Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Popiskiwanie monitorów zagłuszyło rozhukane ciskanie się na łóżku. Już dobrze, już wszystko dobrze, powtarzał z determinacją w głowie, kiedy tłamsił poduszką jego twarz. Ręce mężczyzny fanatycznie poruszały się maniakalnie w górę i nieprecyzyjnie chciały odeprzeć jego dłonie. Z nogami było to samo, którym udało się skopać na posadzkę kołdrę. Zmarszczki na jego czole się wgłębiły, kiedy skupiał się na zażartym odcinaniu powietrza brunetowi. Po tak długiej walce nie miał pojęcia, czy był to pot, czy do ust ściekły mu kropelki łez, gdy naparł klatką piersiową o tors mężczyzny, aby ten nie zrzucił się z łóżka. Przepraszam, przepraszam, mówił rozwibrowanym głosem, pragnąc usprawiedliwić swoje działania. Tak bardzo mi przykro.

Ciągłe unieruchamianie mężczyzny wykańczało jego stratowaną psychikę, a czas nie był tu jego kompanem, bo płynął mu nieubłaganie wolno. Na języku odczuł domieszkę krwi, która ściekła mu po wardze, kiedy ją mimowiednie oblizał. Przyłapał się na tym, że pozostał w takiej nieruchomej pozycji już jakąś chwilę po tym, jak wątłe ciało pod nim przestało się ruszać. Odrzucił szybkim ruchem poduszkę, jakby parzyła jego skórę. Obiecał sobie przed samym wejściem, że nie spojrzy pod koniec na jego twarz, bo nie może ujrzeć go w takim stanie, ale jego postanowienie runęło jak domek z kart. Chorobliwie biała twarz wpatrywała się bez życia w sufit, czyli dokładnie tak, jak ją zobaczył po raz pierwszy po zakończeniu zabiegu.

Nie miał pojęcia, ile czasu stał tak na środku sali. Nie miał pojęcia, kto go szturchnął w ramię i stamtąd wywlókł. Nie miał pojęcia, kiedy przybiegły pielęgniarki wraz z lekarzem, aby uratować pacjenta. Nie miał pojęcia, kto zarządził, żeby zabrała go ochrona. Nie miał pojęcia, kiedy znalazł się w policyjnym radiowozie skuty kajdankami.

Wiedział tylko tyle, że jego przyjaciel nie wybrałby takiego życia, że gdyby tylko mógł, poprosiłby tym swoim cudownym barytonem o to, aby pozwolić mu odejść.

Nikogo innego by nie poprosił, tylko jego, bo był mu to winien.

Ulokował się ściślej ciałem do siedzenia i wydał z siebie głębokie westchnienie, nie mogąc doczekać się, aż dołączy do przyjaciela.

Jego najlepszego przyjaciela.

Jego Sherlocka.  



~~~

Tak, zdaję sobie sprawę, że epilog jest niesamowicie króciutki, lecz od początku taki był zamysł. 

Ach, co mam teraz powiedzieć... 

Dziękuję, że czytaliście owo opowiadanie, za wszelkie gwiazdki, miłe komentarze, które mnie wysoce cieszyły. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam z zakończeniem, a kwestia lobotomii, która wspomniana została w poprzednim rozdziale była dla was jasna.

Trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro