Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

- Sherlock... Wyglądasz okropnie...

Stwierdziła bez owijania w bawełnę pani Hudson, lecz w jej głosie zabrzmiała również i troska. Przeszła powoli przez salon, a następnie postawiła na blacie stołu tacę z filiżanką zaparzonej herbaty wraz z talerzykiem z upieczonymi osobiście przez nią ciastkami.

- Mogłaby pani wysilić się na lepszy komplement - zauważył cierpko detektyw, miarowo zaciskając palce na poręczy fotela. 

Nie odpowiedziała. Ominęła porozrzucane na podłodze zbiorowisko przypadkowych rzeczy, aby podejść do zasuniętych zasłonami okien. Rozsunęła żaluzje. Mężczyzna zmrużył oczy, gdy światło wdarło się do pomieszczenia, tym samym go oślepiając. 

- Jejku... - staruszka obrzuciła wzrokiem rozświetlony salon. - Jest jeszcze gorzej niż przypuszczałam...

- Wystarczy zbagatelizować to, co panią otacza, by móc zniwelować nieodpartą potrzebę błyskawicznego sprzątnięcia w konkretnym miejscu - wyrecytował wartko, bezmyślnie spoglądając na pusty fotel przed nim. - Co prowadzi do konkluzji o niewyczerpaniu przez panią energii, którą można spożytkować w zgoła odmienny sposób.

- Jak na siedzeniu w fotelu?

- W rzeczy samej.

Zapadła między nimi cisza. Niezręcznie długa cisza, w trakcie której mężczyzna oczekiwał, że kobieta wyjdzie z pokoju, aby zostawić go samego swoim własnym myślom. Tego jednak nie zrobiła. Stała dalej w jednym i tym samym miejscu bacznie go obserwując, co zaczynało go wprawiać w lekkie zakłopotanie.

- Dziękuję za herbatę - dopowiedział, aby przerwać milczenie. Rzucił jej krótkie spojrzenie razem z nikłym uśmiechem i z powrotem wpatrzył się w fotel.

Na twarzy pani Hudson pojawił się wyraz strapienia. Ze zmartwieniem wpatrywała się na sylwetkę zmizerowanego detektywa, który zdawał się gasnąć w oczach. Znała go. Pamiętała, że zdarzały się Sherlockowi okresy stagnacji, które zależały głównie od pojawienia się na horyzoncie wraz z telefonem od Lestrade'a nowego, intrygującego morderstwa do rozwiązania. Zaraz po nim mężczyzna pozbywał się z siebie szlafroka wraz z piżamą, z którymi nie rozstawał się od momentu zakończenia wcześniejszej sprawy. Obecnie nie posiadała wątpliwości,  że zastój Sherlocka będzie trwał znacznie dłużej, bo nie chodziło o sprawę - tym razem nie.

Skierowała się do fotela należącego wcześniej do Johna, aby zająć tam miejsce. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Sherlocka. Zdołała dostrzec cień zdumienia z jego strony. Wyrwane spojrzenie mężczyzny świadczyło o tym, że przed momentem był gdzieś indziej, a dokładniej w swoim Pałacu Pamięci. Tak bardzo go znała.

- Proszę... tylko niech pani nie zaczyna... - jego ton był przepełniony w swego rodzaju błaganiem.

- Co takiego, skarbie? - udała zdziwienie.

- Tego, co wszyscy wokół - uciął, zdając sobie sprawę, że powiedział to w dość szorstki sposób. Przeniósł swe dłonie z oparć fotela, w które wbijał paznokcie, aby przetrzeć nimi twarz.

- Nie mam intencji, aby to robić - oznajmiła łagodnie, uważnie na niego patrząc.

- Załóżmy, że wierzę w pani brak jakichkolwiek skłonności do przekonania mnie do wyjścia z mieszkania, czy pocieszenia mnie, bo bez wątpienia tego nie wymagam - drżącą dłonią chwycił za uszko filiżanki, aby przytknąć ją do ust. Ciepły płyn przeszedł mu przez gardło, przy okazji nawilżając mu suche wargi, które od wczoraj tego nie zdołały doznać.

- To dobrze, bo chciałam porozmawiać o czymś innym - uśmiechnęła się lekko.

- Mianowicie? - wziął kolejny łyk herbaty, tym razem większy, czekając na odpowiedź kobiety.

- Co się stało w nocy?

Słysząc to pytanie, nie potrafił inaczej. Spojrzał zaszokowany na panią Hudson. Nie tego oczekiwał od staruszki.

Odstawił powoli filiżankę na miejsce obok, bojąc się, że ją nieumyślnie opuści na podłogę.

- W nocy? - powtórzył, starając się zabrzmieć normalnie. - Co takiego się wtedy zdarzyło? - spytał, badawczo patrząc na kobietę, jakby chciał już wcześniej wyczytać z jej wyrazu twarzy odpowiedź.

- Rzucałeś naczyniami - odparła powściągliwie, testując jego reakcje. - Obudził mnie huk dochodzący z góry. Bałam się, że może ktoś się do nas włamał i miałam zadzwonić po policję, ale kiedy zobaczyłam tam ciebie... - przerwała, przypominając sobie widok, który wtedy chwycił ją za serce - skulonego przy szafce w kuchni i...

- I jakiego? - zapytał z wahaniem, łącząc w głowie nowe fakty.

- Szlochającego... - nie czekała na odpowiedź zwrotną, tylko kontynuowała. - Coś mamrotałeś, nie zdołałam zrozumieć, co konkretnie. Odprowadziłam cię do twojego pokoju, pomimo twojego oporu i zostałam, bo obawiałam się, że możesz sobie coś zrobić. Odeszłam dopiero wtedy jak już zasnąłeś, pozbywając się odłamków szkła z kuchni. Oh, Sherlock... - westchnęła cicho. - To było przerażające widzieć cię w takim stanie... - przyznała szczerze z zatroskaniem w głosie.

- Przepraszam... - odezwał się nienaturalnie innym tonem niż zwykle. Nie potrafił się zdobyć na inne słowo, poza tym jednym. Inaczej to sobie zapamiętał. W jego wspomnieniach nie znajdowała się żadna ze scen, które opisała mu pani Hudson.

Płakał? Naprawdę? Wypierał tę znienawidzoną przez siebie chęć, gdy pojawiała się w momentach, gdy nie dawał sobie rady. Blokował wspomnienia, w których pozwalał swoim słabościom wydostać się na światło dzienne. Tylko dlaczego teraz? Przecież funkcjonował znakomicie. Nic go nie załamywało, więc dlaczego? Zacisnął mocno szczękę i jednocześnie dłonie w pięści. Wszystko było dobrze. Nigdy nie było lepiej.

Zadrżał, gdy poczuł na swoim ramieniu dłoń kobiety, która się do niego zbliżyła, a on nawet nie zwrócił na to uwagi. Spojrzał na nią. Na jej ociekającą czułością twarz, która chciała dla niego jak najlepiej. Mimowolnie pojawił się w jego brzuchu ucisk.

- W każdej chwili jestem dla ciebie - powiedziała ciepło pani Hudson i te parę słów były mu potrzebne jak nic innego.

***

Wziął głęboki wdech, a następnie wypuścił miarowo powietrze z płuc. Kontynuował to wielokrotnie, by pozbyć się irytujących w głowie głosów, które pragnął uciszyć choćby na chwilę. Wędrówki do Pałacu Pamięci kończyły się fiaskiem. Jego jeden z nielicznych pokoi, który zapewniał ukojenie, przestał oferować mu tę funkcję. Zabarykadował go, aby nic się z niego nie wydostawało, jak i również, by nie doznał nagłego impulsu, który podpowiadał mu do wejścia do środka. Nie mógł jedynie zlikwidować dochodzącego z niego głosu, który rozbrzmiewał w całym pałacu. Wtórowały mu również te pozostałe z innych pokoi umieszczonych na dolnym poziomie. Nie mógł już tam przebywać.

Otworzył oczy. Spotkał się jedynie z otaczającą go ciemnością w sypialni. Wymacał dłonią komórkę na szafce nocnej. Wcisnął przycisk odblokowania i rzucił okiem na wyświetlacz. Trzecia w nocy.

Uniósł się do pozycji siedzącej i dotknął gołymi stopami zimnej podłogi, która trochę go otrzeźwiła. Westchnął, przejeżdżając dłońmi po twarzy. Już tak dłużej nie potrafi.

Wstał leniwie z łóżka, aby wcisnąć kontakt. Pomieszczenie się automatycznie rozświetliło. Podszedł powolnym krokiem do szuflady, aby wyciągnąć z niej to samo pudełeczko, co wczoraj. Wrócił z powrotem na łóżko i otworzył jego wieko. Po twarzy Sherlocka przeszedł grymas niezadowolenia. Tylko pięć. Jedynie pięć strzykawek mu pozostało. 

Nie zamierzał się jednak martwić na zapas. Pomyśli o sprytnym przeszmuglowaniu nowej partii narkotyków bez wiedzy Mycrofta następnego dnia.

Ostrożnie wkuł strzykawkę w zgięciu ręki, gdzie widoczna była niebieska żyła. Obraz zaczął mu się rozmazywać. Musiał się wkrótce położyć, bo czuł jak etapowo opuszczają go siły. Opadał, opadał w jeszcze większą czarną otchłań, której pozwalał się otoczyć ze wszystkich stron. Dawała mu to upragnione uczucie ekstazy. Głosy w jego głowie zdawały się oddalać. Coraz bardziej, coraz bardziej i coraz bardziej. Został jedynie on. Odcięty od swojego ciała, aby móc lewitować jak najdalej od rzeczywistości, która go przytłaczała.

- Sherlock... 

Zmrużył oczy. Coś było nie tak. 

- Sherlock...

Czyżby wdarł się jakiś błąd? Jego podświadomość jeszcze nie znalazła się w najniższym stadium?

- Sherlock... Mówiłem ci, abyś nie brał tego cholerstwa.

Otworzył instynktownie powieki, słysząc znajomy głos. 

- John?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro