Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

part two

Obudziło ją pobolewanie w podbrzuszu. Niall obok spał spokojnie. Wyglądał niesamowicie uroczo i niewinnie podczas snu. Chciała zrobić mu zdjęcie, aby zachować ten widok, ale nie czułaby się z tym dobrze, poza tym musiała wstać. Niestety, Niall zajmował połowę od strony przejścia, więc musiała jakoś przejść nad nim.

Udało jej się wydostać, nie wyrywając go ze snu. Założyła bluzę, następnie wyszła na zewnątrz. Kiedy załatwiała swoją potrzebę, zauważyła na bieliźnie kilka małych krwawych plam. Przeklęła głośno. Czyli to nie pełny pęcherz był powodem dyskomfortu w podbrzuszu, który ją obudził. Wróciła do vana, Horan wciąż smacznie spał, więc najciszej, jak potrafiła wygrzebała ze swojej torby kubeczek menstruacyjny oraz tubkę lubrykantu. Okres to coś, czego najbardziej obawiała się w trakcie tej podróży, niestety termin wypadał właśnie w jej trakcie.

Nie obyło się bez pewnych trudności przy aplikacji kubeczka, ale nigdy nie musiała tego robić przy blasku wschodzącego słońca. Za którymś razem zrobiła to poprawnie. Po tym umyła ręce w wodzie i wróciła do łóżka.

Nieubłaganie zbliżała się chwila, kiedy będa musieli wstać, lecz patrząc na śpiącego mężczyznę, ponownie ogarniała ją senność.

Obudził ją szelest. Niall stał do niej tyłem, zapinając pasek spodni. Nie miał na sobie koszulki, dzięki czemu mogła śledzić wzrokiem ruchy mięśni na jego plecach. Pomyślała, że miał niesamowite plecy i zapragnęła przesunąć po nich dłonią... Myśli Amelii zdecydowanie zmierzały w złą stronę. Szybko odwróciła wzrok, przewracając się na plecy. Ten gwałtowny ruch wywołał szelest pościeli, który z kolei zwrócił uwagę Nialla.

– Obudziłem cię?

– Nie... – mruknęła. – Już się wystarczająco wyspałam.

Na potwierdzenie swoich słów przeciągnęła się. Czuła się wyspana, ale nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z ciepłego łóżka. Na myśl o drodze, którą mieli do pokonania, tym bardziej nie chciała tego robić.

– Może dziś zrobimy sobie taki leniwy dzień? – zapytała.

– Jeśli chcesz... - Usiadł na łóżku już w pełni ubrany. – Coś się dzieje? – Troska była wyraźnie słyszalna w jego głosie.

– Rano dostałam okresu. Nie mam ochoty na podróż.

Na jego twarz momentalnie wstąpiło zmartwienie.

– Jak się czujesz? Boli cię? Może wynajmiemy pokój w jakimś hotelu, żeby było ci wygodniej? – Od razu złapał za telefon, w celu sprawdzenia dostępności ofert hoteli w pobliżu.

– Niall, nie trzeba. Nie potrzebuję luksusów, wystarczy taki leniwy dzień.

– Spokojnie, mi to bez różnicy. Wynajmę coś.

Westchnęła, zakrywając dłonią oczy.

– Nie odpuścisz?

– Nie. Nawet już coś mam. Ciekawe, czy mają coś wolnego.

Poddała się, bo nie miała ochoty go przekonywać.

– Zadzwonię tam – poinformował, po czym wyszedł z samochodu. Przez blaszane ściany słyszała jego stłumiony głos. Sięgnęła po swój telefon, sprawdzając godzinę; było kilka minut po dziesiątej. Trochę sobie pospali. Następnie odpisała na wszystkie wiadomości, które otrzymała od znajomych. Do Delilah wysłała kilka wiadomości głosowych, pokrótce opisując to, co udało im się zobaczyć poprzedniego dnia.

Niall wrócił dopiero po dłuższym czasie.

– Zjemy śniadanie i jedziemy. Już w południe możemy się zameldować.

– Super – odpowiedziała i odłożyła telefon.

Przyglądała się mężczyźnie, gdy ten bez chwili zwłoki zaczął przygotowywać dla nich jajecznicę.

Tak jak Niall zarządził, tak zrobili. Po śniadaniu od razu ruszyli w drogę do hostelu, gdzie zarezerwował pokój. Nie opływał on w luksusy – poszarzałe ściany, firanka błagała o pranie, lakier odpryskiwał od drewnianej ramy łóżka, a pościel wyglądała na wysłużoną, w dodatku poszwy na poduszkach oraz kołdrze wydawały się pochodzić z różnych kompletów. Ten pokój jednak był znacznie przestronniejszy niż wnętrze vana oraz było więcej miejsca do spania. I co najważniejsze – mieli własną łazienkę, co było ułatwieniem przy higienie.

Od razu po tym jak się rozgościli, Amelia wzięła długi prysznic. To była miła odmiana od szybkich kąpieli na stacjach benzynowych, mimo że musiała długo czekać, aż popłynie ciepła woda. Podczas gdy ona się myła, Niall wyszedł, aby kupić im nieco przekąsek.

Odświeżona od razu założyła wygodne ubrania. Sprężyny w materacu zaskrzypiały przeraźliwie, gdy na nim usiadła. Przestraszyła się, że mebel rozleci się pod jej ciężarem, lecz na szczęście nic takiego się nie stało. Znalazła więc wygodną pozycję do czytania, następnie zagłębiła się w lekturze.

Po około dwudziestu minutach wrócił Niall.

– Mamy prowiant, możemy odpoczywać – oznajmił, stawiając na niewielkim stoliku dwie torby wypełnione zakupami oraz duży karton z pizzą. – Kupiłem nam też obiad na wynos. Nie wiedziałem, na co będziesz miała ochotę, więc wziąłem pizzę.

– Nie trzeba było...

– Trzeba – od razu wszedł jej w słowo. – Skoro mamy odpoczywać, to odpoczywamy w luksusie. – Wymownie rozejrzał się po pokoju. – Cóż, względnym luksusie.

Nie mogła powstrzymać chichotu, który wywołały jego słowa.

Wysypał zawartość obu toreb na kołdrę. Znalazły się tam wszelkiego rodzaju przekąski – chipsy, żelki, ciastka, orzeszki, pianki – oraz cztery napoje w kartonach, każdy o innym smaku.

– Powinno nam wystarczyć.

– Na pewno wystarczy – zapewniła go, będąc pewna, że będą to jeść przez najbliższy tydzień.

Niall włączył swój laptop, następnie połączył się z hotelowym Wi-Fi.

– Może coś obejrzymy? Na co masz ochotę?

– Właściwie jestem otwarta na wszystko – przyznała.

– Okej. – Przez chwilę wpatrywał się w ekran ze zmarszczonymi brwiami, coś klikając. – Co powiesz na Ród Smoka?

– Dobry pomysł. Akurat miałam na liście do obejrzenia.

Usadowił się wygodnie obok niej, kładąc laptop między ich nogami, po czym włączył pierwszy odcinek.

Siedzieli, na wpół leżąc, i dzielili się opakowaniem ciasteczek owsianych. W trakcie oglądania dużo rozmawiali oraz komentowali. Ten odcinek dłużył im się niemiłosiernie. W pewnym momencie pozycja, w której znajdowała się Amelia, przestała być dla niej wygodna. Zaczęła się wiercić, co zaczęło irytować Nialla, choć próbował udawać, że wcale tak nie było.

– Przytul się – zaproponował.

– Co? – zapytała zdezorientowana.

– Przytul się. Może w końcu się ułożysz wygodnie. – Zachęcająco wyciągnął ramię w jej stronę.

Amelia posłusznie przysunęła się bliżej, po czym wtuliła w jego bok. Do jej nosa dotarł zapach mydła oraz niedokładnie wypłukanego proszku do prania z koszulki mężczyzny, którą miał na sobie. Przez to połączenie zapachów poczuła się niezwykle bezpiecznie i komfortowo. Wydawało jej się, iż w tej sytuacji powinna poczuć zupełną odwrotność tego w ramionach Nialla, jednak tak nie było. Miała wrażenie, jakby robili to od dawna.

Kolejny odcinek oglądało im się nieco lepiej, co jednak nie oznaczało, że się nie nudzili. Wciąż komentowali niemal każdą scenę, wypowiedź bohaterów oraz ich zachowanie, dzięki czemu udało im się obejrzeć odcinek do końca. Na trzeci już nie mieli ochoty, zatem porzucili serial na rzecz wspólnego czytania. Zanim się do tego zabrali, spożyli ostygłą już pizzę.

Na początku każde czytało swoją książkę – Amelia na czytniku, Niall papierowy egzemplarz, w którym ciągle coś zawzięcie adnotował ołówkiem. Zaciekawiona zerknęła ponad jego ramieniem, żeby zobaczyć, co tak kreślił. Niall zauważył jej zainteresowanie, mówiąc:

– Posłuchaj tego.

I nie czekając na jej reakcję, od razu przeczytał na głos fragment, który zaznaczył jako ostatni oraz który najwyraźniej go zachwycił. Co wcale jej nie dziwiło, gdy go usłyszała. Piękny, a zarazem prosty język, poprzez który autor w krótkich zdaniach przekazywał mnóstwo emocji. Amelia zawsze to podziwiała, jak wiele można wyrazić kilkoma prostymi słowami.

– Piękne – skomentowała.

– Prawda?

– Pożyczysz mi, gdy skończysz?

– Jasne. Albo możemy czytać ją razem.

– Chyba będzie to trochę upierdliwe, bo raczej nie czytamy w tym samym tempie.

– Możemy sobie czytać nawzajem na głos – zaproponował. – Oboje będziemy na bieżąco, więc będziemy mogli razem komentować i omawiać.

– Brzmi świetnie.

Niall nie miał problemu, aby cofnąć się do początku, ponieważ był dopiero na trzydziestej stronie. Amelia odłożyła swój czytnik, po czym usiadła bliżej mężczyzny, aby mogła śledzić tekst. Przez następne dwie godziny czytali sobie nawzajem Siddharthę Hermanna Hessego. Znów siedziała do niego przytulona, a on ją obejmował wolną ręką.

Wieczorem Amelia nabrała więcej sił, więc udali się na spacer, aby się trochę wyprostować oraz przewietrzyć. Kolację zjedli w pobliskim barze mlecznym. To był zupełnie przypadkowy wybór, ale zdecydowanie trafiony, ponieważ jedzenie było wyśmienite. Kiedy już napełnili żołądki, wrócili do swojego pokoju hotelowego. Po tym jak Niall wziął prysznic, przeczytali jeszcze kilka stron, zanim położyli się spać

– Dziękuję za dzisiaj – powiedziała szczerze, gdy już leżeli w ciemności.

Te słowa wywołały niespodziewane ciepło rozlewające się w klatce piersiowej Nialla, gdyż nie spodziewał się ani nie oczekiwał żadnych podziękowań.

– Nie ma za co – odpowiedział.

Amelia uśmiechnęła się lekko do siebie. Dawno nie czuła się tak dobrze, pomimo okresu. Poczuła się zaopiekowana przez niego. Wydawało jej się, że ten dzień nieco zbliżył ich do siebie. Niall był kochany, cieszyło ją jego towarzystwo. Nie mogła nic poradzić na to, że zaczynała go lubić coraz bardziej.

Zanim wrócili do hostelu, zrobili zakupy spożywcze, ponieważ ich zapasy się już wyczerpały. Horan upierał się, żeby zostali, dopóki nie skończy jej się okres, lecz Amelia ustawała równie uparcie przy swoim, aby jechać dalej. Czuła się dużo lepiej niż poprzedniego dnia. Mogła wręcz powiedzieć, że czuła się jak nowo narodzona.

– Spieszy ci się gdzieś? – zapytał.

– Nie.

– No właśnie. Więc możemy zostać.

– To miał być roadtrip, spanie w vanie i tak dalej, a nie wylegiwanie się w hostelach – próbowała go przekonać.

– To nie nasza wina, że matka natura tak pokarała kobiety – odbił piłeczkę. – Dla mnie to żaden problem, jeśli będziemy mieć jakiś przestój. To nie wyścigi.

Wykorzystała już wszystkie argumenty, jakie miała w zanadrzu, więc na tę chwilę już nic jej nie zostało.

– Nie dasz się przekonać? – Westchnęła.

– Nie – odpowiedział od razu.

– Okej, możemy zostać do jutra. – Po jej słowach od razu na jego usta wpłynął zwycięski uśmiech. – Ale jutro jedziemy dalej.

– Dobrze, dobrze, szefowo.

– Co ja z tobą mam...

– Dobrą zabawę – odpowiedział bez wahania.

Niechętnie, ale jednak przyznała mu rację. Dzięki niemu mogła zobaczyć naprawdę ciekawe miejsca i na własnej skórze przekonać się, co miał do zaoferowania ich kraj. Gdyby nie Niall prawdopodobnie sama nigdy nie zdecydowałaby się na to, żeby je odwiedzić. Mieszkała w Irlandii od urodzenia, więc niby czym miałaby ją zaskoczyć? Już w ciągu tych trzech dni zdołała się przekonać, iż Irlandia miała wiele asów w rękawie.

Znajdowali się w Ballyvaughan nad wybrzeżem, więc chcieli zobaczyć miasto, przejść się wzdłuż wybrzeża, żeby nie spędzić kolejnego dnia, wylegując się w łóżku. Zwłaszcza, że pogoda dopisywała. Szkoda było nie skorzystać ze słonecznego, spokojnego dnia.

– Nigdy ci to się nie znudzi? – zapytał, gdy szli ścieżką nad brzegiem morza, a Amelia co chwilę się zatrzymywała, aby zrobić zdjęcie. Niall szedł kilka kroków za nią z rękami schowanymi w kieszeniach spodni.

– Nigdy – odpowiedziała bez wahania. – Uwielbiam wodę. I lubię patrzeć na fale, słuchać ich.

Niall nie mógł powstrzymać uśmiechu zakradającego się na usta po jej wyznaniu.

– Prawda, są niesamowite.

Zwiedzili trochę miasto, następnie zrobili większe zakupy na dalszą podróż. Szukając w internecie ciekawych miejsc do zobaczenia, Niall dowiedział się, iż poza miastem znajduje się klub golfowy. Bronte tego się w ogóle nie spodziewała. Przypuszczała, że będą robić wszystko, ale nie grać w golfa. Horan nalegał, żeby pojechać tam chociaż na chwilę. Zgodziła się, ponieważ przynajmniej tak mogła mu się odwdzięczyć za wczoraj.

Niall cieszył się jak dziecko w Boże Narodzenie, gdy udało im się wypożyczyć sprzęt. Nie przepadała za golfem, ale radość iskrząca się w oczach mężczyzny sprawiła, że odepchnęła swoją niechęć do tej gry.

– Grałaś kiedyś w golfa?

– Mój tata uwielbia grać, więc trudno tego uniknąć.

– Ach, faktycznie. Jak mogłem zapomnieć o tym, jak epicko ograł mnie, gdy miałem czternaście lat.

Zaśmiała się głośno, przypominając sobie tamten dzień.

Rodzice Amelii organizowali grilla, na którego zaprosili sąsiadów. Z racji, że jej ojciec kochał golfa, obowiązkowo musiał się znaleźć kąt na minigolfa. Tamtego dnia Niall miał okazję zagrać z panem Bronte. Toczyli zażartą walkę, ostatecznie jednak Horan przegrał. Domagał się rewanżu, ale już na polu golfowym. Niestety, nigdy nie nadarzyła się taka okazja.

– Tak, nadal się na nim nie odegrałeś – przypomniała.

– Może, gdy wrócimy do domu. Muszę pokazać mu, z kim zadarł.

Kobieta zaśmiała się na zawziętość słyszalną w jego głosie.

Podeszli do pierwszego dołka, rozpoczynając pierwszą rundę. Amelia myślała, że szybko im pójdzie, Niall odniesie zwycięstwo, ponieważ ona dawno grała. Jednak szło jej zadziwiająco dobrze. Za pierwszym razem to ona wygrała, co zdziwiło Nialla.

Teraz to od niej domagał się rewanżu, więc zaczęli grę od nowa. Na początku była to zabawa, lecz tym razem Niall zaczął podchodzić do tego poważniej, starając się wygrać. Irytował się za każdym razem, kiedy coś mu nie wychodziło, co niezmiernie bawiło Amelię. Jednocześnie ją rozczulał, bo wyglądał wtedy jak uroczy wkurzony szczeniaczek.

Na polu golfowym spędzili kilka godzin, świetnie się bawiąc. Ostatecznie rywalizacja zakończyła się remisem. Zbliżała się pora kolacji. Niall zdecydował, że jeszcze ją porozpieszcza i zjedzą coś na mieście.

– Już wystarczająco dla mnie zrobiłeś. – Powoli zaczynała czuć się winna.

– Daj spokój, to tylko kolacja – odpowiedział, obejmując ją ramieniem w talii.

Odpuściła. Nie chciała się sprzeczać o to. Poza tym oboje byli głodni, więc tym bardziej nie miała na to ochoty.

Po kolacji od razu udali się do hostelu, aby odpocząć przed podróżą, która czekała ich następnego dnia.

– Jak się czujesz? – zapytał, gdy byli już w pokoju. – Trochę cię dzisiaj przegoniłem... – brzmiał na naprawdę zmartwionego.

– W porównaniu do wczorajszego dnia jest świetnie. Taki dzień też był potrzebny.

– Na pewno wszystko w porządku?

– Tak. – Zaśmiała się cicho. – Na pewno. Nie musisz się martwić. Powiedziałabym ci, gdyby coś się działo.

Niedługo później, kiedy oboje byli po prysznicu, ponownie czytali sobie nawzajem na głos, przytulając się. Wspólne wieczorne czytanie powoli stawało się ich małą tradycją w czasie tej podróży.

Szósty dzień ich roadtripu zaszczycił ich piękną pogodą, Niall zaproponował, żeby jeszcze raz spróbować zwiedzić park Burren. Po chwili namysłu Amelia zgodziła się na to. Tak więc wrócili do Parku Narodowego, gdzie spędzili niemal cały dzień.

Byli zmęczeni, lecz jeszcze czekało ich niemal dwie godziny drogi do Costelloe, gdzie chcieli zatrzymać się na noc. Po powrocie do samochodu zrobili sobie porządny obiad i odpoczęli chwilę.

– Jednak warto było wrócić i przejść się na spokojnie – przyznała, kiedy po posiłku oboje leżeli w łóżku.

– Ha, mówiłem!

– Tak, tak, mówiłeś. – Zaśmiała się cicho.

– Powinnaś mnie słuchać, ze mną nie zginiesz.

– Najwyżej się zgubię.

– Ale przynajmniej będziesz miała dobre towarzystwo.

– Cóż... Nie będę narzekać – przyznała zgodnie z prawdą. – Wstawaj, musimy jechać.

Niall jęknął z niezadowoleniem i podniósł się z ociąganiem.

W trakcie jazdy Amelia próbowała znaleźć odpowiednią piosenkę, ponieważ to, co włączało się na losowym odtwarzaniu, żadnemu z nich nie pasowało. Gdzieś w czeluściach playlisty odnalazła More Than Me, które Liz Gillies nagrała na potrzeby Dynastii. Wybrała tę piosenkę, a dźwięki pianina wypełniły wnętrze pojazdu.

– Liz ma piękny głos – zachwyciła się Amelia.

– Prawda? – ochoczo Niall się z nią zgodził. – Trochę szkoda, że nie tworzy więcej muzyki. Taki talent się marnuje.

– Racja. Jednak to jej wybór, nic z tym nie zrobimy.

– Niestety. Pocieszam się tymi kilkoma coverami, które nagrała.

Zaśmiała się cicho.

– Zawsze jakieś pocieszenie.

– Otóż to – zgodził się.

Nic więcej już nie powiedział, nucąc pod nosem piosenkę, na co Amelia uśmiechnęła się do siebie.

– Chciałbym ją zobaczyć w innych produkcjach niż Dynastia oraz to, w czym grała do tej pory – przyznał, gdy piosenka już dobiegła końca. – Jako aktorka na pewno ma do pokazania dużo więcej.

Bronte nie śledziła aż tak dokładnie kariery aktorki i z produkcji, w których występowała, znała tylko Victoria znaczy zwycięstwo, więc nie miała czego za bardzo oceniać ani porównywać. Jednak to nie oznaczało, że z chęcią obejrzałaby coś innego z udziałem Gillies.

– Też tak myślę – powiedziała po dłuższym zastanowieniu.

Niedługo później dotarli do miejsca, które wybrali na dzisiejsze nocowanie. Parking znajdował się w pobliżu wybrzeża, dzięki czemu mieli widok na ocean. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, powoli barwiąc niebo złoto oraz pomarańcz. Gdy stała na brzegu klifu, przyjemne podmuchy wiatr uderzały jej twarz.

Poczuła spokój.

Obserwowała hipnotyzujący ruch fal, które raz po raz z ogromną siłą rozbijały się o wysoki brzeg. Blask zachodzącego słońca odbijał się zmarszczonego lustra wody, połyskując. Słuchała ich szumu, wdychając słone powietrze, a trawa łaskotała jej odsłonięte kostki. Otaczająca ją natura relaksowała ją, czego potrzebowała bardziej niż sądziła.

– Pięknie, co? – nagle usłyszała głos za sobą. Spojrzała na Nialla, który z rękami w kieszeniach spodni stanął obok niej.

– Niesamowite.

– Widzisz, warto było do mnie dołączyć.

Skinęła głową w zgodzie.

Usiedli na trawie, aby podziwiać zachód słońca. Niestety, nie wytrzymali długo, ponieważ robiło się coraz chłodniej, a wiatr nie ustępował. Wrócili do vana, gdzie wspólnie przygotowali kolację. Kiedy się nieco rozgrzali, zdecydowali wrócić na klif na ostatnie minuty zachodu. Amelia zabrała ze sobą aparat aby uwiecznić ten moment. Niall stał na blisko brzegu wpatrzony w horyzont, ręce miał schowane w kieszeniach bluzy. Nie mogła oderwać od niego wzroku, ponieważ było w tym coś magicznego, choć Niall po prostu stał. Uniosła aparat, po czym nacisnęła spust migawki, łapiąc na fotografii ten spokój, który tutaj czuła.

Gdy się obudzili, było już po dziesiątej. Zmęczenie spacerami po parku dało im w kość. Pierwszą myślą Nialla było to, że powinni już jechać. Chciał już budzić Amelię, ale nie miał najmniejszej ochoty, żeby tak szybko wstawać ani też serca, żeby ją wyrywać ze snu. To miał być spokojny roadtrip, podczas którego będą robić, na co akurat mają ochotę. Mieli wstępny plan, lecz nie musieli się go trzymać. Tak więc po długim i leniwym poranku ruszyli w drogę.

Niallowi, jak i Amelii humory dopisywały. Tym razem on siedział za kierownicą. Żadna muzyka nie była włączona, ale jemu wydawało się to nie przeszkadzać, kiedy na głos podśpiewywał irlandzkie przyśpiewki, palcami na kierownicy wybijając ich rytm.

– Co tak cicho siedzisz? Śpiewaj ze mną! – próbował ją zachęcić, gdy ona tylko podśmiechiwała się z niego pod nosem.

– Nie, dzięki. Tobie samemu świetne to idzie. Poza tym nie znam niczego.

Niall ze świstem wciągnął powietrze w reakcji na jej słowa. Gdyby nie musiał trzymać kierownicy i operować autem na dość ostrym i wąskim zakręcie, złapałaby się za serce, by podkreślić swoje oburzenie.

– Jak to nic nie znasz?

– Nigdy nie było mi z nimi po drodze.

Westchnął głęboko, kręcąc głową z dezaprobatą.

– To teraz będziesz miała okazję wszystko nadrobić. Ze mną nie zginiesz.

Pokręciła głową z rozbawieniem, bo powtarzał to niemal codziennie. To zdanie chyba już do końca życia będzie jej się kojarzyło z Horanem.

– Niall... – chciała zaprotestować, lecz ten przerwał jej machnięciem ręki.

– Nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów. Jesteś Irlandką.

Teraz to ona westchnęła i potarła czoło palcami, poddając się.

W najbliższym możliwym miejscu, gdzie można było się zatrzymać, zrobili sobie postój, podczas którego Niall pobrał kilka swoich ulubionych irlandzkich piosenek. Przy okazji zjedli po słodkiej bułeczce, którą kupili wczoraj, a następnie ruszyli dalej. Niall dotrzymał obietnicy i za wszelką cenę próbował nauczyć czegoś Amelię. Bez protestów oraz sprzeciwów starała się zapamiętać słowa, lecz nie wychodziło jej za dobrze. Podziwiała cierpliwość i upór Horana w swoim postanowieniu, ponieważ przez najbliższe półtorej godziny drogi powtarzał z nią jedną piosenkę, dopóki jej nie zapamiętała. Bronte zaś musiała mu przypominać, iż prowadził i żeby zwracał uwagę na znaki drogowe, gdy za bardzo zaangażował się w naukę.

Zatrzymali się w Ballyconneely na obiad, który przygotowała Amelia. Niall przez ten czas szukał czegoś na telefonie.

– Wiesz, że jest tu klub golfowy? Musimy tam pojechać – powiedział, gdy usiedli do posiłku.

– Z chęcią.

– Nareszcie.

– Co? – zapytała zdezorientowana, bo nie wiedziała, o co mu chodziło.

– Na większość rzeczy kręcisz nosem albo jesteś niezdecydowana. Miło w końcu usłyszeć zgodę bez żadnego zawahania.

– Nie przesadzaj.

Posłał jej wymowne spojrzenie, na co ona jedynie przewróciła oczami.

Skończyli jeść, po czym Horan od razu zabrał się za zmywanie, nie chcąc tracić ani chwili.

– Nie bój się, nie zamkną ci – skomentowała ze śmiechem jego pośpiech.

– A co jeśli zamkną?

– Jak nie tutaj, to gdzieś indziej – zapewniła go, po czym razem z nim przesiadła się na przód auta, tym razem zamieniając się miejscami, więc Bronte siedziała za kierownicą. Po szybkim wprowadzeniu danych w GPS, ruszyła.

Niedługo później znaleźli się na miejscu, gdzie Niall zajął się wynajęciem sprzętu.

– Może tym razem pójdzie ci lepiej – odezwała się, gdy Horan przymierzał się do pierwszego uderzenia.

Rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, na co posłała mu niewinny uśmiech.

– Pora na obiecany rewanż – oznajmił z pewnością.

Na polu golfowym spędzili kolejne cztery godziny, mimo że początkowo planowali tylko godzinę. Wspólna rywalizacja pochłonęła ich bez reszty, przez co przestali zwracać uwagę na upływający czas. Tym razem walka o wygraną była bardziej wyrównana, z czego czerpali jeszcze więcej zabawy niż ostatnim razem. Nie obyło się bez żartów, śmiechów czy przekomarzań. Po tygodniu podróży Amelia czuła się całkowicie swobodnie w obecności Nialla, nie krępowała jej także jego bliskość. Mogła powiedzieć, iż nawet lubiła tę bliskość. To, gdy wieczorami leżeli przytuleni i czytali sobie na głos.

Wyrwali się ze swojej bańki dopiero, gdy słońce zaczynało obsypywać otoczenie złotem. Niall przeklął siarczyście po sprawdzeniu godziny, zdając sobie sprawę, iż musieli zrobić jeszcze zakupy oraz znaleźć miejsce do spędzenia dzisiejszej nocy. Pospiesznie oddali sprzęt, po czym wrócili do vana. Bronte podśmiewywała się z niego oraz jego pośpiechu, gdyż do Traumstrand, gdzie planowali postój, mieli około dziesięciu minut.

– Ciekawe, jak bardzo będzie ci do śmiechu myć się w ciemnościach w jakichś krzakach – odgryzł się.

– Jakoś dam radę, nie martw się.

W odpowiedzi mruknął coś pod nosem i uruchomił silnik.

Gdy dotarli do Traumstrand, znaleźli miejsce, gdzie mogli zaparkować. Tym razem nocowali tuż nad samym wybrzeżem, dzięki czemu podczas robienia kolacji mogli obserwować słońce chowające się za linią horyzontu.

Oboje umierali z głodu, więc gdy tylko zaparkowali, Niall zabrał się za robienie kolacji. Amelia próbowała znaleźć jakąś muzykę, którą mogła puścić, jednak nic jej nie pasowało. Szukała czegoś rockowego, ale każdy album, jaki włączyła, miał za wolne piosenki jak na jej gust.

– Co się tam męczysz? – zapytał, gdy przewijała utwory trzeciego z kolei artysty.

– Chcę coś trochę mocniejszego, a wszystko to jakieś smęty – pożaliła się, z irytacją wpisując kolejny album muzyczny, który przyszedł jej na myśl i mógł się nadać.

Horan tylko z rozbawieniem pokręcił głową, po czym przewrócił na patelni kromki chleba zalane jajkiem.

W końcu zdecydowała się na puszczenie Royal Deluxe, bo oni nigdy nie zawodzili.

– Marienne lubiła tę piosenkę – powiedział, nie odwracając wzroku od smażącego się pieczywa.

– Kto to Marienne? – Domyślała się, kim mogła być dla niego wspomniana kobieta, ale wolała usłyszeć to z ust mężczyzny.

– Moja była.

– Och – to było jedyne, co w tamtej chwili opuściła jej usta, chociaż tylko potwierdził tym jej przypuszczenia. Nie widziała całej jego twarzy, mimo tego mogła dostrzec na niej, iż Niall w tej chwili znajdował się myślami zupełnie gdzieś indziej. – Mogę ją zmienić...

– Hm? – mruknął wyrwany z zamyślenia i spojrzał na Amelię zdezorientowany, ale szybko domyślił się, że chodziło o piosenkę. – Nie, nie trzeba. Bez przesady.

Posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech, po czym przełożył gotowe kromki chleba na talerze, do dwóch miseczek pokroił pomidory, posolił je, a następnie dodał odrobinę śmietany i wymieszał.

– Kolacja gotowa.

Jedząc przygotowany posiłek, siedzieli obok siebie na łóżku. Otwarte tylne drzwi pozwalały im patrzeć na niebo zabarwione przez zachodzące słońce na żółto oraz pomarańczowo.

– Tęsknisz za nią? – zapytała, kierując się zmianą w zachowaniu Nialla. Zawsze potrafił trajkotać bez końca o byle czym, a tym razem po wspomnieniu kobiety dziwnie zamilkł.

I teraz wstrzymał się chwilę z udzieleniem odpowiedzi.

– Nie wiem, czy jest za czym tęsknić... – żal słyszalny w jego głosie sprawił, że od razu pożałowała rozpoczęcia tematu jego byłej dziewczyny. Chciała powiedzieć, iż nie musiał mówić, jeśli nie czuł się z tym komfortowo, on jednak kontynuował, odstawiając talerz oraz miseczkę z pomidorami na blat przed sobą. – Czasami brakuje mi chwil z nią, ale przechodzi mi, gdy przypominam sobie, dlaczego to robiła.

Nie patrzył na nią, kiedy to mówił. Bawił się jakimś paprochem, który przyczepił się do jego dresowych spodni.

Coś zakuło ją w sercu na myśl, że ktoś mógł go skrzywdzić, na co nie zasługiwał.

Również odstawiła swoje naczynia, po czym usiadła przodem do niego, podwijając nogę pod siebie. Trochę niepewnie ujęła jego dłoń, kciukiem gładząc jej wierzch.

– Posłuchaj... Wiem, że jest ci ciężko. Nie wiem, co czujesz, bo to wiesz tylko ty, ale domyślam się, jakie emocje możesz obecnie odczuwać. Jest to całkowicie normalne. Jedni po rozstaniu żyją jak dawniej, a drudzy odczuwają na przykład smutek, żal jak ty. Mimo tego, co zrobiła byliście jednak w związku. Kochałeś ją, a ona ciebie. Przez jakiś czas było dobrze. Nie miałeś wpływu na to, jak to się potoczy dalej... Ale możesz wpłynąć na teraźniejszość. Masz w tym moje wsparcie. Nie jesteś w tym sam.

Delikatne zmarszczki pojawiły się w kącikach jego oczu spowodowane uśmiechem. Gdy to robił, wyglądał jak młodsza wersja swojego ojca.

– Brzmisz, jak podręcznikowy psycholog.

Zaśmiała się cicho na jego słowa. Założyła luźny kosmyk włosów za ucho.

– No, może trochę... Ale to nie oznacza, że nie mam tego na myśli.

– Wiem, wiem – zapewnił i zamilkł, przygryzając wargę. – Dziękuję... Dziękuję, że jesteś.

Nie wiedziała, co mogła mu powiedzieć, więc tylko się uśmiechnęła i po chwili wahania przytuła go. Bez namysłu objął ją ramionami.

Wraz z włączoną przez Amelię piosenkę wróciły wspomnienia, gdy Marienne ją nuciła podczas robienia śniadania dla siebie oraz Nialla. Zatęsknił za tymi leniwymi porankami z nią, za jej głosem, dotykiem. Te wspomnienia bolały dwa razy bardziej, gdy prawda wyszła na jaw. Nie sądził, iż potrzebował takich słów wsparcia, przytulenia, zrozumienia, dopóki Bronte nie wypowiedziała ich na głos.

Zamknął oczy, starając się wyrzucić z pamięci Mariennie, aby skupić się na trwającej chwili. Wyrwało mu się ciche westchnienie, kiedy poczuł, jak usta Amelii dotknęły jego czoła.

– Chciałbym wierzyć, że wszystko, co robiła i mówiła, było szczerze – przyznał.

– Myślę, że musiała coś do ciebie czuć, skoro byliście razem...

Niall zaśmiał się śmiechem zupełnie pozbawionym humoru, po czym odsunął się od kobiety, siadając prosto.

– Też próbuję sobie to wmówić, tylko problem polega na tym, że tak nie było. Byłem dla niej tylko pocieszeniem po zerwanej długoletniej przyjaźni. To nie było przyjemne dowiedzieć się tego od osób trzecich i uświadomić sobie, że przez cały ten czas wykorzystywała mnie, żeby zastąpić miejsce po swojej byłej przyjaciółce.

– Skąd wiesz, że to była prawda?

– Bo od razu z nią o tym porozmawiałem. Rozumiesz, że przyznała się bez próby mydlenia mi oczu? – Prychnął, kręcąc głową. – Dobrze, że to były tylko trzy miesiące. Mimo to kochałem ją. Czasami nienawidzę w sobie tego, jak szybko potrafię się zakochać.

– Na pewno to ma jakieś plusy.

– Jasne, że ma. Ale to nie zmienia faktu, że to nie był pierwszy raz, kiedy się na tym przejechałem.

– Przykro mi... Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś, kto cię szczerze pokocha.

Niall przytaknął w odpowiedzi. Z powrotem wziął talerz i miseczkę, by dokończyć jedzenie, choć bardziej się nim bawił, niż jadł.

– A teraz podoba ci się ktoś? – zapytała po chwili ciszy, wkładając do ust kawałek pomidora.

– Cóż... Jest taka jedna osoba.

– Mogę zapytać, kto to taki?

Nic nie odpowiedział, posyłając jej jedynie niewielki uśmiech.

Tego wieczoru odpuścili sobie czytanie. Leżąc już w łóżku gotowi do snu, długo jeszcze rozmawiali o miłości, przyjaźni oraz innych rzeczach, aż w końcu zasnęli wtuleni w siebie.

Kiedy się obudziła, Niall wciąż był jeszcze pogrążony we śnie. Leżał zwrócony przodem do niej, a ona nie mogła oderwać wzroku od jego spokojnej twarzy. Usta miał lekko rozchylone, policzki zaróżowione, a zmierzwione włosy sterczały we wszystkie strony świata. Wyglądał uroczo. On cały był uroczy i nie tylko podczas snu – przeszło jej przez myśl.

Patrząc na niego, uświadomiła sobie, że ich roadtrip powoli dobiegał końca. Dzisiaj mieli dojechać do Sligo, a co za tym szło – coraz bardziej zbliżali się do granicy z Irlandią Północną, której nie planowali przekraczać. Koniec podróży oznaczał, iż już nie będzie spędzała z Niallem tyle czasu jak dotychczas. Na samą myśl coś zabolało ją w środku. Nie sądziła, że w tak krótkim czasie tak bardzo przywiąże się do mężczyzny. Przez ostatni tydzień byli ciągle razem, więc przyzwyczaili się do swojego towarzystwa, swojej bliskości, gdy wieczory spędzali na wspólnym czytaniu. Wczorajsza rozmowa przed snem również przełamała kolejne lody w ich relacji, jeszcze bardziej zbliżając ich do siebie. To będzie trudne rozstanie...

Do tego czasu jednak zostało jeszcze kilka dni, zatem powinna skupić się na tym, co było tu i teraz, ciesząc się tym, co mieli,

Ostrożnie wyszła z łóżka, by nie obudzić Nialla. Po tym jak na zewnątrz załatwiła swoją potrzebę, ubrała się, a następnie zaczęła przygotowywać śniadanie. Niedługo później Horan się obudził. Zaspany usiadł na łóżku, przecierając oczy. Amelia z trudem powstrzymała ochotę, aby przytulić się do niego. Wyglądał jak wielki pluszowy miś, który idealnie nadawał się do tulenia.

– Dzień dobry.

– Dobry – odpowiedział zachrypniętym od snu głosem i ziewnął.

Przeciągnął się, a wzrok Bronte zawędrował na jego nagą klatkę piersiową, następnie nieco niżej na linię włosków poniżej pępka. Szybko odwróciła spojrzenie z lekkim rumieńcem na policzkach, zanim Niall przyłapał ją na gorącym uczynku, po czym wyłożyła gotowe tosty na talerze.

– Co dobrego zrobiłaś?

– Tosty z awokado i pomidorami.

– Pyszności. – Sięgnął po spodnie i zaczął się ubierać, podczas gdy Amelia posmarowała kromki przypieczonego chleba pastą z awokado, a następnie położyła na nich plasterki pomidorów.

Na ten dzień planowali narty wodne w Claddaghduff, jednak na miejscu dowiedzieli się, że powinni zapisać się wcześniej. Nie rozpaczali jednak nad tym. Zamiast nart wodnych spędzili trochę czasu na plaży, choć o kąpieli nie było mowy, ponieważ woda była lodowata. Amelia wzięła swój aparat i zaczęła robić Niallowi zdjęcia. Później Horan chciał się jej odwdzięczyć tym samym, jednak nie potrafił zrobić tego tak dobrze jak ona, więc tylko się denerwował. Skończyło się tak, iż Amelia zrobiła sobie sama kilka fotografii z wykorzystaniem statywu oraz samowyzwalacza, a Niall stał obok, obserwując poczynania kobiety.

Kolejnym przystankiem na trasie było Sligo, do którego mieli ponad trzy godziny drogi.

– Czytałaś Normalnych ludzi?

– Tak. I widziałam też serial – odpowiedziała, szukając na playliście piosenki, którą mogła włączyć. Padło na GASOLINE Måneskin. Teraz Horan siedział za kierownicą.

– O, i jak ci się podobało? – zapytał i zaczął nucić pod nosem słowa piosenki.

Skrzywiła się, przypominając sobie swoje odczucia wobec książki, jak i serialu.

– Książka ujdzie w tłumie, ale serial mnie wymęczył. Wydawało mi się, że oglądam go jakieś sto lat.

– Dlaczego?

– Strasznie mi się dłużył. Może przez sposób, w jaki został nagrany. Nie przepadam za zdjęciami w takim stylu. I może dlatego, że już znałam tę historię.

– A dlaczego książka „ujdzie w tłumie"? – dopytywał, chcąc wyciągnąć od niej jak najwięcej, ponieważ był ciekawy. Poza tym też lubił dyskutować o książkach oraz wymieniać się opiniami.

Zastanowiła się, jak powinna ubrać w słowa to, co siedziało jej w głowie.

– Nie jest zła, ale coś mi w niej nie pasowało. Jak dłużej nad tym pomyśleć to było takie... płaskie – uznała, że właśnie to słowo idealnie oddawało jej problem z Normalnymi ludźmi. – Dobrze, że pisze o toksycznej relacji, depresji, ale dla mnie to było za mało. Trochę potraktowane po macoszemu.

Niall przeanalizował w myślach to, co powiedziała. Powoli skinął głową.

– Rozumiem. Moim zdaniem właśnie tak powinno być. Im prościej, tym lepiej. Przez to wywołuje więcej emocji w czytelniku.

– Wiem, co masz na myśli i zgadzam się z tym, jednak Rooney to nie wyszło.

– Nigdy nie płaczę na książkach, ale czytając Normalnych ludzi łezka się zakręciła – wyznał.

– Cieszę się, że chociaż tobie się podobało.

– Każdemu podoba się co innego. Można skonfrontować opinie. Każdy też podczas czytania zwraca uwagę na inne rzeczy. Nie sądzisz, że to ciekawe?

– Bardzo ciekawe. Słuchając, co druga osoba ma do powiedzenia o danej książce, można zobaczyć historię jej oczami.

– Dokładnie! Dlatego uwielbiam rozmawiać o książkach. Zresztą nie tylko o nich.

Rozmawiali przez całą drogę do Sligo. Przeskakiwali z tematu na temat, czasem Niall rozgadywał się, mówiąc za nich dwoje, nie dając Amelii dojść do słowa.

Gdy dotarli do miasta, zjedli obiad, a następnie ruszyli na zwiedzanie. Przy okazji chcieli odwiedzić miejsca, w których rozgrywała się akcja Normalnych ludzi, choć w książce o niewielu była mowa.

Dzień był wietrzny, co utrudniało spokojne przechadzanie się po mieście i nie pozwalało w pełni cieszyć się tym, co udało się zobaczyć. Koniec końców niewiele zobaczyli.

Już wracali na parking, gdzie zostawili vana, kiedy nagle Amelii rzucił się w oczy szyld studia tatuażu.

– A może zrobimy sobie tatuaże?

Niall spojrzał na nią, a w jego oczach wymalował się cień przerażenia.

– Co?

– Pasujące tatuaże. Na pamiątkę.

Niall przeklął pod nosem, przecierając twarz dłońmi.

– Mowy nie ma.

– Malutki tatuaż. Nie chcesz pamiątki po naszej wspólnej podróży?

– Pamiątkę będę miał tutaj. – Wskazał na głowę. – Więcej nie potrzebuję.

– Boisz się?

– Wcale nie – odpowiedział szybko.

Trochę się jednak bał. Od dziecka nie przepadał za igłami, a wizja takiej wbijającej się w skórę raz po raz napawała go pewnego rodzaju przerażeniem.

– To chodź ze mną.

Westchnął cicho, zgadzając się. Powłóczystym krokiem wszedł za nią do studia.

Tatuażystka była uroczą blondynką, której włosy sięgały do ramion, a jedną rękę pokrywał rękaw stworzony z tatuaży, druga póki co była nietknięta.

– W czym mogę pomóc? – zwróciła się do ich dwójki.

– Chciałabym zapytać, czy możliwe byłoby zrobienie teraz małego tatuażu.

– Chwileczkę. – Kobieta spojrzała w grafik. – Następnego klienta mam dopiero za półtorej godziny, więc tak. Jak duży to ma być tatuaż?

– Myślałam o listku koniczyny, o tutaj. – Wskazała miejsce poniżej zgięcia łokcia po wewnętrznej stronie ręki.

Niall odruchowo się skrzywił, wyobrażając sobie ten ból.

– Niall, myślisz, że lepsza będzie zwykła czy czterolistna?

– Czterolistna – odpowiedział bez wahania. – Będzie ci przypominać o mnie.

– Każda będzie mi przypominać o tobie. – Posłała mu ciepły uśmiech, a jego serce przyspieszyło swój rytm.

Usiadł na krześle pod ścianą, żeby z bezpiecznej odległości obserwować pracę tatuatorki.

Jego wzrok jednak szybko powędrował na twarz Amelii, która ze skupieniem przyglądała się, jak igła wstrzykiwała tusz pod jej skórę.

Wąskie usta kobiety same przyciągały uwagę. Patrząc na nie, ogarnęło go pragnienie pocałowania jej, skosztowania ich smaku... Wyobrażał sobie ich miękkość.

Jak najszybciej wyrzucił te myśli z głowy, zanim zaszłoby to za daleko. Byli tylko znajomymi z sąsiedztwa, którzy tylko wybrali się na roadtrip dookoła Irlandii. Po wspólnie spędzonym tygodniu chyba mógł ją nazwać przyjaciółką, lecz nic poza tym. Być może nawet ich przyjaźń nie miała racji bytu ze względu, iż on mieszkał, studiował oraz pracował w Londynie. W tej sytuacji nic innego nie wchodziło w grę. Nie czuł się dobrze w utrzymywaniu relacji na odległość. Jedyną, jaką utrzymywał, była jego przyjaźń z Jayem. Męczyło go to, że musieli planować swoje spotkania z dużym wyprzedzeniem, a przez to, iż mieszkali w dwóch różnych krajach, w dodatku na różnych wyspach, widywali się rzadko. Rozmowa przez telefon, wymiana wiadomości nie zawsze Niallowi wystarczała.

Z rozmyślań wyrwał go głos Amelii.

– I jak? Podoba ci się? – Wyprostowała rękę, z uśmiechem prezentując mały tatuaż czterolistnej koniczyny.

– Jest świetny.

– Idziemy?

Zawahał się.

– Miałaby pani jeszcze czas na zrobienie jeszcze jednego tatuażu? – zwrócił się do tatuatorki, a Amelia uniosła brwi z wyraźnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

Kobieta zerknęła na zegarek.

– Jasne.

Horan usiadł w fotelu, a następnie poinstruował tatuatorkę, w którym miejscu chciałby mieć wykonany wzór na skórze oraz jakiej wielkości. Wybrał to samo miejsce, co Amelia poniżej łokcia na lewej ręce. Rysunek również zgapił od Bronte.

– To twój pierwszy tatuaż? – zagadnął, gdy igła po raz pierwszy wbiła się w jego naskórek. Zacisnął szczękę, starając się ignorować nowe, niezbyt przyjemne uczucie.

– Tak.

– Dość spontaniczna decyzja jak na pierwszy raz.

Amelia powstrzymała uśmiech cisnący się jej na usta. Posłała mu wymowne spojrzenie.

– Spontaniczne decyzje są najlepsze – odpowiedziała. – A co sprawiło, że ty zmieniłeś zdanie?

– Spontaniczne decyzje są najlepsze – powtórzył po niej, na co się uśmiechnęła.

– Teraz już na zawsze będziesz pamiętał o naszym roadtripie.

– Chyba że zakryję go innym tatuażem.

– Ej! – oburzyła się. Chciała uderzyć go w ramię, lecz powstrzymał ją fakt, że nie chciała zniszczyć pracy tatuatorki.

Niall zaśmiał się.

– Żartowałem.

– No, ja myślę.

Spojrzał na swoje ramię, gdzie widniała już połowa liścia koniczyny. Ukłucia igły przypominały ugryzienia komara, które w takiej częstotliwości z czasem zaczęły robić się uciążliwe. Z trudem powstrzymywał się, aby nie ruszyć ręką lub podrapać się w tym miejscu.

Nagle poczuł czyjś dotyk na swojej prawej dłoni. Przeniósł wzrok na Amelię, która trzymając go za rękę, gładziła kciukiem jego kostki, co wysłało dreszcz wzdłuż jego ramienia aż do kręgosłupa.

– Nie musisz na to patrzeć. Zaraz będzie koniec.

Nie puściła jego dłoni do końca procesu, w tym czasie zagadując go o różnych pierdołach. Czas minął szybciej, niż się spodziewał i koniec końców nie było takie straszne, jak sobie to wcześniej wyobrażał.

Po uregulowaniu płatności opuścili studio.

W tym czasie pogoda zdążyła się zmienić i teraz padał również deszcz. Nie był on mocny, mimo to zanim dotarli do vana, zdążyli zmoknąć. Od razu przebrali się w suche ubrania, nie krępując się swoją obecnością, a następnie skryli się pod przytulnym puchem kołdry.

Niall objął Amelię ramieniem, a ona ochoczo wtuliła się w jego bok.

– Uwielbiam cię przytulać – wyznała szczerze bez wahania.

– Tak?

– Urodziłeś się, by przytulać.

Zaśmiał się cicho na jej stwierdzenie. Złożył krótki pocałunek na jej czole, pocierając dłonią plecy.

– Podoba ci się roadtrip?

Uśmiechnęła się.

– Tak, jest świetnie. Cieszę się, że mnie namówiłeś.

– A jednak.

– Nie sądziłam, że taki mały kraj ma aż tyle do zaoferowania.

– A to tylko samo wybrzeże.

– Za rok roadtrip po całej Irlandii?

– Brzmi świetnie. – Posłał jej ciepły uśmiech.

Kiedy już się rozgrzali, wspólnie przygotowali obiad, ostrożnie poruszając się w tej małej przestrzeni. Po posiłku ruszyli w dalszą podróż. Zatrzymali się w Donegal, tam na chwilę wyszli na plażę. Następnie skierowali się do Rathmullan, które leżało nad zatoką i tam planowali spędzić noc. Znaleźli parking z pięknym widokiem na plażę. Wiatr nieco ustał, więc wybrali się na spacer wzdłuż wybrzeża. Podobno na tutaj można było zobaczyć niesamowite zachody słońca. Nie wiedzieli, czy tego wieczoru udałoby im się go zobaczyć zważając na deszczową pogodę. Istniała jednak szansa, gdyż nad horyzontem powoli zaczynało się rozjaśniać, a w niektórych miejscach pomiędzy chmurami prześwitywało słońce.

Gdy skończyli przygotowywać kolację, niebo powoli zmieniało kolory na pomarańcz oraz złoto. Wzięli swoje talerze z posiłkiem, a następnie usiedli na łóżku przy otwartych tylnych drzwiach, aby móc podziwiać słońce znikające za wzgórzami widocznymi po drugiej stronie zatoki. Z każdą minutą kolory stawały się coraz bardziej intensywne, pomarańcz przechodził w czerwień, obrysowując kontury chmur swoim blaskiem. Amelia co chwilę odkładała naczynie, aby chwycić za aparat i uwiecznić ten widok.

– Wow, to jest... – odezwał się Niall i przerwał, żeby znaleźć odpowiednie słowo.

– Nie do opisania – dokończyła za niego, na co przytaknął w odpowiedzi.

Po kolacji leżeli już w łóżku gotowi do dopełnienia swojej małej tradycji, czyli wzajemnego czytania. Tego wieczoru zaczynali czytać Trzynastą opowieść.

– Czytałaś Dziwne losy Jane Eyre? – zapytał, siadając na łóżku obok niej.

– Próbowałam, ale po jakichś stu stronach odpadłam.

– Podobno są tutaj spoilery do Dziwnych losów. – W skazał ma trzymaną w dłoniach książkę.

– Nie planuję wracać do tej książki, więc dla mnie to żaden problem.

– Może to nie był odpowiedni czas na nią.

Amelia pokręciła przecząco głową.

– Miałam na nią straszną ochotę, więc po nią sięgnęłam, ale okazało się, że to nie dla mnie.

– A jak podobały ci się inne książki sióstr Brontë?

– Próbowałam czytać Wichrowe wzgórza, ale od niech też się odbiłam. Chyba ich twórczość nie jest dla mnie. – Spojrzała na Nialla, który uśmiechał się pod nosem. – Co?

– Trochę to zabawne, że nazywasz się Bronte i nie lubisz twórczości sióstr Brontë – zauważył, na co ona wzruszyła ramionami.

– Tak jakoś wyszło.

Usiadła wygodnie i zaczęła czytać na głos Trzynastą opowieść.

Większość dnia spędzali na plaży nad jeziorem, korzystając ze słonecznej pogody. Co jakiś czas ktoś przechodził lub również przychodził wypocząć, jednak nie przeszkadzało im to. Nigdzie się nie spieszyli. Powoli zbliżali się do końca swojej podróży, więc chcieli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Jednak też nie mogli przedłużać wycieczki w nieskończoność, ponieważ Niallowi powoli kończył się urlop, zatem niedługo musiał wracać do Londynu.

Amelia nie sądziła, że w tak krótkim czasie można zacieśnić relacje z drugą osobą. Po tych ośmiu dniach mogła nazwać Nialla swoim przyjacielem. Normalnie to byłoby dla niej nie do pomyślenia. Spędzali razem całe dnie, ponieważ poniekąd byli zmuszeni do swojego towarzystwa. W ten sposób mieli okazję poznać się bliżej, a poprzez wspólne mieszkanie oraz dzielenie łóżka mogli dodatkowo poznać lepiej swoje wady. Nie było lepszego sposobu na wydobycie swoich ciemnych stron niż wspólne mieszkanie.

Oboje leżeli na kocu wpatrzeni w błękitne niebo, po którym leniwie sunęły kłęby chmur. Słońce przyjemnie ogrzewało ich skórę, a delikatny wiatr wiejący znad wody potęgował beztroskę chwili. Amelia niemal czuła, jak jej ciało się relaksowało. Mogłaby tak spędzić wieczność.

–Tak można żyć – mruknął Niall.

– Och, tak. Zdecydowanie – zgodziła się z uśmiechem wyrażającym błogość. – Jest pięknie.

Przekręcił głowę, aby na nią spojrzeć. W wyniku uśmiechu w jego lewym policzku pojawił się niewielki dołeczek.

– Awww! – wykrzyknęła zauroczona i, nie mogąc się powstrzymać, dotknęła palcem zagłębienia.

– Ej – Z udawanym oburzeniem odsunął jej rękę od twarzy. – Ktoś ci pozwolił?

– Tak – odpowiedziała od razu z pewnością siebie, na co brew Nialla powędrowała do góry.

– Niby kto?

– Ja.

Rozbawiła go powaga słyszalna w jej głosie.

– Uroczy jesteś.

Nie odwrócił od niej wzroku. Wciąż się w nią wpatrywał z lekkim uśmiechem na ustach.

– Ty też. Nawet bardzo – powiedział, co odrobinę zawstydziło Amelię. Poczuła ciepło wpływające na policzki. – Aw, jak uroczo się rumienisz.

– Przestań! – Zaśmiała się, czując, że zarumieniła się jeszcze bardziej. Odwróciła głowę, by Niall tego nie zauważył.

On natomiast uniósł się na łokciu i zbliżył do niej.

– Nie wstydź się. Chodź do mnie. – Złapał ją w talii, po czym pociągnął na siebie.

– Niall!

Nie odezwał się, zamiast tego posłał jej najsłodszy uśmiech, na jaki było go stać.

Uniosła się na rękach, leżąc na nim. Ich twarze znajdowały się blisko siebie; przyjrzała się twarzy Nialla, a jej wzrok od razu powędrował do oczu mężczyzny. Za każdym razem, gdy w nie spoglądała, czuła się onieśmielona błękitem jego tęczówek. Mogła je porównać do koloru oceanu u wybrzeży Bahamów. Wydawało jej się, że potrafił zajrzeć do wnętrza jej duszy.

Serce zabiło jej mocniej.

Leżeli wpatrzeni w swoje oczy, gdy nagle spojrzenie Nialla padło na usta Amelii. Odruchowo jej wzrok również odnalazło wąskie usta mężczyzny, z których nie schodził czarujący uśmiech. Bezwiednie koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę. Odwzajemniła go i powoli wyprostowała się, siadając na jego udach, a ręce opierając na jego klatce piersiowej. Dłonie Nialla delikatnie masowały jej biodra.

– Nie przytulisz się?

– Jest za ciepło na to – odpowiedziała, co wywołało u niego cichy śmiech.

– Niech ci będzie. – Milczał przez chwilę. – Co powiesz na to, żeby wynająć sobie w okolicy domek na jedną noc?

Spojrzała na niego z zaciekawieniem, zastanawiając się.

– Czemu nie?

Nie przeszkadzało jej mieszkanie w vanie, jednak nie obraziłaby się za prywatną łazienkę, gdzie w spokoju mogłaby wziąć prysznic. Do tej pory korzystali głównie z tych na stacjach benzynowych, a podczas porannego i wieczornego mycia zębów oraz twarzy używali wody z pięciolitrowej butli, którą zawsze mieli ze sobą. Nie narzekała na to, ponieważ było to częścią tej „przygody", ale musiała ogolić nogi, a nie chciała tego robić na stacji.

– Okej, sprawdzę, czy można coś zarezerwować na jutro.

Usiadł, a ona zeszła z niego, by usiąść ponownie obok. Chwilę zajęło mu wyszukanie strony, gdzie można było takową rezerwację zrobić. Okazało się, że tylko jeden z dziesięciu domków był zajęty. Tak więc kolejną noc spędzali więc w domku nad jeziorem na kompletnym odludziu.

Amelia przeczytała w życiu zbyt wiele książek, aby lekki dreszcz niepokoju nie przebiegł jej po plecach. Wiedziała jednak, iż z Niallem nie miała się, czego obawiać.

Zostali na plaży jeszcze jakiś czas. Nigdzie się nie spieszyli. Ani jedno, ani drugie nie chciało kończyć tej podróży, ponieważ to oznaczało rozstanie i być może sprawy wrócą do tego, co było wcześniej, ale żadne nie powiedziało tego na głos.

Około osiemnastej postanowili się zbierać, ponieważ musieli znaleźć odpowiednie miejsce do spędzenia nocy.

Tym razem trafiło im się szczere pole. Nie był to parking, oddalili się nieco od głównej drogi, a w pobliżu nie było żadnych budynków ani gospodarstw czy farm. Zielone łąki po horyzont. Silny wiatr przeczesujący wysoką trawę sprawiał, że wyglądało to jak morskie fale.

Podziwiali ten widok z okna vana, gdyż żadnemu z nich nie uśmiechało się wychodzić na zewnątrz. Resztę wieczoru spędzili w aucie na czytaniu, a w międzyczasie zjedli kolację. Niall czytał na głos, a Amelia słuchała go uważnie i śledziła wzrokiem tekst, siedząc oparta o jego klatkę piersiową. W tle cicho grała muzyka dochodząca z przenośnego głośnika.

Przygryzła wargę, słuchając o romantycznej scenie, którą właśnie przeżywali bohaterowie. Mogła wręcz poczuć napięcie między nimi. Uwielbiała dobrze napisane takie sceny, kiedy podczas czytania wydawało jej się, iż obserwowała postaci z boku, naruszając ich prywatność.

Ciche westchnienie wyrwało się wyrwało się z ust Amelii, kiedy Jack złożył czuły pocałunek na czole Carrie. Podniosła wzrok na Nialla, który również spoglądał na nią z uroczym uśmiechem. Patrząc na niego, nie mogła nie go nie odwzajemnić.

– Piękna scena, prawda? – zapytał, a ona się zgodziła.

Czekała, aż będzie kontynuować czytanie, lecz on nadal patrzył na nią. Zwilżyła wargę językiem.

Z głośnika popłynęło Dusk Till Dawn.

– Czy to jest moment, w którym my się całujemy? – zażartowała cichym głosem.

– A chcesz tego?

Skinęła bez zastanowienia.

Niall również nie kwestionował tego ani przez chwilę, dotykając jej ust swoimi, gdy Zayn zaśpiewał „and I wanna feel you too".

Domek był niewielki. Duży salon z aneksem kuchennym, małą łazienką, w której znajdowała się wanna z prysznicem. Nad nimi wisiała antresola, na którą prowadziły wąskie drewniane schody i gdzie było podwójne łóżko oraz duże okno. Można było przez nie dojrzeć połyskującą w słońcu taflę Lough Melvin między gałęziami drzew. Do jeziora mieli jakieś pięć minut, gdzie zamierzali spędzić część tego dnia. Ich domek stał w rzędzie pomiędzy innymi wykonanymi z drewna. Wewnątrz również dominowało takie wykończenie, co dawało niezwykły klimat.

Najbliższe miasteczko znajdowało się około dziesięciu kilometrów i właśnie do niego wyruszyli po zakwaterowaniu. Była dopiero trzynasta, zatem przed sobą mieli cały dzień, a nie chcieli go spędzić w domku. Zdecydowali więc, by zwiedzić okolicę. Oczywiście bez żadnego planu oraz pośpiechu. Przy końcówce podróży postawili na odpoczynek.

Obiad postanowili zjeść w knajpie, a później wrócili nad jezioro, gdzie resztę dnia spędzili na plaży. Wieczorem obejrzeli film, nie dopuszczając do siebie myśli, iż to był ich ostatni wspólny wieczór.

Następnego dnia, chcąc wydłużyć powrót do Mullingar, pojechali do Dundalk na pole golfowe. Ta rozgrywka na samym początku przestała być poważną grą, ponieważ już przy drugim dołku zaczęli żartować i śmiać się z siebie nawzajem.

Żadne z nich ani słowem nie wspominało o pocałunku, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Oboje jednak wiedzieli, że prędzej czy później będą musieli o tym porozmawiać.

Całe popołudnie spędzili na polu golfowym. Na koniec udali się na wybrzeże, gdzie zjedli kolację w jednej z restauracji z widokiem na Morze Irlandzkie, żegnając widok niekończącej się tafli wody, który przez minione dziesięć dni mieli na co dzień.

Ostatnie półtorej godziny drogi dzielącej Dundalk i Mullingar uczcili głośnym wyśpiewywaniem piosenek Måneskin z ich najnowszego albumu RUSH!.

Tak zakończył się ich roadtrip wzdłuż wybrzeża po Irlandii.

Do ich rodzinnego miasteczka dotarli przed dwudziestą pierwszą. Gdy tylko wysiedli z vana w znajomym miejscu, dopadło ich zmęczenie. Zabrali jedynie swoje torby z samochodu, pożegnali się, przy czym uzgodnili, iż posprzątają jutro, a następnie każde z nich udało się do swojego domu.

Pomimo deszczu po południu zajęli się porządkowaniem vana, ponieważ wieczorem Niall musiał oddać go Jayowi. Zajęło im to jakieś dwie godziny, po których Amelia zaprosiła go do siebie na herbatę.

– Jakie masz plany na teraz? Kolejna podróż? – zapytała, przygotowując napój, podczas gdy Niall siedział w salonie na kanapie. Króliki jej rodziców obwąchały go, a teraz trzymały się w bezpiecznej odległości, gryząc gałązki.

– Za dwa tygodnie wracam do Londynu, więc chciałbym ten czas spędzić z rodzicami i znajomymi.

– Nie chciałbyś zostać dłużej?

– Niestety, nie dostanę dłuższego urlopu.

Przytaknęła ze zrozumieniem i postawiła przed nim kubek, po czym usiadła obok. Oboje zamilkli. Musieli w końcu porozmawiać o ich pocałunku i wiedzieli o tym, że teraz była do tego idealna okazja. Rodziców Amelii nie było, więc nie musieli obawiać się, iż ktoś ich usłyszy.

– Chyba musimy...

– Ten pocałunek... – zaczęli mówić jednocześnie. Wymienili spojrzenia i roześmiali się.

– Okej, ty pierwszy.

– Na pewno ty nie chcesz zacząć?

Pokręciła głową w odpowiedzi i upiła łyk herbaty.

– Mów.

Niall zaczerpnął głęboki oddech, pocierając kark dłonią. Wydawał się skrępowany. Nigdy wcześniej nie widziała go takiego. Zawsze mówił pewnie, bez zażenowania nieważne, o czym rozmawiali.

Zastanawiał się, co miałby powiedzieć, ale żadne słowa nie przychodziły mu do głowy, więc wypalił prosto z mostu przyciszonym głosem.

– Podobasz mi się.

To były jedne z ostatnich słów, jakie spodziewała się od niego usłyszeć. Nigdy nie byli ze sobą blisko, zawsze byli tylko znajomymi z sąsiedztwa.

Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz miała w głowie kompletną pustkę, więc zamknęła je z powrotem.

– Przepraszam, nie... – zaczął, jednak mu przerwała, delikatnie ujmując jego nadgarstek. Posłała mu lekki uśmiech.

– Za nic nie musisz przepraszać. Po prostu... zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałam się takiego wyznania.

– No cóż – westchnął.

– Więc... co teraz? – zapytała niepewnie.

– Szczerze? Nie wiem. – Zaśmiał się bez humoru. – Za dwa tygodnie wyjeżdżam, a też nie za bardzo uśmiecha mi się związek na odległość. Z drugiej strony oboje mamy swoje życia – ja w Londynie, ty w Dublinie. Nie rzucimy studiów i pracy, żeby przeprowadzić się do innego kraju, bo związek.

– Masz rację. Ale cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.

Uśmiechnął się lekko, ukazując mały dołeczek w lewym policzku.

– W takim razie chyba pozostaje nam cieszyć się tymi dwoma tygodniami jako przyjaciele.

– Najwidoczniej tak.

Także się uśmiechnęła, przysuwając się bliżej, tak że ich uda się stykały, po czym przytuliła go mocno. Poczuła, jak on również owinął ramiona wokół jej ciała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro