26
- Nie no, ratujmy ich – krzyknął Morro. – No , dobra ale jak , smokiem do nich nie da się zbliżyć – powiedział Kai.- Nie dało ,bo Diaxy nie chciała , ale teraz się uda- powiedział Morro. Nagle przepchała się przez nich Lilia i mocą wiatru starała się ich uratować. – A co ty robisz ?-zapytał się Jay. – A jak ci się wydaje ratuje ich nie widać – powiedziała Lilia. Morro nic nie mówiąc wysunął rękę i użył wiatru by pomóc dla Lilii. – Mocniej , mocniej – krzyczał Morro. – Już nie dam rady , robię wiatr najmocniej jak potrafię – powiedziała Lilia. Tylko że w tym momencie ziemia pod nimi zaczęła pękać. – O kurde , i co teraz ?-zapytał się Kai. Morro nic nie powiedział i stworzył swojego smoka i poleciał aby ich ratować. Udało mu się dolecieć i w ostatniej chwili ich złapać. Po czym wylądował i położył ich na trawę. Jego smok znikł, podszedł do Lloyda. Chwyciło za rękę i nagle na jego twarzy zagościł uśmiech. Lloyd zaczął się budzić. – Co się stało ?-zapytał, ale po chwili już wiedział co się stało. – O rany Diaxy !!!!!- krzyknął. Po czym wstał i ledwo chodząc podszedł do niej - Diaxy , błagam obudź się - krzyczał. Ona nie reagowała. Lekko Ją podniósł i pocałował . Od razu otworzyła oczy.- L-Lloyd , ale jak Ty żyjesz , skoro , umarłeś na moich rękach ?-zapytała zaskoczona .- To dzięki twoim kryształowemu bandażowi tylko żyje te kryształy co w nich były , wnikły do mojego ciała i je uzdrowiły - powiedział i pomógł jej wstać. - A ja chciałam nas zabić , z tego bólu po stracie ciebie - wyżaliła się. - Nie przejmuj się , Morro nas ocalił. - Dzięki Morro....Aaaa- krzyknęła. - Diaxy co Ci jest ?-zapytał się. - Brzuch , mnie boli Aaaa- powiedziała i zaczęła się zwijać z bólu. Chwycił ją na swoje ręce. Ona ręką chwyciła się za brzuch - Który to miesiąc ?-zapytał Lloyd.- 5 , ale dzieciątko ma jeszcze 4 miesiące za nim się urodzi -powiedziała. Nagle .- Aaaa- wydarła się , po czym straciła przytomność.- Diaxy , Diaxy !!!!!- krzyczał Lloyd i jednocześnie Ją szturchał . Ona nie reagowała. – Do cholery co jej jest ?-zapytał się zdenerwowany Lloyd. –Synku nie wiem , ale się uspokój – powiedziała spokojnie Misako. – Zgoda – powiedział. Uspokoił się , tylko że w tym momencie pojawiła się Laverna. – O co ja widzę czyżby twoja ukochana Diaxy , źle się poczuła – zaśmiała się Laverna. – Nic ci do tego – warknął Lloyd. Laverna się wkurzyła i podeszła do niego. Po czym uderzyła go w twarz, z jego nosa poleciała krew. Odepchnęła Lloyda , tak że ten uderzył głową o ziemię. Laverna podeszła do Diaxy , po czym Ją podniosła z ziemi i powiedziała do Lloyda:- Jeśli chcesz Ją odzyskać , to przybądź do mojego pałacu , ale całkiem sam. Jeżeli nie przybędziesz to odeślę ci ją ale w kawałkach , masz być jutro o 18. Po tych słowach zniknęła. Lloyd upadł na kolana i w swojej głowie słyszał tylko jej przeraźliwy śmiech. Zaczął płakać , nagle chwycił się za głowę i jęknął z bólu. Po czym stracił przytomność , z jego oczu leciały łzy....CDN.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro