Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.


Wpadłam wściekła na posterunek z równie rozjuszonym Michaelem za mną. Od razu skierowaliśmy się w stronę gabinetu Caluma, wbijając tam bez pukania. Blondyn rzucił na blat swój telefon z otwartym już filmikiem.

Hood zmarszczył brwi z konsternacją, biorąc do ręki urządzenie. Pod koniec filmiku jego twarz nabrała twardego wyrazu.

— Musimy znaleźć wszystkie te osoby i zapewnić im ochronę — oświadczyłam, starając się zachować resztki spokoju. W środku dygotałam ze wściekłości, lecz na zewnątrz starałam się tego nie pokazywać.

— To jest jakieś osiemnaście osób, Chloe, nie mamy tylu...

— Może nie powinnam tak mówić do szefa, ale gówno mnie to obchodzi Hood — warknęłam, opierając ręce na biurku i nachylając się w jego stronę. — Każdy z nich od tego momentu powinien mieć przynajmniej dwójkę policjantów przy sobie.

Hood westchnął z widocznym poddaniem.

— Jak je zidentyfikujemy, to wyślę rozkaz do odpowiednich obszarów. Wiecie już, kto to może być?

Michael pokręcił głową.

— Dopiero wysłaliśmy ten filmik dla wydziału osób zaginionych, bo może ktoś już zaginął, choć mamy nadzieje, że nie. Jeśli nikogo nie znajdą, będziemy musieli szukać dalej.

— Jeśli jednak będziemy robili to za wolno, to możemy spodziewać się kolejnych ofiar — dodałam, zaczynając chodzić po pokoju.

— Ashton już wie? — zapytał cicho Calum, przyglądając się nam.

Kiwnęłam głową.

— Wysłałam mu ten filmik, gdy szliśmy tutaj. Powiedział, że postara nam się jakoś pomóc z identyfikacją tych osób, ale jestem pewna, że go to do podłamało.

— Sprawa Luke'a też ciebie podłamywała? — zapytał z ciekawości Mike.

— Nie, czułam zbyt duży gniew. Chyba że mówimy o końcówce to tak, nie było wesoło. Wróćmy jednak do tematu.

— Skąd było wyświetlane nagranie? — zapytał od razu Calum.

— Z jednego z opuszczonych mieszkań w kamienicy. Wpadliśmy tam prawie od razu po tym, jak skończyliśmy oglądać ten filmik, ale nie zastaliśmy nikogo, osoba, która to włączyła, musiała dawno opuścić mieszkanie, co nie jest żadnym zaskoczeniem.

— Jakieś ślady?

Pokiwałam głową.

— Stóp. Z racji, że to miejsce już od kilku lat nie było zamieszkiwane, na podłodze osadził się kurz. Technicy już tam buszują, ale to było jedyne, co dostrzegliśmy.

— Jaki rozmiar?

— Piątka. Standardowy kobiecy numer.

— Nadal jesteś pewna, że sprawcą jest kobieta — stwierdził z niesmakiem Hood. — Jaka kobieta, z całym szacunkiem, byłaby w stanie powalić dwójkę ludzi, w tym mężczyznę, całkiem umięśnionego?

— Zapaśniczka. Znawczyni sztuk walki. Chemiczka. Lekarka. Aptekarka. Bokserka. Mam dalej wymieniać, Calum? — zapytałam, patrząc na zawstydzony wyraz twarzy mężczyzny. Pokręciłam głową z teatralnym westchnięciem. — Ach, wy, mężczyźni. Mijają dwa wieki, od kiedy kobiety walczą o równość i wolność, a wy nadal myślicie, że jesteśmy od was gorsze i słabsze. Bóg jest kobietą. Nie przeżylibyście jednego tygodnia, ba, jednego dnia bez nas.

— A wy byście przeżyły? — zadał pytanie brunet, nachylając się w moją stronę.

— Może nie wszystkie, ale większość owszem.

— Hej, możemy się wziąć do pracy? — tym pytaniem delikatnie rozbawiony Michael przykuł naszą uwagę. — Rozprawy, kto bez kogo nie mógłby żyć, zostawmy na później. Chloe, musimy przesłuchać znajomych Davida, pamiętasz?

Żachnęłam się.

— Oczywiście, że pamiętam. W końcu z tego powodu nie mogłam dokończyć lunchu — ogłosiłam, wstając z krzesła i kierując się ku drzwiom. Jednak zanim opuściłam gabinet, zatrzymałam się i dodałam. — A nie, chwila, to był telefon od mojego natrętnego szefa.

— Wyjdź, póki jeszcze nie myślę o zawieszeniu cię — wyburczał Calum, lecz mogłam sobie wyobrazić, jak kąciki jego ust unoszą się lekko do góry. Niestety odwrócona w jego stronę plecami nie byłam w stanie tego zauważyć.

Westchnęłam.

— Zawsze ta sama groźba — powiedziałam, jednocześnie wychodząc z pokoju.


Godzinę później staliśmy pod Akademią Sztuk Pięknych. Oszklony budynek w kształcie prostopadłościanu przylegał do jednej ze starszych kamienic. Nowoczesność biła się tutaj ze starodawnym stylem, jeszcze sprzed wojny. Gdybyśmy nie znali adresu i nie czytali dokładnie nazw budynków, moglibyśmy spokojnie pomylić uniwersytet ze sklepem.

— Sztuka nowoczesna, rozumiem — wymruczał Michael, zanim weszliśmy do budynku. Nie odpowiedziałam na jego słowa, po prostu weszłam do środka.

Od razu otoczył nas szum i hałas powodowany dużą ilością ludzi. Bez nawet najmniejszego grymasu podążyliśmy korytarzem, przedzierając się przez całe morze studentów, aby dotrzeć do sekretariatu. Zapukałam w jasnobrązowe drzwi i bez czekania na zaproszenie weszłam do środka.

— Dzień dobry, potrzebujemy się dowiedzieć, na jakie dokładnie zajęcia chodził David Skylar.

Wzrok zdezorientowanej sekretarki, oderwanej od swojej pracy, biegał między mną a Michaelem.

— To są... informacje prywatne... rozumieją państwo, my mamy zasady...

Bez słowa pokazałam odznakę przyczepioną do pasa spodni. Mina kobiety przeszła ze zdezorientowania w wstyd.

— Prowadzimy sprawę o seryjne morderstwo, mam nadzieję, że to tłumaczy wszystko.

Kobieta bez słowa pokiwała głową, po czym szybko odwróciła się w stronę monitora, próbując ukryć rozlewający się na twarzy rumieniec. Chwilę później podała nam kartkę z nazwiskami.

— Tu jest jego plan, a także lista wykładowców i studentów.

— Nie wie pani może, z kim był najbliżej? — zapytałam, nie licząc na żadną konkretną odpowiedź.

Kobieta prychnęła.

— Jestem sekretarką, a nie przedszkolanką, nie zwracam uwagi na tych ludzi bardziej, niż jest to potrzebne.

Przewróciłam oczami, odwracając się na pięcie w stronę drzwi. Zanim przekroczyłam, próg wymamrotałam pożegnanie.

— Jestem sekretarką, nie przedszkolanką — przedrzeźniłam sekretarkę. — Wszystkie są takie na uczelniach? Moja też była straszną wiedźmą.

Michael wzruszył ramionami.

— Nie wiem, na akademii sekretarka była bardzo miła.

— To prawda — zgodziłam się z nim, przyglądając się tablicy z informacją na temat zajęć poszczególnych grup. Gdy znalazłam odpowiednie okienko, popukałam palcem w szybę. — Jedne z jego zajęć. Za chwilę się zaczynają, także powinniśmy zdążyć przed wykładowcą.

— Która sala?

— Dwieście czterdzieści pięć. Drugie piętro, o ile dobrze kojarzę.

Michael spojrzał na mnie z delikatnym zdziwieniem.

— Byłaś tu kiedyś?

— Nie, zapamiętałam rozkład sal z tablicy informacyjnej.

Blondyn pokiwał powoli głową.

— Zatem jeszcze potrafisz mnie zaskoczyć, to nawet miłe.

— Sprawa Luke'a dobitnie to pokazała, ale do usług.

Mike westchnął.

— Karmię się cichą nadzieją, że układasz w głowie równie sprytny plan, co wtedy.

Pokręciłam głową.

— Nie tym razem, a przynajmniej jeszcze nie. Tamten plan też mi się od razu nie ułożył.

— A kiedy? — dopytał mężczyzna, gdy weszliśmy na schody, aby dojść na odpowiednie piętro.

— W Paryżu — odparłam, lecz blondyn widocznie nadal nie dostrzegł związku, między jednym a drugim, bo spojrzał na mnie z delikatnie uniesioną brwią. — Nie opowiedziałam ci nigdy o tym, co się tam wydarzyło?

— Jak tak zaczynasz, to ja się boję dalej pytać. Ile razy spotkaliście się w mieście miłości?

— Trzy, o ile dobrze pamiętam.

— Oczywiście, że dobrze pamiętasz — żachnął się. — Które spotkanie przesądziło o twoim planie?

— Ostatnie, czyli randka w Paryżu. Wtedy przypadkowo wyznał, że się we mnie zakochał. Ta mniej miła część mnie od razu uznała to za jego słabość i postanowiła to wykorzystać. Za to ta druga część źle się czuła tak myśląc, ale wiedziała, że to, co zrobi, będzie prawidłowe.

—Chloe. — Uniosłam wzrok na przyjaciela. Mimowolnie popadłam w zamyślenie, nagle nie będąc świadomą tego, że jesteśmy już pod odpowiednią salą. — To, co zrobiłaś, było dobre. I nawet Luke ci to mówi.

— Wiem, psycholog też — wymruczałam z machnięciem ręki. — Skupmy się na obecnej sprawie, o tym porozmawiam z tobą po alkoholu.

— Trzymam za słowo, może być piątek? — rzucił od niechcenia Clifford.

Rzuciłam mu karcące spojrzenie.

— Michael, mamy...

— ...sprawę o seryjne zabójstwo, tak, jestem tego świadomy. Tylko zapominasz o jednym blondi, coś, o czym mówiliśmy ci już przy sprawie Luke'a: jak dostajesz tego rodzaju śledztwo, stajesz się straszną pracoholiczką i zapominasz o momencie odpoczynku i chwili dla siebie. Dlatego robimy domówkę.

— My robimy? Czyli ty robisz, ale na mojej chacie?

— Nie tylko twojej, nie mieszkasz sama. I twój dom jest większy niż mój.

— Ale według aktu własności posiadłość jest moja.

Nawet nie zdążyłam zareagować, jak blondyn zakrył mi usta ręką.

— Zamknij dziób, w piątek będzie domówka u ciebie i koniec tematu. Poznasz Lucy. A teraz, skoro tak bardzo nalegasz, wróćmy do śledztwa, marudo.

Całą wypowiedź mężczyzny skwitowałam środkowym palcem, na co on tylko się uśmiechnął i zdjął dłoń z mojej twarzy.

Bez pukania weszliśmy do sali. Wykładowca nawet nie spojrzał w naszą stronę, uznając nas pewnie za kolejnych spóźnionych studentów. Jedynie publika spoglądała na nas zaciekawiona.

Gdy podeszliśmy do biurka, wtedy mężczyzna zwrócił na nas uwagę. W jego brązowych włosach poprzetykane były pasma siwizny, a praktycznie na czubku nosa leżały oprawione w srebrne, cienkie oprawki szkła. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnej sympatii, a wręcz przeciwnie, obecna była surowość. Na nasz widok wyprostował się i nałożył zatyczkę na mazak.

— W czym mogę państwu pomóc? — zapytał cicho.

— Detektyw Sherridan i detektyw Clifford, jesteśmy tutaj w sprawie zabójstwa Davida Skylara — ogłosiłam spokojnym tonem. — Chcielibyśmy porozmawiać nie tylko z panem i jego innymi wykładowcami, ale i poprosić grupę o pewną rzecz.

— Ja mam czas po następnych zajęciach, a jeśli chodzi o tych młodych ludzi, to proszę bardzo.

Pokiwałam głową w geście podziękowania i odwróciliśmy się w stronę zgromadzenia.

— Jak już pewnie pierwsze rzędy słyszały, jesteśmy z londyńskiej policji i prowadzimy sprawę zabójstwa Davida. Informatycy nadal próbują się dostać do jego kont społecznościowych, nie wiemy, ile im to dokładnie zajmie, mamy nadzieje, że jak najmniej, dlatego też mamy z dwie prośby. Pierwsze co, puszczę kartkę, na którą wpiszą się osoby, które miały kontakt z Davidem. Jakikolwiek. Z tymi osobami chcielibyśmy porozmawiać po tym wykładzie. Nie musicie się obawiać, nikt z was nie jest o nic oskarżony i nie będzie, to, co powiecie nie wpłynie na wasze życie, natomiast każda, nawet najmniej znacząca według was informacja, dla nas może okazać się przełomem. — Podałam czystą kartkę młodemu chłopakowi siedzącemu najbardziej z mojej lewej strony, po czym wróciłam na środek sali. — Druga kwestia jest taka. Na tejże tablicy pojawi się zaraz numer mój i mojego partnera. Podobnie jak wcześniej. Gdybyście wiedzieli cokolwiek, dzwońcie o każdej porze dnia i nocy.

Michael bez czekania na prośbę z mojej strony napisał ciąg cyfr czarnym mazakiem na białej tablicy umieszczonej na ścianie za nami.

— Zróbcie zdjęcia numerów i pamiętajcie o nich, zwłaszcza w momencie, gdy przypomni wam się związanego z Davidem. Gdzie jest lista?

Dziewczyna kilka lat młodsza ode mnie zeszła na sam dół i podała mi w połowie zapisaną kartkę. Pokazałam ją całej grupie.

— Osoby z tej listy chcę widzieć w bibliotece po wykładzie. Umiem liczyć do piętnastu i nawet nie będziecie wiedzieć, kiedy to zrobię, także bez wymigiwań. — Odwróciłam się w stronę wykładowcy. — Za dwie godziny, tak?

— Owszem. Niech czekają państwo pod tą salą, znajdziemy później dogodne miejsce.

— Dziękujemy bardzo, do zobaczenia później.


Wyjście z sali nie oznaczało końca naszych obowiązków dzisiaj, a jedynie początek. Przed nami stało wyzwanie rozmów o zmarłym, wyszukiwania każdego, nawet najmniejszego i najmniej ważnego aspektu jego życia, a po tym wszystkim odwiedziny Luke'a w więzieniu, do czego nadal się przyzwyczajałam i co wciąż nie stanowiło dla mnie najprzyjemniejszego przeżycia, ale byłam świadoma tego, że może on nam rzeczywiście pomóc. Stanowiło to może desperacki krok, ale skoro mieliśmy taką możliwość, to żal było z niej nie skorzystać.

— Zdążymy dzisiaj do Luke'a? — zapytał Michael, gdy wyszliśmy na korytarz.

Spojrzałam na zegarek z westchnięciem.

— Szczerze, to nie wiem. Chciałabym załatwić to wszystko dzisiaj, żeby jutro móc zastanowić się spokojnie nad profilem winnej za to osoby i czekać na informację na temat osób z tego filmiku, ale jeśli te rozmowy zajmą nam dłużej, niż planujemy, to będziemy zmuszeni przełożyć to na jutro.

— Może rzeczywiście dobrze by było przenieść spotkanie z Luke'iem na jutro? Świeży umysł i tym podobne.

— Mój umysł zawsze jest świeży. Ciało niekoniecznie, ale mózg owszem. Chodzi o to, że daliśmy mu nadzieję, że dzisiaj przyjdziemy i porozmawiamy z nim na temat tych morderstw. Dla niego to jest pewnego rodzaju odskocznia od rzeczywistości, gdzie jego jedyną rozrywką jest wyjście na spacerniak.

— Zależy ci na nim, co?

Pokręciłam głową na boki, by odrobinę rozruszać szyję.

— Żeby to stwierdzić, nawet nie potrzeba być detektywem, Mike. Owszem, zależy mi na nim i nie zamierzam tego ukrywać.

— Idziemy na kawę do studenckiej kawiarenki? — Pokiwałam głową w odpowiedzi. — Jak to tak naprawdę z wami jest?

— Szczerze? Nie wiem. Może to dziwne, ale taka jest prawda. Utrzymujemy ze sobą kontakt, ja nadal próbuję wyzbyć się wyrzutów sumienia, a on nadal próbuje mnie przekonać, że jest mi za to wdzięczny. Nawet jeszcze nie rozważaliśmy takiej opcji jak związek, nadal to wszystko wydaje mi się trochę absurdalne.

— Jesteś pewna, że Luke tego nie rozważał?

Ponownie kiwnęłam głową.

— Owszem. Gdy coś nam nie pasuje, od razu o tym mówimy. Po co nam jakiekolwiek tajemnice? Co by one nam dały? I tak nie możemy wykorzystać ich przeciwko sobie czy w jakimkolwiek innym celu, zwłaszcza że jesteśmy w stanie przejrzeć siebie nawzajem.

— To prawda. Gdyby nie ten kryminalny aspekt, to naprawdę jesteście dla siebie stworzeni.

— Ten kryminalny aspekt nas połączył, inaczej olałabym go jak każdego innego nadętego buca, którym nadal jest, to się do tej pory nie zmieniło.

— Nigdy go nie poznałem, jeśli pominiemy aspekt zatrzymania.

— Kto go przesłuchiwał i czemu Hood uznał, że to nie powinieneś być ty?

— Z tego, co pamiętam, przesłuchanie przekazano Evansowi i O'Neillowi. A jeśli chodzi o fakt, że nie byłem to ja, to stwierdziłem, że za bardzo mam ochotę obić mu gębę za to, co zrobił tobie.

— Jedyne, co zrobił, to sprawił, że się zakochałam.

Michael wzruszył ramionami.

— To było dla mnie wystarczające.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, gdy ustawiliśmy się w kolejce po gorące napoje.

— Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz? — zapytał mężczyzna z lekkim niepokojem.

— Bo dziękuję ci za to, że nigdy mnie nie oceniłeś za to, kogo obdarzyłam swoim uczuciem. Po prostu.

— Nikt z nas nie był w stanie tego zrobić, bo to jednak nie była twoja wina. Ale powinnaś powiedzieć to samo w piątek, na pewno zrobi się miło reszcie.

— Tak zrobię. Jeszcze raz dzięki, Mike.

— Dla ciebie wszystko, moja inteligentna blondi.





//Ten rozdział ma 2200 słów, końcówka jest odrobinę sentymentalna, ale uznajcie to za wynagrodzenie za brak rozdziału przez miesiąc, nawet nie wiedziałam, kiedy to minęło, serio. Miłego popołudnia i wieczorku, ludziska!//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro