Rozdział 37 - "Zakazane uczucie"
Miłej lektury!
Gwendolyn
Od sytuacji z Wigilii minęły trzy dni. Wielkimi krokami zbliżał się Nowy Rok, jednak nie potrafiłam się na tym skupić. Tak samo jak na literaturze, którą miałam przestudiować przez przerwę świąteczną. Przez ostatni cały dzień leżałam cały dzień w łóżku, dzisiaj to samo, a przy tym praktycznie bez przerwy patrzyłam się w sufit. W mojej głowie co rusz odgrywała się sytuacja z momentu, gdy pocałowałam się z Grayem. Nie wiedziałam, co mnie napadło. Uważałam go za najlepszego przyjaciela, ale po tym, co mi on powiedział, że byłam dla niego ważna i w ogóle, powoli zamazywały się mi granice między zwykłym koleżeństwem a czymś więcej.
Zaznaczyłam stronę w książce, by w kolejnej chwil podnieść się do siadu i złapać za komórkę. Nie miałam żadnych powiadomień. Ani jednej wiadomości od Graya od tamtego wieczora. Powoli zaczynałam myśleć, że to, co między nami zaszło, nie powinno mieć miejsca, bo zniszczy nasze stosunki wobec siebie. Przepadnie przez to nasza przyjaźń, którą uważałam za naprawdę bardzo ważną. Nie chciałam jej stracić. Opuściłam komórkę w różowym etui z dodatkowym breloczkiem w postaci włochatej kulki.
Martwiłam się.
Nie chciałam stracić najlepszego przyjaciela, ale z drugiej strony miałam wrażenie, że to, co znajdowało się między naszą dwójką, nie mogło dłużej nosić miana „przyjaźni".
W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, dlatego podniosłam wzrok. W progu stanął Ryan, który trzymał w dłoni papierową siatkę i kubek z logo McDonald's. Podszedł do mnie i podał wszystko. Kiwnęłam głową niemrawo.
— Dobra, co jest? — Spytał, kiedy nijak nie zareagowałam na to, że kupił mi shake'a truskawkowego.
— Nic... — Odpowiedziałam, ale widocznie mi nie uwierzył.
Zauważyłam kątem oka, że o futrynę oparł się także Bryce. Oboje się chyba musieli zmartwić, że od dwóch dni nie miałam kompletnie humoru. Ale co mogłam na to poradzić? Nie mogłam przestać myśleć o tamtej sytuacji. Spojrzeli na siebie.
— Mamy cię torturować, żebyś powiedziała? — Odezwał się tym razem Bryce.
Odłożyłam jedzenie na szafkę obok łóżka.
— I tak nie zrozumiecie. — Ułożyłam się na poduszce, a przy tym odwróciłam do nich plecami.
— Mam zabrać to jedzenie, żebyś powiedziała? — Powiedział bardziej stanowczo Ryan.
— A zabieraj, jak chcesz. — Rzuciłam bez humoru, czym już chyba całkiem obu zmartwiłam.
— Dobra, Gwen, serio. Co się dzieje? — Wszedł do pomieszczenia. — Od dwóch dni praktycznie nie wychodzisz z pokoju, nie robisz nic innego, tylko leżysz.
Zacisnęłam powieki, kiedy to zauważył. Miał rację. Kompletnie nic nie robiłam innego.
— Nigdy nie miałaś takich humorków, że nagle wchodziła ci depresja i nie miałaś ochoty na swojego ulubionego shake'a truskawkowego. Powiedz nam, o co chodzi. Jesteśmy twoimi braćmi, może coś nam się uda...
— Pocałowałam Graya... — Weszłam mu w słowo, po czym przytuliłam się do swojej poduszki.
Oboje się zacięli.
— Co?! — Odezwali się jednocześnie.
Podniosłam się do siadu i na nich spojrzałam.
— Pocałowałam Graya i się teraz do mnie nie odzywa! — Z powrotem się położyłam i schowałam twarz w poduszkę.
Usłyszałam głośne westchnięcie, a w kolejnej chwili poczułam, jak materac za mną się delikatnie ugiął. Już w następnym momencie, któryś z nich pchnął moje ramię, jednak nie zareagowałam.
— Oddał go? — Spytał Ryan, na co przytaknęłam.
— Ruszyliśmy się do tego jednocześnie. — Powiedziałam stłumionym głosem, bo nadal podduszałam się poduszką.
— To czym się martwisz? — Zapytał tym razem Bryce.
— Tym, że przez to się rozsypie nasza przyjaźń. — Wytłumaczyłam krótko, a przy tym brzmiałam, jakbym miała się za moment popłakać.
— Żartujesz sobie, prawda? — Dopytał Bryce, a ja bardziej się skuliłam.
— Gwen, skoro Gray oddał całusa, to raczej coś do ciebie czuje. Tak samo jak ty do nie...
Przerwałam mu.
— Ale ja nie wiem, czy coś do niego czuje! — Podniosłam się gwałtownie.
Ryan się lekko odsunął, kiedy nieomal dałam mu z główki. Zawiązałam ręce na karku. Włosy okryły moją twarz, a przez to nie dało się zauważyć, że w oczach zebrały mi się łzy. W tym momencie obok mnie usiadł jeszcze Bryce, który w kolejnej sekundzie potargał mnie po tych strąkach, które sięgały mi już kawałek za ramiona.
Pociągnęłam nosem, kiedy mnie do siebie przysunął i przytulił z całej siły, starając się mi poprawić humor.
— Powiedzieć ci coś? — Odezwał się nagle Ryan, dlatego na niego spojrzałam.
Bryce zrobił to samo.
— Na twoim miejscu zrobiłbym pierwszy krok. — Złożył ręce. — Nie siedziałbym cały czas w swoim pokoju i nie myślał „co gdyby" albo „a co jeśli". Ruszyłbym się i spróbował dowiedzieć, co do mnie czuje druga osoba. — Zauważyłam, że delikatnie posmutniał.
Nie uszło to także uwadze Bryce'a, czego świadczyły jego delikatnie ściągające się brwi.
— Spróbowałbym zrobić cokolwiek w kierunku tej osoby... — Jego oczy delikatnie się zaszkliły, a przy tym przełknął ślinę i wziął głęboki wdech. — Póki nie byłoby za późno...
— Co masz na myśli? — Dopytałam.
— Ryan, mówisz w taki sposób, jakbyś został przez kogoś zraniony w ostatnim czasie. Od czasów Kate minęło z siedem lat i wasz związek poszedł w pizdu z jej winy. Ona wskoczyła innemu do łóżka, ale wątpię, że trzymasz tę urazę od tak długiego...
— Nie do niej jest ta uraza... — Wyznał. — Tylko do kogoś, kogo nie powinienem darzyć takim uczuciem...
— Nie powinieneś darzyć...? — Olśniło mnie. — Rochelle...
Skrzywił się minimalnie, kiedy wypowiedziałam to imię. Bryce pokręcił głową, nie dowierzając własnym uszom. Ja też nie umiałam w to uwierzyć. Ryan kochał Rochelle i wciąż ją darzył takim uczuciem.
— Po tym wszystkim, co zrobiła, ty ją...
— Jest zła, to prawda, ale nie wiem czemu, mam jakieś dziwne wrażenie, że ona czegoś oczekuje. — Przerwał mu. — Że ma jakiś ukryty plan w tym, co chce zrobić Belli i Gavinowi, że... — Zaciął się.
— Masz nadzieję, że ona wróci do normy. — Stwierdził od razu Bryce. — Ryan, ona była taka całe życie, tylko się ukrywała. Chciała, żebyśmy myśleli, że jest normalna. Ona się nami bawiła, jakbyśmy byli zwykłymi marionetkami na sznureczkach.
— Wiem, ale...
— Tu nie ma „ALE", Ryan. Rochelle jest, była i będzie Wdową, nieważne, co byśmy zrobili. Dla niej nie ma ratunku i musisz to przyznać przed samym sobą. Ona nie ma szansy na to, aby ponownie się stać tą dziewczyną, którą była, gdy ją poznaliśmy. — Zauważył Bryce.
— Dasz mi w końcu skończyć to, co próbuję powiedzieć? — Zmarszczył brwi zirytowany. — Gwen...
Przyjrzałam mu się. Widziałam w jego oczach ból. Wiedział o tym wszystkim, co przed momentem powiedział mu Bryce. Próbował się z tym pogodzić, ale nie potrafił. Naprawdę zależało mu na Rochelle, ale z drugiej strony nie mógł nic zrobić. Był rozdarty na dwie strony. Zdawał sobie sprawę z faktu, że Rochelle to ta zła, co zamierzała zrobić Gavinowi i Belli, gdy urodzi im się dziecko i że za wszelką cenę trzeba ją powstrzymać, ale serca nie mógł oszukać. Kochał ją. Naprawdę, szczerze. Do tego miał nadzieję, że ona mogłaby stać się jeszcze taka, jaka była kiedyś. Wrócić do swojego starego zachowania.
Nie znałam jej wtedy, ale po reakcji Ryana wiedziałam, że udało jej się zawrócić mu w głowie. Nie miałam pomysłu, jaka by ona mogła kiedyś być. Bella nie chciała za bardzo o tym rozmawiać, kiedy się jej o to raz zapytałam, gdy Gray... Gdy trenowała swojego młodszego brata. Ją też bolała rozmowa o tej dziewczynie. Każdy z pierwotnej grupy, która połączyła siły, by uwolnić rodziców Belli i jej brata, widocznie cierpiał, kiedy tylko wspominało się jej imię.
Nawet Gavin, choć starał się tego nie pokazywać. Próbował zachowywać pozory, że był zdania, iż każdy kiedyś odejdzie, ale nie latało mu to koło nosa. Przejmował się. Wszyscy się martwili, do czego dojdzie. Zauważałam to ja... Gray, Nina, pan Stefan... Każda osoba, która nie była stricte wmieszana w pierwszą akcję, gdy Bella walczyła ze swoją najlepszą przyjaciółką.
Słyszałam o tym jedynie w formie krótkiej opowieści, którą sprzedali mi Ryan z Bryce'm, gdy z nimi tutaj przyjechałam. Potem, gdy nocowałam u Graya, bo chłopacy wyruszyli na akcję, opowiedział mi to jeszcze raz z większą ilością szczegółów. W tym także wspomniał, że Bella wtedy straciła nie jedną przyjaciółkę, a dwie – Enigmę, która była jej chowańcem.
— Rozumiesz? — Spytał nagle Ryan, na co zamrugałam kilka razy.
Kompletnie go nie słuchałam.
— Zamyśliłaś się i mnie nie słuchałaś, prawda? — Dopytał, na co obwiązałam swoje nogi ramionami.
— W skrócie mówił o tym, żebyś sprawdziła, czy coś do niego czujesz. Pomyśl o tym, siostra, i wypij shake'a, zanim się rozpuści. — Podał mi kubek. — Gray może być twoim najlepszym przyjacielem. Nie ważne, co się między wami zrodzi. Zawsze nim będzie, nawet jeśli zostalibyście parą. Związki zwykle tak powstają. Najpierw jest znajomość, potem przyjaźń, a jak stanie się coś więcej, to próbuje się związku. Jak się uda, to super i w ogóle, a jak nie, to można zawsze zostać dalej przyjaciółmi. Niekoniecznie znajomość musi się rozpadać, bo w związku nie wyszło. — Potarmosił mnie po głowie Bryce, kiedy akurat się napiłam.
— Jak chcesz, to umiesz być nawet mądry. — Skomentowałam, na co się wzdrygnął.
Lekko pociągnął mnie za włosy, przez co potarłam swój czerep i spojrzałam na niego z chęcią mordu. Ryan się zaśmiał. Opuściłam kubek między nogi, po czym zwróciłam swój wzrok na telefon. Sięgnęłam po niego, by w kolejnej chwili włączyć konwersację z Grayem. Moment się wahałam, ale ostatecznie napisałam do niego z zapytaniem, czy miał dzisiaj może nieco czasu.
Moi bracia zwrócili na siebie wzrok i lekko uśmiechnęli, kiedy to z niecierpliwością czekałam na odpowiedź. Podczas tej krótkiej chwili nie miałam żadnego pojęcia, co ze sobą zrobić, więc zaczęłam stukać paznokciami o powierzchnię opakowania.
Odpowiedź Graya nadeszła niecałe dwie minuty po tym, jak wysłałam wiadomość. Niemal się zachłysnęłam, kiedy zauważyłam dopisek: „Miałem pytać o to samo od wczoraj, ale nie wiedziałem, czy w ogóle chcesz na mnie patrzeć przez tamtą sytuację". Bryce poklepał mnie po plecach, kiedy to lekko zakasłałam. Od razu mu odpisałam, że chyba oszalał, a przy tym sobie chyba nieco uświadamiałam, że ja na niego od dłuższego czasu inaczej patrzyłam.
Początkowo uważałam go za brata Bella, który wydostał się z niewoli. Potem stał się moim kolegą z klasy, aż w końcu najlepszym przyjacielem. Wszystko się zmieniło od momentu, w którym przejawiły się u niego moce.
— Myślałam, że tylko kobiety mogą posiadać magię. — Zauważyłam.
Przytaknął głową, a przy tym przyglądał się swoim palcom, wokół których latały pasa jasnej energii.
— Bo tylko one ją posiadają... Nie wiem, czemu to się dzieje też ze mną... — Powiedział lekko przerażony, a przy tym słyszałam, że jego oddech z każdą sekundą stawał się coraz szybszy.
Mógł dostać ataku paniki, a na to nie mogłam pozwolić. Wiedziałam, że był w moim wieku, różnica kilku miesięcy robiła z niego starszego ode mnie, ale widocznie potrzebował teraz pomocy. Nie radził sobie, co dało się zauważyć z łatwością, dlatego się do niego zbliżyłam, objęłam twarz dłońmi i zmusiłam, żeby spojrzał mi w oczy.
— Wszystko będzie ok. — Odezwałam się spokojnie, a przy tym chwyciłam jego dłonie, przy których splotłam nasze palce razem. — Na pewno! — Uśmiechnęłam się szeroko i zachęcająco.
Wszystko zmieniło się wtedy. Potrzebował mnie, potem kilka razy zrobił on dla mnie to samo. Pocieszył mnie, gdy nie dawałam sobie rady samej. Pomagał mi, jak tylko umiał, za co mu się odwdzięczałam tym samym. Był przy mnie zawsze, gdy mieliśmy chwilę wolną. Praktycznie w każdym moim wspomnieniu z ostatniego pół roku, obok siebie widziałam Graya.
Zaakceptował każde moje dziwactwo, jakby kompletnie nie istniało. Uspokoiłam się przy nim, nie zachowywałam się już tak, jakbym była zdrowo walnięta. On się przy mnie bardziej otworzył, za co mi nawet dziękowała jego mama, bo jak ona sama stwierdziła, Gray od zawsze potrzebował kogoś w swoim wieku, z kim mógłby porozmawiać o większej ilości rzeczy, niż z własną matką, ojcem czy siostrą.
Lekko się uśmiechnęłam, kiedy zaproponował miejsce i godzinę spotkania, po czym zerknęłam na swoje rodzeństwo. Przyglądali mi się wyczekująco.
— Zawiezie mnie któryś na Szlak Wolności o szesnastej? — Poprosiłam, na co się zaśmiali.
— Umówiłaś się na randkę? — Założył mi włosy za ucho. — Podrzucę cię, bo i tak trzeba będzie jechać na zakupy. — Dodał Ryan, na co się szerzej uśmiechnęłam.
Oboje wstali i skierowali się do wyjścia, ale jeszcze ich zatrzymałam.
— Jakby mi i Grayowi się udało, jak byście zareagowali? — Spytałam nagle, a oni się do mnie odwrócili.
— Szczerze? — Dopytał Ryan, na co przytaknęłam. — Wydaje mi się, że bym się ucieszył. Przy nim się cały czas uśmiechasz i poprawia ci humor, kiedy my nie umiemy. Lepszego chłopaka chyba nie zajdziesz.
— Zgodzę się z Ryanem, Gwen. — Odpowiedział Bryce.
Ponownie przytaknęłam, a oni wyszli z mojego pokoju. Spojrzała na godzinę. Dochodziła czternasta. Szybko zjadłam, co kupił mi Ryan, by w kolejnej chwili czym prędzej się przebrać z dresu.
***
Uchyliłam drzwi od samochodu, ale nim wysiadałam, odezwał się jeszcze Ryan.
— Powodzenia.
Odwróciłam się do niego, po czym przysunęłam i uściskałam. Uśmiechnął się, potargał mnie po włosach, ukrytych pod czapką w postaci beretu. Wyszłam z auta, pomachałam mu przez szybę, na co mi zasalutował jak w wojsku. Ruszyła nieco szybszym krokiem, bo miałam może ze dwie minuty do równej szesnastej. Z daleka widziałam Graya.
Stał pod Bunker Hill Monument i patrzył na nielicznych przechodniów. Nieco szybciej oddychał, czego świadczyła często wypuszczana para z jego ust. Oblizałam swoje wargi i przyśpieszyłam kroku jeszcze bardziej, aż w końcu zaczęłam biec, co raczej nie było zbyt dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę, że na podłożu znajdował się lód.
— Gray! — Zawołałam go, na co odwrócił się w moją stronę.
Chciał coś powiedzieć, ale było za późno. Nie wyhamowałam i na niego wpadłam, przez co oboje wylądowaliśmy w śniegu.
— To się nazywa wielkie wejście... — Skomentował chłopak.
Powoli się podniósł do siadu, pocierając tył swojej głowy. Podniosłam na niego wzrok, dzięki czemu dostrzegłam na jego policzku minimalną szramę...
— O rany Boskie, przepraszam! Nie chciałam! — Zaczęłam panikować, przez co się lekko zaśmiał.
Pokręcił głową, rozejrzał się i przyłożył dwa palce prawej dłoni do rany. Przy tym wziął głębszy wdech.
— Duszę, kości, narządy, mięśnie, ciało. Ulecz wszystko tak, jakby nic się nie stało. Każda rana, skaza, blizna zniknie w mgnieniu oka. Ból zniknie tak, niczym przemijająca epoka. — Wyszeptał, a jego głos delikatnie odbijał się jakby echem.
Uważnie przyglądałam się temu, jak rana zasklepiła się na moich oczach i zniknęła bez śladu. Zupełnie, jakby jej nigdy nie było. Uniosłam dłoń, położyłam ją na jego policzku i przesunęłam palcami po miejscu, gdzie moment wcześniej znajdowała się rana. Uśmiechnął się, dlatego zabrałam rękę.
— Gray...
— Gwen...
Odezwaliśmy się jednocześnie, co poskutkowało tym, że parsknęliśmy śmiechem.
— Możesz mówić... — Znowu równo.
Ponownie się roześmialiśmy. Uśmiechnęłam się na wydźwięk. Uwielbiałam jego głos. Dość wysoki jak na chłopaka, ale chrypa, która w nim występowała, nieco go obniżała. Podczas śmiechu brzmiał przez to, jakby się zapowietrzał. Gdy tylko się odzywał, robiło mi się ciepło na sercu.
— Mów pierwsza. — Powiedział, a przy tym zaczął się podnosić.
Podał mi rękę, abym również wstała. Niemal od razu poczułam, jak ciepłą miał dłoń w przeciwieństwie do mojej. Podniosłam wzrok na jego twarz. Delikatnie się do mnie uśmiechał, przez co serce niemal chciało mi wyskoczyć z piersi.
Coś mą ruszyło, bo nim się spostrzegłam stanęłam na palcach i, ponownie w tym tygodniu, złączyłam swoje usta z jego. Wzdrygnął się, odsunął zaskoczony i przyglądał mi się, nie rozumiejąc.
— Gwen, co...
— Naprawdę cię lubię, Gray, ale... Powoli sobie chyba uświadamiam, że to już nie jest lubienie w formie przyjaźni. — Wyznałam, czym spowodowałam, że szerzej uchylił powieki.
Nic nie odpowiedział. Jedynie szybciej zamrugał.
— Chyba się w tobie zakochałam...
W tym momencie się pochylił i sam przycisnął swoje wargi do moich. Objął moje policzki, a ja złapałam za jego nadgarstki. Gdy po chwili się odsunął, spoglądał mi w oczy z szerokim uśmiechem na twarzy.
— A ja się zakochałem w tobie, Gwen. — Wyznał, na co szerzej otworzyłam oczy. — Więc... Co ty na to... Znaczy... Może... Możemy...
— Spróbować? — Dokończyłam za niego, na co przytaknął. — Możemy.
Przytulił mnie, a ja się w niego wtuliłam z całej siły.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro