Rozdział 9
Lady Charlotte
Musiałam się przespać z Edwardem, zaraz po naszym wielkim weselu. Według kościoła dopełnieniem małżeństwa była jego konsumacja. Nie chciałam dzielić łoża z kimś innym niż James, ale w tym wypadku nie miałam innego wyjścia.
- Edward nie wie nic o dziecku, więc masz o nim nie wspominać. - Szeptał mi Alexander, przed moją nocą poślubną.
- Co z miasteczkiem Conti-sur-Selles w Pikardii oraz zamkiem?
- Należało do naszej matki. - Powiedział z naciskiem na naszej. - Reszta sióstr dostanie co innego w posagu, nie będą poszkodowane.
- Nie chcę tego... - Szepnęłam.
- Rozmawialiśmy o tym.
Z pewnością wciąż byśmy rozmawiali, ale w ten otworzyły się drzwi do sypialni. Brat puścił mi oczko i wyszedł, zostawiając mnie samą z Edwardem.
Atmosfera zrobiła się dla mnie ciężka, zatem spuściłam głowę, wlepiając wzrok w piękny czerwony dywan ze złotymi nićmi. Widziałam jak podchodzi do mnie, jednak nie miałam odwagi podnieść wzroku. Zamiast tego poczułam jak zaczyna mnie całować po szyi, chciałam się natychmiast odsunąć jednak przycisnął mnie do siebie za pomocą ręki położnej na mojej talii.
- Zrelaksuj się troszkę, jesteś spięta.
Szepnął mi do ucha, lekko je podgryzając na co się wzdrygnęłam.
Nie wiem jak bardzo starałabym się zrelaksować to i tak czułam jak moje serce przyśpiesza. Zdradzałam jednego z męża z drugim, lecz tylko to mogło zapewnić bezpieczeństwo dziecku i mnie.
Nic innego nie pozostało mi jak poddać się woli Edwarda i stać się jego pełnoprawną żoną.
***
Nie wiem jak szybko usnęłam, ale wiem, że gdy już się obudziłam to Edward już nie spał.
- Obudziłaś się już. - Usłyszałam od razu i zauważyłam siedzącego przy stole księcia, na co po chwili zawołał
głośniej. - Wejść!
Spojrzałam w stronę drzwi, na co otworzyły się, a służba weszła z dwiema tacami wypełnionymi jedzeniem. Bez słowa położyli je na stole i wyszli. Narzuciłam na swoją koszulę nocną szlafrok i usiadłam na przeciwko Francuza. Bez słowa zaczęłam jeść kawałek chleba z truskawkowym dżemem, miałam wrażenie, że niczego innego nie będę w stanie przełknąć.
- W południe wyjeżdżamy.
- Wyjeżdżamy? - spytałam zaskoczona, podnosząc wzrok na blondyna.
- Jesteś księżną Angoulême, Orleanu i Andegawenii. Poddani muszą wiedzieć komu służą.
- Służą królowi.
- Królowi, ale także i rodzinie królewskiej, do której należymy.
- Jeśli takie jest twoje życzenie, będę ci towarzyszyć jako księżna. Nie twoja żona.
Powiedziałam oschle, na co zauważyłam lekki uśmieszek na twarzy Edwarda. Podróże, jeśli mnie nic nie mili będą trwały parę tygodni i połączone będą z naszą podróżą poślubną.
Służba spakowała nas w wiele skrzyń, aż sama się dziwiłam skąd mamy ich tyle. Czy możliwe, aby w tym wszystkim były tylko ubrania?
Szukałam wzrokiem na dziedzińcu James'a. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, przytulić się do niego i powiedzieć mu jak bardzo go kocham.
- Nie ma go tu. - Szepnęła mi na ucho matka, która nagle pojawiła się koło
mnie. - Lepiej dla was, abyście się unikali, a twoja podróż poślubna mam nadzieję, że złączy cię z Edwardem.
- Tak jak ciebie francuski dwór złączy z moim ojcem, Księciem de Conde.
- Wiem, że mnie nienawidzisz.
- Przynajmniej w tym się zgadzamy, wasza królweska mość.
Ukłoniłam się, odchodząc w kierunku karety.
***
Podziwiłam piękne zielone łąki, pomiędzy którymi przejeżdżaliśmy. Pasały się na nich jakieś zwierząta, ale nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek je widziała. Zwierzęta były w różnych kolorach biały, czarne, brązowe, w łaty.
- Edwardzie? Co to za zwierzęta? - Spytałam, nie spuszczając z nich oczu.
- Nie widziałaś nigdy krów?
Spytał z zaskoczeniem.
- Nie wychodziłam nigdzie poza zamkowy dziedziniec.
Przypomniałam, na co Edward uderzył parę razy w ścianę karety.
- Woźnica! Zatrzymujemy się!
- Co ty robisz?
- Idziemy zobaczyć te zwierzęta.
Oznajmił, gdy karoca stanęła. Wyszedł z niej jako pierwszy, a następnie podał mi dłoń, pomagając mi wysiąść.
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
Stwierdziłam, na co wziął mnie w talii i zaczął prowadzić do zwierząt.
- Nie masz się czego bać, jestem obok.
- Rzeczywiście mnie to uspokaja.
Odpowiedziałam sarkastycznie.
***
6 tygodnie później...
Przez ostatni czas codziennie miały miejsca wielkie uczty i bale. Czułam się dobrze do tej pory, ale dzisiaj musiałam odmówić swojej obecności na tych zabawach. Mój błogosławiony czas dawał mnie się we znaki przez uciążliwe upały. Rzecz jasna, do tej pory mąż niewiedział o tym, ale... teraz coraz trudniej będzie mi cokolwiek ukryć.
- Nie jesteś gotowa na kolację?
Spytał, wchodząc do komnat zamku w Bonaguil.
- Idź sam. - Uśmiechnęłam się lekko, wtulając się w poduszkę.
- Źle się czujesz?
Podszedł do mnie, zamykając drzwi od komnaty.
- To przez te upały. Poza tym...
- Poza tym? - Powtórzył, gdy urwałam.
Podniosłam się z łóżka i wzięłam głęboki wdech.
- Jestem przy nadziei. Mam w sobie twojego dziedzica. - Oznajmiłam, podkreślając przedostatnie słowo jakbym sama chciała wierzyć, że to prawda.
- Mojego dziedzica... - Powtórzył, na co po chwili gwałtownie mnie pocałował w usta, a następnie przytulił. - To wspaniale, Charlotte. Zjemy dziś kolację razem.
- Nie wychodzisz do szlachty?
- Poradzą sobie beze mnie, teraz chcę być z żoną.
- Nie musisz, możesz iść się bawić.
- Przyniosą nam kolację tu.
***
Edward nie mógł się powstrzymać i już następnego dnia ogłosił, że spodziewamy się potomka. Widziałam jaką nadzieję żywił, że będzie to chłopiec. Zresztą wcześniej ja również zapewniałam James'a, że doczeka się syna.
Z różnych stron Francji zaczęły przychodzić gratulację. Z resztą nie tylko z Francji, ale także z pozostałych części Europy
***
Gdy ciąża stała się na dobrze widoczna, wróciliśmy na francuski dwór. Chciałam, aby dziecko przyszło na świat tam. Od razu zostałam wezwana przez króla do jego gabinetów.
- Wasza królewska mość. - Ukłoniłam się lekko, gdy strażnicy zamknęli za mną drzwi.
- Księżna Charlotte. - Uśmiechnął się na mój widok, podchodząc do mnie i całując w policzek.
Franciszek poprowadził mnie do krzesła, aby pomóc mi usiąść. Następnie sam wrócił na swoje miejsce.
- Mam nadzieję, że towarzystwo mojego brata ci odpowiada.
- Troszczy się o mnie.
- To dobrze. - Skinął głową. - Jako, że wróciłaś na dwór, chciałbym cię prosić, abyś unikała kontaktu z James'em.
- Ale... - Chciałam zaprotestować, ale stanowczo mi przerwano.
- Charlotte... mógłbym ci to rozkazać jako twój król, ale proszę cię jako twój kuzyn. Trzymaj dystans od swojego brata.
Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Bez słowa wyszłam z komnaty. Jednak pierwszą osobą, na którą wpadłam był James.
- Charlie... - Wydusił jako pierwszy, podchodząc bliżej.
- Książę James... - Ukłoniłam się lekko.
- Przestań... Spotkajmy się dzisiaj w ogrodach... wieczorem... - Szepnął, muskając moją dłoń. - Tęskniłem.
- Nie możemy... Jestem teraz żoną Edwarda. Poza tym przyrzekłam królowi, że będę cię unikać.
- Jak dziecko? - Spytał, ale czułam, że do oczu napływają mi łzy.
- Przepraszam... nie mogę.
Oznajmiłam, odchodząc z dłonią przy ustach, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem.
Nie byłam gotowa na takie rozmowy. Mimo, że od tygodni byłam związana z kimś innym, wciąż tęskniłam za James'em.
Pobiegłam do własnych komnat, ale nie tych obok francuskiego dworu, lecz tych na francuskim dworze.
Od razu po wejściu do niej położyłam się do łóżka i zaczęłam wypłakiwać się w poduszkę. To jedyne co mogłam teraz zrobić.
Tak bardzo chciałam zobaczyć się z James'em. Przytulić się do niego i powiedzieć wszystko co czuję. Przy nim byłam jak otwarta księga. W dodatku w ostatnim czasie zaczęłam martwić się porodem. Byłam młoda, gdyż miałam zaledwie piętnaście lat. Dziewczęta starsze ode mnie umierały podczas porodów lub zaraz po nich.
- Charlotte... - Usłyszałam głos Edwarda, gdy drzwi się otworzyły. - Gorzej się czujesz?
- Wychowasz moje dziecko jak należy? Nic ma mu nie brakować.
Spytałam, na co na jego twarzy pojawił się ten niepewny siebie uśmieszek. Całkiem inny niż do tych zazwyczaj.
- O czym ty mówisz? Poza tym to jest nasze dziecko.
- Podczas porodu mogą stać się różne rzeczy. - Wyjaśniłam na wstępie. - Boję się, Edwardzie.
- Wszystko będzie dobrze. - Podszedł do mnie i nieoczekiwanie pocałował mnie w usta. - Przesuniesz się troszkę? Położę się koło ciebie.
Przesunęłam się lekko, a blondyn położył się tuż koło mnie. Był tak bardzo podobny do swojego brata, króla Franciszka. Obydwoje mieli piękne złociste włosy i niebieskie oczy.
Mąż przytulił mnie mocno do siebie, a ja poczułam jak dziecko się porusza. Podniosłam się na kolanach i uśmiechnęłam do Edwarda, który nie spuszczał mnie z oczu.
- Daj rękę. - Powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek i kładąc dłoń na moim brzuchu, gdy dziecko się poruszyło.
- Co... - Nie mógł się wysłowić zaskoczony.
- To nasz syn. - Powiedziałam z przekonaniem, na co Edward mocno się uśmiechnął. Jego uśmiech był tak uroczy.
- Byłaś dzisiaj u mojego brata? Króla?
Spytał, zakładając kosmyk moich włosów za uszy.
- Tak.
- O co pytał?
- Zawołał mnie, zatem miał sprawę do mnie, Edwardzie.
- Robisz się zabawna, gdy się stawiasz. No, ale dobrze, nie będę pytać.
Coraz swobodniej czułam się w towarzystwie Edwarda, jednak to nie przeszkadzało mi w myślach o James'ie. Nie mogłam się nie powstrzymać przed spotkaniem ze swoim bratem i ze swoim byłym, lecz wciąż aktualnym mężem. Nigdy się nie rozwiedliśmy. Zatem, gdy Walezjusz usnął, udałam się na spotkanie z im bratankiem.
Niemal nic nie widziałam i obawiałam się, że w pewnym momencie wywrócę się. Nie wiedziałam, w którym miejscu konkretnie miał na mnie czekać. Dlatego szłam do momentu, aż ktoś mnie nie pociągnął i przygwoździł do drzewa. Chciałam krzyknąć, ale zostałam szybko uspokojona przez usłyszenie znajomego głosu.
- Wiedziałem, że przyjdziesz.
Szepnął wyraźnie podekscytowany, biorąc włosy z mojej twarzy i zakładając mi je za ucho. Dopiero teraz poczułam, że na zewnątrz nie jest za ciepło. Nic nie odpowiedziałam, a już po chwili poczułam ciepłe usta na moich wargach. Tak bardzo za tym tęskniłam i choć bardzo nie chciałam... odwzajemniłam pocałunek.
- Oh, James... Bałam się, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Co do tego nie ma obaw. Jestem następcą tronu, nie odeślą mnie.
- Za to ja muszę uważać... Obiecałam dzisiaj twojemu ojcu, że będę się trzymać od ciebie z daleka.
- Kocham cię, Charlie. kochałem. Zawsze będę kochać.
- Wiem... ale... - wzięłam głęboki wdech, gdyż tak trudno było mi powiedzieć, to co uważam za słuszne. - Uważam, że nie możemy się spotykać. Dla dobra naszego syna. Nie chcę plotek.
Nastała chwila ciszy, a ja bałam się co usłyszę.
- Masz rację. Nie powinienem był... to dzisiejsze spotkanie.
Nie mógł się wysłowić, złapał mnie za dłoń i uklęknał na jednym kolanie, całując mnie w brzuch.
- Troszcz się o niego.
-----------------------
Zapraszam do komentowania 😃
A na początku tego rozdziału możemy zobaczyć filmik o pewnej parze. Serial skończył się w ten piątek i to on mnie zainspirował do rozpoczęcia opowiadań o postaciach żyjących kilka stuleci temu. Jest mi bardzo przykro z końca serialu, ponieważ główna bohaterka tak dobrze odzwierciedla moją osobę.
#FraryForever #Reign
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro