Rozdział 2
Nie przez przypadek nazywa się ten las Ciemnym Lasem. Przed laty rada króli trzech ras: Elfowie, Magowie i ludzie ustalili że las z każdej ze stron będzie broniła magiczna bariera, która zamknie w nim wszystkie demony, potwory i inne opętane zwierzęta.
Chwycilam szybko łuk i spiralnymi schodami, pobiegłam na dół, modląc się żeby tylko nie przekroczyli muru.
-Ale ja nie chce!- zapierał się mały
-Powiedziałem, że każdy chłopiec musi stać się mężczyzna, a teraz twoja kolej -Krin'owi strasznie plątał się język.
Dobieglam kiedy byli przy końcu drogi.
-Co wy wyprawicie?!- zawołałam. Starałam się być stanowcza.
- Nie wtrącaj się suko, bo ci zaraz tą bohaterskość z głowy wybije!- Helan spojrzał na mnie, będąc gotowym do walki
- Słuchaj, zabieram małego z powrotem do domu! - popatrzyłam na brata, który ledwo trzymał się na nogach
- Niech mały sam zdecyduje - wtrącił się Krin - No to jak, idziesz z prawdziwymi mężczyznami, czy zostajesz z babą- po tych słowach zaśmiał się swoim grubym, donośnym głosem. Nathan stał bez ruchu, przestraszony krzykami pijanych ludzi nie był w stanie powiedzieć co kolwiek. Próbowałam zareagować w jaki kolwiek sposób, ale wiedziałam, że w pojedynkę nie mogę przeciwstawić się dwóm prawie dorosłym bracią, więc popatrzyłam na braciszka i uśmiechnęłam się.
Weszliśmy do lasu, wokół unosiła się czarna, gęsta mgła, a pod nogami szeleściły uschłe liście i zwiędłe kwiaty. Nagle Krin przyczepił się do drzewa jak magnez, ciągnąc za sobą Nathana. Ja, która dotychczas szłam z tyłu, poczułam niepokój, posunęłam się w bok nasłuchując, co szepcze mój brat. Złapał Nathana za ramiona i powiedział:
- Widzisz? Tam, za krzakiem? To dzik na pewno opętany, spójrz na te wypełnione krwią oczy i te kły.
Braciszek bał się coraz bardziej. Jego duże błękitne oczy, patrzyły się na ogromną bestię, a małe usta otwierały się coraz szerzej, będąc gotowe do krzyku. Helan, widząc że dziecko zaraz zacznie krzyczeć, podbiegł do malca i zatkał mu usta. Mój najstarszy brat powoli zdjął ręce z ramion Nathana i ze skórzanej pochwy wyjął długi, połyskujący miecz. Jedna ręką odwrócił chłopca i powiedział:
- No, to teraz pokarzesz na co cię stać! Podejdź do tego dzika i wbij mu ten miecz prosto w serce - Nathan pokręcił głową, w tedy Krin pociągnął za jego małą rączkę i położył mu broń na dłoni. Malec zachwiał się pod ciężarem stalowego przedmiotu, więc Helan kopnął go, by stanął na przeciwko bestii.
Nathan, ciągnąc miecz za sobą stawiał małe kroczki, po jego okrągłych policzkach płynęły łzy. W tamtej chwili, gdy podbiegałam do braciszka jedną ręką dobrałam się do łuku, a drugą do strzały, popchnęłam Nathana i tej chwili puściłam strzałę. Pudło.
- Cofnij się!- wrzasnęłam do małego, a on upuścił miecz i uciekł w stronę powrotną. Patrząc w krwiste oczy bestii, wyjęłam z kołczanu kolejną strzałę, naciągnęłam łuk i oddałam strzał. trawiłam prosto w prawe oko dzika. Bestia zawyła niemiłosiernie i oddaliła się trochę, a za sobą pociągnęła strumień czarnej krwi. Zwierzę odwróciło się i spojrzało prosto na mnie. Patrzyło się z nienawiścią i chęcią zemsty, jakby żadne uczucia: strach, miłość, szczęście nie istniały, tylko gniew, nieopanowany gniew.
To koniec drugiego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro