Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Kilka tygodni później...

Lady Charlotte

"Najdroższa Charlotte

Z wielką radością pragnę Cię poinformować, że już wkrótce się spotkamy. Mam nadzieję, że nasze spotkanie sprawi ci tyle radości, ile mnie sprawia sama myśl o nim..."

Nie miałam siły czytać dalszej części listu. Czułam się okropnie, co było najpewniej zmianą pogody. Raz pięknie świeciło w słońce, chwilę później padał śnieg.

- Prawdę mówiąc, zaczynam się martwić, Lady Charlotte. - Mówił, król gdy szłam z nim pod ramię po zamkowych ogrodach.

- W czym rzecz, wasza wysokość?

- Widzę, że nie czujesz się najlepiej.

- To nic takiego, zapewniam. Za ile dni przyjeżdża matka?

- Za około tydzień.

- Obiecaj mi tylko. - Zaczęłam, łapiąc jego dłoń i patrząc na króla. - Nie pozwolisz na mój wyjazd do Anglii.

- Na serio chcesz tu zostać. Dlaczego?

Dlaczego? Co mam powiedzieć? Że mam tu męża? Jestem w ciąży, a James'owi nawet nie mam odwagi powiedzieć, że będzie ojcem?

- Francja jest moim domem. Nie Anglia, nie Szkocja czy nawet Nawarra.

- Obiecuję, Lady Charlotte.

***

Wieczorami, gdy już zostawałam sama starałam się mocno uciskać brzuch. Nawet go okładałam. Nie chciałam tego dziecka. Najpewniej zaraz po urodzeniu zostałoby mi zabrane i zostało wychowane tak jak ja, z dala od zewnętrznego świata.

- Boże, proszę... Weź te dziecko ode mnie.

Mówiłam z łamiącym się głosem.

- Charlie przestań, Charlie...

Usłyszałam nagle głos i poczułam jak nagle ktoś mnie silnie do siebie przytula.

- Puść mnie, proszę. - Nalegałam, próbując się wyrwać.

***

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Pytał mój mąż, gdy usiadliśmy przy stole w salonie do przyjmowania gości, których co śmieszne u mnie niemal nie było.

- Co miałam ci powiedzieć?

- Nie chcę tego dziecka. - Oznajmiłam najszczerszej, na co złapał mnie mocno za nadgarstki.

- To jest też moje dziecko i też będę o nim decydować. Nie zapominaj o tym, Charlie.

- Jak niby chcesz je wychować? Ja będę zamknięta tu, a ty swobodnie chodził po dworze. Rzeczywiście, perfekcyjna rodzina.

Stwiedziłam sarkastycznie.

- Daj mi tydzień, proszę. - Prosił, puszczając moje nadgarstki. - Jeśli dalej nie chcesz tego dziecka, rozumiem. Pamiętaj jednak, że to mi obiecałaś posłuszeństwo, Charlotte.

- James, proszę cię, nie zaczynaj.

***

Kilka dni później na dwór przybył mój kuzyn Henryk. Domyślałam się również w jakim celu przybył do Francji, zresztą sprawę postawił jasno już kilka miesięcy wcześniej.

- Wiesz dlaczego się widzimy, prawda?

- Miałam nadzieję, że odpuścisz.

Przyznałam, gdy siedzieliśmy w moim salonie.

- W życiu, za długo na to czekałem, aby teraz odpuścić. Poza tym złożyłem obietnicę ojcu przed jego śmiercią.

Wiedziałam, że nie odpuści, a na swoją obronę nie miałam nic. Nie mogłam przecież mu powiedzieć, że jestem mężatką. Boje się pomyśleć w jaką wpadłby furie.

- Przecież nawet mnie nie kochasz. Jak możesz pragnąć zostać moim mężem?

- Ah... najdroższa Charlotte. - Westchnął, a następnie podniósł wzrok na mnie. - Ja potrzebuję potomków, a ty wolności. Myślę, że możemy sobie dać to wzajemnie. Królowa, którą wybiorę powinna być wierna królowi, a ty taką będziesz.

- Co z twoim szczęściem? Związek bez uczucia będzie nijaki. - Spytałam, na co uśmiechnął się do mnie wymownie, a ja w jednej chwili zrozumiałam przesłanie. - Ty będziesz szczęśliwy, czyż nie?

- Królowie mogą sobie pozwolić na więcej wolności niż królowe. - Wyjaśnił, wstając. Otwierał już drzwi, chcąc opuścić moje komnaty, na co przystanął. - Przywykniesz, Charlotte.

Nie mogłam sobie pozwolić na to, aby Henryk coraz to mocniej naciskał na te małżeństwo. Wkrótce uda się do Franciszka i wyjawi mu swoje plany. Zatem muszę działać zanim to zrobi. Muszę wezwać tu w tajemnicy mojego przyrodniego brata, Antoniego.

***

Tydzień później...

Tak bardzo się bałam zobaczyć matki. Widziałam ją na tylu obrazach jednak te nie mogły odzwierciedlić rzeczywistości, a podobno Maria za młodu była jedną z najpiękniejszych monarchów Europy. Nie można powiedzieć tego samego o mnie w tej chwili, zamiast onieśmielać urodą, czułam się jak nic. Bezwartościowy przedmiot. Mdłości jakie miałam wcale nie przechodziły, a wręcz przeciwnie nasilały się z każdym dniem. Dwórki z samego rana ubrały mnie w niebieską suknię ze złotymi zdobieniami. Prawda jest taka, że nie mogłam spać i czekałam na moment kulminacyjny tych setek listów, które dostałam przez ostatnie lata.

- Lady Charlotte. - Usłyszałam głos króla, który dobiegał z pokoju gościnnego.

- Więc to czas. - Szepnęłam, biorąc głęboki wdech i wstając z drewnianego krzesła.

Koło Franciszka stała kobieta w długiej czerwonej suknii, była mojego wzrostu. Na jej twarzy widziałam sporą ilość zmarszczek, ogólnie wydawała się zmęczona życiem. Zauważyła kręcące się w jej oczach łzy.

- Tak dobrze cię wreszcie widzieć.

Powiedziała, biorąc mnie w swoje ramiona. Jednak ja nie potrafiłam odwzajemnić gestu, była dla mnie obcą osoba. W prawdzie ja dla niej też. Być może zabrzmi to dziwnie, ale tylko mnie urodziła.

- Usiądźmy.

Zaproponowałam, chociaż wcale nie powinnam tego robić jako pierwsza. Jednak z moim samopoczuciem nie było najlepiej, więc poprawność dyplomatyczna to ostatnio o czym myślałam. Franciszek dyskretnie nas zostawił, a to co później się stało było dość krępujące. Wpatrywałyśmy się w siebie przez dłuższy czas w milczeniu.

- Rozmawiał z tobą Henryk? - przerwała te zmowe ciszy.

- Rozmawiał i skłonna jestem o stwierdzenie, że doskonale wiesz o czym.

Stwierdziłam, na co skinęła głową, a następnie wbiła wzrok w moje dłonie i dotknęła ich.

- To jest dla ciebie szansa, Charlotte. Dlaczego ją tak łatwo odrzucasz?

- Ponieważ nie widzę siebie u boku Henryka na nawarrskim tronie.

- Rozumiem, że masz aspiracje do większych królestw, ale...

- Nic nie rozumiesz! - Krzyknęłam, wstając i po chwili odwracając się do matki. - Po to tu przybyłaś, prawda?! Aby przekonać mnie do małżeństwa z Henrykiem! Jeśli jest tak jak mówię to równie dobrze możesz wrócić do Szkocji!

- Cha...

- Nie chcę królestwa! Króla! Czy jakiegokolwiek tronu! Jedyne co pragnę to szczęście, którego mój najdroższy kuzyn mi nie da. - Mówiłam, chodząc po pokoju to w jedną, to w drugą.

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął francuski król. Wyraźnie był zaniepokojony wrzaskami, dobirgajacymi z komnaty. Milczał.

- Księżniczki muszą się poświęcać.

Próbowała matka.

- Rzecz w tym, że nie jestem księżniczką, a z dobroci serca tego tutaj króla, jestem Lady Charlotte.

- Myślę, że powinniście przerwać te rozmowę na teraz. - Przerwał nam Franciszek, po czym zwrócił się tylko do mnie. - Myśleliśmy, że powinnaś kogoś poznać.

Król spojrzał w miejsce przed wejściem do moich komnat, zatem nie widziałam na kogo patrzy. Po chwili do salonu wszedł James, a ja czułam jak serce mi przyśpiesza. Jego twarz wyglądała też jakoś inaczej, był zmartwiony, a nie uśmiechnięty jak zawsze.

- To twój przyrodni brat, James. Syn mój i Franciszka.

Wyjaśniła matka, gdy usiadłam na krześle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro