Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Lady Charlotte

Rodziłam mojego syna osiemnastą godzinę. Ból nie ustępował, a z jego kolejnymi falami przychodziła chęć wytchnienia i odpoczynku. Po moich komnatach biegały moje dwórki razem z królową matką i jej damami dworu. Oczywiście, nie mogłam zapomnieć o akuszerce. Większość osób widziałam tu po raz pierwszy. Albo może znałam je? Nie mam pojęcia... głowa mi pękała, zresztą nie tylko głowa.

Leżałam na swoim łóżku na świeżej bordowej pościeli i ledwo przytomnym spojrzeniem spoglądałam na Królową Matkę, która rozmawiała z akuszerką.

- Księżniczko, jeszcze proszę chwilę wytrzymać. - Prosiła dwórka z pięknym uśmiechem.

- Nie dam rady! - Krzyczałam, płacząc zarazem. - Katarzyno! Co się ze mną dzieję? Tak strasznie boli!

- Wiem, wiem... - Podeszła do mnie królowa matka, głaskając mnie po włosach. - To już nie potrwa długo.

- Czemu to trwa tak długo?! Co się dzieję z moim dzieckiem?! Proszę, powiedzcie mi!

Krzyczałam, demonstrując moją bezradność. Ktoś obmywał mi czoło, podczas gdy ja spoglądałam na Catherine.

- Księżna straciła dużo krwi... - Wyznała akuszerka, co mnie wcale nie uspokoiło.

Wzięłam kilka głębokich wdechów. Wraz ze słowami akuszerki zrozumiałam, że życie ze mnie uchodzi. To najpewniej kara od Boga, za to wszystko co zrobiłam. Moje ciało paliło w każdym miejscu. Jeśli będzie trzeba poddam się woli Boga.

- Chce... chce pomówić z Edwardem.

- Uczynisz to po porodzie.

Zaręczała Katarzyna, która najwidoczniej ani próbowała odpuścić.

- Catherine! Obydwoje wiemy, że mogę tego nie przeżyć. Chcę pożegnać się z mężem!

Krzyknęłam, czując kolejną fazę nadchodzących skurczy. Złapałam prawą ręką za ramię łóża i próbowałam przeć, ale to nic nie dawało, poza coraz większą irytacją.

Nie wiem po jakim czasie, ale wkrótce i moje życzenie zostało spełnione i wbrew wszelakim zasadom mój mąż wszedł do komnaty rodzącej kobiety.

Rozpoznałam go dopiero po głosie, ponieważ mój wzrok odmawiał posłuszeństwa, a wszystko wokół było rozmazaną plamą.

- Przepraszam... przepraszam Edward, ale nie dam rady.

Mówiłam, płacząc i próbując miarowo oddychać. Byłam cała mokra z wysiłku i bardzo chciałam, aby to się skończyło.

- Dasz, idzie ci bardzo dobrze.

Mówił, podnosząc mnie lekko, aby oparła się o jego klatkę.

- Nie mam już siły.

Poczułam jak w moje dwie dłonie wkłada swoje.

- Gdy Księżniczka poczuję skurcze, proszę przeć.

Poinstruowała po raz kolejny tego dnia dwórka.

- Nie... - Zaczęłam kręcić głową. - Nie chcę już!

- Będzie dobrze, gdy dostaniesz skurczy ścinij moją dłonie i przyj. Jesteś bardzo dzielna.

***

Nie wiem ile dokładnie minęło od rozpoczęcia porodu, ale byłam skłonna powiedzieć, że była to doba.

- Proszę, dobijcie mnie.

Prosiłam, szukając omackiem miecza, który Edward zawsze nosił u swego boku.

- Charlotte, bądź poważna.

- Widać główkę! - Krzyknęła widocznie zadowolona dwórka.

Jeszcze kilka mocnych parć i w komnacie rozległ się dziecięcy płacz.

- Zrobiłaś to, kochanie.

Oznajmił, całując mnie po mokrym z wysiłku czole i policzkach.

- To dziewczynka.

Oznajmiła dwórka, unosząc dziecko lekko owinięte w białe prześcieradło, które kontrastowało ze skórą dziecka, gdyż ta była brudna od krwi.

Edward wstał i podszedł do dziecka, biorąc je w swoje ramiona i wcale nie zważając na to, że brudzi swoją jasną koszulę.

- Przepraszam... Następnym razem będzie chłopiec.

Wydukałam.

Jak mogłam się tak bardzo pomylić? Obiecałam Edwardowi dziedzica. Nie tylko jego o tym zapewniłam. Byłam  bardzo sobą rozczarowana. Pewnie nie mniej jak Edward, na którego reakcje czekałam.

- Ona jest piękna. - Usłyszałam coś niespodziewanego z ust męża. - Piękniejsza niż mógłbym sobie wyobrazić.

Uważałam, że moje zmysły szaleją, a to co powiedział nigdy się nie stało.

- Mogę ją potrzymać, mężu?

Spytałam z jak największą nadzieją na pozwolenie. Na mojej zmęczonej twarzy pierwszy raz od wieku godzin pojawił się uśmiech.

***

W ciągu kolejnych kilkunastu godzin próbowałam się trochę przespać. Jednak, gdy się obudziłam dalej nie czułam się na siłach.

- Chcę nakarmić dziewczynkę.

Oznajmiłam, gotowa do nowej roli.

- Tym zajęła się już mamka.

Ukłoniła się z całym szacunkiem dwórka i wyszła, widząc lekko dostrzegalny gest francuskiego księcia.

- Królowe, księżniczki, damy nie karmią swoich dzieci. Od tego są mamki.

Wytłumaczył, nie spuszczając ze mnie wzroku Edward, który siedział na dziecięcą kołyską.

- Przecież to głupota. Kto to wymyślił? I dlaczego?

- Zostało to wymyślone po to, aby kobieta mogła szybciej urodzić kolejne dziecko.

Oznajmił, co osobiście odebrało mi mowę. Rozumiałam, że Edward jest zadowolony z córki, ale pragnąłby dziedzica. Jednak na samą myśl o następnym porodzie w najbliższym czasie, na mojej twarzy pojawiał się blady strach.

- Edwardzie, następne dziecko... - Chciałam powiedzieć o tym co sądzicie.

- Nie pojawi się szybko? Wiem, kilka godzin temu obawiałem się, że cię stracę.

Później jednak przybywali goście. Jednym z nich był sam król, a następnie inni dostojnicy, w tym sam następca tronu, James.

- Czyż ona nie jest cudowna?

Pytał, zadowolony ze swojej małej księżniczki Edward.

Pytał, o to każdego gościa. Jestem skłonna stwierdzać, że jeśli ktoś by się chociaż zająknął to mój mąż wpadłby w szał. Sama nie chciałabym być w skórze tego śmiałka.

- Ona? To dziewczynka?

Spytał Książę Koronny, na co posłałam mu przepraszające spojrzenie.

- Ale piękna, prawda?

Edward nie odpuszczał, na co się uśmiechnęłam.

- Tak jest prześliczna. Bardzo podobna do Charlie.

***

Kilka tygodni później...

Nasza córeczka była piękną dziewczynką. Miała piękne jasne brązowe włosy i niebieskie oczy jak James. Edward postanowił, że będzie miała na imię Madeleine.

- Nie wiem co z tym wszystkim zrobić.

Oznajmiłam James'owi, gdy spacerowałam razem z nim i córką po ogrodach.

- Chciałam z tobą być, nadal chcę... ale zrobiłam coś strasznie głupiego.

- Zostawiłaś list pod drzwiami angielskiego ambasadora? - Spytał, na co głośno westchnęłam. - Wiem i było to strasznie nierozważne.

- Ojciec ci powiedział?

- Któż by inny? Czytałem to.

- Tak mi wstyd.

- Poza tym jest coś o czym powinienem ci powiedzieć jakiś czas temu... ale narodziny Madeleine, to wszystko... aczkolwiek, lepiej byś wiedziała ode mnie.
Zaręczono mnie.

- Zaręczono. - Powtórzyłam. - Kim ona jest?

- Margherita Gonzaga, włoska szlachcianka. Trochę minie zanim zaczną oczekiwać od nas potomka.

- O czym mówisz?

- Ona ma jednenaście lat. - Oznajmił, na co ja milczałam, chociaż spacerowaliśmy dalej. - Nic nie powiesz?

- Co mam powiedzieć? Byłam w stanie wiele zrobić, abyśmy byli razem. Ty nawet nie kiwniesz palcem.

Powiedziałam, zaczynając przyśpieszać kroku.

- Doskonale wiesz, że tak nie jest.

- Z narodzin Madeleine też nie byłeś  zadowolony.

- Mówiłaś, że to będzie chłopiec, byłem po prostu zaskoczony.

- Zaskoczony czy rozczarowany?! To jest jednak różnica! Życzę Wam szczęścia i braku męskiego potomka.

- Charlie! Uspokój się!

- Dam Edwardowi syna, będzie w kolejce do francuskiego tronu. Po twojej bezpotomnej śmierci, ja zostanę królową u boku Edwarda.

- Nie mówisz poważanie.

Złapał mnie za ramię.

- Jak najbardziej.

- Nie poznaję cię, Charlotte. I jako twój brat radzę, opanuj się.

Byłam rozczarowana zachowaniem James'a. Ja potrafiłam wiele zrobić i jeszcze więcej zaryzykować, abyśmy mogli być razem. On natomiast tak lekko mógł mi oznajmić, że jest zaręczony.
Byłam w stanie się domyślić, że to pomysł Króla Franciszka, który chciał mnie odciąć od James'a i szczerze mówiąc jak najbardziej mu się udało.

Wieczorem jadłam kolację razem z Edwardem. I chociaż według królewskich zwyczajów dziecko powinno być w tym czasie w swojej komnacie, to była z nami. Edward był prawdziwie zakochany w Madeleine i jestem pewna, że gdyby się dowiedział, że nie jest ona jego córką, nadal by ją uważał za swoją. Chociaż najpewniej i ja bym na tym straciła.

- Pomyślałam, że w najbliższym czasie możemy myśleć o synu.

Zaczęłam, gdy mąż zanim spoglądać na swój talerz, spoglądał na kołyskę z Madeleine w środku.

- Syna? Myślałem, że chcesz poczekać.

Oznajmił, nieco zaskoczony.

- Nie mamy na co czekać. Rozumiem, że potrzebujesz dziedzica.

Wyjaśniłam, podchodząc do męża i siadają mu na kolanach. Lekko ujął moje włosy, po czym przybliżył usta do moch i złożył delikatny pocałunek.

- Jesteś wspaniała. Nasza córka Madeleine jest taka podobna do ciebie. Chciałabym mieć z tobą więcej takich wspaniałych dzieci. - Szeptał mi do ucha, po czym wezwał nianie, aby zabrano Madeleine.

Sam natomiast postarał się, abyśmy nie przestając się całować, dotarli do łóżka.
Sprawnie ściągnął ze mnie suknie oraz gorset, co spowodowało, że widział mnie w całej krasie. Nie pozostałam dłużna i również ściągnęłam z niego ubrania.

- Spróbuj tylko delikatnie... - Poprosiłam niewiedząc jak po porodzie mają się te sprawy.

***

Po wszystkim usneliśmy, ale obudziłam się w środku nocy. Chciałam zobaczyć jak miewa się sen naszej najsłodszej Maddie. Edward spał jak suseł zatem i nie miałam serca go informować o moim wyjściu, które i tak zajmie tylko parę minut.
Założyłam na siebie białą koszulę nocną i wyszłam z komnaty, co nie na żarty przestraszyło strażników, którzy natychmiast zerwali się na równe nogi.
Muszę przyznać, że spowodowało to uśmiech na mojej twarzy i lekkie rozbawienie w duchu. Zamkowe korytarze wyglądały inaczej niż w dzień, były puste i mówiąc szczerze przerażające. Ich wielkość i brak gwaru jak za dnia dawały wielki popis dla wyobraźni, w której budowały się prawdziwe sceny grozy.
No nic, ogólny mrok panujący na zamkowych korytarzach ustąpił wraz z wejściem do komnaty Madeleine, która nie była zbyt wielka i nie trzeba było do niej wielu świec, aby była dobrze oświetlona. 

Wzrok skierowałam od razu w kierunku kołyski księżniczki, lecz osoba, która przy niej stała... w każdym razie niespodziewałam się.

- James? Co ty tu robisz?

Zapytałam ostro, podchodząc bliżej kołyski Maddie.

- To jedyna pora, w której mogę z nią pobyć sam na sam i mieć pewność, że wuj Edward tu nie przyjdzie oraz zacznie mówić o tym jaka jest piękna.

- Bo jest piękna, a twój wuj jest zadowolony z mojej malutkiej Madeleine.

Oznajmiłam mu, dotykając delikatnie maluskieńkie rączki śpiącej Walezjuszki.
Wyglądała jak żywa laleczka. Miała lekkie brązowe włosy i delikatną bladziutką twarz.

- Naszej Madeleine. - Poprawił mnie, na co na niego spojrzałam. - Myślałem o tym co powiedziałaś.

- Tak?

James położył swoją dłoń na moim lewym policzku i pogładził go lekko odczuwalnie.

- Szaleję za tobą.

- James... - Szepnęłam, gdy poczułam, że zsuwa z mojego ramienia rękaw nocnej koszuli.

- Daj mi rok, półtorej. Obiecuję, że będziemy razem.

Mówił, ale ja jakbym w jednym momencie się ocknęła i oderwała od dotyku swojego pierwszego męża, brata i kuzyna zarazem.

- Przepraszam...

Powiedziałam cicho, na co pośpiesznie wyszłam. Nie mogłam sobie pozwolić na uczucia względem James'a, zawsze miałam przez to kłopoty. Innym problemem jest to, że na jego widok... moje serce zawsze biło szybciej.

---------------

Czy Charlotte mówiła szczerze podczas spaceru z James'em? Uważacie, że chcę mieć dziecko z Edwardem, aby zemścić się na swoim byłym mężu? Byc może serio pała uczuciem do Edwarda? Co sądzicie o zachowaniu James'a?

Zapraszam do komentowania

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro