Rozdział 3
Po dłuższej chwili kontaktu wzrokowego bestia ruszyła do przodu. Biegła szeleszcząc kopytami, głośno dysząc. W tej samej chwili wyjęłam z kołczanu trzecią strzałę, naciągnęłam łuk i biegłam prosto na zwierzę. Gdy już słyszałam wyraźnie oddech dzika, w ostatniej chwili rzuciłam się na prawy bok i oddałam strzał. Strzała trafiła prosto w serce bestii.
Zdezorientowana usiadłam, nie rozumiejąc co się wydarzyło. Krin i Helan, także siedzieli, sądzę, że też do nich nie docierało co się stało. Wstałam i pochyliłam się nad umarłym zwierzęciem, nagle z jego paszczy pojawiła się blada zakrwawiana ręka. Przestraszona znowu naciągnęłam łuk i oddałam strzał. Ręka zniknęła we wnętrzu dzika, potem nad ciałem zmarłego zwierzęcia pojawił się dybuk. Demon popatrzył się na mnie i zniknął we mgle.
Krin wykorzystując okazje chwycił za miecz i bił go w dzika
- Zabiliśmy dzika!!- zaczął podskakiwać i drzeć się razem z Helanem. Nie chciałam się kłócić więc zrezygnowana wyciągnęłam strzałę ze zwierzęcia.
Kiedy już wyszliśmy z lasu, na dziedzińcu ustawiona była armia, dowódca armii Arin, król, a na jego ramionach Nathan, a obok swoich domów ludzie gapili się na nas jakbyśmy niewiadomo jakie świństwo zrobili.
- Zabiiśmy dzika!!! Zabiliśmy dzika!!!- darli się Krin i Helan. Szłam za nimi z opuszczoną głową MARZĄC tylko, by ten dzień się skończył, choć nie było nawet dwunastej. Kiedy wyszliśmy na dziedziniec bracia rzucili zwierzę obok fontanny i z zadumom spojrzeli na ojca. Co mówili i jakim tonem nawet nie wspomnę bo to była paplanina bez sęsu.
- Na pewno to wy zabiliście tego demona?- powiedział męski, domośny głos Arina. W sumie to dzięki niemu nauczyłam się walczyć i strzelać z łuku. Normalnie Arin nie mógł by nas uczyć, bo jestem dziewczyną, ale kiedyś z Grindą jak miałam 7 lat ptezbralysmy sie za chłopaków i o dziwo nikt się nie zorientował, przez dwa lata!
Wracając do sytuacji, Arin wyraźnie przyglądał się zmarłej bestii i z nowy mruknął:
- To nie byli oni...- w końcu podszedł do ojca, który gatulowal Krin'owi i Helen'owi.
-Przepraszam, że ptezszkaszam w świętowaniu, wasza królewska mość, ale obawiam się że to nie oni zabili tego dzika.
- Skąd takie ostarzenia, Arinie?- oburzł się tata.
- Wydaje mi się, że twoi synowie nie umieją strzelać z łuku- mówiąc to wyjął góry strzały który utkwil w zwierzęciu. Serce zaczęło mi bić zaraz szybciej i poczułam że oczy przekroczyły normalną barierę otwierania się.- Wydaje mi się , jestem wręcz przekonany, że Karina dokonała tego czynu.- Mówiąc słowa "Karina" spojrzał się na mnie, a jego brwi uniosły się wysoko, jakby po prostu to wiedział. Dłuższa cisza zmusiła mnie do jakiej kolwiek odpowiedzi, tym bardziej, że Arin, patrzył się na mnie tak, jak bym musiała przyznać się do winy. W końcu westchnęłam i zamknęłam oczy.
- Tak to ja zabiłam dzika, ale zrobiłam to, żeby ratować Nathana i i i własne życie i...- głos złamał mi się w tej chwili. Chciałam tylko płakać albo najlepiej zapaść się pod ziemie.
- Ojojoj- Arin poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę bestii- Wykazał się wielką odwagą, ale obawiam się, że to ryzyko będziesz musiała podjąć to ryzyko jeszcze raz...
O wszystkich moich błędach, poinformujcie mnie w komentarzach :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro