Rozdział 20
Marzec 1579
Królowa Charlotte
Nie wychodziłam ze swojej komnaty od dłuższego czasu, jeśli już to bardzo sporadycznie. Mało kto mnie widział. Mojego dziecka tutaj nie było. Mojego najdroższego synka. Nie zdążył nawet złapać oddechu, on po prostu już nie żył. Mały Książę dostał na imię James. Po ojcu.
Czułam jakby i mnie tutaj nie było. Jakub przychodził co jakiś czas sprawdzić jak się mam, pod różnymi pretekstami.
- Charlie... - Zaczął wchodząc do mojej komnaty. - Ktoś chciałby cię zobaczyć.
- Ale ja nie chcę nikogo widzieć. - Oznajmił beznamiętnie, na co Jakub się cofnął, ale po tym wszedł z Maddie na rękach.
Moja pierworodna córeczka. Niesamowicie zmieniła się przez te kilka tygodni. Jej włoski urosły, były takie piękne. Jasny brązowe i kręcone włoski. Zauważyłam także, że miała nową sukienkę. To pewnie Jakub zapewnił jej kolejne ubrania. Miała na sobie piękną blado pomarańczową sukienkę z białymi falbankami.
- Mamusia. - Zawołała wesoło, wyciągając do mnie ręce.
Mąż położył ją koło mnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko, a następnie spojrzałam na męża.
- Nie powinna mnie widzieć w takim stanie... nie powinna tu być.
- Nie możesz cały czas ukrywać się w komnatach. Wiem, że... - chciał coś powiedzieć, dotykając mnie zarazem, ale zanim to zrobił szybko się odsunęłam. Westchnął. - Charlie.
- Nie zapomniałam co słyszałam. Bycie z tobą w jednym pokoju jest dla mnie dosyć trudne.
Oznajmiłam, wstając z łóżka wraz z Maddie w ramionach.
- Jesteś także królową...
- I matką. - Przerwałam mu. - Matką, która straciło dziecko. Co więcej... - Przymknęłam uszka małej księżniczki. - Z królo i mężobójcą.
- Dlaczego nie dasz sobie wytłumaczyć? Mój ojciec zmarł nagle i żadna w tym moja ręka. Twój mąż, Ksią...
- Przestań. Ani ja, ni mała Maddie nie mamy serca oraz ochoty słuchać tego co mówisz.
Oznajmiłam, odchodząc w stronę okna. Zignorowałam obecność męża i swoją uwagę skoncentrowałam na księżniczce.
- Jak się masz, kwiatuszku?
- Dobrze mamusiu. - powiedziała swym dziecięcym głosem. - Uczę się tańczyć... Przyjdziesz kiedyś zobaczyć jak tańczę?
- Ależ oczywiście, przyjdę jutro. Co ty na to? Może weźmiemy Izzy i Xander'a? Pokażesz im jakieś pierwsze kroki? Myślę, że i oni powinni zacząć naukę tańca.
Byłam nieobecna w życiu dworu przez ostatni czas, ale to nie znaczy, że nie wiedziałam o nauce moich dzieci. Najstarsza księżniczka świetnie radziła sobie z językami i tańcem. Alexander i Isabelle zaczęli w ostatnim czasie naukę łaciny i włoskiego, teraz chciałam spróbować ich w tańcu. Bliźnięta skończą w tym roku trzy lata, ale są niesamowicie bystre.
- Myślę, że masz rację, mamusiu.
Przytaknęła moja córeczka, na co ją pocałowałam i oddałam w ręce niańki, która czekała za drzwiami. Mąż zauważył, że nie zamierzam z nim rozmawiać i wyszedł.
Zawołałam za to jedną ze swoich służących. Była zdziwiona, gdy nakazałam jej przygotować suknię dla kolację dla mnie oraz przekazanie niańkom o przygotowaniu książąt.
***
Gdy zostałam ubrana w czerwoną suknie, a moja głowa przyozdobiona jednym z diademów, udałam się do komnaty dzieci.
- Wasza królewska mość. - Skłoniły się przede mną nianie odziane w brązowe suknie.
Wszystkie moje dzieci wyglądały tak bardzo królewsko. Dziewczynki miały piękne suknie małych księżniczek, a mój jedyny książę miał na sobie podobne ubrania jakie widziałam u jego zmarłego ojca.
- Jakże wy pięknie wyglądacie.
Przyklęknęłam przed dziećmi, aby móc je uściskać. Isabelle i Alexander bylo to siebie tak bardzo podobni, mieli piękne blond włosy oraz niebieskie oczy, zupełnie jak ich ojciec.
- Widzę, że jesteście gotowi. Chodźmy zatem.
Uśmiechnęłam się ciepło do dzieci i poszliśmy do sali jadalnej. Nikt nas najwidoczniej nieoczekiwał. Mnie tym bardziej. Dworzanie wstali. Nawet mój małżonek był zaskoczony moją obecnością, ale nie miałem zamiaru się z nim witać.
- Charlotte, jak dobrze cię wreszcie tu widzieć. - Ucałowała mnie w policzki babcia Jakuba. - Cieszę się, że już czujesz się lepiej.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, zatem zajęłam swoje miejsce przy stole razem z dziećmi. Widziałam jak dworzanie patrzą wyczekująco to na mnie, to na króla. Ja jednak postanowiłam zająć się dziećmi.
***
Od kiedy tylko opuściłam swoje komnaty, widziałam jak bacznie obserwuje mnie dwór. Ja postanowiłam udawać, że tego nie widzę i znów starałam się zachowywać jak królowa powinna. Często przebywałam w sali tronowej i rozmawiałam z dworzanami, niejednokrotnie słyszałam ich aluzji na temat oczekiwanego następnego księcia.
Cóż, z pewnością słyszeli, że król nie zostaje na noc w moich komnatach.
On, sam król też to z pewnością słyszał.
- Plotki się rozchodzą. Nie sprzyja nam to.
Szepnął mi, gdy siedzieliśmy na tronach postawionych koło siebie.
- Nam? - Spytałam kpiąco. - Ja mam syna, który w razie twojej śmierci może zostać królem.
- Nie mówisz poważnie.
- Ależ to całkowicie poważnie. Taka jest linia sukcesji, James. I pierwszą w tej linii osobą jest mój syn, Książę Alexander Francis.
Pomiędzy nami nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Czekałam na to co powie i cokolwiek powie.
- Przyjdę dzisiaj do ciebie. Niech przynajmniej myślą, że sypiamy razem.
- Dobrze, ale na nic więcej nie oczekuj.
***
Cały dwór zdołał usłyszeć o tym, że dzisiejszego wieczoru król spędzi noc w moich komnatach. Wszyscy na nowo zaczęli marzyć o potomku, wszyscy chyba prócz mnie.
"Najdroższy Kuzynie,
Z wielką przyjemnością przyjmę twoje zaproszenie na nawarrski dwór, Henryku. Pamiętam moją pierwszą wizytę tam przed pięcioma laty. Postaram się przybyć tam jak najszybciej, tuż po Wielkanocy. Wtedy będziemy mogli spokojnie porozmawiać, wcale nie ukrywam, że wiem czym motywujesz swoje zaproszenie. W każdym razie przesyłam Ci moje najcieplejsze pozdrawienia.
Królowa Charlotte"
Podniosłam tylko wzrok na drzwi, gdy te się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Jakub. Posłałam mu obojętne spojrzenie i wróciłam do listu.
- Sądziłem, że już śpisz.
- Nie, piszę do Henryka. Zamierzam go odwiedzić w najbliższym czasie.
- Nie pytałaś się mnie.
Zauważył, na co ponownie się odwróciłam i spojrzałam na niego. Zmierzyłam męża wzrokiem, a następnie spytałam.
- Zabronisz mi jechać?
- Skądże? Nie zamierzam ci niczego zabraniać.
- Bardzo dobrze. - Wróciłam do listu, a kiedy go zapieczętowałam,
dodałam. - Zabieram także dzieci.
Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę łóżka. Mąż stanął przede mną i złapał mnie za ramiona.
- Ojciec był chory. Twój mąż chorował od dłuższego czasu. Żadna w tym moja zasługa.
- Dlaczego zatem groziłeś Małgorzacie? Ona sama mówiła to z takim przekonaniem.
- Czy kiedykolwiek coś ci zrobiłem? Zawiodłem cię?
- Jakubie... - westchnęłam.
- Odpowiedz, proszę. Charlie..
- Nie wiem, dobrze?! - krzyknęłam, wyrywając się lekkiego uścisku. - Nic już nie wiem.
Usiadłam na łóżku, zakrywając twarz dłońmi. Próbowałam opanować oddech i trochę się uspokoić. Otarłam łzy i zdmuchnęłam świece przy łóżku. Położyłam się, a koło mnie usiadł mąż, który pierw mnie przykrył.
- Nigdy nie skrzywdziłbym ciebie, ani dzieci.
- Co z królem? Moim byłym mężem?
- Mówiłem Ci już, kochanie.
- Chcę jechać do Nawarry. Napisałam list do Henryka. Będzie czekał.
- Kiedy? Na ile?
- Po Wielkanocy... Na ile? Nie wiem. Na tyle ile uznam za stosowne.
- Dobrze, przydzielę Ci więcej straży na podróż. Ty i dzieci musicie być bezpieczni.
- Dziękuję.
***Nawarra
Podróż trwała kilka dni, ale była wystarczająco spokojna. Dzieci były spokojne, zafascynowane krajobrazami, ale jednak zmęczone.
- Mamusiu daleko jeszcze? - Spytała Isabelle.
- Nie, spójrz tam. - Wskazałam jej punkt w oddali. - Jedziemy do mojego kuzyna.
- Czy dostaniemy tam jakieś jedzenie?
Spytał Alexander, na co się uśmiechnęłam.
- Ależ oczywiście, Król Henryk jest twoim ojcem chrzestnym. Wszyscy zostaniecie przywitani z książęcą godnością.
- Ależ oczywiście, Pani matko. - Odezwała się z prawdziwymi królewskimi manierami Madeleine. - Jesteśmy dziećmi królowej, zatem każdemu z nas należy się szacunek.
- Jej Królewska Mość, Królowa Francji, Charlotte! - Ogłosił herold, gdy wyszłam z karety, następnie ogłoszono przybycie moich dzieci. - Ich Królewskie Wysokości, Księżniczka Madeleine de Valois, Książę Alexander Francis de Valois i Księżniczka Isabelle de Valois.
Przed zamkiem ustawiło się mnóstwo dworzan. Od razu zauważyłam schodzącego ze schodów kuzyna, zatem ogłoszanie jego przybycia było dla mnie zbyteczne.
- Czy to król? - Spytał książę, wpatrując się w Henryka zmierzającego w naszym kierunku
- Ależ on jest przystojny! - Stwierdziła strasza z córek.
- Magdaleno! - skarciłam ją słownie, ale nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Tak dobrze cię widzieć. - zostałam ucałowana kuzyna w policzek.
- Z całego serca dziękuję za zaproszenie. To było coś czego teraz było mi trzeba.
Przyznałam.
- Ostatni raz byłaś tu jako lady Charlotte... a teraz? - Westchnął z podziwem.
Zrobił krok w tył i spojrzał na dzieci, które najwidoczniej na to oczekiwały. Ukłoniły się tak jak uczyli ich guwernaci.
- Prawdziwa królewska krew płynie w ich żyłach. - Stwierdził, na co zapraszającym gestem pokazał nam ścieżkę do zamku.
Kuzyn mój przygotował dla nas prawdziwie królewska ucztę, a także komnaty godne naszych tytułów.
***
- Przykro mi z powodu waszego
syna. - Oznajmił Henryk podczas naszego wspólnego spaceru. - Miałem w planach przyjechać, ale doszły mnie słuchy, że ty i twój mąż...
- Nie proszę, nie tutaj. Przyjechałam tu odpocząć. Śmieszne! Po ostatniej wizycie myślałam, że już tu nie wrócę.
- To wtedy, gdy planowałem wziąć cię za żonę. - Roześmiał się. - Przyznaję się, byłem wyjątkowo natarczywy. Proszę o wybaczenie.
- Nie chowam urazy. Zdaję sobie sprawę, że było to podtykowane rodzinnymi koneksjami.
- Żałujesz?
- Co masz na myśli?
- Ślubu z Jakubem. Nie gniewaj się, Charlotte, ale plotki roznoszą się szybko.
Nie wyglądasz na szczęśliwą.
- Cóż, sporo ostatnio się zdarzyło. Nie wiem jak to do końca ułożyć. W każdym razie! Co z twoją narzeczoną?
- Narzeczoną? Wiesz, że jej nie ma.
Spojrzał na mnie wymownie, na co ja się uśmiechnęłam.
- Księżniczka Mantui jest woln... -
- O nie, nie, nie... Nie będę brał byłej twojego męża.
- Ściągnąłbyś mi problem z głowy, przyznaję. Zgadzam się jednak, że nie będę nalegać.
- Powinnaś pobyć u mnie kilka dni, następnie wrócić do Francji i...
- I? - przerwałam mu z zaciekawieniem do czego zmierza.
- Nie powinno się takich słów mówić przy kobiecie, ale postarałbym się o potomka jak najszybciej.
- Ale Henryku! - Krzyknęłam, ale ten nie dał mi dokończyć.
- Jesteśmy jedynymi Burbonami na tronach. Myślę, że warto byłoby z tego korzystać.
- Wszystkie moje dzieci będą Walezjuszami.
- Owszem, ale wrazie przedwczesnej śmierci ojca to matka zostanie regentką. Burbonka. Ty.
- Mam zrobić coś czego nie chcę?
- Wystarczy, że zapewnisz Francji dziedziców.
- Dlaczego ci na tym zależy? - Spytałam z podejrzliwością. - Gdyby Francji brakło dziedziców to ty jesteś kolejny do tronu.
To twoje słowa?
- Nie, moje.- Przerwał nam pewien głos.
- Alexander? - Spytałam z zaskoczeniem, patrząc na brata.
Nie wiedziałam co teraz planowali. Ściągnęli mnie na obcy dwór, tylko po to aby pokierować mną? Zajęłam miejsce na ławce i słuchałam ich planów.
- Zdawało mi się, że ty nie lubisz mojego męża, drogi bracie.
Oznajmiłam, przechodząc nieco dalej i zajmując miejsce na jednej z ławek.
- Nie zdawało ci się, ale bardziej zależy mi na tym, abyś utrzymała głowę.
- Nie mówisz chyba poważnie.
- Całkiem poważnie. - Stwierdził, siadając koło mnie. - Francji nie podoba się obecny związek króla i królowej. To nie może trwać ani momentu dłużej.
- Ależ Alexan... - nie dokończyłam.
- Charlotte! Nie posłuchałaś mnie raz przed ślubem! Czytałem wszystkie twoje listy, więc teraz mnie posłuchaj.
Mówił dobitnie mój starszy brat, a Henry stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie z zaciekawieniem.
- Dobrze... - przyznałam. - Francja dostanie dziedzica, zadowolną królową... ale do kraju wrócę dopiero za trzy dni... może.
******
Francja
Kwiecień 1579
Na dworze byłam już kilka dni. Póki co pracowałam na poprawienie naszej opinii wśród dworzan. Widziałam zdziwnie męża, gdy się do niego ciepło uśmiechałam. Na królewskim dworze przebywał także mój starszy brat, Alexander Burbon. Dbał o to, aby wszystko szło zgodnie z naszą rozmową.
- Francja potrzebuję Księcia Delfinatu.
Mówił po raz kolejny mój brat, gdy przygotowywałam się do snu.
- Mówiłeś to już... uśmiecham się do niego. Nic jednak nie może przezwyciężyć mojej niechęci do niego w obecnym czasie.
Przyglądnęłam się swojemu smutnemu odbiciu w lustrze. Zbliżył się do mnie brat, obrócił do siebie i złapał za dłonie.
- Nasz ojciec marzył, abyś dokonała czegoś wielkiego. Myślę, że byłby dumny, iż dasz Francji księcia, następcę tronu bardzo blisko spokrewnionego z nami.
- Tak myślisz? - Spytałam, gdy w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnął się do mnie szczerze po raz pierwszy od dawna.
- Dobrze, więc... Zawołasz Jakuba, proszę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro