Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Co to znaczy jeszcze raz?- wtrącił mój ojciec

- Jeśli dzik zostanie, tu na czystej ziemi, rozsieje przeklętą siłę i nie będzie zbyt ciekawie...- Arin podrapal się po swojej krótkiej brodzie i zamyślil się głęboko

- I sugerujesz, że dobrowolnie puszczę moją jedyną córkę do Ciemnego Lasu?!- wrzasnął zachrypniety głos taty.

- Nie- odparł spokojnie Arin - sugeruję, że nikt z mojej armii, ani żaden z twoich synów nie ma szans żeby zanieść dzika na drugi koniec lasu, by spalić dzika w jeziorze zmarłych. Karina wykazała się wielką odpowiedzialnością i siłą - fizyczną, bo bądźmy szczerzy, strzałą, czasem trudno przebić serce człowieka, a co dopiero grubą skurę, zarosnietego demonami dzika. Ba! Skurę, a co dopiero serce. Dlatego w takiej sytuacji wydaje mi się że tylko Karina ma jakiekolwiek szanse, by przejść nawet przez trzy czwarte tego lasu.

- Czy ty myślisz że jak jestem stary to i obrazu głupi?!
- Nie, dlatego Harison wybierze się z Kainą- uśmiechnął się Arin
- Nie ma...
- Tato- czułam że musiałam przerwać ojcu tą wypowiedź. - Jeśli Arin mówi że dam radę to tak będzie, nawet nie będzie tylko tak jest. - złapałem tate za ramiona i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy - Tato, nic mi się nie stanie choćby nie wiem co. O pamiętaj wrócę do domu...- nie chcąc odprowadzić do płaczu u starca odwocilam się i powiedziałam z dumą :
- Zaszczytem dla mnie będzie, jeśli mogę zabrać tego dzika za Ciemny Las.
- Jesteś silna... ona też taka była - powiedział ojciec zza moich pleców. Orietujac się że mówi o mamie uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę.
- Zawsze- wydawało mi się że powiedziałam to z tak promiennym uśmiechem że po policzku taty popłynąła łza. Znowu zmieniłam kierunek widzienia. Teraz przed twarzą pojawił Harison trzymający w rękach dzika.
- To jak? Idziemy?- powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy

Ludzie zaczęli wiwatowac i klaskać, kiedy weszliśmy do lasu wszystko co na zewnątrz zdawało się słuchać jak by przez ścianę. Szliśmy normalnie przez dłuższą chwilę aż weszliśmy w gąszcz traw i niskich suchych drzew. Harison zatrzymał się, a ja razem z nim. upuścił dzika na ziemie i podbiegł do mnie, bo szłam przed chłopakiem.

- Posłuchaj od dawna chciałem ci to powiedzieć...- zbliżył się do mnie, a jego prawa ręka odgarnęła moje kręcone blond włosy - jesteś tak piękna, słodka...- nagle objął mnie mocno, wargi czarnowłosego zbliżyły się do moich, nawet nie zauważyłam że utknęłam w pocałunku. Starałam wyrwać się z uścisku, nawet przechylić głowę nic z tego. W końcu uwolniłam moje ręce i dobrałam się do łuku i wycelowałam strzałą prosto w jego gardło.

- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a kolejną strzałę ubrudzę w czyjeś krwi- szepnęłam, starając wywołać uczucie grozy u mężczyzny, jednak on i ja wiedzieliśmy że to ja boję się bardziej, a Harison jednym uderzeniem może zniszczyć bron i połamać ją jak patyczek.

Drżałam ze strachu coraz bardziej napinając cięciwę z każdym ruchem mężczyzny, aż poszedł po dzika i rzucił tuż przede mną. Oddalając się powiedział:

- Od miłości nie uciekniesz!

- Idź już dobra!!!- wrzasnęłam cała w strachu. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam dalej starając myśleć tylko o dalszej drodze na koniec lasu...

Mam nadzieje że się podoba :-)

O wszystkich moich błędach poinformujcie mnie w komentarzu :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro