Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - "Rozmowa cz. II"

Nie wiem co bym mogła powiedzieć, więc po prostu
Miłej lektury❤

Po jakimś czasie siedziałam w salonie razem ze wszystkimi, a przy tym się bawiłam futerkiem Uory i drapałam ją za uchem. Co chwilę wzdychałam nadal smutna, a nikt w tym pomieszczeniu nie wiedział co zrobić lub powiedzieć, aby poprawić mi humor. I tak w jakimś stopniu udało się to zrobić mamie, jak mnie przytuliła i opowiedziała co nieco o tym, jak żyła kiedyś. Historia kołem się toczy? To dość duży zbieg okoliczności, że ona też miała przyjaciółkę, która była Wdową i również ją zabiła.

— Bella, chcesz coś do picia? — Zapytał Gavin, a ja pokręciłam głową, tym samym odmawiając.

— A może coś zjesz? — Zaproponował tym razem tata, ale odpowiedziałam w ten sam sposób, co wcześniej.

Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i przytuliłam Uorę. W tym samym momencie poczułam to, jak w moich oczach ponownie zbierają się łzy.

Będziesz się nazywać Enigma!

Straciłam ją i prawdopodobnie już nigdy nie odzyskam. To z mojej winy zniknęła. Gdybym wcześniej zauważyła to, że Rochelle jest zła, to może tak by się to nie skończyło. Niejednokrotnie miałam przy niej złe przeczucia, jednakże bagatelizowałam je i niczego z tym uczuciem nie robiłam. Nic nie podejrzewałam, a teraz po czasie widzę swoje własne błędy z tym związane. Moje własne decyzje, które źle podjęłam i teraz to mnie chyba najbardziej boli.

Za moment mnie udusisz... — Wydusiła z siebie Uora, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.

Miała szeroko otwarte oczy i już z niemałym problemem oddychała, dlatego ją puściłam. Otrząsnęła się i westchnęła z ulgą, po czym wskoczyła na stolik od kawy, na którym usiadła.

Zdecydowanie ci się urosło. Już nie jesteś tą wątłą dziewczynką, która miała problem, aby unieść własną księgę czarów. Twój uścisk jest jak szczęki imadła, dziecinko... — Usiadłam po turecku i na nią spojrzałam.

— Dlaczego mnie cały czas nazywasz „dziecinką"? Nie jestem już dzieckiem. — Zapytałam, a tym samym zwróciłam uwagę wszystkich w pomieszczeniu, którzy spojrzeli na mnie zaskoczeni, bo się odezwałam pierwszy raz, od kiedy wyszłam z pokoju.

Zauważ o ile lat jestem od ciebie starsza. — Słyszałam tę kpinę w jej głosie.

— Parę lat w tę czy we wte... — Wywróciłam oczami, kiedy się położyła na stole, a ja poczułam, jak lewy kącik moich ust się wykrzywił w złośliwym uśmiechu. — Nadal jesteś mumią. — Zauważyłam to, jak na jej grzbiecie się zjeżyło futro.

Z której strony ja ci niby przypominam pierdoloną mumię?! Nie jestem pozawijana w papier toaletowy jak one! — Wysyczała. — Minerva! Twoja córka zrobiła się strasznie bezczelna na dorosłe lata! — Zwróciła się do niej, ale kobieta się śmiałą pod nosem, a przy tym zakrywała usta. — I czego ty też się śmiejesz?! — Pochyliłam się w jej kierunku.

— Mojej bezczelności, to ty jeszcze nie słyszałaś. — Wyszeptałam, a ona chowaniec na mnie spojrzał z szeroko otwartymi oczami.

W tym momencie podszedł do mnie Gray, który wziął Uorę na kolana. Usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego, a on skierował swoje szare oczy, które miał takie same jak tata.

— Co? — Zapytał nie rozumiejąc, czemu mu się tak przyglądam, na co wzruszyłam ramionami.

— Na własnego brata nie mogę popatrzeć? — Uśmiechnął się na moje słowa.

Tak, jak kiedyś przypuszczałam wyrósł na przystojniaczka. Jeżeli rodzice postanowią zostać w Bostonie, to zapewne mój młodszy brat pójdzie do szkoły, a tam będzie się za nim uganiało od groma dziewczyn. Cicho westchnęłam, a przy tym spojrzałam na chowańca, który rozłożył się na kolanach Graya. Oparłam się ramieniem o zgięcie kanapy. Ta dwójka się zaczęła ze sobą dogadywać. Ponownie cicho wypuściłam powietrze z płuc, a przy tym opuściłam wzrok.

Muszę się przestać załamywać, bo tylko wszystkich martwię takim zachowaniem. Nie powinnam się tak użalać i się ogarnąć, bo przecież w końcu odzyskałam rodzinę, a ja się załamuję. Enigma sama mówiła, że zawsze będzie przy mnie, a Rochelle była...

Zła, ale nadal była moją przyjaciółką. Jakaś jej część na pewno była dobra i jej nie udawała. Nie, nie myśl o tym, bo znowu wpadniesz w depresyjny humor. Po prostu podnieś głowę do góry i idź przed siebie.

— Bella, musimy jechać do mojego ojca. — Zwrócił mi uwagę Gavin, a ja kiwnęłam głową, po czym wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku pokoju, skąd zabrałam swoją torebkę.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu mojego telefonu, jednak nigdzie go nie mogłam znaleźć. Przecież go tu zostawiałam.

— Gavin! Zadzwoń na moją komórkę, bo nie mogę jej znaleźć! — Wychyliłam się do salonu, ale mój telefon zaczął dzwonić w pokoju, dlatego tam wróciłam i rozejrzałam się ponownie w poszukiwaniu poszukując epicentrum dzwonka.

Po chwili kucnęłam na podłodze i spojrzałam pod łóżko, skąd wyjęłam urządzenie. Jakim sposobem się on tam znalazł? Przecież zostawiałam go na łóżku. Już miałam wstawać, kiedy to na wyświetlaczu zobaczyłam włączone notatki, a w nich emotikonę w kształcie czaszki. Przez przypadek otworzyłam aplikację i coś napisałam? Nie wiem nawet jakim cudem, bo przecież nie mam włączania ekranu na dotyk. Do tego znajduje się na nim blokada w postaci hasła. No nic, może jakaś aktualizacja weszła.

— Masz? — Wszedł do pomieszczenia, kiedy akurat wstawałam z podłogi.

— Tak... — Poszedł do mnie, kiedy wygaszałam ekran, a przy tym założył mi za uszy włosy i dał całusa w czubek nosa. — Miałam nadzieję na innego całusa. — Wskazałam na usta palcem wskazującym, na co się zaśmiał i pokręcił nie dowierzając głową.

— Jeszcze przed chwilą miałaś za przeproszeniem stan depresyjny, a teraz zebrało ci na amory? — Zagryzłam dolną wargę, a przy tym pokiwałam głową i objęłam jego klatkę piersiową.

Pochylił się nieco w moim kierunku i dał mi całusa, ale krótkiego, na co cicho jęknęłam niezadowolona.

— Musimy jechać. — Uśmiechnęłam się lekko, po czym podeszłam jeszcze na moment do szafy, gdzie przebrałam swoją czarną bluzkę na coś jaśniejszego.

Padło na bluzę Gavina, przy której podciągnęłam rękawy do łokci. Podszedł do mnie, aby wyciągnąć mi włosy spod materiału i się uśmiechnąć szeroko na to, że poprawił mi się humor. Złapał za jedno pasmo, którym nieco pokręcił w palcach, po czym je puścił.

— Zapuszczasz włosy? — Zaśmiałam się cicho, a przy tym wzruszyłam ramionami.

— Może? Nie wiem. — Minęłam go. — Z krótkimi włosami jest mniej roboty. Jak byś zareagował, gdybym nagle miała długie? — Wzdrygnął się w napływie śmiechu i pokręcił głową.

— Jestem prawie pewien, że było by ci do twarzy, tak samo w sumie jak we wszystkim. A właściwie to nie. Jedna rzecz ci nie pasuje. — Uniosłam brwi, kiedy do mnie podszedł.

— Jaka? — Założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Smutna mina. — Ponownie dał mi całusa, po czym wyszedł z pomieszczenia i ruszył do salonu.

Pokręciłam głową nie dowierzając w to, co powiedział, po czym poprawiłam swoją torebkę na ramieniu, by w kolejnej chwili ruszyć do drzwi. Nim wyszliśmy, pożegnałam się jeszcze z rodzicami, którzy nieco się zaniepokoili, kiedy to za sprawą gadulstwa braci dowiedzieli się o tym, kim jest ojciec Gavina. Po jakimś czasie jechaliśmy już autem, w którym pod głosiłam muzykę, która leciała w radiu.

— Nie wystraszy się moich oczu, jak je zobaczy? — Zapytałam, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach.

— Na początku to raczej na pewno go to zaniepokoi, ale później raczej się do tego przyzwyczai. — Pokiwałam głową, a on położył dłoń na moim udzie, dlatego za nią złapałam.

— Jak to robimy? — Zadałam kolejne pytanie, a on ponownie ruszył.

— Staniesz z boku, bo w przeciwnym wypadku nie otworzy. — Przytaknęłam. — Jak cię zobaczy, to trzymasz się za mną, bo może się zaniepokoić i wymierzyć w ciebie broń. Do mnie nie strzeli, już próbował i mu się to nie udało. — Spojrzałam na niego przerażona. — Cholera, mogłem se darować to drugie zdanie. — Wyszeptał pod nosem.

— Celował do ciebie?! — Podniosłam głos, czym go musiałam zaskoczyć i w sumie nie tylko jego, bo sama też się zdziwiłam. — A niech to diabli wzięli... — Złapałam się za głowę. — Zaczyna się. — Wymruczałam, czym go nieco zaniepokoiłam.

— Co takiego? — Zwrócił moją uwagę, a ja zakryłam twarz obiema dłońmi.

— Zaczynam reagować na wszystko jak zwykły człowiek. — Zaśmiał się na mój płaczliwy ton. — To nie jest zabawne, Gavin. To jest poważna sprawa. Wiesz, że moje emocje były raczej w miarę przytłumione. — Kiwnął głową. — To teraz sobie tamto pomnóż razy sto... — Szerzej otworzył oczy, a przy tym z jego twarzy zszedł entuzjazm.

— O cholera... — Przeklął pod nosem.

Przez resztę drogi tłumaczyłam mu to, jak bardzo się teraz mogę zmienić. I, że to zapewne z tego powodu miałam tak zły humor od rana. Mimo wszystko mój stoicki spokój może i nadal jest, ale teraz, jako że straciłam moce niekoniecznie może on działać przez cały czas, tak jak to było dotychczas. Mogą mnie łapać humorki, a dodatkowo mogę być nieznośna. Choć w sumie to może być to też kwestia tego, że zbliżają mi się kobiece dni.

Podniosłam wzrok, kiedy to dojechaliśmy do willi, na której podwórko chłopak wjechał. Gdy zgasił silnik i zaciągnął ręczny, spojrzał na budynek. Widocznie był zaniepokojony tym, że za moment możliwie iż wejdziemy do środka, dlatego złapałam go za rękę. Zwrócił na mnie swoje oczy, a ja się do niego uśmiechnęłam, aby dodać mu nieco otuchy. Odpowiedział mi tym samym, a w kolejnej chwili oboje ruszyliśmy do środka. Stanęłam z boku, a przy tym złapałam głębszy wdech. Nie czuję jarzębu, co znaczy, że naprawdę nie jestem już wiedźmą.

Przełknęłam ślinę, a w tym samym momencie Gavin zapukał do drzwi za pomocą kołatki. Nie minęło dużo czasu, zanim usłyszeliśmy otwierające się zamki, przez których dźwięk chłopak stanął praktycznie na baczność.

— Gavin? — Odezwał się widocznie zaskoczony widokiem syna mężczyzna, a ja spięłam się na ton jego głosu. — Co ty tu robisz? — Zapytał gorzko i z wyraźną pretensją w głosie.

— Sprawdzam czy żyjesz? I chciałem porozmawiać. — Powiedział, czym go zaskoczył i odsunął się, aby mógł wejść do środka.

Chłopak na mnie spojrzał, ale tak, aby jego ojciec nic nie podejrzewał, a ja szybko się za niego wślizgnęłam i weszłam za nim. Złapałam Gavina za koszulkę, kiedy to mężczyzna wycelował w moim kierunku broń. Dwudziestosześciolatek zakrył mnie własnym ciałem, a przy tym sięgnął do tyłu, abym ani na centymetr poza niego nie wystawała.

— Co tu robi ta wiedźma? — Wycedził przez zaciśnięte zęby, na co przełknęłam ślinę.

— Opuść broń, tato. Ona ci nic nie zrobi. — Zaśmiał się na jego słowa.

— Odsuń się od niej, Gavin. Nie widzisz tego, że ona ma nad tobą — Mój chłopak nie wytrzymał.

— Ona nie ma nade mną żadnej władzy! — Jego ojciec wyraźnie się zdziwił tym, że podniósł on na niego głos. — Bronię ją, bo ją kocham, a ty jej grozisz pistoletem! Opuść broń, to porozmawiamy! — Rozkazał, a ja poczułam, jak moje serce nagle przyśpieszyło, kiedy zrobił się taki władczy.

Jego ojciec powoli odłożył broń do kabury, którą miał przy pasku zakrytym przez koszulę. Gavin kiwnął głową, aby starszy mężczyzna ruszył jako pierwszy, dlatego tak też zrobił. Spojrzałam na blondyna, a on się do mnie lekko uśmiechnął, po czym złapał za rękę i pociągnął za sobą do gabinetu, który był w jasnych kolorach, jednak meble były ciemne.

— O czym niby chcesz ze mną porozmawiać? O tym jakie to wiedźmy są dobre i wspaniałe? — Zapytał z wyraźnym sarkazmem i jadem skierowanym do mojej osoby.

— Tato — Zwrócił mu uwagę. — Bella nie jest zła. Pomagała innym ludziom, gdy tego potrzebowali. — Zaśmiał się na jego słowa.

Za moment to ja nie wytrzymam.

— Co niby takiego zrobiła? Zdjęła kota z drzewa? — Zadał pytanie z wyraźną kpiną, a mi puściły nerwy.

— Tak się składa, że uleczyłam siostrę przyjaciela, która była chora na nieuleczalną chorobę. Uratowałam przyjaciółkę, która prawie została dwukrotnie zgwałcona i uratowałam kobietę przed tym, zanim została zaźgana nożem. Mam wymieniać dalej, czy w końcu weźmie pan na poważne tę rozmowę? — Wyskoczyłam, a Gavin spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy wymieniłam te sytuacje.

Mimo wszystko o tych kilku rzeczach mu akurat nie mówiłam. Jego ojciec widocznie zamarł, kiedy to powiedziałam, a przy tym spojrzał mi w oczy, które go widocznie zdziwiły. Gavin miał rację, że przez mój naturalny kolor oczu może na moment zamrzeć. Wskazał na miejsca przed biurkiem. Powoli na nich usiedliśmy, a on sam na swoim fotelu. Gavin od razu zaczął mówić, jednak jego ojciec przez całą rozmowę nie odrywał ze mnie wzroku. Mimo wszystko nie wspominaliśmy o tym, że nie mam już mocy, ale jego tata chyba coś zaczyna podejrzewać, skoro nie mam problemu z oddychaniem, a dom jest niemal w całości naszpikowany jarzębem.

— Nie wszystkie są złe? — Pokiwałam głową, kiedy o to zapytał po jakimś czasie.

— Wdowy są tymi złymi, tato. Nie takie jaką jest — Zaciął się i na mnie spojrzał, a ja tylko kiwnęłam głową. — Jaką była Bella. — Mężczyzna zmarszczył brwi.

— Była? — Dopytał nie rozumiejąc.

— Podczas walki, żeby powstrzymać Rochelle, przekazałam jej całą moją moc. — Odezwałam się, a oni na mnie spojrzeli. — Byłam dość nieprzeciętną wiedźmą, bo mam żółtozielone oczy, przez co byłam w stanie zrobić więcej, niż inne. Moja magia też się różniła, a oddając całą energię, którą Rochelle przyjmowała z taką chęcią i chciwością, jej ciało tego nie wytrzymało. Nie była gotowa na taką moc, więc ona sama się rozpadła, a ja straciłam moce oddając je jej. — Wytłumaczyłam, a mężczyzna przetarł swój kark, prawdopodobnie przetwarzając w swojej głowie wszytko to, co powiedzieliśmy.

W tym również było moje tłumaczenie, jak działa Urok Miłosny, ponieważ on istnieje, ale nie daje tego uczucia, a wymusza wielbienie drugiej osoby i robienie wszystkiego, czego sobie wiedźma zapragnie.

— Czyli już nie jesteś — Pokręciłam głową.

— Bella jest zwykłym człowiekiem. — Wtrącił się Gavin, który poprawił się na krześle i oparł się o kolana, łącząc przy tym swoje dłonie. — Tato, zrozum. Nie wszystkie istoty nadnaturalne są złe, a wrzucając je do jednego worka, nie jesteśmy wcale lepsi od zwykłych zabójców. — Powiedział, a przy tym nie przestawał mu patrzeć w oczy. — Mama nie chciałaby, żebyśmy zabijali niewinne istoty. — Mężczyzna zacisnął usta i powieki, kiedy to powiedział.

— Przepraszam, Bella. — Wyprostowałam się na krześle, kiedy to powiedział. — Za to, że nazwałem cię potworem i myślałem, że uwiodłaś mi syna. — Kiwnęłam głową.

Po jakimś czasie całą trójką ruszyliśmy do drzwi.

— Może zostaniecie na obiad? — Zaproponował, a Gavin na mnie spojrzał.

— Następnym razem, tato. Mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia. — Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o czym on mówi.

— No dobrze. — Uśmiechnął się, a mi mój chłopak podał klucze do samochodu.

— Poczekaj w aucie, za moment przyjdę. — Poprosił, a ja kiwnęłam głową i pożegnałam się z jego ojcem.

Wcisnęłam odpowiedni przycisk na pilocie, kiedy to wyszłam z budynku, po czym wsiadłam do pojazdu, gdzie odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na swoją lewą dłoń, która się lekko trzęsła, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Nie wiem czemu, ale mam jakieś przeczucie, że coś się jeszcze stanie i to nie koniec atrakcji, jak na dzisiejszy dzień.

Po kilku minutach Gavin wsiadł do samochodu i się do mnie uśmiechnął szeroko. Zmarszczyłam lekko brwi, jednocześnie rozumiejąc i kompletnie nie mając pojęcia, czemu ma tak dobry humor.

— Coś się stało? — Zapytałam, oddając mu jednocześnie kluczyki od auta, które włożył do stacyjki.

— Co ty na to, aby się jeszcze gdzieś przejechać? — Zamrugałam kilkukrotnie.

— Ale gdzie? — Zadałam kolejne pytanie, na co pokazał w uśmiechu swoje białe zęby.

— Zobaczysz. — Powiedział zagadkowo, dlatego zapięłam pasy i pozwoliłam mu się zabrać do tajemniczego miejsca.

Mam nadzieję, że nie wyszedł mi zbyt dynamiczny, bo ostatnio piszę Past mistakes, a to jest w całkowicie innych klimatach, niż ta historia.
Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Zapraszam także do PM

Do następnego! (Środa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro