part one
Playlista:
Aby ją otworzyć, musicie zescreenować kod, wejść w wyszukiwarkę na spotify, tam kliklnijcie ikonkę aparatu. Otworzy wam się aparat, ale możecie wybrać zdjęcie z galerii. Enyoy! 😊
jest to pierwsza część, ponieważ ten oneshot wyszedł dość długi, więc zdecydowałam się go podzielić. Jutro pojawi się druga
•••
Amelia składała resztę prania, które zrobiła rano. Wczoraj po południu wróciła zmęczona do domu z Dublina, z Trinity College, gdzie studiuje, więc dziś od niemal samego rana porządkowała cały pokój. Teraz zostało jej tylko założenie świeżej pościeli. Chciała również wykorzystać piękną pogodę; słońce świeciło wysoko na niebie, było ciepło, a to zawsze wpływało pozytywnie na jej samopoczucie. Po tym, gdy uporała się z porządkami, postanowiła udać się na spacer. Przy okazji kupiła sobie kebaba, którego następnie spożywała, siedząc na schodkach werandy domu jej rodziców i oglądając zachód słońca. Miała to szczęście, iż po drugiej strony ulicy nie było domów, więc nic jej nie zasłaniało złoto-pomarańczowego nieba
– Hej. I smacznego. – Wzdrygnęła się na dźwięk męskiego głosu. Uniosła wzrok, a lekki uśmiech wkradł się na jej usta.
– Hej! – Wstała, po czym od razu uścisnęła mężczyznę na przywitanie.
Gdy tylko oplótł ją ramionami, od razu poczuła to przyjemne ciepło. Uwielbiała go przytulać, ponieważ on przytulał całym sobą. Musiała przyznać, że bardzo jej tego brakowało.
Niall dosiadł się do niej.
– Nad czym tak dumasz? – zapytał.
Wraz z rodzicami przeprowadziła się do Mullingar w wieku dziewięciu lat, więc z Niallem znała się od trzynastu. Od tamtego czasu był jej sąsiadem. Horan studiował oraz pracował w Londynie. W zeszłym roku zaczął drugi kierunek – filologię angielską. Przed nią był jeszcze rok pierwszego kierunku, ponieważ była od niego dwa lata młodsza. Studiowała informatykę na Trinity College.
Niall i Amelia nie byli ze sobą blisko. Po prostu byli znajomymi z sąsiedztwa oraz szkoły. Jeśli nie musieli – nie utrzymywali kontaktu.
– Tak sobie siedzę. – Wzruszyła ramionami. – Podziwiam zachód słońca i spożywam ten jakże zdrowy posiłek.
– Kiedy wróciłaś z Dublina? Jeszcze cię nie widziałem, odkąd przyjechałem.
– Wczoraj wieczorem. Nie widziałeś mnie, bo prawie cały dzień zajęło mi porządkowanie rzeczy i pokoju – odpowiedziała.
– Ach, to wiele wyjaśnia. Chciałabyś wybrać się ze mną na imprezę nad jeziorem? Bríd dotrzymuje tradycji naszych corocznych spotkań.
– O cholerka, zupełnie wyleciało mi to z głowy. Kiedy?
– Dzisiaj. – Spojrzał na zegarek na nadgarstku. – Za jakąś godzinę powinniśmy jechać.
– Jeszcze większa cholerka. – Przygryzła wargę, zastanawiając się. – Okej. Dam radę.
– Wejdziesz do środka? Napijesz się czegoś?
– Nie, dzięki.
Wszedł za nią do domu, a ona pobiegła na górę do swojego pokoju. Na szczęście nie musiała myć włosów, więc przygotowanie nie powinno zająć jej dużo czasu. Nie wiedziała, co włożyć, ale w oczy rzuciła jej się kwiatowa zwiewna sukienka wiązana z przodu. Włożyła ją, po czym tuszem musnęła rzęsy, a usta pomalowała krwistoczerwoną szminką. Nawet gdy nie robiła pełnego makijażu, pomadka była obowiązkowa. Uwielbiała sposób, w jaki głęboka czerwień komponowała się z jej rudymi włosami.
Uczesała jeszcze włosy, spryskała szyję ulubionymi perfumami, a następnie wsunęła na nogi bordowe trampki i była gotowa.
– Niall? – zawołała, kiedy zeszła, lecz nigdzie go nie widziała.
– Tutaj.
Podążyła za jego głosem w kierunku kuchni, gdzie znalazła Nialla siedzącego na podłodze i bawiącego się z dwoma królikami, które należały do jej rodziców.
– Słodziaki – skomentował.
– Wszystkie króliki są słodkie.
Ze śmiechem przyznał jej rację.
Amelia nalała świeżej wody futrzakom, dołożyła siana, po czym je nakarmiła. Razem z Niallem dopilnowała, aby każdy zjadł swoje. W międzyczasie przyczepiła na lodówce kartkę z informacją dla rodziców, iż wychodzi i żeby się nie martwili. Sprawdziła jeszcze raz, czy wszystko, co potrzebowała, wzięła ze sobą, następnie wyszła z nim z domu. Po tym jak zamknęła drzwi na klucz, podążyła za mężczyzną do jego auta.
Nie mogła oprzeć się myśli o tym, jak Niall dobrze wyglądał i się prezentował. Miał na sobie krótkie granatowe spodenki, pod rozpiętą koszulą w pstrokate wzorki miał zwykłą białą podkoszulkę. Prosty strój, lecz na Niallu prezentował się niezwykle. Londyn dobrze na niego działa, pomyślała. Gdy wracali do rodzinnego miasta, wydawało jej się, że za każdym razem był coraz to przystojniejszy.
W drodze nad jezioro Lough Owel rozmawiali o tym, co u nich słychać, czym każde z nich się zajmowało. Niall starał się mówić normalnym tonem, bez ukazywania nadmiernej ekscytacji, kiedy mówił o tym, iż jeden z ważniejszych magazynów zaproponował mu współpracę, lecz radość niemal go rozpierała, a jego starania utrzymania naturalnej postawy szły na marne. Wcześniej pisał jedynie dla uniwersyteckiej gazety.
Pewnego razu zaprosił swoich kumpli, by obejrzeć wspólnie mecz, a piwo było obowiązkowym gościem. Kiedy wszyscy byli już wystarczająco pijani, temat dziwnym sposobem przeszedł na przyszłą karierę Nialla. Jeden z kumpli namówił go na wysłanie jednego z jego artykułów do większej, ważniejszej gazety.
Horan uznał, że raz się żyje; po tych wszystkich wypitych piwach nie widział w tym żadnych minusów. Z trudem odnalazł tekst, z którego był najbardziej dumny. Nie miał stuprocentowej pewności, czy to ten właściwy, gdyż literki rozmazywały mu się przed oczami. Rano nawet nie pamiętał tego momentu, choć cały wieczór utkwił mu w pamięci. Był więc trochę zdziwiony, gdy w swojej skrzynce mailowej znalazł odpowiedź, w dodatku pozytywną. Mógł żałować, ale po przemyśleniu nie było czego.
– Ale się cieszę! To super, że ci się udało i że się rozwijasz.
– Dzięki. – Posłał jej delikatny uśmiech.
Niedługo później dojechali na plażę. Na parkingu stało kilka samochodów, a z oddali docierały do nich dźwięki muzyki. Na widok znajomych twarzy usta Amelii od razu wkradł się uśmiech. Było około dwudziestu osób, z częścią widziała się rok temu, a z pozostałymi w święta, gdy wrócili do swoich rodzin. Niektórzy od czasów liceum niewiele się zmienili, innych zaś mogłaby nie poznać, gdyby nie widywali się co najmniej raz w roku.
Wypatrzyła Bríd i od razu pobiegła w jej kierunku, by ją uściskać na powitanie.
– Nareszcie! Myślałam, że się ciebie nie doczekamy w tym roku.
– Wcale nie wróciłam tak późno – odparła Bronte.
– Co słychać w wielkim Dublinie?
Opowiedziała pokrótce o swoich doświadczeniach mieszkania oraz studiowania w stolicy. Jej towarzyszka uważnie słuchała tego, przy okazji częstując ją przekąskami. Chwilę później dołączyli do nich inni, a po powitaniach wypili po butelce piwa, kierowcy zaś dostali napój owocowy, następnie ruszyli do zabawy.
Alkohol krążący w żyłach Amelii powoli dawał jej ukojenie po całym dniu. Pozwoliła muzyce prowadzić swoje ciało poruszające się do rytmu. Taniec pozwolił jej się w zupełności zrelaksować dzięki uwolnionym endorfinom, przez co choć na chwilę zapomniała o zmęczeniu, które powoli dawało się we znaki. Nie wiedziała, kto układał playlistę na ten wieczór, ale pragnęła mu osobiście podziękować za dobór piosenek, przez które nogi same ciągnęły do tańca, a ich rytm sprawiał, iż czuło się lekkość, oderwanie od rzeczywistości.
Tańczyła do utraty tchu, a euforia rozpierała ją od środka. W międzyczasie dorwała się do jeszcze jednej butelki piwa. Nie chciała się upić, nawet nie za bardzo przepadała za tym trunkiem, ale towarzystwo sprawiało, że smakował jakoś lepiej.
Gdy się ściemniło, przyszedł czas na ognisko. Muzyka wciąż grała w tle, a oni siedzieli dookoła ogniska wspólnie żartując oraz opowiadając sobie zabawne historie. Amelia poczuła ból w stopach, dopiero kiedy usiadła. Z chęcią przyjęła chłodną lemoniadę od Jamesa, dziękując mu.
Siedząc wspólnie przy ognisku i śmiejąc się beztrosko, poczuła lekką nostalgię. Przypomniały się jej szkolne czasy, kiedy to nie mieli aż tylu zmartwień, a dorosłe życie nie deptało im po piętach. Cieszyła się, iż przez te kilka lat studiów Bríd utrzymywała tradycję corocznych spotkań, nawet jeśli nie byli już ze sobą tak blisko jak kiedyś. Miło było choć przez jeden wieczór zapomnieć o wszelkich troskach.
Niall usiadł obok niej, gdy pozostali zajęli się rozmowami między sobą w parach lub trzyosobowych grupkach.
– Jak ci się podoba?
– Jest świetnie. Jak za dawnych dobrych czasów. – Wyciągnęła nogi przed siebie, odchylając się do tyłu na rękach. Błogi uśmiech zagościł na jej ustach. – Masz jakieś plany na wakacje?
Milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Chciałbym objechać dookoła Irlandię wzdłuż wybrzeża, ale bez przekraczania granicy z Irlandią Północną.
– Wow, brzmi naprawdę ciekawie. – Przytaknął na jej słowa.
– Oczywiście swoim samochodem, spanie na dziko tam, gdzie się da.
– Teraz brzmi jeszcze lepiej.
Zaśmiał się na słowa Amelii.
– Lubisz to?
– Co masz na myśli?
– No wiesz... Takie budżetowe podróże, spanie na dziko, odwiedzanie mało turystycznych miejsc i tak dalej.
– Właściwie to nigdy takie coś nie przeszło mi przez myśl.
– Naprawdę? – Zdziwił się, na co przytaknęła z lekką dozą niepewności.
– Jedyne wyjazdy, na jakich byłam, to wakacje z rodzicami, więc zazwyczaj były to turystyczne kraje czy miasteczka.
Cmoknął ustami, kręcąc głową z lekką dezaprobatą.
– Powinnaś spróbować kiedyś takiej podróży.
– Może kiedyś...
– Hej! – Wyprostował się nagle, zadowolony klaszcząc w dłonie. – A co powiesz na to, żeby dołączyć do mnie?
Amelia potrzebowała chwili na przetrawienie pytania Nialla. W ułamku sekundy przeanalizowała za i przeciw temu pomysłowi.
– No nie wiem...
– Okej, nie musisz odpowiadać już teraz.
Pierwszą myślą było to, aby odmówić. Nie znała Horana na tyle dobrze, żeby wyruszyć z nim w samotną podróż przez cały kraj. Nigdy też nie podróżowała budżetowo, więc nie wiedziała, jakby to miało wyglądać. Przy tym jej głowę zaprzątały prozaiczne zmartwienia o tym, co z toaletą, prysznicem, spaniem. Czy dałaby radę zasnąć w namiocie? Obok Nialla? Mężczyzny, którego niby znała, lecz nie była to bliska relacja? Co, gdyby dostała okresu? W dodatku za dwa dni miała wrócić jej przyjaciółka, Delilah, z którą też chciałaby spędzić czas.
Niespodziewanie jednak na wszystkie te wątpliwości spadło niepodważalne „życie jest za krótkie na zastanawianie się nad takimi głupotami", rozwiewając je. Szalę „za" przeważył również fakt, że dla Nialla nie była to pierwsza taka podróż, zatem wszystko mógłby jej wytłumaczyć i pokazać. Czas dla Delilah też znajdzie. Wycieczka nie zajmie im całych wakacji.
– W sumie czemu nie? Z chęcią dołączę.
– Super! – Z radości podskoczył na kłodzie, na której siedzieli, w wyniku czego poruszyła się, a Amelia niemal nie wylądowała na piasku.
– Spokojnie! – Roześmiała się, odzyskując równowagę.
– Będzie wspaniale.
– Trzymam cię za słowo.
– Będziesz miała okazję do spróbowania spania na dziko. Zobaczymy razem ciekawe miejsca, o których raczej nie przeczytasz w internecie, że są warte odwiedzenia – rozentuzjazmowany wymieniał rzeczy, jakie chciał jej pokazać, zapewniał, iż nie pożałuje swojej decyzji.
Wymienili się numerami telefonów, a po chwili luźnej gadki Amelię naszła ochota, aby potańczyć, więc ruszyła do dwójki osób, które również miały taką chęć. Niall podążył w ślad za nią.
W powietrzu unosił się zapach lasu oraz rześka woń jeziora, a chłodnawe powietrze nocy owiewało ich odsłonięte ramiona. Nad horyzontem po zachodniej stronie rozciągała się złotawa poświata jako ślad pozostawiony przez słońce, z każdą chwilą blakła coraz bardziej.
Dookoła rozbrzmiewało Honey Whiskey Nothing But Thieves dochodzące z głośnika. Rytm piosenki idealne współgrał z otoczeniem, dodając jej jeszcze lepszego klimatu. Amelia poczuła lekkość oraz spokój, wszystkim troskom pozwoliła odlecieć w niepamięć.
♪
„Randka w kawiarni?".
Amelia otrzymała wiadomość od Delilah już o dziewiątej rano dzień po jej powrocie do Mullingar. Wróciła wczoraj dość późno, więc kobieta nieco się zdziwiła, że już nie spała. Z drugiej strony jednak nie zdziwiłaby się, gdyby wysłała to na wpół śpiąco, a następnie ponownie zasnęła. Kilka razy tak się zdarzyło. Dla pewności zapytała przyjaciółkę, czy już nie spała. Odpowiedź przyszła niemal od razu.
Ich tradycyjnym punktem spotkań była ulubiona kawiarnia dziewczyn, która była również księgarnią, a do każdego zamówienia otrzymywało się karteczkę z cytatem. Tym razem również postawiły na ten lokal. Delilah zajęła stolik przy oknie, podczas gdy Amelia złożyła zamówienie, a następnie dołączyła do przyjaciółki. Lokal nie był zatłoczony. O tej porze, krótko po otwarciu, siedziało tam tylko kilka osób, które przyszły popracować bądź się pouczyć.
– Opowiadaj, co słychać w wielkim świecie – zagaiła, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stolika.
– Jaki to wielki świat... – Kobieta z lekkim rozbawieniem machnęła ręką.
– Włochy! Rzym!
– Cicho! – Delilah uciszyła ją ze śmiechem uciszyła ją, ponieważ dwoje gości spojrzało się na nie z niezadowoleniem. Amelia zachichotała pod nosem.
Kelnerka przyniosła im ich zamówienie – herbata z konfiturą dla obu oraz sernik dla Amelii, a dla jej przyjaciółki tiramisu.
– Pyszna. – Westchnęła Delilah, upijając łyk swojego napoju. – Brakowało mi tego.
– A mi brakowało ciebie w Dublinie i tutaj.
– Aww... Już jestem. Możemy się sobą nacieszyć, dopóki znowu nie wrócimy na studia.
Amelia odchrząknęła.
– No właśnie... À propos tego...
– Coś się stało? – Zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się kobiecie z lekkim zmartwieniem.
– Nie, raczej nie. Pamiętasz Nialla Horana?
– Tego czarusia? Twojego sąsiada? Trudno będzie o nim zapomnieć.
Na usta Amelii wkradł się niewielki uśmiech.
– Umówiłam się z nim na roadtrip... – oznajmiła niepewna reakcji przyjaciółki.
Gdy rozmawiała o tym z Niallem, ten pomysł wydawał jej się świetny. Nie miała też problemu z tym, iż nie spędziłaby całych wakacji ze swoją przyjaciółką, lecz teraz dopadły ją lekkie wyrzuty sumienia.
– Och, naprawdę? – dopytała kobieta, ale Bronte nie potrafiła odczytać, czy to było zaskoczenie pozytywne, czy wręcz odwrotnie. Jej wyraz twarz również nie wyrażał żadnych emocji. – To super! – wykrzyknęła po chwili, podczas której Amelia zdążyła wymyślić kilka formułek, aby się wytłumaczyć oraz jakoś z tego wyplątać.
– Serio?
– Oczywiście.
– Myślałam, że będziesz zła...
Delilah spojrzała na nią z rozbawieniem.
– Dlaczego?
– Że nie spędzimy tego czasu razem – odparła ze wzruszeniem ramion.
– Przestań wygadywać głupoty. Każda z nas ma własne życie. To, że się przyjaźnimy, nie oznacza, że mamy rezygnować z czegoś, co chcemy zrobić tylko dlatego, by móc spędzić ze sobą więcej czasu. Nie mam ci tego za złe. Jedź i baw się dobrze. – Posłała uśmiech przyjaciółce, która ze skinieniem przyznała jej rację, po czym wbiła widelczyk w swój sernik, zabierając się za jego spożycie.
– Poznałam kogoś... – oznajmiła Delilah po chwili komfortowej ciszy.
Po tych słowach Amelia poświęciła całą swoją uwagę przyjaciółce, odkładając widelczyk na talerz.
– Naprawdę? Kim jest ta osoba? – zapytała zaciekawiona.
– Jest Włochem. Dosiadł się do mnie w kawiarni, gdy czytałam książkę.
– Czemu nic nie powiedziałaś wcześniej?!
– To było dzień przed moim wyjazdem! – Zaśmiała się cicho, widząc ekscytację kobiety. – Nie miałam czasu ci o tym powiedzieć, więc mówię teraz.
– Dzień przed wyjazdem? – Zrobiła skwaszoną minę. – Czy ty właśnie zaprzepaściłaś szansę na gorący romans z jeszcze bardziej gorącym Włochem?
Teraz już Delilah nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
– Przestań!
– Co ty robisz ze swoim życiem. – Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą.
– Marnuję je.
– Otóż to – zgodziła się i obie się roześmiały.
– Zobaczył, że czytasz i przez to zobaczył w tobie idealny materiał na żonę? – zapytała tym razem już nieco bardziej na poważnie.
– Tak – przytaknęła Delilah z sarkazmem – dokładnie tak było. Nie, akurat czytałam jego ulubioną książkę, rozpoznał angielski tytuł. On sam słabo mówi po angielsku, więc rozmawialiśmy po włosku.
– W końcu ta nauka się na coś przydała?
Skinęła głową w potwierdzeniu, chichocząc.
– Tak się zagadliśmy, że ledwo zdążyłam się spakować. Długo rozmawialiśmy o książce, potem o moich umiejętnościach językowych, pochwalił mój akcent – wtrąciła z ekscytacją – o studiach i milionie innych rzeczy, dopóki nie musiałam uciekać stamtąd, bo straciłam poczucie czasu.
– Mogłaś zostać i gadać z nim dalej... – skomentowała żartobliwie Amelia, na co Delilah przewróciła oczami.
– Pogadaliśmy o jego ulubionej książce i tyle. Nic z tego nie będzie. Po powrocie zaprosił mnie na kawę.
Na ustach przyjaciółki rozciągnął się uśmiech.
– Nie! – zaprzeczyła Delilah, gdy Amelia poruszyła brwiami z wyrazem twarzy mówiącym „jednak może coś z tego będzie". – To tylko kawa. Uspokój hormony i lepiej powiedz, co u ciebie.
– Wszystko po staremu. Nie poznałam gorącego Włocha ani gorącej Włoszki... Studia i nic poza tym. – Wzruszyła ramionami.
Później jeszcze długo rozmawiały o wszystkim, co się wydarzyło w ich życiach od czasu, kiedy ostatnio się widziały. Delilah buzia się nie zamykała, gdy opowiadała o studiach w Rzymie, a także o samym mieście oraz kraju. Nie obyło się bez narzekań kobiety na wysokie temperatury, jakie tam panowały. Nie przepadała za ciepłem i zdecydowanie preferowała irlandzką pogodę.
Amelia była przyzwyczajona do gadulstwa swojej przyjaciółki, więc sama niewiele mówiła. Czasem coś dopytała, lecz rzadko dodawała coś od siebie. Pozwalała jej się wygadać. Mówiła wtedy, kiedy przychodziła jej kolej, choć nawet wtedy Delilah z trudem powstrzymywała się od wtrącenia swoich trzech groszy. Amelia jednak nie złościła się o to, a obie śmiały się z tego, gdy ją uciszała i przypominała, iż to teraz ona mówiła.
Spędziły razem dzień, spacerując po mieście i odwiedzając ulubione sklepy, w których ostatecznie nic nie kupowały. Na koniec dnia urządziły sobie spontaniczny piknik w parku.
♪
Kilka dni później Niall zaproponował spotkanie. Chciał omówić wyjazd, trasę oraz to, jak Amelia powinna się przygotować i co ze sobą zabrać. Zaprosił ją więc do siebie. Gdy weszła do jego pokoju, od razu odruchowo rozejrzała się po pomieszczeniu; na ścianach wciąż wisiało kilka plakatów jego ulubionego zespołu – Eagles, a pomiędzy nimi kadr z serialu Victoria znaczy zwycięstwo z Elizabeth Gillies
– Liz Gillies, huh? – Skinęła głową na ścianę, powstrzymując uśmiech cisnący się na usta, a Niall wyraźnie się zmieszał.
– Ta, stare czasy, nie zwracaj uwagi – tyle miał do powiedzenia w tym temacie, więc Amelia również odpuściła, by nie krępować go bardziej. Każdy był kiedyś nastolatkiem. Uśmiechnęła się jednak na wyobrażenie Horana zafascynowanego aktorką.
Niall wziął laptopa i zajął miejsce obok niej na łóżku.
– Mniej więcej zaplanowałem trasę. Te zielone to opcjonalne miejsca, gdzie będziemy mogli przenocować, a czerwone to, co jest warte zobaczenia. Moim zdaniem. Możesz coś dodać, jeśli masz coś na oku.
Amelia skinęła głową na znak, że zrozumiała i przyjrzała się mapie wyświetlanej na ekranie. Mniej więcej kojarzyła zaznaczone miejsca, miała też kilka swoich propozycji, jednak teraz nie za bardzo mogła się skupić, przebywając sam na sam z Niallem w jego pokoju, niemal stykając się z nim ramionami, podczas gdy do jej nozdrzy docierał zapach męskich perfum – jednych z jej ulubionych. Nie sądziła, że kiedykolwiek jego obecność będzie tak onieśmielająca.
– Niedaleko Claddaghduff jest piaszczysta plaża. – Wskazała punkt na mapie. – Można też surfować na nartach wodnych, jeśli chcesz.
– Wiem o tym, ale nie wiedziałem, czy ty chciałabyś tam pojechać.
– Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i miną mówiącą: „żartujesz sobie?".
– Uwielbiam wodę, tym bardziej też nie zamierzam odpuścić piaszczystej plaży nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego.
– Wątpię, żeby woda była na tyle ciepła, żeby się w niej kąpać.
– Trudno. – Wzruszyła ramionami. – Przynajmniej popatrzę na ocean, stojąc na piasku, a nie kamieniach czy trawie na klifie.
– Z klifu miałabyś lepszy widok – zauważył.
– Cicho, nieważne – uciszyła go, na co się roześmiał. – Nie śmiej się! To poważna sprawa! Wiesz, jak mało jest piaszczystych plaż w Irlandii? – tłumaczyła się, z coraz większym trudem powstrzymując śmiech.
– Tak, oczywiście – przytaknął. Powoli się uspokoił.
Planowanie oraz czytanie o miejscach, które chcieli odwiedzić zajęło im kilka godzin. Do tego Amelia miała mnóstwo pytań o podróż, podczas której mieli nocować w namiocie – czy można to robić, skoro to nielegalne, co z prysznicem, toaletą, jedzeniem i tak dalej? Niall cierpliwie jej odpowiadał i tłumaczył, wysłuchiwał wszystkich jej wątpliwości. Ani jedno pytanie nie wydawało mu się głupie bądź zbędne. Z przyjemnością dzielił się swoją wiedzą oraz doświadczeniem.
– Spanie na dziko nie jest legalne w Irlandii, racja. Jednak są miejsca, gdzie jest to tolerowane. Zawsze też można zapytać okolicznych mieszkańców, czy mieliby z tym problem.
Przytaknęła, ale nie wyglądała na przekonaną.
Poprawiła się na swoim miejscu na łóżku na wpół leżąc, na wpół siedząc oparta o poduszki.
– Będzie dobrze, spokojnie. – Pocieszająco potarł dłonią jej ramię.
– No nie wiem...
– Ze mną nie zginiesz. – Przyciągnął ją do siebie i przytulił, masując jej plecy.
Gest Nialla tak zaskoczył kobietę, że nie do końca zarejestrowała jego słowa. Nic się nie odezwała, obejmując ramieniem jego brzuch.
– W sumie – odezwał się po dłuższej chwili – mam pewien pomysł, żeby uniknąć spania w namiocie, jeśli nie jesteś do tego przekonana.
– Tak? – Niechętnie odsunęła się od jego ciała, aby spojrzeć na niego. – Jaki?
– Dwa lata temu z kumplem przerobiliśmy vana na camper, więc gdyby mógł nam go pożyczyć, moglibyśmy spać w nim. Zadzwonię do niego.
– Och – odparła nieco zaskoczona. – Jasne, dobry pomysł.
– Zrobię nam herbatę i zadzwonię do niego.
♪
Nadszedł dzień wyjazdu.
Te dwa tygodnie wykorzystała najlepiej, jak mogła, spotykając się ze znajomymi. Regularnie też widywała się z Niallem, na co nie narzekała. Lubiła go, poza tym miło było spędzić z nim trochę czasu, zanim wybiorą się we wspólną podróż i będą ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Nie martwiła się o to, czy się dogadają, czy w międzyczasie się nie powybijają. Niall był ugodowym człowiekiem. Stresował ją jednak sam wyjazd i jego charakter – czy dałaby radę w takich warunkach. Z drugiej strony była to dobra okazja, żeby to sprawdzić. Jeśli nie teraz, to istniało duże prawdopodobieństwo, iż nigdy. Lepsza okazja mogła się nie trafić, gdyż Horan zadbał niemal o wszystko, do tego robił to już wcześniej, więc teoretycznie nie powinna się niczym przejmować. Najbardziej martwiła ją miesiączka, której termin wypadał akurat, gdy będą w trasie. W tym raczej Niall niewiele mógł jej pomóc.
Rozmawiała o tym z Delilah i uznała to trochę za skok na głęboką wodę. Ona zaś skwitowała to słynnym, oklepanym tekstem: „raz się żyje". Musiała przyznać jej rację. Do tego Delilah dała jej cały wykład o tym, że powinna jechać i dlaczego może wyjść jej to na dobre, ani słowem nie wspomniała o tym, iż mogłoby to być nieodpowiedzialne, wybierając się w podróż z kimś, kogo nie znała najlepiej. Amelia nie miała innego wyjścia, jak tylko się zgodzić z przyjaciółką.
– Uważajcie na siebie – powiedziała Ellie, przytulając córkę na pożegnanie.
– Jak zawsze, mamo. Nie musisz się o nic martwić.
– Właśnie – odezwał się jej ojciec. – Jest dorosła. Skoro od czterech lat radzi sobie w Dublinie, to i poradzi sobie teraz.
– No dobrze... Leć i baw się dobrze. – Westchnęła Ellie.
– Spokojnie, to tylko jakieś dwa tygodnie. Niedługo wrócę. Cała i zdrowa.
– Trzymam za słowo. – Pogroziła jej palcem i roześmiała się. Posłała rodzicom uśmiech, żegnając się z nimi, po czym zarzuciła sobie plecak na ramię, wychodząc z domu.
Na podjeździe pod sąsiednim domem stał już brązowo biały van, a obok niego rozmawiała dwójka mężczyzn. Podeszła do nich.
– Hej – przywitała się z uśmiechem.
– Hej! – Niall podszedł do niej i od razu objął ramieniem.. – Gotowa na przygodę? – zapytał, na co przytaknęła w odpowiedzi. Nie zdążyła niczego powiedzieć, gdyż mówił dalej: – Poznaj mojego kumpla Jaya. Van należy do niego, a dzięki jego uprzejmości będziemy mogli zwiedzić nim nasz piękny kraj.
– Miło mi cię poznać. – Jay posłał uśmiech Amelii i uścisnął dłoń. – Słyszałem o tobie co nieco.
– Ach tak?
– Niallowi zdarzyło się coś wspomnieć. Nawet dość sporo.
– Super, trafiłam na kolejną gadułę – poskarżyła się żartobliwie, kręcąc głową, co rozbawiło mężczyzn.
– Zapewnię ci rozrywkę, nie musisz się martwić o nudę – oznajmił Niall.
– Wierzę ci, wierzę...
– Okej, zobaczmy naszą limuzynę i dom w jednym na najbliższy czas.
Horan zabrał od niej plecak, ruszając za Jayem, który otworzył rozsuwane drzwi, które prowadziły do części „mieszkalnej" samochodu.
– Możesz się rozejrzeć. – Odłożył jej bagaż na materac, po czym ustąpił wejście kobiecie.
Zastanawiała się wiele razy, jak to mogło wyglądać, jednak to, co zobaczyła, w niemal w żadnym stopniu nie pokrywało się z jej wyobrażeniami. Między meblami a łóżkiem znajdowało się przejście. Łóżko zajmowało całą tylną część pojazdu, więc było dość szerokie. Mimo małej przestrzeni, wszystko zostało rozplanowane tak, że wyglądało przestronnie. W dodatku pod materacem znajdował się schowek na bagaże lub inne rzeczy typu hamak, namiot czy śpiwór, dzięki czemu nie przeszkadzały i nie walały się niepotrzebnie, zajmując miejsce.
– Jak ci się podoba? – Niall wszedł do środka za nią. Gdy chciał się wyprostować, uderzył się w głowę o szafeczki podwieszone pod sufitem. Przeklął, masując obolałe miejsce, a Amelia zachichotała. – Bardzo zabawne – mruknął.
– Jest tu lepiej, niż się spodziewałam – odpowiedziała. – Całkiem... luksusowo.
Zaśmiał się.
– Uznam to za komplement. Staraliśmy się z Jayem, żeby było w miarę wygodnie w tej ciasnej przestrzeni, skoro zamierzaliśmy spędzić tu razem dwa miesiące. Mam nadzieję, że i nam będzie tu dobrze mieszkać.
Przytaknęła w zgodzie.
Rzuciła spojrzeniem na łóżko i wtedy coś przyszło jej do głowy. Z ciekawością i lekkim rozbawieniem przeniosła wzrok na Nialla.
– Spaliście w jednym łóżku?
– Cóż...
– Nie! – w tym samym momencie wykrzyknął Jay. – Nie spaliśmy razem. Jeden z nas zawsze spał w namiocie bądź hamaku.
Amelia uniosła brew, patrząc na Horana, a następnie wychylając się ponad jego ramieniem, aby spojrzeć na mężczyznę na zewnątrz.
– Co o tym sądzisz? – Niall ponownie zwrócił się do kobiety.
– O waszej dwójce w jednym łóżku? – Mężczyzna przewrócił oczami. – Żartuję. Jest super. Mam nadzieję, że będzie nam służył tak dobrze, jak zapewniasz.
– Oczywiście. – Uśmiechnął się szeroko.
Jay pożegnał się, życzył miłej podróży, po czym zostawił ich samych. Sprawdzili, czy zabrali ze sobą wszystko, co będzie im potrzebne, przy okazji niektóre rzeczy rozpakowali i odłożyli na właściwe miejsca, co nie obeszło się bez małych sprzeczek, bo Niall układał wszystko po swojemu. Amelia już kilka razy oznajmiła swoje obawy co do podwieszanych półek, czy nie spadną im one na głowę. Mężczyzna cierpliwie zapewniał ją, że trzymały się dobrze, nic ich nie zabije i że do ich montażu zatrudnili fachowca. Wszystkie drzwiczki miały magnesy oraz sprężynki, dzięki czemu nie otworzą się w trakcie podróży.
– Och, jeszcze jedna rzecz – powiedział Niall. – Żebyś czuła się komfortowo, mogę spać na zewnątrz. Van będzie cały twój. Tylko nie odjedź beze mnie – dodał żartobliwie.
– Cały mój, ale wcześniej nie przeszkadzało ci to w rządzeniu się tutaj – zauważyła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Na jego ustach zagościł się uśmiech.
– Nie chcę przesadzać w oddawaniu ci pełnej władzy w tym samochodzie. – Puścił jej oczko, po czym opuścił auto, zostawiając kobietę w osłupieniu.
Gdy Amelia przygotowywała do podróży wszystko wewnątrz, a Niall sprawdzał, czy van był na nią gotowy. Robił to już z Jayem, a Jay zanim im go przywiózł, lecz wolał się jeszcze raz upewnić. Następnie zaznajomił swoją towarzyszkę z tym, jak włączyć światła, wycieraczki i tak dalej, więc nie będzie musiał tego robić, kiedy będą się zmieniać za kierownicą.
Niedługo później byli gotowi, zatem mogli ruszać w drogę.
– Gotowa na przygodę?
– Oczywiście – odpowiedziała z pewnością, uśmiechając się od ucha do ucha.
Soczyście zielone pastwiska otaczały ich z każdej strony, gdy kierowali się na wschód do Dublina. Czasem można było dostrzec pasące się bydło lub owce. Tego dnia świeciło słońce, którego blask podkreślał piękno łąk rozciągających się dookoła.
Podziwianie tego krajobrazu działało uspokajająco na Amelię. Nerwy ogarnęły jej ciało, gdy tylko wyjechali z Mullingar. Równie dobrze jednak ten ścisk w żołądku mógł być podekscytowaniem. Być może odczuwała obie te rzeczy na raz. Wątpliwości co do tego, czy da radę, nie chciały odpuścić i bez przerwy powracały. Teraz już nie miała wyboru. Co ma być, to będzie.
Z głośników auta rozbrzmiewały piosenki z playlisty, którą wspólnie stworzyli na tę podróż. Bronte wyglądała przez okno, bawiąc się nitką wystającą z rękawa bluzy, podczas gdy Niall już dobrze się bawił i nucił pod nosem piosenkę, a na kierownicy wybijał placami jej rytm.
– Co tak cicho siedzisz? – odezwał się.
– Nic takiego. – Wzruszyła ramionami.
– Na pewno? Wyglądasz na zmartwioną.
– Nie, wydaje ci się.
– Nie wydaje mi się. Stresujesz się?
Westchnęła cicho. Znała Nialla na tyle, aby wiedzieć, że nie odpuści, więc nie było sensu ukrywania przed nim swoich emocji. Zwłaszcza jeśli mieli spędzić wspólnie najbliższy czas. Milczenie i uciekanie do półprawd raczej nie pomogłoby im w zbudowaniu zgranej drużyny, która w każdej chwili mogłaby na siebie liczyć.
– Trochę – przyznała. – Nigdy tego nie robiłam. Nawet nie wiem, czy to dla mnie.
– Powtórzę to, co ty sama mi niedawno powiedziałaś: to jest idealna okazja, żeby spróbować czegoś nowego. – Zaczerpnęła głęboki oddech i przytaknęła w zgodzie. – W razie jakichś problemów, zawsze możesz na mnie polegać. Pomogę ci. Będzie dobrze – zapewnił ją, kładąc dłoń na jej kolanie i obdarzając krótkim spojrzeniem. – Poza tym nie wyjeżdżamy poza Irlandię. Zresztą, to nawet nie byłoby możliwe. Cały czas będziemy jakieś trzy godziny od Mullingar.
Amelia odtrąciła jego rękę.
– Ręce na kierownicy i patrz na drogę! – Rzuciła mu karcące spojrzenie. – Chcesz nas od razu zabić? Tak w pierwszej godzinie?
– Uważasz mnie za beznadziejnego kierowcę? – zapytał z oburzeniem, na co zaśmiała się cicho.
– Żartuję.
Niall rozbawiony pokręcił głową.
– I to rozumiem.
Gdy dojechali do stolicy, zostawili samochód na obrzeżach miasta, a do centrum pojechali autobusem.
– Nie tak wyobrażałem sobie naszą budżetową podróż... – mruknął, kupując bilet. Weszli na piętro, następnie zajęli wolne miejsca.
– Chciałbyś pchać się tutaj vanem? Wątpię. Poza tym w ten sposób wspierasz transport publiczny, ograniczasz emisję dwutlenku węgla nie przyczyniasz się do zwiększania korków, oszczędzasz na paliwie... – wyliczała Amelia z nadzieją, że przestanie narzekać. W oczekiwaniu na autobus, co zajęło im kilka minut, zdążył jakieś siedem razy wygłosić swoje niezadowolenie.
Westchnął.
– Dobra, to ostatnie mnie przekonuje.
Amelia pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Jesteś niemożliwy! – stwierdziła, co go rozbawiło.
Siedząc na górze w piętrowym autobusie, mieli nieco lepszy widok na ulice, więc kobieta wykorzystała to i pokazywała co ciekawsze miejsca, opowiadając o nich różne ciekawostki. Niall słuchał z zainteresowaniem, co nie było trudne, ponieważ mówiła w bardzo ciekawy i przyciągający uwagę sposób. Ciężko było odpłynąć myślami. Już wiedział, iż zabranie jej ze sobą w podróż to była dobra decyzja.
To nie był jego pierwszy raz w Dublinie, ale i tak z zainteresowaniem podziwiał ulice. Tym razem bardziej zwracając uwagę na wszystko. Po obu stronach ulicy ciągnęły się rzędy przytulonych do siebie niewysokich kamieniczek z szarej cegły. Jedynymi „ozdobami" wyróżniającymi je na tle szarości były kolorowe szyldy mieszczących się wewnątrz barów, kawiarenek, sklepów czy studiów tatuażu, no i oczywiście pubów. Wszystko wydawało się zwykłe i szare. Odskocznią od tego były pstrokate ozdoby, ramy okien oraz wystawy.
Wysiedli na właściwym przystanku, Amelia pewnym krokiem ruszyła wzdłuż ulicy, a mężczyzna podążył za nią, w pełni jej ufając. To, że już tutaj bywał, nie oznaczało, iż znał to miasto.
– Dokąd teraz, przewodniczko?
– Temple bar.
– Serio? Zapomniałaś, że właśnie zaczęliśmy roadtrip i ktoś musi kierować? – zauważył z niezadowoleniem.
– Czy ja powiedziałam, że idziemy pić?
– Ale tam jest pub na pubie...
– No i co z tego? Opanuj się. Kupię ci pączka. Mam nadzieję, że ta twoja zrzędliwość jest wynikiem początku podróży i nie będę musiała więcej tego znosić.
Postanowił przemilczeć słowa kobiety, ale nie powstrzymał się przed głośnym westchnieniem.
– Pospacerujemy po Temple Bar – mówiła dalej. – Zobaczymy Zamek Dubliński. Mogę ci nawet pokazać, gdzie się uczę i pojedziemy do Trinity College, odwiedzimy Starą Bibliotekę. Udało mi się kupić bilety...
Niall zatrzymał się nagle, a kobieta zrobiła to samo, odwracając się do niego przodem.
– Żartujesz – wszedł jej w słowo. – Masz bilety do Starej Biblioteki?
– Tak – potwierdziła z uśmiechem.
– Amelia! – Wykrzyknął z radością. – Mam ochotę cię przytulić.
Zaśmiała się.
– Więc na co czekasz?
Nie musiała mu dwa razy powtarzać, ponieważ od razu chwycił ją w ramiona, ona również go objęła. Stali wtuleni w siebie, ludzie omijali ich dwójkę. Bronte miała wrażenie, że ten uścisk trwał już nieco dłużej, niż powinien, ale nie chciała go przerywać, gdy Niall powoli wodził dłonią po jej plecach w górę i w dół, rozprowadzając przyjemne ciepło po jej ciele.
– Dziękuję – powiedział, kiedy się odsunął.
– Żaden problem. – Posłała mu uśmiech, który odwzajemnił, a w jego lewym policzku pojawił się niewielki dołeczek.
Dzielnica Temple Bar to zupełne przeciwieństwo tego, co zobaczył z okien autobusu. Snuło się tędy wiele osób różnych narodowości. Dla turystów to był obowiązkowy punkt na liście do zobaczenia w Dublinie. Młodzież wykrzykiwała coś między sobą, mnóstwo akcentów mieszało się ze sobą. Dookoła mnożyły się wielobarwne wystawy, ozdoby oraz elewacje budynków. Do gwaru dochodziły dźwięki z licznych sklepów z płytami czy melodie wygrywane przez ulicznych grajków.
Wiele osób postanowiło wykorzystać piękną pogodę, przez co ten tłok stał się nie do zniesienia i trudno było cieszyć się tym miejscem. Kolorowe witryny barów oraz każda mijana osoba drażniła Amelię coraz bardziej. Zaczęła żałować, że ich tu przyprowadziła. Kupiła Niallowi obiecanego pączka, sobie również, po czym skierowali się Trinity College, zajadając się słodkościami.
Słońce świeciło ponad ich głowami, robiło się coraz cieplej, więc zdjęli swoje bluzy. Pogoda na sam początek była dla nich łaskawa. Cieszyli się z tego powodu, póki mogli.
Będąc na dziedzińcu uniwersytetu, Niall zażyczył sobie prawie całą sesję zdjęciową na tle starych budynków. Pozował, tłumaczył, jak chciałby, żeby dana fotografia wyglądała, sam zmieniał ustawienia w aparacie. Amelia musiała tylko naciskać spust migawki. Bawiło ją to, jak Niall zgrywał fotografa i modela w jednym.
Po udanej sesji fotograficznej skierowali się do słynnej biblioteki. Wewnątrz otaczały ich kolumny z ciemnego drewna, z którego również wykonano całe wykończenie wnętrza, a ponad ich głowami wznosił się łukowy sufit. Wzdłuż korytarza ustawione zostały popiersia pisarzy oraz filozofów. Po obu stronach znajdowały się wnęki, gdzie stały regały po brzegi wypełnione książkami, tak samo wyglądało to na piętrze, które można było zobaczyć z dołu. W powietrzu unosił się zapach starych ksiąg zmieszany z zapachem drewna, a do uszu docierały szmery rozmów.
– Tak musi wyglądać raj... – skomentował Niall cichym głosem jakby tylko sam do siebie, rozglądając się dookoła z niedowierzaniem.
– Być może i nim jest.
– Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę.
– Przestań. Nie musisz się za nic odwdzięczać.
Niestety, nie mieli zbyt wiele czasu, aby dokładnie zwiedzić bibliotekę. Niall zobaczył to, na czym mu tutaj najbardziej zależało, a Amelia zadbała o to, by miał drobną pamiątkę w postaci kilku fotografii.
Kolejnym punktem był Zamek Dubliński, przy którym nie zostali zbyt długo. Oboje najbardziej chcieli zobaczyć jedynie wieżę wartowniczą – jako jedyna przetrwała pożar, pozostała część Zamku musiała zostać odbudowana. Następnie zrobili podstawowe zakupy spożywcze w supermarkecie, następnie ponownie ruszyli w drogę.
Słońce przyjemnie grzało skórę, a powiew wiatru wpadający przez uchyloną szybę rozwiewał im włosy. Z głośników wydobywały się dźwięki ulubionej piosenki Amelii. Po lewej stronie połyskiwała tafla Morza Irlandzkiego, a po prawej rozciągały się soczyście zielone łąki, na których od czasu do czasu można było dojrzeć pasące się owce.
Może nie będzie aż tak źle, jak mi się wydaje, pomyślała.
Po ponad dwóch godzinach jazdy dotarli do Rosslare, gdzie mieli zamiar wybrać się na plażę. Roześmiani wysiedli z auta; przez całą drogę rozmawiali o różnych rzeczach, dopóki w pewnym momencie Niall nie zaczął żartować i wtedy rozmowa odeszła w zapomnienie, a brzuchy bolały ich od śmiechu.
Wzięli potrzebne rzeczy z samochodu, po czym udali się na plażę.
Gdzieniegdzie trawa ciągnęła się niemal do samej linii brzegowej i ciężko było o kawałek piasku, aby można było usiąść. Po niedługim czasie spaceru udało im się trafić na takie miejsce, gdzie rozciągał się szeroki na kilka lub kilkanaście metrów pas piasku. Nie mieli w planie się kąpać, ponieważ nie mieli na to czasu. Chcieli tylko chociaż przez godzinę odpocząć i wyprostować nogi, a przy okazji coś zjeść.
Amelia rozłożyła ręcznik, na którym następnie usiedli. Wiatr wiejący przyjemnie otulał ich ciała i rozwiewał włosy kobiety. Niall zahipnotyzowany obserwował, jak jej rude kosmyki układały się na jej ramionach i łopatkach miotane przez kolejne podmuchy. Mimowolnie wyobrażał sobie, jak przeczesywał je palcami, bawił się nimi. Wyobrażał sobie ich miękkość oraz strukturę. Przez to zapragnął, by to zrobić, jednak z trudnem się powstrzymał, ponieważ bał się, co Amelia mogłaby sobie o nim pomyśleć. Przecież byli tylko kompanami w podróży, a nie bliskimi sobie osobami, które się przytulają i nawzajem bawią swoimi włosami.
– Mogę ci zrobić zdjęcie? – odezwał się.
Bronte spojrzała na niego, a na jej ustach majaczył błogi uśmiech.
Wyjął aparat, ustawił odpowiednie parametry, a następnie uwiecznił na fotografii to, jak na niego patrzyła. Później zrobił kobiecie mnóstwo zdjęć, gdy chodziła wzdłuż linii brzegowej po wilgotnym piasku, a fale obmywały jej stopy. Uchwycił moment, gdy siedziała, gdy tańczyła roześmiana. Promienie słońca uwidoczniły piegi na jej nosie i policzkach oraz sprawiły, że włosy przybrały ognisty kolor.
Amelia chciała się odwdzięczyć za zdjęcia, lecz on odmówił. Na plaży spędzili jeszcze jakieś pół godziny, po czym wrócili na parking, gdzie zostawili swój samochód, by przygotować obiad, a po posiłku ruszyć w dalszą podróż.
Kolejny przystanek był ich ostatnim tego dnia. Musieli znaleźć parking poza miastem, na którym mogliby przenocować. Zatrzymali się niedaleko Dungarvan na południowym wybrzeżu. Wyjście z samochodu i wyprostowanie nóg było dla nich niemal błogosławieństwem. To była najdłuższa trasa, którą pokonali tego dnia i pomimo krótkiej przerwy na toaletę mięśnie oraz stawy nadal błagały o rozprostowanie i rozciąganie.
– Nigdy więcej takich tras – żachnął się Niall.
– Dopilnuję tego.
Roześmiał się cicho.
Pomogła mu rozłożyć namiot, przy czym wielokrotnie pytała go to, czy na pewno chciał spać poza vanem, a on zapewniał ją, że tak.
– Gdybym miał z tym problem, to spałbym w środku – powiedział stanowczo.
– Ja mogłabym spać w namiocie – zaproponowała po raz kolejny, na co Niall przewrócił oczami.
– Oboje wiemy, że nie zmrużyłabyś wtedy oka.
Nie odpowiedziała, przyznając mu w ten sposób rację.
Kiedy mieli już wszystko gotowe, Horan zrobił im kolację na kuchence turystycznej. Podczas spożywania posiłku niewiele rozmawiali, gdyż zmęczenie zaczęło ogarniać ich oboje i marzyli tylko o odpoczynku. Ustalili tylko, iż jeśli jutro wszystko pójdzie dobrze, dojadą do Parku Narodowego Killarney.
Amelia obawiała się, czy będzie mogła zasnąć w takich warunkach w dodatku w zupełnie obcym łóżku i miejscu. Zmęczenie było jednak na tyle mocne, że zasnęła bez większego problemu, a wystarczyło tylko przytulić policzek do chłodnej poduszki.
Kolejnego dnia pogoda nie była już tak piękna. Niebo zasnuły chmury, zrobiło się trochę chłodniej. Na szczęście żadna prognoza pogody nie zapowiadała deszczu ani mocnego wiatru nigdzie na trasie i również w hrabstwie Kerry, gdzie znajdował się park narodowy, do którego zmierzali. Mieli nadzieję, że uda im się go zwiedzić. Zjedli śniadanie, następnie skorzystali z prysznica na pobliskiej stacji benzynowej, uzupełnili bak paliwa, po czym ruszyli w dalszą podróż.
– Jak się spało? – Niall próbował zainicjować rozmowę.
– Świetnie. A tobie?
– Spanko jak marzenie. Dawno tak dobrze nie spałem. – Zaśmiał się. – Też powinnaś spróbować przespać się na świeżym powietrzu.
– Nie, dziękuję. Na razie nie skorzystam z propozycji. Wolę spać bez świadomości, że wokół mnie będą spacerować jakieś dzikie zwierzęta gotowe mnie pożreć.
– Nikt nie będzie chciał cię zjeść, uwierz – wyjaśnił rozbawiony.
– Wolę się o tym nie przekonywać. I to nie jest zabawne!
– Ja wciąż żyję i mam się dobrze. Nikt się przecież nie śmieje. – Cichy chichot wydostał się z jego ust, gdy próbował zachować powagę.
– Niall! – Chciała uderzyć go w ramię, ale się powstrzymała, gdyż nie chciała, aby na tych wąskich drogach spowodował wypadek.
Niall pokazał jej język.
Pokonywali trasę wzdłuż południowego wybrzeża, kierując się na zachód. Amelia wciąż nie mogła napatrzeć się na niesamowite widoki, nadziwić się bezkresem morza, który chyba nigdy nie przestanie jej fascynować. Jeśli nie siedziała za kierownicą, robiła mnóstwo zdjęć oraz filmów, aby uwiecznić piękno natury na dłużej i mogła sobie przypominać o tej podróży, kiedy tylko będzie miała ochotę.
Na obiad zatrzymali się w Bantry i tam też zrobili większe zakupy na kilka dni. Mieli podróżną lodówkę, więc nie musieli się martwić o to, czy coś się zepsuje. Później jechali już prosto do Killarney. Tam znaleźli parking, spakowali do mniejszych plecaków to, co będzie im potrzebne podczas zwiedzania parku, po czym pieszo udali się do parku. Koniecznie chcieli zobaczyć dwie rzeczy – wodospad Tork oraz Spotkanie Wód, czyli obszar z roślinnością subtropikalną. Niall tutaj kiedyś był, zaś Amelia koniecznie chciała zobaczyć tropikalne rośliny w Irlandii. Innych zabytków czy miejsc na terenie parku nie mieli w planach, ale jeśli zostałoby im czasu, z chęcią zobaczyliby coś więcej.
Spacerowali wyznaczonymi ścieżkami, stosując się do kierunkowskazów, żeby się nie zgubić. Niekiedy musieli przedzierać się przez gałęzie, lecz nie przeszkadzało im to. Niall był bardziej przewodnikiem Amelii ze względu, iż to nie był jego pierwszy raz tutaj. Prowadził ją, wysłuchując jej zachwytów nad dzikością natury nietkniętej ludzką ręką.
– Ale zajebisty pień! – Wskazała na dziwnie ukształtowany pień niewielkiego drzewa, który wyglądał trochę jak ławka. – Zrób mi zdjęcie.
Podbiegła do rośliny, siadając na poziomej części pnia. Niall cierpliwie czekał, aż kobieta wybierze odpowiednią pozę, po czym zrobił jej kilka zdjęć.
Zwiedzali park, trzymając się blisko, aby się nie zgubić. Co ciekawszym okazom lub miejscom poświęcali więcej uwagi. Nad wodospadem oraz przy Spotkaniu Wód spędzili więcej czasu, niż się spodziewali. Na trasie spotkali jedynie kilka osób, z którymi porozmawiali chwilę, wymieniając się wskazówkami co do szlaku.
Gdy wrócili do samochodu, byli wymęczeni, ale w pozytywnym znaczeniu. Musieli jednak jeszcze znaleźć miejsce do przenocowania poza parkiem. Niall więc od razu wskoczył za kierownicę i skierował się na północ.
– Podobało ci się? – mężczyzna przerwał ciszę panującą wewnątrz auta.
Uśmiech od razu rozświetlił twarz Amelii.
– Bardzo. Nie spodziewałam się, że będzie tak pięknie.
– Irlandia zaskakuje na każdym kroku.
– Zdecydowanie tak. – Zachichotała cicho. – To było ciekawe doświadczenie zobaczenie tropikalnych roślin wśród typowej irlandzkiej roślinności.
– Oj tak, zgadzam się. Co ci się jeszcze podobało? – dopytywał, widząc, że kobieta nie sama z siebie więcej nie powie.
Jechali przez górzysty teren, od czasu do czasu można było dostrzec taflę Oceanu Atlantyckiego mieniącą się w blasku słońca chylącego się ku zachodowi.
– Nie wiem... Wszystko mi się podobało – odpowiedziała i ziewnęła krótko. – Ciężko wybrać jedną lub kilka rzeczy. Nie miałam wielkich oczekiwań, więc trochę byłam zaskoczona. Ale pozytywnie.
– Ja już tu kiedyś byłem, ale to miejsce nadal zachwyca tak samo. Może nawet bardziej.
Amelia wyraźnie nie miała ochoty na kontynuowanie rozmowy, więc skupił się na znalezieniu jakiegoś parkingu lub innego miejsca, gdzie mogliby się zatrzymać. Nie musiał szukać daleko, gdyż już po dwudziestu minutach po tym jak wyjechali poza teren Parku Narodowego, znalazł niewielki parking, który był pusty.
Wysiedli. Gałęzie drzew szalały na porywistym wietrze, który szumiał między nimi. Szykuje się ciekawa noc, pomyślał. Rozejrzał się za miejscem, gdzie mógłby rozłożyć namiot, podczas gdy Amelia przygotowywała dla nich herbatę.
– Chodź, wypij, zanim wystygnie – powiedziała, kiedy wrócił.
– Tylko rozłożę namiot.
Rzuciła mu spojrzenie mówiące: „No chyba sobie jaja robisz".
– Oszalałeś? Na takim wietrze? Polecisz w kosmos z tym namiotem!
Zaśmiał się na jej słowa.
– A gdzie mam spać? Spokojnie, nigdzie nie odlecę.
– Możesz spać tutaj, ze mną. Powinniśmy się zmieścić. Nie rozpycham się, a jak z kimś dzielę łóżko, to zajmuję jeszcze mniej miejsca – tłumaczyła, a on przyglądał jej się rozbawiony z uniesionymi brwiami. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
– Niezła reklama.
– Nie skusisz się?
– Okej, brzmi przekonująco.
– Cieszę się, więc teraz wypij herbatę, póki ciepła.
Nie miał zamiaru odmawiać, chwycił więc kubek, po czym oboje usiedli na łóżku.
– A tobie się podobało? – zagaiła Amelia.
– Bardzo.
– Nawet jak poślizgnąłeś się na mokrych liściach? – Spojrzała na niego, powstrzymując uśmiech cisnący się na usta.
– Ot, takie urozmaicenie szlaku. Za dobrze nam szło. – Zaśmiał się. – Naprawdę było świetnie. To, co ty powiedziałaś, do tego trasa była dobra, pogoda tym bardziej. Nie ma na co narzekać.
– Zgadza się. – Przytaknęła.
Bronte zabrała się za przygotowywanie dla nich kolacji, którą następnie spożyli. Po niej od razu przygotowali się do spania. Naczynia zostawili brudne, ponieważ żadnemu nie chciało się przebywać na zewnątrz dłużej, niż było to było koniecznie. Oboje wyszli się tylko załatwić i jako tako obmyć, co było ciekawym doświadczeniem w takiej wichurze.
Amelii wydawało się, iż może będzie miała trudność z zaśnięciem spowowdowaną bliskością mężczyzny. Nie była przyzwyczajona do dzielenia łóżka. Była jednak zbyt zmęczona, aby się tym przejmować. Zasnęła szybko, czując mrowienie w miejscu, gdzie jej ramię stykało się z ramieniem Horana.
Następnego dnia zwiedzali kolejny Park Narodowy – Burren w hrabstwie Clare – który obejmował największy obszar krasowy na Wyspach Brytyjskich. W Burren było również coś, co najbardziej interesowało Amelię i Nialla, czyli mieszanka roślinności charakterystycznej dla obszarów śródziemnomorskich, arktycznych i alpejskich.
Najwięcej czasu poświęcili na zwiedzanie jaskiń, gdyż pogoda tego dnia nie dopisywała. Trochę nad tym ubolewali, ale mimo utrudnień udało im się zobaczyć to, co chcieli. Około czternastej wrócili do auta. Padał mocny deszcz, więc zgodnie uznali, iż nie będą ryzykować jazdy vanem wąskimi irlandzkimi drogami. Amelia, bo teraz to jej kolej przypadała za kierownicą, wyjechała jedynie poza teren parku i tam znalazła parking, gdzie mogli spędzić resztę dnia oraz noc. Zapas produktów spożywczych wystarczy im jeszcze do jutrzejszego śniadania, więc nie musieli też wychodzić na zakupy.
Będąc na miejscu, zaparzyła im herbaty.
– Wow. – Zaskoczył ją widok stosu książek, które Niall wyjął z walizki. – Nie za dużo książek jak na taki krótki wyjazd? – zapytała zdziwiona, na co ten wzruszył ramionami.
– Lubię mieć wybór.
Zabrał ze sobą pięć książek: dwie z gatunku fantastyki, obyczajową, reportaż oraz literaturę piękną. Wybrał tę, z którą zamierzał spędzić to popołudnie, a resztę niedbale schował do torby. Podziękował za herbatę, po czym usadowił się na łóżku.
– Możesz sobie coś wybrać, jeśli chcesz – powiedział.
– Nie, dzięki. Mam swoje.
Wygrzebała ze swojej torby czytnik, a następnie przysiadła się do niego na posłaniu.
– O, widzę, że ty masz jeszcze większy wybór.
– Niestety nie. Pobieram na bieżąco książki, które mnie interesują. Teraz mam dwie.
Brwi Nialla wystrzeliły w górę.
– Tylko dwie? – dopytał z niedowierzaniem, na co przytaknęła. – Chciałbym kiedyś osiągnąć ten poziom...
– Będzie ciężko, skoro lubisz wybór.
Posłał jej wymowne spojrzenie, udając rozczarowanie.
– Jak możesz? Powinnaś mnie wspierać! Powinnaś powiedzieć: „Dasz radę, Niall. Kiedyś będziesz na bieżąco czytać zakupione książki! Wierzę w ciebie!" – powiedział niemal płaczliwym głosem.
Roześmiała się głośno, odrzucając głowę do tyłu i zasłaniając usta dłonią.
– Już sam sobie to powiedziałeś. Lepiej?
– Troszkę.
– Oj Niall. – Rozbawiona pokręciła głową, lekko ściskając ręką jego udo.
Starał się ignorować dreszcze, które poprzez ten gest rozesłała po całym jego ciele. Odchrząknął i wrócił do rozpoczętej lektury, próbując skupić na niej całą swoją uwagę. Oboje tego próbowali przez następną godzinę, lecz koniec końców okazało się, iż ani jedno, ani drugie nie potrafiło czytać w towarzystwie. Niallowi wydawało się to dziwne, gdyż wcześniej nie miał z tym problemu.
Włączyli album Nothing But Thieves i do jego rytmu zabrali się wspólnie do przygotowywania obiadu. Zawsze stawiali na jak najprostsze dania, które też nie wymagały użycia wielu naczyń. Tego dnia wybrali makaron ze szpinakiem. Szybkie, proste oraz smaczne.
Nothing But Thieves długo nie zagościli w przenośnym głośniku, który Niall zabrał w podróż, aby umilał im dłuższe wieczory lub poranki. Amelia włączyła coś innego, kiedy tylko skończyli gotować.
– Hej, nie podobają ci się Nothing But Thieves? Masz coś do nich? – oburzył się.
– Nie, po prostu nie mam ochoty na taką wolną muzykę.
Teraz wnętrze samochodu wypełniały piosenki Royal Deluxe. Kobieta kołysała się do ich rytmu, spożywając posiłek. Na początku Niall nie był przekonany, ale przy No Limits kiwał stopą do muzyki.
– A jednak.
– Taa – mruknął, na co posłała mu uśmiech pełen triumfu. – To źle? – żachnął się na jej reakcję.
– Bardzo dobrze. Sprowadzam cię na dobrą drogę.
– Czyli jednak masz coś do Nothing But Thieves?
– Nie! Lubię kilka ich piosenek z tego albumu. Reszta jest dla mnie za wolna.
– Niech ci będzie.
Dokończyli obiad, po czym Niall zadeklarował, że pozmywa. Musiał to zrobić na zewnątrz, ponieważ w vanie nie został zamontowany zlew. Amelia wyszła za nim, korzystając z okazji, iż na chwilę przestało padać. Silny wiatr szarpał jej włosami na wszystkie strony, przez co już po chwili stwierdziła, że wyjście to był zły pomysł. Szybko ponownie skryła się w zaciszu vana, po czym chwyciła czytnik i usadowiła się na łóżku.
– Ja walczę o życie, myjąc naczynia, a ty sobie wygodnie siedzisz? – skomentował, gdy po kilkunastu minutach wrócił do środka.
– Sam się zgłosiłeś na ochotnika – zauważyła, nie podnosząc na niego wzroku.
Odstawił naczynia na blacie, następnie również rzucił się z książką na miejsce obok Amelii.
– To co? Maratonik czytelniczy?
– Z chęcią.
Tak więc resztę wieczoru spędzili na czytaniu, co jakiś czas zmieniając piosenki cicho grające w tle. Zrobili sobie przerwę na kolację oraz załatwienie swoich potrzeb. Później czytali, dopóki nie musieli położyć się spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro