Rozdział 8
Lady Charlotte
James był moim bratem? Jak to było w ogóle możliwe? On też nic o tym nie wiedział? Oparłam się o oparcie krzesła i poczułam jak z moich piersi wyrywa się szloch.
- Charlie, proszę cię... - zaczął, podchodząc do mnie i klękając przy moim krześle.
- Wszystko będzie dobrze? To chciałeś powiedzieć? Otóż nie, James. Nie mamy na to szans.
Mówiłam, czując spływające po moich policzkach zimne łzy.
- Dobrze rozumiem, że się znacie? - Spytał król Franciszek, przerywając nam rozmowę.
James odsunął się i stanął przy oparciu mojego krzesła. Podniosłam wzrok na króla i czułam jak wtapia w nas spojrzenie.
- Tato wytłumaczę ci wszystko. - Próbował załagodzić sytuacje mój mąż, ale mnie to wcale nie uspokajało.
- Zdaję się, że zakazałem ci kontaktów z kimkolwiek na dworze. - Zwrócił się do mnie starszy Francuz.
- To nie jest jej wina. - Zaprzeczył James, nie pozwalając mi w ogóle dojść do słowa. - Jedyna wina jaka tu jest to wasza. - Zwrócił się do swojego ojca i naszej wspólnej rodzicielki. - Z naszej nieświadomości staliśmy się małżeństwem.
Czułam w pomieszczeniu te ciężko atmosferę, najlepsze jednak co by się teraz stało byłaby moja utrata przytomności. Nie chcę słuchać tego co nastąpi za chwilę.
- Że co? - Spytali dwaj monarchowie.
- My po... - Chciałam stanąć w obronie naszego związku, ale ostro przerwała mi matka.
- Zamilcz.
- Nie mów tak do mojej żony. - Stanął w mojej obronie James, co mimo wszystko spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
- Waż słowa, to twoja matka. - Ostrzegł księcia król.
- Matka, która mnie zostawiła. Żona, która cię zdradziła. Jedyne za co mogę jej dziękować to Charlie. - Mówił z pewnością, a ostatnie zdanie wypowiedział spoglądając na mnie.
- Nie możecie być razem. - Wtrącił król stanowczo. - Wszelakie dokumenty potwierdzające, że jesteście małżeństwem trzeba zniszczyć.
- Jednego dowodu nie da się zniszczyć.
Szepnęłam, łapiąc się za brzuch. Tam pod moim sercem rozwijało się dziecko, wynik naszej miłości. Z moim mężem? Bratem? Nie wiem jak mam to nazwać.
- Oczekuję, że pozwolisz mi sprowadzić Charlotte na dwór.
- Na dwór? Jako twoją żonę? Lady Charlotte jest twoją siostrą! - Przypomniał wściekły król.
- Delfina Charlotte jest moją żoną i są na to odpowiednie dokumenty i świadkowie.
- Na wszystko znajdzie się
rozwiązanie. - Uspokajała matka. - Wyjdziesz za Henryka.
- Mam męża i jest nim James! - Krzyknęłam, nie patrząc na to czy ktoś może nas podsłuchiwać. - Kocham James'a, nie Henryka.
- Musisz się poświęcić, Lady Charlotte. Inaczej wybuchnie wielki skandal, którego poniesiecie konsekwencję. - Próbował tłumaczyć wzburzony król, starając się tłumić swoje emocje.
- Dlaczego to ona zawsze ma być tym poświęceniem? - Spytał mąż.
- Traktowałem cię jak córkę. - Zarzekł się król, zwracając się do mnie.
- Raczej jak lalkę z myślą, że jest ona ową córką. - Wtrąciłam, na co nagle drzwi się otworzyły.
- Wasze wysokości. - Ukłonił się
strażnik. - Na dwór przybył Książę de Conde pragnie zobaczyć Lady Charlotte.
Król skinął głową i gestem kazał odejść strażnikowi.
***
Mąż pomógł mi założyć pelerynę na ramiona i w towarzystwie jego oraz pary królewskiej wyszliśmy na dziedziniec, gdzie prócz mego brata widziałam także mojego kuzyna.
- Cieszę się, że przyjechałeś. - Powiedziałam, podbiegając do brata. Nawet nie wyobrażałam sobie, że tak mogę się ucieszyć na jego widok.
- Charlotte - Zawołał, biorąc mnie w swoje ramiona. - Urosłaś.
- Dawno się nie widzieliśmy, zatem nic w tym dziwnego.
Ostatni raz widziałam swojego przyrodniego brata jakieś pięć lat temu. Nic nieprawdopodobnego w tym, że się zmieniliśmy.
- To moja przyszła żona. - wciął się Henryk.
- Nie będę twoją żoną! Zrozum to wreszcie! - Krzyknęłam, po czym zwróciłam się do wszystkich
obecnych. - Czy mogę porozmawiać sama z Alexandrem? Bez ciebie również, James.
***
Przez dobre kilka minut szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam jak zacząć. Wiedziałam, że na bezpieczny dystans od nas idzie za nami straż.
- Zmuszą mnie do ślubu z Henrykiem.
Jęknęłam.
- Zostałabyś królową. Nie chcesz tego?
Spytał, oczekując na moją reakcję, ale ja zamiast odpowiedzieć usiadłam na ławce i się rozpłakałam.
- Nie chcę za niego wyjść i nie mogę za niego wyjść. - Wyznałam, na co brat patrzył na mnie świdrując
wzrokiem. - Mam w sobie francuskiego księcia.
- Co proszę? - Spytał jakby nie wierzył w co mówię.
- Poślubiłam James'a i spodziewam się z nim dziecka. Kocham James'a, nie wiedziałam, że jest moim bratem. Nie wiedziałam nawet, że Franciszek ma syna!
- Małżeństwo z Henrykiem byłoby dobrym rozwiązaniem. - Powiedział rzeczowo.
- Nie kocham go.
- To nie ma tu nic do rzeczy. - Uciął mi ostro. - Teraz, musisz myśleć o dziecku. Chcesz, aby skończyło w zamknięciu jak ty, Charlotte?! Chcesz tego?!
- Oczywiście, że nie! Ale nie zamierzam poślubić naszego kuzyna.
- Spójrz na to inaczej. - Zaczął, ujmując moje dłonie i siadając koło mnie. - Teraz to jest twoja ostatnia szansa na małżeństwo. Później z dzieckiem... nie będzie chętnych. Zabezpiecz przyszłość swoją i dziecko. Proszę cię, jak twój brat.
- Moje szczęście jest tu nieistotne?
Spytałam, na co Alexander otarł łzy z moich policzków.
- W ciągu najbliższych kilku miesięcy, twoim szczęściem bezpieczeństwo twojego dziecka. Sam wiem o czym mówię.
- Masz dzieci? - Spytałam zdziwiona.
- Kilka tygodni temu urodziła się moja córka, Catherine.
- Gratuluję, musicie być z żoną bardzo szczęśliwi.
- Marie zmarła podczas porodu.
- Och, tak bardzo mi przykro... nie chciałam.
- Nie ważne. - Przerwał, łapiąc mnie za dłoń. - Małżeństwo z James'em potraktuj jako przygodę, a małżeństwo z kimkolwiek innym potraktuj jako swój obowiązek.
- Myślałam nawet nad ucieczką do Anglii.
- Do Elżbiety? Nienawidzi twojej matki.
- W tym właśnie rzecz. - Przyznałam. - Jestem w sytuacji jakiej była ona przed laty.
- Nie Charlotte. - Pokręcił głową. - To zbyt ryzykowne.
- Tęskniłam za tobą. - Oznajmiłam, przytulając się do brata.
W prawdzie nie widzieliśmy się tak długo, gdyż poróżniliśmy się w kwestiach religijnych, ale także rodzinnych. Powiedzieliśmy sobie kilka przykrych słów i tak skończyło się nasze ostatnie spotkanie. Co wcale nie znaczyło, że zanim nie tęskniłam.
***
Wróciłam do swoich komnat, po tak wyczerpującym pragnęłam się tylko położyć. Jednak to co się stało następnego dnia, przewyższyło moje oczekiwania.
Dwórki ubrały mi suknie ecru, zupełnie nie podobną do tych, które ubierałam zazwyczaj. Ze strachem w oczach widziałam spojrzałam jak zakłada mi się coś na kształt welonu.
Gdy wyszłam z mojej sypialni, w salonie czekał już Alexander. Miałam ochotę rozpłakać się na sam jego widok.
- To już? - Szepnęłam, czując jak mimo uśmiechu usta załamują mi się w dół.
- Nie płacz, proszę. - Powiedział, biorąc mnie za ramię.
***
Widziałam jak w kaplicy czekają już goście, lecz przy ołtarzu zamiast Henryka stał Edward.
- Co on tam robi?
- Henryk pilnie musiał wrócić do Nawarry. Ty na to nie masz czasu, Edward jest twoją jedyną alternatywą.
- Alexander...
- Nie zepsuj tego, spędziłem całą noc na rozmowach, aby namówić króla na pozwolenie na te małżeństwo.
***
Cały tłum spoglądał na mnie jak nigdy. Dotychczas nie byłam w centrum zainteresowania takiej dużej ilości osób w tej samej chwili. Starałam się nie patrzeć na tłum, ale chciałam się dowiedzieć czy... hm... jakby to ująć? Mąż? Brat? Chciałam wiedzieć czy James tu jest i widzi to co zaraz ma się stać. Jednak nie miałam odwagi, aby wyłuskać go w tłumie.
Aż w końcu stanęłam obok Edwarda. Widziałam jak posłał mi oczko, jednak to mnie speszyło. Książę wystawił do mnie dłoń, aby pomóc mi uklęknąć. Na początku jednak nie zwróciłam na nią uwagi, a dopiero, gdy spojrzałam na Alexandra ją ujęłam (dłoń).
***
Przed przyjęciem weselnym wraz z Alexandrem, Franciszkiem, Mary i Edwardem udaliśmy się do biur króla, aby podpisać kolejne dokumenty.
- Jesteś od teraz córką Ludwika Burbona i jego żony Eleonorą de Roucy de
Roye. - Objaśnił na wstępie król, wysuwając do mnie jakieś dokumenty. - Masz prawo do tytułu Księżniczki Krwi jako dziecko z prawego łoża.
Eleonora de Roucy de Roye? To pierwsza żona mego ojca i matka Alexandra. Z pewnością przewraca się w grobie przez to co tu się dzieję. Zyskała kolejną córkę.
- W posagu wnosisz małe miasteczko Conti-sur-Selles w Pikardii oraz zamek tam położony.
- Nie mam ani jednego, ani drugiego.
- Wyjaśnię ci to później. - Szepnął mi przyrodni brat, na co skinęłam głową, a Edward wsadził mi w dłoń pióro.
***
Wszyscy goście zdążyli już wejść do sali balowej, oczekując na nasze wielkie wejście. Drzwi były zamknięte, ale doskonale słyszeliśmy co się dzieję za nimi.
- Król i Królowa, Francji i Szkocji!
Ogłoszono podczas wielkiego wejścia francuskiej pary królewskiej. Cóż, poddani z całą pewnością nie mieli tego widoku od dawien dawna. Oficjalnie matka wyjechała do Szkocji, aby utrzymać w niej swoją koronę.
Ponownie zamknięto drzwi, abyśmy mogli się przygotować do naszego wielkiego wejścia.
- Uśmiechniesz się może? - Zasugerował mi mąż.
- To, że obiecałam ci posłuszeństwo nie znaczy, że będę to wypełniać.
Odpowiedziałam z jadem, na co Edward cicho się roześmiał. Spojrzałam na niego, ale ten wciąż nie przestawał się uśmiechać.
- Spokojnie, królowo... Ja wszystkiego też nie dopełnie. - Stwierdził, na co wtopiłam w jego wzrok, lecz to spowodowało, że roześmiał się jeszcze głośniej. - Żartowałem, rozchmurz się trochę.
- Książę... - Zaczął człowiek w wielkiej sali balowej zapowiadanie nas.
- Chyba nasza kolej. - Westchnął, podchodząc do mnie i biorąc mnie za dłoń.
- [...] i Księżna Angoulême, Orleanu i Andegawenii!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro