Rozdział 10
Lady Charlotte
Źle się czułam po spotkaniu z James'em. Chciałam być jednocześnie bardzo blisko jego, z drugiej jednak strony wiedziałam, że mogę ponieść tego konsekwencje. Moje złe samopoczucie zauważył Edward.
- Źle się czujesz? - spytał przy wspólnym śniadaniu.
- Wszystko jest dobrze, wydaję ci się.
Burknęłam.
W rzeczywistości nic nie było dobrze. Szczególnie, gdy musiałam trzymać się na dystans od James'a, a król zwołał rodzinę królewską na śniadanie.
- Córka naszej zmarłej siostry przyjeżdża dzisiaj na dwór - Oznajmił Franciszek.
Katarzyna Medycejska czyli matka króla, matka Edwarda i babka James'a. Miała wystarczającą ilość szpiegów na dworze, aby wiedzieć o wszystkim co tutaj się dzieję. Sama widziałam ją kilka razy, lecz nigdy z nią nie rozmawiałam.
Służba wnosiła kolejne tace jedzenia z owocami, pieczywem czy jakimiś powidłami. Ja jednak nie miałam na nic ochoty.
Raz na jakiś czas spoglądałam na James'a, który siedział na przeciwko mnie, widziałam jak się do mnie uśmiecha.
- Zjedz coś, skarbie. - Zachęcał Edward. - Nasz książę nie może być głodny.
Mówił, całując mnie w czoło, a następnie w dobrze widoczny już brzuch.
- Nie jestem głodna.
- Myślę, że wuj Edwrad ma rację, Charlie.
Zaaprobował James, włączając się do rozmowy. Kątem oka spojrzałam na króla, który najwidoczniej oczekiwał na moją reakcję.
- Charlie? - Powtórzył Edward. - Nigdy tak do ciebie nie mówiłem, ale podoba mi się. To jak Charlie? Zjesz coś czy mam ci sam nałożyć?
- Możesz nałożyć na swój talerz, ja nie jestem głodna.
- Cha... - Zechciał interweniować ponownie następca tronu.
- Charlotte zje kiedy najdzie ją
ochota.- Wytłumaczył Franciszek, zamykając temat. Uśmiechnęłam się do króla wdzięczna za jego
wstawiennictwo. - Postanowiłem, że Izabele na dworze powita Księstwo Orelanu.
Obwieścił król.
- To dziecko. Trzeba je witać z takim pogłosem?
Spytałam.
- To dziecko jest hiszpańską infantką, zatem tak.
Wyjaśnił mi Edward.
Hiszpańskiego króla, obawiali się wszyscy, zatem i jego najukochańszą córkę trzeba było przywitać z należytym i może nieco wyolbrzymionym szacunkiem jak na paroletnią dziewczynkę.
***
Miałam ubraną na sobie czerwoną suknie, obcinaną pod biustem. We włosach miałam jedną z tiar mojej prawdziwej matki, królowej Szkotów.
- Pięknie wyglądasz.
Oznajmił mi Edward, gotowy do wyjścia na przywitanie księżniczki.
- Dziękuję.
- Idziemy? - Spytał.
- Idź. Zaraz tam dotrę. - Uśmiechnęłam się, robiąc ostatnie poprawki w swojej fryzurze.
Drzwi się zamknęły, na co ja po chwili wstałam, kierując się do wyjścia. Moją uwagę jednak przyciągnął list leżący na biurku mojego męża. Był niezapięczetowany co było bardzo niepodobne do Edwarda. Nie mogłam się powstrzymać, zatem podeszłam bliżej i wzięłam list.
"Do Alexandra
Charlotte ma się dobrze. Nie pomyślałem, że potrafi być taka zabawna. Czuję się jakby bym pilnował swoją młodszą siostrą. Czasem wpada w histerie i próbuję ją uspokoić. Chociaż odczuwam niejednokrotnie, że coś przede mną ukrywa. Jednak nie jestem o to na nią zły. Sam nie jestem z nią całkowicie szczery. Oczywiście, wszystko robię z jak największą dyskrecją. Nie chcę, aby się wpadła w histerię. Mam nadzieję, że wkrótce Charlie da mi syna. Potrzebuję dziedzica. Jeszcze jedno. Cześć posagu Charlotte nie wpłynęła, liczę, że stanie się to w najbliższym czasie.
Edward"
Poczułam jak do moich oczy napływają łzy. Własny mąż miał mnie za dziecko i okropną histeryczke. Dodatkowo zdradzał mnie z innymi w niezauważalny dla mnie spokój. Za to wszystko domagał się jeszcze niezapłaconego posagu.
Położyłam list, gdzie leżał wcześniej i wyszłam, aby dołączyć do męża na powitaniu Izabeli. Mimo wszystko nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Chyba zauważył, że jestem nie w humorze, bo rzucał mi ukratkowe spojrzenie.
- Coś się stało? - Spytał, ale milczałam, zatem zrezygnował na moment z dalszej dyskusji. - Co się stało, Charlotte?
- Obchodzi cię to?
- Jesteś moją żoną i matką mojego dziecka. Oczywiście, że tak.
- Mi się wydaję natomiast, że jestem dla ciebie dzieckiem. Dzieckiem, które dano ci do opieki. - Mówiłam szybko, gdyż byłam zdenerwowana. - Nie musisz się o mnie troszczyć... czy dbać... daj dziecku swoje nazwisko niezależnie czy będzie chłopcem czy dziewczynką. Dam tyle rzeczy na ile Bóg pozwoli, a ty możesz się bawić do woli z innymi.
Przerwałam, gdy kareta stanęła w miejscu, a z niej wysiadła dziewięcioletnia dziewczynka ubrana w wiele warstw sukien jakby miała nieoczekiwanie zmarznąć w środku lata. Po jej ramionach spływały ciemne blond włosy przykryte czerwoną chustą.
- Dobrze cię widzieć, Izabelo. - Przywitał ją pierw mój mąż, następnie wyciągnął dłoń do mnie, abym podeszła bliżej. - Poznaj moją żoną Księżną Orleanu, Charlotte Burbon.
- Masz bardzo piękną żonę, wuju. - Powiedziała Infantka, spoglądając na mnie z szerokim uśmiechem.
Chciałoby się powiedzieć, że co z tego, iż piękna skoro i tak jemu nie wystarcza.
- Mam nadzieję, że mile spędzisz czas na francuskim dworze. - Powiedziałam szczerze. - Teraz zostawiam cię pod opieką Edwarda.
Posłałam mężowi mroźny uśmiech i sama odeszłam w kierunku wejścia do zamku. Nie miałam dzisiaj ochoty na towarzystwo księcia, szczególnie po tym jak przeczytałam list skierowany do syna mojego zmarłego ojca.
Postanowiłam udać się do kaplicy, aby się pomodlić. Tak bardzo chciałam dać Edwardowi syna. On byłby szczęśliwy z posiadania potomka, ja byłabym szczęśliwa z posiadania mojego małego James'a.
- Charlie... - Usłyszałam znajomy głos.
Przeżegnałam się i wstałam z klęczek, obracając się do mojego gościa. Wiedziałam doskonale, że był to mój pierwszy mąż. I mówiąc szczerze ledwo się powstrzymałam, aby nie przytulić się do niego... Poczuć jego dotyk i zapach z bliska było teraz moim największym marzeniem. Jednak nie mogłam pozwolić na upust uczuciom dla dobra dziecka.
- Nie powinieneś tutaj być.
- Musiałem pobyć z tobą, chociaż przez chwilę... - Wyjaśnił, podchodząc bliżej.
- Tęsknię za tobą. - Wyrwało mi się, na co spuściłam wzrok.
Wiedziałam, że James się uśmiechnął na te wyznania.
- Czy to już wkrótce przywitamy nasze dziecko?
- Na litość boską, mów ciszej. - Zadrzałam na jego wcześniejsze słowa. - Gdy urodzę syna, co miejmy nadzieję, nastąpi wkrótce, będę prosić o nieuważnienie małżeństwo z Edwardem.
- Myślę, że to nie będzie mądrym posunięciem, Charlotte. - Zauważył, na co podniosłam na niego wzrok, widziałam jego zmartwioną twarz.
- Co to znaczy? Że nie mam prawa być szczęśliwa? Nie mam prawa być z człowiekiem, którego prawdziwie darze miłością? Zamierzam porzucić mądrości Alexandra i zacząć żyć tak ja pragnę. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale muszę. Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie. Chcesz być ze mną? Bez ciebie nie ma to najmniejszego sensu.
- Oczywiście, że chcę. - Powiedział, ujmując moją twarz i całując mnie w
usta. - Jesteś miłością mojego życia i żadne małżeństwo tego nie zmieni.
***
"Droga Elżbieto
Wierzę, że miałaś sposobność słyszeć o mnie wiele plotek, historii czy domysłów. Myślę jednak, że sama jesteś w stanie zweryfikować, która z nich jest prawdziwsza. Jestem żoną francuskiego księcia Edwarda, którego Twój młodszy zmarły brat, król Edward VI miał okazję zostać chrzestnym. Jestem otoczona przez silnych mężczyzn, którzy we wszystkim widzą zysk i okazję. Nie trudno mi o tezę, że znasz te uczucie bardzo dobrze. Niemniej jednak mam coś co mogłoby ci pomóc, a może sama jestem kluczem do zniszczenia pewnego wroga jakim jest twoja kuzynka Maria. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, proszę, daj znać swojemu ambasadorowi. Jednak i ja pragnę czegoś w zamian.
Księżniczka Krwi, Charlotte Burbon"
Angielska królowa była największym wrogiem jakiego moja matka kiedykolwiek miała. Muszę wywalczyć sobie wolność, nawet jeśli ma to oznaczać zdradę na rzecz Anglii.
Nocą, gdy zamkowe korytarze są puste udałam się z komnaty pod drzwi angielskiego ambasadora. One same były zamknięte, zatem postanowiłam list zostawić pod drzwiami, a sama wróciłam na komnaty.
Gdy położyłam się do łóżka, nieoczekiwanie usłyszałam pukanie do drzwi moich komnat. W prawdzie niespodziewałem się nikogo o tej porze, ale pozwoliłam na wejście. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że jeszcze dziś go zobaczę albo chociażby w najbliższych dniach. W każdym razie jak można było się domyślić był to Edward.
- Pomyślałem, że musimy porozmawiać.
Zaczął, na co ja lekko podniosłam się na poduszki.
- Ja za to nie jestem pewna czy w ogóle mam ochotę na rozmowę z tobą.
Odrzekłam, na co Francuz westchnął i kontynuował.
- Jestem twoim mężem, pod względem prawnym wszystko co twoje jak i ty należysz do mnie. Jednak nie traktuje cię przedmiotowo. - List, który przeczytałaś na obecną chwilę nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
- Nie?
Wyrwało mi się.
- Był napisany przed tym, gdy powiedziałaś mi, że nosisz w łonie nasze dziecko. Gdy mnie o tym poinformowałaś, wszystkie moje kochanki poszły w zapomnienie.
- I ja mam w to uwierzyć?
Spytałam, czując lekki skurcz w podbrzuszu co mnie zaniepokoiło. Wzięłam głęboki wdech.
- Wszystko dobrze?
- Nie zmieniaj tematu!
- Charlotte, spełniam każdą Twoją zachciankę. Chciałaś pomarańcze, dostałaś pomarańcze. Moja matka namawiała do przygotowania komnaty niewieściej i umieszczenie ciebie w niej przed i po porodzie. Walczyłem jak lew, aby do tego nie dopuścić, bo wiem, że boisz się ponownego odosobnienia.
Czułam jak się kurczę pod wpływem tych wyzwań, które mimo wszystko były prawdą. Czego chciałam od Edwarda, on zawsze mi to dawał.
- Nie wiem co mam o tym sądzić. Jeśli pozwolisz, chciałabym odpocząć.
Opadłam głową na poduszkę, patrząc na długie turkusowe zasłony.
Widziałam kątem oka jak do mnie podszedł i ucalował w czoło.
***
Następnego ranka zaraz po tym jak ubrały mnie dwórki do moich komnat przyszedł król Franciszek. Pierwszy raz od kiedy oficjalnie zaczęłam mieszkać na francuskim dworze.
- Król Franciszek...
Skłoniłam się na tyle ile pozwalał mi mój ciążowy brzuch. Twarz króla miała wyraz jaki nigdy niewidzialam. Nie był zły, ale smutny jakby czym rozczarowany. Chwilę później poczułam jak serce mi przyśpiesza na widok listy adresowanego do królowej Elżbiety w rękach króla Francji.
Złapałam się za oparcie krzesła, a następnie na nim usiadłam.
- Widzę, że wiesz co to jest.
Powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułam jak w moim gardle zasycha na tyle, że nawet przełknięcie śliny stawało się niemiłosiernym bólem.
- Nic nie powiesz, Księżniczko Krwi?
Po dłuższej chwili ciszy, Franciszek dalej kontynuował.
- Ten list nadaję się pod sąd jak dowód na zdradę.
- Co cię zatem powstrzymuje, mój królu?
Spytałam wstając ze łzami w oczach i w tym samym momencie poczułam kolejne w ostatnich godzinach skurcze.
Nie odpowiadał nic podczas, gdy ja z wielkim kamieniem na sercu oczekiwałam na to co postanowi wkrótce.
W jednym momencie poczułam jak coś ze mnie chlusnęło. Spojrzałam w dół z rozdziabionymi ustami.
- Co... nie... nie teraz... - Zaczęłam się jąkać, wiedząc, że poród się zaczął.
--------
Tym właśnie sposobem doszliśmy do 10 rozdziału "The Lady and The Stranger". W piątek także Uczniowie, w tym ja zaczęliśmy wakacje. Dlatego życzę Wam, aby ten odpoczynek był przyjemny i bezpieczny. Zmieniacie może szkołę po wakacjach? Jesteście zadowoleni ze świadectwa? Która klasa Was czeka?
Natomiast powiedzcie mi co sądzicie o rozdziale? Czy Charlie mądrze postąpiła w ogóle próbując wysłać list do Anglii? I czy uważacie, że Edward
mówił prawdę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro