2.
— To już twoja trzecia wizyta w ciągu tych kilku dni. Jeśli przerzuciłeś swoje uczucia na mnie, Irwin, to, nie ukrywam, bardzo mi to schlebia, ale jak wiesz, nie odwzajemniam ich.
Zrobiłem zniesmaczoną minę, co Hemmings skwitował delikatnym uśmiechem.
— Tak naprawdę artykuł został wysłany już do korekty, druga wizyta dała mi dużo więcej niż pierwsza. Tym razem przyszedłem tutaj na podłożu całkowicie prywatnym.
Blondyn uniósł lewą brew, co było jedynym gestem wyrażającym jego niewielkie zaskoczenie.
— Chcesz mi życie umilić, czy też moje życie jest na tyle ciekawe, że chcesz je poznać bardziej niż wcześniej? Wiem, że chodzi o drugą opcję, nie musisz odpowiadać.
— Zatem po co pytasz?
— Żeby pociągnąć dalej rozmowę. Co chcesz wiedzieć zatem?
Odchrząknąłem.
— Chloe wróciła z urlopu do pracy, chcę do niej wpaść... — zacząłem. Na wzmiankę o blondynce Luke od razu się wyprostował i odrobinę ożywił. — Pomyślałem zatem, żeby wypytać co u ciebie, żeby potem, jak wspomnę, że u ciebie byłem, przekazać jej te wiadomości.
— Pytaj zatem — zaproponował nonszalancko mężczyzna, choć w jego postawie widać było, że nie mógł się doczekać kolejnych wiadomości od swojej ukochanej.
— Zacznę zatem od najtrudniejszej kwestii. Co z twoim guzem?
— Jestem pod kontrolą lekarzy, zatem nie ma szans, żeby mi coś ponownie odwaliło.
— Nie da się go zoperować? — dopytałem.
Hemmings skrzywił się lekko.
— Da się i proponowano mi to już, tylko... boję się, że skończę jako warzywko.
— Myślałem, że Luke i tchórzostwo się wykluczają.
— Też tak myślałem — odparł mężczyzna, odchrząkając. — Wiem, że powinienem się zdecydować na operację, ale nie potrafię, choć, nie przeczę, cały czas to rozważam.
— Tylko jedna osoba potrafiłaby cię przekonać.
Blondyn otworzył szeroko oczy.
— Nie mów jej o tym. Nie będę cię o to błagał, ale nie rób tego.
— Ona i tak wyczuje, że coś przed nią ukrywam i jesteś tego jak najbardziej świadomy — zauważyłem. Luke wydał z siebie sapnięcie pełne irytacji.
— Wiesz, co będzie, jak się dowie o tym, że jeszcze nie zgodziłem się na operację?
Wzruszyłem ramionami.
— Zacznie truć ci dupę. Stary, powiedz mi coś, czego nie wiem.
— Mi się udało ją okłamać, to i ty dasz radę — stwierdził mój towarzysz. — Wróćmy do tematu.
— Jak u ciebie ogólnie? Tak, wiem, więzienie to nie wczasy, ale... bardzo źle jest?
— Szczerze? Myślałem, że będzie gorzej. Mnie się nikt nie czepia, ja się nie czepiam innych i tak każdy sobie wegetuję. Najbardziej podskakujący są w odosobnieniu, też mnie na początku tam umieścili, ale gdy wynikły fakty z moją chorobą i z tym że jestem całkiem grzeczny, to przestano zwracać na mnie uwagę. Wszyscy starają się nie wychylać, bo przy dobrym sprawowaniu można dostać przepustkę.
— Nadal bierzesz leki?
Mężczyzna pokręcił głową.
— Odstawiłem je. Musiałem im trochę potruć, by się na to zgodzili.
— A jak się czujesz? Tak ogólnie? Tutaj i... no.
Luke uśmiechnął się z podszytą szyderstwem.
— Jeśli myślisz, że ci się zwierzę, Irwin, to się całkiem grubo myślisz. I nie przekona mnie nawet fakt, że widzisz się dzisiaj z Chloe. Wolałbym porozmawiać z nią osobiście.
— Myślę, że akurat to da się załatwić bez problemu.
Hemmings westchnął.
— Mam nadzieję. Nie zdziwiłoby mnie, jakby nie chciała.
— A mnie by zdziwiło.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
— Co masz na myśli?
— Mam na myśli to, że teraz ona nie ma nic do stracenia. Stała się gwiazdą po tym, jak cię przyskrzyniła, zatem jej reputacja już nijak będzie mogła ucierpieć. Nikt jej nie będzie robił problemów ani rzucał kłód pod nogi, bo wszyscy rozumieją, w jakiej sytuacji siebie postawiła. Na dodatek intrygujesz ją Luke. Jako jedyny. Nie wierzę, że dałaby radę i chciała zrezygnować z jakiejkolwiek formy kontaktu z tobą. Jest uparta i silna, ale nie aż tak, nie oszukujmy się.
Hemmings powoli pokiwał głową, przygryzając kciuk.
— Mam nadzieję, że masz rację.
Rozłożyłem ramiona.
— Zaufaj mi.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
— Prosisz o niemożliwe.
Uśmiechnąłem się lekko.
— Domyślam się.
Spojrzałem na zegarek.
— Uciekam, muszę jeszcze kilka rzeczy załatwić.
— Ashton — zaczął Hemmings, nie odrywając ode mnie wzroku. — Namów ją. I nie mów nic o operacji.
Pokiwałem głową i pożegnałem się z mężczyzną.
— Cześć najlepsza policjantko w tym mieście! — przywitałem się radośnie z Chloe, wchodząc do jej gabinetu z szerokim uśmiechem. Kobieta odwzajemniła gest, nie omieszkując przy okazji przewrócić oczami na moje słowa.
— Nie mów tak, bo moja samoocena wybije poza skalę — odparła, lecz wstała z krzesła, żeby przytulić mnie na powitanie. Uścisnąłem ją mocno, tym samym czując stracone kilogramy, których musiała się niecelowo pozbyć w czasie urlopu. Jednak na twarzy to nadal była nasza Chloe, radosna tak, jakby przez ostatnie trzy tygodnie nie przechodziła załamania nerwowego w najczystszej postaci.
— Jakby już tak nie było. Nikogo do siebie nie dopuszczałaś przez ostatnie trzy tygodnie, zatem... przynoszę zaległy artykuł.
Kobieta praktycznie wyrwała mi z ręki artykuł, siadając ponownie za biurkiem. Usiadłem na krześle naprzeciwko, nie mogąc usiedzieć z podekscytowania. Mimowolnie nawet poganiałem blondynkę w myślach, żeby czytała szybciej. W końcu pokiwała głową z uznaniem wypisanym na twarzy.
— Świetny artykuł, świetny. Mam nadzieję, że redaktor cię wynagrodził za niego.
— Owszem, dostałem całkiem niezłą podwyżkę. Głównie też za to, że udało mi się porozmawiać z Luke'iem.
Chloe delikatnie drgnęła, a w jej oczach pojawiły się żal wymieszany z bólem. Czyli nie było jeszcze tak super dobrze, jakby chciała udawać.
— I co u niego? — zapytała, próbując ukryć swoje uczucia.
— Nie mówiłaś, że to jest aż tak ciekawa postać.
— Mówiłam, tylko nikt mnie nie słuchał.
Tym razem ja przewróciłem oczami.
— Bynajmniej — odchrząknąłem. — Jest... spokojniejszy. Odstawił już leki psychotropowe, jest pod kontrolą lekarzy, zarówno psychiatry, jak i neurologa, pilnują, by mu nic nie odwaliło.
— Nie ma szans z tym guzem, prawda?
Pokręciłem głową, udając smutek najbardziej, jak tylko umiałem.
— Nie ma. Przykro mi Chloe — skłamałem. Wyglądało na to, że przyjaciółka mi uwierzyła. — Prosił przekazać, że jeśli będziesz na siłach i będziesz chciała, to on wpisał cię na listę widzeń, także, żebyś się nie krępowała go odwiedzać.
— Trochę niezręczne to jednak jest, w końcu to ja go wsadziłam do kicia.
— Bynajmniej Luke nie wygląda, jakby miał ci to za złe, wręcz prosił, żeby ci podziękować.
Brwi Chloe uniosły się do góry w geście zaskoczenia.
— Żartujesz.
Pokręciłem głową.
— Nic z tych rzeczy. Wyznał, że dzięki temu w końcu ma kontrolę nad sobą i nad tym, co robi. Więcej rzeczy się dowiesz, jak zdecydujesz się z nim spotkać.
— Skąd wiesz, że to zrobię?
Uśmiechnąłem się z pobłażliwością.
— Trochę się znamy, Sherridan i każdy z nas dobrze wie, że w końcu to zrobisz.
Kobieta przygryzła wargę, zastanawiając się nad moimi słowami. Szturchnąłem jej nogę delikatnie pod biurkiem.
— Dawaj, Chloe, co ci szkodzi?
Kobieta przechyliła lekko głowę w prawo i pokiwała głową, co uznałem za akceptację. Jednakże słowa, które wyszły z jej ust, w niewielkim stopniu zaprzeczyły gestowi.
— Zobaczymy.
Dźwięk powiadomienia, jaki wydobył się z mojego telefonu, sprawił, że oboje zwróciliśmy uwagę na przedmiot. Sherridan wręcz się wyprostowała, przez co spojrzałem na nią uważniej.
— Przepraszam, po prostu został mi jeszcze taki nawyk. Trochę jak wytrenowany pies Pawłowa.
— Na psa nie wyglądasz — zażartowałem, wyciągając telefon z kieszeni kurtki. Na ekranie widniało powiadomienie o nowej wiadomości w skrzynce pocztowej. — Jakiś czytelnik do mnie napisał.
— Albo czytelniczka — poprawiła mnie Chloe.
— Albo czytelniczka — powtórzyłem mrukliwie, zajęty otwieraniem wiadomości.
Cześć Ashton! Już od dawna czytam twoje artykuły, lecz dopiero teraz odważyłam się do ciebie napisać. Tak jak ty, fascynuje mnie temat zabójstw i morderców. Masz rację, ich psychika jest naprawdę fascynująca, dlatego odkrywanie tego, o czym myślą i co czują, sprawia, że na mojej skórze pojawia się dreszcz emocji. Jeśli chciałbyś się czegoś ciekawego dowiedzieć, mogę ci zdradzić kilka rzeczy, z życzliwości do ciebie chętnie to zrobię.
Dlatego też uważam, że artykuł o Elżbiecie Batory był dużo za krótki. Była to na tyle ciekawa postać z historią pełną niedopowiedzeń, że na jej temat powinno się napisać artykuł na co najmniej dwie kartki. Tobie zabrakło półtora.
Bardzo lubię czytać twoje artykuły, wręcz mogę powiedzieć, że jesteś moim ulubionym dziennikarzem. Mam nadzieję, że twoje kolejne prace będą dłuższe, żebym miała co czytać po dniu pełnym ciężkiej pracy, zarówno fizycznej, jak i umysłowej.
Życzę dalszej owocnej pracy i mnóstwa inspiracji, co, powtórzę swoją prośbę, mogę zaoferować.
Pozdrawiam
Killing Queen
Ps. 51º 33' 5.907" N 0º 17' 40.347" W
— I co napisała? — zapytała zaciekawiona Chloe, odrywając wzrok od monitora i przenosząc go na mnie.
— Napisała, że jestem jej ulubionym dziennikarzem, utożsamiła się z moim zawodem, bo wyznała, że też ją ciekawią mordercy i dostałem naganę, że poprzednia praca była za krótka. Proponuje siebie jako inspirację.
— Ciekawy podryw — zażartowała blondynka.
— Na tyle ciekawy, że nie podpisała się imieniem i nazwiskiem, tylko pseudonimem.
— Jakim konkretnie?
— „Killing Queen".
Chloe uniosła delikatnie brwi do góry.
— A także wysłała mi współrzędne — dodałem.
— Mogę zobaczyć?
Podałem jej urządzenie.
— Zrobiłaś się jakaś... łagodniejsza po tym urlopie.
— Dopiero się rozkręcam — wymruczała, czytając email. Następnie zwróciła się ku monitorowi, najprawdopodobniej wpisując podane współrzędne. — Wembley Hotel.
Zmarszczyłem czoło, odbierając telefon z jej dłoni.
— Wembley Hotel? Co to może znaczyć? — zadałem pytanie, skierowane bardziej do siebie niż do kobiety.
— Może to jest zaproszenie na gorącą noc połączoną ze śniadaniem? — podsunęła żartem moja towarzyszka.
— To niedorzeczne, Chloe.
— Czemu?! Może jest wstydliwa i nieśmiała i to był jedyny sposób? A tak szczerze Ashton, ja bym po prostu pojechała w to miejsce i sprawdziła. Jasne, że nie chodzi o randkę, bo jakby chodziło, to by podała ci dzień i godzinę. To po pierwsze. Po drugie, czytelnicy przeważnie podpisują się imieniem, prawda?
Pokiwałem głową.
— Zatem niepokojący jest ten pseudonim. Jeśli chcesz, mogę pojechać tam z tobą.
Pokręciłem głową.
— Nie trzeba, sam to sprawdzę w wolnym czasie, ale dzięki za propozycję. Wróć do normy po urlopie.
— Dzięki za troskę Ash, ale wszystko jest w porządku.
— Jesteś pewna?
— Słowo harcerza.
— Nigdy nie mówiłaś, że byłaś harcerzem.
Sherridan wzruszyła ramionami.
— Bo nie byłam. Ale słowo mogę dać.
//Spodziewałam się, że drugi rozdział będzie najwcześniej po maturach, ale zaskoczyłam samą siebie. Pamiętajcie, że ja się dopiero rozkręcam, kochani//
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro