Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Parę tygodni później...
Kwiecień 1576

Lady Charlotte

- List od Marii dla ciebie.

Uśmiechnął się do mnie, podając mi list, na której była pieczęć królowej Szkotów, a zaraz po tym małą szkatułeczke.

- Mamusia sobie o mnie przypomniała.

"Najdroższa Charlotte

Sporą radością napawa mnie, że Madeleine ma się dobrze i zdrowo.
Słyszałam także, że Twoje relację z Edwardem z każdym dniem staję się coraz to bardziej zażyła. Co niezmiernie powoduje uśmiech na mojej twarzy, a mogę cię zapewnić, że nie ma go tu wiele. Szkocja jest rozdarta na Katolików i Protestantów, a ja jestem pomiędzy tym wszystkim z problemami, których nie jest w stanie udźwignąć jeden człowiek. Jednak wracając do twojej najsłodszej córki Madeleine, przysłałam jej chustę w kolorach szkockiej flagi jako wyraz mojej miłości.

Twoja mama,
Mary"

Przez te kilka miesięcy po narodzinach Madeleine byłam w stanie zrozumieć uczucia mojej matki. Nawet to, że zostawiła mnie we Francji pod opieką swojego męża. Szkocja od lat była rozdarta przez konflikty religijne i najazdy Anglików. Mówiąc szczerze wychowanie mnie w Szkocji nie byłoby dobrym pomysłem.

- Myślisz, że mogłabym odwiedzić Szkocję? - Spytałam Edwarda, który po drugiej stronie stołu przeglądał jakieś grube księgi.

- Szkocję? - Podniósł na mnie zaskoczone spojrzenie.

- Tak, w końcu jestem w połowie Szkotką.

- Dla nich jesteś Francuzką, Charlie. Niezbyt za nami przepadają - Przypomniał Edward, na co spojrzałam na niego błagalnie. - Przecież nie powiedziałem, że nie możesz, tak? Tylko mówię, że możesz być tam niemile widziana.

- Czy to znaczy... - Przeciągnęłam, na co szybko usiadłam mu na kolanach i objęłam jedną dłonią. - Że mogę?

- Możesz, możesz... - Westchnął, całując mnie w policzek. - tylko musisz porozmawiać z Franciszkiem.

- Wstawisz się za mną? Muszę mieć wsparcie.

- Jak zawsze, żono.

***

Udałam się do sali tronowej w celu znalezienia króla Franciszka, ale natchnęłam się tylko na dziewczynkę opakowaną w tak wiele warstw sukien, że zastanowiłam się jak może w tym wszystkim oddychać. Była niższa ode mnie i jakby przestraszona wielką salą, mimo że była w towarzystwie dwóch innych dziewcząt.

- A Ty jesteś? - Spytałam dziewczyny, podchodząc bliżej.

Podniosła się razem z dziewczętami ubranymi w mało zdobne suknie w kolorze ecru.

- Margherita Gonzaga, narzeczona Delfina.

- Przyszła królowa Francji. - Powiedziała jej dwórka, która była wyraźnie podekscytowana, ale dostała kuksańca od Gonzagi.

- Przyszła królowa? No zobaczymy.

Zmierzyłam Włoszkę i wzięłam głęboki wdech.

- Co takiego?

- Alianse potrafią się zmieniać.

- Księżna Orleanu jak zawsze w odpowiednim miejscu.

Usłyszałam dość melodyjny głos króla, który wszedł do sali tronowej wraz ze strażą.

- Właśnie szukałam, waszej królewskiej mości. Jest pewna spra... - Chciałam przejść do konkretów, ale król mi przerwał.

- Poczekaj w gabinetach, dobrze? Mam wrażenie, że to będzie większa sprawa.

Zwrócił się do mnie, na co z trudem przystałam. Posłałam Margherit'zie ostatni uśmiech i wyszłam z sali tronowej.

***

Siedziałam na krześle, na którym siedział w zwyczaju król. Stwierdzam szczerze, że było tu całkiem wygodnie. Franciszek długo nie przychodził, a mi coraz bardziej zaczynało się nudzić. Koniec końców drzwi się otworzyły.

- Tak myślałem, że się rozgościsz.

Usłyszałam od uśmiechniętego Franciszka.

- Długo czekałam na ciebie, mój królu.
W każdym razie chciałbym płynąć do Szkocji. Edward wie i się zgadza.

- Pytałaś się Edwarda? Jestem pod coraz większym wrażeniem waszego związku.

Mówił szukając czegoś na swoim biurku, ale ja ani myślałam się przesuwać.

- Potrzebuję oficjalnego pozwolenia króla i tak się składa, że to jesteś ty, wasza królewska mość.

- Jesteś pewna, że chcesz odwiedzić Szkocję?

- Nie mam tu obowiązków, a tak przynajmniej w Szkocji będę mogła reprezentować Francję. Nasze stosunki wartałoby ocieplić.

- Bylebyś nie ociepliła ich tak jak z Margheritą Gonzagą.

- Jest mała dziewczynką, a ja tylko powiedziałam, że sojusze lubią się zmieniać. Co jest po prostu prawdą.

Wyjaśniłam, na co westchnął, ale uśmiechnął się do mnie.

- Przyjdź południem, dostaniesz pozostałe informacje. Statek będzie gotowy pojutrze.

- Dziękuję.

Pocałowałam króla w policzek w ramach podziękowania i pośpiesznie wyszłam z komnaty, wpadając na korytarzu na James'a. Uśmiechał się do mnie już z daleka. Przystanął na moment, licząc najwidoczniej, że i ja to uczynię. Ja jednak szłam dalej.

- Charlie, Charlie... - Słyszłam za sobą to jak i przyśpieszony krok. - Charlie!

Zawołał James, pociągając mnie w jeden z zaułków zamku.

- Dlaczego uciekasz?

- Widziałam Margherite.

Odparłam ze spuszczoną głową wbitą w skrawek mojej sukni.

- Wiem, słyszałem...

Poczułam jak do moich oczu zaczynają napływać. Nie czułam tego od bardzo dawna. Na ogół starałam się nie płakać, nie chciałam, aby widział to Edward, nie chciałam jego pytań.

- Obiecałeś to wszystko rozwiązać. Łudzisz... łudzisz mnie nadzieją na... na coś więcej.

- Charlotte, kocham cię. - Zaczął, ujmując moje dłonie i całując mnie. - Ani przez moment cię nie łudziłem.

- Nie mogę tak dłużej. - Westchnęłam. - Płynę do Szkocji. Nie wytrzymam tu patrząc na ciebie i te Włoszke. Jest jeszcze inny powód, ale to nieważne.

- Kiedy płyniesz?

- Pojutrze.

- Co z Maddie?

- Zostanie tu, jest jeszcze za malutka na takie podróże

***

W połowie drogi do Calaise zatrzymaliśmy w pałacu Amiens.
Pałac był niemal pusty i był jedną z rezydencji króla. Weszłam do jednej z komnat, która nie była pusta. Stół był wypełniony przysmakami, a na jednym z krzeseł siedział James. Byłam bardzo zdziwiona jego widokiem. Jednak musiałam przyznać, że ucieszyłam się z jego obecności.

- Pomyślałem, że będziesz zmęczona...

Oznajmił, nie spuszczjąc ze mnie wzroku.

- ... i głodna. Bardzo głodna.

- Pomyślałem, że będziemy mogli porozmawiać o nas, o Madeleine...

- O nas? - Przerwałam mu, nakładając sobie kawałek mięsa. - Jestem żoną Edwarda, ty zdaję się masz narzeczoną.

- Jesteś moją żoną, wciąż.

- Tylko, że moje zaślubiny z Edwardem były publiczne. - Westchnęłam. - Jedzmy teraz, jestem okropnie głodna.

***

Niebo szybko się ścięmniło, a my resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Położyliśmy się na łóżku w tym czym przyjechaliśmy do zamku. Leżeliśmy na wznak i spoglądaliśmy na sufit, jakby było na nim coś fascynującego. Ja jednak widziałam. Przypominałam sobie dni, które spędziłam w zamknięciu z dala od dworskiego zgiełku. Za każdym razem moje serce biło szybciej, jeśli miał odwiedzić mnie James, mój przyjaciel, jeszcze wtedy nie brat, ani mąż.

- Pomyśłałeś jakby wszystko wyglądało, gdybym wtedy nie rzuciła w ciebie tym jabłkiem?

Przerwałam głuchą ciszę.

- Na pewno nie byłoby nas tu teraz. Nie byłoby ślubu z Edwardem. Nie byłoby naszego ślubu. Nie byłoby Madeleine.

Podniosłam się lekko na poduszce, aby móc spojrzeć na wyraz twarzy księcia.

- Serio nie wiedziałeś wtedy, że jestem twoją siostrą?

James swój nieobecny do tej pory wzrok przeniósł na mnie i z lekkim uśmiechem powiedział.

- Dalej wierzysz, że zrobiłem to wszystko specjalnie?

- Nigdy tak nie pomyślałam. Zastanawiam się tylko dlaczego nie powiedziałeś mi o swoich rodzicach.

- Prawdopodobnie z tego samo powodu co ty. Ojciec nie jest zły, jednak matką... nie mamy się co chwalić. Zostawiła nas obydwoje

Westchnął, chciałam mu powiedzieć o moich ostatnich przemyśleniach na temat matki, ale zamilczałam. Nie często miałam okazję pobyć z nim sam na sam, a nie chciałam psuć tej chwili.

Opadłam głową na poduszkę i na chwilę zamknęłam oczy, gdy je otworzyłam pochylał się nade mną. Zaczął odgarniać moje włosy z twarzy i delikatnie pocałował mnie w usta.

Wzięłam głęboki wdech, gdy skradł kolejny i kolejny pocałunek. Zmroziło mnie, gdy zaczął podnosić moją moją spódnicę. Leżałam przez chwilę jam kawałek drewna, które nie może się ruszyć. Widziałam jak jego dłoń zmierza do mojego gorsetu.

- Nie mogę, przepraszam.

Oznajmiłam ciękkim głosem, James usiadł koło mnie, a ja podniosłam się do pozycji siedziącej.

- Charlie? Zrobiłem coś nie tak?

- Nie, nie. - Pokiwałam głową, łapiąc go za dłoń i I całując w nią. - Nie chodzi o ciebie.

- Wiesz, ze możesz mi wszystko powiedzieć?

- Będziesz zły i myślę, że to zmieni dużo między nami.

- Nie ma rzeczy, która spowodowałaby, że będę zły na ciebie. Dałaś mi piękną córkę i uczucie, którego nigdy z nikim nie dzieliłem.

- Hmm... I tak wkrótce się dowiesz. Jestem brzemienna z dzieckiem Edwarda.

- Z dzieckiem Edwarda? - Spytał zszokowany. - Myślałem, że wy nie śpicie...

- Ze sobą? Oczywiście, jest moim mężem, bardziej oficjalnie niż ty.

Nie chciałam powiedzieć mu, że w sumie to ja oznajmiłam Edwarodowi o chęci posiadaniu następnego dziecka. Byłam prawdziwie zdenerwowana zaręczynami James'a i prawdę mówiąc pragnęłam wtedy zrobić mu na złość. Edward jednak dobrze zabrał się za swoją pracę, bo już po kilku tygodniach zorientowałem się, że mam pod swoim sercem nowe życie. Nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć, chciałam pierw płynąć do Szkocji.

- Kochasz go?

Spytał bez żadnego uprzedzenia, a ja głęboko westchnęłam, chąc położyć swoją dłoń na jego policzku, ale złapał ją, opuszczając na dół.

- Kochasz go?

Powtórzył.

- Jest mi bliski, troszczy się o mnie i Madeleine, ale nie jest to co czuję do ciebie.- Mówiłam, ale po ostatnich słowach znów ukazały się mi
łzy.-  Kocham cię, zawsze będę.

Oznajmiłam, na co ktoś zapukał do komnaty. Nie zdążyłam nawet zareagować, a James już był schowany zza łóżkiem.

- Tak?! Proszę!

Zawołałam donośnie, na co strażnik otworzył drzwi.

- Rodzina królewska jest wzywana na do zamku.

- Na jaką okoliczność? Nie rozumiem.

- Król Franciszek nie ma się najlepiej.

------------

Na sam początek chciałbym podziękować coolnatka810 za wystawienie mnie w konkursie 😉

Wracając, jak Wam się podobał rozdział? Czy Charlotte nie czuję nic do Edwarda? Jej uczucia względem James'a na prawdę się nie zmieniły?
Czekam na Wasze komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro