Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - "Wizja"

Opóźnienie, wiem, ale nie miałam w domu Internetu przez dwa dni, a piszę na komputerze i nie będę przepisywała ponad 3k słów na komórkę.
W każdym razie, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie.
Teraz wam życzę miłej lektury!
BTW dzisiaj będzie ciekawie *śmiech i zacieranie rączek*
Będę wdzięczna za komentarze!


Nieco bardziej rozłożyłam się na miejscu pasażera, a przy tym patrzyłam na chłopaka. Chwilę wcześniej dał mi swoją rękę, której palce splótł z moimi. Uśmiechnęłam się, kiedy to przyglądałam się profilowi chłopaka, który uważnie patrzył na drogę, jednak widziałam to, że sam się z jakiegoś powodu cieszył, czego dowodziły jego uniesione kąciki ust. Miałam szczęście, że na niego wpadłam. Gdyby nie to, to prawdopodobnie nigdy nie odzyskałabym rodziców, łowcy tutaj, tak jak to obiecał jego ojciec, nie zaprzestaliby polowań na każdą istotę nadnaturalną, ja nadal byłabym okłamywana przez Rochelle, a do tego nie byłabym po uszy w kimś zakochana i szczęśliwa. Prawdopodobnie jedynymi osobami, które by o mnie wiedziały, byłaby Nikki i Toby.

— Co mi się tak przyglądasz? — Zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu, przy którym znajdował się znak STOP.

— Przyglądam się mojemu jakże przystojnemu chłopakowi, za którym szaleję z miłości. Nie mogę? — Zaśmiał się na moje słowa.

— Kusicielka. — Spojrzał na mnie, a przy tym się uśmiechnął szeroko, na co parsknęłam pod nosem.

— Za to też mnie w jakimś stopniu kochasz. — Powiedziałam, odwracając przy tym wzrok, kiedy wyjechał na poprzeczną drogę.

— Najbardziej za cały całokształt twojej osoby i charakter. — Zagryzłam dolną wargę, a przy tym pogłaskałam drugą dłonią jego rękę.

Po kilku sekundach ją uniosłam i oparłam ją oprawy policzek. Lekko ruszył palcami, tym samym głaskając nieco moją skórę. Jakiś czas później zauważyłam to, że jechaliśmy przy Pleasure Bay, zaraz niedaleko Castle Island. Rozejrzałam się za oknem, kiedy dostrzegłam błękitne wody zapory. Kilka minut później chłopak zaparkował niedaleko fortu. Oboje wyszliśmy z pojazdu, a gdy obeszliśmy samochód, Gavin niemal natychmiastowo mnie objął i poprowadził w kierunku ścieżki. Sama również się w niego wtuliłam, łapiąc przy tym za szlufkę jego spodni. Podniosłam na niego wzrok, a on na mnie.

— Po co tu jesteśmy? — Zapytałam nie rozumiejąc, kiedy to zaczęliśmy spacerować.

— Jak będziesz cierpliwie czekać, to się dowiesz. — Zaśmiałam się nie dowierzając.

Przechadzaliśmy się przez jakiś czas, a w czasie tego cały czas ze sobą rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. To temat zszedł na rodzinę, to na pracę lub w końcu na to, o co poprosił mnie wczoraj chłopak.

— Nadal nazywasz mnie swoim chłopakiem, choć ci się oświadczyłem. — Zauważył, a przy tym oboje poczuliśmy nieco mocniejszy wiatr, który przyszedł znad wody.

— ... — Już miałam odpowiedzieć, kiedy to przerwały mi to jakieś cieszące się zabawą dzieci, które nagle do nas podbiegły.

Zatrzymaliśmy się, kiedy to jakaś dziewczynka złapała za materiał bluzy, którą miałam na sobie.

— Proszę Pani, czy Pani oczy są takie normalnie? — Zapytała ta, która miała włosy związane w dwie kitki i była ubrana w białą sukienkę oraz jeansową kurtkę.

Spojrzałam na Gavina, a on się uśmiechnął do mnie, tym samym dając mi znak, żebym jej odpowiedziała. Małe dzieci uwierzą we wszystko, ale jak spróbują to powiedzieć dorosłym, to nie wezmą tego na poważnie. Kucnęłam przed dziewczynką.

— Mam takie oczy, bo jestem wróżką. — Poruszałam palcami, jakbym spróbowała coś czarować, na co mój chłopak się cicho zaśmiał.

— Wróżką? — Pokiwałam głową, ale w tym samym czasie dziewczynkę zawołała mama. — Do widzenia, Pani Wróżko! — Zaśmiałam się i podniosłam, a ona pomachała mi na odchodne.

— I czego się ze mnie śmiałeś? — Zapytałam, kiedy to mnie znowu objął.

— Wróżka, tak? — Parsknęłam śmiechem, kiedy znowu ruszyliśmy.

— Wiesz co? Raczej w bajkach, filmach i książkach wiedźmy są przedstawione jako czarne charaktery. — Pokiwał głową, tym samym zgadzając się z moimi słowami i oblizując przy tym wargi.

— Mimo wszystko, masz podejście do dzieci. Udało ci się je zainteresować swoją osobą. — Pokręciłam głową.

— Zajmowałam się Enigmą, w pewnym sensie patrzyłabym na nią jako na takie małe dziecko. — Posmutniał na to, że wspomniałam o mojej małej przyjaciółce. — Jest ok. Jakoś się pogodzę z tym — Przerwał mi.

— Nie pogodzisz. Za dobrze cię znam. — Powiedział, a przy tym oboje weszliśmy po schodach, które prowadziły do środka fortu. — Będziesz się obwiniała do momentu, aż przestaniesz czuć ból, bo będzie codziennością. Przecież przede mną nie musisz tego ukrywać, Bella. — Zagryzłam dolną wargę i opuściłam głowę, obejmując się przy tym ramionami.

— Masz rację... — Przyznałam cicho, kiedy weszliśmy na zielony trawnik w samym centrum fortu, gdzie byliśmy sami.

Chłopak opuścił swoją rękę, którą mnie obejmował, a ja wyszłam nieco na przód.

— Brakuje mi tego zielskojada. — Wyznałam. — Była moją przyjaciółką i zawsze mogłam liczyć na to, że mi pomoże, kiedy ja nie będę w stanie czegoś sama zrobić. — Zatrzymałam się, kiedy nie słyszałam tego, jak chłopak szedł za mną. — Ga — Zacięłam się, kiedy tylko zobaczyłam to, jak klęczał na prawym kolanie, a w rękach trzymał pudełko z pierścionkiem w środku.

Momentalnie zabrakło mi powietrza w płucach, kiedy tylko go ujrzałam w takim położeniu, a przy tym miałam nieco uchylone usta ze zdziwienia. Do tego łzy, które wcześniej szykowały się do spłynięcia od wspomnień o Enigmie, teraz poleciały z zarówno szoku, jak i nie wiedzy co myśleć w takiej chwili. Przyjrzałam się pierścionkowi, który znajdował się w czarnym pudełku w kształcie serduszka. Był srebrny, a do tego miał cienką szynę. Na jego wierzchu królował zielony szmaragd, a dookoła niego kilkanaście białych kryształków, które rozchodziły się także po bokach. Podniosłam wzrok na chłopaka, który cały czas spoglądał mi z uwagą w oczy. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić, kiedy to złapał mnie za lewą dłoń.

— Tamto wczorajsze nie było takie, jakie bym chciał, dlatego postanowiłem zapytać ponownie. — Uśmiechnął się. — Isabelle Mirando Lockwood, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? — Poczułam to, jak z moich oczu jeszcze bardziej zaczynają płynąć łzy, kiedy o to zapytał. — Jesteś jedyną osobą, z którą chciałbym spędzić resztę życia. — Zagryzłam dolną wargę, a przy tym się uśmiechnęłam i pokiwałam głową.

Szerzej otworzył oczy, choć wiedział, że się zgodzę. Zaśmiałam się cicho i wydusiłam z siebie ciche „Tak", na co wstał, aby mnie przytulić, podnosząc mnie nieco ponad ziemię i okręcając się razem ze mną w jednym miejscu. Objęłam jego kark, a przy tym pocałowałam, na co mi odpowiedział, oddając przy tym całusa. Po chwili, gdy mnie odłożył na ziemię, założył na moją lewą rękę pierścionek, a ja ponownie się do niego zbliżyłam, aby złączyć swoje wargi z jego.

Po jakimś czasie wróciliśmy na mieszkanie, gdzie gdy tylko weszłam do salonu, Bryce i Ryan zobaczyli na mojej dłoni biżuterię. Tak samo z resztą jak mama i tata, którzy się popłakali, jak się dowiedzieli, że prawdopodobnie niedługo będę wychodziła za mąż. Zaśmiałam się, kiedy Gray mnie uściskał z tego powodu, a chłopacy poklepywali Gavina po plecach, gratulując mu odwagi. Przez większość czasu oczywiście pytali, jak byśmy widzieli nasz ślub, ale my cały czas odpowiadaliśmy, że jeszcze nie wiemy. Do wieczora praktycznie o tym kręciła się rozmowa, a moja matka już zadeklarowała, że śluby się odbędą dwa. Oczywiście chodziło jej o normalny, jak ten, który biorą zwykli ludzie i ten ze środowiska magicznego.

Każdy rodzaj istot nadnaturalnych ma swoją przysięgę, kiedy to ktoś z nich wychodzi za mąż. Wilkołaki, wampiry, wiedźmy i jeszcze kilka innych ras. Każda z nich ma swoje święta, religię, którą wyznają, tradycje czy wiele innych. Nie trzymamy się raczej razem. Wampiry i wilkołaki się nie cierpią, a wiedźmy od zawsze pozostawały w neutralnych stosunkach co do reszty. Nie lubiłyśmy się wdawać w sprzeczki, chyba że chodziło o nasz rodzaj.

Po jakimś czasie wzięłam prysznic, ale zanim weszłam pod wodę, zdjęłam z palca pierścionek, aby go nie zniszczyć. Od razu przesunęłam dłońmi po mich włosach, a przy tym odetchnęłam i uniosłam nieco twarz ku tryskającej substancji. Gdy otworzyłam oczy, zdziwiłam się widokiem tego, że woda nie była, jak zawsze dla mnie, czerwona, a najzwyczajniej w świecie przezroczysta. To chyba pierwszy raz od tych siedmiu lat, od kiedy to widzę ją nie pod postacią krwi. Parsknęłam cicho, kręcąc przy tym głową. Po jakimś czasie wyszłam z łazienki w mokrych włosach, które zakręcały się w loczki i w piżamie, która składała się z krótkich spodenek oraz koszulki na ramiączkach. Wszyscy już zniknęli w pokojach, aby odpocząć po dzisiejszym dniu. Kręcąc pierścionkiem na palcu, weszłam do pokoju, gdzie zastałam Gavina, który już leżał pod pościelą i miał ręce ułożone pod głową. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, kiedy weszłam pod kołdrę. Przytuliłam się do niego, a przy tym dałam mu całusa.

— Ten magiczny ślub — Przerwałam mu.

— Rytuał zaślubin. Nie wiem, jak on przebiega, bo nigdy na takowym nie byłam. Jutro porozmawiam z mamą, żeby mi to bardziej wytłumaczyła. — Pokiwał głową i pogłaskał mój lewy policzek zewnętrzną stroną palców prawej dłoni.

— Cieszę się, że powiedziałaś „Tak". — Zaśmiałam się lekko, po czym zgasiłam światło i się do niego przysunęłam, aby wtulić się w zgięcie jego szyi.

Czułam to, jak lewą ręką zaczął jeździć po moich plecach, a tym samym delikatnie mnie drapać. Uśmiechnęłam się i delikatnie ugryzłam płatek jego ucha, na co się wzdrygnął.

— Innej odpowiedzi bym nie dała, głupku. — Zaśmiał się, ale tylko wypuszczając powietrze, a ja zamknęłam oczy.

Gdy ponownie uchyliłam powieki, nie byłam w pokoju. Rozejrzałam się, ale jedyne co widziałam, to rozpościerającą się dookoła wodę i żadnego innego punktu, na którym bym mogła zatrzymać wzrok.

— Znowu jakieś chore sny czy wizje? — Zapytałam samą siebie, kiedy to nagle coś mi wpadło do głowy.

„Otwarta woda", to również był jeden z omenów, jednak kompletnie nie pamiętam co on oznaczał. Opuściłam wzrok, a dzięki temu zobaczyłam swoje odbicie, co było dość niecodzienne, jeśli chodzi o wizje. Jeżeli widzę swoje odbicie, to to również mogę interpretować jako przejaw jakiejś zapowiedzi. W tym momencie tafla została naruszona przez pływający na niej zegarek, a ja dopiero teraz zauważyłam to, że stoję na tej wodzie, jakbym miała grunt pod nogami. Przełknęłam ślinę, po czym kucnęłam przy obiekcie znajdującym się u moich stóp. Czasomierz miał pękniętą szybkę, a wskazówki zatrzymały się na jednej godzinie.

— Trzecia trzydzieści trzy... — Odczytałam i uniosłam wzrok. — Godzina czarownic... — Wyszeptałam, a przy tym ponownie się rozejrzałam.

To nie może być przypadek, że znowu widzę w swoim śnie rzeczy, które dla wiedźm są uznawane za omeny. Podniosłam się, jednak w tym samym momencie poczułam to, jak coś otarło się o moją lewą nogę. Spojrzałam co to takiego, dzięki czemu zobaczyłam pływającą na wodzie chryzantemę, którą wzięłam do rąk, a ona niemal natychmiastowo zwiędła.

— Chryzantema — Przełknęłam ślinę. — Znak śmierci i żałoby. — Wrzuciłam kwiat z powrotem do wody, a on zmienił swoją formę i stał się słonecznikiem. — Nadejście nadziei... — Gdy tylko to powiedziałam, poczułam to, jak coś schwytało moje kostki, po czym wciągnęło pod powierzchnię.

Byłam ciągnięta na samo dno, gdzie wszystko dookoła mnie było całkowicie czarne. Po kilku sekundach coś złapało za moje nadgarstki, potem za ramiona, aż w końcu zobaczyłam znajomą twarz, przy której oczy jak i twarz były całkowicie martwe.

— Zabiłaś mnie, Bell... — Szerzej uchyliłam powieki. — Teraz ja zabiję ciebie... — Uśmiechnęła się i zamachnęła w kierunku mojej klatki piersiowej, w którą wbiła swoją dłoń, a ja z bólu wypuściłam całe powietrze, jakie dawałam radę utrzymać.

Gwałtownie podniosłam się na łóżku, mając przy tym niesamowicie szybki oddech. Dotknęłam miejsca, w którym kilka sekund wcześniej znajdowała się ręka dziewczyny, jednak niczego tam nie było. Czułam to, jak dosłownie ociekałam potem. Złapałam się za głowę, aby spróbować się uspokoić.

— Bella? — Zapytał Gavin, którego zbudził mógł nagły ruch.

— Zły sen, nie ma się co martwić. — Wytłumaczyłam, jednak on mimo tego mnie przytulił.

— Co ci się śniło? — Odezwał się wyraźnie zaniepokojony, a ja powoli wszystko opowiedziałam, gdy położyliśmy się z powrotem.

Po jakimś czasie odetchnęłam, a chłopak przez ten cały czas mnie uspokajał, żebym mogła ponownie zasnąć.

— Poprzednim razem, kiedy widziałam we śnie omeny, one się sprawdziły. — Uważnie mi się przyglądał. — Nieszczęście odnosiło się do córki Pani North, krzywda bliskiej osoby lub zdrada, z mocniejszym naciskiem na to drugie, mówiło o Rochelle, a słabość o mnie samej. Wszystkie się spełniły. — Przewróciłam się na lewy bok, a chłopak dał mi całusa w kark i przytulił mnie z całej siły. — Boję się, że tym razem może być podobnie i wszystko zacznie się kołem toczyć. — Złapałam za jego prawą rękę, którą przytuliłam do swojej piersi.

— Wszystko będzie dobrze, Bella. — Dał mi całusa w ramię. — Na pewno. Rano porozmawiaj o tym ze swoją mamą i powiedz o tym, co było ostatnim razem. — Pokiwałam głową, a przy tym ponownie się do niego odwróciłam.

Przysunęłam się do niego na tyle blisko, aby w kolejnej chwili delikatnie przyłożyć swoje wargi do jego. Chłopak pogłębił pocałunek, a przy tym przewrócił mnie na plecy. Objęłam jego kark, ale się odsunął. Jego usta zjechały na moją szyję, na co ponownie poczułam, jak przyśpiesza mi oddech.

— Gavin, moi rodzice mogą nas usłyszeć. — Powiedziałam, kiedy poczułam, jak jego dłoń zaczyna zjeżdżać coraz niżej.

— Więc musimy być cicho. — Wyszeptał i ponownie mnie pocałował, jednocześnie poprawiając się tak, aby znaleźć się między moimi nogami i zdjąć swoją koszulkę.

Obudziłam się praktycznie z samego rana, a przy tym miałam na sobie bluzkę Gavina. Cicho się przeciągnęłam, a przy tym zauważyłam na palcu serdecznym lewej dłoni pierścionek, na którego widok niemal natychmiastowo się uśmiechnęłam. W tym momencie usłyszałam, jak ktoś obok mnie cicho mruknął i przytulił z całej siły. Zaśmiałam się, kiedy to poczułam na moim karku usta, które zostawiły na mojej skórze kilka całusów. Odwróciłam się do chłopaka, który nadal miał zamknięte oczy, a przy tym pogłaskałam go po prawym policzku. Powoli uchylił powieki, by w kolejnej sekundzie spojrzeń na mnie zaspanymi oczami.

— Dzień dobry... — Wyszeptał lekko zachrypniętym głosem, a ja mu dałam całusa w skroń.

— Wstaję. — Mocniej się do mnie przytulił, nie chcąc mnie puszczać, na co się zaśmiałam. — Zrobię nam kawy, a ty zdążysz się obudzić i też wstać. — Wzdrygnął się lekko, by w kolejnej chwili zabrać rękę i zakryć swoją głowę poduszką.

Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przy której od razu się przebrałam. Wciągnęłam na swoje nogi krótkie spodenki, jako górną część garderoby założyłam koszulkę na krótki rękaw i rozpinaną bluzę Gavina, którą zapięłam do połowy oraz podciągnęłam jej rękawy do łokci. Wyszłam z pomieszczenia, jednocześnie się przeciągając, aby w kolejnej sekundzie znaleźć się w łazience, gdzie załatwiłam swoje potrzeby. Poprawiłam swoje włosy, które gdy są skręcone, nieco opadają mi na ramiona. Zdecydowanie urosły mi włosy.

Po kilku minutach ruszyłam do kuchni, gdzie nie było jeszcze nikogo. Powoli podeszłam do blatu, aby w kolejnej chwili zacząć przygotowywać napój dla siebie i Gavina, jednak w trakcie tego poczułam to, jak ktoś oparł się o moje ramię brodą.

— Cześć, Gray. — Powiedziałam bez patrzenia na niego, a on się lekko zaśmiał.

— Skąd wiedziałaś, że to ja? — Oparł się tyłem o wyspę kuchenną.

— Jesteś jedyną osobą, która się skrada, jak do kogoś podchodzi. Od małego to robiłeś i zawsze próbowałeś mnie wystraszyć, ale nigdy ci to nie szło. — Ponownie zaśmiał się na moje słowa, jednak w kolejnej chwili się lekko zmartwił, kiedy na niego spojrzałam. — Co? — Zapytałam nie rozumiejąc jego nagłej zmiany.

— Masz strasznie podkrążone oczy. — Zauważył, na co się lekko uśmiechnęłam.

— Nie mogłam spać. — Wytłumaczyłam, a przy tym złapałam za czajnik, do którego następnie wlałam wody i podłączyłam, aby się zagotowała.

— Miałaś zły sen? — Zaniepokoił się, a ja cicho westchnęłam.

— Nie pierwszy i nie ostatni w życiu. — Odwróciłam się do niego.

— Bella... — Odezwał się niespokojnie, a ja potarmosiłam go po głowie, na co spojrzał na mnie zaskoczony.

— Nic mi nie jest. — Powiedziałam spokojnie, lekko się przy tym uśmiechając, aby go uspokoić.

— Nic, tylko wam zrobić zdjęcie. — Usłyszeliśmy, dlatego spojrzeliśmy na przejście, gdzie akurat wchodziła mama, a zaraz za nią szedł tata.

Po chwili do salonu wkroczył Gavin, który podszedł do mnie akurat, jak zalewałam kubki wrzątkiem. Dał mi całusa w czubek głowy, a ja podałam mu jedno naczynie z ciepłym napojem.

— Mówiłaś o śnie? — Wzdrygnęłam się na jego pytanie, a przy tym się napiłam posłodzonej kawy i odwróciłam wzrok. — Mam rozumieć, że nie? — Spojrzał na mnie wymownie i odłożył szklankę na blat obok siebie.

— Dopiero weszli, kiedy miałam im powiedzieć? — Zapytałam, kiedy to oblizałam usta.

— O czym? — Wtrąciła się moja matka, na którą oboje spojrzeliśmy.

— O tym, że Bella obudziła się w środku nocy zalana zimnym potem i ciężkim oddechem. — Odezwał się chłopak, który stał zaraz obok mnie, a moi rodzice zwrócili na mnie wzrok tak samo zaniepokojeni jak Gray.

— Jak to? — Zadał pytanie tym razem mój ojciec, a ja odłożyłam kubek.

— Nie ma co się przejmować. — Zbagatelizowałam problem, na co wszyscy nie dowierzali.

— Bella, to jest poważna sprawa. Sama mówiłaś, że poprzednim razem, jak śniły ci się jakieś omeny, to się one spełniły — Przerwała mu moja matka.

— Chwila, co? Jak to śniły ci się omeny? — Westchnęłam, a przy tym pokręciłam głową.

— Krzyk dzikiej mandragory w moim śnie, kiedy pojawiliście się w nim wszyscy. — Szerzej otworzyli oczy. — Omen zdrady. Tamto było z poprzedniej wizji. Dzisiaj przyśniło mi się jeszcze kilka innych. — Założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Jakie? — Zapytała kobieta.

— Otwarta woda. — Podałam pierwszy, a w tym samym momencie w salonie znalazło się rodzeństwo.

— Omen chaosu. — Wytłumaczyła, na co przełknęłam ślinę.

— Odbicie w wodzie. — Dałam drugi.

— Omen powracającej karmy. — Wyjaśniła kolejno.

— Zegarek z pękniętym szkiełkiem. Był zatrzymany na godzinie trzeciej trzydzieści trzy. — Złapałam za kubek.

— Omen godziny czarownic. — Opuściła wzrok.

— Więdnąca chryzantema. — Widocznie się przeraziła.

— Śmierć i żałoba. — Powiedziała dużo ciszej, niż wcześniej.

— Słonecznik. — Podniosła na mnie wzrok zaskoczona.

— Nowa nadzieja... — Oparła się o blat, a ja spojrzałam na Gavina i chłopaków, którzy dołączyli w czasie tego, jak moja matka wyjaśniała wszystko po kolei.

— Co to może znaczyć? — Zapytał mój narzeczony, a moja matka pokręciła głową.

— Nie wiem. Bella — Podniosłam na nią wzrok. — Ile czasu minęło poprzednim razem, zanim omeny zaczęły się spełniać? — Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja odwróciłam wzrok, starając sobie przypomnieć ostatni raz.

— Jak ostatnim razem miałam taki sen, to gdy obudziłam się jak zwykle, jakoś przed dziewiątą, tak o dwunastej się spełnił pierwszy. — Każdy przełknął ślinę. — Nie ma się czego bać. — Wzruszyłam ramionami, na co nikt nie zrozumiał o co mi chodzi. — Przy poprzedniej wizji posiadałam jeszcze magię, więc mogłam być pewna tego, że ona się spełni. Tym razem jestem zwykłym człowiekiem, więc raczej nie ma się co martwić, że to się zacznie spełniać. — Napiłam się swojej kawy.

— Nie całkiem. — Odezwała się kobieta, na którą spojrzałam nie rozumiejąc.

Widziałam to, że jest wyraźnie zaniepokojona i zaciska wargi.

— Co masz na myśli, mamo? — Zadałam pytanie, a przy tym włożyłam jedną rękę do kieszeni bluzy.

— Jesteś pewna, że nie masz magii? Wiedźmom, którym została odebrana moc zazwyczaj kolor oczu wraca do jednego z podstawowych, jakie posiadają ludzie, a twoje nadal są żółtozielone. — Opuściłam wzrok. — W twoim ciele nadal mogą się znajdować jakieś minimalne resztki magii, skoro nie straciłaś tej cechy wyglądu. — Pokręciłam głową.

— Ale nie jestem w stanie używać mocy. — Zauważyłam, na co kiwnęła głową.

— Wiem i to mnie najbardziej zastanawia. Nie jesteś w stanie używać magii, ale cechy magicznej istoty ci zostały. Nie mam pojęcia czemu tak jest, ale — Zacięła się, a ja zmarszczyłam brwi.

— Ale? — Dopytałam, na co oblizała usta.

— Mogę jeszcze raz sprawdzić, czy masz w ciele duchową energię. Wcześniej nie byłam w stanie i wychodziło na to, że jesteś zwykłym człowiekiem, ale równie dobrze twoja moc mogła po prostu wracać do stanu poprzedniego. Użyłaś „Przekazania mocy", jednakowoż coś mi w nim nie pasowało. To powinno inaczej wyglądać, niż wyglądało w tamtym momencie. — Założyłam ręce na piersi.

— Zrób to. — Powiedziałam i odbiłam się od blatu, a ona kiwnęła głową. 



Mówiłam, że będzie ciekawie! 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!
(Sobota)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro