Rozdział 1
*Ace*
Wspinał się powoli po schodach,powoli oddychając i stawiając coraz powolniejsze kroki.Nie pozwalał sobie na jaki kolwiek odgłos.Uchylił lekko drzwi pokoju Kyugie'go.
-Hej....Co jest?
-Odejdź,proszę.....
-Odejdę jak powiesz mi co się stało.
Po chwili Ace poczuł papier w dłoniach.To był list.
Paniczu dworu Roshenheart,
wiem,że nie powinienem przekazywać tej wiadomości w ten sposób,ale niestety nie mam innego wyjścia.
Hrabia,czyli Panicza ojciec wraz z matką jakby to ująć....zginęli na froncie podczas drogi do Francuskiego ambasadora.Ta tragedia pewnie Cię załamie....Składam moje najszczersze kondolencje.Jeżeli Panicz bedzie chciał zjawic się w rezydencji będę czekał gotowy by Twą godność powitać.
Jeszcze raz składam kondolencje.
~William Reys Lokaj dworu Roshenheart.
-Kyugi nie wiedziałem.....
-A skąd miałeś wiedzieć idioto!?Dobra,nieważne.....
Po tych słowach Kyugi wybuchł płaczem.
-No już.Nie płacz.Pomysl pozytywnie.
-A jak mam to zrobić?-Spytał glupawo-Zrozum,nie wszystko da się naprawić i myśleć o tym pozytywnie.Z czego mam się cieszyć!?
-Nie chodzi o to....
-A o co!? Właśnie zapronowales,że mam się cieszyć ze śmierci mojej rodziny!
-Chodzi mi o to żebyś nie myślał o nich jak o zmarłych,idioto.
Kyugi ochlonal trochę.
-Cóż.Może to i sposób,ale napewno marny-Jeknal.
-Czyli jedziesz tam?-Ace wygniatal opuszkami palców list napisany estetycznym,przekrzywionym pismem.
-Tak.Jutro.
-A więc przyda ci się cos do jedzenia!!-Krzyknal entuzjastycznie Ace.
-Och proszę zamknij się,bo dostanę zaraz migreny...
Ace przewrócił oczami i wybrał się do kuchni.
Kyugi zaś wziął kilka tabletek i podrapal się po bialej skroni.
*Kolejnego dnia*
Kyugi stał w za długim,czarnym płaszczu na stacji kolejowej.Powiewający wiatr mierzwił włosy i płaszcz,odsłaniając gdzie niegdzie brązowe,skórzane buty.Chłopak podniósł ciężką walizkę,a wyglądał jakby poniesienie jej sprawiało mu wielką trudnosć i ruszył do pociągu.Odwrócił się w stronę Ace'a i skinął mu ręką na pożegnanie.Blondyn zaś pomachał mu pełną krasą,uśmiechając się.
-Powodzenia!-Krzyknął!
-Dziękuję...-Kyugi szepnął to tak cicho,że nie miał pewności czy blondyn aby napewno go usłyszał.Jednak nie myślał o tym długo,bo już odjeżdżał ze stacji i ruszał coraz dalej i dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro