Rozdział 13
Lady Charlotte
Król Franciszek chory? Niemożliwe, gdy wyjeżdżałam z zamku był okazem zdrowia. Jest w ogóle możliwe, aby tak zapadł na zdrowiu podczas kilkunastu godzin?
- Edward! - Krzyknęłam, wchodząc na korytarz rezydencji królewskiej.
- Charlotte, nie wypłynęłaś jeszcze?
- Zawrócono mnie. Co z Królem?
- Nie jest najlepiej, książę James przy nim jest.
- James?
Byłam zaskoczona jak dotarł tu tak szybko. W końcu mieliśmy do pokonania jedną drogę. Różnca w tym taka, że ja ze sobą miałam cały tabun ludzi.
- Jest następcą tronu, kto wie czy nie królem wkrótce.
- Edwardzie! - Ofukałam go.
- Trzeba być godowym na najgorsze.
Przyznał, a mi aż pocięmniało przed oczami, przez co podparłam się o ścianę.
- Dobrze się czujesz? - Spytałam, gdy wziął mnie za dłoń i złapał w talii.
- Tak. - Kiwnęłam głową. - Tylko troszkę tu duszno.
Przyznałam, lekko się uśmiechając do męża, który zaproponował spacer po ogrodach królewskich.
- Ktoś zawiadomił matkę przynajmniej?
- Myślę, że sekretarze Franciszka posłały jej słowo.
- Dobrze, bardzo dobrze. - Westchnęłam, siadając na ławce. - Wciąż jest królową.
- Jesteś pewna, że dobrze się dzisiaj czujesz?
- Jest coś o czym muszę ci powiedzieć. Planowałam to zrobić po powrocie ze Szkocji.
- Brzmi tajemniczo, teraz jestem zaintrygowany. - Przyznał, na co cicho się roześmiałam.
- Spodziewam się dziecka.
Oznajmiłam, na co momentalnie zaniemówił, ale już chwilę później całował moje dłonie.
- Nie sądziłem, że tak szybko się uda. Dlatego się tak źle czujesz?
- To przejściowe. Jeszcze parenaście tygodnii do rozwiązania. - Powiedziałam spoglądając na ludzi, którzy zaczęli biedz w stronę zamku. - Coś się dzieję.
- Odprowadzę cię do komnat i sam się dowiem. - Oznajmił, podając mi dłoń.
- Jestem w ciąży, a nie śmiertelnie chora.
Spojrzałam na męża z politowaniem na twarzy, na co ten założył mi kosmyk włosów za ucho i pocałował w czoło.
- Mimo wszystko, ja się wszystkim zajmę. Chciałbym, abyś teraz odpoczywała.
- No dobrze... i tak teraz nie ma wygram.
Uśmiechnęłam się, aby po chwili zmarzszczyć czoło, czując ból w podbrzuszu.
- To jest właśnie powód, dla którego powinnaś odpoczywać w komnacie.
Stwierdził, gdy weszliśmy na zamkowy korytarz. Nie zdołałam nic odpowiedzieć, gdyż w uszach usłyszałam te jedyne obwieszczenie.
- Zmarł król, niech żyje król! Zmarł król, niech żyje król!
- Co? - Szepnęłam, nierozumiejąc co się dzieję. - Czy...
- Franciszek nie żyje, niech żyje James.
Od razu zaczęłam głębiej oddychać, aby uspokoić myśli. Nie mogę uwierzyć, że tak nagle odszedł. Wcześniej nic na to nie wskazywało. Aaa... może to moja wina? Przeze mnie miał tyle zmartwień przez kilkanaście ostatnich miesięcy. Czy to możliwe, abym zabiła króla? Za królobójstwo karą jest śmierć.
- Proszę, odprowadźcie księżną do komnat i dopilnujcie, aby
wypoczywała. - Prosił Edward moje dwórki, po czym zwrócił się do mnie. - Przyjdę tam za parę chwil.
- Ale James...
- Idź, skarbie. Wszystkim się zajmę.
***
Kilka dni później...
Cały dwór był zabiegany przygotowaniami do pogrzebu króla Franciszka. Rada oficjalnie powołała na króla James'a.
Dwór nosił się na czarno, nawet niedawno przybyła narzeczona mojego pierwszego męża. Jako prawdopodobna przyszła królowa zaczęła panoszyć się po dworze.
- Mówicie, że nasza mała Maggie zaczęła przemeblowywać dwór. - Zwróciłam się do dwórek wyraźnie prześmiewając Włoszkę i zajadąc winogronem, który przybył dzisiejszego ranka z nad Lazurowego Wybrzeża. - Myślę, że trzeba wyprowadzić ją z błędu.
Uznałam, odkładając misę z winogronem na drugą połowę łóżka. Sama z niego wstałam i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi.
- Wasza królewska wysokość. - Jedna z dwórek z imieniem Joanne chciała mnie powstrzymać przed wyjściem. - Książę Edward prosił, abyś Pani odpoczywała w swoich komnatach.
- On zawsze dużo mówi. - Pokręciłam głową. - Czasem po prostu warto posłuchać mnie. Chcę się przejść po ogrodach.
Nie chciałam, aby całym dworem od tej chwili miała zarządzać Gonzaga. Tęskniłam za zmarłym królem, chociaż przez ostatnie kilkanaście miesięcy sprawiłam mu wielki zawód. Za dnia starałam się nie okazywać mojej żałości nad tym, że pewna epoka w moim życiu się skończyła, a razem z nią życie jednego z najokazalszych królów jakich Francja miała.
Na dwór wyszłam ubrana w czerń na oznakę żałoby i od razu natchnęłam się na moją konkurentkę.
- Księżna Orleanu, dawno cię nie widziałam.
- Ze wzajemnością.
Odpowiedziałam, gdy stanęłyśmy na przeciwko siebie.
- Nie pokłonisz się?
- Pokłonić się? - Spytałam z drwiącym uśmiechem. - Przed kim?
- Twoją przyszłą królową.
- Błagam cię, co cię kusi do tych słów?
- Charlotte, słyszałam żeś przy
nadziei! - Znikąd koło mnie pojawiła się królowa matka, która mnie uściskała. - To wspaniała wiadomość w obliczu ostatnich dni.
- Jesteś brzemienna... - Westchnęła Margaret jakby nie spodziewając się tych wieści. - znów?
- Jest taka płodna. - Mówiła zdecydowanie zadowolona Katarzyna. - Dochowają się z Edwardem tuzina dzieci.
- Zobaczymy jak to będzie z tobą, moja droga. - uśmiechnęłam się do niej, widząc z daleka nadchodzącego James'a.
Uśmiechnął się natychmiast, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Księżna Charlie, jak dobrze cię widzieć wypoczętą.
- Wasza królewska mość.
Ukłoniłam się po raz pierwszy nowemu królowi.
- Przestań, jeszcze coś sobie zrobisz. Edward nie byłby zadowolony. - Stwierdził, łapiąc mnie delikatnie za dłoń i nawet nie zwracając uwagi na czerwoną ze złości Włoszke. - Idziesz do ogrodów?
- Tak.
- Zatem ci potowarzysze.
- Ale James mieliśmy... - wcięła się Gonzaga.
- Nie widzisz, że teraz rozmawiam z Księżną Orleanu?
- Ale to ja jestem twoją narzeczoną! Nie ona!
- Ona jest Księżną Orleanu i lepiej, abyś to pamiętała.
Wraz z każdym dniem ogród królewski stawał się coraz piękniejszy ze względu na większe temperatury. Mieliśmy szansę na pobycie w samotności, gdyż James odesłał moje dwórki.
- Jak się miewa nasza najsłodsza Maddie? Obawiam się, że zaniedbałem ją przez ostatnie parę dni.
- Nie masz czym się zadręczać. Jest cała i zdrowa. - Zapewniłam.
- Zdajesz sobie sprawę, że teraz razem z mężem jesteś druga w kolejce do tronu?
- Będziesz miał swojego dziedzica. Nie grozi mi zostanie królową.
- Och, Charlie... zostaniesz królową. Możesz mi wierzyć.
- Jakim sposobem? - spytałam zaskoczona, stając w miejscu.
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, skarbie.
Zapewnił mnie całując w czoło i dotykając brzucha.
- Wuj zadowolony?
- Więcej niż zadowolony.
Westchnęłam ciężko, czując jak mój oddech znów przyśpiesza. Szybko się męczyłam w tej ciąży, nie robiąc właściwie nic.
- Odprowadzę cię do komnat.
- Nie, jeszcze nie... nie wytrzymam kolejnego dnia leżąc w łóżku.
- No dobrze, ale za kwadrans wracamy. Bez żadnych wymówek.
- Niech będzie.
- Wiem, że do koronacji jeszcze sporo czasu, ale chciałbym, abyś szła wraz ze mną w orszaku.
- Nie wiem... Nie wiem czy powinnam.
- I tak cię przekonam.
- Co na to twoja narzeczona? No właśnie! Wciąż narzeczona, czemu nie żona?
- Nie zostanie moją żoną teraz, ani nigdy. Jej rodzina wysłała ją tu zapominajac o jednym.
- Co masz ma myśli? - Spytałam, przechylając głowę.
- Jest jeszcze młoda... i... - Widziałam jak trudno mu to przez gardło przechodzi. - nie ma swoich miesięcznych dolegliwości.
- Och... - Zarumieniłam się lekko. - Rozumiem, chociaż to nieco brutalne.
- Tego wymaga wielka polityka, Charlie. Francja musi wiedzieć, że przyszła królowa potrafi dać dziedzica. I tak się składa... że te kryterium spełniasz.
- Jest tylko jedna przeszkoda. Jestem mężatką.
- To żadna przeszkoda. - Spojrzał na mnie jak na dziecko, które powiedziało coś niedorzecznego.
Wkrótce w towarzystwie brata, króla i męża w jednej osobie wróciłam do swych komnat. Przy stole w tejże komnacie siedziała Królowa Maria, nasza matka. Najwidoczniej przypłynęła ze Szkocji.
- Widzę, że wasza dwójka ma się dobrze.
- Ja mam się dobrze. - przyznał, pomagając mi usiąść na moim wysokim łóżku, po czym zwrócił się dobrze. - Pomogę ci ściągnąć pantofle.
- Więc to, że jesteś w ciąży jest prawdą. Mam nadzieję, że tym razem z Edwardem.
- Mamo! Daj jej spokój! - Krzyknął, na co sama się przelęknęłam.
Nigdy nie słyszałam krzyczącego James'a. Zdziwiło mnie to i nie mogłam się odezwać.
- Świętoszka. - prychnął, poprawiając moje poduszki.
- Jak się śmiesz?! Jestem twoją matką!
- Kim? - Spytał prześmiewczo. - Zostawiłaś nas obojga, Charlie i mnie.
Myślę, że matka nie porzuca własnych dzieci.
- James... - Szepnęłam, na co spojrzał na mnie, a jego twarz na raz zrobiła się łagodniejsza. - Możesz otworzyć parę okien? Duszno tu.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się szczerze, pochodząc do okien.
- Chcesz zadowolić Edwarda dziedzicem?
Spytała matka, jakby niemal przed chwilą nic się nie wydarzyło.
- To trochę bardziej skomplikowane. Nie ważne... - Pokiwałam głową, gdy do komnaty weszła niania wraz z moją ośmiomiesięczną córeczką
Madeleine. - Dziękuję, Dorothey. Możesz nas zostawić, proszę.
Uśmiechnęłam się do kobiety, biorąc moją piękną córeczkę w ramiona. Niesamowite jest to jak bardzo kochał ją Edward. Mimo że nie była chłopcem. Była przepiękną dziewczynką z ciemnymi kręconymi włoskami i niebieskimi jak najpiękniejsze kwiaty francuskiego ogrodo królewskiego.
- A więc to ona... - westchnęła moja matka, podchodząc bliżej.
- Księżniczko Madeleine de Valois poznaj swoją babcie Marię, królową Szkotów. - Powiedziałam.
- Jest taka podobna do was obojgu, gdy byliście mali.
- Oczywiście, że jest! - Usłyszłam głos Edwarda, który nagle wszedł do komnaty, a moje serce w jednej chwili zamarło. - W końcu to nasz kwiatuszek.
Książę Orleanu podszedł mi pocałował mnie w usta, ale nie byłam w stanie odwzajemnić tego pocałunku. Nie teraz. Nie teraz, gdy w kącie komnaty stał James i widział to wszystko. Miałam wrażenie, że czuję te nie miłe uczucie w sercu jeszcze bardziej niż on. Mąż mój jednak zauważył ten brak wzajemności, ale nijak to skomentował.
- Mam nadzieję, że wypoczywasz jak prosiłem. - Spojrzał na mnie wymownie, na co się roześmiałam. - Prosiłem.
- Nie mogę cały dzień siedzieć w komnatach.
- Może chcesz dostać więcej dam dworu do towarzystwa?
- Ależ...
- Mów śmiało, może nasz nowy król James pomoże.
- Chcę trochę więcej rozrywki poza swoimi komnatami.
- No dobrze. - Skinął głową. - myślę, że mogę coś na to zaradzić.
Uśmiechnął się, zmierzając do wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Chciałaś rozrywki, więc muszę działać.
Uśmiechnęłam się w kierunku zamykanych drzwi, ale gdy obróciłam na głowę i spojrzałam na James'a mój uśmiech natychmiast zbladł.
- James... - Szepnęłam.
- Muszę iść, odpoczywaj, proszę.
------------------
Zapraszam do komentowania rozdziału 13 😃
Jak uważacie? Czy młoda Włoszka może być zagrożeniem dla Charlotte na dworze? Czy James ma prawo czuć się zazdrosny względem Charlie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro