❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐬𝐢𝐞𝐝𝐞𝐦𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞
»»————- ⚜ ————-««
𝕋𝕖𝕣𝕒𝕡𝕚𝕒 𝕚 𝕔𝕠𝕤́ 𝕨𝕚𝕖̨𝕔𝕖𝕛 𝕟𝕚𝕫̇ 𝕡𝕠𝕫̇𝕒̨𝕕𝕒𝕟𝕚𝕖
༺༻✧༺༻
Występują sceny 18+
Ethel weszła do knajpki. Rozejrzała się po wnętrzu. Zauważyła znajomą czuprynę ciemnych brązowych włosów. Dlatego ruszyła do jednego z stoliku, pod oknami.
Uśmiechnęła się stając obok stolika. Peter zamierzał wstać, ale Ethel uprzedziła go. Pochyliła się i złożyła szybkiego całusa na jego ustach, po czym zajęła miejsce na przeciwko niego. Starszy Hale przez sekundę był zaskoczony, ale szybko się opamiętał. Uśmiechnął się szarmancko. Takie powitania zdecydowanie były przyjemne.
— Co to za papier? — zapytał Peter. Ethel zdjęła kurtkę i rzuciła ją na siedzenie. W dłoni miała pojedynczą kartę A4, na której coś pisało. Blondynka uśmiechnęła się szeroko, na co Peter zmarszczył lekko brwi ponieważ trochę zaniepokoił go dziwny błysk w jej oczach.
— To lista rzeczy, w których jesteś łagodnie ujmując, do bani. — oznajmiła. Jej uśmiech zelżał, ale nadal była rozbawiona. Miała ochotę zaśmiać się na minę jaką zrobił Peter. Spojrzała na kartkę aby przeczytać co tam piszę. — Numer jeden, bycie dobrym alfą.
Starszy Hale wyrwał z jej dłoni kartkę, po czym podarł ją na strzępy. Ethel uśmiechnęła się z pobłażliwością. Spodziewała się takiej reakcji z jego strony. Była pewna że wzmianka o byciu alfą to drażliwy dla niego temat, ale to nie tym zamierzała się zająć. Chciała go tym tylko trochę wkurzyć, dalsze punkty były bardziej istotniejsze.
Ethel wyjęła drugą kartkę z kieszeni kurtki. Rozprostowała materiał.
— Bycie dobrym alfą, to przede wszystkim nie myślenie o sobie... — zaczęła czytać. Peter znowu wyrwał kartkę z jej rąk. Ethel nawet nie próbowała go powstrzymać czy zbesztać za jego zachowanie. Niebieskooki podarł papier. Uśmiechnął się wrednie, będąc pewnym że blondynka nie miała więcej kopi. Ku jemu zaskoczeniu, Ethel wyciągnęła kolejną kartkę.
— Ile ich masz? — zapytał zirytowany i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
— Wystarczająco dużo abyś poddał się w niszczeniu ich. Pierwszy punkt jest dla ciebie wyjątkowo wrażliwy, więc przejdźmy do następnego.
— Wcale nie jest to dla mnie wrażliwy temat. — powiedział oburzony. Ethel powstrzymała się przed parsknięciem. Wyglądał jak naburmuszone dziecko, któremu rodzice kazali zjeść brukselkę na obiad.
— Jasne... Przejdźmy dalej. Drugi punkt rzeczy, w których jesteś do bani, przepraszanie za swoje błędy. Właściwie to w ogóle tego nie robisz. I z tego co wiem, to nie przeprosiłeś Scott'a i jego przyjaciół za to co im zrobiłeś, nieprawdaż? — uniosła brew przyglądając się mu uważnie. Peter prychnął pod nosem i wzruszył lekko ramionami, jakby to pytanie go obraziło. — Wiem że tego nie zrobiłeś. I ty się dziwisz czemu nie chcą mieć z tobą nic wspólnego? Udajesz że wszystko gra, ale tak nie jest. Jestem w szoku, że po tym wszystkim w ogóle z tobą rozmawiają. Zwłaszcza Derek, zabiłeś mu siostrę, własną siostrzenicę. Może i byłeś wtedy trochę niepoczytalny, ale powinieneś był przeprosić i choć trochę pokazać szczerej skruchy.
Peter wyrwał po raz kolejny kartkę z rąk Ethel, ale tym razem jej nie porwał. Zaczął czytać co tam pisało. Lista była długa i rozpisana, nawet na akapitach.
— Co to do cholery jest? — spojrzał na Ethel, zza kartki. — Chcesz się bawić w mojego psychologa? — z powrotem spojrzał na kartkę. W oczy rzucił mu się jeden punkt, który go jeszcze bardziej zirytował. — Wcale nie mam problemów z postrzeganiem swojej wartości! Jestem z nich wszystkich najsilniejszy i najmądrzejszy!
— Nie dramatyzuj, bo ludzie zaczynają się gapić. — powiedziała spokojnie Ethel.
— Nie każ mi się uspokoić kobieto! Robię co chcę. — rozszarpał kartkę na strzępy. — I nie mam żadnych problemów. — powiedział już trochę spokojniejszym tonem, choć nadal był zirytowany i zły. Jak ona śmiała spisać listę jego rzekomych wad?
— Właśnie widzę. Szkoda. Pomyślałam że może pomogę ci stworzyć lepszą relację z córką i pomogę ci aby inni zaczęli cię szczerze lubić, a nie tylko tolerować. Ale skoro nie chcesz, to mnie to nie obchodzi. — wzruszyła ramionami, jakby wcale nie przejęła się odmową z strony Peter'a.
Hale zmrużył oczy przyglądając się jej. Zamyślił się analizując jej słowa. Może zgodzenie się na tą niedorzeczną pomoc z jej strony, przyniesie mu korzyści? Zawsze w każdej chwili będzie mógł po prostu urwać z nią kontakt albo rozszarpać gardło gdy zacznie go mocno wkurzać. Może przyjęcie jej pomocy, nie było takie złe. Przydałyby mu się rady odnośnie jego relacji z Malią, co do pozostałych, niezbyt mu zależało na nich, oczywiście nie zapominając o Derek'u. Mógł coś na tym ugrać.
— Powiedzmy że się zgodzę. Co chcesz w zamian? Bo to oczywiste że czegoś chcesz. — starał się zabrzmieć na mało zainteresowanego aby nie pokazać jej że w zasadzie spodobał mu się pomysł. Pomysł był irytujący, ale nie głupi.
Ethel uśmiechnęła się delikatnie. Od samego początku wiedziała że wygra. Peter mógł twierdzić że myśli jedynie o własnym dobru, ale nie każda osoba na tym świecie była mu całkowicie obojętna. Pomysł z terapią dla Peter'a wpadł przypadkiem do jej głowy. Do wykona jej osobistego planu, zostało trochę czasu, który postanowiła poświęcić na coś ciekawego. Na głowie miała jeszcze sprawę z haite, ale pomóc dla Peter'a była bardziej rozrywką i przyjemnością niż irytującym problemem. I czy coś chciała w zamian? Właściwie to nic konkretnego, ale wiedziała że jeśli powie Peter'owi że nic nie chce, to uzna że kłamie. Był podejrzliwą i nieufną osobą, dlatego odgórnie uznałby że jej intencje są złe i że chce go do czegoś wykorzystać. Peter'owi przydałby się prawdziwy terapeuta, bo według Ethel miał znacznie więcej problemów, traum i innych tego typu rzeczy, niż chciałby się do tego przyznać. Ona mogła jedynie odrobinę go naprostować i wskazać kierunek, w którym powinien podążyć.
— Lubię gdy mówisz, ale bardziej wolę gdy twój język i usta robią coś innego.
— Chcesz seksu? Przecież już to robimy.
— Tak, ale chcę więcej delikatnej rozkoszy, niż mocnego pieprzenia. Oczywiście na moje zawołanie. Kiedy tylko będę chciała.
Nie przerywali kontaktu wzrokowego, podczas rozmowy, przez co nie zwrócili uwagi że do ich stolika podszedł młody kelner. Chłopak stał niezręcznie i nie wiedział w którym momencie zapytać ich co chcą zamówić.
— Zgoda. — oznajmił Peter. Tak czy siak, wychodził na plus, choć jej żądanie wydało mu się niezbyt przekonujące. Mogła zażyczyć sobie czegokolwiek, a chciała tylko więcej orgazmów.
— Chcę żebyś powiedział to na głos. — zażądała. Przygryzła dolną wargę, nie urywając z nim kontaktu wzrokowego.
— Będę cię lizał kiedy tylko zechcesz. Zadowolona?
— Tak. — uśmiechnęła się zwycięsko. Spojrzała na kelnera, którego twarz przypominała dojrzałego pomidora. — Poproszę ristretto oraz gofry z podwójnymi dodatkami.
— Oczywiście. — mruknął speszony i zapisał zamówienie w swoim notesie. Spojrzał na Peter'a. — A dla pana?
— To samo.
Kelner odszedł po chwili. Ethel zaśmiała się cicho.
— Biedaczek. Musiał tego wszystkiego słuchać. — powiedziała rozbawiona. Mina tamtego kelnera była bezcenna.
— Nie wierzę że kazałaś mi to przy nim powiedzieć. — oznajmił z udawaną irytacją. Wprawienie tamtego kelnera w zakłopotanie, było zabawne. Chłopakowi tak szybko waliło serce, że wskazywało na to że najwyraźniej nigdy nie uprawiał seksu, skoro tak bardzo go peszyło słuchanie o tym.
— Jeszcze się zdziwisz do ilu rzeczy mogę cię zmusić.
— Lepiej uważaj, nie łatwo mnie ujarzmić.
— Szczególnie w sypialni.
Mogliby ciągnąc te brudne rozmowy dalej, ale Ethel wyciągnęła kolejną kopię listy i postanowiła trochę spoważnieć.
— Po co w ogóle chcesz zmarnować swój czas? — zapytał Peter. Przez myśl przeszło mu że to miłe że marnuje ostatnie swoje dni przed operacją, której może nie przeżyć, na niego, a nie na zabawę. Przecież mieli szaleć razem, a nie odbywać terapię.
— Nie uważam tego za marnotrawco czasu. Może uda mi się zrobić coś pożytecznego dla społeczeństwa. — złośliwość w jej słowach była łatwo wyczuwalna. Dokuczanie mu w ten sposób, było dla niej zabawne. Peter trochę zjeżył się na jej słowa. Nie był żadnych wyrzutkiem czy społecznym marginesem, choć zdecydowanie Scott i inni powiedzieliby że jest zagrożeniem dla społeczeństwa. — Mówiąc poważnie, wiem że czujesz się samotny, choć zarzekałbyś się że tak nie jest. Być może pomoc tobie, to jedna z ostatnich rzeczy jakie zrobię. I myślę że warto będzie poświęcić na to mój czas, może uda mi się trochę naprawić ci życie. Pewnie zastanawiasz się dlaczego to robię. Odpowiedź jest bardzo prosta, lubię cię i tyle. — powiedziała szczerze. Uśmiechnęła się delikatnie. Nie musiała mu w niczym pomagać, ale przez czas, który z nim spędziła, polubiła go. Nie był tak zły, jak inni uważali. Dało się z nim normalnie porozmawiać, spędzić miło czas. Miał swoją łagodniejszą stronę, której najwyraźniej nikt nie dostrzegał. To było smutne. Nie raz, to życie albo inne osoby sprawiały że ktoś stawał się zły, a nie dlatego że taki się urodził albo sam o tym zdecydował. Być może w przypadku Peter'a właśnie tak było. Może gdyby nie pożar, to byłby inną osobą.
— To oczywiste że mnie lubisz. Jestem przecież niesamowity. — oznajmił nieskromnie. Miał wyniosły wyraz twarzy, choć w środku poczuł coś dziwnego. Jakieś ciepło i dziwny uścisk, którego nie potrafił dokładnie zidentyfikować. Jej uśmiech sprawiał że sam miał ochotę się uśmiechnąć. Jej zapach pobudzał jego zmysły, a bicie jej serca było przyjemną melodią dla jego uszu. Sprawiała że zaczął czuć się inaczej, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Zapewne był to tylko pociąg seksualny do niej, nic więcej.
Ethel z nutą nerwowości uśmiechnęła się. Spojrzenie Peter'a było intensywne, ale inne niż poprzednie. Było w tym coś ekscytującego i przyprawiające o szybsze bicie serca, ale również sprawiało że Ethel zaczyna się czuć w sposób jaki jej się nie podobał. Bardzo szybko odrzuciła od siebie myśl, że zaczęło jej zależeć. Uczucia mogły być problemem, choć i tak nie zamierzała z tego powodu rezygnować z swojego planu. Jednak nuta smutku zakłębiła się w jej głowie, gdy pomyślała o tym jak poczułby się Peter po stracie osoby, na której mogło mu zależeć. Jednak szybko odpędziła tą myśl od siebie. Peter'owi z pewnością nie zaczęłoby na niej ani odrobiny zależeć. To nie było możliwe. Mieli luźną relację składającą się głownie na seksie i pogawędkach przy dobrym jedzeniu. A przynajmniej w taki sposób myślała Ethel.
༺༻✧༺༻
Ethel upiła łyk kawy. Pokrótce omówiła większość punktów z listy. Peter głównie rzucał złośliwe albo zabawne komentarze. To było oczywiste że nagle nie stanie się inną osobą. Ethel na razie chciała wskazać mu co robi źle i że niektóre jego zachowania są odbierane dla innych negatywnie. Specjalistą od terapii nie była. Zanim wzięła się za tą listę, trochę poczytała na internecie. Jej wiedza w tym zakresie była niewielka, więc czy jej rozmowy i dawanie rad Peter'owi, coś da, miało niskie prawdopodobieństwo powodzenia.
— Nudzi mnie już to.— stwierdził znużonym głosem Hale. Ethel zgięła kartkę dwa razy, po czym schowała ją do kieszeni kurtki.
— Mnie też. — posłała niebieskookiemu delikatny uśmiech. Całego dnia nie zamierzała przeznaczyć na terapeutyczne gadki.
— To Chris. — oznajmił nagle Peter. Zobaczył przez szybę, zbliżającą się z oddali sylwetkę Chris'a, który szedł chodnikiem. — Schowaj się.
— Nie zamierzam.
— Uh, no to ja to zrobię. — warknął niezadowolony. Schował się pod stolik. Zdążył zrobić to w idealnym czasie. Chris przeszedł obok kanapki, w której byli. Zauważył przez szybę Ethel. Blondynka pomachała mu, a on poszedł dalej chodnikiem.
Ethel zachichotała. Jeszcze nie powiedziała Peter'owi o tym że jej brat wie że coś ich łączy.
— Nie potrzebnie się schowałeś. Wie o nas.
— Co?!
Peter uderzył się głową o blat, przez to szklanki i talerze zadrżały na stole. Niebieskooki szybko wygramolił się spod stołu. Spojrzał na Ethel zaskoczony.
— Mówiłaś że nie chcesz aby ktoś o nas wiedział.
— Tak, ale zmieniłam zdanie. Na razie tylko on wie.
— Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Pod blatem są zaschnięte gumy. — stwierdził z obrzydzeniem.
— Jakoś wypadło mi to z głowy. — wzruszyła ramionami.
Chris zatrzymał się na chodniku. Dopiero po chwili doszło do niego że Ethel z pewnością nie siedziała sama w tamtej knajpce. Na stole znajdowały się dwie filiżanki oraz dwa talerze. Cofnął się.
Ethel i Peter nie nacieszyli się zbyt długo czasem tylko we dwoje. Nagle obok ich stolika pojawił się Chris. Bez słowa usiadł obok Ethel.
— Chris. — powiedziała blondynka, zerkając na brata.
— Ethel. — powiedział Chris, patrząc na siostrę.
— Ethel. — powiedział Peter, przyciągając uwagę rodzeństwa Argent'ów na siebie.
— Peter. — powiedziała Ethel. Posłała niebieskookiemu znaczące spojrzenie, aby odpowiednio się zachowywał.
— Chris. — powiedział lekko melodyjnym tonem Peter, kącik jego ust drgnął ledwo zauważalnie do góry.
— Peter. — powiedział nieprzyjaznym tonem Chris, a jego wyraz twarzy stał się chłodniejszy.
Atmosfera zrobiła się tak gęsta że można ją było kroić nożem. Ethel miała z tyłu głowy poczucie lekkiej paniki. Chris i Peter mierzyli się na spojrzenia. Argent był śmiertelnie poważny, w przeciwieństwie do Hale, którego bawiła ta sytuacja.
Ethel kopnęła Peter'a w nogę, dzięki czemu urwał kontakt wzrokowy z jej bratem. Ta niema walka, mogła przerodzić się w coś gorszego.
— Byłeś na spacerze? — Ethel zwróciła się do brata. Chris zerknął na nią.
— Nie do końca. — po chwili znowu patrzył na Hale, jakby chciał samym spojrzeniem zabić go na miejscu.
Ethel wyjęła telefon. Potrzebna była stratega jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Wiedziała że prędzej czy później Chris natknie się na Peter'a. Była pewna że jej brat łagodnie ujmując, będzie chciał porozmawiać z Hale'm na temat ich relacji i że lepiej aby jej nie skrzywdził bo pośle mu kulkę między oczy.
Blondynka po kryjomu wysłała wiadomość do Melissy z prośbą aby zadzwoniła do Chris'a i odwróciła jego uwagę, żeby po prosu zapytała co robi albo zaproponowała mu spotkanie. Dość szybko dostała sms zwrotny z zapytaniem o powód dlaczego miałaby to zrobić. Ethel odpisała krótko, że inaczej może dojść do nieprzyjemnej sytuacji między Chris'em a Peter'em. Melissa odpisała że się zgadza, na co blondynce trochę ulżyło.
Napiętą ciszę między trójką przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Chris wyjął swój telefon. Gdy zobaczył na wyświetlaczu zdjęcie Melissy, wyraz jego twarzy złagodniał.
— Lepiej odbierz, bo może to ważne. — powiedziała Ethel. Chris wstał od stolika i oddalił się, po czym odebrał telefon od Melissy.
Ethel wyjęła portfel. Zostawiła na blacie jeden banknot, który i tak znacznie przekraczał cenę posiłku, który tutaj zjedli.
— Do łazienki. — oznajmiła stanowczo Ethel. Chris stał do nich tyłem, ale był przy wyjściu z knajpki, więc przyłapałby ich gdyby próbowali wyjść drzwiami z lokalu.
Ethel złapała za swoją kurtkę, po czym wstała od stolika i skierowała się do łazienki. Peter podążył za nią.
— Masz ochotę zabawić się teraz? — figlarny uśmieszek zagościł na jego twarzy, gdy oboje weszli do łazienki. Pomieszczenie było małe.
Ethel olała jego pytanie. Podeszła do okna pod sufitem. Było wystarczająco duże aby przez nie się przecisnąć. Otworzyła okno, po czym spojrzała na Peter'a.
— Wychodź pierwszy.
Peter poczuł odrobinę rozczarowania. Posłał jej lekceważące spojrzenie, nie chcąc wyskakiwać przez okno. Ethel złapała za jego koszulkę i trochę brutalnie pociągnęła go ku sobie. Nie spodziewał się takiej agresji z jej strony, przez co prawie potknął się o własne nogi. Puściła jego koszulkę i wskazała głową na okno. Peter wywrócił oczami, ale po chwili postanowił wyskoczyć przez okno. Z gracją wylądował po drugiej stronie.
Ethel podsunęła pod ścianę nieduży śmietnik. Weszła na niego, po czym podciągając się na framudze okna przechyliła się na drugą stronę. Spadła prosto w objęcia Peter'a. Uśmiechnęła się delikatnie w podzięce że ją złapał. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Ethel trochę ciężej wciągnęła powietrze. Patrzył na nią w tak, że zaczyna się denerwować, ale w ten pozytywny sposób. Poczuła rosnące ciepło w dolnej części jej brzucha.
— Peter... możesz mnie już puścić. — powiedziała szeptem, jakby obawiała się że głośniejsze odezwanie się coś między nimi zepsuje. Hale ostrożnie odstawił ją.
Ethel roześmiała się krótko. Ucieczka przed jej bratem była niedorzeczna. Przecież nie byli już dziećmi, ale nadal było to zabawne i trochę ekscytujące. Wzięła Peter'a za dłoń i ruszyła z zamiarem wyjścia z obskurnej alejki, w której byli. Jednak niebieskooki miał chyba inne plany. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie, przez co wpadła w jego objęcia. Ethel uniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona. Zamierzała spytać co on robi, ale żadne słowa nie opuściły jej ust. Peter pocałował ją żarliwie. Blondynka jęknęła mu w usta, gdy jego dłonie mocniej zacisnęły się na jej biodrach.
Zdecydowanie ta obskurna alejka, w której byli, była kiepskim miejscem na intymne igraszki. Ktoś przechodząc obok wejścia do alejki, mógł ich zauważyć, ale o dziwo żadne z nich nie przejęło się tą myślą.
Ethel jęknęła, gdy jej plecy nagle zerknęły się z chłodną powierzchnią ściany budynku. Peter przycisnął swoje biodra do jej bioder, przyszpilając ją do ściany.
Blondynka spojrzała w górę na bezchmurne niebo, niebieskooki zaczął obcałowywać jej szyję, miejscami lekko przysysając skórę. Przygryzła dolną wargę, aby zachować ciszę. Jego dłonie błądziły po jej ciele, usta przygryzały skórę, co było zarówno bolesne jak i podniecające.
— Co robisz? — zapytała lekko drżącym głosem. Spojrzała na Peter'a, który uklęknął przed nią. Podciągnął jej spódnicę, ukazując jej dolną partię ciała ubraną w czarną koronkową bieliznę. Mruknął z uznaniem. Ethel zadrżała gdy zobaczyła pożądanie w jego oczach. Przesunął jej bieliznę na bok, po czym włożył w nią jeden palec.
Ethel zacisnęła dłonie na jego barkach, lekko wbijając paznokcie w jego ciało. Peter uśmiechnął się nonszalancko. Ledwo ją dotknął, a była już mokra. Zarzucił sobie jedną jej nogę na ramię, aby mieć łatwiejszy dostęp do niej.
Ethel odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki, gdy poczuła jego język na swojej kobiecości. Językiem bawił się jej łechtaczką, jednocześnie rytmicznie pieprząc ją palcami. Zacisnęła powieki i przycisnęła dłoń do ust, aby chociaż trochę stłumić jęki rozkoszy. Był tak dobry w tym, że z każdym jego ruchem jej umysł zasnuwała mgła. Racjonalne myślenie zagłuszała rozkosz. Pragnęła aby nie przestawał.
Patrzenie jak rozpływała się pod jego dotykiem, było niebiańskie. Tak słodko smakowała, jej ciche jęki, które próbowała stłumić dłonią doprowadzały go do szaleństwa. Tak krucha, tak pyszna, tak wrażliwa. Mógł łatwo ją złamać, łatwo skrzywdzić, ale jedyne co w tej chwili pragnął, to sprawić jej przyjemność. Dlatego nie przestawał.
Chris skończył rozmawiać z Melissą. Wrócił do stolika, który okazał się być pusty. Ethel i Peter zniknęli, ale nie mogli wyjść z lokalu niezauważeni. Skierował się do łazienki. Wszedł do pomieszczenia. Wtedy zobaczył uchylone okno i już wiedział że uciekli. Wyszedł z pomieszczenia, nie mając pojęcia że tuż za ścianą Peter robił nieprzyzwoite rzeczy jego siostrze.
*******************************
Jak podobał wam się rozdział?
;D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro