{Rozdział drugi}
Kapitol,
rok 2190,
kilkanaście godzin po dożynkach.
_________________
Kiedy pociąg się zatrzymał, jako pierwsza wyskoczyła ich opiekunka, Silena.
— Szybciutko, szybciutko! Mamy sześć godzin, a dużo czasu nie ma! — pisnęła — Rubén, Winifred, szybko! — powtarzała w kółko.
Jednak Winnie była zbyt zajęta przyglądaniem się tłumowi zebranych ludzi wokół pociągu. Zauważyła również, że Ruby z uśmiechem im machał. Według niej, chyba bez konkretnego powodu to robił, ale postanowiła, że może powinna zrobić to samo, co on.
— Czemu im machamy? — zapytał, nie patrząc na nią.
— Chcemy zdobyć ich serca, bo może ktoś z nich chciałby być naszym sponsorem. — odparła bez namysłu. Po chwili zrozumiała, że to jest dobry pomysł, bo sponsorzy naprawdę im się przydadzą podczas igrzysk.
— Szybko! — usłyszeli pisk Sileny po raz kolejny. Była już przy wejściu do budynku i czekała na nich stukając nerwowo palcami o swoje ramię.
Pobiegli szybko w jej kierunku, lecz po drodze Winnie się potknęła i upadła na ziemię. Gdy się uniosła, zauważyła, że na chodnik kapie krew.
Świetnie — pomyślała. Uniosła wzrok i zobaczyła, że nad nią stoi dziewczyna o blond włosach i przenikliwych szarych oczach. Wyciągnęła do niej rękę, pomagając jej wstać, a potem podała jej chusteczkę, by wytarła krew.
— Dzięki — powiedziała przyjmując chusteczkę, lecz w następnym momencie Strażnik Pokoju podszedł do dziewczyn, złapał za ramię nieznajomej i szorstkim ruchem wciągnął ją ponownie w tłum. Pomimo tego, że był tłum ludzi, usłyszała przytłumiony wrzask, który chyba należał do nieznajomej. — Czekaj! — zawołała próbując ukryć panikę w głosie — Zostaw ją, nie! — próbowała przedrzeć się przez tłum, ale jacyś inni Strażnicy ją złapali za ramię — Zostawcie mnie, zostawcie ją, no dalej! — nikt nie zwracał uwagi na jej słowa, a Strażnicy siłą zaprowadzili ją siłą do wejścia, gdzie stali już Ruby i Silena.
— Winnie! Co tyle trwało... O Boże, krew! — Rubén odskoczył — Krwawisz, Winnie, krwawisz! Złamałaś nos, prawda? O Boże, Silena, ona złamała nos! — dziewczyny się zaśmiały — Pewnie jeszcze coś złamała, Winnie, Winnie! Coś ciebie boli?
— Nie, Ruby, wszystko okej — zaśmiała się niepewnie wycierając nos — Tylko...
— Winnie, ubrudziłaś się, skarbie. — wtrąciła się opiekunka. Wyrwała jej z ręki brudną chustkę i wytarła krew z policzka — A teraz szybko! Sześć godzin, nie więcej.
Winnie podążyła szybkim krokiem próbując nadążyć za krokami jej opiekunki. Raz co raz spoglądała na Rubéna, który co chwila patrzył na nią wzrokiem typu "wiem, że złamałaś nos, przyznaj", ale Winnie była zbyt pogrążona w myśli o blondynce na placu. Próbowała trzymać pewny wyraz twarzy, jakby w ogóle nic się nie stało.
— To są wasi styliści. — powiedziała Silena zatrzymując się na moment wskazując stylistów. Widziała już gdzieś mężczyznę stojącego po prawej - był to Andrei, często otrzymywał pochwały ze strony trybutów za stroje na wywiady i takie. Uśmiechnął się do niej niepewnie, na co ona odpowiedziała tym samym. — Andrei i May się wami zajmą. Szybciutko, szybciutko! — ponagliła ich opiekunka — Parada trybutów za sześć godzin, a wy macie jeszcze dużo do roboty! — powtórzyła po raz kolejny.
Winnie pożegnała się uśmiechem z Ruby'm i odeszli w swoje strony. Później do jej stylisty podeszła trójka innych ludzi, którzy mieli dziwne odcienie włosów i skóry. Nie, żeby nie było, ale jedna z nich miała fioletowy odcień skóry i białe włosy, co trochę zdziwiło dziewczynę. Postanowiła nie komentować tego.
— Jestem Winnie — przedstawiła się w końcu wyciągając rękę do grupki ludzi, ale tylko Andrei uścisnął ją, nie odzywając się.
Później, jak cała czwórka doszła do jakiegoś pomieszczenia, jej nowa ekipa zaczęła ją przygotowywać na pierwszy pokaz trybutów. Nie skupiała się na czynnościach, które wykonywali, ale od czasu do czasu pisnęła, gdy coś wyrwali, czy pociągnęli za mocno.
Nie zauważyła momentu, w którym Andrei wyszedł z pomieszczenia, ale kiedy podniosła wzrok, szatyn dopiero co wszedł do pomieszczenia.
— Chcesz się przyjrzeć? — odezwał się w końcu, trzymając w ręce lustro.
— No jasne! Na pewno dobrze im świetnie poszł... — dziewczyna zamilkła kiedy zobaczyła swoje odbicie. Wyglądała... inaczej. Zdecydowanie nie wyglądała jak szara myszka, która jeszcze wczoraj nie miała okazji zająć się swoim wyglądem.
— Podobno twoje włosy były trudne do wymycia z tego szarawego koloru. — odparł, kiedy nadal się nie odezwała.
Tak, jej włosy miały lekko złocisty odcień, jednak nadal nie były zbyt jasne, ale nie musiały. Twarz miała rumianą, a skóra była bardzo gładka. Jedyne, co zostało takie same, to jej oczy, które nadal miały ten lekki szary kolor. Jeszcze chwilę przyglądała się odbiciu aż zwróciła się do ekipy.
— Dziękuję, to jest nawet... śliczne. — ale zauważyła, że nikogo nie było, poza nią i stylistą. — Czekaj, kiedy oni poszli?
Mężczyzna jej nie odpowiedział i wcisnął jakiś guzik na jednej z ścian. Obok Winnie nagle pojawia się hologram przedstawiający wygląd jej stroju.
Ale w tamtym momencie cały czar prysł.
Sukienka była okropna.
— Jeszcze nie jest gotowa, więc jak chcesz coś w niej zmienić, to śmiało, zaprojektuj sobie. — dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy to powiedział.
Po dłużej nieokreślonym czasie Winnie i Andrei dogadali się w jakiś sposób i zdołali zmienić projekt stroju, a gdy był gotowy dziewczyna z uśmiechem przymierzyła go.
Gdy wyszła z pomieszczenia, wpadła na Ruby'ego, a gdy spojrzeli na siebie, nie mogli się powstrzymać od śmiechu.
Chłopak nosił trochę za duży na niego garnitur w żółte paski i ogniście pomarańczowe buty do tego, a włosy miał gładko zaczesane na bok.
— Wyglądasz jak klaun — zaśmiała się
— A ty masz blond włosy. — odparł próbując ją skomplementować — I sukienkę, jakbyś szła na bal przebierańców.
— Niech zgadnę.. Przypomina ci to myszkę?
— Dwadzieścia minut! — zaskrzeczała Silena podchodząc do nich — Dwadzieścia minut, a nie ma trybutów z jedenastki! Tragedia! Po prostu grecka tragedia! — trybuci zaśmiali się słysząc ją.
Nagle obok Winnie przebiegł ktoś, trącąc ją o ramię.
— Przepraszam! — zawołała biegnąc w jej stronę — Czekaj, chwila!
Ta osoba odwróciła się i rozpoznała, że to była dziewczyna z placu. Miała podbite oko, a włosy były bardziej potargane, ale miała tak samo przenikliwe szare oczy.
— Winifred Clemonte, prawda? — odezwał się brunet, którą dziewczyna wcześniej nie zauważyła — Nicolas Rain, jestem twoim mentorem, a to jest Ilisti Shey. — Winnie czekała, aż blondynka się odezwie, ale nie zrobiła tego — Ah, przepraszam najmocniej, Ilisti jest... awoksą. — wytłumaczył spoglądając niepewnie na nią.
Po chwili, dziewczyna przypomniała sobie, że awoksy, to są ludzie, którym odcięto... język. Wciągnęła gwałtownie powietrze, ale nie umiała wyobrazić sobie jaki to byłby ból, mając odcięty język.
— Winnie, skarbie, dziesięć minut zostało, chodź! — zawołała piskliwie Silena z drugiego końca korytarza.
* * *
— Tylko... Zachowujcie się swobodniej, co? — poprosiła ich Portia, jedna z stylistek dla dwunastego Dystryktu. — Cały czas wyglądacie na spiętych... — przyjrzała się parze trybutów i zmarszczyła brwi — Wybaczcie, ale nie wyglądacie najlepiej... Gdybym tylko miała lepszego partnera do tego... — mruknęła pod nosem
Osobiście, Bigby'emu nie przeszkadzał jego strój. Nie był zawstydzający, więc przynajmniej tyle z tego. Przez cały czas, od rozpoczęcia podróży, nie wymienił ani jednego słowa z Amerie, więc zdziwił się, kiedy poprosiła go o pomoc, by wejść na rydwan.
Po kilku minutach czekania, ich rydwan ruszył przez wielki plac Kapitolu.
— Powinniśmy coś zrobić, prawda? —odezwała się znowu, a chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem
— Na przykład? — odparł trochę zbyt szorstkim tonem, na co ona nadepnęła mu na stopę — Przestań. — mruknął
— Nie odzywaj się do mnie takim tonem, co? — odwróciła się do tłumu i wymusiła uśmiech, machając ludziom. — Przynajmniej spróbuj wywrzeć dobrą opinię o naszym dystrykcie, co? — zawołała do niego.
Jednak po kilku minutach dziewczynie znudziło się machanie, więc stanęła obok niego z sztywnym wyrazem twarzy.
Bigby zaczął się przyglądać ekranom, które pokazywały wygląd wszystkich trybutów. Według niego wszyscy wyglądali głupio, poza dziewczyną z siódmego dystryktu, która jako jedna z nielicznych wyglądała, elegancko. Po chwili zorientował się, że nie widział rydwanu z jedenastki, a gdy dojechali pod budynek prezydenta, nadal nie było znaku po nim.
Gdy na balkon wszedł prezydent Snow, zauważył, że dużo osób zaczęło gniewnie spoglądać na prezydenta, włączcie z jego towarzyszką.
— Niech zgadnę.. Chcesz go wymordować? — zapytał ją, na co ona zacisnęła pięści i pokiwali głową przecząco.
— Nie da się go wymordować, ale wolałabym żeby cierpiał tyle, ile wszyscy trybuci co roku na jego głupich Igrzyskach Głodowych. "Oh, to tylko dla dobra Kapitolu! Wtedy pokazujemy buntownikom, że to my mamy władzę!" — ostatnie dwa zdania powiedziała skrzekliwym głosem, próbując udawać głos Snowa.
— Nic ci jeszcze nie zrobił, daj spokój — odparł, z zamiarem by się uciszyła
— Nic mi nie zrobił?— warknęła wymawiając każde słowo z osobna — Nic mi nie zrobił? — powtórzyła z oburzeniem — Ty chyba nic nie wiesz o tym prezydencie i Kapitolu, co?
— Wiem na tyle, by wiedzieć, że hałasujesz i przeszkadzasz Snowowi. — próbował szepnąć do niej głośno i oparł się o tył rydwanu
— Nie obchodzi mnie za grosz Snow! — odszepnęła mu
Nie odezwali się ani razu po przemowie prezydenta, a gdy rydwan dojechał ponownie do ośrodka, podszedł do nich Kevin, który był ich mentorem.
— Jak myślicie, że wam poszło? — nikt mu nie odpowiedział, więc popchnął ich w stronę windy — Odpowiem za was: poszło nawet nie tak źle! Wyglądaliście groźnie, głupio i wyzywająco, co według mnie dobrze znaczy o was, nie sądzicie? Według mnie Amerie poradziła sobie świetnie, kiedy tak głupio machała tłumowi, a ty Bigby... wyglądałeś groźnie, ok?
Znowu nikt mu nie odpowiedział, więc się poddał. Prawdę mówiąc, Bigby chciał się odezwać, ale nie był pewien jak zareagowałaby na to szatynka. Gdy dojechali na poziom dwunasty, gdzie mieściły się ich pokoje, chłopak skierował się do pokoju trybutki i zaczekał aż wejdzie.
— Chcę z tobą pogadać. — powiedział w momencie, kiedy weszła
— Przestań się tak do mnie odzywać, okej? Nic ci nie zrobiłam. — usiadła na łóżku — A teraz, proszę, mógłbyś odejść? Mam coś do załatwienia.
Kiedy zapytał, co miała zrobić, nastolatka wrzasnęła, że to nie jego interes. Zaczęło go irytować to, że nie próbowała nawet mu powiedzieć nic konkretnego. Pchnął lekko szafkę przy drzwiach, przez co i tak odezwał się huk, na co ona wrzasnęła na niego głośniej, by wyszedł z jej pokoju.
— Nie odzywaj się do mnie takim tonem. — odparł głośno cytując ją.
Wyszedł z jej pokoju trzaskając drzwiami.
No i nici z sojuszu. — westchnął i odszedł do swojego pokoju.
— Hej, Bigby! — zawołał Kevin z salonu — Chcesz pooglądać komplikację śmiesznych kotów?
No i nici z porządnego mentora. — dodał.
______________
Wiiitaaaam...
Tylko dwie perspektywy w tym rozdziale, bo nie chciałam was za bardzo zamęczać..
Powiedzcie mi jeszcze tylko... Bo ja mam wrażenie, że trochę za bardzo przedłużam niektóre momenty, przez co czytanie robi się nudne... Czy tak jest?
! Z góry mówię, że nie jestem pewna, czy rozdział wyszedł dobrze ¡
Teraz prośba!
Proszę [O TU] się zgłosić, dać po sobie jakiś znak, czy coś, żeby nie było, że piszę o postaciach, a autorzy postaci tego nie widzą xD
[ps: jeżeli się nie odezwie jakiś autor postaci, aż do rozpoczęcia igrzysk, to zabijaaaaaaaam]
Um... Pytanie do ludziczków, którzy utworzyli postacie z rozdziału: um... czy w miarę dobrze odzwierciedliłam te ludki?
Pytanie do wszystkich: czy da się połapać w tych wszystkich imionach kto jest kim? Czy powinnam zrobić listę mentorów i opiekunów dla ułatwienia?
Drugie pytanie do wszystkich:
[chcę, byście mieli wpływ na to, co się dzieje]
Czego oczekujecie? Chcecie jakiś wielki plot twist? Co chcecie, żeby twoja postać zrobiła fajnego/śmiesznego/dobrego? XD
P Y T A N K A ——>
Uwagi ——>
Marudzenie ——>
A w tym miejscu napiszę za jakiś czas kiedy wyjdzie nowy rozdział ——>
~Lia🌸
Ps: pamiętajcie, by przynajmniej skomentować kropeczką, lub SZCZERĄ opinią o rozdziale^^
Ps2: mam fazę teraz na emotkę borsuka🌻🦡🌻🦡🌻🦡🌻 xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro