Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 - „Żywa magia, „Widmo", obietnice"

Przepraszam za lekki poślizg, ale po mini kolosie z łaciny mój mózg przestał funkcjonować, wczoraj nie miałam zbytnio czasu na przepisywanie, dlatego dopiero dzisiaj. Mam nadzieję, że długość rozdziału to nieco zrekompensuje, a także kilka zawartych w nim nowych informacji o Belli.
A! I mam nadzieję, że nowa okładka się także podoba!
Miłej lektury! ♥♥


Siedziałam tak przez moment. W tym czasie Gray ciągle mi się przyglądał. Przez moją głowę przebiegały co rusz obrazy mnie oraz Gavina od chwili naszego pierwszego spotkania w parku. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy wrócił mi przebłysk, jak mnie wtedy złapał. Doskonale pamiętałam tamten dzień, bo w końcu w tamtym czasie się w nim zauroczyłam. Z każdym naszym kolejnym spotkaniu, czułam do niego coraz więcej, aż w końcu się w nim zakochałam. Miłość do Gavina to najlepsza rzecz, jaka w ogóle mogła mnie spotkać. Gdyby nie on, nadal bym się pewnie ukrywała, okłamywała moich przyjaciół z pracy, nie odzyskałabym rodziców i ciągle cierpiała.

Gavin mnie wyrwał z mojej bańki bezpieczeństwa i pokazał, że nie powinienem się wycofywać i uciekać. Uświadomił mi to w momencie, gdy powiedział, że mnie kocha. Od tamtego dnia walczyłam nie tylko aby obronić przed wszystkim Rochelle. Stanął na pierwszym miejscu i to jego chciałam chronić najbardziej.

— Za trudne pytanie ci zadałem? — Spytał, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.

Zaśmiałam się lekko, a przy tym opuściłam ręce między nogi i podsunęłam je nieco do klatki piersiowej. Zagryzłam dolną wargę.

— Mówiłam ci już, jak poznałam Gavina. — Zaczęłam, na co pokiwał głową. — Nie bylibyśmy typowymi młodymi dorosłymi, kiedy by się ze sobą spotykali. Wyznanie sobie miłości odkładaliśmy dość długo. Za pierwszym razem powiedziałam mu to w ogóle, gdy spał, a potem Enigma mi to wypominała. — Wyznałam, przez co się roześmiał. — On też raczej nie powiedział mi wprost, że się we mnie zakochał. Ujął to w taki sposób, że jestem dla niego ważna, wyjątkowa i, że ciągle się o mnie martwi. To, że nawzajem się w sobie zakochaliśmy wyszło w ubiegłą Wigilię, a że się kochamy w tegoroczne walentynki, kiedy na jaw wyszła prawda o moim pochodzeniu. Już na samym początku spędzaliśmy ze sobą czas, ale po zejściu się byliśmy ze sobą w każdej wolnej chwili. — Spojrzałam na Graya, który opierał się o swoje lewe kolano i podejrzanie się uśmiechał.

Pchnęłam jego ramię, na co się głośno roześmiał.

— Nie wspomniałaś o waszym pierwszym pocałunku. — Rzucił.

— Nasz pierwszy pocałunek był prawie dwa tygodnie po naszym pierwszym spotkaniu. — Podrapałam się po głowie.

— W kulki se lecisz. — Stwierdził, na co pokręciłam głową. — Serio?! Po ledwo dwóch tygodniach znajomości?

— Na imprezie halloweenowej. — Dodałam.

— Okej, mam dość! — Uniósł ręce w geście poddania.

Zaśmiałam się z jego reakcji. Od razu się do mnie dołączył, ale już po chwili się uspokoiliśmy.

— Powinieneś pogadać o tym z Gwen. — Zauważyłam, a on pokręcił głową.

— Niby jak? — Wzruszył ramionami.

— Szczerze i najlepiej bez żadnych świadków. — Powiedziałam, a przy tym się podniosłam. — Wracajmy. Muszę ci jeszcze co nieco wytłumaczyć. — Uśmiechnęłam się.

Pokiwał głową, po czym sam wstał i mnie dogonił, kiedy już nieco się od niego oddaliłam. Objął mój kark ramieniem. Większość czasu dawałam mu rady, jak powinienem podejść do rozmowy z Gwen. Niejednokrotnie go uspokajałam, aby się tym nie denerwował i starał do tego podejść na spokojnie.

Po wejściu do domu nie zastaliśmy nikogo w salonie. Przeszłam na korytarz, gdzie znajdowały się drzwi do gabinetu Gavina. Uniosłam dłoń z zamiarem zapukania, jednak zatrzymałam się, kiedy usłyszałam za nimi dość burzliwą rozmowę. Odsunęłam dłoń od powierzchni. Wróciłam do salonu, gdzie Gray właśnie wyciągał ze swojej torby jakiś zeszyt. Wziął także kilka kolorowych długopisów, na których widok się uśmiechnęłam. Podobnie jak ja za czasów szkolnych, było mu pewnie łatwiej w ten sposób wszystkiego się uczyć.

— Dobra, od początku. — Zdjęłam bluzę, którą przewiązałam w pasie.

Pistolet spod mojej koszulki schowałam pod poduszkę w salonie, kiedy Gray akurat nie patrzył. Nie wiedziałam, jak by zareagował na fakt, że trzymałam coś takiego przy sobie cały czas naszej rozmowy.

Przeszłam obok mojego młodszego brata, który siedział przy wyspie kuchennej. Zauważyłam kątem oka, jak zapisał na fioletowo pytanie „Czym jest magia?". W kolejnej chwili złapał za czarny długopis lewą dłonią, a przy tym trzymał w niej kolejne dwa kolorowe. Uśmiechnęłam się szerzej, kiedy na mnie spojrzał, dlatego roztargałam mu włosy.

— Kiedy powstała magia? — Zapytałam, podchodząc przy tym do czajnika.

— Skoro mama jest pierwszą narodzoną wiedźmą, to pewnie jakoś w tysiąc pięćsetnym roku... — Rzucił luźno.

— Nie koniecznie. — Wyjęłam dwa kubki z półki. — Jeszcze zanim mama chodziła na tym świecie magia istniała. Dowodem tego są Dwie Boginie, nasze patronki, Lux i Tenebris. Istniały jeszcze przed mamą, więc nie ma dokładnej daty powstania magii. Na treningach teoretycznych, gdy ja się jeszcze szkoliłam, mówiono, że ta dwójka była pierwszymi pierwszymi wiedźmami, które się narodziły. — Wytłumaczyłam, krzątając się po kuchni w poszukiwaniu herbaty.

Widziałam, jak na kolorowo zaznaczył imiona bogiń.

— Mniej więcej. Dwie Boginie, dwie siostry, przyjaciółki, rywalki i patronki wszystkich wiedźm. Zarówno takich jak my, jak i Wdów. Od nich się wszystko zaczęło. Praktycznie w każdej mitologii były znane, ale nie pod prawdziwymi imionami. Pojawiały się tam, ale w mało której łączono je jako rodzeństwo. W każdej o nich słyszano. W mitologii nordyckiej, rzymskiej, greckiej i w wielu innych. — Zalałam kubki, posłodziłam i podałam mu jedno naczynie, kładąc je obok niego, gdy zauważyłam, jak notował każde moje słowo.

Wychodziła z tego dość obszerna notatka.

— O zakończeniu ich życia niewiele wiadomo. — Spojrzał na mnie zaciekawiony. — Przeważnie, a przynajmniej wśród wiedźm zostało uznane, że boginie zabiły się wzajemnie podczas jednej z dawniejszych wojen. Ta walka też się zakończyła w momencie, gdy obie zmarły. Kilkukrotnie ktoś próbował badać ich żywot i tę śmierć, aż za bardzo się zagłębiał w ich historię. — Oparłam się tyłem o blat, ale do Graya stałam przodem.

— Jak to badali? — Spytał, biorąc kubek, z którego się napił.

— Rozkładali całą istniejącą mitologię na części pierwsze. — Powiedziałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. —Sprawdzali z jakimiś wydarzeniami historycznymi w księgach znalezionych w starych cywilizacjach, wyszukiwali tam informacji i w końcu... — Przełknęłam ślinę. — Wariowali...

— Wa... wariowali? — Dopytał zaniepokojony.

— Ilość informacji, jaką udawało im się znaleźć była za duża. Wariowali przez to. Niektóre mówiły o brutalności bogiń, inne o chęci zakończenia wszelkiego życia na ziemi. — Napiłam się. — Jak już mówiłam, o boginiach niewiele wiadomo, ale to od nich się wszystko zaczęło. Rozpoczęto wiele innych badań, w tym także o magii. Tymi zajmiemy się tak mniej więcej dzisiaj. — Pokiwał głową.

— Jasne. — Dodał, a ja odłożyłam kubek na blat i oparłam się o wyspę kuchenną na ramionach.

— A więc tak. Magia dzieli się na dwie rzeczy i z nich powstaje kilka podtypów. — Zaczęłam.

— „Moc" i „Energia". Podtypy... Czyli? — Zapytał, zapisując poprzednią odpowiedź i moje słowa.

— Podtypy magii, czyli magia biała, zielona i niebieska. Te, których używamy my. — Wytłumaczyłam. — Wiesz, czym się wyróżniają?

Pokręcił głową.

— Zielona magia jest odpowiedzialna za życie. Niebieska za żywioły. Biała za duszę. — Powiedziałam krótko. — Wracając. „Moc" znajduje się w nas. — Wskazałam miejsce, gdzie powinno się znajdować moje źródło energii. — „Energia" to wszystko, co nas otacza. — Zrobiłam okrężny ruch nadgarstkiem, aby mu to mniej więcej pokazać, a przy tym wskazałam na wszystko dookoła. — Spójrz na mnie swoimi magicznymi oczami. — Poprosiłam, a on na moment przymknął powieki.

Gdy uchylił je ponownie, zobaczyłam jego szare oczy, które podświetlone wyglądały na prawie białe. Szerzej je otworzył, kiedy mi się przyglądał. Złapał ponownie za długopis, po czym zaczął coś nieporadnie szkicować w zeszycie – ludka i płynącą dookoła niego energię. Uśmiechnęłam się nieco.

— Spójrz na tę roślinę. — Wskazałam ruchem głowy paprotkę, która stała na środku wysepki. — Na nią działa „Energia". Ile żywiołów się na to składa? — Zapytałam, a on zwrócił wzrok na stojącą przed nim doniczkę.

— Dwa? Ziemia i woda? Nie, czekaj. — Bardziej się przyjrzał. — Trzy, jeszcze światło. — Uśmiechnął się, jednak jego entuzjazm opadł, kiedy pokręciłam głową.

— Wszystko dobrze, ale są tu cztery żywioły. Jeszcze powietrze. — Odpowiedziałam, zakładając ręce na piersi i z powrotem opierając się o blat za mną. — Nie martw się. Gdy opanujesz rozpoznawanie natur „Energii", będzie ci to wszystko łatwiej poznawać i będziesz to robił praktycznie z biegu. — Ponownie to zapisał. — Takie pytanko. Masz zamiar się tego wszystkiego uczyć na pamięć? — Zerknął na mnie zaskoczony, a przy tym spojrzał na półtorej strony samego tekstu, podpunktów i pojedynczy rysunek.

— A jak inaczej? — Spytał, marszcząc przy tym nieco brwi.

— Gray, ustalmy jedną rzecz. — Poprawiłam się nieco, zacisnęłam lekko wargi i wyraźnie przy tym gestykulowałam rękoma, aby dokładnie nakreślić sytuację.

Przy tym także usłyszałam jakiś szmer, ale nie skupiłam się na tym najbardziej w tym momencie.

— Ty tego nie masz wkuwać jak tabliczki mnożenia. Nie na tym ten dział polega. To będziesz musiał robić z podstawowymi zaklęciami. — Powiedziałam, a przy tym czułam na sobie wzrok nie tyle mojego brata, a kogoś jeszcze. — Magię musisz zrozumieć i ją czuć...

— Mówisz o tym w taki sposób, jakby magia żyła własnym życiem jak co najmniej Frankenstein. — Zauważył, zakładając ręce na piersi.

— Bo żyje. Każda wiedźma powiedziałaby ci to samo. Że większość ludzi na świecie uważa magię za przedmiot, którym nie jest. Magia żyje swoim życiem jak ja, ty, rodzice, wszyscy w tym domu, wszyscy ludzie na ziemi, zwierzęta i rośliny. Magia to nie tylko wierszyki, które czasem brzmią naprawdę zabawnie, dziwne rytuały, przy których czasem trzeba poświęcić nieco swojej krwi, kryształy czy naprawdę dziwnie i niepokojąco wyglądające bibelociki. Magia jest wszędzie dookoła nas, tworzy to co widzimy i my sami też w jakimś stopniu nią jesteśmy. — Wytłumaczyłam, a przez moje słowa Gray zaniemówił.

Nagle usłyszałam, jak ktoś zaczął klaskać, dlatego spojrzałam w kierunku korytarza, gdzie zobaczyłam wszystkich. Dość dokładnie mi się przyglądali.

— Nie spodziewałam się, że tak dokładnie będziesz przekazywała wiedzę, która dosłownie jest w pigułce. To chyba był dobry pomysł, żebyś to właśnie ty go uczyła. Masz, że tak to ujmę, świeższe spojrzenie na to wszystko, niż ja czy reszta wiedźm. — Powiedziała mama, przez co się nieco zawstydziłam, czego dowodził delikatny rumieniec na mojej twarzy.

Złapałam za kubek, którego krawędź przyłożyłam do ust i odwróciłam wzrok.

— Ja mu tylko podaję to, co jest według mnie najważniejsze. Nie zamierzam mu tłumaczyć szczegółowo reakcji, jak „Energia" dostaje się do ciała, zachodzi druga reakcja, przy której dochodzi do połączenia się z „Mocą", a potem kolejnej, jak z tych dwóch rzeczy powstaje magia, bo brakłoby mu następnych pięciu zeszytów... — Zauważyłam, czym ją wyraźnie rozśmieszyłam.

— Ilu? — Dopytał zniesmaczony Gray.

— W normalnym formacie szkolenia masz to rozbite na te jedenaście lat treningów praktycznych i teoretycznych. W całości ten dział nauki, a nawet nie dział, tylko temat zajmował osiem ksiąg po trzysta czterysta stron, dlatego ci to odpuszczam... — Napiłam się. — Poza tym... — Odłożyłam kubek i włożyłam ręce do kieszeni. — Tę reakcję sam zrozumiesz, jak już zacznę cię uczyć zaklęć, na co sobie jeszcze trochę poczekasz, póki nie zrozumiesz podstaw. — Gray wylądował głową między kartkami zeszytu, a Gwen poklepała go po plecach w celu dodania mu otuchy.

— Już mam do zapamiętywania reakcję chemiczne do szkoły. Za mało? — Wyjęczał, przez co się cicho zaśmiałam.

— Ty słyszałeś, jak mówiłam, że ci to odpuszczam, prawda? Wkuwanie ośmiu książek na pamięć jest, jak dla mnie bez sensu. — Spojrzał na mnie jak na zbawienie.

— Mówiłem ci już, że jesteś najlepszą siostrą na świecie? — Spytał, czym rozbawił wszystkich w pomieszczeniu.

***

Uderzyłam w łokieć chłopaka, kiedy zauważyłam, jak po raz kolejny zgiął rękę. Przetarł nieco obolałą skórę w tym miejscu, a przy tym spojrzał na mnie z wyraźnym wyrzutem.

— Czy ja ci wyglądam jak worek treningowy? — Zapytał pretensjonalnie.

— Nie musiałabym tego robić, gdybyś nie bujał w obłokach i skupiał się na tym, co do ciebie mówię. — Założyłam ręce na piersi, stając zaraz naprzeciwko niego i zbliżając się lekko. — Rozumiem, że problemem jest Gwen, ale pomyśl chwilowo o tym, co robimy, a nie o dość skąpym stroju, w który przez dzisiejszą pogodę była zmuszona się ubrać. — Wyszeptałam, czym sprawiłam, że się zarumienił.

Oboje spojrzeliśmy na dziewczynę, która siedziała w cieniu i używała małego, przenośnego wiatraczka, żeby się schłodzić. To, co dzisiaj panowało na zewnątrz nie było normalną pogodą w Bostonie – na termometrach wybiło około dwudziestu dziewięciu stopni. Westchnęłam cicho, a w tym samym momencie usłyszałam, jak otwierają się drzwi od domu. Zwróciłam wzrok w tamtym kierunku, dzięki czemu zauważyłam Gavina, który wychodził z mieszkania. Podszedł do mnie, dał całusa.

— Coś się stało? — Spytałam zaciekawiona jego ruchem.

— Tata do mnie dzwonił. — powiedział, czym sprawił, że Gray i Gwen się lekko spięci, co zauważyłam kątem oka. — Muszę do niego wpaść, a waszą dwójkę podrzucę do mieszkań. — Zwrócił się do nastolatków.

— Jasne. — Odpowiedzieli jednocześnie, po czym ruszyli zabrać swoje rzeczy.

— Co się dzieje? — Dopytałam, kierując się przy tym do domu wraz z Gavinem.

— Jakieś zadanie. Ojciec poprosił, żebym do niego wpadł. — Otworzył mi drzwi do domu, w którym było wyjątkowo chłodno. — Będę wieczorem. — Powiedział, kiedy zauważył, że chcę jeszcze o coś zapytać.

Ponownie dał mi całusa, po czym ruszył piętro wyżej. Westchnęłam lekko, a następnie skierowałam się do dużego pokoju, jednak nim weszłam do salonu, zatrzymałam się pod ścianą. Usłyszałam, jak Gray i Gwen ze sobą rozmawiali.

— Ciekawe co się stało. — Odezwała się dziewczyna.

— Gavin jedzie do swojego ojca, czyli do jego domu, gdzie jest tak jakby centrum stowarzyszenia łowców, więc pewnie chodzi o jakieś zadanie dla łowcy lub chodzi o Rochelle. — Zauważył mój młodszy brat, który w tym samym momencie zapiął swoją torbę. Przy tym także uchyliłam szerzej powieki. — Przez ostatnie trzy tygodnie nie było o niej żadnych informacji. Jakby kompletnie wyparowała. Może coś znaleźli tam, gdzie wysłali Ryana i Bryce'a. W końcu nie było ich tydzień. — Dodał, a ja na takie informacje zacisnęłam dłonie.

— A skoro o ich nieobecności mowa, to dziękuję, że mogłam przenocować u ciebie te kilka dni. Ich mieszkanie jest ogromne i naprawdę przerażające, kiedy mam w nim zostać całkiem sama z Kingiem. — Zmieniła nieco temat.

— To nic takiego. Rodzicom to nie przeszkadzało, więc jak coś, to zawsze jesteś tam mile widziana... — Nagle usłyszałam cmoknięcie. — C-co?... Gwen?!

— W podzięce! — Zaśmiała się.

Przełknęłam ślinę i weszłam do salonu, kiedy stwierdziłam, że już wystarczająco się dowiedziałam. Zauważyłam mojego młodszego brata, którego twarz przybierała kolor koralowej czerwieni. Trzymał przy tym dłoń na swoim prawym policzku. Gwen za to szeroko się uśmiechała, a przy tym jej policzki rumieniły się delikatnym, różowawym odcieniem.

— Co wy ty kombinujecie? — Spytał Gavin, który wszedł akurat salonu. — Bella, coś się stało?

Wbiłam sobie paznokcie w dłoń, po czym uniosłam wzrok i zmusiłam się, żeby się wykrzywić entuzjastycznie usta. Musiałam zrobić cokolwiek, byleby nie pokazać, że coś usłyszałam.

— Tylko gorzej się poczułam. — Powiedziałam szybko. — Te dni w miesiącu. — Dodałam, kiedy chciał o coś dopytać, ale ostatecznie tylko kiwnął głową.

— Kupię ci coś słodkiego, gdy będę wracał. — Poprawił m włosy i dał szybkiego całusa, nim skierował się do wyjścia. — Ferajna, zbierać się. Czekam na was w samochodzie.

Zasalutowali mu jak we wojsku. Gray do mnie podszedł i przytulił na pożegnanie. Gwen zrobiła dokładnie to samo, by w kolejnej chwili razem z moim bratem ruszyć do drzwi. Nim wyszli, krzyknęli, że zobaczymy się jutro, Powłoka cicho się zatrzasnęła. Opuściłam wzrok, kiedy dosłyszałam oddalający się z podjazdu samochód. Zdjęłam z twarzy sztuczny uśmiech, po czym oparłam się o zgięcie kanapy.

Przez ostatnie kilka tygodni wszyscy przy mnie trzymali język za zębami. Według nich prawdopodobnie byłam piątym kołem u wozu, które kompletnie nie zajmowało potrzebnej pozycji. W ogóle nie przechodziło im przez myśl, że mogłam się czegokolwiek sama domyślić. Wykryć ich kłamstwo, którym praktycznie bez przerwy mydlili mi oczy, a ja musiałam udawać, że im w to wszystko wierzyłam.

Usiadłam na podłodze, opierając się przy tym o mebel. Byłam sama w chwili, kiedy najbardziej w świecie potrzebowałam osoby, której mogłam się wygadać. Moja niegdyś najlepsza przyjaciółka planowała na mnie zemstę, mój mąż, rodzina, inni bliscy mi ludzie ukrywali przede mną wszystko i okłamywali w sprawie Rochelle. Z Jurgenem i resztą miałam ograniczony kontakt, od kiedy Rosjanin zmienił mi umowę stałą na zlecenie.

Myślałam, że po odzyskaniu rodziny, wzięciu ślubu z Gavinem i zamieszkaniu razem pod jednym dachem będzie kolorowe i nic już nie utrudni nam życia. Miałam nadzieję na spokojną resztę mojego żywota jak w jakiejś bajce dla dzieci z księżniczkami, ale nie. Początkowo tak to wszystko wyglądało, ale ten czas przeminął.

Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i puściłam między nie ręce. Znowu, tak jak w poprzednie święta jedyne co bym chciała, to to, żeby sprawa z Rochelle się zakończyła. Aby to wszystko dobiegło nareszcie końca, bo moja psychika ponownie zaczęła podupadać i nie dawałam sobie powoli rady. Ponownie zagłębiałam się w tym mroku, który całe życie istniał w moim ciele.

Spojrzałam na swoje dłonie. Wiedziałam, że nic na nich nie było, a jednak dostrzegałam plamy z krwi, które wytwarzała tylko moja wyobraźnia. Gdy Gavin dał mi wtedy swój pistolet, powiedziałam, że mam ją na rękach, ale chyba nie zrozumiał, iż mówiłam na serio. Nie wiedziałam, w jaki sposób mógłby wtedy zareagować, gdyby się tego wszystkiego dowiedział. Gdybym wyznała mu, że Rochelle nie była pierwszą Wdową, którą spotkałam na swojej drodze.

Jeśli na jaw wyszłaby prawda, że już kilka z nich zabiłam z zimną krwią...

Pokręciłam głową, starając się wyrzucić z głowy tamte czasy. Należały one do mrocznego okresu mojego życia, o którym chciałam zapomnieć najbardziej na świecie. Wolałam o tym nie pamiętać, a tym, kto zatrzymywał te wspomnienia była...

Enigma...

— Dlaczego świat mnie tak bardzo nienawidzi, że odebrał mi najbliższe mi osoby, a gdy je odzyskałam, straciłam kolejne? Czemu muszę wszystko tracić lub wszystko niszczyć w najgorszy sposób? — Wyszeptałam, prostując nogi na podłodze i opierając się głową o oparcie.

***

Weszłam do domu, kiedy wróciłam z zakupów zrobionych po drugich zajęciach przygotowujących mnie do zdania prawa jazdy. Przez ostatni tydzień zrobiło się jeszcze dziwniej. Gavin spędzał w mieszkaniu coraz mniej czasu, a gdy udało mi się go w nim zastać, zajmował się czymś w swoim gabinecie. Weszłam do salonu, gdzie nie było nikogo. Wszędzie dookoła panowała cisza, jakby w tym domu nikt nie mieszkał, co nieco mnie przerażało. Westchnęłam cicho i weszłam bardziej w głąb, po drodze zostawiając swoja torebkę na szafce. Podeszłam do kuchni i położyłam siatkę na blacie wyspy kuchennej. Kolejno wszystko wyjmowałam, po czym chowałam do lodówki. W tym samym momencie doszedł mnie dźwięk otwierających się drzwi.

— Nie wiem, ale... — Zaciął się, kiedy mnie zauważył.

Spojrzałam na niego, jednak szybko wróciłam do poprzedniej czynności.

— Oddzwonię... — Rozłączył się.

Nim wygasił wyświetlacz, dostrzegłam kątem oka, że osobą, z którą rozmawiał był jego ojciec. Odwróciłam wzrok. Słyszałam, jak się do mnie zbliżył, po czym bez słowa mi pomógł. Już kilkanaście sekund później złożyłam materiałową siatkę i obeszłam wyspę, żeby odnieść przedmiot do mojej małej torebki.

— Bella... — Zaczął niepewnie. — Możemy porozmawiać? — Spytał, kiedy stanęłam przy szafce.

— Rozmawialiśmy rano. — Zauważyłam, a on opuścił głowę. — O czym mielibyśmy rozmawiać? O tym, że jestem smutna, bo dosadnie dałeś mi do zrozumienia, że praca jest teraz dla ciebie ważniejsza, niż własna żona, która potrzebuje chociażby pięciu minut uwagi? Nie prosiłam o dużo, ale miałeś to gdzieś. — Spojrzałam na niego z załzawionymi oczami.

Szerzej uchylił oczy, po czym zacisnął powieki i wargi, krzywiąc się z poczucia winy. Kiwnął głową. Wiedział, że zranił mnie naszą poranną kłótnią.

— Przepraszam, Bella. — Powiedział, a przy tym się do mnie zbliżył. — Nie powinienem był tego powiedzieć. Nie chciałem cię zranić. — Objął mnie w talii.

Pociągnęłam nosem i założyłam ręce na klatce piersiowej. Chciałam wziąć głęboki wdech, ale wyraźnie wydawał się urywany.

— Spójrz na mnie, Bella. — Pochylił się nieco w moim kierunku i oparł się o moje czoło swoim, tym samym zmuszając, żebym podniosła wzrok na jego oczy. — Naprawdę mi przykro. Nie chciałem tamtego powiedzieć. Poniosło mnie. — Założył mi włosy za uszy. — Obiecaliśmy sobie, że w tym domu nie będzie napiętej atmosfery. — Pogłaskał mnie po policzku.

Nic nie mówiłam. Nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. Znowu pociągnęłam nosem. Już w kolejnej chwili mnie przytulił i pogłaskał po włosach. Pocałował w czubek głowy, a w tym samym momencie z moich oczu popłynęły łzy. Oparłam się o jego ramię policzkiem. Objęłam go i próbowałam się uspokoić.

Nagle się odsunął, by następnie zabrać od siebie moje ręce. Mruknęłam, nie rozumiejąc jego posunięcia i zamrugałam kilkukrotnie. Pisnęłam głośno, gdy nagle mnie przerzucił przez swoje prawe ramię. Machałam nogami, starając się wydostać z chwytu Gavina, jednak nie zdążyłam, gdyż rzucił mnie na kanapę i uwiesił się nade mną i pocałował. Obwiązałam jego kark ramionami.

— kocham cię i naprawdę jesteś dla mnie najważniejsza. — Powiedział, szeroko się uśmiechając. — Gdy rano wyszłaś, chciałem za tobą wybiec, przeprosić, ale już wsiadłaś do taksówki. — Lekko posmutniał na samo wspomnienie poranka. — Wiedziałem, że przesadziłem i spieprzyłem humor nam obojgu, dlatego zaraz po tym, jak odjechałaś, pojechałem ci coś kupić...

Zmarszczyłam brwi, a on sięgnął do tylnej kieszeni, gdy usiadł. Uniosłam się, a on wyjął czarne, nieco większe prostokątne pudełko z welurowego materiału. Podał mi je. Przyglądałam mu się uważnie i nieco podejrzliwie, a przy tym uchyliłam wieko, pod którym ukazał mi się naszyjnik, kolczyki i bransoletka z przezroczystych kryształów.

— Czy to są...? — Zacięłam się.

— Diamenty. — Powiedział, czym sprawił, że nieco mi opadła szczęka, którą przymknął wskazującym palcem. — Jeśli ci się nie podoba, to mogę go...

— Nie, że mi się nie podoba. — Przerwałam mu. — Tylko... Diamenty, po pierwsze są cholernie drogie, a po drugie, pogrzało cię, żeby kupować mi coś tak drogiego?! — Zapytałam lekko przerażona.

Zaśmiał się i przysunął do mnie. Objął, po czym dał całusa w skroń.

— Jesteś warta każdej ceny. — Po jego słowach ponownie zadzwonił telefon.

Sięgnął po urządzenie, które znajdowało się w jego drugiej tylnej kieszeni. Na ekranie ponownie pojawił się numer jego ojca. Wzięłam głębszy wdech, zamykając wieko prezentu i kiwając głową. Przełknęłam także ślinę.

— W porządku. Wiem, że musisz odebrać. — Opuściłam głowę.

— Okej, mam propozycję. Pogadam z tatą, żeby dał mi wolny weekend, bo chcę go z tobą spędzić, zgoda? Będę cały twój. — Spytał, a ja uniosłam na niego wzrok wypełniony nadzieją.

— Obiecujesz? — Dopytałam, na co pokiwał głową.

— Obiecuję. — Odpowiedział, po czym wstał i odszedł do swojego gabinetu, żeby odebrać.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro