Letters
Ledwie zauważalnie drżące dłonie, chwyciły kopertę, wyjmując z niej, pożółkłe już przez upływ czasu, kartki papieru. Ich cichy szelest sprawił, że na jej usta wpełzł szeroki, lecz nieco smutny uśmiech. Palce obracały je czule, jakby w obawie przed uszkodzeniem, nie tyle samych kartek, co związanych z nimi wspomnień, jak gdyby zamiast papieru pokrytego atramentem były to najdelikatniejsze z motylich skrzydeł.
Bystre oczy z nostalgią sunęły po kolejnych wersach listów, których nadawca najwidoczniej nie zdołał jeszcze wówczas wyćwiczyć swej ręki w pisaniu piórem. Widniały na nich bowiem często kleksy, niejednokrotnie przerobione w najróżniejsze, często komiczne i niezdarnie wykonane rysunki. Widok ów był na tyle urokliwy i budził w sercu tak ciepłe uczucia, że usta same z siebie wydały cichutki, krótki chichot.
Chwilowe rozbawienie, stłumił zaraz kolejny przypływ poważniejszych myśli, kurcząc niemal do minimum widniejący na twarzy uśmiech. Oczy mimowolnie przymknęły się, gdy zgrabne dłonie dziewczyny, zdecydowanymi ruchami schowały owe wspomnienia do odpowiednich kopert i przewiązały wstążką, by potem powoli ułożyć je na swoim miejscu, w szufladzie białego, drewnianego biurka.
Z ust kobiety uleciało lekkie westchnienie, kiedy jej wzrok wędrował po tej skarbnicy najrozmaitszych wspomnień i mających znaczenie głównie sentymentalne, '' przydasiów''. W ślad za rozmarzonym wzrokiem podążały opuszki palców, które sunęły badając jak najrzetelniej każdy napotkany drobiazg - od zwykłych biletów z podróży dużych i małych przez pozornie porozrzucane w chaosie pojedyncze kartki i notatniki pełne jej własnej poezji, drobne upominki od osób tak bliskich jej sercu i których najprawdopodobniej już nigdy nie ujrzy ponownie aż do stosu kopert, przewiązanych aksamitną, uroczą tasiemką.
Te ostatnie jak i ogólnie cała zawartość owej szuflady, zawsze budziły w niej skrajne, a jednocześnie tak samo silnie oddziałujące emocje. Nie inaczej było w tamtej chwili.
Niezwykłe rozczulenie na widok czułych, zabawnych lub infantylnych sformułowań, towarzyszące sercu uczucie ciepła i radości na myśl o tym, że mogli znaleźć się w jej zwykłym, szarym życiu tacy ludzie, którzy nadali mu odrobiny magicznej wyjątkowości, ustępowało siłą tylko przemożnemu smutkowi, uczuciu żalu i kłucia w sercu, spowodowanych faktem, że tych ludzi w jej życiu już nie ma.
Dość gwałtownym i zdecydowanym ruchem, dłonie zasunęły szufladę, a cała, choć niewysoka postać podniosła się z krzesła i pewnym krokiem sunęła w stronę dużego okna, świadomie ignorując piekące w oczach łzy, które tak rozpaczliwie probowały się z nich wydostać i zrosić swym słonym smakiem, rumieniące się policzki.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca, muskały jej skórę, dając przyjemne uczucie ciepła i poczucie pewnej miary bezpieczeństwa.
I sama już nie wiedziała czy gorzej całe swoje życie spędzić w samotności, nigdy nie rozwijając w sobie przywiązania i miłości do drugiej osoby, czy zakosztowawszy tego wszystkiego, z miażdżącym bólem serca patrzeć jak, jedna po drugiej, te osoby znikają bezpowrotnie z naszego życia, czyniąc w nim wyrwę i zostawiając z nieuchronnym poczuciem wewnętrznej pustki.
Wypuściła całą zawartość płuc z lekkim świstem a wzrok powędrował po malowniczym pejzażu, skąpanym w złocistych i lekko różowych promieniach, ledwo już widocznej słonecznej tarczy.
Uśmiechnęła się do swoich myśli. Koniec końcow jednak pewne uczucie zawsze wygrywało w tej walce między radoscią a rozgoryczeniem - wdzięczność.
Za to, że chociaż krótkie, w jej życiu zdarzyły się te chwile, istnieli ci ludzie. Skąd przecież może wiedzieć czy były one ostatnimi?
Bo kto powiedział, że samotnie stojąca w oknie postać, ubrana w ciepły sweter i patrząca z nadzieją w stronę zachodzącego słońca, musi być świetnym motywem na zakończenie?
Ona już wiedziała. To nie był koniec. To dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro