Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐬𝐳ó𝐬𝐭𝐲❞

»»————- ⚜ ————-««

𝕂𝕣𝕠𝕜 𝕜𝕦 𝕟𝕚𝕖 𝕤𝕒𝕞𝕠𝕥𝕟𝕠𝕤́𝕔𝕚

༺༻✧༺༻

Peter powoli otworzył oczy. Leżał na plecach i wpatrywał się w biały sufit. Nadal był w pokoju hotelowym. Nie śpieszył się z wstaniem. Wylegiwanie się w łóżku było czymś, co lubił, a i tak nigdzie nie musiał iść. Hale zerknął w bok gdy jego zmysły bardziej się rozbudziły, wyczuł czyjąś obecność. Zobaczył leżącą na boku Ethel. Blondynka powoli otworzyła oczy. Leniwie uśmiechnęła się do niego.

— Dzień dobry. — mruknęła sennie blondynka.

Kącik ust Hale'a uniósł się ku górze. Spodziewał się pustego łóżka, samotnej pobudki. Obecność drugiej osoby była czymś nieoczekiwanym. A po minie i zachowaniu Ethel, która nie śpieszyła się aby wstać, oznaczało że nie zamierzała uciec i zapomnieć o tym co między nimi zaszło. Peter nie chciał przyznać, ale poruszało to go w jakiś dziwny sposób. Zapatrzył się na nią, nie mogąc odebrać wzroku, choć nawet nie chciał tego zrobić w tym momencie. Miała piękne oczy o kolorze przypominającym bursztyn. Nietypowy kolor, ale to nie jej oczy najbardziej mu się spodobały. Jej uśmiech. Prosty i być może mało znaczący gest, a sprawił że sam również chciał się uśmiechnąć.

— Dzień dobry. — odpowiedział niskim, lekko chrapliwym głosem. Położył się na boku i oparł głowę o dłoń, lekko górując nad blondynką.

— Miła niespodzianka, czyż nie? — przygryzła lekko dolną wargę gdy chłodne błękitne tęczówki szatyna wpatrywały się w nią z uwagą i czymś czego nie potrafiła zrozumieć. Aż dostała czegoś w rodzaju motyli w brzuchu, choć wolała zwalić to na zwykłe podniecenie. Nie zamierzała wchodzić w jakikolwiek związek, a przynajmniej na razie, dopóki nie rozwiąże swojego problemu.

Peter nie odpowiedział. Zadała pytanie jakby wiedziała o czym pomyślał. Było to irytujące, bo łatwo odkrywała jego karty, a nie chciał aby kogokolwiek wiedział o nim więcej niż powinien.

— Mogę cię zapytać o to samo. — powiedział Peter. Mały uśmieszek zagościł na jego ustach gdy widział jak Ethel wywraca oczami i przekręca się na plecy. Jej ciało zakryte było kołdrą, ale przez ruch materiał lekko się zsunął, prawie ukazując jej piersi, ale Ethel podciągnęła kołdrę. Na co Peter mruknął niezadowolony i wrócił do patrzenia na jej twarz.

— Nie lubisz odpowiadać na pytania. — stwierdziła blondynka. — Szczególnie na takie, które są idealnie wycelowane w twój czuły punkt. — dodała z błyskotliwym uśmieszkiem.

— Nie znasz mojego czułego punktu. — oznajmił z pewnością siebie. Włożył drugą dłoń pod pościel i położył ją na brzuchu blondynki. Słyszał jak serce jej przyspiesza gdy zaczął delikatnie masować jej skórę. Zjechał dłonią niżej, na jej udo. Trochę brutalnie ścisnął jej pośladek, przez co Ethel cicho jęknęła. Zadowolony chichot opuścił jego wargi. — Za to ja znam twój czuły punkt.

Ethel cicho się zaśmiała.

— Jesteś zabawny. — miała łagodny wyraz twarzy, ale to tylko miało uśpić jego czujność. Jej oczy pociemniały gdy jedna z jej dłoni, którą trzymała pod kołdrą, dotknęła przyrodzenia Peter'a. Złapała za jego członek nagle, ale nie zbyt brutalnie.

Peter zacisnął mocno szczękę, cicho przy tym powarkując. Jego mięśnie napięły się jak struna gdy jego najczulszy punkt, został zaatakowany.

— Mam cię w garści. — uśmiechnęła się niewinnie. Wyzywająco patrzyła mu w oczy. Jego błękitne tęczówki wwiercały w nią dziury, jakby myślał że wzrokiem może ją zabić. Po chwili zabrała rękę. Podciągnęła się do siadu z zamiarem wstania z łóżka, ale Peter złapał ją za gardło i przycisnął z powrotem do materaca. Ethel zaskoczona jego brutalnością, urwała na chwilę oddech. Jednak uścisk Peter'a nie była na tyle mocny aby odciąć jej całkowicie dopływ tlenu. Zdecydowanie uderzyła w jego wysokie ego, skoro postanowił pokazać kto tu na prawdę rządzi.

— Nie prowokuj mnie. — powiedział niskim, zdenerwowanym tonem, cicho przy tym warcząc.

— Nie bądź dupkiem. To była tylko zabawa. — uśmiechnęła się lekko. Jego spojrzenie było mroczne, ale miało w sobie coś, przez co Ethel poczuła ekscytujące dreszcze. To niebezpieczeństwo podniecało ją. Niczym igranie z ogniem, łatwo było się nim poparzyć, ale ona się nie bała.

Ethel westchnęła cicho gdy kciuk Peter'a mocniej nacisnął na jej żyłę na szyi. 

— Masz zamiar mnie udusić czy znowu przelecieć? 

— Obie opcje mi się podobają.

Ethel prychnęła rozbawiona. Peter zabrał dłoń i sam również prychnął rozbawiony. Położył się na plecach i ułożył dłonie pod głowę. Nie wyczuł od niej ani odrobiny strachu. To było tak szokujące, że zaimponowało mu w pewien sposób. Prawie nic o sobie nie wiedzieli, a ona nie martwiła się że mógłby ją skrzywdzić. Mógł być seryjnym mordercą, wykorzystać ją a później zabić, ale najwyraźniej ona się tym nie przejmowała. Albo była niezwykle odważna, albo szalenie głupia. Zaintrygowało go to. Do tego nie patrzyła na niego jak na potwora, choć nie wiedziała o nim prawdy, więc nie była świadoma z kim właśnie się przespała.

Ethel podciągnęła się do siadu. Była naga, ale nie przejmowała się tym. Peter i tak już ją widział bez ubrań. Przesunęła się na brzeg łóżka. Peter spojrzał na jej plecy, widniały na nich, ślady po ich upojnej nocy. Uśmiechnął się dumny.

— Zadowolony z swojego dzieła? — zapytała Ethel. Nawet na niego nie patrząc, była pewna że na jego twarzy zagościł uśmieszek. Zerknęła na swoje biodra gdzie miała ślady palców. Przynajmniej większość malinek i siniaków będzie mogła zakryć bez trudu. Zeszła z łóżka, po czym podniosła swoje ubrania z podłogi i zaczęła się ubierać. Czuła na sobie intensywny wzrok Peter'a, gdy pochyliła się do przodu, pokazując mu cały swój tył. Dość głośno wciągnął powietrze. Droczenie się z nim sprawiało jej czystą przyjemność.

Ethel ubrała się całkowicie, aż dziwne że jej ubrania nie były w strzępkach. Spojrzała na łóżko gdzie Peter nadal leżał. Przed jej oczami mignął obraz zakrwawionej pościeli. Gwałtownie wciągnęła powietrze. Odwróciła szybko wzrok. Cicho odetchnęła aby zapanować nad sobą. W końcu nić złego tego wieczoru się nie wydarzyło.

Peter przymrużył oczy. Zauważył jej dziwną minę gdy spojrzała na łóżko, jakby o czymś konkretnym pomyślała i zdecydowanie nie było to przyjemne wspomnienie.

— Zamierzasz po prostu wyjść? — odezwał się niebieskooki gdy Ethel zamierzała ruszyć ku wyjściu z pokoju hotelowego.

— A chcesz żebym została? — zapytała z małym uśmieszkiem na ustach. Niebieskooki wzruszył niedbale ramionami, ale była pewna że był to gest unikający konkretnej odpowiedzi, jakby nie chciał pokazać że mu choć trochę zależy.

— Co robisz wieczorem?

— Nic konkretnego. Możemy znowu spotkać się w barze. 

— Nie. Wolałbym coś bardziej wyrafinowanego.

— Czuje się urażona. Bar, drinki i karaoke to dobra zabawa. Nie udawaj że wczoraj nie bawiłeś się znakomicie.

— Nie zaprzeczę. 

— Więc chcesz mnie gdzieś zaprosić. — stwierdziła, domyślając się że jego zawiłe ciągnięcie rozmowy było spowodowane chęcią umówienia się z nią na randkę.

— Czytasz mi w myślach skarbie.

Ethel przygryzła dolną wargę. Nie powinna tego robić. W ogóle nie powinna była z nim sypiać. Ostatnim razem coś takiego nie skończyło się najlepiej. Jednak nie potrafiła sobie odmówić przyjemności. Peter wpadł w jej oko i mimo że rozsądek krzyczał aby wycofała się, to zdecydowała się go nie posłuchać, co zdarzało jej się częściej niż chciała by się do tego przyznać.

— Więc mnie zaproś. — powiedziała wyzywająco, a Peter chętnie podjął się tego wyzwania.

— Chcę zabrać cię na kolację.

Ethel uśmiechnęła się delikatnie. Powolnym krokiem podeszła do łóżka i usiadła na brzegu. Peter sięgnął po swój telefon i podał go blondynce aby wpisała swój numer telefonu.

༺༻✧༺༻

Ethel zaparkowała samochód na podjeździe przed domem brata. Miała od niego kilka nieodebranych wiadomości. Odpisała mu że wszystko z nią w porządku, ale wiedziała że to nie uchroni ją przed kazaniem.

Weszła do domu. W środku było cicho, aż za cicho. Rozejrzała się po salonie, ale nigdzie nie zauważyła śladów aby Chris był w domu.

— Chris?! Jesteś?! 

Usłyszała z góry stłumiony stukot, jakby coś niewielkiego spadło na podłogę. Wyszła na korytarz. Ostrożnie aby nie wydać niepotrzebnego dźwięku, zaczęła wchodzić po schodach. Instynktownie wyciągnęła pistolet zza paska spodni. Trzymała go przy ciele, aby nie był łatwy do zauważenia. Stanęła na szczycie schodów. Ostrożnie rozejrzała się na boki. Skręciła w prawo ponieważ miała wrażenie że tamten stukot pochodzi z tej strony. Najbliższe drzwi po prawej były uchylone. Powoli i ostrożnie weszła do środka trzymając przed sobą broń. Stanęła w pokoju. Wtedy ktoś wyszedł zza drzwi, gdzie się ukrywał. Zaatakował Ethel od tyłu. Założył jej ramię wokół szyi i szybko pozbawił ją pistoletu, który upadł na podłogę. Blondynka zaskoczona mocno pchnęła napastnika razem z sobą do tyłu. Usłyszała bolesny jęk, gdy plecy mężczyzny brutalnie zetknęły się z ścianą. To dało jej sekundową przewagę. Przywaliła podeszwą buta w kroczę napastnika, po czym zwinnie wymknęła się z jego uścisku. Przywaliła mu pięścią w twarz, po czym szybkim krokiem podbiegła do pistoletu na podłodze i podniosła go. Wycelowała bronią w swojego napastnika, który zwijał się z bólu na podłodze, przez co nie widziała jego twarzy. Ethel odbezpieczyła broń. Była gotowa strzelić w każdej sekundzie. Mężczyzna uniósł dłoń aby do niego nie strzelała.

— Ethel, to ja. — wychrypiał nierównym głosem Chris.

Ethel zastygła w miejscu. Chris przesunął się na podłodze i usiadł pod ścianą. Krew spływała strużką po jego brodzie i kapała na szarą koszulkę. Nadal trzymał się jedną dłonią za krocze.

— Ty idioto! Mogłam cię zabić. — opuściła broń i schowała ją za pasek od spodni. Wszystko działo się bardzo szybko, więc nie zauważyła że jej napastnikiem był jej własny brat.

Chris jęknął cicho z bólu.

— Chyba złamałaś mi nos.

— Ciesz się że oby tylko to. — powiedziała zła, choć trochę się uspokoiła widząc jak brat krzywi się z bólu. Westchnęła ciężko. — Po co to było?

— Mówiłaś że chcesz pomóc. Nie przeszłaś szkolenia łowcy, więc chciałem sprawdzić czy w ogóle coś potrafisz. — spojrzał na siostrę. Zamierzał ją zaskoczyć, choć to on teraz był zaskoczony. Bez większego trudu skopała mu tyłek. — Masz mocny prawy sierpowy.

— Dzięki. — kącik jej ust drgnął do góry. Podeszła do brata i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Chris złapał za jej dłoń, po czym blondynka pomogła mu wstać. — Chodź, obejrzyjmy to.

Zeszli na dół. Chris wziął z zamrażarki torebkę z mrożonką, aby przyłożyć do obolałego miejsca. Ethel wzięła z łazienki małą apteczkę. 

Ethel przyłożyła wacik nasiąknięty wodą utlenioną do rozcięcia na nosie brata. Nie złamała mu nosa, ale siniak i tak będzie. Chris ledwie zauważalnie się skrzywił. Był przyzwyczajony do opatrywania ran. Mężczyzna siedział na krzesełku przy wysepce kuchennej.

— Skąd umiesz tak walczyć?

— Świat jest pełen niebezpiecznym nadprzyrodzonych istot oraz złych ludzi, Chris. Od lat podróżuje po świecie. Może nie jestem łowcą, ale musiałam nauczyć się jak o siebie zadbać. — powiedziała spokojnym tonem, będąc skupiona na opatrywaniu nosa brata.

— Twoje ruchy były wyćwiczone, jakbyś miała w tym nie małe doświadczenie.

Ethel milczała przez zaledwie dwie sekundy. Musiała odpowiedzieć sensownie.

— Bo mam doświadczenie. Jak Indiana Jones. — dodała z lekkim uśmiechem i spojrzała bratu w oczy. Chris wywrócił oczami. Ethel trochę spoważniała. Przykleiła plaster na nos brata, czym zakończyła opatrywanie go. — Ojciec próbował zmusić mnie do zostania łowcą. Ostatecznie się rozczarował, ale to nie sprawiło że użalałam się nad sobą. W szkole z internatem byłam zdana na siebie. Chciałeś mi pomagać, ale miałeś własną rodzinę, więc nie mówiłam ci o swoich problemach. Byłam niskim i chuderlawym dzieckiem, idealnym do znęcania się. — Ethel zauważyła w oczach brata smutek, gdy wyjawiła prawdę o jej szkolnych czasach z dala od domu. Jednak jej nie było z tego powodu przykro. Dzięki temu zahartowała się. — Musiałam być bystrzejsza. Więc kombinowałam. A z czasem gdy pracowałam nad sobą, stałam się silniejsza. 

— Przykro mi...

— Nie Chris. Nawet nie próbuj się obwiniać. Jedyną winną osobą może być nasz ojciec. To on mnie wyrzucił z domu jak śmiecia, bo według niego byłam słaba. — powiedziała stanowczo z nutą jadu w głosie. Na samo wspomnienie o ojcu, robiło jej się niedobrze i wywoływało w niej czystą nienawiść. Po chwili trochę złagodniała. — To przeszłość. Zaakceptowałam ją i wyciągnęłam wnioski. Nie warto do tego wracać. Cieszmy się nowymi chwilami. Zwłaszcza gdy ten stary piernik wącha kwiatki od spodu.

Chris zamierzał odezwać się aby ją upomnieć, w końcu Gerard był ich ojcem, ale po tym wszystkim co zrobił, nie należał mu się szacunek, więc nie upomniał siostry. 

— Właściwie to mam coś dla ciebie. Włącz laptop, a ja zaraz wrócę. — powiedziała podekscytowana, po czym pobiegła na górę. 

Chris przygotował laptop. Siedział w salonie czekając, aż Ethel zejdzie.

Blondynka weszła do salonu. Rzuciła Chris'owi coś małego. Mężczyzna złapał przedmiot, którym okazał się pendrive, po czym podłączył go do laptopa.

— Co w nim jest?

— Jak już wcześniej wspomniałam. Bycie archeologiem ułatwiło mi poznanie nadprzyrodzonego świata z innej perspektywy. W pendrive jest coś na wzór bestiariusza, ale w moim wykonaniu.

Chris uniósł brwi zaskoczony. Ethel jedynie się uśmiechnęła. Była pewna że bratu spodoba się prezent. W listach wspominał, że w Beacon Hills co jakiś czas coś się dzieje. Nowe informacje mogłyby być dla niego i jego przyjaciół bardzo przydatne, a nawet mogłyby uratować komuś życie.

Od lat zbierała informacje o nadprzyrodzonym świecie. Zapisywała wszystko. Dzięki temu mogła stworzyć nową wersję bestiariusza. Nie były tam opisane tylko potwory, ale również niezwykłe przedmioty, dawne kultury, czy inne tego typu rzeczy, a wszystko miało związek z nadprzyrodzonym światem.

Ethel przesunęła leżący na kawowym stoliku laptop, bardziej w swoją stronę. Włączyła zawartość pendrive. Wyskoczyła strona główna przedstawiająca rysunek litery przypominającej "P" w okręgu oraz kilku innych drobniejszych krętych symboli otaczających tą dużą literę. Symbol wiedzy i nieomylności. Ethel przewinęła na kolejną stronę, gdzie był spis treści. Nacisnęła małą ikonę w górnym prawym rogu. Otworzyła algorytm, który pozwalał na łatwiejsze przejrzenie bestiariusza jeśli szukało się konkretnej informacji. Wystarczyło wpisać co najmniej jedno słowo, a algorytm wyszukiwał je w całym pliku i wyświetlał pożądane informacje.

— Bestiariusz jest bardzo obszernie napisany, więc stworzyłam algorytm, który ułatwi wyszukiwanie konkretnych informacji. Ale i tak możesz przeczytać cały. Tylko ostrzegam, może to zająć sporo czasu.

— Sama zdobyłaś te wszystkie informacje? — zapytał z dużym podziwem Chris gdy przeczytał kilka linijek spisu treści. O niektórych rzeczach w ogóle nie słyszał. Spojrzał na siostrę.

— Nie. Mam wielu przyjaciół i znajomych na całym świecie. Niektórzy z nich nie są ludźmi. — powiedziała z nutą dumy. Może te osoby nie były aż tak bliskie jej sercu, ale na wielu z nich jej zależało, z wzajemnością. Nie była samotna, choć dobrowolnie wybrała samotną ścieżkę, niosąc swoje problemy na własnych barkach. Może jej duma nie pozwalała poprosić o pomoc, ale tak na prawdę od małego czuła się zdana na samą siebie. Jako dorosła osoba, ciężko jej było wykorzenić swoje stare skłonności i nawyki. Dlatego nie potrafiła poprosić o pomoc nawet własnego brata. — Pokaże ci jak używa się algorytmu. — powiedziała chcąc zmieć bieg rozmowy.

*************************

Jak podobał wam się rozdział?

;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro