Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐬𝐢ó𝐝𝐦𝐲❞

»»————- ⚜ ————-««

𝕎𝕚𝕕𝕫𝕒̨ 𝕨𝕖 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕡𝕠𝕥𝕨𝕠𝕣𝕒

༺༻✧༺༻

Występują sceny 18+

Ethel stała przed lustrem w łazience. Kończyła szykować się na randkę. Peter wysłał jej wiadomość aby była gotowa na osiemnastą. Chciał przyjechać po nią, ale Ethel wolała nie podawać mu adresu zamieszkania jej brata, dlatego mieli spotkać się pod barem, gdzie pierwszy raz się umówili.

Blondynka przejechała szminką w kolorze intensywnej czerwieni po wargach, tym samym kończąc robić makijaż. Nie umalowała się zbyt mocno, miało być prosto, ale z klasą. Włosy ułożyła w lekkie fale, a jeden bok spięła pozłacanymi ozdobnymi wsuwkami. Inaczej było z ubiorem. Lubiła pokazywać innym że jest pewna swojej sylwetki, którą uważała za świetną. Założyła bordową dopasowaną sukienkę z kopertowym dekoltem, z długim rękawem oraz przekładanym dołem. Do tego pozłacane czółenka na cienkim obcasie.

Wyszła z łazienki. Wzięła z łóżka małą torebkę na złotym łańcuszku. Spakowała to co najważniejsze, telefon, mały pistolet oraz tabletki.

Gotowa zeszła na dół. Uprzedziła brata że gdzieś dzisiaj wychodzi. Był niezadowolony bo ostatnim razem o niczym mu nie powiedziała i nie wróciła do domu na noc. Nie uniknęła rozmowy o tym jak jej zachowanie było nieodpowiedzialne oraz o tym że się o nią martwił. Tym razem obiecała że będzie inaczej. Musiała dotrzymać słowa, bo następnego dnia miała jechać z nim aby poznać Scott'a oraz pozostałą paczkę. W Beacon Hills coś się działo. Nie zamierzała tego przegapić.

Chris wyszedł na korytarz gdy usłyszał, stukot obcasów. Zaniemówił gdy zobaczył swoją siostrę. Wyglądała zjawiskowo.

— Uważaj bo ci mucha wleci do buzi. — powiedziała żartobliwie Ethel gdy stanęła przed bratem. — Po twojej reakcji, wnioskuję że wyglądam świetnie.

— Tak. — odchrząknął niezręcznie. Dziwnie było patrzeć na nią tak wystrojoną. Nie podobało mu się że wychodzi gdzieś z obcym mężczyzną, o którym nie chciała nic mu powiedzieć. Mówił jej aby była ostrożna, ale ona twierdziła że nie musi się nią przejmować. W jego oczach zawsze pozostanie jego małą młodszą siostrzyczką. Tą samą która uwielbiała bawić się lalkami, a zarazem nie bała się nigdy zabijać pająki. Chris uśmiechnął się na wspomnienie, Ethel była mała, ale już wtedy lubiła dokuczać Kate, najczęściej podrzucała jej pająki, do łóżka, do plecaka, a nawet na włosy. Chris dobrze zapamiętał krzyk wściekłej Kate, a później pisk rozbawionej Ethel gdy uciekała przed siostrą i zawsze chowała się za nim. — Uważaj na siebie.

— Zawsze bracie. — poklepała go lekko w ramię, po czym wyminęła i ruszyła ku drzwiom. 

༺༻✧༺༻

Peter zszedł po krętych schodach. Jego zejście przyciągnęło uwagę stada, które omawiało nowe zagrożenie w mieście. Przerwali rozmowy, gdy zauważyli że starszy Hale był ubrany inaczej niż zwykle, a przynajmniej w takim stroju go jeszcze nie widzieli. Był wystrojony co sugerowało że wychodził w jakieś eleganckie miejsce. Peter miał na sobie białą idealnie wyprasowaną koszulę, której dwa górne guziki były rozpięte. Założył ciemnogranatowe garniturowe spodnie oraz marynarkę w tym samym kolorze, którą miał starannie przewieszoną na przedramieniu aby się nie pogięła. Do tego założył czarne półbuty. Użył najdroższych perfum, które miał na specjalne okazje oraz zaczesał włosy na żel.

— No co? — zapytał Peter gdy stanął w miejscu. Patrzyli na niego dziwnymi spojrzeniami. Rozprostował marynarkę po czym założył ją. Starannie zagiął kołnierz i poprawił rękawy. Nagle Stiles prychnął rozbawiony, a to doprowadziło do lawiny śmiechów. Starszy Hale zmarszczył brwi, po czym wywrócił oczami. Nawet Derek się zaśmiał, co było jak siódmy cud świata. — Wychodzę na randkę.

— Ty? Na randkę? — zakpił Stiles gdy przestał się śmiać. Pozostali obdarzyli starszego Hale'a zdziwionymi spojrzeniami, jakby nie wierzyli w jego słowa.

— Biedna kobieta. — powiedziała Lydia.

— Albo facet. — dodał Stiles.

— Chyba musi być z tą osobą coś nie tak. — stwierdził Derek. 

— Pewnie ma coś z głową. — powiedział Theo.

— Albo została zaszantażowana. — dodał Liam.

— Nikt normalny nie wytrzymałby z nim więcej niż kilka godzin, a na pewno nie z własnej woli. — powiedział Stiles. 

— Więc może to tylko przykrywka? — zasugerował Scott, na co pozostali przytaknęli głowami, zgadzając się z jego sugestią.

— Albo porwał kogoś i zmusił do randki z nim.

Peter stał w miejscu i nie dowierzał że cała grupa z niego drwiła. Jedynie Malia nic złośliwego i kpiącego nie powiedziała, ale również wcześniej się zaśmiała. Czy to było aż tak szokujące że ktoś zgodził się z nim umówić? Nie był przecież aż tak okropny. Z pewnością nie z wyglądu. Miał charyzmę, urodę, nie wspominając o pieniądzach. Niczego mu nie brakowało, a ich żarty były żałosne.

— Na prawdę nie możecie uwierzyć że idę na randkę? — zapytał zirytowany Peter. Mimo że nikt już się nie śmiał, to niektórzy nadal głupio się uśmiechali i szeptali do siebie złośliwe komentarze. Starszy Hale wywrócił oczami.

— Tylko nie zanudź tej osoby swoim gadaniem. — dokuczył mu Stiles.

— I kto to mówi? Jeszcze jeden głupi komentarz Stilinski, a zmusisz mnie do zmiany garnituru. — stwierdził Peter, na koniec cicho warcząc, przez mocno zaciśnięte zęby.

— Czemu miałbyś zmieniać ubranie? — dopytał Liam.

— Bo pobrudzę je jego krwią. — oznajmił starszy Hale. Kącik jego ust drgnął w mrocznym uśmieszku gdy patrzył prosto w oczy Stiles'a, któremu już się odechciało żartowania.

— Nie spinaj się tak. To tylko żarty. — odezwała się Malia aby trochę załagodzić sytuację. Peter spojrzał na córkę, a jego wyraz twarzy trochę złagodniał. — Idź i baw się dobrze. — powiedziała jakby od niechcenia, ale Peter i tak uznał to za pozytywny gest z jej strony. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

— Powodzenia w ganianiu za potworem po lesie. — rzucił niedbale, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu.

Nie wierzę mu.

Aż ciężko w to uwierzyć, on ma kogoś? 

Kto by go chciał?

Peter zacisnął mocno szczękę, ale nie odwrócił się aby rzucić jakiś sarkastyczny komentarz o ich wrednym zachowaniu. Nie mógł przecież pokazać, że ich zachowanie mogło go urazić. Poczuł nieprzyjemne ukucie w sercu, ale udał że to nic, że wcale ich słowa go nie zabolały. Bo czemu miałoby go obchodzić ich zdanie? Nic dla niego nie znaczyli, a przynajmniej tak sobie wmawiał. W ich oczach na zawsze pozostanie potworem, nie ważne co by zrobił, więc po co było starać się aby udowodnić im że było inaczej?

༺༻✧༺༻

Ethel zaparkowała na tyłach baru. Zerknęła na wyświetlacz telefonu, była równo o czasie. Wysiadła z samochodu, po czym zamknęła go. Rozejrzała się po parkingu, a jej wzrok zatrzymał się na Peter'ze, który stał kilka metrów od niej. Opierał się tyłem o swoje shellby. Ethel uśmiechnęła się lekko. W garniturze było mu do twarzy, choć taki ubiór nie zachwycał jej zbyt szczególnie. Nie była fanką garniturów. Ruszyła ku niemu.

— Wyglądasz bardzo przystojnie. — stanęła metr przed nim. Przygryzła dolną wargę, patrząc mu w oczy. Zmarszczyła lekko brwi, zauważając że nie miał dobrego nastroju. Nie uśmiechnął się, ani nawet nie dostrzegła w jego oczach tych psotliwych iskierek. — Nie powiesz że wyglądam świetnie?

— Wyglądasz pięknie.

Ethel przymrużyła lekko oczy. Jego słowa były chłodne, co mogło sugerować kłamstwo, ale blondynka była pewna że chodzi o coś innego.

Peter odsunął się na bok i otworzył drzwi od strony pasażera. Nie chciał psuć sobie tego wieczoru, ale nic nie mógł poradzić że ich słowa utkwiły w jego głowie. Były niczym natrętne muchy, których nie mógł się pozbyć, nawracały i brzęczały w jego umyśle.

Ethel wsiadła do środka. Peter zamknął drzwi, po czym obszedł auto i zajął miejsce kierowcy. Po chwili wyjechali z parkingu. 

Ethel zerknęła na niebieskookiego. Starał się wyglądać na rozluźnionego i beztroskiego, ale ją nie tak łatwo było oszukać. Prawie nic nie mówi, a było to do niego nie podobne i sugerowało że coś było nie tak.

— Coś się stało. Opowiesz? — zapytała w końcu, bo nie potrafiła wytrzymać tej dziwnej ciszy z jego strony. Gdzie ten rozgadany narcyz zniknął?

— Po co, skoro cię to nie obchodzi.

Ethel powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Zachowywał się jak kobieta z humorkami. Uśmiechnęła się lekko, po czym pochyliła trochę ku niemu. Położyła dłoń na jego kolanie. Zauważyła jak się trochę spiął.

— Nie umówiłabym się z kimś kto mnie nie interesuje, więc nie graj focha na cały świat. Opowiedz kto zepsuł humor mojemu kwiatkowi. — drugie zdanie powiedziała lekko słodkim głosikiem, jakby mówiła do dziecka. Poruszyła dłonią, delikatnie masując jego kolano. Kącik jej ust drgnął do góry, gdy zauważyła jak mężczyzna zaciska mocniej dłonie na kierownicy, jakby walczył sam z sobą. Ethel przesunęła dłoń o kilka centymetrów do góry i zaczęła ją powoli poruszać w dół i górę, na jego udzie, w pociesznym geście. — Peter. — powiedziała przeciągłym słodkim głosem, chcąc zachęcić go do otwarcia się. — Powiedź mi, wysłucham cię.

— To przez przyjaciół mojej córki. — powiedział na jednym tchu, gwałtownie wyrzucając z siebie słowa. Pękł. Nie miał nikogo komu mógłby się wygadać, a Ethel była taka kusząca, że nie potrafił dłużej wytrzymać. — Drwili z tego że idę na randkę. Banda zadufanych w sobie dzieciaków.

— A ona?

— Nie powiedziała nic aby ich powstrzymać, ale to mnie nie dziwi. Nie mamy dobrych relacji. Zwykle mnie to nie rusza, bo czemu miałoby? Ale to że według nich jestem tylko potworem, nie znaczy że nic nie czuje. — odetchnął, jakby powiedzenie tych słów było zrzuceniem z siebie dużego ciężaru. Nie zamierzał się otwierać przed nią, ale miał wrażenie że szczerze interesuje ją to co miał do powiedzenia albo była idealna w udawaniu zainteresowanej.

Ethel zabrała dłoń z jego uda, po czym dotknęła jego szyi. Opuszkami palców łagodnie przejechała po skórze, po czym pogładziła jego policzek. Peter z ledwością powstrzymał się przed przymrużeniem oczu i mruknięciem, ponieważ ten gest był bardzo przyjemny, niczym dotyk anioła. Uspokajający i delikatny.

— Okropne z nich dupki. Nie przejmuj się nimi. Ja nie widzę w tobie potwora.

Peter zerknął na nią, po czym wrócił do patrzenia na drogę. Ethel zabrała rękę i wygodniej usiadła na fotelu.

— Bo mnie nie znasz.

— Możliwe, ale myślę że pod tą mroczną skorupą ekscentryka z wysokim ego, kryje się trochę dobra.

— Nie ma we mnie dobra.

— Nie rozśmieszaj mnie. — stwierdziła z rozbawieniem, ale kontynuowała już trochę poważniejszym tonem: Nie ma tylko bieli i czerni. W złu można dostrzec dobro i na odwrót. Chyba nie zaprzeczysz że chcesz dobrze dla córki? — milczał, więc Ethel uznała to za odpowiedź twierdzącą. Prawdziwy potwór nie byłby dobry nawet dla własnego dziecka. Tak można było określić przykładowo Gerarda. — Możesz mieć sporo złych rzeczy na koncie, każdy jakieś ma, ale to z góry nie określa każdego z nas jako potwora. Dobro i zło? To szufladkowanie tego o czym każdy by pomyślał, ale boi się zrobić, bo inni ocenią jego czyny.

Peter zerknął na Ethel, która w tym samym czasie spojrzała na niego. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, co niebieskooki odwzajemnił. Błękitne tęczówki skrzyżowały się z bursztynowymi, na zaledwie dwie sekundy. Oboje coś poczuli. Było w tym coś więcej, coś głębszego z czego nie zdawali sobie sprawy. Po chwili oboje odwrócili wzrok. Ethel przygryzła dolną wargę, czuła jak jej serce trochę przyspieszyło. Peter uśmiechnął się lekko, ale tym razem w tym geście było czyste zadowolenie, a nawet trochę ulgi. Jej słowa przyjemnie połaskotały jego ego, choć to były tylko słowa obcej kobiety, prowizorycznie nic nie znaczyły, ale nie mógł całkowicie zaprzeczyć, że nic nie poczuł.

༺༻✧༺༻

Popisywał się, tak właśnie pomyślała o nim Ethel, gdy zabrał ją do drogiej restauracji. Miejsce było olśniewające, dania smakowały nieziemsko, a ceny powalały. Przepych. Zastanawiała się czemu próbował jej zaimponować ekskluzywną kolacją. Nie imponowało jej to. Równie dobrze mogli spędzić randkę w barze z drinkiem oraz karaoke, a nie zajadać wytrawny posiłek i popijać winem, za którego jeden kieliszek trzeba było zapłacić kilka stów. Jednak nie skomentowała tego negatywnie. Skoro chciał płacić, mimo że zaproponowała że sama może zapłacić za swoją część, to nie zamierzała się z nim spierać. Ostatnim razem gdy się widzieli, mówił dużo, głównie o sobie i swoim samochodowym zamiłowaniu. Tym razem był mniej gadatliwy. Ethel podejrzewała że było to spowodowane tym jak znajomi jego córki go potraktowali. Zapewne próbował pokazać się z lepszej strony. Był to duży plus, ale nie chciała by udawał. Dlatego w trakcie kolacji, powiedziała mu wprost żeby był sobą. Lubiła rozmownych ludzi, sama dużo mówiła, ale lubiła również słuchać. To o czym dana osoba mówiła, miało znaczenie, mogło nakierunkować jaka dana osoba na prawdę jest albo czy nosi maskę, za którą ukrywa swoją prawdziwą twarz. Jak było w przypadku Peter'a, Ethel nie była jeszcze pewna.

Bardzo miło spędziła z nim kolację. Rzucał zabawnymi komentarzami gdy oceniali ludzi w restauracji. Małe wygłupy, przez które niektórzy klienci dziwnie na nich patrzyli, ale oni się tym nie przejmowali. Cieszyli się swoją obecnością, nie zwracając uwagi na nic innego.

Z restauracji wyszli po dwudziestej. Ethel nie miała ochoty aby ten wieczór się skończył tak szybko, ale obiecała bratu wrócić wcześniej. Jednak przed powrotem do Beacon Hills, miała ochotę na coś konkretnego.

Peter złapał za klamkę od strony pasażera aby otworzyć jej drzwi, ale Ethel położyła płasko dłoń na drzwiach, dając mu niemy znak aby ich nie otwierał. Niebieskooki zmarszczył lekko brwi, ale gdy zobaczył jej kuszący uśmieszek i psotliwy błysk w oku, szybko domyślił się o co chodzi. Ethel weszła na tylne siedzenie. Poruszyła dłonią w zachęcającym geście aby Peter poszedł za nią, co zrobił bez chwili wahania. 

Blondynka położyła się na plecach, a Peter zawisł nad nią.

— Myślałem że masz wymagania. — powiedział półszeptem. Śledził wzrokiem każdą krzywiznę jej ciała. Wyglądała tak niewinnie i kusząco gdy leżała pod nim. Czerwona sukienka, którą miała na sobie, idealnie podkreślała jej kształty.

— Co do pierwszego seksu. I chyba zapomniałeś że kobieta jest zmienna. — uśmiechnęła się słodko i przygryzła dolną wargę. Jej dłonie spoczęły na klatce piersiowej niebieskookiego, nawet pod materiałem koszuli, czuła jego mięśnie, które napinały się pod jej dotykiem. Nagle pociągnęła za koszulę w dół, po czym przywarła ustami do jego ust. Pocałunek był zachłanny i bardzo pragnący.

— Mam ochotę zedrzeć z ciebie tą sukienkę. — mruknął niskim pożądliwym tonem. Otarł nosem o jej szyję. Ethel zadrżała gdy chuchnął w jej wrażliwą skórę. Zaczął skubać jej szyję i powoli zniżać się do obojczyka.

— Nawet się nie waż. — ostrzegła go. Podobał się jej ten pomysł, ale musiała w czymś wrócić do domu, a akurat nie wzięła zapasowych ubrań.

— Kupię ci setkę takich sukienek.

— Nie tym razem. — wsunęła dłoń w jego włosy. Mocno złapała za pasma, po czym dość brutalnie odciągnęła jego głowę do tyłu. Peter warknął. Jego oczy błysnęły niebezpiecznym blaskiem, przez który Ethel potarła swoimi udami. Robiło się coraz goręcej. Odchyliła jego głowę lekko w bok, po czym polizała jego szyję jadąc językiem w górę. — Chcę być na górze. — szepnęła mu na ucho, wargami lekko muskając opłatek ucha. — Proszę. — mruknęła słodkim głosikiem, gdy Peter nie był chętny do zmiany pozycji. Jednak zgodził się. Tym razem on leżał na plecach, a Ethel usiadła na nim okrakiem. Patrząc mu prosto w oczy zaczęła odpinać pasek jego spodni. Włożyła dłoń w jego spodnie i drocząco pomasowała przez materiał bokserek jego męskość. — Ktoś tu jest chętny. — posłała mu uroczy uśmieszek. Czuła jak twardnieje w jej dłoni.

— Mogę to samo powiedzieć o tobie. — zacisnął mocno szczękę, gdy Ethel rytmicznie poruszyła dłonią. Droczyła się z nim. Czuł jej słodki zapach, co jeszcze bardziej go podniecało. Położył dłonie na jej biodrach i ścisnął je, na co blondynka cicho jęknęła. Dumny uśmieszek zagościł na jego twarzy. Nie chciał dłużej czekać. Podciągnął biodra trochę do góry aby z pomocą Ethel, zsunąć spodnie oraz bokserki. Ethel podciągnęła swoją sukienkę i odgięła bieliznę na bok, aby ułatwić mu dostęp do siebie. Dłonią poprowadziła jego męskość, po czym opuściła się na niego. Rozchyliła wargi gdy rozciąnął jej wnętrze. W tej pozycji miała wrażenie że czuła go mocniej niż ostatnim razem. Cicho krzyknęła, gdy Peter pociągnął jej biodra gwałtownie w dół. Nie zamierzał być zbyt delikatny, ale jej to nie przeszkadzało. Ostry namiętny seks. To w tym momencie tkwiło w ich głowach. Nie przejmowali się że ktoś może ich przyłapać. Szyby zaczęły parować gdy Ethel zaczęła poruszać się w górę i w dół. Ciche jęki rozkoszy opuszczały jej usta. Peter również nie był cicho. Podciągnął się trochę do góry i jedną ręką ściągnął przód jej sukienki razem z stanikiem w dół. Jej piersi wyskoczyły, a on mógł złapać jeden z sutków między swoje wargi. Druga jego dłoń spoczęła na jej łechtaczce i zaczął bawić się jej czułym punktem. Ethel trzymała dłonie na jego ramionach aby utrzymać równowagę. Wygięła plecy w łuk, gdy wiele przyjemności uderzyło w nią nagle. Przyspieszyła ruch swoich bioder, goniąc za swoim uwolnieniem. Intensywność doznać była niesamowita, przez co z ledwością nadążała za ruchami Peter'a. Fala rozkoszy szybko w nią uderzyła. Rozchyliła wargi z zamiarem krzyknięcia, ale Peter w porę zdusił jej krzyk swoimi wargami. Wplątał jedną dłoń w jej włosy i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, aby całować ją bez przerwy, jego druga dłoń spoczęła na jej biodrze. Uniósł ją kilka razy aby samemu również dojść.

Ethel z trudem łapała oddech i miała mroczki przed oczami. Wciąż w niej był.

— Podobała ci się jazda? — uśmiechnął się zuchwale. Ethel nie miała sił aby odpowiedzieć. Przytaknęła głową, a po chwili cicho się roześmiała. To było szaleństwo i mimo że nie powinna była brnąć w to, nie zamierzała się powstrzymać.

*****************************

Jak podobał wam się rozdział?

 ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro