Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

five

Atin siedziała na kolanach Ky, z uwagą obserwując każdy ruch Kanana oraz Ezry, gdy ćwiczyli z mieczami świetlnymi w ładowni. Do tej pory nie widziała prawdziwego Jedi na żywo, choć wiedziała, że kiedyś istnieli. Czasami słyszała historie, które Obrońcy opowiadali przy ognisku; w obozie mamy takie rozmowy się nie zdarzały lub nigdy wcześniej nie była ich świadkiem.

– Walka bronią to praca całego ciała, Ezra – powiedział Kanan, z łatwością odpierając każdy atak ze strony padawana. Nastolatek był już wyraźnie zmęczony i zdenerwowany, choć starał się tego nie okazywać.

– Pracuję nad tym – warknął, po czym zamachnął mieczem. Spotkał się z lekceważącym spojrzeniem i unikiem, który był do przewidzenia. Nie minęła nawet minuta, kiedy poczuł charakterystyczne ciepło przy szyi. Miecz świetlny Kanana.

– Nie jesteś skupiony – powiedział starszy Jedi, po czym odsunął się i schował broń.

– Mam dość siedzenia w miejscu. Powinniśmy coś robić, działać – odparł Ezra, wyłączając miecz. Kanan westchnął, po czym ruszył w stronę głównej części statku. Nastolatek pobiegł za nim.

Atin obserwowała ich rozmowę, nie odzywając się nawet słowem. Ile razy słyszała te słowa z ust, któregokolwiek ze współpracowników jej mamy? Nie była w stanie powiedzieć.

Mandalorianie i Rebelianci chcieli walczyć na wojnie, której nie rozumiała. Próbowała słuchać w czasie spotkań i narad, ale nie potrafiła. Było to niezwykle nużące i każda próba zapamiętania planu kończyła się jak zwykle – Atin w końcu traciła zainteresowanie i wracała do zabawy. Nie znała innego życia niż wojna, nie pamiętała czasów, gdy mieszkała w normalnym domu (choć podobno miało to miejsce, gdy była malutka). A jednak nie chciała niczego zmieniać. Jej życie nigdy nie było proste, ale nie narzekała. Tęskniła za tatą, gdy zbyt długo go nie widziała, chciała wracać do mamy, kiedy przebywała na Concord Dawn. Od zawsze była rozdarta pomiędzy rodzicami i choć pragnęła, by zamieszkali razem – wiedziała, że nie jest to możliwe.

– Czy mogę nauczyć się używać miecza świetlnego? – zapytała dziewczynka, gdy Ky wstała i wzięła ją za rączkę, chcąc zapewne zaprowadzić ją do Hery lub Sabine. Atin patrzyła na nastolatkę z nadzieją w oczach.

– Zdecydowanie nie, dzieciaku – zaśmiała się Ky, biorąc pytanie za formę żartu. Jednak Atin nie żartowała.

– Ale...

– Miecze świetlne są niebezpieczne – powiedziała z uśmiechem nastolatka, po czym pomogła dziewczynce wdrapać się na drabinę. Podsadziła ją i asekurowała, gdy czterolatka wchodziła na kolejne stopnie.

– A co z blasterami?

– Blastery także.

– Uczę się strzelać – pochwaliła się Atin. – Moja ciocia mnie uczy – sprecyzowała, a Ky popatrzyła na nią z zaskoczeniem. – Dlaczego Kanan nie może nauczyć mnie walki mieczem? Mogłabym mieć swój i mogłabym chronić moją mamę bardziej – powiedziała. Ostatnie zdanie zabrzmiało bardzo cicho.

– Twoja mama jest w niebezpieczeństwie?

– Czasami – odpowiedziała Atin zgodnie z prawdą. Spuściła wzrok i zacisnęła dłoń mocniej na pluszowej sowie. Ky mogła przysiądz, że ujrzała w oczach dziewczynki łzy.

Nastolatka nie wiedziała, co powinna powiedzieć, by nie skrzywdzić dziewczynki. Chciała jednak dowiedzieć się czegoś więcej o tym, z czym się mierzyły matka oraz córka w tych ciężkich czasach. Chciała w jakiś sposób pomóc, jeśli mogłaby coś zrobić.

– Co z Obrońcami? Czy oni nie mogą jej ochronić?

– Oni... oni zawsze są zbyt daleko. I mama ich nie lubi. Nikt ich nie lubi. Są zdrajcami – powiedziała cicho. Ky kucnęła przed dziewczynką i bez słowa przytuliła ją do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. – Ja tylko chcę ją chronić. Nie chcę jej stracić.

Ky przeczesała włosy dziewczynki, chcąc trochę ją uspokoić. Miała nadzieję, że to choć trochę pomoże. Osobiście nie miała nic przeciwko uściskom, to było miłe, czasami po prostu potrzebne. Widziała jak Sabine przytulała dziewczynkę, jak Hera gładziła jej plecy, a Fenn Rau nosił w ramionach. Proste gesty sprawiały, że ludzie zaczynali dostrzegać w nich nadzieję. Ky bardzo chciała, by Atin nigdy tej nadziei nie straciła.

Wojna się skończy. Prędzej czy później. Wygrają lub przegrają, ale nadejdzie koniec. Wojna nigdy nie trwa wiecznie.

– Niedługo ją zobaczysz, Atin – powiedziała cicho Ky. – A na razie, jeśli chcesz, możesz towarzyszyć mi w spotkaniu w centrum dowodzenia. Czy to brzmi dobrze?

Dziewczynka odsunęła się od Ky i uśmiechnęła szeroko, pozbywając się na moment smutku w oczach.

– Czy będę mogła coś powiedzieć? – zapytała z ekscytacją.

– Co powiedzieć?

– Wydać polecenie. Zawsze to robię, mama mi pozwala.

Ky zachichotała.

– Jeśli komandor Sato nie będzie miał nic przeciwko...

Nastolatka uśmiechnęła się i ruszyła razem z Atin do kokpitu, by następnie razem z Herą udać się na statek dowodzenia.


✺✺✺


Atin była zafascynowana wszystkim, co zobaczyła w sali odpraw. Rebelianci zwrócili na nią uwagę, gdy tylko przekroczyła próg i zaskakującą radością weszła do pomieszczenia w towarzystwie części załogi Ducha. Rex uśmiechnął się do niej, a ona pomachała w jego stronę.

– Cześć maleńka – powiedział na powitanie. – Co tutaj robisz?

– Wezmę udział w spotkaniu razem z Ky – odpowiedziała dziewczynka, po czym rozejrzała się wokół, zwracając uwagę na poszczególne punkty w pomieszczeniu. Jej wzrok przyciągnął ogromny stół holograficzny. Podeszła do niego z zafascynowaniem i położyła paluszki na kilku przyciskach.

– Nie powinnaś się tutaj bawić – odezwał się ktoś, kogo do tej pory nie poznała. Uniosła wzrok, by następnie spotkać się ze spojrzeniem starszego mężczyzny. Nie był tak stary jak Rex, jednak nie tak młody jak Kanan. Na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.

– Nie bawię się – powiedziała cicho. – Chciałam tylko coś zobaczyć.

– Co zobaczyć? – zapytał.

– Mapę – odparła zagadkowo. Hera skrzyżowała ramiona, uśmiechając się. Ky stanęła obok, przyglądając się toczącej się przed nimi rozmowie. Atin stanęła na palcach i chwyciła paluszkami krawędzi stołu, by zobaczyć coś więcej.

– Jaką mapę? – zapytał mężczyzna.

– Mapę całej galaktyki – powiedziała, kładąc szczególny nacisk na drugie słowo.

Rex zachichotał, a Komandor Sato, z którym rozmawiała, uśmiechnął się delikatnie. W tym dziecku było tak wiele ciekawości i beztroskiej radości, wystarczająco, by mogła podbić jego serce. Przypominała mu jego dawno nie widzianego bratanka. To był dobry chłopak... Sato wciąż zastanawiał się co się z nim działo. Czy sobie radził? Czy udało mu się przetrwać w galaktyce ogarniętej wojną?

– Komandorze, wiadomość przychodząca... od komandor Tano – przerwał jego przemyślenia jeden z rebeliantów, nagle pojawiając się obok. – Odtworzyć?

Sato skinął głową, a nad stołem pojawiła się zakapturzona postać Ahsoki. Atin otworzyła szeroko buzię i cofnęła się kilka kroków, przez przypadek wpadając na Herę. Twi'lekanka spojrzała w dół, zauważając na twarzy dziewczynki jakiś rodzaj zdziwienia i tęsknoty jednocześnie.

– Ciocia 'Soka – powiedziała cichutko, nie zakłócając głosu Togrutanki, która z powagą opowiadała o sytuacji, której była świadkiem. Atin nic z tego nie rozumiała.

Połączenie zakończyło się po kilku minutach. W sali odpraw zapadła cisza, jednak szybko została przerwana przez Herę, następnie przez Rexa, aż wreszcie do rozmowy dołączył komandor Sato i kilku innych zebranych, których Atin nie zdążyła poznać. Czterolatka została w miejscu, nawet gdy inni podeszli bliżej stołu i wyświetlili mapę, o której wcześniej tak bardzo prosiła. Przyciągnęła tym samym uwagę Rexa, który przez chwilę ją obserwował.

Kolejne zagubione dziecko, przeszło mu przez myśl.

Podszedł do niej i wyciągnął ramiona w jej stronę. Przez moment zdawało się, że zastanawia się co powinna zrobić, jednak nagle na jej twarzy znów pojawił się uśmiech, a ona sama dała się unieść przez klona. Przytuliła się do niego, nawet przez zbroję wyczuwając przyspieszone bicie serca.

Bał się nią opiekować? Czy może bał się o Ahsokę? A może jedno i drugie?

Obserwowała wszystkich po kolei. Przyglądała się poważnym wyrazom twarzy, przypominając sobie wszystkie te spotkania, w których do tej pory uczestniczyła. Zawsze były poważne. Atin nigdy nie była najlepsza w słuchaniu o czym rozmawiają dorośli, nie rozumiała większości ze słów, które wypowiadali, jednak zawsze odczuwała pewnego rodzaju smutek.

– Chcesz iść do Sabine, Atin? – zapytał Rex, widząc, że dziewczynka jest przygnębiona i najwyraźniej znudzona.

– Mogę zostać – odparła cicho, nie chcąc przeszkadzać.

– To nie będzie problem – powiedział z uśmiechem, po czym opuścił spotkanie.

Niósł ją w ciszy, jednak zanim znaleźli się na Duchu usłyszała od niego kilka słów.

– Bardzo mi kogoś przypominasz, wiesz? – zagaił.

– Kogo?

– Bardzo odważną wojowniczkę, którą kiedyś znałem. Walczyłem u jej boku – odpowiedział z nostalgią. Atin spojrzała na niego z ciekawością.

– Co się z nią stało?

– Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie zginęła, kiedy Imperium przejęło władzę, a może... może przeżyła i wiedzie całkiem dobre życie. – Uśmiechnął się. Atin ponownie przytuliła się do niego, po czym zamknęła oczy.

Mam nadzieję, że wiedzie całkiem dobre życie, pomyślał, po czym wszedł na pokład Ducha.


✺✺✺


Sabine wzięła w dłoń datapad, chcąc zająć się czymś pożytecznym. Brakowało jej misji, jednak wiedziała, że zanim wezmą udział w kolejnej minie kilka kolejnych dni. Hera nie była jeszcze w pełni zdrowa, choć wciąż powtarzała, że wszystko jest w porządku. Kanan nie wyglądał jednak na przekonanego.

Ezra wszedł do pokoju wspólnego lekkim krokiem. On również wydawał się znudzony brakiem większych rozrywek na statku, dzisiejszego dnia nawet nie rozrabiał z Chopperem, a sam droid przez większość czasu był nieobecny.

– Gdzie dzieciak? – zapytał, siadając obok Sabine.

– Właśnie przyszedł – mruknęła, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Gdzie... – zaczął, jednak uświadomił sobie nagle, że dziewczyna miała na myśli jego. – Bardzo śmieszne. Chodziło mi o mniejszego dzieciaka. I nie, nie jest to Ky – dodał szybko, na wypadek, gdyby przyjaciółka chciała zaśmiać się po raz kolejny.

– Atin jest z Herą. Jej matka ma się z nami skontaktować. Ponownie – wyjaśniła.

– Ah, racja – westchnął.

Nic więcej nie powiedział, choć miała nadzieję, że to zrobi. Od jakiegoś czasu był niepokojąco cichy. To było dosyć niecodzienne zachowanie. Prawdopodobnie jej tego brakowało, żywiołowości, która często panowała na Duchu, choć nigdy, by się do tego głośno nie przyznała.

– Wszystko w porządku? – zapytała, odkładając datapad na niewielki stolik. Ezra milczał jeszcze przez kilka chwil.

– Myślisz, że Atin ma dobre życie? No wiesz... lepsze niż my mieliśmy w jej wieku?

– Skąd to pytanie? – Wzruszył ramionami. – Cóż... myślę, że jest szczęśliwa. Ky wspominała coś o tym, że prawdopodobnie jej rodzice nie mieszkają razem. To musi być dla niej trudne, tak jak trudne będzie pozostawienie tutaj swojego taty, kiedy wreszcie wróci do domu.

– Zapytała mnie czy nauczę ją walczyć mieczem świetlnym – wypalił nastolatek.

– Odmówiłeś, prawda?

– Oczywiście, że tak. Ona ma cztery lata! Za kogo ty mnie masz? – zapytał, a ona uśmiechnęła się delikatnie, rozsiadając się wygodniej. – Nie urodziłem się w czasie wojny, tak jak ty, ale nie pamiętam wolności. Nie potrafię pogodzić się z tym, że po tylu latach nic się nie zmieniło. Wiem, że walczymy dla siebie i dla dzieci, takich jak Atin, ale czasami mam wrażenie, jakby ta walka miała się nigdy nie skończyć.

– Jeśli zastanawiasz się, czy ona będzie kolejnym pokoleniem, chcącym wywalczyć sobie wolność, to tak. Będzie – wtrąciła się do rozmowy Ky, która dopiero co przekroczyła próg, ale prawdopodobnie podsłuchiwała ich od kilku chwil. – Jest młoda, ale dzielna i zdeterminowana.

– Tak, zdecydowanie tak – powiedziała cicho Sabine.

– Myślicie, że będzie o nas pamiętać, kiedy wróci do swojej mamy? – zapytał Ezra, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Nie wiedzieli, choć byli pewni, że ona zostanie w ich wspomnieniach na zawsze.


✺✺✺


Atin wierciła się na kolanach Hery, czekając z niecierpliwością na połączenie. W dłoniach mocno ściekała Ow, nie chcąc się z nią rozstawać ani na moment. Dziewczynka nie mogła znaleźć sobie miejsca, odkąd dowiedziała się, że będą mogli na moment skontaktować się z jej mamą. Tak bardzo za nią tęskniła i choć wiedziała, że niedługo będzie miała okazję zobaczyć ją na żywo, tak nie mogła doczekać się tej chwili.

– Mamy sygnał – powiedziała cicho Hera, po czym włączyła komunikator.

– Będę mogła ją zobaczyć? – zapytała czterolatka, z nadzieją patrząc na pilotkę. Hera skinęła głową.




Bo-Katan zatwierdziła połączenie przychodzące, po czym wzięła głęboki oddech, zamykając na moment oczy. Musiała się uspokoić, to była tylko rozmowa. Tylko rozmowa z jej malutką, przerażoną córeczką, która najprawdopodobniej myślała, że została porzucona. Bo-Katan nie potrafiła wybaczyć sobie tego, co się stało, nawet jeśli nie była to w pełni jej wina. Nie chciała szukać winnych.

Pięć lat temu podjęła razem z Fenn'em najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. I nigdy jej nie żałowała.

– Nie możemy rozmawiać przez komunikatory, Bo. To zbyt niebezpieczne – wyszeptał Fenn, jednak nie zerwał połączenia.

Leżała na łóżku, skulona i przerażona, wybudzona w środku nocy z przerażającego snu. Serce waliło jej jak oszalałe. Była sama. Nie miała nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić. Był tylko on, w innym układzie, ale wciąż najbliższy jej sercu.

– Powinienem do ciebie przylecieć? – zapytał cicho.

Próbowała powstrzymać łzy.

– Nie możesz.

Westchnął.

– Dobrze się czujesz?

– Tak. Wszystko z nami w porządku – powiedziała, powstrzymując szloch. Jej dłoń wolno powędrowała w stronę brzucha. – Wszystko dobrze. Miałam koszmar... coś o Pre. Szukał mnie, mówił, że mnie znajdzie... że nie dam rady ukryć się przed nim w żadnej galaktyce, że skrzywdzi nasze dziecko... Potem Saxon...

– Hej, to tylko sen, Bo. Nie pozwolę nikomu was skrzywdzić. Pre nie żyje, a Saxon nigdy się o was nie dowie. Nie pozwolę mu się do was zbliżyć.

Zakryła usta dłonią, ukrywając szloch. Cichy jęk jednak wyrwał się z jej ust.

– Boję się o ciebie, Fenn. On zrobi wszystko, żeby mnie zniszczyć – powiedzie działa cicho, choć jej głos brzmiał żałośnie.

– Nie martw się o mnie. Niedługo znowu się spotkamy i porozmawiamy. Nie zostawię cię, nigdy więcej.

– Fenn?

– Hm?

– Dziękuję.

Miała nadzieję, że się uśmiechnął.

– Słodkich snów, cyar'ika. Kocham cię.

Nie odpowiedziała. Zacisnęła mocno powieki i zakończyła połączenie. Saxon kiedyś ich znajdzie. Odkryje prawdę i zniszczy wszystko, co razem zbudują. Była tego pewna.

Pięć lat ukrywania prawdy przed galaktyką. Pięć lat pracy, by Atin pozostała w ukryciu. Była tajemnicą. Jeden zły ruch i cała ich konspiracja... mogła zakończyć się wykryciem. Nie mogła na to pozwolić.




– Cześć, ad'ika – powiedziała Bo-Katan, a Atin nagle zeskoczyła z kolan Hery i podbiegła do niewielkich rozmiarów holo-wyświetlacza, nie przestając się uśmiechać.

– Mama! – krzyknęła Atin, chcąc złapać za holo, jednak obraz zamigotał. – Tęskniłam za tobą.

– Ja za tobą też, At'ika – odpowiedziała zgodnie z prawdą Mandalorianka.

– Kiedy przylecisz po mnie i po tatę? – zapytała Atin z nieskrywaną radością. – Teraz z nami zamieszka, prawda?

Bo-Katan była wdzięczna za to, że nie zdjęła hełmu. Zakrył on wszelkie oznaki zdezorientowania. Nie spodziewała się takiego pytania. Fenn był ważny dla Atin, był także ważny dla niej samej, jednak wiedziała, że nie może zrobić nic w obecnej sytuacji, by go uratować.

– Niedługo, ad'ika. Musisz jeszcze troszkę poczekać.

– A czy ciocia Ursa przyleci z tobą? – zapytała Atin, a Hera siedząca za nią uniosła brwi z ciekawości. Dawno nie słyszała tego imienia, ale doskonale je pamiętała. To mógł być tylko zbieg okoliczności. Bo-Katan skrzyżowała ramiona.

– Chcesz, żeby przyleciała?

– Tak. Mogłybyście poznać moich nowych przyjaciół. Są bardzo mili i opiekują się mną – odpowiedziała Atin, po czym spojrzała przez ramię na Herę. Ta uśmiechnęła się lekko.

– W porządku. Jeśli znajdzie czas... Mamy dużo pracy, maleńka.

– Wiem – mruknęła czterolatka ze smutkiem. – Po prostu o nas nie zapomnij – dodała niemiło.

– Nigdy o was nie zapominam, Atin. Znalezienie was nie było najprostsze, właściwie tata mi w tym pomógł i twoi nowi przyjaciele. Powinnaś im podziękować – powiedziała Bo-Katan. – Muszę kończyć, maleńka. Niedługo się zobaczymy.

– Kocham cię, mamusiu – rzuciła na pożegnanie dziewczynka.

– Też cię kocham, copikla At'ika [słodka Atin].

Obraz nagle zamigotał, a następnie zgasł. Atin jeszcze przez moment wpatrywała się w przestrzeń przed nią, zanim Hera nie podeszła do niej. Położyła dłoń na ramieniu dziewczynki.

– Wszystko dobrze, mała?

– Tak – powiedziała cicho. – Czy mogę pójść się pobawić? – zapytała.

– Oczywiście – odparła Hera i uśmiechnęła się po dziewczynki. Na twarzy czterolatki również pojawił się szeroki uśmiech. Wybiegła na korytarz, by najprawdopodobniej znaleźć, któregoś z dzieciaków Hery.


✺✺✺


Sabine od dziecka kochała rysować. Pamiętała jak matka beształa ją za malowanie po ścianach jej dziecięcego pokoju i ozdabianie szarych, zimnych podłóg korytarzy. Jej ojciec nigdy nie był tak surowy i usprawiedliwiał jej „wybryki" dziecięcym rozwojem artystycznym. Wierzył, że w przyszłości osiągnie dużo, dużo więcej... może będzie bardziej rozpoznawalny niż on sam, choć był bardzo cenionym artystą na Mandalore oraz poza sektorem.

Czasami zdarzały się dni, kiedy bardzo za nimi tęskniła. Marzyła, że znów ma pięć lat i jest ich księżniczką. Nawet po narodzinach Tristana nadal pozostawała ich oczkiem w głowie. Kochali ich tak samo, nigdy nie czuła się spychana na bok. Ojciec uczył ich malować (co Sabine przychodziło z łatwością), a matka walczyć (co Tristan robił lepiej, mimo że był od niej dwa lata młodszy).

Oprócz wspomnień nie zostało jej nic więcej. Może z wyjątkiem małej paczki kredek, niepełnej. Sabine podejrzewała, że jedna brakująca kredka nadal znajdowała się gdzieś na Krownest, w jej dziecięcym pokoju. Być może sturlała się gdzieś pod łóżko, albo została zapomniana i wciąż leżała na biurku.

– Czy mogę żółtą kredkę? – zapytała Atin, patrząc wyczekująco na nastolatkę. Sabine skinęła głową i przekazała dziewczynce kredkę. Obserwowała jak dziecko rysuje nią po kartce, prawie niespotykanym materiale w galaktyce. Nastolatka zachowała ich kilkanaście, czasem tworząc na nich szkice.

– Co takiego rysujesz?

– To będzie prezent dla mojej cioci – odparła, nie odrywając się od pracy. – Czy pomożesz mi napisać jej imię?

– Pewnie – powiedziała Sabine i uśmiechnęła się, ciesząc się, że pozna kogoś z rodziny dziewczynki. – Jak ma na imię?

– Ursa – odpowiedziała Atin. – Jest najlepszą ciocią w galaktyce! Kocham ją i ona kocha mnie. – Uśmiechała się, nie przerywając kolorowania.

Sabine poczuła jak jej serce przyspiesza. Na chwilę straciła nad wszystkim kontrolę. Miała ochotę wstać i wyjść, zostawić dziewczynkę. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić, nie po wszystkich latach ukrywania przed innymi tęsknoty. Nie po latach udawania, że nie chce mieć ze swoją rodziną nic wspólnego. Chciała wrócić, ale nie potrafiła. Chciała móc rozpłakać się w czyiś ramionach, odpowiedzieć komuś o wspomnieniach, które wciąż ją prześladowały.

Nigdy nie zapomniała o rodzinie. Po prostu o niej nie myślała, nie przez cały czas.

– Sabine? W porządku? – zapytał Kanan, przechodząc obok.

– Muszę... muszę porozmawiać... z Herą – powiedziała cicho, odsuwając się od dziewczynki. – Możesz jej pomóc?

– Jasne – odparł Kanan, po czym usiadł na miejscu nastolatki. – Co mam zrobić?

– Pomóc napisać imię. Nie umiem pisać – przyznała się Atin, a Kanan uśmiechnął się delikatnie.

– Byłbym zdziwiony, gdybyś potrafiła.


✺✺✺


Hera uśmiechnęła się słabo, gdy wreszcie znalazła Sabine. Dziewczyna siedziała na fotelu strzelca, wpatrując się w gwiazdy. Nie odwróciła się, nawet, gdy kroki kobiety stały się głośniejsze.

– Chciałaś ze mną porozmawiać, czy wymyśliłaś słabą wymówkę? – zapytała cicho Hera.

– Prawdopodobnie jedno i drugie – odparła Sabine, nie odwracając wzroku od ciemnego nieba. – Atin powiedziała coś... czego się nie spodziewałam – dodała o wiele ciszej.

Hera stanęła obok niej i uważnie jej się przyglądała, nawet najmniejszym gestom, które uznać można było za nerwowe.

– Ona zna moją matkę. W dodatku jest dla niej kimś ważnym – wypaliła Sabine.

– Jesteś zazdrosna?

– Matka mnie zostawiła. Pozbyła się mnie przy pierwszej, lepszej okazji – powiedziała z żalem nastolatka. W głębi serca zawsze wierzyła, że Ursa nie miała wyboru. Teraz nie potrafiła zaakceptować tego wytłumaczenia. – Zamiast nastolatki, która zniszczyła jej życie, znalazła sobie kolejne małe dziecko – dodała ze złością.

Hera nic nie powiedziała. Nie miała prawa usprawiedliwiać Ursy, nigdy tak naprawdę jej nie poznała. Wiedziała tylko tyle, ile powiedziała jej Sabine kilka lat temu, gdy dołączyła do załogi Ducha. Hera pamiętała tę przestraszona, zagubioną dziewczynkę, którą była wtedy nastolatka. Wiedziała, że nie może jej zostawić, i że będzie ją chronić przed wszystkim, co nadejdzie.

Nie była idealną matką dla swoich przygarniętych dzieci, ale robiła wszystko, by je bronić. Była pewna, że oddałaby za nich życie, gdyby sytuacja tego wymagała.

– Czasami... chciałabym po prostu ją zobaczyć, a innym razem... raz na zawsze o niej zapomnieć – powiedziała cicho Sabine, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.

– Czego chciałabyś teraz?

– Nie pamiętać, że mnie zostawiła.

– Gdybyś mogła ją zobaczyć, chciałabyś tego?

– To niemożliwe. Nawet nie wiemy...

– Chciałabyś?

Sabine spojrzała na Herę, ale nie odpowiedziała.


✺✺✺


Ky weszła do kokpitu, by podłączyć akumulatory Choppera i wyłączyć go na noc. Nie spodziewała się, że spotka tam kogokolwiek o tak późnej porze, a na pewno nie małej dziewczynki, siedzącej na siedzeniu pilota. Atin była przykryta kocem i wpatrywała się w przestrzeń.

– Nie śpisz, dzieciaku? – zapytała cicho Ky, gdy uporała się z droidem.

– Chcę pooglądać gwiazdy.

– W porządku. Czy mogę pooglądać je z tobą?

Dziewczynka skinęła głową, po czym zeskoczyła z fotela, robiąc miejsce nastolatce. Ky usiadła i posadziła czterolatkę na swoich kolanach, okrywając ją oraz siebie kolorowym kocem. Nie minęła nawet chwila, kiedy poczuła, jak Atin wtula się w jej ciało.

Przez kilka minut siedziały w całkowitej ciszy, ciesząc się nawzajem swoim towarzystwem. Dziewczynka jednak poruszyła się lekko, czym zwróciła uwagę Ky.

– Czy gwiazdy spełniają życzenia? – zapytała czterolatka.

– Bardzo możliwe. Chciałabyś sprawdzić?

– Tak.

– Spróbuj, być może się uda.

– Chciałabym mieć taką rodzinę, jaką masz ty – powiedziała cichutko Atin.

Ky spojrzała na nią, ale nic nie powiedziała. Przytuliła mocniej dziewczynkę.

– Nie chcę być sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro