~ROZDZIAŁ IX~
Derek, skupiony na tym jak mógłby po raz kolejny spotkać się Tomem, nie zorientował się nawet, że nadszedł koniec tygodnia. Profesorowie dawali wycisk nawet uczniom, którzy brali udział w turnieju quidditcha, o czym na własnej skórze przekonał się Dracon, który weekend powitał z pocałowaniem ręki. Razem z Derekiem i Evans właśnie jedli obiad, kiedy podszedł do nich Mistrz Eliksirów.
- O siedemnastej zapraszam na odpracowanie szlabanu - oznajmił.
- Profesorze, ale jutro jest mecz quidditcha... - zaczął blondyn z udręką wypisaną na twarzy. Wiedział, że szlabany u Snape'a nie są zbyt miłe, nawet dla Ślizgonów. Miał wrażenie, że przede wszystkim dla nich. Jeżeli jakiś Ślizgon dostał szlaban od Snape'a, musiał naprawdę nieźle namieszać. Co za tym idzie, kara zwyczajnie jest męcząca i żmudna.
- Nie interesuje mnie to, panie Malfoy - przerwał mu. - Następnym razem się pan dwa razy zastanowi, zanim zacznie źle podsłuchiwać.
- Oczywiście, profesorze - wymamrotał pod nosem, wracając do swoich frytek z rybą. Przeszedł mu apetyt i po prostu dłubał w jedzeniu widelcem.
- Spokojnie, tymi nimbusami dwa tysiące jeden powalicie Gryfonów, nawet z zamkniętymi oczami - zapewnił Derek, gdy tylko profesor zasiadł na swoim standardowym miejscu w Wielkiej Sali.
- Macie nowe miotły? - zapytała Chloe, która niestety nie była na bieżąco z sytuacjami dotyczącymi sportu. Nie potrafiła latać na miotle, chociażby nie wiadomo jak się starała. Oczywiście wspierała młodego Malfoy'a i jeszcze jak nie chodziła do szkoły, często słuchała jego historii, tylko po to, by było mu miło. Rudowłosa dziewczyna miała okres w swoim życiu, kiedy traktowała Draco jak swojego brata, ale jak nagle się pojawił, tak nagle zniknął.
- Mój ojciec nam kupił - wypiął dumnie pierś do przodu.
- Wkupiłeś się do drużyny? - prychnęła pod nosem.
- Nie wkupił - bronił go Derek, na co dziewczyna uniosła brwi i wzięła łyk soku dyniowego. Derek był zapalonym fanem gry. Nawet tak niewielka rozgrywka, jak mecz między domami sprawiała mu ogromną frajdę. - Po prostu załatwił swojej drużynie odpowiedni sprzęt.
- Dokładnie - przyznał mu rację. - Zresztą dopiero jak mnie przyjęli zaoferowałem nowe wyposażenie.
- Zaskoczyłeś mnie - powiedziała Chloe, z lekko uchylonymi ustami. - Nawet nie wiem, co powiedzieć.
- Pogratuluj mu, zjedz, a później biegiem do lochów - podpowiedział brunet. - Im szybciej będziemy mieli szlaban za sobą, tym szybciej Draco się wyśpi i skopie tyłek Potterowi.
Na co Derek skrycie liczył.
***
Niemal każdy uczeń cieszy się, kiedy nadchodził ten upragniony moment chwili spokoju. Ostatnia piątkowa lekcja zazwyczaj dłuży się niemiłosiernie, przyprawiając o zawroty głowy, zwłaszcza jeżeli jest to Historia Magii z najnudniejszym profesorem Hogwartu. Pewna trójka uczniów nie była jednak tak uradowana i skłonna przyznać rację, że nie ma nic lepszego niż piątkowe wieczory. A przynajmniej nie tym razem.
- Jak punktualnie - zakpił profesor Snape wpuszczając trójkę Ślizgonów do swojego gabinetu.
Echo zamykających się drzwi rozbrzmiało w całych lochach, roznosząc się po korytarzach, niczym wieść, że Sami Wiecie Kto został pokonany. Derek przełknął ślinę nie do końca pewien, czego się spodziewać. Byli ubrani w ciepłe, zielone swetry i długie spodnie, co nie uchroniło ich przed zimnem panującym w pomieszczeniu.
- Siódmoklasiści narobili większego bałaganu niż się spodziewałem - kontynuował profesor, nie zważając na dygocących z zimna uczniów. Nawet jeżeli któreś się przeziębi, Pani Pomfrey postawi takiego delikwenta na nogi w mniej, niż pięć minut. - Nawet tegoroczni pierwszoroczni lepiej po sobie sprzątają. Waszym zadaniem jest wyszorować wszystkie kociołki, które są w klasie oraz zeskrobać muchy siatkoskrzydłe, śluz gumochłona, zeschłe żuki i inne ingrediencje znajdujące się na ławkach. Bez użycia magii. Możecie rozpalić ogień w kominku, jeżeli chcecie.
Bez żadnego ociągania się poszli do sali. Szczerze mówiąc spodziewali się dużo cięższego szlabanu. Chociażby wysprzątania całych lochów, zeskrobywania sowich odchodów w sowiarni lub też umycia wszystkich toalet w całym Hogwarcie. Zadanie, które zostało im przydzielone, w zasadzie brzmiało niemal jak marzenie dla Dracona, który liczy na to, że zdoła wyspać się przed jutrzejszym meczem.
Sala nie była w aż tak złym stanie, jak zapowiadał profesor Snape. Na ławkach wcale nie było więcej ingrediencji, niż zostawiają inne roczniki, a kociołki w cale nie były aż tak brudne, jak wyobrażali sobie uczniowie.
- Może się podzielimy - zaoferowała Chloe. - Wy będziecie czyścić kociołki, a ja wyszoruje ławki.
- Mi pasuje - Derek nie czekając ani chwili, chwycił parę żółtych rękawiczek, gąbkę i wiadro z wodą i płynem znajdując sobie miejsce na podłodze i biorąc się za szorowanie. Draco uczynił to ze znacznie większą niechęcią niż brunet, ale poszedł w jego ślady. Już po chwili i rudowłosa dziewczyna zajęła się czyszczeniem stolików.
Byli tak zajęci pracą, że kompletnie zapomnieli o pozwoleniu Snape'a, który zezwolił na rozpalenie paleniska. Przez pierwsze piętnaście minut nie było słychać niczego innego, jak dźwięków gąbek, które albo czyściły, albo lądowały we wiadrach z wciąż ciepłą wodą. W pewnym momencie znudziło to Dereka, który po cichu pogwizdywał tylko sobie znane melodie. Mimo irytacji, przez pierwsze minuty Draco po prostu zacisnął zęby, by jak najszybciej skończyć pracować. Jednak końca nie było słychać, co powoli zaczynało drażnić i Chloe.
- Wiecie co się stało na pierwszym treningu? - ku wybawieniu Evans, Draco rozpoczął rozmowę o quidditchu.
- Nie, opowiadaj - zachęcił go brunet, przerywając gwizdanie.
- Oliver Wood, wiecie ten gryfoński kapitan - rozpoczął Draco, nie przerywając szorowania wyjątkowo brudnego kociołka - zarezerwował sobie boisko. Chyba tylko po to, żeby przez całą sobotę chodzić zaspanym. Zresztą nikt nie wie co siedzi w gryfońskich głowach. W każdym razie, Snape pozwolił naszej drużynie, żeby przećwiczyli nowego szukającego, czyli mnie. Oczywiście gryfonek się zdenerwował, że przerywamy mu w połowie ćwiczeń. Wiecie, taka ogólna przepychanka słowna. I przyszła grupka wsparcia złotego chłopca. Ta głupia szlama zarzuciła mi, że wkupiłem się do drużyny, więc odpowiednio sprowadziłem ją na ziemię. Weasley tak się obruszył, że chciał rzucić na mnie Slugutus Eructo, ale chyba coś mu nie wyszło, bo zaczął wymiotować ślimakami. Żebyście tylko widzieli jego minę.
Derek wraz z Draco zanosili się głośnym śmiechem. Jako, że Evans była całkiem niedaleko od nich, rzuciła mokrą gąbką wprost w blond czuprynę. Malfoy zaczął piszczeć jak dziewczyna i wstał gwałtownie, przez co upuścił kociołek na ziemię. Hałas było słychać chyba w całym zamku, a uczniowie mieli tylko nadzieję, że Snape nie postanowi pofatygować się, co takiego zadziało się w klasie eliksirów. Nie było słychać jednak żadnych kroków, za to dwójkę kłócących się uczniów.
- Oszalałaś?! - wydarł się blondyn, podchodząc do Chloe, która poczerwieniała ze złości.
- Rozumiem, że możesz nie lubić Weasley'ów - rozpoczęła - Pottera, ani Granger. Ale jeżeli masz zamiar jeszcze raz jakiegoś mugolaka nazwać swoim ulubionym przezwiskiem, to lepiej się dwa razy zastanów.
- Bo inaczej? - warknął, podchodząc o krok do rudowłosej.
- Bo inaczej powiem o wszystkim Severusowi - zagroziła, na co chłopak lekko pobladł.
- Snape'owi? - Derek prychnął. - I co on może zrobić? Dać mu kolejny szlaban?
Chloe i Draco jako jedyni zdawali sobie sprawę, jak Snape nie znosi, kiedy ktoś mugolaków nazywa szlamami. Chloe nie wiedziała dlaczego. Jedyne wyjaśnienie jako od niego otrzymała, było zdanie ,,lekcja za błędy przeszłości". Rudowłosa miała dziwne przeczucie, że odnosi się to do jej matki, która w latach dziecięcych przyjaźniła się ze Snape'em.
- Więcej tak nie powiem - powiedział Draco, nie zwracając uwagi na Hill'a.
- I tyle? - obruszył się Derek, wstając mniej gwałtownie niż zrobił to blondyn. - Postraszyła cię Snape'em, a ty już taki udobruchany?
- O co ci chodzi? - Draco musiał się nieco zdenerwować. Chloe była bardziej zdezorientowana postawą bruneta, niż zezłoszczona. Pierwszy raz widziała, by zachowywał się tak w stosunku do kogokolwiek.
- O to, że skaczesz nad nią jak tresowany kuguchar - dźgnął blondyna palcem wskazującym w pierś. Nim zdążył się zorientować, Draco chwycił go za rękę, wykręcił za plecy i powalił na kolana, stając za nim.
- Nie twoja sprawa, co robię - warknął. - Jeżeli mam ochotę przestać nazywać innych szlamami, to przestanę, a tobie nic do tego. Teraz cię puszczę, a ty grzecznie wrócisz do szorowania kociołków.
- Bo inaczej co?
Hill zawył z bólu, kiedy Malfoy mocniej wykręcił jego nadgarstek. Chloe zakryła usta dłońmi, by nie pisnąć na zachowanie chłopaków. Nie wiedziała, czy powinna ich rozdzielić, biec po ojca chrzestnego, czy pozwolić sytuacji się rozwijać. Bądź co bądź, jeżeli nie załatwią tego teraz, skutki ich dzisiejszego zachowania mogą być katastrofalne.
- Więc? - zapytał Draco.
- Wrócę do czyszczenia kociołków - wysapał.
- I bardzo dobrze.
Rzucił Hill'em o podłogę i sam usiadł na wcześniejszym miejscu. Chloe podeszła do bruneta, by pomóc mu wstać, ale Derek odsunął ją ręką od siebie i popatrzył z politowaniem na nią.
- Teraz taka dobroczynna? - zapytał, podnosząc się z ziemi.
- Wcale nie kazałam ci kłócić się z Draco - odpowiedziała mu. - Poza tym, co w ciebie wstąpiło?
- We mnie? - wskazał ręką na siebie. - Ja jestem Ślizgonem. Wy dwoje, nie wiem co robicie w tym domu, ale mam nadzieję, że się ogarniecie.
- Z tego co wiem, to cechami Ślizgona są spryt, ambicja i przebiegłość, a nie bycie wrednym i uszczypliwym dla wszystkich - rudowłosa nie próbowała już nawet zgrywać miłej. Derek zachowywał się zupełnie jak nie on. Gdzie ten miły i sympatyczny chłopak z początku roku?
- Zapewniam cię, jestem ambitny. Jestem ambitniejszych niż jakikolwiek Ślizgon! - krzyknął.
- Wiesz co? - Draco na powrót przy nich ustał. - Zmieniłem zdanie. Zmiataj stąd, sami się tym zajmiemy. Nie musisz się przejmować, Snape'em nie dowie się o niczym.
Chwycił go za zielony sweter, niemal identyczny, jaki sam miał na sobie i wyrzucił go za drzwi klasy. Derek w zasadzie nie szarpał się i potulnie dał się z niej wyprosić. Kiedy tylko stał na korytarzu, patrząc, jak drzwi od sali zamykają się, zaczął się śmiać. Przeraźliwy, nie wesoły śmiech przestraszyłby chyba każdego ucznia z młodszych roczników. Wciąż chichocząc poszedł do swojego dormitorium.
Jeszcze im pokaże. Pokaże im wszystkim na co go stać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro