradzić, jak ma na drugie, więc to dla mnie mała nowość, że je słyszę.
— Nie mam bladego pojęcia. — Powiedziałem, czym wyraźnie zaskoczyłem tę dwójkę.
— Jak to? — Usłyszałem głos kobiety, która wraz ze swoim mężem weszła w tym momencie do salonu.
— Jak się obudziłem, to jej nie było. — Wytłumaczyłem. — Wysłałem jej SMS-a, ale jeszcze nie — Poczułem jak mój telefon za wibrował, a na ekranie pojawiło się imię, a raczej przezwisko, pod którym mam ją zapisaną. — O wilku mowa. — Powiedziałem, a przy tym wcisnąłem powiadomienie, które pokazywało mi napis „Koala", co było jej przezwiskiem, którego nie używałem na żywo, bo pewnie by się pogniewała.
— Co napisała? — Zapytał najmłodszy w gronie, a ja westchnąłem cicho.
— „Musiałam pomyśleć i poszłam się przewietrzyć. Niedługo wrócę." — Zacytowałem wiadomość, ale nie dawało mi to spokoju, dlatego włączyłem GPS-a, aby znaleźć jej telefon.
— Ciekawe co musiała przemyśleć? O co się przypierdzielić tym razem w czasie okresu? — Zażartował Bryce, który musiał sobie przypomnieć ostatnią sytuację, kiedy to Bella miała kobiece dni w miesiącu.
Może i próbował rozluźnić atmosferę, ale widziałem na jego twarzy to, jak się lekko skrzywił, bo mimo wszystko to na niego wtedy padło. Do śmierci nie zapomnę, jak moja dziewczyna biegała za nim z poduszką, ponieważ źle odłożył książkę na półce i chciała go za to stłuc. Ona to i tak była niczym w porównaniu do Rochelle, którą wkurzał dźwięk oddychania drugiej osoby, więc wtedy w tym mieszkaniu było cicho, jakby ktoś wszystkich wybił. W sumie to i tak prawie do tego doprowadziła, ale wolę do tego nie wracać. Tym bardziej przy Ryanie, który w końcu się w niej kochał, a ona nas wszystkich zdradziła. W tej chwili mój telefon zakomunikował, że znalazł dziewczynę, a ja zdziwiłem się, kiedy pokazało mi jej lokalizację.
— Co jest, Gavin? — Zapytał starszy z rodzeństwa, a ja na niego spojrzałem.
— Wyszukałem jej lokalizację. — Wszyscy spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. — Jest na Green Street. — Wypuściłem powietrze, a chłopacy się wyraźnie zaniepokoili.
— Gdzie? — Dopytał młodszy brat Belli.
— Miała mieszkanie na tej ulicy. Mieszkała tam razem z — Zaciąłem się, a przy tym spojrzałem na Ryana.
— Z Rochelle. — Powiedział, gdy przełknął ślinę.
— Poszła do swojego starego mieszkania? — Zapytał zaskoczony Bryce, a ja pokręciłem głową i wzruszyłem ramionami.
— Napisała mi tylko, że musi sobie coś przemyśleć, ale GPS i ostatnie logowanie się telefonu mówi swoje. — Odpowiedziałem, po czym złapałem za kluczyki od auta.
Któryś z braci musiał je tu zostawić, kiedy wrócił z zakupów, bo w końcu teraz jest tu więcej osób, niż było na początku. Już chciałem ruszać w kierunku drzwi i po nią jechać, ale zostałem złapany za kołnierzyk.
— Stary, ja rozumiem, że to twoja dziewczyna i się o nią martwisz, ale to już jest lekka przesada. Ona umie o siebie zadbać. — Zwrócił mi uwagę Ryan, na którego spojrzałem.
Westchnąłem zrezygnowany. Po jakimś czasie dosłownego chodzenia w kółko, usłyszałem to, jak w drzwiach przekręca się kluczyk. Już miałem iść w kierunku drzwi, kiedy zobaczyłem Bellę.
— Jestem. — Rzuciła smętnie i skierowała się do pokoju, trzymając swoje dłonie w kieszeniach bluzy.
— Co jej się stało? — Zapytała jej matka, na co pokręciłem głową.
— Pogadam z nią. — Powiedziałem, po czym szybko ruszyłem do pokoju.
Powoli wszedłem do pomieszczenia, gdzie zobaczyłem to, jak dziewczyna się przebrała praktycznie cała na czarno. Zamknąłem za sobą drzwi, by w kolejnej chwili podejść do Belli. Podniosła na mnie wzrok, kiedy to rozpuściła swoje włosy, a ja założyłem jej jakąś ich część za lewe ucho.
— O co chodzi? — Zapytałem dla pewności, bo nie byłem pewien, czy dobrze przeczuwałem powód, przez który jest smutna.
— Niby Rochelle zginęła, bo pobrała zbyt wiele mojej energii, ale to ja się do tego przyczyniłam. — Odeszła kawałek i usiadła na łóżku. — Zabiłam ją. — Podszedłem do niej, by w kolejnej chwili złapać ją za ręce.
Widziałem to, jak szklą się jej oczy, dlatego usiadłem obok niej, po czym przytuliłem do siebie. Oparła o moje ramię, dlatego zacząłem głaskać ją po głowie. Wszystko do niej doszło. Każdy najmniejszy wyrzut sumienia, na który wcześniej nie zwróciła uwagi, uderzył w nią ze zdwojoną siłą, a ja nic nie jestem w stanie dla niej zrobić. Gdybym tylko mógł zabrać od niej to uczucie, które znowu ją zabija od środka...
— Wszystko będzie dobrze, Bella. — Wyszeptałem, na co pociągnęła nosem. — Zobaczysz. — Pokiwała głową, a w tym samym momencie na jej kolana wskoczył kot.
— Nie becz, dziecinko. — Spojrzałem na drzwi, gdzie zobaczyłem matkę dziewczyny, dlatego wstałem.
— Musimy jechać do mojego ojca. — Powiedziałem jej jeszcze na ucho, na co pokiwała głową, a ja ruszyłem do drzwi, kiedy kobieta się uśmiechnęła i zwróciła swoje oczy na drzwi, dając mi tym samym znak, że chciałaby pogadać z Bellą na osobności.
Isabelle
Pogłaskałam Uorę po głowie, kiedy to moja mama usiadła po lewej stronie. Nadal nazywa mnie „dziecinką", jakbym była małą dziewczynką. Usłyszałam to, jak zaczęła mruczeć na co się smutno uśmiechnęłam.
— Gavin to miły chłopak. — Zgodziłam się z jej słowami. — Usłyszałam co nieco z waszej rozmowy. — Zwróciłam na nią wzrok. — Nie obwiniaj się za to, co spotkało tamtą dziewczynę. Dziecko Wdowy ma ciężkie życie, a z takim wzorem czystej chciwości nie da się wyrosnąć na stricte dobrą osobę. — Opuściłam wzrok, na co westchnęła. — Gdy się urodziłam, byłam jedyną osobą, która posiadała magiczne zdolności. — Z powrotem moje oczy skupiły na niej uwagę. — Nie było drugiej takiej osoby jak ja, dlatego początkowo ukrywałam wszystko to, do czego byłam zdolna. Wiedziała o tym tylko jedna osoba, poza moimi rodzicami. — Zaskoczyła mnie jeszcze bardziej.
— Poza dziadkami? — Pokiwała głową na moje pytanie.
— Niejednokrotnie była świadkiem tego, jak czarowałam. Sama chciała być taka jak ja i to ją zniszczyło. My, wiedźmy, mamy innych bogów, a ja nieświadomie pomogłam jej w tym, aby sprowadziła na siebie ich gniew. Ukradła moje zapiski o moich mocach, które prowadziłam od najmłodszych lat, a potem sama wyprosiła Dwie Boginie o to, aby i jej podarowały swoje moce. Zdenerwowały się, gdy najzwyklejszy człowiek o to poprosił, a tym samym skazały ją na wieczną chciwość. Dały jej to, czego pragnęła, jednak zapłaciła za to ogromną cenę. Zabrały jej człowieczeństwo i zamieniły we Wdowę. — Zacięła wzrok na pierścionku, który nosi na swoim palcu środkowym prawej dłoni.
Jest ze złota, a do tego ma ozdobny czerwony kamień.
— Gdy zobaczyłam ją kilka dni później, przeraziła mnie. Instynktownie użyłam na niej silniejszego zaklęcia, niż powinnam. Zabiłam ją. — Szerzej otworzyłam oczy na wyznanie mamy. — Nie chciałam tego. Jakaś część tamtego zaklęcia się od niej odbiła i ja też zostałam nim dotknięta. Przez nie zatrzymał mi się proces starzenia i nie mogłam umrzeć. Po tym wszystkim jeszcze bardziej się wycofałam. Ludzie gadali o tym, że dziewczyna została znaleziona w lesie przepołowiona. Rodzice kazali mi się skryć gdzieś daleko. Zrobiłam tak, ale nie zauważyłam upływającego czasu. Gdy myślałam, że minęło kilka lat, wróciłam do miejsca, gdzie przyszłam na świat. Tego miejsca już nie było. — Przysunęłam się do kobiety, by w kolejnej chwili złapać ją za rękę. — Obwiniałam się przez wiele lat, zanim zauważyłam to, że świat wokół mnie zaczął się zmieniać. Epoki przemijały, a ja nadal wyglądałam w ten sam sposób. Nie zmieniałam się i cały czas cierpiałam. Zmieniło się to, gdy poznałam inne wiedźmy, które myślały, że też są jedyne. — Spojrzała mi w oczy, a przy tym ścisnęła moją dłoń. — W większości były to kobiety, które wraz ze mną zasiadały w najwyższej Radzie Wiedźm. To wraz z nimi stworzyłam te kilka wymiarów, w których możemy spokojnie żyć. A raczej wiedźmy mogą bezpiecznie w tych, które jeszcze się ostały. Mimo tego, że miałam przy sobie wiele osób, nadal się obarczałam winą za wszystko. — Poprawiła się, aby siedzieć do mnie twarzą w twarz. — Wiesz kiedy przestałam? — Pokręciłam głową. — Gdy poznałam Matthew i się w nim zakochałam. W tym samym czasie znalazłam sposób, aby zdjąć z siebie zaklęcie blokujące moje funkcjonowanie, jak normalny człowiek. Chciałam je zdjąć, ale twój ojciec mnie zatrzymał, a przy tym się oświadczył. — Odwróciła wzrok, uśmiechając się szczęśliwa. — Kilka lat później przyszłaś na świat ty, pięć lat później Gray. To mi wystarczyło, aby całkowicie zaprzestać rozpamiętywania tamtych czasów. — Chwyciła moją dłoń w obie ręce i zaczęła gładzić jej wierzch. — Ból zostanie, dopóki się z nim nie pogodzisz, a nie zrobisz tego, póki nie zaakceptujesz tego, że występuje on normalnie w życiu codziennym. Nie mówię ci, że nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia, bo je ma każdy. Za mały uczynek, czy większą szkodę, one zawsze są. Chodzi mi o to, że w takich chwilach nie możesz być sama, bo to cię tylko psychicznie zniszczy. Ciągłe obwinianie siebie, czy rozdrapywanie ran nie pomoże ci w tym, aby się z tym w końcu pogodzić. To nie ty zabiłaś Rochelle, Isabelle. — Powiedziała już bardziej poważnie. — Zabiła ją chciwość. — Po tym, gdy skończyła mówić, wtuliłam się w nią z całej siły, a ona pogłaskała mnie po głowie.
Delikatnie gładziła moje włosy i głaskała po plecach, kiedy to na wpół na niej leżałam, a przy tym nuciła jakąś spokojną melodię, która niemal natychmiastowo przypomniała mi pewien moment z dzieciństwa.
Powoli sięgnęłam do klamki, aby w kolejnej chwili popchnąć drzwi do pokoju rodziców. Było ciemno, jednak dało się zauważyć, że mama podniosła się z łózka.
— Isabelle? — Spojrzałam na Graya, który pocierał oczy zapłakany.
Mama niemal natychmiastowo zapaliła lampkę, a tym samym obudziła naszego ojca, który też się podniósł i na nas spojrzał. Zamknęłam za nami drzwi, po czym podeszłam z moim młodszym bratem, którego trzymałam za rękę do łóżka rodziców.
— Co się stało? — Zapytała mama, kiedy przytuliła do siebie Graya.
— W okno uderzył gryf. Gray się go wystraszył i zaczął płakać. — Wytłumaczyłam i przysunęłam się do taty, który pogłaskał mnie po głowie.
Rodzice na siebie spojrzeli, a przy tym się lekko uśmiechnęli. Obojgu nas wciągnęli pod pościel i zgasili światło.
— Tutaj gryfy wstępu nie mają, więc jesteście bezpieczni. W razie potrzeby mama im podpali tyłki. — Powiedział tata, który mnie nieco połaskotał, na co się głośno zaśmiałam.
— Zakłócacie mój sen. — Zwróciła nam uwagę Uora, która położyła się w nogach łóżka, ale Gray po chwili wyszedł spod pościeli i ją pod nią wciągnął, aby w kolejnej chwili się do niej przytulić. — Czy ja ci wyglądam jak przytulanka? — Wyjęczała cicho, ale mój młodszy bart już zasnął.
Dość szybko, ale są trzy powody, z czego Uora jest jednym z nich. Drugi to mama głaskała go po głowie, a trzeci cicho śpiewała nam kołysankę, która zwalała nas z nóg błyskawicznie.
Pociągnęłam nosem, kiedy to wróciło do mojej głowy, a przy tym wypuściłam urywane powietrze. Z całej siły przytuliłam się do mamy, a przy tym ukryłam się w jej gęstych, czarnych lokach.
— Tęskniłam za tobą, mamo. — Sama również mnie mocniej przytuliła, a przy tym usłyszałam, że sama pociągnęła nosem.
— Mi ciebie też brakowało, Isabelle. — Spojrzałam na nią, a ona wytarła mi twarz i dała całusa w czoło.
Już wiem, czego mi najbardziej brakowało przez te wszystkie lata. Tego, że gdy nie będę w stanie sobie z czymś poradzić, ona zawsze przyjdzie mi z pomocą.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, choć był nieco krótki.
Dajcie znać koniecznie i do następnego! ❤❤
(Poniedziałek, o ile dam radę,bo mam wyniki matur)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro