Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

two

– Dziecko? – zdziwiła się Hera, siadając na medycznej pryczy. Kanan nie pochwalał tego pomysłu, ale nie potrafił jej powstrzymać, a każda kłótnia i tak zawsze była dla niego przegrana. – Koniecznie muszę ją poznać – dodała ochoczo, gotowa, by wstać na własne nogi. Na to Kanan nie mógł pozwolić.

– Nadal nie dostałaś zwolnienia – powiedział, natychmiast pojawiając się przy niej, by pomóc jej w razie potrzeby w powrocie do łóżka. – Hera, prawie... prawie cię straciliśmy. Naprawdę nic ani nikt nie jest teraz warty twojego powrotu do zdrowia. Świetnie sobie poradzimy.

Hera spojrzała na niego i nie miała serca, by z nim walczyć. Położyła się z powrotem, a on poprawił koc, którym się przykryła, przez chwilę pozostawiając dłoń przy jej dłoni. Złączył ich palce w delikatnym uścisku i uśmiechnął się lekko.

– Byłem przerażony – przyznał cicho. – Myślę, że nie potrafiłbym bez ciebie żyć, Hera.

– Nigdzie się nie wybieram, słońce. Jeszcze przez długi czas będziesz na mnie skazany – zaśmiała się cicho. – Poza tym... czuję to samo. Nie wyobrażam sobie tego... wszystkiego bez ciebie – szepnęła. – Nigdy nie zaszłabym tak daleko bez ciebie, bez całej naszej załogi.

Kanan uśmiechnął się, przez chwilę po prostu milcząc. Chciał przy niej być, czuć jej ciepłe palce na jego dłoni, kreślące zawiłe wzory na skórze. Chciał zamknąć oczy bez strachu, że zniknie. Wciąż ją czuł, jej dotyk, jej zapach, jej obecność.

Poczuł niewyobrażalne szczęście.

Nie odeszła, nie zamierzała odchodzić. Mógł ją przytulić, porozmawiać z nią, wyznać jej...

– Kanan, potrzebuję twojej pomocy! – powiedział Ezra, wchodząc nagle do pokoju.

Ich dłonie rozerwały się w jednej chwili, a spojrzenia powędrowały w stronę nastolatka. Hera posłała mu jeden ze swoich promiennych uśmiechów, przewracając oczami.

– Ezra, mogłeś zapukać – powiedziała.

– W jakim celu? Było otwarte, poza tym... mam ważną sprawę – odparł szybko, podchodząc bliżej.

– Dziecko zdemolowało Ducha? – zagadnął Kanan, przenosząc wzrok z nastolatka na Herę, która zaśmiała się pod nosem.

– Ma na imię Atin, ale odkryliśmy to po naprawdę długim czasie. Okazało się, że zna Basic, ale na początku mówiła do nas tylko w Mando'a, co było oczywiście dla nas niezrozumiałe, a Sabine była z Ky i... Zresztą nieważne. Okazało się w międzyczasie, że ona boi się Zeba i-

– I dlatego przyszedłeś tutaj – kontynuował Kanan.

– Nie, właściwie to nadszedł czas szkolenia, a tak naprawdę to- – urwał, gdy rozległ się dźwięk komunikatora. Kanan bez zastanowienia włączył comlink i odsłuchał wiadomość od Sato dotyczącą niezwłocznego pojawienia się Jedi w centrum dowodzenia.

– Właśnie po to tutaj przyszedłem – dokończył Ezra, gdy Kanan wyłączył urządzenie.

– Świetna robota – mruknął Jedi, po czym opuścił ambulatorium.

Ezra także chciał wyjść jednak głos Hery zatrzymał go w drzwiach.

– Chcę usłyszeć coś więcej o Atin.

Nie potrafił odejść, dlatego uśmiechnął się i usiadł obok przyszywanej matki, by opowiedzieć jej wszystko, czego zdążyli się dowiedzieć o dziewczynce.


✺✺✺


Nie mogła spać.

Nowe, obce miejsca były dla niej rzadkością, a kolorowy pokój Sabine wcale nie wydawał się przytulnym miejscem, choć widząc inne pomieszczenia mogłaby stwierdzić, że był najbardziej kolorowy i ciepły. Poza tym sama dziewczyna była niezwykle dla niej miła oraz znała Mando'a, co prawdopodobnie było dla Atin najważniejsze.

Nie znała Mandalorian spoza obozu swojej mamy czy swojego taty. Nie rozumiała też, dlaczego nie mogli mieszkać razem. Oszczędziliby tak dużo czasu, który tracili przenosząc ją z jednej planety na drugą. Było tak odkąd pamiętała.

Kalevala była jej prawdziwym domem. Tam się urodziła i wychowywała, mieszkała razem z mamą w wojskowym obozie, wyrastając wśród żołnierzy. Nigdy jej to nie przeszkadzało, ukrywanie się i życie zupełnie pozbawione prawdziwego smaku dzieciństwa. Jakkolwiek miało ono smakować.

Obóz na trzecim księżycu Concord Dawn był miejscem bardzo zbliżonym do tego na Kalevali. Tyle, że żołnierze byli także pilotami. A Atin uwielbiała pilotów. Obiecała sobie, że kiedy dorośnie, zostanie jednym z nich, dołączy do Obrońców i będzie walczyć o Mandalore. Kiedy dorośnie...

Atin przewróciła się na drugi bok, wtulając się w koc, który otrzymała od Sabine. Wciąż tęskniła za Ow i była prawie pewna, że znajduje się na tym małym statku, którym przylecieli. Może gdyby go poszukała przy okazji znalazłaby tatę... tak bardzo chciała go zobaczyć. Musiał gdzieś tutaj być.

Wstała cichutko i odrzuciła koc na bok. Sabine spała na swojej pryczy, jednak Atin jeszcze upewniła się, że ciche skrzypnięcie drzwi nie zaburzyło jej snu. Mandalorianka nie poruszyła się nawet. Dziewczynka uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.

Wiedziała, że na Duchu na pewno nie było jej taty. Kiedy została oprowadzona po pokładzie nie dostrzegła jego osoby ani nawet jego rzeczy w pobliżu. Nie było tutaj wiele skrytek, ani ukrytych pomieszczeń. Była pewna, że cela, w której najprawdopodobniej przebywał znajdowała się gdzieś indziej. Być może na statku, do którego dokowali. Musiała się rozejrzeć.

Korytarze większego statku były oświetlone słabym światłem, w czasie, który przeznaczyli na sen. Kilku rebeliantów minęło ją, jednak nie próbowali jej zatrzymywać, ani o nic nie pytali. Każdy z nich najpewniej marzył o odpoczynku, użeranie się z małym dzieckiem nigdy nie należało do ich obowiązków.

Atin rozglądała się dookoła, błądząc po niekończących się korytarzach. Po kilkunastu minutach, ponosząc całkowitą porażkę, postanowiła powrócić na Ducha i być może obudzić Sabine, by pomogła jej znaleźć tatę. Czy prosiłaby o zbyt wiele?


✺✺✺


– Atin? – zapytała Ky, dostrzegając dziewczynkę siedzącą przy ścianie z ukrytą w dłoniach twarzą. Rozpoznanie jej było najprostszym zadaniem, nigdy nie spotkała nikogo o tak ciepłym, rudym kolorze włosów, szczególnie dziecka.

Dziewczynka uniosła niepewnie główkę, spotykając spojrzenie rebeliantki. Ky dostrzegła na policzkach dziewczynka świeże łzy, choć ta starała się je szybko otrzeć. Nastolatka podeszła bliżej i przykucnęła przed dzieckiem, po czym wyciągnęła dłoń w jego stronę. Atin wahała się prze moment, ale nie miała tak naprawdę lepszego wyboru. Owinęła swoje palce wokół palców rebeliantki i podniosła się.

– Co tutaj robisz?

– Chciałam tylko znaleźć mojego tatę – odparła czterolatka, patrząc załzawionym spojrzeniem na dziewczynę. – Czy możesz mi pomóc?

– Powinnyśmy wrócić na Ducha. Nie powinnaś sama wychodzić, to nie jest miejsce dla dzieci – powiedziała Ky, po czym wyprostowała się, nie wypuszczając dłoni dziecka.

– Nie jestem dzieckiem! – krzyknęła Atin i tupnęła nóżką.

– Masz cztery latka, przynajmniej tak powiedziałaś Sabine, co nie czyni cię zbyt dorosłą, prawda?

Atin nie odpowiedziała. Nie mogła się kłócić, ale nie lubiła gdy ktoś nazywał ją dzieckiem. Chciała być żołnierzem; chciała być tak odważna jak jej mama.

– Nie chcę wracać do Sabine – wyznała cicho Atin, gdy zmierzały w stronę Ducha. Ky popatrzyła na dziecko z góry, nie wiedząc co powinna powiedzieć lub zrobić. Nigdy nie była w tym dobra – w zajmowaniu się dziećmi. Nie miała też specjalnie okazji, by się wykazać, a cała ta nowa sytuacja trochę ją przytłaczała.

– Gdzie w takim razie chciałabyś spać?

– Spać? Nie jestem zmęczona – powiedziała czterolatka, idąc znacznie skoczniejszym krokiem niż dotychczas. – Czy możemy... czy możesz pokazać mi gwiazdy?

– Jasne, pokażę ci gwiazdy.

– Mój tata zawsze chciał pokazać mi gwiazdy – zaczęła Atin, gdy po kilku krokach zapadła cisza. – Tylko... moja mama nie chce się na to zgodzić – wyjaśniła cicho.

Ky nie zadała pytań, które krążyły w jej głowie, być może dziewczynka sama odważy się zdradzić więcej, gdy minie więcej czasu. Na razie w ciszy kroczyła wciąż naprzód, nie puszczając dłoni nastolatki, jakby bała się, że zgubi się po raz kolejny.




Atin wbiegła do kokpitu z uśmiechem na twarzy. Nie mogła niczego dotknąć, ani uruchomić, ale sama świadomość przebywania w sterowni statku sprawiała, że miała ochotę krzyczeć z radości. Na statku jednak trwała noc, więc starała się ukryć swoją ekscytację.

Ky usiadła w fotelu pilota, kładąc dłonie na sterach, jedynie na kilka sekund, ale to wystarczyło, by poczuć jak ciężko było to zrobić. Hera wracała do zdrowia, przeżyła, przetrwała, uciekła. Jednak nastolatka wciąż myślała co, by się stało, gdyby nie była tak sprawnym pilotem... jak wyglądałoby jej życie... jej życie bez mamy.

– Jesteś pilotem? – zapytała Atin, nagle pojawiając się przy sterach i przy fotelu dziewczyny.

– Moja mama jest – powiedziała. Właściwie nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego te słowa opuściły jej usta. Przecież sama szkoliła się na pilota, kiedyś, w przyszłości będzie najlepsza.

– Tak jak mój tata – odparła dziewczynka, po czym wdrapała się na kolana Ky. Nastolatka wyglądała przez chwilę na zaskoczoną, ale gdy Atin wygodnie się usadowiła, ta objęła ją tak, by czterolatka nie spadła.

Ky spojrzała na dziewczynkę, która oparła główkę o jej przedramię. Z rozmarzeniem patrzyła przez ogromne okno, przyglądając się błyszczącym w przestrzeni kosmicznej gwiazdom. Wskazywała kilka, nie mówiąc ani słowa. Przez chwilę nie odrywała wzroku od bezkresnego mroku, upiększonego jasnymi punkcikami, jednak jej fascynacja nie trwała zbyt długo.

Nie rozmawiały przez kilka minut. Ky przez moment myślała, że dziewczynka zasnęła, jednak właśnie wtedy czterolatka poruszyła się.

– Czy mój tata zrobił coś złego? – zapytała cichutko Atin. – Czy... czy on jest kimś złym?

Prawie zabił moją mamę – chciała powiedzieć Ky, ale nie zrobiła tego. Dla niej mógł być nikim, mógł zginąć lub zgnić w więzieniu za to, co zdołał zrobić. Dla tej małej dziewczynki był jednak całym światem, nastolatka widziała to w oczach Atin i w jej determinacji. Wyruszyła sama na wyprawę, by go znaleźć.

Ky biła się z myślami.

– Tęsknię za nim – szepnęła czterolatka, nie czekając na odpowiedź. Wtuliła się mocniej w ciało rebeliantki, sprawiając, że ta zamarła na kilka sekund, zupełnie zaskoczona otwartością dziecka. Otuliła ją delikatnie ramionami, jakby chciała ochronić ją przed całym światem. Czy tak właśnie działał instynkt rodzicielski?

Hera z całą pewnością znałaby odpowiedź.




Hera uśmiechnęła się, wchodząc do kokpitu i od razu dostrzegając śpiącą w jej fotelu córkę. Na jej kolanach spała także mała dziewczynka, o której kobieta słyszała już wiele opowieści. Podeszła do nich bliżej i rozłożyła koc, którym następnie otuliła obie dziewczyny. Ky poruszyła się wolno, czując na sobie ciężar dziecięcego ciała.

– Mama? – zapytała nieprzytomnym głosem.

– Śpij jeszcze, Ky – odparła Hera, uśmiechając się ciepło.

– Ścierpła mi ręka – mruknęła, próbując poruszyć ramieniem. Atin jednak bardzo jej to uniemożliwiała.

– Zaniosę ją do Sabine – zaproponowała Hera, pochylając się, by wziąć w ramiona dziewczynkę. Ky szybko zaprotestowała.

– Nie powinnaś, jest ciężka. Sama się tym zajmę – powiedziała nastolatka i wyprostowała się, by następnie wstać i podnieść dziewczynkę. Czterolatka przebudziła się na moment, rozglądając się wokół zaspanym wzrokiem.

– Gdzie jest moja mama? – wymruczała cichutkim głosem, przytulając się do Ky. – Tęsknię za nią.

– Znajdziemy ją – obiecała cicho Ky, rzucając Herze pełne nadziei spojrzenie.

To będzie trudne, ale to zrobią. Nie ma rzeczy niemożliwych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro