Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 i hope he buys you flowers and holds your hand

Seokjin, tak jak obiecał, na potrzeby projektu założył konto na Facebooku – bez żadnego zdjęcia, z nazwą „K. SJ" zamiast pełnego imienia oraz pozbawione znajomych (to jest do chwili, kiedy Yoongi zaakceptował zaproszenie).

To było w pierwszy weekend listopada oraz pierwszy weekend, na który wrócił do rodzinnego domu od rozpoczęcia semestru. Siedział w półmroku swojego starego pokoju, z twarzą rozświetloną zimnym światłem ekranu i nieuzasadnioną samotnością prześlizgującą się między palcami, gdy patrzył na zieloną kropkę obok nazwy profilu. To była tylko formalność, udogodnienie dla obydwu stron, część projektu. Miał wcześniej jego numer, ale to nie było to samo – teraz mógł widzieć, kiedy Seokjin jest aktywny. Tak jak on, siedział w tej chwili z telefonem w dłoni, albo przed ekranem komputera, zalogowany na konto, które było tylko dla niego.

Możesz teraz porozmawiać z użytkownikiem K. SJ.

Tylko o czym? O czym miałby niby chcieć rozmawiać z człowiekiem, który nie chciał dodać sobie do profilu byle jakiego zdjęcia (jako fotografa bodło go to podwójnie) i ukrywał się za inicjałami? Yoongi dobrze wiedział, że Seokjin nie był mu winny ani grama informacji o sobie samym, ale surowość bijąca od profilu sprawiała, że w jakiś sposób czuł się rozczarowany.

Być może dlatego, że nie raz widział go z nosem w telefonie na korytarzu czy przystanku – palec sunący pionowo po ekranie jakby coś przewijał, opuszki wędrujące szybko po klawiaturze, ukradkiem dojrzany przez Yoongiego design znanych portali. Gdzieś istniały konta, gdzie mieszkał prawdziwy Kim Seokjin, ale to nie było to, na które teraz patrzył.

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie próbował go znaleźć. Którejś nocy nie mógł zasnąć i z jakiegoś powodu skończył wpisując jego imię do wyszukiwarki. Istniało wystarczająco dużo osób nazywających się tak samo, by nawet jeśli gdzieś istniał jakiś ślad jego obecności, zgubił się on pod natłokiem niepasujących zdjęć, list ze szkolnymi osiągnięciami i danymi firm rozrzuconych po całym kraju. Nie powinno obchodzić go to na tyle, by zarywał noc.

Być może powinien był przejrzeć w pierwszej kolejności konta, które zablokował przez te wszystkie lata na Twitterze. Seokjin był typem osoby, której posty wkurwiłyby go wystarczająco, by nie chciał ich już widzieć nigdy więcej.

Powinien przestać zachowywać się przeciwnie do tego, co chciał osiągnąć. Czy nie obiecał sobie, że wyleczy się z tego zauroczenia jak najszybciej?

Yoongi leżał na łóżku, myślał o tym, że w najbliższą środę muszą zacząć robić projekt i czuł, że nie da rady. Wcześniej czy później znowu palnie jakieś dwuznaczne głupstwo i tym razem Seokjin przejrzy go na wylot, wyda go przed Jungkookiem, wystawi go do wiatru w połowie semestru. Musi nauczyć się lepiej kontrolować – to nie była już dłużej kwestia kontaktów towarzyskich, a jego przyszłej kariery zawodowej.

Zależało mu na tym projekcie bardziej, niż był w stanie przyznać głośno.

Gdyby tak był najlepszy i dostał ten staż, wyrwałby się do stolicy i choć na kilka miesięcy zasmakował innego życia. Zarobiłby własne pieniądze, w dodatku na czymś, co jego rodzina po cichu uważała za „stratę czasu": no bo co to właściwie za studia, gdzie on znajdzie po tym pracę, czy z tego można wyżyć? Udowodniłby im wszystkim, całej tej zapyziałej wsi, która poczuwała się do tego, by wtrącać swoje trzy grosze i zawsze wiedziała lepiej, że to było coś warte. Yoongi niby wiedział, że nie powinien przejmować się opiniami innych, ale pod koniec dnia i tak czuł, że echo ich słów rozsiewa wątpliwości w jego głowie. Być może przede wszystkim chciał udowodnić to samemu sobie. Nie mógł zaprzepaścić takiej okazji.

Cześć. Miałem przesłać ci adres...

Yoongi patrzył na kolejne powiadomienia rozświetlające mu ekran, słowa wibrujące w jego zimnej dłoni. Poczekał, aż telefon się uspokoi i dopiero wtedy odczytał wiadomości. Oprócz tego, gdzie mieszkał, były też wskazówki jak dojechać – numer tramwaju, screen ekranu mapy z własnoręcznie narysowaną strzałką wskazującą na jeden z bloków. To tam teraz siedział i czekał na jego odpowiedź. To tam Yoongi będzie przechodził trening silnej woli, pocąc się jak Jungkook na karimacie w niedzielne poranki.

Yoongi mógł złościć się na niego ile dusza zapragnie, ale czy to nie tego tak naprawdę chciał?

Wystukał lakoniczną odpowiedź, przed wysłaniem usuwając niechcący dodaną uśmiechniętą emotikonę.

* * *

Mieszkanie Seokjina pachniało dobrze – to była pierwsza rzecz, którą Yoongi zauważył po wejściu przez próg. Przeważała woń jego perfum – zapewne zasługa wieszaka pełnego ubrań znajdującego się zaraz przy drzwiach – nuta świeżości, lekko drzewna i słodka, ta sama, która jak powiew leśnego wiatru uderzała go przy każdym minięciu go na korytarzu. Był jednak również inny zapach: mieszanka domowego jedzenia i świeżo położonego parkietu, mnóstwo drobniejszych, które razem tworzyły niepowtarzalną woń żyjącego domu.

Jeśli w tamto przedpołudnie, kiedy spotkał go po raz pierwszy w parku, wyobrażał sobie jakiś zapach otaczający go, to było właśnie coś podobnego. Przestrzeń, w której żył Seokjin, pachniała jak jego uśmiechnięta postać klęcząca na pokrytej liśćmi trawie, jak promienie słońca opadające na jego twarz, jak pierwsze, wyidealizowane wrażenie.

Może dlatego w momencie, gdy Seokjin wpuścił go do środka, Yoongi poczuł się nagle wyjątkowo spokojny. Zbyt spokojny, wnioskując po ilości stresu, która nawarstwiała się w nim od zeszłego tygodnia – dziesiątki ale, co jeśli oraz gdyby, teraz zastąpione jedynie myślą, że czuje się tutaj w porządku. Czy to był dobry znak, czy też nie, Yoongi będzie musiał przemyśleć to później.

Rzeczywisty Seokjin nie sprawiał, że Yoongi czuł się bezpiecznie; to była tylko iluzja, tylko kamuflaż, syreni śpiew na środku głębokiego morza, a on dawał się na to nabrać. Tylko że Yoongi nie mógł sobie teraz pozwolić na roztrzęsione dłonie ani na oddech uwięziony w gardle – musiał zrobić zdjęcia, w których nie będzie czuć jego niepewności ani strachu.

„Okej, stań tam, ustawię lepsze światło," oznajmił spokojnie, prowadząc go gestem dłoni na przeciwległy koniec pokoju, gdzie do karnisza pod sufitem zaczepiono białe prześcieradło. Seokjin posłusznie stanął w wyznaczonym miejscu, założył dłonie za plecy, przestąpił z nogi na nogę. Yoongi podłożył pudełko pod jedną z lamp, tak aby zimno-niebieska poświata padała na wysokości jego twarzy i bez słowa wrócił do aparatu, chowając się za obiektywem.

Tak jak uzgodnili w cukierni, głównym założeniem ich projektu miał być minimalizm – tylko Seokjin oraz jego gra aktorska, białe tło oraz czarne ubrania: opięte getry oraz luźna koszula z aksamitnego materiału, które pomimo swojej prostoty przekazywały to, co powinny; chłopak nie potrzebował żadnych efektów specjalnych – był specjalny sam w sobie. Yoongi wiedział to od samego początku.

„Mogę już zaczynać?" zapytał Seokjin, zerkając niepewnie w wycelowany w niego obiektyw.

Yoongi jeszcze przez chwilę ustawiał aparat, po czym wreszcie pokiwał głową. Seokjin zamknął oczy, raz westchnął, jakby stawiając granicę między prawdziwym sobą, a mieszkającym w nim aktorem, po czym wybuchł.

Dzisiejszym tematem była złość.

Yoongi szybko ją poczuł – gorzką i brzydką, wylewającą się z niego jak żółć z chorego w konwulsjach, jak wściekłe zwierzę miotające się po klatce. Seokjin chodził i krzyczał, uderzał pięściami w tkaninę i klął, miał w oczach ogień oraz łzy. I Yoongi nie był pewny, czy on sam jeszcze oddycha, czy tylko w transie podąża za nim i fotografuje, na równi oczarowany i przerażony, jakby lada moment granica między grą, a prawdą miała się zatrzeć, a wtedy kto wie, może rzuci się na niego z pięściami i zatłucze go w amoku na śmierć.

„Chyba to mamy," odezwał się po kilku minutach i odsunął aparat od twarzy. Seokjin zatrzymał się i ucichł, po czym zaczął wycierać pot z szyi wierzchem dłoni, wciąż oddychając płytko, roztrzęsiony i czerwony. Cisza w pokoju dzwoniła Yoongiemu w uszach – złapał spojrzenie Seokjina, zdając sobie sprawę, że serce wali mu w piersi w alarmującym tempie, pompując w jego organizm zupełnie nową substancję, krew o zmienionym składzie, z domieszką czegoś uzależniającego. Seokjin nie przerwał kontaktu wzrokowego, jeszcze nie – w jego oczach nie było dłużej złości, jedynie nieco wilgoci oraz niepewności, może nawet zagubienia. „Dobra robota, naprawdę. To było..." Nie palnij głupstwa, patrz na słowa, nie spoufalaj się. „Profesjonalne."

Seokjin zaśmiał się cicho, ale uśmiech nie dosięgnął do jego oczu, które odwrócił w inną stronę w tym samym momencie.

Czy zrobił coś nie tak?

Yoongi zrobił grymas, odłożył aparat na kanapę i wyłączywszy reflektor, odłożył go pod ścianę razem z pudełkiem. Kiedy znów spojrzał na Seokjina, ten stawał właśnie na palcach, próbując odczepić prześcieradło od karnisza. Materiał jego koszuli uniósł się do góry i odsłonił subtelną krągłość jego pośladków, dwa perfekcyjne łuki wykreślone cyrklem samej Afrodyty, zderzenie sztuki muzealnej z użytkową, dla której Yoongi mógłby wymyślić nieskończoną ilość zastosowań. Ponad gumką getrów fragment skóry jego chudziutkiej talii, wyglądającej na tak gładką i miękką; gdyby tylko mógł-

Miał o tym nie myśleć, miał to stłumić.

Gdyby mógł dotknąć jej tylko raz, mógłby potem umrzeć, na poważnie. Zaryzykowałby to wszystko dla zaciśnięcia swojej dłoni na jednym z jego wypiętych pośladków.

„Obejrzymy teraz zdjęcia?" zapytał Seokjin, wciąż odwrócony do niego tyłem, w jednej ręce naręcze prześcieradła, druga mocująca się z ostatnim uchwytem. „Chyba, że ci się śpieszy do domu, to wiesz, nie ma problemu. Wyślesz mi później przez internet."

Yoongi spojrzał na zegarek – dochodziła dziewiętnasta. Miał do dokończenia jeszcze jedną rzecz na uczelnię, musiał zajść do spożywczego po coś na śniadanie... Doliczyć do tego czas na powrót do akademika, piętnaście minut tramwajem, plus oczekiwanie...

Seokjin odwrócił się i ich oczy znów się spotkały, niewidoczna igła wbijająca w jego serce dodatkową dawkę tego czegoś i elektryzujący przypływ ciepła zaraz po tym. To była tylko część projektu, prawda? Nie chodziło mu przecież o to, by spędzić z nim więcej czasu na osobności.

To byłoby wyjątkowo nieodpowiedzialne i autodestrukcyjne.

„Nie, powinniśmy obejrzeć," zdecydował. Seokjin pokiwał głową i mamrocząc coś o tym, że idzie się przebrać, zniknął w łazience. Yoongi usiadł na środku kanapy i dla rozproszenia myśli, rozejrzał się po wnętrzu.

Seokjin mieszkał w studio na pierwszym piętrze i z tego, co Yoongi wywnioskował, robił to sam. Gdyby miał współlokatora, musiałby on spać razem z nim na zajmowanej właśnie przez niego kanapie, jako że nie było tu żadnego innego łóżka. Kanapa wyglądała na rozkładaną i wystarczająco wygodną do snu. Naprzeciwko niej stał wielki telewizor, po prawej stronie znajdował się segment kuchenny i dalej przedpokój: tam drzwi do łazienki oraz niewidoczne stąd drzwi wejściowe. Większość półek, wydrążonych w ścianie kwadratowych wnęk, była pusta. Mimo to wnętrze wyglądało tak, jakby włożono w nie masę pieniędzy; od zasłon w kolorze fuksji i dopasowanych do nich kolorystycznie poduszek, kończąc na akcesoriach kuchennych. Jedynym elementem, który nie wyglądał na nowy, była gitara akustyczna oparta o ścianę w najdalszym kącie pokoju. Nigdy nie podejrzewałby go o granie na jakimś instrumencie.

Seokjin wyszedł z łazienki w ciemnych bawełnianych spodenkach, które Yoongi znał z zajęć wf-u oraz luźnym szarym swetrze. Yoongi bez słowa patrzył, jak chłopak usadza się po jego prawej stronie z laptopem na kolanach. Był zbyt blisko, ale jeśli odsunie się na tyle, by nie czuć się przytłoczonym, nie będzie nawet widział dobrze ekranu. Zagryzł wargę, zapadł się mocniej w miękkie siedzenie i skierował myśli na inne tory, na zwierzęta z gospodarstwa jego dziadków, na bieliznę jego babci powiewającą na sznurze przed domem oraz brzydkie plakaty z comic sansem w nagłówku. Podał Seokjinowi przygotowaną wcześniej kartę pamięci i moment później zaczęli oglądać.

„Wyglądają lepiej, niż oczekiwałem," stwierdził Seokjin po zobaczeniu kilku pierwszych ujęć. Yoongi uśmiechnął się lekko, ulga połączona z zawstydzeniem, kiedy Seokjin posłał mu przelotne spojrzenie w tym samym momencie, co on. „Mówię serio, Yoongi. Te zdjęcia są świetne."

„To dlatego, że masz dobrą... ekspresję twarzy," wymamrotał, sięgając dłonią do laptopa, aby przełączyć na kolejne zdjęcie. Seokjin odsunął swoją dłoń i pozwolił mu klikać. „To jest zajebiste, popatrz – wygląda jak kadr z jakiegoś dramatu, i to jak się patrzysz prosto w obiektyw..."

„Bierzemy je na pewno," oznajmił Seokjin, w jego głosie podekscytowanie. „Czekaj, nie przełączaj. Zapiszę numer."

Yoongi nie chciał myśleć o bólu, który rósł pod jego mostkiem przy każdej normalnej interakcji z Seokjinem. Nie chciał zapamiętywać miłych słów, które kierował pod jego adresem, błysku w jego oczach, ledwo słyszalnego śmiechu, tak jakby nie był on wypuszczany z ust dla nikogo poza nim samym. Nie chciał myśleć o momentach komfortowej ciszy, zastygłych klatek wypełnionych jedynie szybszym biciem serca.

Nie chciał tego, ponieważ to kusiło, aby zapomnieć o wszystkim innym. O tych wszystkich powodach, dla których nie powinien nabierać się na złudzenie, że Seokjin mógłby wpasować się w jego wymyślone uniwersum, gdzie pożądanie Yoongiego nie było dla drugiego chłopaka ohydną dewiacją.

Tak jak oglądane właśnie zdjęcia, siedzący obok niego Seokjin był w końcu tylko wynikającą z grzeczności częścią projektu.

„Chcesz herbaty?" zapytał Seokjin, zerkając na niego z góry, spod swojej ciemnej grzywki.

„Nie trzeba," pokręcił głową. „Dawaj następne zdjęcie."

* * *

Yoongi czasem zastanawiał się, czy Seokjin miał co do niego jakieś podejrzenia. Czy nie zauważał tego, jak się przy nim denerwował, i że okazjonalnie przez jego szorstki ton przebijał się inny, pojedyncze wyjąkane słowa oraz nagła miękkość języka, jeśli podczas mówienia spojrzał mu prosto w oczy. To nie zdarzało się zawsze, ale nigdy nie zdarzało się przy kimś innym. Jeśli Seokjin już wiedział, jeszcze nie dał tego po sobie poznać. Yoongi jednak miał nadzieję, że zwyczajnie tego nie zauważał.

Ponieważ teraz, siedząc z Jiminem na korytarzu, Yoongi patrzył, jak Seokjin szarpie się z Taehyungiem w otwartych drzwiach łazienki, nie chcąc zejść mu z drogi. Jak syczy mu coś do ucha i jak Taehyung łapie go za koszulkę, a następnie odpycha go od siebie z impetem, odpowiadając coś przez zaciśnięte zęby. Nagle ręka Seokjina była w powietrzu, ten drugi zrobił unik, a otwarta dłoń trafiła z rozmachem we framugę na wysokości głowy. Taehyung jeszcze raz odepchnął go i tym razem Seokjin ustąpił, pozwalając mu wyjść.

„Powinieneś się leczyć!" krzyknął Taehyung na odchodne. Yoongi spojrzał na Jimina, który tak jak on śledził całe zajście w milczeniu, a potem jeszcze raz na drzwi łazienki – Seokjin wciąż tam stał, masując rękę z grymasem bólu na ustach. Odwrócił wzrok.

„Ktoś tu dostał zasłużoną nauczkę," prychnął.

„Myślałem, że wreszcie się dogadaliście."

„Dogadujemy się, gdy robimy projekt, to wystarczy."

„Ale ty jesteś uparty!" westchnął teatralnie, trącając Yoongiego łokciem w bok. Yoongi obruszył się i ponownie obrócił za siebie – Seokjin już sobie poszedł. Zauważył Jungkooka idącego w ich stronę z trzema kubkami kawy z automatu. „Ale cieszę się, że wreszcie zaczynasz być ze mną szczery-"

„Och, daj spokój. Seokjin to, Seokjin tamto. Co robiłeś w weekend?" zmienił szybko temat, a Jimin przewrócił oczami. „Widziałem twoją relację z soboty, co to za impreza?"

„Nic takiego, kuzyn przyjechał i wyciągnął mnie na kluby."

Jungkook doszedł do nich i usadowił się na ławce obok Jimina, który szybko wyciągnął mu z dłoni dodatkowe kubki. Wręczył jeden Yoongiemu.

„Usłyszałem słowo kluby," wtrącił się Jungkook z konspiracyjną miną. „Coś się szykuje? Idziemy gdzieś?"

Jimin pokręcił głową i powtórzył mu to samo, co Yoongiemu przed chwilą.

„Fajnie. Szkoda, że nie dałeś nam znać," odparł kwaśno.

„Przecież ty i tak spędzasz weekendy u mamusi," zaśmiał się Yoongi.

„I już masz dziewczynę," zawtórował mu Jimin. „Jinsoul puściłaby cię na taki męski wieczór? Wątpię."

„Wisicie mi po trzy złote za kawę," burknął Jungkook. „Nie będę sponsorował zdrajców."

Yoongi wsadził rękę do kieszeni spodni. Po chwili grzebania wyciągnął zaciśniętą dłoń w kierunku swojego współlokatora tylko po to, by gdy ten nadstawił rękę, pokazać mu środkowy palec.

„Zapomnij. Wiem, że podbierasz mi odżywkę."

Jungkook zrobił niewinną minę i zmienił temat na ostatni mecz Ligi Mistrzów, ale Yoongi już go nie słuchał. Gdzieś między tymi wszystkimi żartami przyszedł mu do głowy pewien pomysł, prawdopodobnie głupi, ale...

Chyba już wiedział, gdzie wybierze się w najbliższy weekend.

Yoongi uśmiechnął się do siebie pod nosem i siorbnął łyk wciąż gorącej kawy, na moment ignorując fakt, że przecież był dopiero poniedziałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro