#9 i wish nothing but the best for you too
„Apsik!" kichnął Yoongi, w ostatniej chwili zdążając zakryć usta zgięciem łokcia.
„Na zdrowie!" odezwał się chór głosów w autokarze – siedzący obok niego Jimin, Jungkook ze swoją dziewczyną oraz kilka innych osób, które akurat miały przyjemność usiąść w pobliżu jego zasmarkanej osoby podczas tej podróży.
Yoongi poczuł, jak znów zaczyna kręcić mu się w nosie i sekundę później kichał na nowo, z jeszcze większą siłą, niż poprzednio. Nim zdążył zgarnąć ze swoich kolan do połowy pustą paczkę chusteczek, kichnął po raz trzeci, a gęsta wydzielina w jego drogach oddechowych przemieściła się niebezpiecznie blisko dziurek do nosa.
„Drugi na picie, trzeci na współżycie!" krzyknął ktoś z tyłu autokaru. Yoongi przetarł załzawione oczy i odwróciwszy się za siebie, napotkał promienny uśmiech Hoseoka. Taehyung, który zdążył już zasnąć na jego ramieniu, chociaż nawet jeszcze nie ruszyli z parkingu, poruszył się przez sen, naciągając mocniej czapkę na uszy.
„W tym stanie to żadne z powyższych," wychrypiał Yoongi. Hoseok zaśmiał się pod nosem w odpowiedzi, po czym obojętnie spojrzał w punkt, który musiał być gapiącym się na niego Jungkookiem. Yoongi nie musiał nawet odwracać głowy, by wyobrazić sobie obecną minę swojego współlokatora – od dwóch miesięcy była to ta sama mieszanka rezerwy oraz zniesmaczenia, jego własnym zdaniem czasem tylko na pokaz i zazwyczaj na wyrost. Hoseok był ostatnią osobą, która przejęłaby się czymś takim jak posyłane w jego kierunku groźne spojrzenia.
„Nie mów, że nie będziesz pić," wtrącił się Jimin, z jakiegoś powodu brzmiąc na mocno rozczarowanego. Yoongi pokręcił głową i pośpiesznie wyciągnął chusteczkę z paczki. „No weź, jak to nie będziesz? To po co ty tam jedziesz?"
„Biorę leki," westchnął między dwoma smarknięciami. Jimin wydał z siebie przeciągły pomruk niezadowolenia.
„Jedzie, bo zapłacił, nie znasz go?" odezwał się Jungkook z siedzenia naprzeciwko.
„Będzie nas pilnował," zawtórował Jimin, na co Yoongi przewrócił oczami. „I narzekał, że chlejemy wódę za jego hajs."
„Jadę dotrzymać wam towarzystwa," oznajmił poważnym tonem, kątem oka zerkając na otwierające się właśnie drzwi do autokaru. Tak jak Yoongi przeczuwał, został zignorowany – cała uwaga dwójki chłopaków skupiła się na przybyłym właśnie Seokjinie, czy mówiąc ściślej, na trzymanej przez niego torbie z jedzeniem.
„Tutaj!" krzyknął Jungkook, machając ręką przez siedzenia. Yoongi zgarnął pośpiesznie wszystkie zasmarkane kulki ze swoich kolan, tak jakby miało to w jakiś sposób polepszyć jego obecny wygląd.
(Tak jakby jego wygląd robił Seokjinowi jakąś różnicę.)
„Nie zajęliście mi miejsca!?" jęknął Seokjin na przywitanie, zatrzymując się między zajmowanymi przez nich siedzeniami. Yoongi spojrzał na niego spode łba, spuszczając wzrok w tej samej chwili, gdy kontakt wzrokowy został odwzajemniony.
Czuł się dzisiaj jak bagienny gremlin – wyraz twarzy Seokjina tylko potwierdzał to, że czuł się adekwatnie.
„Całkiem cię rozłożyło," stwierdził chłopak, opierając się łokciami na oparciu siedzenia przed nimi. Yoongi zmarszczył nos i zmieszany wgniótł się mocniej w fotel, próbując uciec przed badawczym wzrokiem prześlizgującym się po jego opuchniętych nozdrzach oraz wysuszonym naskórku. „Jesteś głupi, Yoongi. Trzeba było zostać."
„Wolę umrzeć wśród ludzi," skwitował, naciągając szalik na twarz, która na jego szczęście już wcześniej była czerwona. Seokjin prychnął, po czym zaczął rozglądać się po autokarze. „Z tyłu jest jedno," zasugerował, pamiętając, że wcześniej widział wolne miejsce obok Hoseoka. Seokjin i reszta obrócili się za siebie.
„Chcesz torbę na rzygi?" zapytał Jungkook od niechcenia.
„Nie, dzięki," westchnął Seokjin bez wyrazu. „Pójdę na przód."
„Frajer," syknął pod nosem Yoongi, gdy jego sylwetka zniknęła już za rzędem siedzeń.
Był taki głupi. Naprawdę powinien zostać w akademiku.
Autokar ruszył w tym samym momencie, odbierając mu ostatnią szansę na zmianę decyzji.
* * *
Kiedy Jungkook stwierdził, że w pobliżu ośrodka nie będzie nic poza trawą, nie był aż tak daleki od prawdy – otoczenie przypominało Yoongiemu pierwszą część Simsów, gdzie poza działką rozciągała się niczym niezakłócona, bezludna zielona pustka.
Być może była to jedyna słuszna lokalizacja do umieszczenia trzech autokarów pierwszorocznych studentów.
Sam ośrodek wyglądał nieźle, choć lata świetności już dawno miał za sobą: był to dwupiętrowy długi budynek, dwa segmenty połączone węższym, przy którym znajdowały się schody oraz wejście. Białe ściany, czerwony dach – równie dobrze mogłaby się tu mieścić przychodnia zdrowia albo szkoła.
Stali grupą na żwirowym podjeździe, czekając na przydział do pokoi.
„Zakład, że rano znajdziemy tam zużyte gumki?" rzucił Jimin, wskazując palcem na prześwitującą przez pnie drzew altanę.
„Altany są oklepane, obstawiam te ruiny," stwierdził Jungkook. Yoongi zmarszczył brwi i podążył wzrokiem we wskazanym kierunku – na samym tyle posesji faktycznie stał jakiś budynek. Spichlerz? A może stajnia? Z tej odległości nie był pewien, widział jedynie ścianę z ciemnej cegły obrośniętą do połowy bluszczem. „Jak ci się widzi, Jinsoul?"
„Kook, błagam," jęknęła dziewczyna, posyłając swojemu chłopakowi bliskie rozczarowaniu spojrzenie. „Jeśli chcesz to tam robić, to nie ze mną."
„Wygląda na nawiedzony," zgodził się Jimin.
Ktoś przy drzwiach zawołał do środka kolejne osoby i całą grupą ruszyli ku schodom. Yoongi obejrzał się za siebie, jeszcze raz omiatając budynek wzrokiem – nawiedzony, czy nie, na pewno warto będzie wybrać się tam później z aparatem.
Coś w końcu będzie musiał robić, kiedy inni będą chlać do nieprzytomności.
* * *
„To co, papier kamień nożyce?" zaproponował Yoongi, póki co przysiadając na brzegu najbliższego od drzwi łóżka.
„Jinsoul pisze, że jednak śpi z dziewczynami," mruknął Jungkook, unosząc wzrok znad telefonu. „To chyba rozwiązuje problem, nie?"
„Nie bardzo." Jimin rzucił swój plecak na środek wyłożonej panelami podłogi. „Są dwa małżeńskie i jedno pojedyncze."
„No, i nas trzech. Dla każdego po jednym."
„Czterech. Jeszcze Seokjin," poprawił go Jimin, wskazując na torbę z jedzeniem zostawioną przez chłopaka przy ścianie.
„Jestem chory, wezmę pojedyncze," wtrącił szybko Yoongi, na potwierdzenie swoich słów pociągając solidnie nosem – znając swoje szczęście, wylądowałby z Seokjinem w jednym łóżku, szczególnie gdy chodziło o gry losowe. „Grajcie sami."
„W sumie cokolwiek. Masz zamiar spać tutaj, Jimin?" mruknął Jungkook, jednocześnie grzebiąc w swojej torbie. Yoongi sięgnął po chusteczkę i dmuchnął w nią z całą mocą swoich zatkanych zatok. „Widziałem, jak Heejin na ciebie patrzyła przez całą drogę," dodał, gdy nie uzyskał od Jimina żadnej odpowiedzi.
„Nie podoba mi się," wzruszył ramionami.
Jungkook oderwał się od dotychczasowego zajęcia i spojrzał na niego, marszcząc przy tym brwi.
„Nie chciałbyś się z nią przespać?"
„A powinienem?" zapytał podejrzliwie. „Boże, Kook, przestań tak na mnie patrzeć."
Jungkook obruszył się, na nowo zaczynając szukać czegoś w torbie.
„Może podoba mu się ktoś inny," zasugerował Yoongi, głównie po to, aby przerwać pełną napięcia ciszę. Jimin jęknął przeciągle. „Ha, wiedziałem."
„Trzeba było tak od razu," westchnął Jungkook, rzucając w chłopaka trzymanym ręcznikiem. „Która?"
„Jiwoo," stwierdził niepewnie.
„Masz na myśli Chuu? Przyjaciółkę Jinsoul?" Jimin ostrożnie pokiwał głową. „Ona ma dziewczynę, nie wiedziałeś?"
Jimin milczał przez dłuższą chwilę, po czym westchnął ciężko.
„W takim razie będę musiał poderwać obie," oznajmił beznamiętnie.
* * *
Yoongi bawił się źle.
Nic nieoczekiwanego, mógłby ktoś powiedzieć – pojechał na wyjazd przeziębiony, z zapasem chusteczek kurczącym się szybciej, niż przewidywał, łykając leki, przez które nie mógł pić wódki, za którą w całości zapłacił. Yoongi bywał głupi, ale nie aż tak – zdawał sobie z powyższych sprawę, gdy wsiadał dziś rano do autokaru.
Powód, dla którego bawił się źle, był jednocześnie powodem, dla którego ostatecznie się tu znalazł – skoro już namówił Seokjina na przyjazd, nie chciał przegapić okazji do spędzenia z nim całego weekendu, choćby standardowo miał udawać, że serce wcale nie wyrywa mu się z piersi przez samo siedzenie w jego pobliżu.
Nie powinien był naciskać. Może gdyby nie był takim egoistą, chłopak miałby dzisiaj lepszy dzień. Kiedy Yoongi widział go ostatni raz, to jest kilka godzin temu, Seokjin siedział sam na ławce przed budynkiem, z nosem na kwintę. Yoongi zszedł do niego całkiem przypadkiem i mimochodem zapytał:
„Nie wracasz do pokoju?"
„Zaraz," odpowiedział Seokjin, tonem, który sugerował, by dać mu święty spokój.
Po tym Seokjin zniknął. Może wrócił do domu pieszo, przeszło Yoongiemu przez głowę.
Yoongi absolutnie nie próbował go znaleźć. To, że skończył obiad na stołówce szybciej i wyszedł się przewietrzyć, było spowodowane jedynie tym, że przez zatkany nos jedzenie i tak nie miało dla niego smaku. Na poddaszu szukał wyłącznie zasięgu, nic poza tym. Nawet przez okno wyglądał tylko dlatego, że prowadzona wtedy rozmowa o dziewczęcych atrybutach obchodziła go tyle, co to, gdzie do cholery znajdował się Kim Seokjin.
No okej, to ostatnie było już totalnym kłamstwem.
Yoongi wreszcie oderwał się od zimnego parapetu i opuścił roletę do końca – odkąd zaszło słońce, i tak nie widział już nic poza własnym zakatarzonym odbiciem.
„Może jednak jedna kolejka, co?" zagadnął go Jimin, który zdążył już nabrać rumieńców. Yoongi po chwili zawahania pokręcił głową, przelatując wzrokiem po ludziach zebranych w ich pokoju – oprócz jego kumpli było tu też kilku typów z geologii, których poznali wcześniej podczas obiadu oraz grupka koleżanek Jinsoul.
„Na pewno nie przeszkadza ci, że tu pijemy?" odezwał się Kyungsoo, jeden z geologów.
„Możemy się przenieść do nas," dodała Jinsoul, wyciągając Jungkookowi jeszcze nieotwartą butelkę z dłoni. „Jakbyś chciał się położyć-"
„Możesz skorzystać z mojego łóżka," zachichotała jej koleżanka, której imienia Yoongi nie pamiętał.
„Nie trzeba, dzięki, i tak planowałem wyjść," zaczął się tłumaczyć, jednocześnie próbując przejść przez porozstawiane na środku podłogi flaszki, kieliszki oraz opakowania chipsów. Jimin posłał mu pytające spojrzenie. „Idę porobić zdjęcia," dodał ciszej.
* * *
W sali konferencyjnej na parterze trwała dyskoteka. Na ławce przed budynkiem grupka studentów dyskutowała zawzięcie o ostatnich wyborach, podając między sobą butelkę taniego wina. Ktoś zdążył zgubić rajstopy na żwirowym podjeździe.
Yoongi żałował, że nie ma tu Namjoona. Jakoś miał ochotę zapalić.
„Ten chłopak, z którym przyszedłeś-"
„Właśnie, miałem cię o niego pytać. Wiesz, kto to jest?" pyta Yoongi z podekscytowaniem, bez pytania wyjmując Namjoonowi paczkę fajek z dłoni. Yoongi przeocza zmieszanie na jego twarzy i bierze je za niezadowolenie. „Oj przestań, odkupię ci," mówi, częstując się papierosem. „Lubię te z miętowym filtrem."
Yoongi skręcił w jedną z alejek, prowadzącą do altany, o której wcześniej rozmawiali. Kilka osób urządziło sobie w niej ognisko – blask ognia oświetlał jej wnętrze ciepłym światłem i kładł się promieniście na poprzecinanej cieniem gałęzi trawie. Powietrze pachniało smażoną kiełbasą oraz wilgotnymi liśćmi, które, gdy nadepnięte, przyklejały się Yoongiemu do podeszew. Szedł wyjątkowo wolnym tempem, chcąc przedłużyć ten samotny spacer jak najbardziej, myśląc o odbytej w zeszłym tygodniu rozmowie.
„Kim Seokjin," odpowiada mu Namjoon. „Chodziłem z nim do-"
„Kurwa, opowiadałem ci o nim przez dwa miesiące. Jak mogłeś się nie zorientować?"
Namjoon w milczeniu bawi się zapalniczką, gasząc i zapalając ją na przemian. Yoongi, zniecierpliwiony, wyciąga mu ją z ręki i pośpiesznie zapala swojego papierosa – smakuje ohydnie, pomimo miętowego posmaku. Nie wie, dlaczego myślał, że chce zapalić. Namjoon patrzy na niego tak, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
„Nie nadążam," przyznaje wreszcie. „Kiedy mi o nim mówiłeś?"
„No ten koleś z aktorskiego, od projektu! Raz czy dwa nazwałem go po imieniu, jestem pewny. Jezu, Namjoon, co się z tobą dzisiaj dzieje?"
„A bo to jeden Seokjin w kraju," stwierdza sucho, po czym odbiera mu zapalniczkę i również zaczyna palić. „Nie znałem go aż tak dobrze," dodaje po chwili, wypuszczając Yoongiemu dym we włosy.
Niespodziewanie ktoś wybiegł mu przed nogi, zatrzymując się na środku ścieżki i niemal w tej samej sekundzie odskakując do tyłu z przestraszonym okrzykiem. Yoongi instynktownie uniósł pięści na wysokość piersi, po pierwszym szoku rozpoznając stojącą przed nim postać.
„Kurwa, Taehyung." Yoongi wypuścił powietrze z płuc, po czym opuścił gardę. „Nie strasz tak ludzi, mało brakowało, bym cię walnął."
„Sorry," wydyszał chłopak, zapobiegawczo cofając się o jeszcze krok. „Szukam Hobiego, nie widziałeś go gdzieś? Nie mogę się do niego dodzwonić."
„Pewnie nie ma zasięgu," wzruszył ramionami Yoongi. Taehyung westchnął z irytacją, po czym lekko chwiejnym krokiem ruszył dalej na przełaj okrytego mrokiem trawnika. „Jak go znajdę to dam ci znać!" spróbował krzyknąć, ale zachrypły głos uwiązł mu w gardle.
Minąwszy altanę, Yoongi postanowił porobić wreszcie jakieś zdjęcia. Nocne ujęcia nie były jego ulubionymi, ale samo poczucie, że trzyma aparat przy twarzy, sprawiało, że jego umysł przełączał się w tryb odpoczynku – myślał prościej, w sposób bardziej uporządkowany, jakby wszystkie myśli wtoczyły się na jednotorową zjeżdżalnię, sortując się poza jego własną głową. Jedyne, na czym się skupiał, to unoszące się do nieba iskry, tarcza Księżyca luminująca nad jego głową, kontury drzew.
Tak jak wcześniej postanowił, obrał kierunek starego budynku. Z każdym kolejnym krokiem dochodzący z ośrodka hałas stawał się coraz cichszy, wreszcie zamieniając się jedynie w przygasłe echo – może to zasługa drzew, a może jego cel znajdował się jednak dalej, niż myślał. Szedł kilka minut, by wreszcie zatrzymać się naprzeciw ceglanego frontu. Niebo było bezchmurne i zimny księżycowy blask oświetlał go w całości. Yoongi kucnął, nakierowując kadr na rząd małych okienek pod ułamanym gzymsem – te z wybitymi szybami wyglądały jak puste oczodoły i-
Czy to możliwe, że właśnie usłyszał z tamtego miejsca jakieś głosy?
(Może Jimin miał rację, uznając je za nawiedzone.)
Yoongi westchnął, wciąż niewzruszony, i przewiesiwszy aparat przez szyję, zdecydował się podejść bliżej. Nie wierzył w zjawiska paranormalne, byty pozaziemskie ani tym podobne sprawy. Budynek był stary, wiatr musiał wiać przez szczeliny w murze oraz wybite okna, to wszystko.
(Może kogoś faktycznie podniecał wilgotny gruz i postanowił uprawiać tam seks.)
Już prawie doszedł do nadburzonego ganku na samym środku frontu, kiedy ktoś wypadł zza rogu budynku. Yoongi poczuł przypływ adrenaliny – zimny dreszcz spłynął wzdłuż jego kręgosłupa, każąc przystanąć mu w bezruchu. Zakapturzona postać poruszała się szybko, wbijając przy tym buty w wysypany na ścieżce żwir. Yoongi słyszał szuranie jego podeszew jeszcze długo po tym, gdy sam osobnik zdążył ponownie zniknąć w mroku drzew, oddalając się w kierunku ośrodka.
(Może naprawdę słyszał tam czyjeś głosy.)
Yoongi przez chwilę wahał się, czy również nie zawrócić – wypadł z nastroju do robienia zdjęć. Intuicja kazała mu jednak obejść najpierw cały budynek, dlatego podążył w kierunku ścieżki, którą przed chwilą przeszedł nieznajomy. Był prawdziwy – żwir był wgnieciony w odstępach jego kroków. Poniekąd tym uspokojony, zaczął podążać jego śladami, w przeciwną stronę. Starał się nie wydawać żadnego dźwięku. Słyszał tylko wiatr, nikłe echo muzyki i swój własny przyśpieszony oddech, świszczący w zatkanym nosie.
Krok, za krokiem. Yoongi przeszedł wzdłuż bocznej ściany, zatrzymując się na granicy rzucanego przez nią cienia i niebieskiej w świetle księżyca trawy. Jeszcze nie widział, co znajdowało się za rogiem – z całą pewnością mógł jednak stwierdzić, że nie był tutaj sam; czuł czyjąś obecność.
Słyszał czyjś płacz.
Yoongi wiedział, że to on. Tak, jak każda decyzja ostatnich miesięcy, także ten wieczór nie mógł być wyjątkiem. Wszystko, co robił i wszędzie, gdzie szedł, zawsze doprowadzało go do Seokjina.
Przycisnąwszy ciało do zmrożonego muru, Yoongi ostrożnie wychylił głowę za róg.
Był tam, oparty o wystający ze ściany cokół, ze spuszczoną głową, siedząc bokiem do niego. Jego ramiona się trzęsły, jego plecy były zgarbione, jedna z dłoni, przyciśnięta do ust, próbowała zagłuszyć szloch.
Mieszanka dyskomfortu i wstydu kazała Yoongiemu cofnąć się z powrotem w cień. Nie powinien być tego świadkiem – czuł się wścibsko i nie na miejscu. Oparł plecy o mur i zacisnął skostniałe z zimna dłonie w ciasne pięści, rozdarty.
Chciał mu pomóc.
Powinien rzucić w niego paczką chusteczek i kazać przestać? Niezręcznie objąć go ramieniem i zapytać, czy chce o tym pogadać? Wziąć jego twarz w dłonie i zacząć scałowywać łzy, szepcząc o tym, że już wszystko dobrze, że już nigdy go nie zostawi?
Yoongi musiał rozważać to dobrych kilka minut – z upływem czasu jego zęby zaczęły szczękać z zimna, a katar ściekać z zatkanego dotąd nosa.
Seokjin dalej płakał, choć teraz robił to ciszej. Yoongi potrafił wyobrazić sobie łzy spływające po jego czerwonej twarzy, ciepłe i słone na rozedrganych wargach, gdy wciągał do płuc to samo zimne powietrze, które teraz drapało Yoongiego w gardle. Czułby się zakłopotany jego nieproszoną obecnością. Mógłby poczuć się jeszcze gorzej, bo przyłapał go na chwili słabości.
Yoongi wiedział to wszystko. Wiedział też, że nie byli sobie na tyle bliscy, by mógł pocieszyć go samym byciem obok, a na nic więcej w tej chwili nie było go stać. Jego szloch mógł uciskać go pod mostkiem, a serce bić jak szalone, ale to nie była żadna pomoc – to był bezużyteczny ciężar, nawet dla niego samego. Yoongi odepchnął się od muru i zawrócił w kierunku ośrodka.
* * *
Sytuacja miała się następująco: Jungkook, siedzący na kolanach swojej dziewczyny, krzyczał rozentuzjazmowany na jednego z geologów. Geolog wyglądał, jakby nie do końca go rozumiał – w sumie Yoongi też miał z tym problem, a po usłyszeniu w tym samym zdaniu słów kwarcyt oraz rzeżączka przestał nawet słuchać. Jimin, z błogim wyrazem twarzy, rozlewał kolejną kolejkę, mocząc przy tym szczodrze zarówno dno kieliszków, jak i podłogę. Na jednym z łóżek małżeńskich leżały dwie koleżanki Jinsoul oraz niedający oznak życia Kyungsoo.
Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, gdy najpierw odwiesił kurtkę na oparcie krzesła, a następnie klęknął przy plecaku, aby odłożyć do środka aparat i znaleźć swoje leki. Gdy wygrzebał wreszcie pomiętą saszetkę paracetamolu, grupka wznosiła już kieliszki, krzycząc jednym głosem toast za kogoś, kogo nawet nie kojarzył. Może chodziło o tę dziewczynę, która wcześniej zaproponowała mu łóżko, może o jeszcze kogoś innego. Yoongi nie czuł potrzeby, by się tego dowiedzieć.
Wyszedł z pokoju i skierował się do znajdującej się na parterze jadalni. W sali konferencyjnej naprzeciwko wciąż trwała impreza, choć z wyraźnie mniejszą ikrą, niż wcześniej – ludzie rozproszyli się po kątach i tylko kilka par bujało się na parkiecie w rytm dyskotekowych klasyków. Yoongi wziął z tacy w kącie jadalni czysty kubek, wsypał do niego żółty proszek i nastawił elektryczny czajnik. Niektóre stoliki były zajęte przez kilkuosobowe grupy znajomych, część osób plątała się w te i wewte, w sobie tylko znanym celu.
Tutaj też, czekając niezręcznie przy czajniku, czuł się całkowicie niewidoczny. Może to przez to, że jako jedyny musiał być tu trzeźwy. Wsadził łyżeczkę do kubka i dla zabicia czasu zaczął kręcić nią w niezalanej mieszance.
Mógł być teraz w akademiku, samotny w zupełnie inny, mniej dołujący sposób. Myślałby o Seokjinie, tym roześmianym, pewnym siebie kretynie, który w jego wyobraźni obracałby właśnie dziewczyny w rytm lecącej z głośników Macareny. Byłby zazdrosny. Może nawet zacząłby płakać, zrzucając to na jesienną depresję i skutki uboczne tabletek na gardło. Jungkook pisałby mu pełne błędów wiadomości w stylu szfjda ze cie u nie ma yoogns, a on by udawał, że wcale nie jest mu szkoda.
To byłoby okropne, ale na pewno lepsze niż świadomość, że Seokjin w tej chwili płakał. Wolałby być zazdrosny, wolałby być wkurwiony na jego suche żarty. Wolałby nie musieć się zastanawiać, kto i dlaczego doprowadził go do łez. Nie mógł przestać czuć się winnym, że nie potrafił mu pomóc.
Woda wreszcie się zagotowała. Yoongi zalał nią zawartość saszetki, po czym wziąwszy ostrożnie kubek, zajął stolik w najdalszym kącie jadalni.
W którym momencie zaczął myśleć o nim w ten sposób? W końcu zaczęło się tylko od głupiej fascynacji jego ustami, od zwierzęcych fantazji i całego arsenału wyidealizowanych cech, które przypiął mu dla własnych korzyści.
Może nie chciał w nim dostrzec niczego więcej. Może to dlatego był taki zły za każdym razem, gdy Seokjin zachowywał się przeciwnie do jego oczekiwań. Bywał zły o każdą najmniejszą rzecz, którą tamten robił. Bronił się.
Yoongi zacisnął mocniej wychłodzone ręce na gorącej ściance kubka, utkwił wzrok w uciekającej ze środka pachnącej cytrusami parze i pociągnął nosem. Nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Dzisiaj od seksu wolałby, gdyby Seokjin wpuścił go do środka swojej głowy. Bał się swojej chciwości, nawet jeśli oba życzenia były równie nierealne.
Siorbał powoli zawartość kubka, starając się nie drążyć tego już więcej. Skupił się na muzyce, na cieple wchłaniającym się w jego dłonie, na ludziach krążących po pomieszczeniu; to pomogło. Nim wziął do ust ostatni, letni już łyk, czuł się o wiele lepiej – większość ciężaru pod mostkiem zniknęła i nieświadomie zaczął nawet wybijać palcami rytm lecącej akurat za ścianą piosenki.
Yoongi poczekał, aż kubek między jego dłońmi stanie się naprawdę zimny, a potem, aż skończy się aktualny utwór, nim wreszcie odsunął krzesło, aby wstać od stolika. Umył w zlewie kubek oraz łyżeczkę, odłożył je z powrotem na tacę i wlekąc nogami, opuścił jadalnię.
* * *
W pokoju było cicho. Yoongi ucieszył się, na całe kilka sekund, nim w pełni wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu. Jedno z podwójnych łóżek wciąż było okupowane przez Kyungsoo oraz tym razem trzy dziewczyny, jedna z nich ściśnięta nienaturalnie między dwiema pozostałymi, z jedną ręką zarzuconą na talię koleżanki. Yoongi wątpił, by był w stanie ich stąd ruszyć – musiałby najpierw ich rozplątać, co chyba przerastało zarówno jego chęci, jak i możliwości.
Yoongi przeniósł wzrok na drugie łóżko – tutaj sprawa wyglądała prościej. Na samym środku, rozłożony niczym rozgwiazda, leżał Jungkook. Po jego dwóch stronach znajdowali się zwinięty w kulkę Jimin oraz Jinsoul, z głową ułożoną na przedramieniu swojego chłopaka.
Westchnął ciężko, po czym zaczął sprzątać pozostawione na środku butelki. Było bardzo prawdopodobne, że któreś z nich zechce w nocy iść do łazienki i jeszcze bardziej pewne, że to jemu, trzeźwemu bohaterowi, przypadnie w zaszczycie ogarnięcie potłuczonego szkła oraz wybitych zębów.
Był zmęczony. Całym tym dniem i nawet całym jutrzejszym dniem. Chciał wziąć prysznic i położyć się spać.
„Yoongi, wróciłeś," wymamrotała Jinsoul, zerkając na niego przez zmrużone powieki. Yoongi odstawił pod ścianę trzymane właśnie butelki i posłał jej wymuszony uśmiech. „Wszystko okej?"
„Jasne," odpowiedział, kontynuując sprzątanie. Teraz kieliszki, na parapet. „Śpij dalej."
Kątem oka zobaczył, jak dziewczyna niezdarnie podnosi się do siadu, a następnie ostrożnie ściąga ze swojej łydki stopę Jungkooka.
„Muszę... iść do pokoju," stwierdziła. Brzmiała tak, jakby podjęła już decyzję. Yoongi nie miał zamiaru jej zatrzymywać.
„Jasne," powiedział drugi raz, teraz wykopując butem w kąt plastikowe opakowania po ciastkach, chrupkach i orzeszkach. Jinsoul wykonała zwinny piruet między gumowymi klapkami Jimina oraz kartonem soku i moment później zniknęła za drzwiami.
Yoongi zawiesił wzrok na rozsuniętej torbie pozostawionej przy drzwiach – ze środka wystawały nieotwarte jeszcze przekąski. Czy Seokjin miał zamiar tutaj spać? Może pod jego nieobecność przyszedł tu, zobaczył ten burdel i zmienił zdanie? Ośrodek był duży – na pewno było jeszcze kilka wolnych pokoi.
Miał cichą nadzieję, że to właśnie było prawdą. To, oraz że w ogóle wrócił.
Yoongi rozważał poszukanie go na zewnątrz, ale z drugiej strony naprawdę był już wykończony. Nie sądził, by jego organizm był w stanie znieść kolejny spacer – nie po tym, gdy zdołał się już rozgrzać. Spychając na bok nowe poczucie winy, wygrzebał z plecaka ręcznik oraz piżamę, która w jego przypadku była czarnymi spodniami od dresu oraz szarym podkoszulkiem z długim rękawem. Podreptał do łazienki.
Lał wodę pod prysznicem tak długo, aż uznał, że nie ma już sobie nic więcej do powiedzenia. Roztrzepał włosy, wydmuchał dwa razy nos i czując się gotowym do wślizgnięcia pod ciepłą kołdrę, wynurzył się z kłębów pary do pokoju.
Yoongi nie przypominał sobie, żeby gasił tu światło. Nieco zbity z tropu, ale zbyt zmęczony, by się nad tym głowić, zostawił otwarte drzwi do łazienki i w półmroku odnalazł plecak, aby wcisnąć do niego kulkę z ubrań. Może jednak wyłączył je po drodze? Yoongi podniósł się z przykucu i dopiero wtedy jego wzrok padł na sporych rozmiarów kształt ulokowany pod jego kołdrą.
Nie musiał sprawdzać, kto spał w łóżku – nawet nie widząc twarzy, było to dość oczywiste. Mimo to stał teraz metr od materaca, gapiąc się w czubek głowy wystający spod pościeli, mając nadzieję, że to wszystko jest jakąś pomyłką, błędem symulacji, majakiem chorobowym.
Musiał znaleźć jakieś rozwiązanie i to szybko.
Powinien przegonić Kyungsoo oraz dziewczyny. Powinien obudzić Jungkooka i kazać mu się przesunąć bliżej Jimina, a potem obudzić Seokjina i kazać mu-
„Nie wchodzisz?" wymamrotał, nie odwracając twarzy od ściany. „Słyszę, jak oddychasz," dodał jakby z wyrzutem. Yoongi mimowolnie wstrzymał oddech, bojąc się, że jego świszczący nos wyśpiewa Seokjinowi także to, jak serce waliło mu w piersi i jak nagle zmiękły mu kolana. Zgasił światło w łazience i po omacku wrócił do łóżka. Wymacał rąbek kołdry.
„Jesteś zimny," stwierdził, kładąc się na boku, plecami do Seokjina, również obróconego plecami. Naprawdę czuł zimno bijące od jego ubrań. Był taki zmęczony. Musiał zasnąć. Zaśnie.
„Wybacz," wymamrotał Seokjin w poduszkę. Jego głos był zachrypnięty. „Mam się przenieść do chłopaków? Jakoś się tam wcisnę."
„Nie, zostań," odpowiedział zbyt szybko. Zostań. Nie chcę, żebyś sobie szedł, nawet jeśli jesteś zmarznięty i zajmujesz więcej, niż połowę materaca. Nawet, jeśli wymaga to ode mnie więcej samokontroli, niż zazwyczaj. Zostań, to najbliższa szczęściu chwila, jaką mogę od ciebie dostać. „Jungkook pierdzi przez sen, nie chcesz tego."
Seokjin zaśmiał się, chrząkając, po czym zsunął kołdrę z twarzy i po ciemku zwrócił ją w stronę sufitu, jednocześnie poprawiając się lekko. Ich ramiona zetknęły się. Yoongi nie odsunął się, ponieważ zwyczajnie nie miał gdzie.
„Co jeśli ja też pierdzę przez sen?" zapytał droczącym tonem.
„Wtedy skopię ci tyłek," stwierdził spokojnie. Powietrze pod kołdrą powoli stawało się cieplejsze, ogrzewając tym samym zmarzniętą skórę chłopaka.
„Okej," odparł sennie Seokjin.
Yoongi takie już miał szczęście, ale tym razem nie zamierzał się z nim spierać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro