Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

— Wstawaj leniu, mamy dzisiaj mnóstwo do zrobienia. — Kopnęłam Michaela kilka razy, na co mężczyzna obrócił się z głośnym jękiem na plecy, aby finalnie usiąść na łóżku.

— Jesteś już ubrana i umalowana? O której ty wstałaś? — zapytał z niedowierzaniem.

— Wcześniej niż ty — odpowiedziałam, popijając kawę.

— To na pewno — wymamrotał, wstając z łóżka. — Idę pod prysznic. Żadnych wieści z Londynu?

— Żadnych. Wydaje mi się jednak, że nasze plany odrobinę pokrzyżowały plany zabójczyni. Laska zaczyna czuć nasz oddech na swoim karku.

— I bardzo dobrze, powinna, nie po to myję zęby po każdym posiłku.


W momencie, gdy wsiadaliśmy do samochodu, tablet wydał dźwięk oznajmiający przychodzące połączenie wideo. Zapięłam szybko pas na miejscu pasażera, po czym kliknęłam zieloną słuchawkę.

— Nie dzwonicie bez powodu — oświadczyłam, skupiając się jednocześnie na ekranie, na którym widniała twarz Caluma i na wykonywanym przez Michaela manewrze.

— Gdybym chciał zapytać, czego się dowiedzieliście, zadzwoniłbym wieczorem, ale ciało, które znaleźliśmy, zmusiło nas do czegoś zgoła innego.

— Zidentyfikowaliście już ofiarę? — zapytałam bez nadziei.

— Jeszcze nad tym pracują.

— Pokaż mi ją — zaapelowałam.

— Uprzedzam, jest równie brutalnie co wcześniej — ogłosił, obracając kamerę i kierując ją na martwe ciało. — Sprawca odciął ofierze penisa i ręce w nadgarstkach, po czym ułożył je tak, jakby robił... wiadomo co.

— Pokaż mi — poprosił Mike.

Spojrzałam w lusterka.

— Zwolnij, będę trzymać kierownicę.

Ułożyłam prawą rękę na przedmiocie, lewą podnosząc tablet tak, by mój partner mógł zobaczyć tyle samo, co ja.

— Jezusie, to jest naprawdę okrutne — stwierdził, wracając do poprzedniej pozycji.

— Jednakże nie to było powodem śmierci — uprzedził nasze domysły Ben, również pokazując się w ekranie. — Przyczyną była rana postrzałowa w serce. Przelotowa, także może uda nam się odnaleźć kulę, ale to się okaże.

— Miejsce znalezienia to jest też miejsce morderstwa, czy tak jak poprzednio, ciało zostało przeniesione?

— Macie szczęście, bo morderca zabił tutaj — odpowiedział Ben.

— Nie nazwałabym tego szczęściem, jak jesteśmy dwieście kilometrów dalej — wymamrotałam, nadal wpatrując się w martwe ciało. — Co jest pod lewą nogą ofiary?

— Co? — zapytał zdezorientowany Cal, patrząc we wskazane przeze mnie miejsce.

— Lewa noga, udo dokładniej — powtórzyłam.

Brunet wziął rękawiczkę od Bena, oddając komuś telefon, po czym podniósł wspomnianą przeze mnie część ciała. Gdy w końcu cofał rękę, już widziałam, co to jest.

— Telefon — wyszeptałam.

— Dokładnie tak, Chloe — potwierdził znany nam głos.

— Cześć Ash — przywitałam się z mężczyzną mimochodem. — Pokaż mi ten telefon.

— Jeden z tych starszych, z klawiaturą i na kartkę SIM. Pewnie nie została nawet zarejestrowana.

Urządzenie krótko zawibrowało w ręku mężczyzny.

— Wiadomość? — dopytałam. Cal krótko skinął głową.

— „Tik tak, czas leci, nie tylko wasz, ale ludzi na moim celowniku również" — przeczytał Hood.

— Chloe jesteśmy już — ogłosił Michael, delikatnie szturchając mnie w nogę. — Mogę jeszcze ja zobaczyć?

— Jasne, proszę. — Podałam blondynowi urządzenie.

— Możecie pokazać mi jego twarz? — poprosił Clifford, marszcząc brwi. — Ja go znam.

Spojrzałam zaskoczona na Mike'a i pewnie nie tylko ja.

— Skąd? — zapytał zszokowany Hood.

— Mieszka w moim bloku, w tej samej klatce, co ja, tylko na parterze. To jest jego mieszkanie.

— Michael, jak on się nazywa? — zadałam pytanie, delikatnie dotykając ramienia przyjaciela w wyrazie otuchy.

—Finn Scalavar — odpowiedział szeptem. — Tak blisko mojego mieszkania...

— Mike, osobiście sprawdzę, czy wszystko jest tam w porządku, okej?

Blondyn pokiwał głową, nadal zszokowany.

— Kiedy on zmarł? — dopytał.

— Dzisiaj w nocy, po waszym wyjeździe — odrzekł Ben.

— Przykro nam, Mikey — wyszeptałam, nie przestając głaskać jego ramienia. — Jeśli chcesz, możemy...

— Nie, nie ma takiej potrzeby. Musimy podkręcić tempo, Chloe.

— Żaden problem — powiedziałam. — Prześlecie mi wszystkie informacje na e - mail? Zdjęcia, raport, tym podobne.

— Jasne, po południu będziesz miała wszystko na poczcie — zapewnił Calum. — Zadzwonisz wieczorem?

Kiwnęłam głową.

— Złożę sprawozdanie. Do później.

— Do później — pożegnał się Cal z Ashtonem, a następnie się rozłączyli.

Spojrzałam uważniej na przyjaciela.

— Na pewno nie chcesz przerwać tego i wracać do domu? — dopytałam łagodnym tonem.

— Na sto procent. Jesteśmy za blisko, by teraz to przerywać i rezygnować.

— Złapiemy ją — obiecałam.

— Wierzę w to.


Zapukałam cicho w drzwi, po czym cofnęłam się o krok. Wejście przed nami otworzyła kobieta, ewidentnie już po czterdziestce, choć wyraz jej twarzy powodował, że można by jej dać jeszcze więcej.

— O co chodzi? — zapytała, blokując całą sobą przejście.

— Nadinspektor Chloe Sherridan i inspektor Michael Clifford, jesteśmy z londyńskiej policji. Chcielibyśmy z państwem porozmawiać, a już szczególnie z pani mężem. Uważamy, że mogłoby to pomóc w śledztwie.

Pani Skylar zawahała się, ale finalnie odsunęła się na bok, puszczając nas.

— Carl, do ciebie — ogłosiła, wracając do środka, nawet nie spoglądając na swojego męża.

Mężczyzna wyszedł w naszą stronę.

— W czym mogę państwu pomóc? — zapytał ze zmarszczonym czołem. Jego twarz poznaczona była zmarszczkami, a krótkie włosy stały się całkowicie siwe. Jednakże jego postawa i sylwetka nadal wskazywały, że pracował jako policjant.

— Nadinspektor Chloe Sherridan i inspektor Michael Clifford, chcielibyśmy zadać panu kilka pytań, które mogłyby pomóc nam w śledztwie — wyjaśniłam, pokazując odznakę.

— Mogę zobaczyć legitymacje? — poprosił.

Bez słowa podaliśmy panu Skylarowi dokumenty, które po krótkiej chwili nam oddał.

— W porządku. Usiądźmy może. Co dokładnie chcieliby państwo wiedzieć?

— Chodzi nam głównie o pana pracę. Czy któraś interwencja zapadła panu najbardziej w pamięć? Najdłużej trwała, była najbardziej emocjonalna? Zastanowi się pan dobrze, mamy czas, nie pospieszamy.

Zapadło milczenie. Rzeczywiście nie nalegaliśmy, każda informacja mogła nam się rzeczywiście przydać, a żeby je sobie przypomnieć potrzeba czasu.

— Była taka jedna — zaczął mężczyzna, nie przestając wpatrywać się w ścianę za naszymi plecami. Razem z Michaelem wyprostowaliśmy się na krzesłach, skupiając się na naszym rozmówcy. Clifford od razu przygotował palce na klawiaturze podłączonej do tableta. — Był to przypadek przemocy w rodzinie, dość specyficznej.

— Co sprawiło, że zapadło to panu w pamięć? — dopytałam.

— Pomijając tę specyficzność? Fakt, że pomimo mnóstwa interwencji, rodzina nigdy nie zgłosiła tego na policji. Warminster nie jest dużym miastem, plotki dość szybko się tu rozchodzą. Wszyscy wiedzieli, że on biję ją i córkę, ale wszyscy nabierali wody w usta, nawet sama ofiara.

— W którym roku nastąpiła pierwsza interwencja?

— Dwutysięczny, tuż przed Sylwestrem.

— Jak oni się nazywali? — zadał pytanie Michael, zanim ja wystosowałam kolejne.

— Niech ja pomyślę... Queen? Tak, Queen.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Sprytnie.

— Dlaczego powiedział pan, że to była specyficzna rodzina?

— Ich córka jest wynikiem kazirodczego związku, gwałtu, dokładniej rzecz biorąc — powiedział cicho, tak, jakby to nadal pozostawało sekretem. Może i tak było.

— A mimo to wzięli ślub — stwierdziłam.

— Owszem, rodzina nalegała.

— Czy ich córka mogłaby mieć do pana urazę? Chcieć pana zranić?

Mężczyzna pokiwał głową.

— Jeszcze na początku całej tej sprawy, kiedy nie mieliśmy żadnych dowodów na przemoc domową, nie widzieliśmy żadnych obrażeń, a sąsiedzi przyznawali, że to nie oni dzwonili, kazałem jej nie kłamać.

— Akta z interwencji będą w archiwum na komendzie?

— Powinny być, są dość długo przetrzymywane.

— Dziękujemy bardzo za rozmowę — ogłosiłam, wstając z krzesła, gdy Clifford dał mi znać, że nie chce nic więcej wiedzieć. — I przykro nam z powodu pana syna.

— Dziękuję. Gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc, proszę się nie krępować, przychodzić i dzwonić.

— Dobrze.

Już mieliśmy wychodzić, gdy się zatrzymałam, przypominając sobie o jeszcze jednej rzeczy, o którą miałam zapytać.

— Na jakiej ulicy mieszkali?

— Cannimore Road.

Gdy wyszliśmy z domu, kierując się do samochodu, Michael zagadnął.

— Chcesz tam jechać?

— Później. Najpierw chcę zobaczyć te akta.



Weszliśmy na komendę, która w porównaniu do naszej londyńskiej wydawała się mała. Praktycznie od razu podszedł do nas komendant, którego uprzedziliśmy wcześniej o naszej wizycie.

— Dziękujemy za wcześniejszy telefon, znalezienie klucza okazało się wyzwaniem — zażartował Carl Rosemar, komendant policji w Warminster. — Rzadko kto tam zagląda, wszystko jest teraz w bazie danych.

— Rozumiemy — powiedział Michael, uśmiechając się życzliwie w stronę mężczyzny. — Wszystko jest ułożone chronologicznie?

— Tak. W tę stronę proszę.

Zeszliśmy schodami w dół do piwnicy, a następnie do samego końca korytarza.

— To tutaj — ogłosił, otwierając ostatnie drzwi. — Jak już państwo skończą, prosiłbym zamknąć i zanieść klucz do sprzątaczek. Ja je uprzedzę.

— Dobrze, dziękujemy — powiedzieliśmy wręcz chórem z Cliffordem, a gdy za komendantem zamknęły się drzwi, od razu przystąpiliśmy do pracy.

— Cały ten regał to rok dwa tysiące — poinformował blondyn. — Ty bierzesz prawą stronę, ja lewą?

Pokiwałam głową, zabierając się za przeglądanie akt, których, wbrew pozorom, było sporo.


Po spędzeniu godziny w archiwum, przejrzeniu dziesiątek teczek i z palcami brudnymi od kurzu w końcu trafiliśmy na to, czego szukaliśmy od momentu, jak tu weszliśmy.

— To było Queen? Tak się nazywała ta rodzina?

— Tak — odpowiedziałam z nadzieją, skupiając wzrok na przyjacielu. — Znalazłeś?

— Owszem — wymamrotał. Mężczyzna przysiadł na podłodze, a ja tuż obok niego.

— Powodem interwencji był telefon z domu, do którego proszono o przyjazd... gdy patrol przyjechał, kobieta zaprzeczała wszystkim faktom.

— Są tam dane personalne członków rodziny?

— Poczekaj, bo jest tu notatka z dwa tysiące dziesiątego roku, że James Queen nie żyję. Wyglądało to na morderstwo, ale sprawcy nigdy nie znaleziono.

— To ona musiała go zabić. A teraz mści się na wszystkich, którzy wiedzieli, ale nic z tym nie zrobili. Może nawet bardziej uprzykrzali jej życie. Nie ma tu nigdzie żadnego imienia?

— Chwilka jeszcze...

Wzrok Michaela przebiegał po tekście raportów.

— Ophelia. — Mike podniósł swój rozpromieniony wzrok na mnie. — Imię tej dziewczynki to Ophelia.

— Nie ma tam żadnego zdjęcia?

Blondyn pokręcił głową, ale widać było, że dostał wiatru w żagle.

— To imię coś nam daje, prawda?

— Daje. Przejrzę stare zdjęcia ze strony tego miasta, na którym musi ona być i to pewnie jeszcze podpisana — odpowiedziałam, wybierając numer do Caluma. — Cal? Poszukajcie mi wraz z Ashtonem jakichś informacji na temat Ophelii Queen.

— To ona?

— Nie mamy dowodów, ale jeśli ufać intuicji mojej i Mike'a, to tak, to ona.

— Podaj mi jeszcze jej jakieś dane.

— Dwadzieścia pięć lat, pochodzi z Warminster, jej rodzice to James i Maria Queen.

— Dobra, zapisane. Postaramy się coś znaleźć do wieczora.

— Wierzę w was.

— My w was też.

Odłożyłam telefon obok siebie.

— Laska zaczyna mieć przerąbane?

— Nie chwaląc dnia przed zachodem? Mam taką nadzieję.




//Całkowicie zaniedbuję pozostałe opowiadania pisząc rozdziały tylko na to XD//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro